Oberża pod Rozbrykanym Ogrem

Baśniowe Gawędy - "Przeciwko wszystkim banderom"

Osada 'Pazur Behemota' > Baśniowe Gawędy > Przeciwko wszystkim banderom
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Fergard

Fergard

21.10.2008
Post ID: 35506

- Obudź się w końcu! - Warknął Nataniel do nieprzytomnego demona. Daeva był nieprzytomny przez raptem kilka minut, ale jednak nieprzytomny. Zerwał się jak poparzony i oblizał nerwowo wargi:
- Vokial... Teraz się wściekłem... - Demon zmienił momentalnie kolor skóry na szary... Rubin przestał błyszczeć, a zaczął matowieć. Daeva urósł o kilkanaście metrów. Wokół niego pojawiły się małe czarne ogniki, które zaczęły śmiać się upiornym chichotem. Wolvingtonowi włos zjeżył się na głowie... Demon przemówił:
- Koniec zabawy... Czas na prawdziwą walkę. - Już - nie - Daeva zeskoczył z pokładu i wylądował zgrabnie na powierzchni wody. Ta wciąż była równa i spokojna... Ale tylko przez chwilę. Demon uniósł się dosłownie centymetr nad powierzchnię wody i wykonał kilka skomplikowanych gestów. Rozległ się wybuch. Woda momentalnie odparowała. Cała woda w promieniu 30 km zniknęła. Został po niej tylko ślad pary. Reszta utworzyła wodne ściany otaczające ten teren. Vokial podrapał się za uchem...
- Imponujące... - Zaczął Vokial, ale Finkregh przerwał mu z rechotem:
- Jeżeli to nazywasz imponującym, to jeszcze nie widziałeś mojej prawdziwej mocy... - Smoczy Tytan przesadził burtę i stanął oko w oko z demonem. Dosłownie, bo ten zdążył się unieść na wysokość twarzy Smoczego Tytana.
- Eee... Może ci pomoć?! - Wrzasnął Nataniel do demona.

To sprawa osobista...

Pazur miał wrażenie, jakby głos demona odzywał się w jego głowie. Kot momentalnie umilkł. "Navis" i "Eksperyment" osiadły na mieliźnie.
- A gdzie statek Jessa? - Zapytała nagle Katarzyna. "Psia Furia" zatrzymała się tuż przed ścianą z wody...

Tymczasem Smoczy Tytan i Demon mierzyli się wzrokiem. Finkregh był najwyraźniej dosyć rozbawiony, że przyszło mu mierzyć się z taką istotką. Nie - Daeva wpatrywał się w twarz Smoczego Tytana ze stoickim spokojem. Mierzyli się tak wzrokiem przez minutę. Potem Finkregh odezwał się z rozbawieniem:
- No dobrze... Powiedz mi, karzełku... Jak przyszedł ci do głowy taki głupi pomysł, by mierzyć się ze mną? - Demon milczał. - Co, strach cię obleciał? Nie dziwię ci się, w końcu całe miasta uciekają przede mną... - Demon wciąż milczał. - Och, powiedz coś... Może, jak mnie rozśmieszysz, to pozwolę ci żyć... Albo nawet odpłynąć waszemu stateczkowi... - Vokial, który wszystko słyszał(Finkregh, gdy mówił "normalnym" głosem, to było go wszędzie słychać), syknął z dezaprobatą. Demon WCIĄŻ milczał. Finkregha zaczęło to trochę nudzić:
- Posłuchaj, karzełku... Pośmialiśmy się trochę, ale zaczynasz działać mi już na nerwy... Skup się teraz... Wiem, że to ci ciężko przychodzi, ale...

Milcz.

Smoczy Tytan wzdrygnął się. Coś kazało mu zamilknąć. Nie mógł to być ten śmieszny demon, bo nawet się nie ruszył, nawet nie drgnął. "Coś ty do mnie powiedział?", zapytał głosu ze swojej głowy.

Powiedziałem... Zamilcz!

Finkregh znów się wzdrygnął. Wszyscy obserwujący monolog Smoczego Tytana zdziwili się. Wielka, kilkunastometrowa istota drży bez wyraźnego powodu. Wszelkie podejrzenia, że to tajemniczy demon, okazały się bezpodstawne. On nawet się nie ruszył, nawet nie drgnął, nawet nie odezwał się. A Finkregh już drżał. Smoczy Tytan warknął do demona:
- Wiem, że to twoja sprawka! Posłuchaj mnie, jestem dziś w dobrym humorze, ale nawet moja cierpliwość ma swoje granice...

Obejrzyj się do tyłu.

Finkregh mimowolnie obejrzał się do tyłu. Przed jego nosem unosił się Daeva.
- Zdziwiony? - Warknął Daeva.
- Ma prawo być zdziwiony. - Odezwał się tajemniczy demon. - Czas to skończyć.
- Jesteście śmieszni! - Warknął Smoczy Tytan. - Ja jestem zdolny do wszystkiego. Mogę zniszczyć Mrocznego Żniwiarza! Mordenkain to dla mnie nic! Wszyscy czterej Jeźdcy Apokalipsy nie są w stanie mnie powstrzymać!!!

Poddaj się.

Finkregh złapał Daevę, który rozpłynął się w powietrzu. "Iluzja...", pomyślał Smoczy Tytan. Gdy odwrócił się w stronę drugiego demona, ten wciąż unosił się w tym samym miejscu. Smoczy Tytan postapił krok... I potknął się o coś. Demon przesunął się dosłownie o włos. Upadający Finkregh musnął jego twarz.

Zróbcie z nim, co chcecie.

"Coś" okazało się ogromnym, jak dla człowieka potworem. Dla Finkregha był jak pies, ale tych "psów" było kilkanaście. Każdy miał purpurowe futro i żółte, błyszczące oczy. Wszędzie dookoła latały jakieś muchy, mające rozmiary niewiele większe niż przeciętny dorosły. Cała armia Nietykalnych...

Miron

Miron

22.10.2008
Post ID: 35556

Ponieważ demon zapomniał o Jeremiaszu, woda zlała się z powrotem, prosto na "Psią Furię". Na szczęście kapitan nie zapomniał o niebezpieczeństwie i kazał ukryć się załodze pod pokładem. Tymczasem bitwa trwała w najlepsze. Finkregh jednak zdobywał przewagę i w końcu stał się zagrożeniem nawet dla demona. Nataniel trafił Vokiala w ramię i wampir poraniony wycofał się ze statkiem, aby oddać salwę ku "Navisowi", tymczasem statek Jessa bez żagli dryfował długo, nim dobił do brzegu jakiejś wyspy. Jess postanowił odpocząć tu od zgiełku bitew i kazał zbudować swoim ludziom trzy obozy-wioski - smokowcom na prawym skrzydle wyspy, centaurom na lewym a swoim piratom pośrodku. Pod wieczór, gdy Jess z małą grupką piratów i smokowców ścinał i obrabiał drewno na deski oraz pale na palisadę, przyszła do niego Ymra.
- Jess... - powiedziała to nieśmiało.
- Tak? - Jeremiasz sapnął i wspierając się na siekierce i otarł czoło.
- Moglibyśmy porozmawiać?
- Czemu... nie? Zaraz przyjdę...
Gdy Jess wszedł do namiotu Ymry, zauważył jak jeden z jej strażników rzuca się na nią z mieczem, pirat wyciągnął rapier i błyskawicznym cięciem podciął napastnikowi gardziel. Nagle usłyszał, że drugi atakuje go od tyłu, odwrócił się i wbił rapier aż po rękojeść. Konkwistador padł z rapierem w piersi na ziemię. Jess sprawdził, czy Ymrze nic się nie stało, po czym rzekł:
- Czemu cię zdradzili?
- Bo ja.... Powiedziałam im... że cię....kocham. - tu się zarumieniła i dodała:
- Oni jednak byli nasłani przez ojca. Gdy usłyszeli, że zakochałam się w piracie, chcieli mnie obezwładnić i uciec do Rivacheg, gdzie musiałam bym wyjść za... - tu się wzdrygnęła - Za admirała Thomasa.
- Ale to.... to - Jeremiasz ze zdziwienia się zająknął.
- Nic nie mów, wuju - odpowiedziała Ymra i pocałowała Jessa. Złączyli się w niewymówionej miłości, bez myśli na następny dzień, tydzień, rok....

Kordan

Kordan

22.10.2008
Post ID: 35560

Kordan i Huzar spotkali się na najwyższym wzgórzu na wyspie. Mieli omówić dalszy plan działania i skołować jeszcze kogoś do drużyny.
- Hmm wypadało by zahaczyć o jakieś miasto. Teraz akurat są turnieje więc może jakiś najemnik zechce się przyłączyć.
- No to w drogę

Edgar Rosenrot, gnoll - samuraj czekał aż orkowy wojownik go zaatakuje. Trzymał bambusowy kij wysoko nad głową i się nie ruszał, podczas gdy ork nie mógł ustać w miejscu. W końcu zielony olbrzym wystartował wściekle wymachując kijem. Edgar lekko się usunął i pozwolił orkowi przebiec koło niego. Kiedy ork zatrzymał się, gnoll uderzył go kijem w plecy. Zielony zdążył jeszcze zadać cios po nogach ale Edgar był pierwszy.
- Walka nierozstrzygnięta - Oznajmił ork
- Bredzisz
- Co?
- Gdybyśmy walczyli na miecze, już byś nie żył.
Ork wpatrzył się w gnolla i warknął
- Więc walczmy na prawdziwe!
- Zgłupiałeś? Zabiję cię
- Odmawiasz walki?
- Eh...
Edgar dobył katany a ork swojego potężnego miecza. Obaj stanęli w końcu areny i czekali. Gnoll spokojnie trzymał katanę nad głową. Ork zaryczał i zaczął biec w stronę Edgara. Ostrze katany gładko przeszło przez ciało orka, ale ten pobiegł jeszcze dalej, jakby się nie zorientował że został trafiony. Kiedy stanął, jeszcze przez chwilę wpatrywał się przed siebie i upadł na ziemię, martwy... Edgar schował miech do pochwy i założył swoją zbroję, po czym wyszedł jakby nigdy nic.
- Kolego! - Odezwał się jakiś głos
- Słucham - Odpowiedział Edgar
- Nazywam się Sevenrith i reprezentuję interesy pewnego magnata zwanego Anubisem. Mój pan potrzebuje właśnie takich jak ty. Czy zechciałbyś mu służyć? - Powiedział wprost Huzar
- Czy ja wiem...
- Dostaniesz sporo kasy
- I co z nią zrobię? Nie potrzebuję pieniędzy. Zarabiam na utrzymanie a resztę daję potrzebującym.
- Cholerni idealiści... - Warknął pod nosem Huzar
- Słucham?
- Nie nic... Jesteś pewien że ta praca cię nie interesuje?
- Mogę spróbować, ale macie jakąś kwaterę? Bo nie bardzo mam się gdzie podziać
- Pewnie. Czyli umowa stoi?
- Tak
Podali sobie ręce, a następnie doszedł jeszcze Kordan. Huzar przedstawił nieumarłego Edgarowi i razem udali się do jednej z siedzib Anubisa.

Fergard

Fergard

23.10.2008
Post ID: 35579

Tymczasem, na morzu...

Finkregh z dość dużą łatwością odtrącał zastępy Nietykalnych, ale purpurowe bestie sprawiały mu pewien problem. Jedną z nich przeciął na pół, ale dwie inne rzuciły się na niego i przewróciły Smoczego Tytana. Pozostałe zaczęły zajadle deptać i kąsać przeciwnika, jednak chwilę później Finkregh z głuchym warknięciem wstał z dna i poodtrącał przeciwników... Walka zdawała się nie mieć końca...

Tajemniczy demon wylądował na pokładzie "Navisa". Nataniel bez ostrzeżenia wycelował w niego pistolet.
- Mów od razu, kim jesteś?
- Mów mi Aeshma. - Rzucił krótko demon, po czym mruknął sam do siebie:
- Okrutnicy nie powstrzymają Finkregha zbyt długo. Powinniśmy odpłynąć i gdzieś się zaszyć.
- I niby mam ci uwierzyć?! - Warknął Pazur ostro.
- Masz inne wyjście? - Przez ten cały czas Aeshma nie podniósł głosu.
- Ja mu wierzę, kapitanie. - Wypalił Wolvington. Pazur spiorunował go wzrokiem.
- To nie jest Daeva... Jest zbyt poważny, zbyt potężny, zbyt... Tajemniczy.
- Jestem poważny, bo zabawa się skończyła. - Uciął demon. - W grę wchodzi dominacja nad oceanami.
- Boże, kolejna bajka w stylu "Los świata jest w waszych rękach"? - Westchnął Nataniel z niedowierzaniem.
- Dokładnie. - Mruknął Aeshma. - W chwili, gdy zmieniłem się z Daevy w Aeshmę, nawiązałem przypadkowy kontakt z niejakim Herazou. Twierdził on, że w głębinach obudził się przerażający Kraken. - Cała załoga "Navisa" wzdrygnęła się, słysząć słowa demona. Kraken był jednym z największych przekleństw marynarza. Ta mityczna bestia, mająca wygląd ogromniastej kałamarnicy, rozwaliła już niejeden statek. - Jednakże... Istnieje specjalny artefakt, zwany Rogiem Krakena. Ten, kto zagra na tym rogu, sprawi, że Kraken będzie słuchać wyłącznie jego rozkazów. Wyobraźcie sobie teraz, co się stanie, jeżeli ktoś pokroju Vokiala albo Le Rauxa dostanie taki róg w swoje ręce...
- Wspaniale. - Rzucił z przekąsem Nataniel. - Wielkie, kilkunastometrowe bydlęcia, demony odparowywujące wodę na morzu, statki mające kilkaset dział... Za stary jestem na takie wątpliwe atrakcje... - Kasia i Grand roześmiali się, słysząc narzekania Pazura. Nawet Aeshma mimowolnie uśmiechnął się pod nosem.
- Musimy się zwijać. Herazou powiedział, że będzie co noc dawał wskazówki. Łącznie wskazówek ma być dziesięć. - Mruknął demon.
- W porządku! - Zakrzyknął wcale nie tak entuzjastycznie Nataniel. - Płyniemy na północ, szelmy! - Załoga błyskawicznie się uwinęła i po chwili "Navis" dryfował po morzach...

Tymczasem Okrutnik obserwujący poczynania Jessa i Ymry notował w swoim rozumku wszystkie szczegóły tego jakże niecodziennego dla Heartless zajścia. Większość Okrutników nurtuje kilka pytań dotyczących innych światów. Czymże jest miłość: To najważniejsze pytanie. Okrutników nurtowała miłość zarówno fizyczna, jak i psychiczna, albo wręcz duchowa. Żółta Opera bez wątpienia mogła stwierdzić, że miał tu do czynienia najpierw z miłością duchowo - psychiczną, a potem wyłącznie fizyczną. Okrutnik opuścił namiot Jessa i Ymry, po czym skierował się do swojego pana, przekazać mu najświeższe informacje...

Anna nie nudziła się w Cicerone. Żniwiarz, mimo swojego ponurego imienia okazał się wyjątkowym poczciwcem. Elfka zagrała z nim i z nowo poznanym wilkiem o poszarzałym już futrze - Folensem Wolvingtonem - w karty i kilkakrotnie ograła ich z wyraźną przewagą. Anna w ciagu ostatnich 24 godzin czuła wyłącznie zaszczucie i niepokój, który ustąpił miejsca radosnej beztrosce...

Nocny Strzelec postanowił urwać się na chwilę z pracy. Jego celem stała się arena położona gdzieś w głębi południowego kraju. Mroczny zawsze narzekał, że ma tylko jednego podwładnego. Czaszka postanowił to zmienić. Ledwie jednak doszedł do wejścia, zobaczył Huzara i jakiegoś gnolla z kataną, konwersujących ze sobą. Oczy demona zwęziły się lekko. Postanowił zagrać udawanego przyjaciela. Podszedł żwawo do Severnitha i zagadał:
- Huzar? Jaki ten świat mały! - Svart, ukrywający się pod postacią Huzara zdziwił się nieco, widząc Nocnego w tym miejscu.
- Przepraszam na chwilę... - Mruknął do gnolla i oddalił się wraz z Nocnym Strzelcem kawałek dalej. - Nie myśl sobie, że cię nie zniszczę. Nie pomoże ci fakt, że jesteśmy w tętniącym życiem mieście.
- Nie przyszedłem tu walczyć. - Odparł Nocny. - Przynajmniej nie teraz. Przyszedłem znaleźć kogoś na służbę dla Mrocznego Żniwiarza...
- Nikt nie jest na tyle głupi, żeby przyłączyć się dobrowolnie do twojego spaczonego pana. - Warknął Svart cicho.
- Posłuchaj mnie, zakuty łbie! - Warknął Nocny. - To, że jesteś półbogiem i działasz na rzecz jakiegoś popapranego bóstwa cię nie uratuje, jeżeli wciąż będziesz gadać takie rzeczy pod moim nosem. Poza tym... - Demon uśmiechnął się szelmowsko. - Kto powiedział, że będę mówił całą prawdę? - Huzar nie odpowiedział, tylko wyminął Nocnego Strzelca. Ten jeszcze zawołał:
- Pozdrów ode mnie Folensa! - Svart oddalił się. Nocny wszedł na trybuny, płacąc wcześniej za bilet, po czym zaczął wypatrywać nowych podwładnych...

Kordan

Kordan

23.10.2008
Post ID: 35584

Kwatera Anubisa znajdowała się w kamienicy na ul. Ciszy. Były tam mieszkania dla nowych i starych żołnierzy Anubisa. Edgar, zajął sobie najmniejszy pokój i zapytał Huzara, czy nie ma gdzieś jakiejś sali ćwiczeń. Półbóg zaprowadził gnolla do piwnicy, gdzie znajdowały się hale do ćwiczeń. Huzar też chciał potrenować, więc obaj przygotowali się do treningu. Huzar przyjął swoją prawdziwą postać i wyczarował swoje berło. Następnie zaczął okładać powietrze, lecz na chwilę przestał gdy zobaczył jak ćwiczy Edgar. Gnoll biegał po ścianach, robił salta, a kiedy lądował wykonywał zygzaki swoimi mieczami. Półbóg zdał sobie sprawę, że gdyby przyszło mu walczyć z Edgarem to pewnie po kilku minutach wylądował by na ziemi w kawałkach. Uśmiechnął się do swoich myśli: "Wspaniale, że jest z nami"...

Anubis siedział na swoim tronie i sączył wino. Delektował się tym cierpkim smakiem, jaki dostarczała mu ta czerwona substancja.
- Szefie, Żniwiarz ma ci coś do powiedzenia... - Oznajmił Folens.
- Co? Włącz ekran.
Z sufitu wysunął się sporych rozmiarów ekran, na którym po chwili pojawiła się twarz Żniwiarza.
- Oddaj mi Folensa! - Warknął Żniwiarz, starając się nadać swojemu głosowi jak najgroźniejszy ton.
- Ciebie tez miło widzieć. - Odparł obojętnie Anubis - A co do Folensa to się wypchaj, bo on teraz należy do mnie.
- Coś ci się chyba pomyliło, psia paszczo! Ten szpiczastouchy tchórz jest mój!
- A podpisałeś go? Folens, odwróć się... - Anubis wskazał na elfa a ten z triumfalnym uśmiechem pokazał Żniwiarzowi... Zadek...
- ... - Żniwiarz zaniemówił.
- A teraz na poważnie, nie pogniewał bym się gdybyś dodał mi jeszcze Annę...
- Bujaj się! - Ryknął Żniwiarz.
- Błyskotliwa odpowiedź... Czyli nie?
- Nie!
- Rozumiem... Jeszcze porozmawiamy a teraz wybacz...
Anubis wyłączył ekran i wyszedł załatwić swoje sprawy...

Miron

Miron

30.10.2008
Post ID: 35843

Jess wyjrzał z namiotu, zobaczył krzątających się już piratów, którzy starali się chyba kto pierwszy, wykonać jak najwięcej pali i desek. Rozbawiony Jeremiasz podszedł do ogniska.
Nagle w głowie zaświtał mu pomysł. Pobiegł do swojej siedziby i przejrzał mapy. Wynikało z nich że znalazł się gdzieś w pobliżu wyspy Tanduil. Miał zamiar założyć tu małe miasto, kryjówkę przed admiralicją. Postanowił nazwać je Itkim, po czym wyszedł na dwór i zwołał smokowców, piratów i centaurów. Krzyknął tak aby tłum mógł go usłyszeć
- Czy chcecie zostać tu jakiś czas, wolni od świata i władz!
- Tak! - odkrzyknęli piraci
- Czy zostaniecie tu, aby stworzyć tu wspaniałą kryjówkę i miasto!
- Aye! Aye!
- Zatem do roboty lenie!.....

Vokial

Vokial

31.10.2008
Post ID: 35861

Lisz ukryty za filarem przysłuchiwał się rozmowie prowadzonej przez demona i Pazura. "To na pewno zadowoli Vokiala." - pomyślał lisz i teleportował się na na statek dowodzony przez Vokiala. Na pokładzie co chwilę teleportowała się grupka liszy. Lisz podszedł do wampira i zaczął mówić:
- Ten demon którego widzieliśmy, nazywa się Aeshma. Z rozmowy dowiedziałem się, że skontaktował się on z Herazou i on powiedział mu, że Kraken obudził się ze snu. Powiedział też demonowi, że artefakt zwany Rogiem Krakena daje władzę nad tym potworem. Podczas rozmowy demon wspomniał, że Herazou będzie dawał wskazówki co noc, łącznie ma być ich dziesięć. Pazur nakazał płynąć na północ.
Vokial słuchał niewzruszony do momentu kiedy wymieniono imię Herazou. "Bóg wtrąca się do spraw śmiertelnych. No ale cóż, oni mają swojego boga, ja mam swojego..." - pomyślał i słuchał dalej. Po wszystkim powiedział:
- Dobrze się spisałeś. Przekaż sternikowi, by płynął za nimi.
Odwrócił się do reszty i zauważył kogoś dobrze mu znanego. Lisz stał koło jednego masztu. Miał na sobie grubą, czarną zbroję. W jednej ręce trzymał hełm w drugiej tarcze. Miecz wisiał na plecach, a do pasa były przypięte dwa pistolety.
- Nesdro, miałeś zarządzać gildią przez czas mojej nieobecności.
- Nic się nie bój, ciągle nią kieruję, dzięki temu pierścieniowi. - powiedział Nesdro i zdjął rękawicę. Na jednym kościstym palcu znajdował się niby normalny pierścień. - Kazałem przed chwilą stworzyć jednemu z liszów pierścień, dzięki któremu mógłbym kierować szkieleta, który będzie kierować gildią za mnie, oczywiście nie mówiłem mu tego wszystkiego. - powiedział Nesdro.
- No niech ci będzie, a teraz powiedz mi... Po co tu przylazłeś? - spytał Vokial.
- Słyszałem że masz problemy z jakimiś demonem, a mnie żadna taka impreza nie ominie. - powiedział lisz i na jego twarzy pojawił się niby-uśmiech.
- Chodź, pokażę ci twoją kajutę. - powiedział Vokial i ruszył razem z Nesdro pod pokład.

Fergard

Fergard

1.11.2008
Post ID: 35934

Tymczasem Nocny Strzelec siedział na trybunach areny i wyraźnie się nudził. Nikt z walczących nie pokazał praktycznie nawet 25% mocy, jaka była potrzebna demonowi. Z uczuciem politowania opuścił arenę... Po czym nagle koło głowy śmignęły mu zwłoki strażnika miejskiego. "Co do...?", zdążył tylko pomyśleć, zanim zwalił się na ziemię, przygniecionymi innymi zwłokami. Demon rozpłatał truchło i pobiegł w stronę portu, bo stamtąd nadleciały ciała...

Tymczasem w Cicerone...

- Makao! - Krzyknęła uradowana Anna, kładąc kartę na stosiku. Folens Wolvington mruknął coś pod nosem, po czym dobrał kartę. Żniwiarz z kolei uśmiechnął się szelmowsko, po czym położył dwójkę pik.
- Po makale. - Dodała elfka, odpierając atak jokerem. "Joker?", pomyślał przerażony Wolvington. Po krótkiej chwili milczenia Anna dodała:
- Trójka pik. - Stary wilk westchnął cicho, po czym dobrał trzy karty. Żniwiarz z kolei wyłożył potrójną ósemkę.
- Makao i po makale. - Powiedział wesoło. - W rozrachunku zwycięstw to będzie 14 - 5 - 0. - Anna roześmiała się, po czym ugryzła biszkopt. Szybko się przekonała, że pobyt w Cicerone jest nawet lepszy niż pobyt u niej w nieistniejącym już pewnie domu. Karty Żniwiarza były magiczne i Anna szybko je polubiła: Szeptały do niej w umyśle swoje nominały, tak więc mogła grać mimo ślepoty. "Ciekawe, jak długo tu zostanę?", pomyślała melancholijnie. Dostała odpowiedź aż za szybko. W portalu pojawiła się ważka tataliańska, niosąc w pyszczku list zaadresowany do Żniwiarza. Wyżej wymieniony podszedł do owada, wyjął mu z ust list, wkładając tam biszkopt. Ważka połasiła się przez chwilę, po czym zniknęła w portalu.
- Hmmm... Od kogo to może być... - Mruczał Żniwiarz sam do siebie, odwracając list. Było tam napisane "Alastor, książę demonów". Oczy Żniwiarza zwęziły się. W 95% chodziło o Annę. Była urodziwa, a wieści szybko się rozchodzą w Otchłani. 13 jej warstwa - Nazywana Czyśccem - dzieliła się na 5 głównych dzielnic - Martwe Ziemie, Zgorzkniałe Stepy, Krwawe Wrzosowiska, Droga Donikąd oraz Portal do Piekła. Te z kolei były podzielone na kilka pomniejszych obszarów. Nad każdym władzę sprawował potężny demon. Alastor władał Krwawymi Wrzosowiskami i był drugim z pięciu najpotężniejszych demonów panujących nad Czyśccem. Silniejszy był od niego tylko Lucyfer, który jednakże usunął się w cień. Tak więc Alastor władał z ramienia Lucyfera jako jego prawa ręka. "Mroczny Żniwiarz musiał go poinformować o nowym nabytku...", pomyślał Żniwiarz zaniepokojony. Alastor był wielkim, potężnym, okrutnym, na wskroś złym, ale inteligentnym demonem. Żniwiarz szczerze wątpił, by demon chciał zawrzeć z Anną związek małżeński. Pogrążony w niewesołych rozmyślaniach otworzył list i zaczął go czytać...

Tymczasem, na morzu...

- Hmmm... Czyli trzeba złapać za ten Róg Krakena i zniszczyć go? - Upewnił się Nataniel.
- Tak. - Odparł Aeshma. - Tylko wtedy Kraken będzie mógł zostać zabity.
- A ten twój Herazou nie może załatwić bydlęcia? Jest w końcu bogiem. - Mruknął Pazur cicho.
- To nie takie proste. - Demon złapał się za brodę. - Herazou jest jednym z najpotężniejszych bóstw w panteonie, jednakże jest w stanie uśpienia. A zresztą... Nawet gdyby się obudził, to nie mógłby zaingerować w sprawy śmiertelnych. Naruszyło by to naturalny porządek i mogłoby doprowadzić do tragedii...
- Na ten przykład? - Zapytał podejrzliwie Wolvington.
- Na przykład... Zmiana świata w jedną, ogromną nekropolię. Albo ognisty potop, obejmujący swym zasięgiem cały świat. Mógłby być też deszcz Heartlessów...
- Dobra, dobra. Wystarczy mi tego dobrego. - Przerwał Nataniel machnięciem ręki. - Rozumiem, że nie możemy liczyć na deus ex machinę oraz że musimy poradzić sobie sami.
- Dokładnie.
- A nie uważacie, że to dla nas za dużo? - Zapytała milcząca do tej pory Katarzyna. - Kraken to legednarna bestia o niewyobrażalnej mocy. Mógłby zgnieść "Navisa" w kilka sekund.
- Póki co, jest daleko. - Mruknął Aeshma. - Nie myślmy, co by było, gdyby... Myślmy, co będzie. - Tym enigmatycznym stwierdzeniem demon zakończył rozmowę. Wzbił się w powietrze i wylądował na mostku. Chwilę potem podleciał do niego mały, żółty kształt, nerwowo wiercący się w miejscu.
- No i czego się dowiedziałeś? - Zapytał Aeshma Okrutnika. Po chwili zobaczył przekaz jego myśli w swojej głowie. Na twarzy demona stopniowo pojawiał się uśmiech.
- Ach, więc nasz przyjaciel Jess postanowił założyć miasto? - Demon teraz zwrócił się do Okrutnika:
- Poleć tam z powrotem. Bądź moimi oczami w Itkim. Nie martw się, podeślę ci wsparcie. - Heartless zakręcił bączka, po czym odleciał z powrotem. Aeshma skupił się. Wokół niego pojawiły się jaszczurowate Okrutniki z czerwoną skórą i skórzastymi skrzydłami. Heartless tak opisywały Wiwerny.
- Wylądujcie na wyspie, gdzie leży miasto Itkim. Uwijcie swoje gniazda w miejscach niedostępnych dla człowieka, smokowca lub centaura. Co jakiś czas latajcie nad miastem, by sprawdzić, jak się rozwija. Wszystko raportujcie Żółtej Operze, którą tam spotkacie. - Wiwerny przez chwilę unosiły się w miejscu, by następnie zakręcić pętlę i odlecieć w kierunku Itkim. Na twarzy Aeshmy wykwitł lekki uśmeich...

Tymczasem Nocny napotykał coraz więcej nadlatujących zwłok. Albo je kroił na kawałki ostrzem wysuwanym z lufy strzelby albo nadzwyczajniej w świecie ich unikał. W końcu dobiegł do portu. Zobaczył tam ciekawą scenkę: 6 strażników miejskich otaczało jakiegoś czarnoksiężnika. Ale tylko pozornie. Po bliższym podejściu czaszka zauważył, że "czarnoksiężnik" ma na sobie szatę pokutną z worka i krowią czaszkę na głowie. W jej oczodołach tliły się zielone ogniki światła. Dłonie zaciskała na magicznej lasce. Kościste dłonie, w zasadzie - Kości palców, a nie dłonie. Nieznajomy przemówił spokojnie do strażników:
- Moi przyjaciele, zaprzestańcie swoich poczynań albo będę zmuszony do zabicia was. - Nocny Strzelec przetarł oczy ze zdumienia. Sam widok czyśccowego "trędowatego mnicha" go zdziwił. Jeszcze bardziej zaś zaskoczył go fakt, że zna tylko jednego mnicha, który przemawia z takim spokojem. "Samuel...", pomyślał Nocny niespokojnie. Strażnicy rzucili się na mnicha, jednakże ich miecze odbiły się od niewidzialnej tarczy, którą ów był otoczony. Samuel wzniósł rękę do nieba. Wszyscy strażnicy zapłonęli żywym ogniem, by po chwili pozostawić po sobie dymiące szkielety. Mnich obrócił się powoli w stronę Nocnego.
- Amadeo... - Samuel wyraźnie był zadowolony. - Jaki ten świat mały...
- Nie nazywaj mnie Amadeo! - Warknął demon, wściekły, że Samuel zwraca się do niego jego prawdziwym imieniem. Po chwili Nocny Strzelec spytał:
- Co tutaj robisz?
- Ach... Wędruję w poszukiwaniu wiedzy, składników alchemicznych oraz czasami zwyczajnego spokoju. Strażnikom nie spodobał się mój wygląd. Był zmuszony do ostateczności. - W głowie Nocnego odezwał się dzwonek pomysłu.
- Samuelu drogi... Co byś powiedział na reaktywację naszej współpracy?
- Ponownie chcesz powołać do życia Zespół Inferno? Tylko powiedz mi, Amadeo, jaki to ma sens? Wiesz dobrze, że nie przeżywam ery buntownika, a skupiłem się na zarządzaniu swoim miasteczkiem.
- No tak... - Nocny zawahał się. - Ale tym razem nie chodzi o anarchię. Tylko o coś znacznie większego...
- Mów dalej...
- Tym razem Zespół Inferno działałby jako przedłużenie rąk Mrocznego Żniwiarza.
- Ach, Mroczny Żniwiarz... Pamiętam, jak za młodu podpisywałem z nim cyrograf. Na szczęście miałem pod ręką inteligentną odmianę zombie, którą mogłem poświęcić... Powiedzmy, że się nie zgodzę. Co zrobisz wtedy?
- Nie wiem... Poszukam kogoś innego.
- Na twoje szczęście... - Samuel niedostrzegalnie się uśmiechnął. - Działanie w imię konkretnego celu ma pewien sens. Czasami niewielki, ale ma. Powiedz mi tylko, o jakim przedłużeniu rąk mówisz?
- Dopełnianie cyrografu i omawianie warunków jego przedłużenia... A także doprowadzenie do upadku Anubisa.
- Czyżby Mroczny Żniwiarz tak bardzo potrzebuje pomocy?
- Być może... - Odparł Nocny wymijająco. - Ale to także sprawa interesów. Mroczny nie chce pozwolić, by ten psiopodobny wygryzł go z tego biznesu... Poza tym, ja też mam pewną sprawę do załatwienia. Muszę załatwić jednego kretyna w hełmie...
- Hmmm... - Samuel zamyślił się. - Myślę, że mogę poświęcić na to trochę czasu.
- Czyli się zgadzasz? - Upewnił się Nocny. Mnich kiwnął głową. Czaszka poweselał.
- No to już jest nas dwóch! Teraz jeszcze Porcupine...
- Nikt nie wie, gdzie on jest. - Odparł cicho Samuel.
- Biorąc pod uwagę fakt, że jesteś jego "ojcem", to chyba powinieneś wiedzieć, gdzie się znajduje...
- Postaram się go namierzyć... Ale póki co, musisz zapoznać mnie z Mrocznym Żniwiarzem.
- Z największą przyjemnością. - Odparł Nocny wesoło. Złapał za pochodnię i musnął nią jeden z dachów. Strzecha momentalnie zapaliła się żywym ogniem. Po krótkiej chwili całe miasto stało w płomieniach. Nocny uśmiechnął się, po czym wraz z Samuelem przeteleportował się...

Miron

Miron

2.11.2008
Post ID: 35975

Tymczasem Erick i jego towarzysze znaleźli starego pustelnika Darona pochodzącego z Ismay. Mieszkał na odludziu, z dala od miasta, lecz chciał pomóc Erickowi, gdyż myślał, że to piraci zniszczyli jego rodzimy port. Wiedział on, jak pomóc łowcom nekromantów. Nauczył Ericka i towarzyszy wielu nowych zaklęć, a Gofryna, który miał niezwykły talent do magii natury, nauczył jak przywoływać błyskawice, które jak żywe rzucały się na wrogów. Robin zdobył mnóstwo nowych wieści, między innymi o "Navisie" i "Eksperymencie". Heldar i Gofryn wyruszyli z Daronem do Jelkali, portu niedaleko nowoodkrytej przez pustelnika kryjówki piratów. Zdradził im, że piratom i wielu innym przewodzi Jeremiasz Dungham, który ochrzcił piracką kolonię: Itkim. Erick po namyśle postanowił z drużyną wyruszyć do miasta piratów.

Jess postanowił na jakiś czas zamieszkać w Itkim, aby kierować rozbudową bazy. Niestety podczas prac przy budowie, Greg zginął, zasłaniając kapitana przed strzałą Jarnara, centaura, który okazał się liszem i szpiegiem Vokiala. Jess przerażony kazał ścigać umarlaka, a sam próbował ratować Gregoriusa. Dzielny gnom skonał na oczach załogi, mówiąc do Jeremiasza:
- Jess.... spełniłem swoje zadanie... żegnaj młody przy...jacielu - zadrgał i wyzionął ducha...

Fergard

Fergard

4.11.2008
Post ID: 36027

Tymczasem w Cicerone...

"Drogi Żniwiarzu, Mroczny powiadomił mnie już o nowej duszy, którą zdobył. Folens ma już zapewnione u mnie miejsce. A wracając do tematu... Jeżeli dusza tej całej Anny jest tak czysta, jak mówią... To wezmę ją do siebie. Przyda mi się taka czysta dusza... Chociażby żeby wciąż prowadzić badania na temat istoty Czyścca. Nie próbuj jej ukrywać: Znasz zasady. Anna może zostać u ciebie jeszcze 24 godziny. A ponieważ ja pierwszy okazałem zainteresowanie, to ta duszyczka powędruje do mnie. Co do Wolvingtona: On działa na specjalnych warunkach, także nie próbuj się nimi zasłaniać.

Pozdrawiam, Alastor." - Taka była treść listu otrzymanego przez Żniwiarza. Mina Żniwiarza stężała. Rzeczywiście, takie było prawo Otchłani. Nie było innego wyboru...

Vokial

Vokial

4.11.2008
Post ID: 36057

Tymczasem w Ismay...

- Nie podoba mi się ten Vokial, coś knuje. - powiedział Le Rauxe.
- Na razie nic nie usłyszeliśmy o nim by mogliśmy zerwać sojusz. - odpowiedział Gabriel. Obaj znajdowali się w jego biurze.
- Nawet nie wiemy kim on jest!
- Najwyraźniej Nekromanta, pewnie pachołek władcy gildii.
- Ale po co tu przypłynął? Wydaje mi się że jego głównym celem nie jest "Navis".
- Pewnie miał swoje powody.
- Ale te powody nie są nam znane. Napiszę zaraz list do tego Nekromanty i zapytam go gdzie aktualnie się znajdują.
- Hmm... Niech będzie, pisz ten list. Gdy dostaniemy odpowiedź wypływamy by odebrać temu piratowi nasz statek.
- To przede wszystkim! - powiedział Le Rauxe i wymaszerował z pokoju.
" Ciekawe czym naprawdę ten Nekromanta się zajmuje.." - pomyślał Gabriel i usiadł za biurkiem.

Miron

Miron

4.11.2008
Post ID: 36065

Itkim rozwijało się pięknie. Thassos postanowił zamieszkać tu z centaurami na stałe, podobnie Dragomir i jego smokowcy. Jess przytulając Ymrę spojrzał na budowany właśnie kasztel, budowana już była tylko wieżyczka obserwacyjna z prawego boku siedziby Jeremiasza. Uśmiechnął się i zaczął rozmyślać o zemście za zabicie jego przyjaciela. Wieczorem wieża była gotowa i nowi mieszkańcy wyspy zaczęli świętować, a gdy już księżyc świecił jasno i wysoko, wszyscy udali się do nowych mieszkań. Jess musiał zacząć rozdzielać obowiązki, więc Aarons został mianowany dowódcą straży, Thassos namiestnikiem portu, a Dragomir ochmistrzem. Kapitan zadowolony z swego dzieła (i kolejnej upojnej nocy z Ymrą), wysłał gołębia do swojego zaufanego przyjaciela w Harringtonport, aby przypłynął i osiedlił się tu wraz z nimi. Hadhod odebrał gołębia i zadowolony z dzieła swojego ucznia kazał przygotować swój okręt....

Hellscream

Hellscream

5.11.2008
Post ID: 36075

Finkregh trzymał ostatniego z Nietykalnych za łeb. Patrzył nań z odrazą.
- Nigdy nie zadzieraj ze Smoczym Tytanem - warknął.
- Nigdy nie mów nigdy - zaskomlał Nietykalny. Finkregh chrząknął i zmiażdżył jego głowę. Gdyby Okrutnik mógł krwawić, z pewnością krew i kości obryzgałyby mu nadgarstek. Smoczy Tytan obmył ręce w oceanie, sprawdził głębokość i uznał ją za odpowiednią. Ruszył przed siebie po dnie oceanu...

Tymczasem u LaRauxe...

LaRauxe obserwował ocean. Był teraz na nowym statku, "Wilczym Stadzie". Był to wspaniała fregata. Jacques spoglądał na morze. Było spokojne. I taka monotonia utrzymywała się już parę godzin. Aż na horyzoncie pojawiło się...coś.

A był to smok. Ogromny, błękitny i...ubrany? Tak, smok miał derkę i spodnie oraz niebywałych rozmiarów ręce. I szedł po dnie. I po bliższym spojrzeniu był całkiem humanoidalną istotą...

LaRauxe pobladł. Widział wiele okropności, ale ta bestia wydawała się...bestialska. Nie miał wiele czasu na dziwowanie się, gdyż bestia rzuciła się w ich stronę. Zanim zdążyli zareagować, był już przy burcie i wtłoczył się na pokład, przechylając statek w swoją stronę. Wydawał się znudzonym uczonym, opierającym się o kant biurka - taki był wielki. Popatrzył chwilę na zgromadzonych marynarzy. Po chwili zaryczał i odbił się od dna, rozpościerając potężne skrzydła.
- Czas na małą zabawę! - krzyknął, łapiąc za główny maszt i zaczynając nim kręcić niczym małe dziecko bączkiem.
- Zaśpiewam wam! Trzech marynarzy trzymało się uwięzi, a Finkregh nimi kręcił aż zaczęli rzęzić! - Smoczy Tytan przeciągał każdą sylabę. Rymowanie mu niespecjalnie szło...
- Litości! - wyrzęził marynarz na bocianim gnieździe. Finkregh parsknął.
- Zły adres - prychnął, łamiąc maszt jak zapałkę. Wsunął rękę pod rufę i przewrócił statek do góry dnem.
- To ja się żegnam! - zaryczał i poleciał w kierunku Ismay...

LaRauxe nie wierzył własnym oczom. Jakiś potwór w kilka chwil dosłownie zmiażdżył jego statek...

Tymczasem, w nieznanej nikomu świątyni, w najlepsze trwała narada. O ile naradą można nazwać sprzeczki dwóch osobników, milczenie jednego gnolla i chrapanie olbrzymiej, zielonkawej istoty.
- Nie, mój przyjacielu, nie powinniśmy tego robić! - krzyczał jakiś stary jegomość o osmalonej twarzy.
- Rai, ja tu rządzę i mało mnie obchodzi co ty sądzisz - syknął jakiś człowiek opatulony czarnym płaszczem.
- Będzie dym - westchnął smokowaty osobnik stojący w rogu. Miał niesamowicie kostną budowę ciała. Wyglądał niczym szkielet obciągnięty czerwoną, na pół płonącą skórą. Trzymał w ręku bułat i magiczną laskę. Jego czaszka była wybitnie gadzia.
- Racja... - rzekł stojący obok rekinolud. A może humanoidalny rekin? Cóż, w każdym razie w jego aparycji było więcej białego żarłacza niż człowieka.
- Cholera, Sandro, nie będziesz ze mnie kpił! - wrzasnął starzec.
- Ach tak?! A od kiedy ty możesz mi czegoś zabronić?! Huh?! - warknał człowiek, Kaptur trochę mu opadł i dało się widzieć kościane policzki. BYł to lisz.

"Uspokójcie się..."

Ten odgłos wydobył się z kryształowego zwierciadła, które zajmowało całą ścianę. Lustro falowało jak powierzchnia wody. Głos należał niewątpliwie do Herazou - śpiącego nieopodal wielkiego stwora. Wszyscy umilkli.

"Musicie kooperować. Gdzie jest Mordekain? Gdzie są wszyscy Przodkowie?"

- Noga Teezetha tu nie postanie - warknął Raijin.
- A ja nie będę przebywał w jednym pomieszczeniu z Mordekainem - fuknął Sandro.
- Jak dzieci - jęknęli dwaj bestiowaci jegomoście z konta.
- Więc co mamy robić, o potężny? - powiedział milczący dotąd czarny gnoll.
- Musimy zdać się na ludzi. Na nic władza Sandro. Na nic siła Raijina. Na nic wiedza Mordekaina. na nic moc Tezzetha. Na nic spokój Thanta. Na nic gorliwość Megalodona. Na nic potęga Worgołaka. Nie możemy nic zrobić, bo zakłócimy tryby machiny losu... - zakończył westchnieniem głos z lustra. Raijin splunął.
- To przecież zwykły kraken. Trzeba rozerwać go na pół i po kłopocie. Wrogołak zrobił by z niego sushi, a nie ma żadnych przesadzonych mocy - warknął Raijin, wskazując na czarnego gnolla.
- Jest nieśmiertelny - zauważył smokowaty, Thant.
- Wszyscy tutaj jesteśmy nieśmiertelni... - westchnął znużony Megalodon.
- Dość! Omówmy sytuacje. Worgołaku, sprowadź Mordekaina - widać było, że Sandro nie chce dać ujść imieniu znienawidzonego rywala.
- Tak jest - rzekł Worgołak, wychodząc.
- Dobra...Thant, przedstaw sytuację - mruknął lisz, wskazując na smokowatego. Ten tylko strzelił kostkami palców i zaczął monolog.
- W telegraficznym skrócie. Nie, nie pytajcie czym jest telegraf. Nekromanta Vokial pływa sobie gdzieś po morzach, pirat Jess założył miasto i spółkuje z bratanicą, półdemon Fergard zawiązał ze mną kontakt, Nataniel Pazur pomaga Fergardowi, Cień i jakiś jego kumpel pływają sobie po morzach i oceanach, Mroczny Żniwiarz robi to co zwykle, a nasz drogi demigod ratuje niewidomą elfkę. Uff... - westchnął i ceremonialnie odetchnął. Bez najmniejszego sensu, gdyż Thant nie potrzebował powietrza do egzystencji.
- Piknie - mruknął Raijin.
- Zakładam, że Sandro chce pomagać wampirowi, a Megalodon go zniszczyć. Jako że Przodkowie nie mogą podejmować bezpośrednich działań przeciw sobie, zakład porzucenie sprawy - powiedział szybko Thant.
- Wiem... - mruknął Sandro. Wydawał się niepocieszony.
- Wiemy też, że w świat wyruszyły dwa skrzydlate pomioty zła. Smoczy Tytan Finkregh i Gandan - rzucił Megalodon.
- Gandanem ja bym się nie przejmował...Ale Finkregh jest zagrożeniem dla całego swojego otoczenia - powiedział Raijin. Błyskawice już skakały mu po knykciach. Lisz pokiwał głową.
- Wiem co chcesz powiedzieć. Idź. Raz uśpiłeś tą jaszczurkę, spróbuj szczęścia po raz drugi - westchnął Sandro. Raijin lekko się ukłonił i wyszedł.
- Dobrze...kto podejmuje się śledzenia Demigoda? - zapytał Megalodon.
- Może ty to zrobisz? - zapytali jednocześnie Thant i Sandro. Megalodon podrapał się po pysku.
- No dobrze. Życzę powodzenia... - mruknął, zasalutował i wyszedł.
- Taak...Ja przypilnuję Cienia. Nie chcemy, żeby nam się Jeździec Apokalipsy rozbuchał - zachichotał Thant, rozłożył skrzydła i wyleciał przez świetlik.
- Tak więc zostałem sam...Worgołak zajmie się Pazurem i Fergardem, ja nekromantą Vokialem, a ten cały Mordekain niech czuwa nad tym całym Jessem... - kończąc monolog, Sandro usiadł na pobliskim krześle i oczekiwał na przybyszów...

Fergard

Fergard

5.11.2008
Post ID: 36086

Tymczasem, W Itkim...

Jess przyglądał się śpiącej osadzie. Było kilka dobrych minut po północy. Ymra spała już w swoim namiocie. Było spokojnie... Dopóki Jess nie usłyszał cichego szelestu w krzakach. Zaniepokojony, wyciągnął rapier. Szelest powtórzył się. I nagle...

Z krzaków wypadł Jarnar. A raczej jego szczątki. Centaur był cały okrutnie okaleczony, podziurawiony, nie miał trzech nóg, a czwarta wisiała na jednym ścięgnie... Jeremiasz odskoczył, zaskoczony i przerażony. "Co...?", zdążył tylko pomyśleć, bo usłyszał tupot butów. W cieniu pojawiła się humanoidalna sylwetka. Jess krzyknął:
- Kim jesteś i czego chcesz?!
- Opuść broń, dobry panie. Nie mam złych zamiarów... Przynajmniej nie teraz. - Nieznajomy wyszedł z cienia. Jess aż wzdrygnął się, widząc jego twarz. Groteskowa maska będąca także hełmem zakrywała mu całą twarz - Z wyjątkiem oczu i ust. Te pierwsze żarzyły się przeraźliwie żółtym blaskiem, tak jak u Okrutników. Usta zaś... Jeżeli można to nazwać ustami - W połowie były wykręconymi wargami, odkrywającymi parę ostrych zębów, w połowie zaś - Stanowczo za bardzo były rozciągnięte - Krwawą dziurą w głowie, stykającą się z ustami. Nieznajomy przykryty był szarym, obszernym płaszczem.
- Odejdź, potworze! Nie zniszczysz mojego miasta! - Warknął Jess, unosząc rapier do góry.
- Ja nie mam złych zamiarów... Powinieneś... - Nieznajomy przerwał, z krwawej dziury sączyła się krew. - ...Podziękować mi za... Zabicie zabójcy twojego... Przyjaciela. - Jess musiał się z nim zgodzić. Zabójca Grega został ukarany wedle zasady "oko za oko". Kapitan powoli opuścił broń.
- Kim jesteś i czego chcesz? - Zapytał Jeremiasz ponownie.
- Moje imię nie jest ważne... Szukam schronienia... - Charknął potwór, kaszląc krwią. - Zbyt wiele wycierpiałem... W stanowczo za krótkim... życiu. Chcę tylko... pomieszkać tu parę... dni, a potem... pójdę dalej.
- No, nie wiem... - Mruknął Jess. - Nie wiem, czy mogę ci zaufać...
- Myślę, że... powinieneś. - Odparł nieznajomy.
- Hmmm... Możesz tu zostać, ale tylko pod warunkiem, że na obrzeżach miasta, tak by nikt cię nie widział.
- To da się zrobić... Na pewno... Nie masz nic przeciw?
- Nie pytaj, bo zmienię zdanie. - Potwór skinął głową, po czym oddalił się, powłócząc nogami. "Kto to jest?", pomyślał zaniepokojony Jess. Po chwili zadumy wrócił do swojego namiotu...

Nastał nowy dzień. Tymczasem na "Navisie"...

Pazur przeciągnął się przy wyjściu spod pokładu, po czym wskoczył na mostek. Aeshma już tam był, zamyślony.
- I jak tam, nasza Wyrocznio? - Zagadał do demona.
- Herazou przekazał mi wiadomość, że Róg znajduje się kilka kilometrów od punktu X.
- Punktu X?
- Powiedział, że wytłumaczy mi to następnej nocy... - Demon znów popadł w zadumę. - Wiwerny, które wysłałem do Itkim twierdzą, że podczas nocnego lotu widziały Jessa rozmawiającego z jakimś nieznajomym w hełmie...
- Jessowi dobrze się powodzi. Itkim jest już opisane na mapach. A minął dopiero dzień od jego założenia. - Mruknął Pazur, również zamyślony.
- Masz takie aktualne mapy? - Zapytał Aeshma, ziewając.
- Co tydzień dostaje od Erathiańskiej Poczty listy i dokumenty. Wśród nich są także mapy... - Nataniel lekko się wyprężył, po czym rozłożył lunetę. Demon tymczasem mruknął:
- Chyba zejdę pod pokład... Potrzebuję trochę czasu na przemyślenia...
- Powodzenia. - Odparł kot, nie przerywając wertowania okolicy. Aeshma zeskoczył z mostku, po czym skierował się pod pokład...

Tymczasem, u Żniwiarza...

- Tak więc witam nowego członka naszej chorej społeczności! - Zarechotał Mroczny Żniwiarz, patrząc na trędowatego mnicha. - Przypomnij mi tylko, jak się nazywasz?
- Samuel Salomon Seth III Potężny. - Wyrecytował wyżej wymieniony.
- Będę ci mówił "Triple S", co ty na to?
- Jeżeli taka jest wola mojego przełożonego... - Odparł Triple S, zamyślony.
- Doskonale! A teraz... Nocny, mówiłeś że masz jeszcze jednego członka do brygady uderzeniowej?
- Dokładnie, szefie. - Demon czaszka uśmiechnął się lekko. - Niejaki Porcupine jest na tyle chory i spaczony, by doskonale nadawać się na jednego z nas... To jest, nas. Nie nas... - Nocny wskazał na Mrocznego. - Tylko nas. - Zakończył, pokazując na SSS i siebie.
- Ja myślę. Pamiętajcie... Jestem ponad wami! - Warknął demon ostrzegawczo. Nocny zasalutował i usunął się w cień. SSS zrobił to samo. Mroczny pogrążył się w rozmyślaniach...

Tymczasem, w Cicerone...

- Nie zgodzę się na to! Nigdy! - Krzyczała Anna rozhisteryzowana. Żniwiarz musiał powiedzieć jej prawdę, jak to jest z jego gośćmi.
- Nie masz wyboru. - Powiedział cicho. - Takie jest prawo Otchłani.
- A co, jeśli odmówię?! - Zapytała Anna, nagle rozgniewana.
- Wtedy Alastor sam po ciebie przyjdzie. A wtedy nie będę mógł go powstrzymać. Takie jest prawo Otchłani. - Elfka załkała. Żniwiarz ciężko westchnął. Nagle Anna odezwała się:
- Jeżeli tak to wygląda, to wyślij mnie tam teraz! - I Żniwiarz, i Wolvington wydawali się zaskoczeni prośbą Anny.
- Jesteś pewna, że chcesz tego?
- A mam jakieś inne wyjście? Największym problemem jest jednak to, że nie widzę...
- Mogę zapewnić ci wzrok przez 24 godziny, ale tylko raz w twoim życiu. - Mruknął Żniwiarz.
- Zrób to! - Krzyknęła elfka. Żniwiarz westchnął, po czym mruknął kilka słów. Anna wzdrygnęła się.
- Ja... widzę. Widzę wszystko wyraźnie. - Szepnęła, rozglądając się.
- Niestety, to działa tylko 24 godziny. Ale to chyba wystarczająco, by dojść do Wieży Alastora. - Żniwiarz otworzył portal do Czyścca. Anna stanęła koło niego.
- Żegnam was. Być może jeszcze się spotkamy... - Elfka odwróciła się, po czym przekroczyła próg portalu. Zawirowało jej w głowie i straciła przytomność...

Vokial

Vokial

5.11.2008
Post ID: 36088

Tymczasem na "Eksperymencie"...

Vokial siedział przy biurku na którym leżała koperta na której widniała rozerwana pieczęć Erathii. " Lisz dobrze się spisał... Ale co znaczy ten punkt X ?" - pomyślał. Do kajuty wbiegł lisz.
- Panie, jesteśmy niedaleko "Navisa" co mamy dalej robić? - spytał lisz.
- Zawróćcie i skierujcie się w kierunku Itkim. - odpowiedział Vokial. "Wystarczy ze mamy tam szpiega, nie trzeba ich na razie gonić." - pomyślał Vokial. Wstał, otworzył drzwi i wszedł na pokład. Było tu inaczej niż zwykle. Ciszej i ruchliwiej. Jedynym słyszalnym głosem był krzyk Nesdra.
- Widzę że sobie tu nieźle radzisz. - powiedział Vokial podchodząc do Nesdra.
- Ano. Ja sobie lepiej radzę z dyscypliną, a ty z tą papierkową robotą. - powiedział Nesdro, uśmiechnął się lekko i zaczął znów pilnować by wszystko szło jak w zegarku. Vokial popatrzył w stronę oddalającego się "Navisa" " Nie zawsze wszystko musi być takie jakie się chce..." - pomyślał. Odwrócił się, wyjął lunetę i przystawił do oka. Na horyzoncie znajdował się punkt, który był najpewniej wyspą na której znajdowało się miasto Itkim. " Czas potrenować..." - pomyślał, schował lunetę i zszedł pod pokład.

Fergard

Fergard

7.11.2008
Post ID: 36141

Tymczasem, już w Czyśccu...

Anna wylądowała na kafelkach w jakimś nieznanym budynku. Przez chwilę obawiała się, czy nie straciła już wzroku, ale wszystsko widziała dokładnie. Elfka rozejrzała się, po czym nagle pobladła. Na ścianach nieznanego budynku były wypisane krwią różnorodne napisy w otchłannym. Anna zauważyła też, że stoi w... pentagramie. Elfka jak oparzona wyskoczyła z niego, by zderzyć się ze ścianą. Usłyszała ciche chrząknięcie. Odwróciła się... I zobaczyła groteskowe i ruszające się szczątki człowieka. Szczątki, bo istota była pozbawiona dłoni i stóp, które zastępione zostały zaostrzonymi kikutami. Potwór nie posiadał też języka, a jego oczy były zastąpione przekrwionymi białkami. Istota wskazała jedną ze swoich "rąk" w kierunku wyjścia, machając nią energicznie. Elfka nie bardzo rozumiała, o co chodzi potworowi... Gdy nagle usłyszała ciche warknięcie. Obróciła się... I zobaczyła istotę niesamowicie podobną do trupa kolorem skóry. Tak samo jak poprzedni potwór, miała ona przekrwione białka zamiast zwykłych oczu. W ręku trzymała sporych rozmiarów topór.
- Wreszcie jakaś duszyczka do potorturowania... - Chrząknął, ukazując garnitur ostrych i zakrwawionych zębów. Anna zrobiła jedyną słuszną rzecz, jaką mogła - Obróciła się na pięcie i zaczęła uciekać. Rzeźnik zaczął ją gonić z cichym warczeniem...

Tymczasem, u Mrocznego Żniwiarza...

- Nie mogę namierzyć Porcupina... - Mruknął SSS, majstrując przy jakiejś dziwacznej maszynie. Nocny Strzelec stał w cieniu i przyglądał się staraniom mnicha. Po około 15 minutach odchrząknął. Triple S odwrócił się.
- Nie prościej będzie go po prostu poszukać? Mam w Czyśccu kilku podwładnych, którzy nie mają nic innego do roboty. Może ich wysłać?
- Niezły pomysł... Tylko niech zbytnio się nie afiszują.
- Z ich wyglądem to może być trudne... - Zarechotał demon czaszka, po czym odwrócił się do niewielkiej fontanny krwi. W fontannie pojawił się niewielkich rozmiarów bąbel. W bąblu pojawiły się lazurowo błyszczące oczy.
- Tak, panie? - Odezwał się głos z bańki, głęboki i zimny.
- Skrzyknij kumpli i znajdźcie mi niejakiego Porcupina. - Odparł Nocny cicho. - Oto jego wygląd. - Czaszka wysłał w stronę bąbla niewielką kulkę energii. Przez chwilę panowała cisza. W końcu głos z bańki odezwał się:
- Tak jest, panie. Gdzie mamy zacząć poszukiwania?
- Zacznijcie od tego archipelagu. - Nocny podniósł mapę i wskazał na kilka wysepek palcem. - I zbytnio się nie afiszujcie.
- Tak jest, panie. - Odparł głos. Bańka pękła z przeraźliwym rykiem torturowanych dusz.
- No, to mamy go na widelcu. - Mruknął Nocny, uśmiechając się lekko...

Miron

Miron

7.11.2008
Post ID: 36147

Tymczasem z baszty zauważono potężny okręt, uśmiechnięty Jeremiasz pobiegł sprawdzić czy to "Ten".
- Zakon Sokoła! - Ryknął Jess po przyjrzeniu się lunetą żaglom i fladze. Po paru minutach okręt przybił do brzegu i paradnie wymaszerowało około pięciuset zakonników, każdy w zbroi z wymalowanym sokołem i medalionem Farrona. Hadhod kazał żołnierzom zbudować obóz pod Itkim i rzekł do kapitana:
- Jeremiaszu, tyle lat minęło od czasu, kiedy cię szkoliłem, a nadal mam uczucie jakbym spoglądał na tego małego chłopca, trzęsącego się na myśl o walce.
- Sir, od tego czasu minęło dużo wiosen.
- Tak, dobrze o tym wiem... - westchnął rycerz i pomaszerował, dyskutując o Ymrze do kasztelu Jessa...

Vokial

Vokial

7.11.2008
Post ID: 36151

Tymczasem na "Eksperymencie"...

Nastała noc. Vokial stał na dziobie statku i patrzył w stronę wyspy, która była już niedaleko.
- To ma być szybki atak. Teleportujemy się w kwaterze Jessa, zabijamy jak najwięcej osób i znikamy. Zrozumiano? - powiedział Vokial do dość dużej grupy liszy.
- Tak jest! - krzyknęli. Do wampira podszedł Nesdro z mieczem w ręce.
- Widziałem dość duży statek z jakimiś żołnierzami, mogą stworzyć problem. - powiedział.
- Bzdura. Obóz rozbili za murami, zanim dostaną się do środka, my już będziemy z powrotem. - odpowiedział Vokial. Po chwili namysłu dodał:
- Robimy zakład kto więcej zabije?
- Jak za dawnych czasów, co? - odpowiedział pytaniem Nesdro.
- Jak za dawnych czasów...
Teleportowali się. Znaleźli się w korytarzu między pokojami. Nikogo oprócz nich tam nie było.
- Na razie macie być cicho. - powiedział Vokial.
Otworzył drzwi. Na łóżku leżał jaki pirat. Vokial podszedł do niego, wyciągnął sztylet i jednym ruchem poderżnął mu gardło. Pirat zdążył otworzyć tylko oczy.
- Słodkich snów. - powiedział Vokial, wychodząc z pokoju. Gdy znalazł się na korytarzu zauważył, że lisze zaczęły wchodzić do pokoi grupami. Nesdro jednak wszedł sam, lekko skrzypiąc zbroją. Wszedł przez drzwi, które były zrobione z większą precyzją niż reszta. Na łóżku leżał Jess i jakaś kobieta." Znalazł skarb, ale nie na długo..." pomyślał i podszedł do łóżka. Jess otworzył oczy, ale Vokial uderzył go laską w głowę i pirat stracił przytomność. Kobieta obudziła się, spojrzała na Jessa i zaczęła krzyczeć. Przypomniał sobie właśnie, że dostał kiedyś wiadomość od Gabriela, że z Jeesem może być jego bratanica, Ymra. Było też tam napisane, że jest szukana przez cała Armadę. Kobieta przestała krzyczeć, zeszła szybko z łóżka i uciekła na korytarz. Tam, na nią czekało kilka liszy. Jeden z nich miał właśnie ją zabić, ale wtedy Vokial krzyknął:
- Stój! Ona może się przydać!
Lisz zatrzymał miecz dokładnie przed jej gardłem. Vokial podszedł do Ymry i uderzył ją w głowę laską, tak by straciła przytomność.
- Weźcie ją i teleportujcie się na statek! Ja jeszcze trochę się tu pobawię. - powiedział Vokial do lisza. Lisz wziął Ymrę na plecy i teleportował się na "Eksperyment". Przez drzwi wleciało dziesięciu piratów.
- Nie ujdzie ci to na sucho, wampirze! - krzyknął jeden, po czym rzucił się na niego. W pewnym momencie zatrzymał się i zaczął wycofywać się.
- Co? Boisz się mojej laski? - powiedział Vokial podniósł w górę laskę.
- To dopiero początek twojego piekła! - krzyknął i jednym płynnym ruchem uderzył laską jego głowę. Ten odwrócił się i upadł na podłogę.
- Następny proszę. - powiedział Vokial z chytrym uśmieszkiem. Reszta tak samo zaczęła się wycofywać do drzwi. Gdy do nich doszli, otworzyli je i uciekli.
- Zbieramy się panowie, nie chcecie chyba zaznajomić gościnności tego miasta?! - krzyknął Vokial i teleportował się. Na statku zaczęły się teleportować lisze. Nesdro wrócił na końcu. Ymra leżała na pokładzie, a pilnowało ją dwóch liszy. Vokial podszedł do niej.
- Będzie lepiej, żebyś nic nie pamiętała, ale najpierw "skopiuję" twoją pamięć. - powiedział Vokial z chytrym uśmiechem i wyczarował lusterko. Mruknął coś. Z głowy Ymry do lusterka zaczęła płynąć szaroniebieska mgła. Trwało to prawie pięć minut. Wampir wyjął sztylet i wbił w ramię kobiety. Poruszyła się, ale nie otworzyła oczu. Vokial wyjął z pod płaszcza fiolkę i zebrał jej krew do niej. Wyjął sztylet i oblizał z niego krew.
- Zabrać ją do naszego małego więzienia! - krzyknął Vokial i zszedł pod pokład. Kątem oka zauważył liszy podnoszących Ymrę.

Miron

Miron

7.11.2008
Post ID: 36152

Jess wkrótce się obudził. Jak się domyślacie, ujrzał trupy piratów i wrzeszcząc na całe gardło obudził całe miasto. Gdy dowiedział się że Ymra wpadła w ręce nekromantów sprzymierzonych z armadą zaczął bełkotać:
- Dorwę... do-dorwę cię, ty łajzo kimkolwiek jesteś! - wydał wymowny gest w stronę morza i próbował wbić sobie rapier w serce, ale powstrzymał go od tego zamiaru Aarons.
- Kapitanie, jeśli się zabijesz stracisz i Ymrę i dziecko... - rzekł bosman, lecz nie zdążył dokończyć, bo kapitan płacząc rzewnie ruszył do Kasztelu. Następnego dnia nakazał szykować się do podróży, chciał samotnie gonić okręt wampira, lecz do pokoju wszedł Hadhod, Aarons, Dragomir i Thassos.
- Jeśli gdzieś ruszasz to tylko z nami. - syknął Dragomir
- Wezmiemy oddział smokowców i zakonników i popłyniemy na " Gniewie Sokoła" za tym złodziejem żon! -warknął Hadhod.
- Zawsze z tobą, kapitanie! - wrzasnął Aarons.
- A więc ruszajmy! - odpowiedział Jeremiasz, a po godzinie statek był gotowy do pościgu, duży garnizon został pod komendą syna Hadhoda, Michaela. - "Gniew Sokoła" nadchodzi! - ryknął Aarons.
A Jeremiasz miał nadzieję, że w końcu spełni swą obietnicę i zabije Ellistora, swego brata, i zemści się na wampirze....

Fergard

Fergard

7.11.2008
Post ID: 36157

Nikt nie zauważył tajemniczego nieznajomego, z którym to Jess rozmawiał zeszłej nocy. Potwór przechylił głowę i mruknął sam do siebie:
- Wszędzie, gdzie... Pójdę... Tylko ból i zniszczenie... - Nagle zauważył wir niebieskiego światła, który to wyrósł na pobliskim domu i wysadził go z hukiem. Nieznajomy usłyszał krzyki mieszkańców. Skupił się jednak na tym, co wyszło z tego portalu. A był to zespół demonów czyśccowych. Nieznajomy cofnął się o krok. Wśród drużyny zauważył kata, demona w kapturze, z wydatnym brzuchem i toporzyskami zamiast rąk; templariusza - Opancerzonego demona zbrojnego w kuszę i wielką tarczę; diabelskiego mnicha - Szkielet w mniszej szacie z glewią w kościstej łapie i kadzidłem w drugiej oraz mrocznego ninję - Demona zachowującego się jak ninja, walczącego jak ninja, ale nie znające słowa "honor". Kat obrócił się w stronę nieznajomego.
- To on! - Warknął niskim, gardłowym głosem. Nagle zza domu wybiegło kilkunastu zakonników z Michaelem na czele.
- O, Farronie... - Jęknął jeden z nich. Diabelski mnich krzywo się uśmiechnął.
- Chyba mieliśmy się nie afiszować... - Syknął słodkim, cichym głosem.
- Jak widać, jest to niemożliwe... - Burknął kat z wyraźnym zamiarem rozszarpania zaskoczonych zakonników.
- Mamy skupić się na Porcupinie. - Warknął templariusz. Miał głęboki, zimny głos. Nieznajomy westchnął cicho, zwracając na siebie uwagę zakonników.
- Kim jesteście, potwory?! - Warknął Michael, unosząc swój miecz. Ninja, dotąd nie odzywający się... Roześmiał się psychodelicznym śmiechem w stylu "Jeździmy - piłą - po - ludzkich - kościach". Bez zbędnych ceregieli błyskawicznie wyciągnął szuriken i cisnął nim w Michaela. Rycerz zwalił się na ziemię, z szurikenem w oku. Pozostali zakonnicy błyskawicznie otrząsnęli się z szoku - Jednak za późno. Kat już zaszarżował na nich, wymachując toporami. Kilku kolejnych zakonników upadło na ziemię w kawałkach. Kilku innych usiłowało bronić się przed ciosami diabelskiego mnicha i nie wdychać przy okazji trujących oparów z kadzidła. Ninja zabawiał się maskarowaniem martwych ciał, a templariusz złapał nieznajomego za ramię i warknął:
- Nocny i Samuel wszędzie cię szukają! Co ty wyprawiasz na takim zadupiu?!
- Pokutuję... Za grzechy... Chce zapomnieć o... Tym wszystkim. - Odparł nieznajomy.
- Nigdy nie zmażesz swoich grzechów! Jesteś tym, czym jesteś! - Warknął templariusz, zrywając płaszcz z nieznajomego. Lekki, czarny pancerz biegł od szyi w dół. Przy pasie przytroczone były dwa pistolety automatyczne. Najobrzydliwszą cechą potwora był jednak jego kręgosłup: Makabryczna mieszanina kości i mięsa, biegła przez całe plecy, rozpinając pancerz na kilka kawałków. Templariusz warknął:
- Jesteś tym, czym jesteś, Porcupine. Stworzył cię Samuel. Po to byś był jego wiernym sługą. Po to byś czynił zło. Ty po prostu nie jesteś stworzony do dostosywania się. A teraz... Powiem ci tyle, że ty po prostu nie jesteś stworzony do gwaru miasta. Wszyscy będą traktować cię jak potwora... Bo ty jesteś potworem. Jak my wszyscy zresztą. - Templariusz rzucił okiem na ninję, który z dziecinną radością wykręcał szurikenem jedną z gałek ocznych Michaela. Porcupine westchnął.
- Poddaję się... Prowadź... Tylko ich oszczędźcie...
- Skoro tak ładnie prosisz... - Mruknął templariusz, po czym klasnął w dłonie. Kat odsunął się od trzech zakonników, których miał zamiar zasiekać. Diableski mnich odskoczył spod ciosu miecza. Ninja też oderwał się od swojej "rozrywki".
- Mamny nadzieję, że zbytnio wam nie przeskadzaliśmy. - Mruknął templariusz ironicznie. Błysnęło... I demonów już nie było. Były za to zmaskarowane szczątki Michaela i ośmiu zakonników...

Tymczasem, w Ismay...

Gabriel patrzył przez lunetę, wypatrując nadpływającego LeRauxa. Jaques nie przypływał już od godziny, a Gabriel zaczynał się niepokoić. W końcu pers coś dostrzegł. To coś było... Błękitne. Chwilę później zbliżyło się bardziej. Na tyle blisko, by zauważyć, że to monstrualny i humanoidalny smok w derce i spodniach, mający chyba z kilkanaście metrów. Gabriel pobladł, by po chwili błyskawicznie się opanować. Jeden z żołnierzy podbiegł i spytał:
- Sir, co robić?
- Dać mi tu... - Na twarzy Gabriela wykwitł niedostrzegalny uśmiech. - Dać mi tu "Mysterio". - Żołnierz pobladł jeszcze bardziej i był teraz mniej więcej koloru kredy.
- M... Mys... My-My-Mys... Terio?
- Dokładnie, żołnierzu. "Mysterio".
- T-tak jest! - Żołnierz zasalutował i oddalił się. Gabriel obserwował potwora przez lunetę...

Tymczasem, w Czyśccu...

Anna wciąż uciekała przed rzeźnikiem, dysząc. Potwór wciąż ją gonił, ale z każdą sekundą było widać, że skraca dystans. Jednak też był zmęczony i co jakiś czas przystawał na sekundę - dwie, by odsapnąć. Po kilku minutach sprintu Anna zobaczyła na horyzoncie ogromną wieżę. Elfka minęła się z tabliczką "Ziemie Alastora". "Być może tu będę bardziej bezpieczna...", pomyślała zrozpaczona...

Tymczasem, na "Navisie"...

Aeshma rzucił okiem na horyzont. W oddali zamigotał żółty punkcik. "Ciekawe, jakie ma dla mnie wieści?", pomyślał demon. Po jakiejś minucie punkcik błyszczał już bardzo wyraźnie. Aeshma obejrzał się za siebie. Pazur jak zwykle sterczał przy mapach, Katarzyna wpatrywała się w horyzont, a Wolvington siedział za sterem. "Pewnie myśli o siostrze...", pomyślał demon. W końcu Okrutnik doleciał do Aeshmy. Pierwsze, co zrobił to zderzył się z zaskoczonym demonem.
- Co... - Zaczął Aeshma, ale urwał, "słysząc" myśli, jakie przekazywał mu Heartless... Atak Vokiala... Porwanie Ymry... Jess wypływa z załogą za Vokialem... Chwilę później pojawia się komando demonów czyśccowych i robi sieczkę z kilkunastu strażników, zabierając przy okazji nieznajomego w hełmie... Zaś Itkim wyglądało jak po pogromie.
- Tak... - Mruknął Aeshma. Skupił się. Po chwili obok Żółtej Opery pojawił się trzej podobni Okrutnicy, tyle że odpowiednio w czerwonym, niebieskim i zielonym. Czerwony Nokturn, Niebieska Rapsodia i Zielona Zemsta.
- Lećcie za Vokialem i zadekujcie się na jego statku. Sprawdzajcie jego plany. Nie dajcie się złapać. - Okrutnicy zakręcili młynka, by po chwili odlecieć ze świstem. Demon obrócił się w kierunku zachodzącego słońca. Niedługo przyjdzie czas na drugą wskazówkę...