Oberża pod Rozbrykanym OgremBaśniowe Gawędy - "The PGR S(t)ory" |
---|
Bubeusz10.03.2009Post ID: 42013 |
Po krótkiej rozmowie telekulicznej (tak, te nowe modele magicznych kul naprawdę potrafią cuda), niepisana umowa z Kilem została zawarta. Odnajdzie i przyprowadzi Derina do Bractwa, a w zamian dostanie pudełeczko na zużyte szczotki do zębów. To była tak kusząca propozycja, że Kil Bil nie mógł się nie zgodzić. Szybko spakował swoje manatki i wyruszył na swoją pierwszą w życiu misję... *** Derin wędrował dalej, cicho podśpiewując jakąś sobie znaną melodię dla dodania otuchy, bowiem fakt, że był śledzony, napawał go lekką troską o swoją przyszłość. Wszedł do lasu, bo tak zaprowadziła go ścieżka. I nagle... Usłyszał czyjś dziki wrzask, a potem z głuchym gruchnięciem spadł tuż przed nim jakiś zielony, maleńki goblin, wbijając się twarzą w glebę. - Na przyszłość uważaj, jak spadasz, bo możesz sobie krzywdę zrobić - poradził. Rozmyślał nad swoją sytuacją... Chyba powinien najpierw rozprawić się z tym Kilem, a potem zajrzeć do Bractwa Rdzy i wyjaśnić sytuację. |
Tabris28.03.2009Post ID: 42664 |
Jednak goblin nie ustępował. Po dłuższej chwili podniósł się, wytarł z kurzu, wypluł piasek i krzyknął -[color=#FF00FF] TRANSFORMACJA![/color] To niesamowite, ale dosłownie znikąd zaczęły pojawiać się elementy zbroi, oraz bronie i przyczepiać się do ciała Kiliego. W końcu goblin nabrał wyglądu Żelaznobokiego Miotacza Zła i Innych Nieszczęść. |
Bubeusz28.03.2009Post ID: 42682 |
- Hmmm... - hmknął goblin. - To całkiem niepodważalny argument. I ruszyli razem. Ścieżka przez las stwarzała wrażenie lekko wstawionej, żeby nie powiedzieć schlanej w trzy dupy, ponieważ obijała się zygzakiem o każde drzewo, co sprawiało, że nie poruszali się zbyt szybko. Ostatecznie zapętliła się wokół jednego z drzew. - Hm, chyba się zgubiliśmy - rzekł Derin, kiedy po raz piąty okrążyli to drzewo. - Mam wrażenie, że już tu kiedyś byłem. Poszli. I szliby tak do usranego końca, gdyby nie fakt, że drzewo, wokół którego maszerowali, w istocie było Wielce Tajnym Domem. Domem pewnego Wielce Tajnego Pustelnika, który głosił Wielce Tajne mądrości każdemu, kto godzien będzie poznać owąż wiedzę. - Oho, są jacyś frajerzy - mruknął do siebie Pustelnik, siedząc na jednej z gałęzi. I skoczył. *thud* - O, czyżby kolejny ptaszek niedolotek? - uśmiechnął się Derin, posyłając drwiące spojrzenie goblinowi. Derin spojrzał na goblina z wyrazem lekkiej konsternacji na twarzy. Tymczasem pustelnik nachylił się ku nim konspiracyjnie. - Pamiętajcie... - szepnął, przykładając rękę do ust. - Praprzyczyna rzeczy leży w różowych trampkach... Podążajcie za różowymi trampkami...! No a poza tym świetnie pasują do paznokci. Yy... Albowiem oto, bym zapomniał. |
Tabris29.03.2009Post ID: 42685 |
- Ale ja chodzę w różowych trampkach - powiedział Derin gdy ochłonęli po tej mistycznej (i tajnej) radzie. Tak oto Pustelnik przyłączył się do Derina. Szli we trójkę - Derin Ojacie, pogromca Doda Elektoroda, Bily Kily, tak naprawdę Żelaznoboki Miotacz Zła i Innych Nieszczęść, oraz Pustelnik, tak naprawdę Eugeniusz Framuga... Derin przeraził się; co post Tabrisa, to nowy członek drużyny... Czy nasza Drużyna dojdzie do siedziby Bractwa? Czy zmierzą się z potęgą Zdzisława De Billa aka Kila Bila, czy Tab przestanie dodawać nowych członków drim timu? O tym w następnym odcinku! |
Bubeusz24.10.2009Post ID: 49773 |
- Oto raduję się i tańczę, albowiem Mistyczne Różowe Trampki prowadzą mnie na żyzne ziemie wszechogarniającego szczęścia i wiecznej, niepojętej radości samej tylko egzystencji! Otolluja! - śpiewał rozanielony Pustelnik, podskakując uroczo za Derinem. Jego siwa broda powiewała na boki tak żwawo, że co chwila jakaś pchła dawała za wygraną i wyskakiwała na drogę. Nagle Derin zatrzymał się gwałtownie. Przed nimi stanęło bowiem Niebezpieczeństwo. Ojacie drżącą ręką poszukał przy pasie miecza, lecz nic tam nie znalazł. Zastanawiał się przez moment, co począć, podczas gdy narrator próbował sobie przypomnieć, cóż takiego miał Derin przy pasie. Ponieważ ani jeden, ani drugi, nie doszli do żadnej znaczącej konkluzji, Derin krzyknął z przerażeniem, chowając się za Pustelnika. Niebezpieczeństwo spojrzało z lekką konsternacją na rozradowanego starca, który nieświadom niczego, wciąż podskakiwał wprost w jego paszczę, w uroczych pląsach rozrzucając wokół różowe kwiatki. |
Tabris25.10.2009Post ID: 49784 |
Różowe kwiatki pogorszyły sprawę, bowiem Niebezpieczeństwo okazało się na nie wyczulone. Zawarczało groźnie powodując, że Pustelnik odkrył, że jest w Niebezpieczeństwie. Po odkryciu zbiegł z wnętrza paszczy, aczkolwiek pokaźna część jego brody z resztkami pcheł została tam na zawsze. Tymczasem Niebezpieczeństwo zbliżyło się niebiezpiecznie do Derina i nmruknęło z niebiezpieczną lubieżnością: Zapadło niebezpieczne milczenie. Korzystając z niego można przedstawić Niebezpieczeństwo: Nazywało się ono Ya Pierre do Lhe "Niebezpieczeństwo" (xywqa po teściowej) i było Urzędnikiem VI stopnia z orderem i przytupem Ministerstwa Biurokracji oraz było smokiem zatrudnionym w ramach akcji "Uratuj Przeetatyzowanie 4√⅞. - Co?... nie macie zgody? - zaczęło niebezpiecznie szydzić Niebezpieczeństwo - W takim wypadku musicie udać się do sołtysa Chytrzyc Nielegalnych po nią, bo jak nie, to wtedy... niebezpiecznie myśleć co z wami zrobię... |
Bubeusz16.12.2009Post ID: 51054 |
- Bzduuura - burknął Kily, oglądając paznokcie. Niebezpieczeństwo aż zawyło z gniewu i zaskoczenia, otwierając szeroko swoją paszczę i eksponując uroczy rządek kłów, między którymi jeszcze zwisały strzępki czyjejś siwej brody. Pustelnik zemdlał, Derin schował się za Kilim, zaś Kily z uśmiechem szaleńca wypalił ze swojej super broni prosto w niebezpieczne podniebienie. - Ha. - stwierdził strzelec, elokwentnie dając upust buzującym w nim emocjom. Spojrzeli na Pustelnika. Z uciętą w skośny wzorek brodą wyglądał dużo bardziej młodzieżowo. Gdyby punki miały po 90 lat, to właśnie tak by się cięły. (znaczy, brody by cięły, bo siebie to po linii prostej). |
Tabris20.12.2009Post ID: 51223 |
Bohaterowie szli dalej. Tym razem na przedzie kroczył Kily Bily (Zmuszenie Niebezpieczeństwa do ucieczki: +5 do siły) dalej kroczył Derin, a pochód zamykał Pustelnik (strata brody: -10 do charyzmy). Bohaterowie kierowali się na południowy-wschód bowiem Ojacie wykoncypował, że skoro Pani Zofia znajduje się na południu, a Bractwo Rdzy na wschodzie (lokalizacji siedzib Supertajnych Organizacji uczy się w II klasie Szkoły Ponadstawowej) to najłatwiej dojść będzie do obu tych miejsc idąc właśnie na południowy wschód. Jak postanowił tak też zrobili. Niestety dla nich i na szczęście dla nas źle skręcili przy chatce starej Lebiodowej, tej co to ona, jak wiadomo, pasie krowy w piątki na polu tego Edka co pracuje wówczas w fabryce kredek, co to ją postawił stary Aprikozenkranc co to jego córka się puściła z Durnym Ivanem co to zawsze pijał z Pasibrzuchem XII Najmiłosierniej Nienażartym, który raz wylądował w strumyku (i tak powstała Tama Czterech Przełomów) w którym łowił nieboszczyk Lebioda zanim go wskrzesili. (I wszystko jasne.) Otóż bohaterowie nim źle skręcili (zamiast w prawo to na wschód) zaopatrzyli się w papu na drogę (stara Lebiodowa do dziś szuka naleśników ryżowych) które to papu sprawiło, że pokonali 100 mil w na tyle krótkim czasie, by nie przeżyć (lub nie) idiotycznej przygody. Otóż bohaterowie znaleźli się przy Tajnych Wrotach Tajemnej Siedziby Tajemniczego Bractwa Rdzy. Zatajony stróż wypatrzył ich i udał się poinformować o intruzach Mistrza Gregoriusa Unbelieveable. Niestety ścieżka, którą biegł i łomot jaki ww. biegowi towarzyszył tajny nie był (co najwyżej poufny) i oto nasi bohaterowie mieli okazję wkraść się do samego serca Bractwa Rdzy. Jednak nie dla idiotów okazje! Czy ją wykorzystali? |
Bubeusz26.02.2010Post ID: 53344 |
- Wydaje mi się, że stróż właśnie pobiegł poinformować szefostwo o naszym przybyciu - stwierdził Derin, obserwując unoszący się zza murów kurz, rozedrgany przez wibracje głośnych uderzeń butami o posadzkę. Derin spojrzał się na pustelnika z dziwnym błyskiem w oku. Derin zmarszczył lekko brwi. Zawsze mu się wydawało, że im cenniejsza osoba poszukiwana, tym większą się daje za nią nagrodę. Czyżby był wart tyle, co pudełko na szczotki? Zdaje się, że Kil go nie docenia.... Wielki, zielony, obdrapany, ze śliną cieknącą z pyska, z resztkami mięsa między zębami, sapiący jak maszyna parowa, z gniewnymi, nabiegłymi krwią oczami, muskularny jak pięć Derinów... Z różowym kwiatkiem na twarzy, spływającym wraz z kapiącą kroplą śliny. Nabrał w płuca powietrza, aż zatrzeszczała jego Wybitnie Zardzewiała zbroja i ryknął przeraźliwie, prosto w twarz Pustelnikowi, tak, że biedak potoczył się na dwa metry do tyłu, będąc jednocześnie uraczonym tygodniowym przeglądem orczej diety - w formie zapachowej. Aż pobladły kwiatki. Nagle coś ogromnego rąbnęło orka w bok, tak, że potoczył się jak piłeczka gdzieś za bramę. W wejściu ukazał się szary, wyglądający na wykuty w kamieniu bark. Ponieważ jego właściciel był tak szeroki, że poza barkiem nic się w wąskiej szparze między drzwiami nie mieściło, kopnął jedną ich część, tak, że rozwarły się na oścież, ukazując całą sylwetkę w swej całej, przepakowanej jeszcze bardziej niż najbardziej wypaczone umysły artystów fantasy skłonne byłyby zdeformować, postaci. - Ojacie - stwierdził elokwentnie Derin, w życiu nie spodziewając się, że Kil jest górskim trollem, który w dodatku każdą wolną chwilę musi spędzać na siłowni. I do tego jest odziany w jakieś dziwne, ortalionowe portki z trzema paskami. To chyba symbol Bractwa. Spojrzał na wielką maczugę, jaką dzierżył Kil. Była dokładnie zaokrąglona i ciekawie wyprofilowana. I zabrakło mu słów w gardle. Nawet pojedynczych liter. Zazdrościł trochę Pustelnikowi, który miał ich aż nadmiar, aczkolwiek teraz wypluwał wszystkie po kolei w nieskładnym porządku, jakby próbując dojść do siebie po zapachowej bombie, jaką potraktował go ork. Na szczęście w drużynie był jeszcze mały goblin Kily, prawa ręka Kila, który poczuł się w obowiązku przejąć tory tej, zapowiadającej się na bardzo ambitną, rozmowy. Upadł na kolana przed trollem, wyjąc piskliwie: Jednak do tej niezrównoważonej rozmowy nagle dołączył jeszcze jeden głos. - Dobra, Franky, dość tej zabawy, psujesz mi reputację... Puść Kila i wyginaj do miotły, trzeba sprzątnąć, mój psiunio znowu zrobił kupę - odezwał się Prawdziwy Kil Bil, a na dźwięk jego głosu Troll zrobił Wielce Przestraszoną Minę i czym prędzej czmychnął za bramę, puszczając goblina. Wszyscy zamarli w bezruchu. Nawet Kily. Jeżeli ten gigantyczny troll był tylko jakimś cieciem od miotły, to kimże musi być przewspaniały Kil Bil?! |
Tabris13.07.2010Post ID: 56718 |
Gregorius Unbelieveable... - Otom ja, Gregorius Unbelieveable - krzyknęła wysoka postać odziana w zbroję płytową kompletnie zardzewiałą. - A co, nie spodziewaliście się, ha! Wy głupcy, wasze ciotki kopały rowy na pustyni, a wasi wujowie to sami wazeliniarze! Derin nie wiedział co powiedzieć. Istotnie było to dość zaskakujące, zwłaszcza, że ten budynek nie przypominał w niczym siedziby Killa Billa, czyżby coś się komuś popieprzyło w fabule? - A zatem Ty nasłałeś na mnie Kiliego by mnie uprowadził? Po cóż to uczyniłeś, plugawcze! Gregorius zniknął tak nagle jak się pojawił. Zamiast niego pojawił się troll określony jako Franky. Co prawda jego powrót nie wywołał wielkiej paniki u Derina & kompanii (może dlatego, że trzymał ufajdoloną szmatkę w ręcę) ale gdy szmatkę zamienił na Wielgą Maczugę (wyjął ją z kieszeni, a włożył tam szmatkę) i się nią zamachnął awanturnicy nabrali z miejsca moresu. Dramatyczna walka zaczęła się... |
Bubeusz22.08.2010Post ID: 57646 |
- Wieszczę niechybny koniec! - zajęczał przerażony Pustelnik, rzucając się na ziemię, by uniknąć rozpędzonej maczugi. Olbrzym chyba nie dał się przekonać. A może nic nie usłyszał. Tak czy owak, pałka świsnęła po raz drugi i było już pozamiatane. Po czym czmychnął w krzaki, samym tylko boskim cudem unikając trafienia. Ucieszony Franky załomotał w swe potężne mięśnie piersiowe, a owo zwycięskie echo dudniło jeszcze długo w całej krainie. * - No, znalazłem Cię wreszcie - Pustelnik klepał Derina Ojacie po twarzy, próbując go ocucić. Była już noc, a oni znajdowali się w krzakach jakiejś doliny, zewsząd zarośniętej dzikim buszem. Gdyby nie maleńka świeczka, jaką trzymał Pustelnik, nie byłoby tutaj widać dosłownie nic. No, może poza wygłodniałymi ślepiami całej sfory wilków, ścierwojadów, śmierciogłowów, pełzaczy, pożeraczy i innych topielców leśnych. Derin ocknął się. Wokół rozbrzmiewały świerszczowe koncerty. Jakaś zbłąkana ćma zakręciła się wokół maleńkiego płomyczka i wpadła na niego. -... zgaśnie. - dokończył pustelnik w całkowitych ciemnościach. |
Tabris1.10.2010Post ID: 58689 |
- Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie? - zacytował klasyka Bily. Odpowiedziało mu milczenie. A chwilę potem Derin rzekł: - Kily, zróbże coś! - krzyknął Ojacie w biegu Udało im się! Przekroczyli próg nadziei przebiegając bramę prowadzącą do siakiegoś murowanego budynku wykonanego z drewna trzcinowego. Faktu, że wilkołaki przestały ich ścigać dobre pół godziny temu nie zauważyli (nie mieli zegarków). Po chwili wahania zapukali kołatką wykonaną, jak cały budynek, z mosiądzu. Nie ujrzeli tam jednak hipopotama. Ani słomy, ani nawet słoniny. Pierwsze co ujrzeli to oczojebny napis różowym sprejem w ciapki "Schronisko Górskie Braci Biczowników Większych"... |
Fuksik4.02.2011Post ID: 60287 |
Nagle pojawił się przyjazny cyklop. Wyjaśnił przybyszom, iż to schronisko dla opuszczonych barbarzyńców. |
Hobbicus17.06.2011Post ID: 63212 |
Po tych przepełnionych informacjami słowach, co układając się w bardzo rozbudowane zdanie odjęły uszom przybyszów mniej więcej 3 i pół sekundy życia, cyklop przestał być przyjazny. Udowodnił swoją nagłą wrogość, marszcząc groźnie brwi. To jest brew. - Nie wyglądacie na barbarzyńców. Ani na opuszczonych. Pustelnik ocknął się i przypomniał sobie o zmarszczonej groźnie brwi udowadniającej wrogość. Postanowił więc skorzystać z okazji i wcisnąć siebie i swych towarzyszy do środka, dopóki jednooki strażnik czy kto to tam tak właściwie był nie wyzdrowieje. Tak więc też zrobił. W środku towarzystwo natknęło się na korytarz. Było w nim schludnie, brudnie i przytulnie. Na obu pomalowanych na złotokasztanowo ścianach mieściły się portrety nieznanych nikomu polityków. Z sufitu zwisały ropuchy wypełnione farbami fluorescencyjnymi i otoczone szkłem - zapewne miały pełnić funkcję żyrandoli, a w czasie potańcówek kul lustrzanych. Podłoga była wysłana natomiast słomianym dywanem. W oddali widać było drzwi w kolorze fuksji. Wszystko to w przebojowym stylu art déco! - O ja cię, co za syf... - mruknął ponuro goblin. Mędrzec nie zdążył dokończyć swego dwuwersu. Zza drzwi wypadł ork w garniturze i meloniku, który z przecudnie żółtym uśmiechem na ustach skoczył do bohaterów i ryknął cichutko tuż przed ich facjatami: |
Tabris22.12.2011Post ID: 67013 |
- Bo my jesteśmy ubogimi pątnikami.. - burknął Derin Niestety burknięcie nic nie dało. Nic nie zmieniło. Jego celowość okazała się ontologicznym zerem. Oto bowiem prorok walnął orka porterem niejakiego Donalda I Germańskiego. Zaiste cyklop się zbliżał. Uzbrojony w portret Bronisława Komo-Ruskiego stąpał w kierunku podróżnych. Tylko fakt, że oko nie całkiem doszło do siebie po incydencie z napisem, powodował, że podróżni mogli zdążyć zbiec. No właśnie, mogli? A może przeszkodził im Wielki Przeor-Opat Schroniska Brat-Dyrektor Józef Zachłanny-Kler? O tym już po reklamach! |
Architectus24.04.2012Post ID: 68841 |
<Pauza> - Zaraz znowu przegram. I nie zapisałem… <Wyjście><Jesteś pewny, że chcesz wyjść?><Na pewno?><ALE?!><Ok><Wczytaj grę><Wczytywanie…> W niedalekiej oddali paliło się światełko. Drużyna biegała co sił w nogach. Pustelnik obejrzał się za siebie i odetchnął z ulgą, gdyż wilkołaki już ich nie goniły. - Daj se siana z tymi poprzednimi wcieleniami – wakrnął Kily. Mieli już przekroczyć bramę prowadzącą do podejrzanego, już wyraźnie wyglądającego, budynku. Wyruszyli od razu. Opuścili podejrzaną działkę i zaczęli iść wzdłuż lasu. Po jakimś kwadransie dostrzegli wyłaniającą się znad horyzontu szpiczastą wieżę z ceglanymi ścianami i drewnianym dachem, pod którym dostrzegli małe okienko. Po chwili usłyszeli nawoływanie, ale nie byle jakie nawoływanie. Grzmiało niby turlające się beczki. - Tylko nie mówcie mi, że to kolejna księżniczka uwięziona na wieży, do której dostępu pilnuje smok – zatroskał się staruszek. Jakże wielkie było jego zaskoczenie, gdy z okienka na poddaszu wyłoniła się głowa smoka, z której dobiegały dźwięki wołania. |
As Gier Irhak7.05.2012Post ID: 68990 |
- Mylisz się - odparł jeździec na trupio białym koniu, który akurat przejeżdżał. - Tutaj się dzieją coraz ciekawsze rzeczy. Ostatnio to nawet smoki są więzione przez księżniczki-dziewice. Nie wiem co gorsze - westchnął - smok więziony przez księżniczkę czy widły goniące króliki albo marchewka popijająca krew jak kawę. |
Hobbicus13.06.2013Post ID: 74320 |
- No cóż, to było bez sensu - rzekł Kily. Derin poczuł się tak, jakby minął ponad rok od momentu, kiedy Smok zaczął szlochać. Co ciekawe - szlochał dalej, a jego towarzysze nie wyglądali na szczególnie zatroskanych tym faktem. Krótko mówiąc, mieli to kompletnie gdzieś. Bardziej interesujące zdawały im się zakłady, czy króliki zdążą uciec przed widłami, czy też widły je dogonią. - Ojacie, ten smok jest w tarapatach. I to nie byle jakich - to musi być straszliwa męka, być więzionym przez kobietę. Musimy mu pomóc, czym prędzej, a może zyskamy w nim towarzysza! - krzyknął nasz protagonista i odwrócił się, wyciągając pięść ku górze w bardzo bohaterski geście. Niestety, ten bardzo bohaterski gest nie zadziałał. Jego kompani właśnie się oddalali za widłami i królikami, dopingując donośnie to jedne, to drugie. Minęła chwila jak zniknęli za horyzontem. Derin został sam z wieżą i lamentującym smokiem. Westchnął więc, podszedł do drzwi i zapukał, dokładnie trzy razy. |