25.09.2008
|
To moja pierwsza przygoda, założona przeze mnie, proszę o brak chichotów.
Postarajmy się, a pójdzie jak z płatka, serdecznie zapraszam do uczestnictwa.
Bard Miron
_
Kapitan Jess wkroczył do portu w Ismay. Była to mała mieścina portowa, w której wszystko miało się zacząć. Jess był piratem, i to piratem nie byle jakim. Urodził się w AvLee. Na wyspach archipelagu toczyły się wojny między państwami AvLee, Erathii, Brakady i Krewlod. Ostatnio słyszało się jednak o nekromantach, którzy znajdowali uciechę w walce na statkach z żywymi. Kapitan wkroczył do tawerny "Pod pijanym krasnoludem", gdzie szukał załogi do brakadzkiego galeonu.
|
25.09.2008
|
W karczmie śmierdziało rybami i winem. Było już bardzo późno więc kapitan Jess postanowił wynająć pokój i przy okazji zapytać karczmarza o ludzi na statek.
Niski, gruby i śmierdzący, czyli typowy karczmarz z portowej knajpy. Jess rzucił mu na ladę mieszek wypełniony miedziakami. Niestety ostatnia wojna, zmusiła władze portu do "psucia pieniądza" więc, miedziaki były wtedy naprawdę sporą sumką. Grubas spojrzał na kapitana obojętnie i zapytał:
- Czego?
- A czego mogę chcieć durniu? Pokój na jedną noc i informację czy nie ma tutaj jakiś wolnych marynarzy.
- Eh... Pierwszy pokój po lewej na piętrze powinien być wolny, jeśli nie to wygoń lokatora, bo mi zalegał z czynszem. Co do ludzi - Położył tłuste łapsko na sakiewce i wciągnął pod ladę - Tamte drzwi prowadzą do ludzi, którzy roboty szukają. Może kogoś pan znajdziesz.
Jess nawet nie podziękował tylko skierował się w stronę wskazanych przez karczmarza drzwi. Uchylił je. W sporej izbie było pełno stolików, a przy nich ludzie, elfy, gnolle, orkowie i inne istoty. Jess postanowił zacząć od kilku krasnoludów siedzących przy kominku.
Od razu poznał że ma do czynienia z prawdziwymi wojownikami i weteranami wielu bitew, zarówno morskich jaki i lądowych... A może nawet i powietrznych? Jeden z nich miał pociętą całą twarz. Od lewej brwi do prawego ucha rozciągała się paskudna blizna. Jego towarzysz był nie gorszy, gdyż nie miał brody. W miejscu gdzie powinna się znajdować, rozciągała się obrzydliwa rana powstała przez poparzenie. Ostatni Krasnolud nie miał nogi i oka. Jess pomówił z nimi pięć minut i już zdobył trzech wojowników do brygady. Kazał im czekać na niego przy bramie głównej miasta, jutro popołudniu.
Szedł dalej przy oknie zauważył jakiegoś osobnika wciągającego do nosa czarny proszek zwany tabaką.
- Witam pana... Szukasz może pracy?
- Być może... A kim jesteś?
- Kapitan Jess, nazwiska znać nie musisz. Organizuję wyprawę i potrzebuję załogi dzielnej i walecznej, wyglądasz mi na kogoś kto potrafi o siebie zadbać w razie kłopotów...
- Ano. A ile oferujesz za moje usługi?
- 15 srebrnych monet za dołączanie do brygady. Podczas wyprawy co sobie znajdziesz to będzie Twoje. Jak cię zwą?
- Sevenrit'h, ale możesz mi mówić Huzar - Powstał z miejsca. Był wysokim, chudym jak tyczka osobnikiem z osobliwym tatuażem rozciągającym się od ramienia do nadgarstka. Było to coś na rodzaj bluszczu owijającego rękę.
- A zatem zapraszam na pokład. Czym sie posługujesz w walce?
- Bandolet, rapier albo szpada, szablą tez nie pogardzę... Kusza i umiem trucizny sporządzać.
Jess podał Huzarowi dłoń, na znak przypieczętowania umowy. Kiedy uścisnęli sobie dłonie Jess rzekł:
- Od dzisiaj Twój odbyt panie Sevenrit'h należy do mnie więc za każdy przejaw nieposłuszeństwa będę karał kulą w łeb.
- Za każdy rodzaj tępienia załogi poderżnę ci gardło we śnie kapitanie...
Obaj się uśmiechnęli i wybuchli śmiechem. Poklepali sie po ramieniu i wypili po kielichu...
|
26.09.2008
|
Jess, po wypiciu z Huzarem odrobiny trunku, ruszył niepewnym krokiem w stronę zaciemnionego stolika. Zauważył tam jaszczuroluda w podniszczonej kurtce ze skóry i krótkich portkach. Po dłuższym milczeniu Jess zaczął spokojnie:
- Aarons, to ty?- zająknął się Jess po spojrzeniu na marynarza,
- Kapitanie, myślałem, że łowcy nagród z Erathii cię dopadli!- wykrzyknął Aarons
- Jak widać, nie tak łatwo można mnie załatwić, Aarons- Kapitan zmarszczył brwi- Dołączysz do załogi "Srebrnej Mewy "?
- Ma się rozumieć, Jess, dawno marzyłem o kolejnym rejsie z tobą i całą załogą. Czy Gregorius także płynie?- reptilion popatrzył w stronę drzwi karczmy.
- Pewnie- zawołał kapitan - bez Grega statek nie utrzyma się na wodzie.
- Takiego sternika jak Greg nie ma nawet flota królewska!!- wrzasnął swoim zwyczajem były a teraz już obecny, bosman.
|
26.09.2008
|
- A słyszałeś kapitanie że nasz stary znajomy Folens jest w porcie? - Zapytał retiplion
- Coś takiego? - Zapytał Jess. Jego głos stał się zimny - Gdzie?
- Yyyy... Kto to jest Folens? - Zapytał Huzar
- Pewien kretyn, który wisi mi pięć kafli - Wysyczał z nienawiścią w głosie Jess, gdyż Folens odważył się zaatakować go w czuły punkt - portfel - Niech no tylko dorwę tego elfa to... To!...
- Nie unoś sie kapitanie... Folens sobie wykupił nowy statek i zaciągnął najemników z cholera wie skąd. Widziałem ich. Zakazane gęby... Jakbym takiego zobaczył w ciemnej uliczce to bym mu podał portfel na patyku i zaczął uciekać...
- Oszaleję!
- Hmm... Jest nas jak na razie pięciu plus ten cały wasz Greg. Skołujmy sobie jeszcze trochę ludzi i nakopmy mu.
- W sumie...- Retiplion się zamyślił - Folens za kilka dni będzie na balu u burmistrza. Może by tak narobić tam sieki? Co o tym sądzicie?
- Sądzę że z takim intelektem to jesteś bardziej niebezpieczny niż Folens. Będziesz z niepewnymi ludźmi szarżował na dom burmistrza? Puknij sie w ten łuskowaty łeb! - Powiedział Jess z irytacją w głosie.
Jaszczur nie obraził się ani nawet nie spuścił oczu. Kapitan bywał nerwowy i najważniejsze to w takiej sytuacji, zachować spokój. Zapadła chwila ciszy.
- Może jednak jego pomysł nie jest taki zły... Rezydencja burmistrza znajduje się daleko od miasta. Strażnicy dostaną kosą po gardle, służba albo podzieli los strażników albo zakneblujemy, zwiążemy i gdzieś zostawimy. Zaskoczenie może być naszym największym atutem. - Stwierdził Sevenrith - A tamte krasnoludy... Pewni to żołnierze?
- Pewni, pewni... Ten poparzony walczył z Żmijem w Nevendar. Płomienie spaliły mu brodę. Nieźle tasakiem wywija, dałem mu na imię Ulver. Ten kulawy, bez oka to Aron. Kusznik, który przeżył oblężenie Wieży Mgieł. I jeszcze ten przystojniak z blizną na pół ryja. Tom... W zasadzie nie pytałem go w czym jest dobry ale, pewnie arkebuzer, sądząc po jego zapachu...
- Dobra... Jak się kapitanie zdecydujesz żeby, napaść na Folensa, to daj mi znać. Zdobędę plany rezydencji i zwerbuję Gregora.
- Huzar... Będziesz moim osobistym siepaczem. Chcę abyś na moich oczach zabił, Folensa i tym samym dał dowód że masz jaja. Potraktuj to za swego rodzaju chrzest bojowy.
- Jaaasne...
|
27.09.2008
|
Wkrótce potem Aarons wrócił z Gregoriusem. Był to dość stary lecz wysoki gnom, siwizna pokrywała mu włosy, nosił małą czapkę i wyniszczony brakadzki mundur. Po chwili wrócił także Huzar z dwoma znajomymi żeglarzami, gnollem
Kromem i podejrzanie wyglądającym człowiekiem w ciemnym płaszczu, który zwał się Derick. Po krótszych sprawach dołączyli do załogi, po czym kapitan ruszył do małej spelunki nieco oddalonej od miasteczka, gdzie zwerbował
elfa Jurlona oraz jego towarzyszy, 6 elfickich renegatów poszukiwanych przez władze Avlee.- Już 15 ludzi - ziewnął Aarons, tymczasem Greg przygotowywał małą bombę prochową, która mogła się przydać w ataku na siedzibę burmistrza.
Huzar przyprowadził jeszcze dwóch orków, którzy zameldowali się się na kanonierów. Załoga była coraz liczniejsza. A do Kapitana dochodziły wiadomości że Folens ma zamiar pójść na bal z dwoma ochroniarzami, którzy najpewniej byli elfickimi strzelcami wyposażonymi w muszkiety.
- Aarons, Greg, Huzar- zawołał Jess swoich oficerów
- Tak sir - zameldował się Greg
- Musimy się uzbroić w cierpliwość, Folens podejrzewa że niedługo go zaatakujemy -
- Kapitanie - odpowiedział Huzar - powinniśmy przygotować szybki wypad na arsenał straży burmistrza, dzięki czemu pozbawimy broni większość sił Ismay - Jess wymownie spojrzał na bombę Grega.....
|
27.09.2008
|
-... Myślałem także czy może nie wedrzeć się podstępem do siedziby burmistrza.
- Mianowicie? - Zapytał Jess
- Przebrać się w stroje jego służby. Jak ktoś będzie pytał to będziemy walić ściemę że niby nowi jesteśmy. Ja jeszcze zbajeruję jedną z dziewek służebnych burmistrza i wyciągną od niej wszystko co może być przydatne.
- Rób co chcesz, tylko żeby nie doniosła pracodawcy, że ktoś się pyta o rozmieszczenie straży w siedzibie bo wtedy nasze życie będzie gówn... Będzie niewiele warte... Aarons co sądzisz o tym pomyśle?
- Nie jestem pewien... Burmistrz pewnie sie nie skapnie, ale domownicy już tak...
- Domownikom da się nożem po gardle i po sprawie.
- Trzeba będzie zsynchronizować atak i dobrze przemyśleć plan ucieczki. Jak wparujemy i zaczniemy strzelać, to zaraz psiarnia się zleci - Powiedział Gregorius, łapiąc sie za brodę.
- A! Właśnie! - Aarons wyjął z torby plany budynku i rozłożył na stole - Nie pytajcie skąd to wziąłem.
- Nie pytamy. Dobra jest nas... 15... Nie... 18 bo jeszcze Tom, Ulver i jeszcze jeden... Zapomniałem jak się ten ostatni nazywał... Nieważne... Podzielimy sie na trzy grupy. Jedna będzie robić siekę w siedzibie, druga pilnować, żeby z siedziby nikt nie uciekł a trzecia będzie czekała na powrót pierwszej i drugiej na statku. Po akcji i odzyskaniu przynajmniej części forsy, będziemy musieli spieprzać jak najszybciej z portu.
- To jak się dzielimy? - Zapytał Huzar
- Ty weźmiesz sobie do pomocy Dericka, Kroma, Jurlona i Toma, Ja pójdę z Aaronsem, Orkami i dwoma elfami i będę obstawiał wszystkie wyjścia. Gregorius będzie siedział z resztą na statku doprowadzał go do stanu używalności - Wydał polecenia Jess - Bomby użyjemy do czego innego...
- To znaczy?
- Zapłacimy nieumarłym żeby, zdetonowali je na drugim końcu miasta. To na pewno odwróci uwagę ewentualnej pogoni i da nam więcej czasu. Bal będzie za ile dni?
- Za 10 - Odpowiedział Aarons
- Dobra. Ja idę do najbliższego posterunku zdechlaków i powiem jak sprawa wygląda. Na pewno nie opuszczą takiej okazji żeby dopiec ludziom. Huzar zajmie się informacjami na temat rozmieszczenia straży i tak dalej. No to by było na tyle panowie. Kończymy naradę, widzimy się jutro. Dobranoc. - Jess odszedł od stolika i skierował się w stronę swojego pokoju...
|
27.09.2008
|
Jessa nagle coś zatrzymało. Mianowicie nóż na gardle. Za nim rozległ sie chichot.
- Witam pana kapitana - głos zachichotał.
- Puść mnie, ścierwo - warknął i zaczął szukać swego sztyletu. Nieznajomy wrzucił go przez drzwi do kwatery. Wszedł i zamknął je za sobą. Jess rzucił się nań ze sztyletem, ale zamarł na widok twarzy nieznajomego. Był wysoki, smukły i wysportowany. Ale jego twarz budziła przerażenie. Pociągła, smagła i w makijażu. Białym makijażu, o oczach mocno podkreślonych czarnych tuszem. Miał długie blizny ciągnące się przez policzki, podkreślone czerwonym barwnikiem. Ubranie miał sfatygowane, w kolorze burej ziemi. Wyszczerzył się do Jessa.
- Czemuś taki poważny? - spytał i skoczył w stronę Jessa. Krótka szamotanina i pirat stracił broń. Nieznajomy przystawił mu nóż do szyi.
- Wiesz skąd mam te blizny? - spytał i przejechał językiem po wargach.
- Niech cię tajfun pochłonie - warknął kapitan.
- Hehehe...mhmhmhm...cóż, popieram chęci. Z tym mordowaniem wrogów. Może nawet pomogę...choć nie oczekuj ode mnie nic na pewno. Oto moja wizytówka - to mówiąc rzucił kartą w ścianę. Karta wbiła się w drewno. Nieznajomy popchnął Jessa w tamtą stronę. Pirat wyjął kartę. Był to as pik.
- To mój pomysł...hihihi... - mruknął "As".
- Joker chyba byłby odpowiedniejszy - rzekł kapitan.
- Zajęty. Ale osobowości mamy podobne. Dwa wściekłe, chaotyczne psy...hehehe - zarechotał As.
- Zejdź na dół, a moja załoga cię sprzątnie - powiedział z błyskiem w oku Jess.
- Zobaczymy...do następnego spotkania - prychnął As i wyskoczył przez okno.
Jess od razu zbiegł do załogi. Nikt nie będzi mu groził...
|
27.09.2008
|
- Dorwać tego pięknisia! - Warknął Jess do załogi
- Hę? O kim ty kapitanie gadasz? - Zapytał Huzar, który właśnie szykował sie do wyjścia.
- Tego draba co wybiegł z mojego pokoju!
- Szefie... Nie pij ty już dzisiaj...- Westchnął Aarons.
Jess, zaklął pod nosem i zamknął za sobą drzwi. Uwaga retipliona trochę mu dopiekła, ale nie wykluczał możliwości, że za dużo wypił. Położył się na łóżku i usnął. Na drugi dzień Huzar zaczął się kręcić wokół rezydencji. Przyglądał się dwóm dziewkom służebnym, rozmawiającym o czymś w ogrodzie. Jedna wysoka blondynka a druga, nieco niższa o kruczoczarnych włosach. Obie urodziwe. Huzarowi spodobała się ta czarna więc, postanowił czekać, aż skończy ona swoją pracę. Godzinę później wyszła na bazar, więc Huzar uznał, że już skończyła.
- Oj! Przepraszam panią! - Powiedział z zakłopotaniem, wpadając na nią.
- Panie! No co pan!... Godzinę później byli już w jej mieszkaniu i popijali sobie wino, on wypytał ją o wszystko co było związane z balem i rezydencją burmistrza. Ona była chętna i kazała mu się położyć na łóżku. Huzar posłusznie zrobił co kazała. Już się szykował na "zabawę", ale zamiast miłosnego uniesienia, ona dała mu chwilę grozy, przystawiając mu nóż do gardła.
- Masz mnie za taką idiotkę? - Zapytała, drżącym głosem. - Gadaj dla kogo pracujesz!
Huzar nic nie powiedział tylko, wykręcił jej ostrze z dłoni i huknął ją pięścią w twarz. Padła nieprzytomna na podłogę. Następnie podniósł ją i wyrzucił przez okno. Przerażone krzyki przechodniów, dały mu do zrozumienia że powinien uciekać i tak też zrobił. - ... Dobra, a co z nią zrobiłeś? - Zapytał kapitan Jess
- Yyyyy... Nic... Nie wytrzymała napięcia i wyskoczyła przez okno - Wzruszył ramionami Huzar - Zdarza się
- Nieważne, mamy plany budynku, rozmieszczenie straży i inne ciekawostki. Macie jeszcze kilka dni na dozbrojenie się, a potem rozpoczynamy akcję...
|
27.09.2008
|
Tymczasem Greg i Derick zakradli się pod arsenał. Na szczęście nie wystawiono straży, więc dwójka piratów z łatwością dostała się do środka.
- Derick, czy jak ci tam, podłóż to pod tamte beczki z prochem, ja zaś pod tamte - gnom zaskrzeczał podając bombę towarzyszowi. Po czterech minutach podpalili lont i uciekli do kwatery w tawernie. To były piękne fajerwerki.
Wszyscy mieszkańcy wylegli ze swych domów na ulicę, aby oglądać ten pokaz.
Burmistrzowi i strażnikom zaś nie było do śmiechu: w mieście ostały się tylko cztery muszkiety straży, a konwój handlowy miał przypłynąć za miesiąc.
|
28.09.2008
|
Przez ulicę przechodziła postać w czarnym kapturze. Wyglądała dość dziwacznie, ale w porcie nie brakował osób ubranych podobnie. Postać zbliżała się do karczmy "Pod pijanym krasnoludem".
- Witaj, to co zwykle - rzekł nieznajomy, kiedy wszedł do karczmy, rzucając spojrzenie na barmana, który kiwnął głową.
Mężczyzna podszedł do stolika w kącie. Najwidoczniej zawsze tam przesiadywał, bo miejsce było wolne, po czym wyciągnął laskę - magiczną.
Kilka ławek dalej pewien krasnolud, widząc magiczną broń, zaczął się przechwalać:
- Takich jak ten - wskazał na maga - zabijam machnięciem topora, niejedną głowę oddzieliłem od tułowia.
- Chcę to widzieć, podobno jest to bardzo potężny czarodziej - odparł gnom, siedzący z krasnoludem. - Niejednego takiego jak ty zabił.
- Zobaczymy - rzekł krasnolud, podnosząc topór i idąc w kierunku czarodzieja.
Będąc przy nim uderzył go ręką w głowę, chcąc zapewne ściągnąć kaptur. Rozległ się huk i krasnolud rąbnął o ścianę po przeciwnej stronie. Jego towarzysze zbiegli się chcąc stłuc łotra. Jednak po kolei wylatywali z karczmy: to przez okno, to przez drzwi.
Nieznajomy opuścił kaptur. Był to elf. Miał brązowe włosy.
- Nazywam się Erick Evernis - rzekł do zgromadzonych. - Myślę, że niektórzy zapamiętają to imię do końca życia - dodał spoglądając na krasnoluda.
Przy ostatnim stole karczmy rozległ się szept kapitana Jessa:
- Chcę go mieć w załodze - wskazał w kierunku elfa. Jednak jego już nie było. Zniknął.
|
29.09.2008
|
Huzar jako jedyny nie był pod wrażeniem umiejętności Ericka. Osoby tego pokroju uważał za przekonanych o swojej wielkości magów, którzy zgrywali twardzieli, a w rzeczywistości byli ciency jak papier.
Kiedy Erick zniknął Huzar dopił piwo i wyszedł z karczmy tak jakby nic się dziwnego nie stało.
- Hej kolego, wyglądasz na kogoś przy kasie. Sypnij trochę grosza biedakowi - Na twarzy żebraka pojawił się paskudny uśmiech kiedy wyciągnął nóż. Huzar uśmiechnął się tylko i pozwolił mu zaciągnąć się w ciemną uliczkę - Dobra dawaj kasę! Aaaaa!...
Żuchwa Huzara podzieliła się na pół i wyprostowała ukazując przerażonemu oprychowi rząd równiutkich białych i ostrych jak igła zębów. Do jego szyi przyczepił się nienaturalnie długi przypominający węża język a następnie wgryzł się w jego szyję. Huzar łapczywie wysysał jego krew, a kiedy ofiara przestała się ruszać, zaciągnął ją nieco dalej. Wyjął nóż i zaczął masakrować jego ciało...
Po skończonej pracy Huzar otarł już normalnie wyglądające usta i odszedł pozostawiając za sobą obdarte ze skóry, powieszone za nogi zwłoki z wetkniętym w usta pogańskim krzyżem... Obok namalowany był napis "Krew niech będzie Twym zwiastunem"... P.S Prosił bym abyście nie robili żadnych interwencji w związku z tym czym jest Huzar. Nikt nic nie wie... Jak na razie :) Z góry dziękuję :)
|
29.09.2008
|
Erick przemierzał ulice. Kiedy przechodził obok portu, dostrzegł coś niewielkiego i błyszczącego na marmurowym tarasie. Kiedy podszedł bliżej wziął to do ręki. Była to moneta, srebrna. Na niej widniała czaszka z kośćmi- znak piracki.
Ach, tak... - zamyślił się elf. - Piraci, tylko co ich tu niesie ?
Erick schował monetę do kieszeni płaszcza i ruszył dalej. Postanowił odwiedzić swojego znajomego, który mieszkał na obrzeżach portu. Kiedy doszedł do oczekiwanego, drewnianego domu, nie różniącym się od reszty, zapukał. Usłyszał kroki i drzwi otworzyły się.
- Witam, w czym mogę służyć ? - spytał. - Jeśli chodzi o pokoje to wolnych już nie mam.
- Witam, nie przyszedłem prosić o wynajęcie - powiedział, ściągając kaptur.
Mieszkaniec od razu go rozpoznał.
- Erick ? A co ty tutaj robisz... w tym porcie za czarodziejami nie przepadają.
- Drogi Jonhie, służbowo tu przybyłem, ale opowiem ci wszystko w środku. Chyba nie będziemy rozmawiać o takich sprawach na ulicy - zasugerował czarodziej.
Obaj weszli do niewielkiego pokoiku, zapewne salonu. Wyłożony był boazerią. Pośrodku znajdował się okrągły stół, a w kącie niewielki kominek.
- No więc... wpadłem na trop piratów - zaczął elf, siadając na krześle. - Zapewne znajdują się w tym porcie, ale to nieważne. Mam prośbę - rzekł, spoglądając na Jonha. - Chciałbym, abyś dostarczył mi kilka rzadkich substancji z miejskiego laboratorium. Sam bym się postarał, ale nie chcę robić niepotrzebnych podejrzeń.
- Niestety rzuciłem tą branżę, a klucze mi odebrano... a czego ci trzeba ? - spytał.
Elf podał mu kartkę, z potrzebnymi ingrediencjami.
- Hm, oko lodowej jaszczurki - czytał Jonh. - Rdest mam w domu, ale resztę będziesz musiał zdobyć sam... to bardzo rzadkie substancje po co ci one ? - spytał.
- Szykuję coś na piratów - odparł. - Dobra, ja będę musiał już iść.
- Masz - powiedział Jonh, podając elfowi paczuszkę z substratami.
Erick wyszedł, zastanawiając się jak zdobyć resztę składników.
|
29.09.2008
|
Tymczasem Jess zastanawiał się, któż to był, ów mag. Postanowił odszukać go w porcie. Wyruszył z rana, w towarzystwie Dericka i Gregoriusa. Nie znalazł czarodzieja, znalazł zaś zmasakrowane zwłoki. Domyśliwszy się prawdy kapitan pomknął do tawerny. Kapitan wiedział, że żaden z mieszkańców wyspy ani nawet dzikie zwierzęta z Ismay nie mogły tego zrobić. Znakiem świadczącym o tym był mały krzyż. Wiedzia,ł że mógł to być tylko ktoś z jego załogi. Musiał to być jeden z mieszkańców południowych wysp archipelagu. Mógł to być albo Derick, albo Krom, albo Huzar. Kapitan wiedział również, że południowcem jest także Aarons, ale tą myśl odrzucił. Jaszczur nigdy by nie zrobił czegoś, co mogło zaszkodzić załodze. Postanowił po kolei przepytać piratów. Otworzył drzwi tawerny i śmiało podszedł do Kroma. Gnoll pił akurat nieco grogu, ujrzawszy kapitana zerwał się z krzesła i zasalutował swoją owłosioną łapą. Po krótszych wyjaśnieniach podchmielony żeglarz zaczął rozmawiać z Jessem.
- Nic ciekawego się nie działo kapitanie.
- Podejrzewam, że mogłeś to zrobić ty!
- Ja? -zająknął się gnoll - Nie ruszałem tyłka z tawerny!
- W sumie to wierzę...- Jess wiedział, że gnolle nie umieją wytrawnie kłamać i Krom na pewno mówił prawdę. Poza tym nic na niego nie wskazywało.
Ruszył do Huzara.
|
7.10.2008
|
Siedział w swej kajucie i wpatrywał się w mapy morza spoczywające na biurku.
Miał właśnie nakreślić plan następnej podróży na jednej z nich gdy otworzyły się drzwi i wszedł szkielet.
- Dopływamy do Ismay. - powiedział i wyszedł z kajuty. "Wreszcie" - pomyślał, wstał i poszedł na pokład. Na statku znajdowało się wiele istot różnych ras. On zbytnio nie przejmował się nimi i pomaszerował na dziób statku. Gdy się tam znalazł zaczął przyglądać się krajobrazowi."Za dużo zieleni". - pomyślał i spojrzał na miasteczko i port. "Zawszona piracka mieścina, następny port będzie mój".
- Gdy dopłyniemy do portu nie atakujemy ani wy nie schodzicie na ląd. Nie chce znów przegrać tak jak podczas bitwy o Twierdze. I jeszcze jedno, gdy będziemy dopływać do portu wszystkie lisze i szkielety mają być pod pokładem. - powiedział do załogi i wrócił do swej kajuty. *** Stał na pokładzie obserwując port. Wyglądało na to że nikt go nie zatrzyma podczas przechodzenia przez bramę. Statek wpłynął do portu. Nie przyglądając się niczemu wszedł na molo i ruszył w stronę bramy. Ludzie przyglądali się mu, a szczególnie jego lasce. Nikt go nie zatrzymywał. Gdy miał już ruszyć w stronę kwatery gubernatora tego miasta, zauważył kątem oka szyld "Pod pijanym krasnoludem". " Hmmm... Trzeba pierwsze się zaznajomić z tutejszą "kulturą" obronną." - pomyślał i ruszył w stronę karczmy. Gdy wchodził wpadł na niego jakiś człowiek. Człowiek otworzył usta by coś powiedzieć, ale je zamknął zobaczywszy laskę. Znów je otworzył, ale on go odepchnął i wszedł do karczmy. "Pachniało" w niej tak jak w każdej karczmie. Omiótł wzrokiem wnętrze i od razu zauważył to co zamierzał. Podszedł do zapitego strażnika.
- Intravi cerebrum. - mruknął i wniknął do jego umysłu. Zaczął szukać informacji o systemie obronnym, ale znalazł coś bardziej interesującego. Elfa przedstawiającego się jako Erick Evernis. Wycofał się z jego świadomości. Był zarazem zdziwiony i wściekły. "Jest tutaj, ten który pokonał mnie przez ten amulet. Tym razem nie będzie mieć tyle szczęścia." - pomyślał i wyszedł z karczmy.
|
7.10.2008
|
Kapitan powiedział Huzarowi o zmasakrowanych zwłokach i zapytał go czy on to zrobił.
- Że co proszę? - Zapytał Huzar
- Zabiłeś tego gościa czy nie? - Zapytał ostrzejszym tonem Jess
- W mieście jest około pięciu gangów, które się zwalczają. Nieboszczyk komuś podpadł, to go po torturowali trochę, ale ty, kapitanie uznałeś, że to ja?
- A czemu by nie? Udowodnij!
- Odbiło ci?
- Grzeczniej pacanie. Kilka osób mnie ostrzegało przed twoimi dziwnymi upodobaniami... - Wyciąga z sakiewki symbol wetknięty w usta opryszka - Tak szczerze mówiąc mam gdzieś, tego gnojka i co z nim robiłeś. Ale nie będę sobie ściągał na łeb inkwizycji, jak cię wytropi... Wyrzucam cię z załogi, a jak jeszcze raz natknę sie na twoją paszczę, to ci ją odetnę. Wynoś się!
Huzar splunął Jessowi pod nogi i skierował się ku wyjściu. Na zewnątrz było ciemno i padał deszcz. Huzar zaciągnął się dymem z ziela bagiennego a następnie poczuł olbrzymi ból w głowie i zapadł w ciemność... - Ocknął się?
- Sprawdzę - Powiedział jakiś niski głos.
Huzar poczuł potężne uderzenie w twarz.
- Jeszce raz.
Agresor już chciał, uderzyć jeszcze raz i wtedy Huzar kopnął go w krocze.
- Ocknąłem się - Powiedział obity Huzar
- Kopnąłeś mnie w jaja! Teraz nie będę miał dzieci! - Warknął oprych
- Folens mówił żeby na niego uważać - Powiedział drugi
- A tyś co za jeden? Pewnie ten zły? - Zapytał Huzar rozglądając się po pomieszczeniu. Była to luksusowa hala z basenem i barem. Przy wejściach stało dwóch rosłych mężczyzn z halabardami. Każdemu jakoś tak źle z oczu patrzyło.
- Ano...
- Mam się bać?
- Coś w tym rodzaju.
- Dobrze... Zrobię to za moment, tylko zrób mi drinka.
- Nie widzę przeszkód - Bandzior wstał i podszedł do braku.
- Niech będą dwa! - Zawołał jakiś nagi facet wchodzący do basenu
- Folens de Ceaux?
- Ostrożnie kolego! Folens tylko dla przyjaciół.
- Masz przyjaciół? Od kiedy?
- Nie powinieneś się wypowiadać zważywszy na Twoją sytuację. Może ci stać się krzywda!
- Jakbym miał zginąć to bym już zginął, mówcie czego chcecie. - Zapytał Huzar lekko podirytowany.
- Może się bliżej poznajmy kolego.
- Nie jestem Twoim kolegą, trepie.
- Tak... Podobno pokłóciłeś sie z Jessem?
- Tak jakoś wyszło.
- O co wam poszło?
-... O religię...
- Co byś powiedział na pracę dla mnie?
- zważywszy na to że miałem cię zabić, to świetnego sobie ochroniarza werbujesz. Nie ma mowy...
- Yyyy... Zapłacę ci.
- Ile? - Zapytał zaciekawiony Huzar
- 2000 monet za rok służby. Co ty na to?
- I nie przeszkadza ci że lubię krew?
- Chłopie... Dostaniesz ode mnie specjalny sprzęt i noże do amputacji. Mów czego tylko ci będzie trzeba a zraz to dostaniesz.
- Umowa stoi...
|
7.10.2008
|
Gdy Huzar był już na korytarzy, zaczepił go jakiś jegomość. Niewysoki, chudy, z wymalowaną twarzą.
- Witamy w drużynie - powiedział i zachichotał. Wyjął dwa noże i wręczył je Huzarowi.
- To te twoje noże. Jakbyś chciał więcej, pytaj o Asa - sapnął i wetknął mu za butonierkę asa karo. Zasalutował mu urękawicznioną dłonią i odszedł w cień. Huzar poszwendał sie jeszcze trochę po pałacu Folensa. Napotkał jeszcze jedną istotę. Wypełniającą cały pokój. Lekko się wystraszył.
- Zjeżdżaj, As. Nie mam ochoty na żarty - warknęła istota.
- Nie jestem Asem, jestem Huzar - mruknął pirat. Istota jakby scaliła się i zwróciła łeb w jego stronę. Huzar zobaczył cień...
- Nowy, ha? Więc witaj w drużynie - rzekł podając mu rękę. Huzar chciał ją potrząsnąć, ale ta rozpłynęła się w dymie. Cień zachichotał.
- Kumple mówią na mnie Cień. Inni mówią na mnie Niematerialny. Mój stwórca nazwał mnie Cienistym Jeźdźcem Apokalipsy. Możesz mówić mi cień - pod koniec istota wyszczerzyła się, ukazując rządek bialutkich kłów, które zdawały się przesuwać jak mgła.
- E...miło mi - mruknął Huzar.
- Nie spóźnij się na zebranie SOF - zachichotał Cień i zmienił się w nietoperza.
- Czego? - spytał zdezorientowany Huzar.
- SOF! Specjalnych Ochroniarzy Folensa. Czyli ja, As, ty i Spinos! - zachrząkał nietoperz i odleciał w cień. Spinos, pomyślał Huzar. Ciekawe, kto to taki...
Jak na zawołanie podleciał do niego mały, ciemny smok i wykrzyczał "Spinos jest w terenie!" i odleciał. Najwyraźniej cień był wyjątkowo anamorficzny...Huzar skierował się do pokoju, o którym powiedział mu Cień...o ile mu o jakimś powiedział...
|
8.10.2008
|
Kapitan był gotów do ataku na pałac, gdy sternik przybiegł (jeśli można to nazwać biegiem) i gdy tylko złapał oddech, wycedził.
- Grogu......
- Masz go na stole - odrzekł kapitan przyglądając się zziajanemu gnomowi.
- Mam....- powiedział z przerwą na łyk - Ciekawe wiadomości....
- Czyli co? - kapitan już zmarszczył brwi
- Huzar, ten co go wywaliłeś, jest już po stronie tego pieska admiralicji .
- Folens! - zawył Jess. Tak się rozsierdził, że miotnął butelką o ścianę.
Po czym zaczął kląć tak, że diabli się zaczerwienili ze wstydu. Lekko uspokojony kapitan pogodził się z myślą, że z szansy zabicia Folensa nici.
- Wszyscy na statek! - ryknął Jess, z taką siłą, że załoga nie śmiała dyskutować.
Srebrna Mewa była już sprawna i załadowana wszelkim jedzeniem i bronią.
- Rozwinąć żagle!
- Ruszcie tłuste zadki i załadujcie armaty! - kapitan miał jeszcze nadzieję, że namiesza w porcie. Orkowi kanonierzy pobiegli, jakby ich kostucha goniła. Po chwili dołączył do nich główny kanonier goblin. Nie tyle dołączył, co doleciał, bo Jeremiasz takiego zasolił mu kopniaka, że wylądował na drzwiach do pokładu. Po chwili miasto obudziła pełna salwa burtowa.
- Ognia!
- Strzelać! - splunął na kadłub kanonier.
Działa zniszczyły dwie łodzie rybackie, tawernę i parę domów, po czym rozwinęli żagle i wypłynęli na pełne morze....
|
8.10.2008
|
Szedł przez ulice gdy coś huknęło. Odwrócił się w stronę hałasu i zobaczył statek i kule armatnią pędzącą w jego stronę. Stał spokojnie i wpatrywał się w kule. Była już bardzo blisko i... przeleciał koło jego głowy. Odwrócił się i zobaczył że wpadła do jednego z domów. "Ciekawe kto zrobił takie zamieszanie" - pomyślał i ruszył w stronę swojego galeona. Gdy wkroczył na pokład krzyknął.
- Gonić mi ten statek, ale już! Chcę wiedzieć kim on jest. - odpowiedziały mu okrzyki większości załogi "Tak jest!" i oni zaczęli przygotowywać statek do pościgu. Długo to nie trwało i wypłynęli z portu. Statki poruszały się o podobnej szybkości ale jego statek był szybszy.
- Zawieście flagę Nekromantów, chcę by oni wiedzieli kim jestem. - powiedział i podszedł do dzioba statku. Załoga statków mogła już widzieć siebie nawzajem. Wtedy on zszedł do swojej kajuty."Zrobimy im niespodziankę" - pomyślał i usiadł na krześle.
|
8.10.2008
|
Kapitan był już spokojny i wypoczęty, gdy nagle coś wyczuł. Rzucił się do lunety i spojrzał na południe.
- Tak jak myślałem ścigają nas, Hahahahaa. Dalejże ładować armaty, powitamy miłych gości - po czym Jess znowu parsknął śmiechem i ruszył do swej kajuty.
Po chwili wszedł do kajuty kapitańskiej Jurlon, który miał akurat wartę na bocianim gniezdzie, trząsł się ze strachu.
- Kapitanie....
- Tak, wycofali się ?, czy też wysłali za nami flotę Avlee, skoro trzęsiesz się jak staruszka? - odrzekł Jess po czym nalał nieco " Młotu Lou " do kieliszka i podał elfowi na uspokojenie, po czym wyszedł na pokład.
- Co u licha...
- Nekromanci - syknął Aarons przeładowując muszkiet
Jeremiasz zauważył dowódcę wrogiego galeonu, wiec biegiem ruszył w stronę burty....
|
8.10.2008
|
On siedział dalej na stołku i czekał. Gdy usłyszał to co chciał teleportował się na ich statek. Wtedy kiedy się znalazł na statku usłyszał huk. Machnięciem ręki zatrzymał kule w powietrzu. Obrócił się się do niego. Człowiek trząsł się.
- Myślałeś że mnie zabijesz, ale nikt, może oprócz waszego kapitana, nawet nie drasnął by mnie. - powiedział. - Kto jest kapitanem tego statku?! - załoga pokazała na chudego człowieka. - A więc to ty zrobiłeś takie zamieszanie w mieście, prawie mnie zabiłeś. I muszę ci za to... pogratulować. Pomogłeś mi. - powiedział i wyciągnął rękę w kierunku kapitana. - Jestem Vokial, Władca Nekromantów. A ciebie jak zwą?
|