Gorące DysputyKarczma Pazur Behemota - "Nauki humanistyczne czy ścisłe?" |
---|
Kordan25.12.2009Post ID: 51387 |
Można oczywiście postawić na bycie kosmopolitą, ale są rzeczy, których Polakowi wręcz nie wypada nie wiedzieć. Nikt Ci nie każe chwalić się przed obcokrajowcami wiedzą na temat własnego kraju, więc chyba zaczynasz nad interpretować.
Nie. Ale za to będę w stanie udowodnić, że to w Polsce komunizm zaczął się chwiać a nie tak jak myślą Europejczycy w Niemczech. Będę w stanie udowodnić że były hitlerowskie a nie polskie obozy pracy. Zagadnienia niby banalne a sam widzisz, że jednak to nie taka prosta sprawa. |
Filus25.12.2009Post ID: 51392 |
Nie ja rozdzielałem dyskusję, więc w żadnym razie nie mam obowiązku podlinkować, skąd owa dyskusja się wzięła. Zresztą czy nie dało się zauważyć, że coś jest nie tak z pierwszym postem tego tematu? Kto normalny w pierwszym poście tematu cytuje kogoś i odpowiada stricte na czyjeś słowa? Najprościej jest napisać, że ktoś głupio rozpoczął dyskusję, albo że temat jest źle sformułowany, a nie doszukiwać się niespójności, która może być podyktowana czymś innym. Co do tematu, z którego owe słowa wykiełkowały. Jest to odpowiedź z tematu "jak studia wpływają (...)". Temat ten znajduje się również w Karczmie.
W zasadzie zawsze kogoś cytując i odpowiadając na te słowa zwracasz się do cytowanego, więc nie rozumiem, po co piszesz coś takiego, że moje słowa miały charakter zwrotny. Gdybym miał się czepiać to ogłaszasz teraz coś, co i tak każdy wie. Co do reszty Twoich słów, odnośnie rzekomego chwalenia się, odpowiem po odpowiednich cytatach, trochę niżej w tym poście. Teraz odnosząc się do poprzedniego Twojego posta:
Co jednak nie zmienia faktu, że większość ścisłowców za humanistycznymi przedmiotami nie przepada, a zdawać go muszą od zawsze, co humanistów od niedawna dotyczy (mam na myśli zdawanie z obowiązku matematyki na maturze).
W teorii racja, w praktyce wygląda to inaczej. By cokolwiek zacząć wiązać w historii ze sobą, należy przyswoić sobie daty i wydarzenia z innego miejsca świata z danego okresu. Czyli mówiąc inaczej, by zacząć myśleć cokolwiek przy nauce historii najpierw musisz opanować (praktycznie równoznaczne z wykuciem) materiał. Więc do kombinowania nad rozwiązaniem zadania np. z matematyki nijak się wynajdowanie owych łańcuchów nie ma. Poza tym nauczyciel historii sam od siebie mówi, że to zdarzenie trzeba powiązać z innym z tego okresu, bo...(rozwinięcie powiązania). Idąc dalej, więc jeżeli sam nauczyciel (jeżeli jest dobrym nauczycielem) podsuwa Ci powiązania, z myślenia w historii nic nie pozostaje, bo wszystko i tak mówi Ci nauczyciel. Owszem nie neguję owego myślenia i łańcuchów, jeżeli sam się uczysz historii, dla siebie. Ale w szkole wszystko jest podane na tacy, myśleć więc za bardzo nie ma potrzeby, jedynie kuć, kuć i kuć. Teraz zacytuję sam siebie, by coś Ci pokazać:
Ty owe słowa rozbiłeś na dwa, co moim zdaniem jest zdecydowanie działaniem, by coś nadinterpretować. Z Twojego rozbicia wynika, że jestem chwalipiętą, która się chwali własnymi zdolnościami. Dla mnie to niezbyt uczciwe posunięcie z Twojej strony. Przeczytaj cały tekst i traktuj go jako całość. Zauważysz wtedy pewną rzecz. Nie chwalę się dlatego, że jestem próżny czy pyszny, ale by nie zarzucono mi czegoś, co często jest zarzucane ścisłowcom, mianowicie słaba pamięć. Chodzi tutaj o to, że wielokrotnie słyszałem od humanistów: "jesteś ścisłowcem bo masz problem zapamiętać 20 dat". Dlatego to powiedziałem, by wydrzeć taki argument z ust innych. Czy tak ciężko to zrozumieć? A co do zarzutu:
Doprawdy? A słyszałeś kiedyś coś takiego: "Kiedy się bronisz, tłumaczysz, znaczy, że jesteś winny. Kiedy nic nie mówisz, znaczy, że nie masz sensownych argumentów." I tak źle i tak niedobrze. Ja wybrałem dyskusję, bo forum od tego jest, by wymieniać się poglądami. Twoje podważenie mojego "dowodu" też można podważyć, tylko po co? Kompleksów na tle własnego, szeroko pojętego umysłu nie mam. To czy mi wierzysz czy nie, to już Twoja sprawa.
Winy takiego mojego nastawienia nie doszukuj się w percepcji. Winę za taki stan rzeczy ponoszą ludzie (humaniści), których spotkałem na swojej drodze w życiu. Zdecydowana większość była pyszałkami, którzy śmiali się z tego, że my musimy się męczyć z polskim na maturze (więc i na lekcje polskiego trzeba było się przyłożyć, by dobrze zdać), a oni matę mają głęboko (byle mieć 2), a na maturę uczyli się tego, co chcieli. Przy czym zdecydowana większość z nich była zwyczajnie mniej uzdolniona, by pojąć matę, fizę czy chemię i tłumaczyli sobie swoje braki: "przecież jestem humanistą". Być może mam skrzywienie w tej materii, ale ja oceniam ludzi po sposobie radzenia sobie w życiu. Potrafisz naprawić jakąś usterkę, umiesz kombinować, by np. bez kupowania niepotrzebnych rzeczy naprawić coś - możesz być i po zawodówce, a mój szacunek mieć będziesz. Jeśli jednak wymienienie koła w samochodzie to dla Ciebie wyzwanie porównywalne, do walki ze smokiem, a w życiu potrafisz jeno gadać, mojego szacunku mieć nie będziesz. Życie mnie nauczyło, że 80 - 90% ludzi, którym należy się szacunek, to ludzie z umysłem ścisłym, stąd też generalizuję. Zaznaczyłem, że nie każdego humanistę uważam za mniej rozgarniętego, niemniej to sami humaniści zasłużyli sobie na takie moje podejście do tego tematu.
Och, doprawdy? Czy poza stwierdzeniem, że coś upraszczam, zamierzasz temat rozwinąć? Może więc wyprowadzisz mnie z błędu? Jeżeli nie masz żadnych argumentów na podważenie mojej tezy dotyczącej klas matematycznych i ich postrzegania, choćby przez nauczycieli, to tego typu komentarz jest zbędny...
Teraz to Ty sprawę upraszczasz. Dajesz przykład dyslektyków, by poprzeć wyjątkowość humanistów. Równie dobrze ja mogę podać przykład dyskalkulii i co? Ja rozpatruję ludzi bez żadnych "dys". No i może rozwiń o co dokładnie Ci chodzi z tym wyborem, którego nie ma humanista? BTW. Osobiście nie uznaję wszelkich "dys". Jak dla mnie to jedna wielka ściema. Rodzice załatwiają do swoich dzieci papierki na wszelkie "dys", by ich dzieciom w szkole było jeszcze łatwiej, by jakoś tłumaczyć brak zdolności swoich pociech. Na studiach NIKT żadnych "dysów" nie ma, nawet ci, co je mieli w LO. Co, tak nagle cudownie ozdrowieli? Gdybyś powiedział profesorowi, że źle policzyłeś zadanie przez jakąś "dys", to by Cię śmiechem zabił, po czym wypisałby Ci 2 i zasugerował zmianę studiów...
Jeżeli chęć dostatniego życia, bez długotrwałego okresu bycia tzw. fizolem to dla Ciebie oznaka materializmu, to owszem, jestem nim. Jednakże ja postrzegam to inaczej. Być może wyprzedzam swój wiek, ale pokuszę się stwierdzenie, że w sprawie pracy po prostu dojrzałem i wiem, że do szczęścia mojej przyszłej rodziny pieniądze będą potrzebne, a zawsze lepiej jest mieć ich więcej, niż mniej. Poza tym kto powiedział, że nie będę robił tego co mi się podoba? Cieszę się, że wiesz co chcesz robić w życiu (to nie sarkazm, żeby nie było), ale wiedz, że ja też wiem i co więcej, studia mi (wierzę w to) ułatwią robienie tego co chcę. Przygotują mnie odpowiednio do pracy, a i zapewnią odpowiednie pieniądze. Czy nie uważasz, że to logiczne? No i jeszcze jedno pytanie do Ciebie, skoro uważasz, że studia nie tylko przygotowują do pracy, to Twoim zdaniem od czego one są? Po co stworzono uczelnie wyższe?
Moim zdaniem, matematyk jakiekolwiek pojęcie o lekturach (nawet jeżeli ze streszczeń) w szkolnictwie polskim musi mieć. Wszak zdał maturę z polskiego. Faktem jest, że ciężko matury z polaka nie zdać, niemniej nawet z lekcji polskiego taki matematyk mimowolnie na pewno coś tam pamięta. Nie mniej zgadzam się w jednej kwestii - interpretacja wierszy. Każdy moim zdaniem może je interpretować JAK mu się żywnie podoba. Wszak to jest urok poezji, że każdy może ją sobie dowolnie pojmować. Natomiast w polskim szkolnictwie interpretacja jest narzucana, tylko jeden schemat jest dobry - ten z klucza odpowiedzi. Prowadzi to do zabijania kreatywności u polskiej młodzieży. Ale to tylko moje prywatne zdanie.
Absolutnie nie! Pisałem o tym już w tym poście, ale powtórzę się. Ja postrzegam wartość człowieka po tym, jak radzi sobie ze zwykłymi życiowymi problemami. Zarówno jak chodzi o kwestię techniczną, jak i życie administracyjne, gdzie niewątpliwie rozumienie tekstu czytanego się przyda. Niemniej z doświadczenia mówiąc, to ścisłowcy z tymi wszystkimi problemami radzą sobie znacznie lepiej. Uff. To by było, póki co na tyle. Liczę na rzeczową dyskusję i pozdrawiam. F. |
Eru25.12.2009Post ID: 51393 |
I to mówi ktoś kto mówi że każdy powinien znać swój język? Nie pamięta że "Polacy nie gęsi i swój język mają"?
Dyslektycy mają problemy z formułowanie swoich myśli w zdania i zapisywaniem ich, a nie z czytaniem. (Mówiąc o dyslektykach należy pamiętać że spora część z nich ma załatwione zaświadczenia i nie robi nic w kierunku poprawy swoich umiejętności).
Co jest kłamstwem? To ze stereotypowy humanista ma problemy z matmą? Czy to że ścisłowiec z dobrą pamięcią opanuje spokojnie materiał z historii, nawet jeśli nie będzie z niego błyskotliwy?
Problem jest taki że większość ludzi po socjologii czy innej psychologii nie znajdzie pracy w swoim zawodzie. I tyle.
Ale jest to celowe męczenie - jeżeli robisz jakieś badania, to żeby to miało jakikolwiek sens, wyniki musisz opracować statystycznie. A żeby móc skumać statystykę, to logiki kapka się przyda. Nie mówiąc już o studentach prawa, którzy powinni mieć logikę w małym palcu.
10%. Dziesięć procent. Tyle by wystarczyło, i tyle jest prawdziwych pasjonatów. Jeżeli ktoś idzie na wyższą szkołą czegoś tam i czegoś, to śmiem wątpić w tę jego pasję i zaangażowanie w nią. PS. Nie można robić zagnieżdżonych cytowań? Czy nigdy nie można było? |
Kordan25.12.2009Post ID: 51395 |
Przejmujesz się opiniami kilku idiotów? Sam przecież mówiłeś też o humanistach, do których masz szacunek. Więc może lepiej by było spojrzeć na innych przedstawicieli tegoż prądu naukowego przez pryzmat znajomości z tymi ludźmi, których lubisz? Ja osobiście nigdy nie spotkałem się ze złośliwościami kierowanymi, przez jedną czy drugą stronę.
Do wymiany kółka w samochodzie nie jest potrzebne żadne wykształcenie. A do sensownego gadania, które nieraz może być przydatne (nauczyciel, prawnik, przewodnik, ksiądz...) już coś by się przydało.
Nie chcę Cię martwić, ale znam osoby, którym matura z polaka raczej się nie uśmiecha. Mój kumpel, który raczej do ścisłych należy po próbnej maturze z tegoż przedmiotu powiedział, że zrobił wszystkie zadania poza ostatnim... Tutaj jeszcze dochodzi problem z tym co jest lepsze. Klucz, czy własne wrażenie osoby, która czyta nasze wypociny, ale to już inna historia...
I tak i nie. Bo widzisz, są poezje, które jakbyś nie kombinował, mają tylko jedną interpretację, a dopowiadanie sobie własnych teorii odbierają danemu wierszowi sens. Bo sory, ale dla przykładu Ars poeticaLeopolda Staffa ma jeden sens. Nie mówiąc, już o wierszach starszych, napisanych archaizmem, w których od środków stylistycznych się aż roi. Są też oczywiście wiersze, które mają tyyyyyyyle interpretacji i tutaj można sobie fantazjować ile dusza zapragnie pod warunkiem, że mają one jakikolwiek związek z treścią. |
Eru25.12.2009Post ID: 51397 |
Idiotów nie sieją - sami się rodzą. |
Kordan25.12.2009Post ID: 51398 |
Mój kumpel to tylko przykład. Takich ludzi u mnie w szkole jest więcej (Żeby było śmieszniej i na profilach ścisłych i humanistycznych... Ci z klasy wojskowej i sportowej to już lepiej nie wspominać) i podejrzewam, że nie tylko u mnie. Z czego to wynika? Nie mam pojęcia... Pewnie jakiś na to wpływ ma to, że ludzie nie czytają lektur, tylko opierają swoją wiedzą na streszczaniach (aby nie być obłudnym, przyznam że przy tym co spłodził Gombrowicz, sam inaczej nie dałem rady) co jest złe. Lektury szkolne i ogólnie książki potrafią ubogacić język, zapoznać nas z nowymi, nieznanymi nam słowami. Oczywiście moje jest to tylko zdanie i dopuszczam możliwość pomyłki... |
Eru25.12.2009Post ID: 51399 |
Ja bym raczej powiedział, że nie czytaj książek tak w ogóle. A nawet ci, którzy jakoś chętniej czytują książek, nie lubią lektur - niektóre lektury są bez sensu. Ja osobiście zdecydowanie chętniej poczytałbym więcej literatury światowej, a nie polskiej - w zasadzie wszystkie książki obce podobały mi się mniej lub bardziej (Zbrodnia i kara, Dżuma, Mistrz i Małgorzata - niestety tylko tyle), natomiast z polskich to jakoś tam trafiła do mnie tzw. literatura obozowa.
Czy aby na pewno potrzeba wielu nowych słów? Skoro ludzi nie umieją się wyrazić przy pomocy tego zakresu, to tym bardziej się w większym pogubią, dla każdego nowego słowa istnieje prostszy i bardziej zrozumiały odpowiednik. |
Kordan25.12.2009Post ID: 51400 |
Zgadzam, się. Co prawda niektóre lektury podobno zawierają dokładny opis tamtych realów, są powiastkami filozoficznymi i tak dalej. W głowę zachodzę, po co komu przerabiać tego zrzędę Gombrowicza czy rozpływać się nad geniuszem Mickiewicza. |
Eru25.12.2009Post ID: 51404 |
a komuś to do czegoś potrzebne? w fragmentach - spoko, ale nie w całości
Ferdydurkę ciężko się czyta, ale w sumie jest schizowe, każdy kto powtarza, że "Słowacki wielkim poetą był" powinien znać genezę ;) |
Nicolai25.12.2009Post ID: 51407 |
Zanim zabiorę udział w tej dyskusji pozwolę sobie przytoczyć ten demotywator. I tak w zupełnie przypadkowy sposób udało się uchwycić problemy Polaków z podstawami matmy. Dziwne, że osoby powszechnie uznawane za umysły ścisłe nie mają aż takich problemów z polskim... Pomijam tutaj osoby mające dysleksje, która w moim mniemaniu jest schorzeniem urojonym usprawiedliwiającym lenistwo uczniów czy coraz niższy poziom nauczania w szkołach. Z tymi przedmiotami ścisłymi jest podobnie. Niemal każdy kto ma jakieś problemy z matmą próbuje się wykręcić, a bo jest humanistą, a bo ma dyskalkulię, a bo matma jest głupia. A prawda jest taka, że znaczna większość ludzi wieszających psy na przedmiotach ścisłych nie miała na tyle samozaparcia żeby chociaż spróbować zrozumieć materiał, czytaj była zbyt leniwa. Oczywiście większość, nie znaczy każdy. Jestem w stanie zrozumieć, że są jednostki, które mają mniejsze lub większe trudności z jakimś przedmiotem pomimo ich najlepszych chęci. Jednak próbuje się nam wmówić, że każdy ma problemy z matmą i, że jest w ogóle nieżyciowa. A przepraszam bardzo, wyznaczniki epoki renesansu do czegokolwiek mi się przydadzą!? Niemal każdy wychodzi z założenia, że skoro sobie nie radzę z matmą to jestem humanistą, i na odwrót. Niestety prawda jest inna. Humanistą nie jest każdy kto ma trudności z tabliczką mnożenia, ścisłowcem nie jest każdy kto nie rozumie Gombrowicza. Z moich obserwacji wynika, że takich pseudohumanistów jest dużo więcej. I teraz jest tak, że wiara idzie do Liceum, bo wypada, i na profile humanistyczne, bo ma problemy z matmą. I często jest tak, że kryterium słabości z przedmiotów ścisłych jest nadrzędne podłóg kryterium przodowania z nauk humanistycznych. Przykładem niech będzie moje Liceum. Otóż klasy o profilach mat-fiz czy mat-inf miały lepszy średni wynik z próbnej matury z polskiego niż profile pokroju humanistycznego. Jako ciekawostkę podam, że w tym roku zrezygnowano w mojej szkole z profilu humanistycznego, bo uczniowie z tych klas najgorzej napisali próbną maturę z matmy. A napisanie podstawy nie jest trudne, bo teraz podstawowa matura z matmy nie jest prosta, ona jest wręcz prostacka. Nie wiem co jest trudnego w rozwiązaniu elementarnych zadań z kartą wzorów i odpowiedziami do wyboru. Kolejną smutną rzeczą o, której muszę wspomnieć to to, że przeszło połowa ludzi, która teraz chodzi do Liceum nigdy nie powinna się tam pojawić, bo tylko krzywdę sobie robią. Niestety teraz w wolnej Polsce każdy chce być światły i wykształcony, z pogardą nieraz patrzy się na robotników, którzy prawdę mówiąc są bardziej potrzebni niż kolejni filozofowie czy filologowie. Znaczna część bezrobocia w Polsce wynika z niewłaściwego wykształcenia społeczeństwa. Brakuje nam budowlańców, ale i tak ludzie idą studiować polonistykę, chociaż ukończenie studiów nie zagwarantuje im pracy. No, ale cóż będą magistrami, bezrobotnymi magistrami. Tak to jest gdy papier w ręku jest ważniejszy od pewnej pracy.
Ekhem, traktujesz umysły ścisłe z wyraźną wyższością, chociaż to właśnie im takie zachowanie zarzucałeś. Po drugie kto Ci takich bzdur nagadał, że fizyka czy matematyka polega na bezmyślnym wkuwaniu formułek i wzorów. Tak długo jak się tych przedmiotów uczę, a uczę się długo i z niemałymi sukcesami, ale nie teraz o mnie, nikt nie wymagał ode mnie bym znał wszystkie wzory z danego działu na pamięć. W przedmiotach ścisłych obowiązuje takie coś jak karta wzorów i można ją stosować na m.in. na maturze, a na konkursach można korzystać z książek, podręczników i zeszytów. Jest tak na Olimpiadach z Wiedzy Technicznej, Fizyki i Matematyki. Bo widzisz, tutaj nie ceni się pamięci ejdetycznej, tylko zdolności. Bo gdybym znał wszystkie wzory świata, a wiedzy bym nie miał to żadnego zadania bym nie obliczył. Matmę musisz rozumieć, a nie klepać formułki jak jakieś czary. Poza tym mówisz, że na przedmiotach ścisłych recytujemy wzory. Dziwne, bo nigdy nie zdarzyło mi się odpowiadać ustnie lub pisać kartkówki z samej znajomości formułek czy wzorów. Natomiast na przedmiotach humanistycznych, a i owszem. Pamiętam ten ból kiedy musiałam nauczyć się jakiegoś wierszyka, czy czas stracony na wkuwaniu dat. A co do lutownicy, jak myślisz, do naprawienia telewizora przyda się bardziej lutownica czy średniowieczne poematy?
A jak Ty byś się czuł jakbyś po 24 latach pracy w zawodzie, na rok przed przejściem na emeryturę, dowiedział się, że emerytura pomostowa Ci już nie przysługuje? Albo jakbyś przyjął podwyżki, które nie rekompensują inflacji? A cieszyłbyś się, że przez nieudolność ludzi opłacanych z Twoich podatków ty i twoja rodzina zostaniecie bez środków do życia? I tutaj nie ma tak, że zrezygnujesz do pracy i pracować u kogoś innego, bo nie masz gdzie. Co ma zrobić taki stoczniowiec jak zamknięto ostatnią stocznie? Wyprowadzić się? Co ma powiedzieć nauczyciel, który dostaje psie pieniądze? Ma pójść uczyć w prywatnej szkole, których jest na lekarstwo, a jak już jakąś znajdzie to z dala od miejsca zamieszkania? Stoczniowiec, nauczyciel czy kolejarz nie może odejść do konkurencji, bo jej nie ma. I Ty się dziwisz, że oni strajkują, jak to jest ich jedyna deska ratunku? Nie rozumiem takich libertyńskich poglądów, bo przed dwudziestu lat to właśnie Ci krnąbrni krzykacze wywalczyli Nam wolną ojczyznę. Dlatego powinni być raczej noszeni na rękach niźli być wytykanymi palcami.
A czemu niby humanista ma prawo mieć problemy z maturą z matmy? Czy po tych 13 latach nauki (jeśli liczyć przedszkole, które ma być zlikwidowane) nie można wymagać od maturzysty, by umiał obliczyć ile to jest 2 2*2? Przecież w matematyce liczy się logiczne myślenie, a nie tęga pamięć. Często spotykam ludzi chełpiących się tym, że nie rozumieją matmy, a ciężko mi się wyobrazić sobie jak ci sami ludzie z dumą w głosie twierdzą, że nie są w stanie logicznie myśleć.
I tak byłoby najlepiej. Szkoda tylko, że nie jest tak do końca. Kiedy na profilach humanistycznych matma i fizyka rzeczywiście to konieczne minimum to na profilach politechnicznych niekoniecznie. Otóż polski rozszerzony od podstawowego różni się tylko nazwą. Mamy tyle samo godzin, ten sam materiał, tyle samo lektur. Więc o co tu chodzi?
I to jest prawda, niestety jest o wiele więcej pseudohumanistów i pseudościsłowców niźli tych prawdziwych. Jak osobiście nie mam nic do humanistów. Rozumiem ich i cenię ich wkład w rozwój kultury. Wiem, że nie tylko inżynierowie i naukowcy tworzą naszą cywilizację dlatego też prawdziwi humaniści mają moje szczere uznanie. Nie mogę jednak znieść narzekanie co niektórych na przedmioty ścisłe. Oni tak naprawdę nie krytykują ścisłych nie dlatego, że są gorsi czy coś, tylko dlatego, że nie rozumieją ich zainteresowań, zawodu etc. I to samo ma się do wielu narzekających na nauki humanistyczne. Ach, czy to mało jest ludzi, którzy krytykują jakiegoś twórce, bo nie rorozumieją jego dzieł? Ale jak to mówią, najbardziej się obawiamy tego, czego nie znamy. |
Volkolak26.12.2009Post ID: 51408 |
A widziałeś kogoś żeby coś umiał zanim mu się pokaże? To raczej nie kwestia humanisty czy ścisłowca, tylko podejścia do życia, bo są osoby które nawet nie potrafią sobie jeść zrobić.
Myślę, że ongiś zdobywano wyższe wykształcenie po to, aby posiąść dobry status społeczny i właśnie wiedzę. Nie każdemu było to pisane, np. kobiety nie mogły mieć wyższego wykształcenia i istniał podział społeczeństwa (chłopi, wojownicy i kapłani). Ba! W starożytnej Grecji filozofem mógł został tylko wojownik! Prawda jest taka, że mimo iż nie mamy już takiego podziału i chłop może zostać mędrcem, to tak naprawdę taki podział nadal istnieje, bo chłop często ma małe szanse i zdolności, aby takim mędrcem czy profesorem zostać. |
Kordan26.12.2009Post ID: 51409 |
Zaraz moment. Co to jest profil politechniczny? Masz na myśli zawodówkę/technikum, czy profile ścisłe w liceach? Jeżeli mówisz o zawodówkach, to pojęcia nie mam jak sprawa tam wygląda, ale łatwo się domyślić, że raczej nie wybiega dalej niż poziom w LO. |
Opiekun Osady Tullusion26.12.2009Post ID: 51410 |
Misie pysie - błagam, czytajcie ze zrozumieniem to, co piszą inni. Nie dalej jak trzy posty wcześniej Nicolai przypisał mi w cytacie słowa należące do Taro... To, że ironia mojego postu, notabene leżącego w innym temacie, została całkowicie niezrozumiana bądź pominięta, przemilczę, tak jak i zabawny fakt pomylenia słowa "podług" z podłogą w liczbie mnogiej. Gdybym był złośliwy, spytałbym, czy to ignorancja, czy też typowa cecha ścisłowców "z niemałymi sukcesami"? ;) A już ze zdania "Otóż polski rozszerzony od podstawowego różni się tylko nazwą. Mamy tyle samo godzin, ten sam materiał, tyle samo lektur" wnioskuję, że kompletnie nie masz pojęcia o tym, co mówisz. Jeden malutki przykład - polski podstawowy zdajesz w oparciu o listę lektur, na poziomie rozszerzonym takiego spisu nie ma - bo egzamin może dotyczyć dosłownie każdej książki, która kiedykolwiek i w jakikolwiek sposób mogła być uczniowi udostępniona. To ustalenia CKE, o których informacje mam, rzec mogę, z pierwszej ręki. Tyle tytułem sprostowania. Po drugie - czytam Wasze wypociny i dostrzegam jeden podstawowy błąd w założeniach - pamięć i inteligencja są niezależne od predyspozycji humanistycznych czy matematycznych - i to ta pierwsza grupa czynników wpływa na drugie, a nie na odwrót. Obdarzony fenomenalną pamięcią historyk wykuje się na blachę materiału z matematyki na poziomie nie gorszym aniżeli matematyk - historii. Oczywiście wymagania poszczególnych przedmiotów są inne - w jednym kuje się daty, w innych stara się zrozumieć najpierw prazasadę, arche, a potem istotę reguł z niej wywiedzionych. Co więcej, pamięć można ćwiczyć tak, by zachowywać bezpieczny komfort wiedzy pomimo jej zróżnicowania. I tutaj dochodzimy łagodną parabolą do stwierdzenia Volkołaka o empirycznej podstawie nauk. PS. Tak, ostatnie zdanie pierwszego akapitu to także ironia, nie trzeba kruszyć o nią kopii... |
Hubertus26.12.2009Post ID: 51411 |
Ja dodam tylko ze nasi wybitni ścisłowcy popisują się kompletną ignorancją wywodząc samozachwyt nad swoim profilem z rzekomą wyższością procesów pamięciowych i przetwarzania informacji. Ludzka pamięć wymaga ćwiczenia, nie ma czegoś takiego jak z góry dana doskonała umiejętność zapamiętywania, oczywiście różnimy się pod względem dominujących kanałów zmysłowych i szybkością przetwarzania informacji zarówno w materiale werbalnym i niewerbalnym, różnimy się też pod względem zainteresowań i motywacji do samodoskonalenia, ale nasze społeczeństwo daje każdemu szanse przysłużenia się i pracy na rzecz wspólnego dobra, obecnie potrzebni są zarówno humaniści jak i inżynierowie. Jeśli ktoś lubi to co robi i wykonuje pracę z pasją to na pewno znajdzie zatrudnienie, nawet w zawodach z mniejszą rotacją pracowników. PS |
Mr. Rabbit26.12.2009Post ID: 51412 |
Witajcie przyjaciele i wrogowie ;) Tak sobie wchodzę na główną, zerkam na ostatnio napisane posty. Nie wierzę. Hubertus w temacie Nauki humanistyczne czy ścisłe?... no nie, tego nie przegapię. Zaczynam od końca i za Chiny Ludowe nic nie rozumiem po ostatnich 3 postach. No tak, to wróćmy do początku. Ingi, gdzie jesteś i czemu nie grzmisz! Hehehe, temat ciekawy ale nie wypalony wstęp totalnie. Sugerując się tematem, myślę jakiś średniak wybiera się na wyższe i ma dylemat co wybrać. Skądże znowu, gdzie tam, po co. Temat z choinki zerwany początkiem o obrzucaniu się błotem poprzez dwie różne klasy społeczeństwa, gdzie de facto 90% społeczeństwa o tych waśniach nawet nie myśli, nie mówiąc już że rozpoczyna. W życiu by mi nie przyszło, zapewne podobnie jak zdecydowanej większości naszych obywateli do klasyfikowania się, już nie mówiąc o obrażaniu drugiej strony. Zapewne są świadki, gdzie to jest na porządku dziennym. Nie mniej, równie dobrze fani HipHopu mogą kłócić się z fanami Rocka i wyrzucać błoto w stwierdzaniu, który rodzaj muzyki góruje, gdzie jest więcej nut i czego bardziej trzeba się uczyć. Próbując jednak nieco bardziej wtopić się w wątek, odpowiedzcie mi moi drodzy na dwa pytania. Czy matematyk, fizyk nie wkuwa wzorów, tez i praw? Może spróbujcie tego co robi druga strona, zanim zaczniecie się kamienia rzucać. Nie mogę się powstrzymać od kontynuacji... drażni mnie krótkowzroczność u ludzi. Zacznijmy od humanisty. Historyk dla przykładu. Siedzi, zakuwa daty, wydarzenia, ludzi. Oczywiście, toć to banał. Przeciętny szarakus pospolitus będzie uczył zapewne w jakiejś szkole podstawowej... szczerze, również fizyk mógłby wykładać ten materiał. Zdolniejszy wybierze przykładowo jedną z dwóch dróg. Pójdzie do szkoły oficerskiej, będzie służył w wojsku a jego wiedza pozwoli mu zostać wybitnym generałem, osobiście nie widzę na tym miejscu fizyka. Więc strategia jest dziedziną humanitarną. A jeżeli strateg nie musi myśleć i kombinować to nie jestem Mr. Rabbit. Inna opcja dla takiej osoby, zostanie archeologiem. Zacznie się uczyć o ziemi, jej twardościach, głębokościach, układach i wielu innych, w jaki sposób wydobywać materiał z ziemi tak, żeby go nie uszkodzić. Zapewne nie raz dużo mocniej wysili swój umysł niż nie jeden ścisłowiec. To co, teraz ścisłe. Może fizyk? Siedzi i kombinuje, liczy, przekłada, rozważa, próbuje... który wzór, do czego, co z czym, gdzie i w której chwili. I znowu, szarakus pospolitus będzie uczył w podstawówce... szczerze, również historyk mógłby wykładać ten materiał. Zdolniejszy wybierze przykładowo jedną z dwóch dróg. Zostanie meteorologiem i będzie codziennie badał zjawiska pogodowe na ziemi. Jego raporty, których będzie pisał wiele będą trafiać do centrali, a potem do telewizji, żebyśmy o tym mogli usłyszeć w wieczornych wiadomościach. Inna opcja, dostanie się do jakiejś jednostki badawczej i odkryje jakąś nową formułę inne prawo albo coś nie wiadomo co. W końcu siądzie i napisze książkę o swoich osiągnięciach, która będzie przetłumaczona na 59 języków. Jak więc widać jedno bez drugiego nie może żyć. Stwierdzenie, że coś jest wyżej i lepsze to krótkowzroczność na to co widzimy, zamiast wyobrazić sobie to co można osiągnąć. Przecież nie wymażemy z pamięci ani Pitagorasa, ani Aleksandra Wielkiego. |
Strażnik słów Moandor26.12.2009Post ID: 51414 |
Rozgraniczamy tak sobie ludzi na humanistów i entuzjastów nauk ścisłych, ale przyjrzyjmy się społeczności jaskiniowej. Jakby nie patrzeć strona bardziej humanistyczna, o grach (więc rozrywce), literaturze, sztuce. A czy nie ma wśród nas ludzi, którzy uczą się, studiują czy pracują w typowo ścisłych zawodach? Powiedziałbym, że skład społeczności jaskiniowej obala ten mit podziału na humanistów i ścisłowców. :) Kiedyś, jak się jeszcze poznawaliśmy na pewnym forum książkowym w pierwszych rozmowach na czacie forumowym pytano mnie o to, co studiuję. Powiedziałem, zgadnijcie. Po kilku odpowiedziach nikt się nawet nie zbliżył do prawdy. :) Prawo, polonistyka, socjologia, tak strzelali. :) |
Nemezis26.12.2009Post ID: 51418 |
Filus - co do twojej wcześniejszej wypowiedzi - ja również uważam, że w polskim szkolnictwie jest mnóstwo uchybień - nie mówiąc o roli "klucza" w ocenianiu matur. Jest on zbyteczny moim zdaniem i to przez niego tyle osób nie zdaje egzaminu dojrzałości. Ja na szczęście nie mam z nim problemów, ale widzę we własnej klasie, że dużo dobrych osób oblewa przez "klucz" zadania klasowe - bo nasza polonistka ocenia nas jak na maturze. Ma uprawnienia na egzaminaotra i nas "żyłuje". |
Eru26.12.2009Post ID: 51422 |
Klucz kluczem - nic mi do niego, bo w sumie tak czy siak nie miałbym wybitnych ocen z polskiego, a tak to przynajmniej nie jesteśmy zdani na widzimisię egzaminatora. |
Arcymag Erin27.12.2009Post ID: 51436 |
Ad. matury i klucza: nie jestem pewien jak teraz, ale z tego co pamiętam, dwa lata temu była reguła mówiąca, że muszą w wypracowaniu zostać przyznane jakieś punkty z klucza za temat, inaczej jest ono automatycznie oceniane na zero, a to z kolei oznacza niezaliczony egzamin. Sam klucz natomiast był tak debilny, że całkowicie realne wydawało mi się zupełne rozminięcie się z nim mimo formalnie poprawnej interpretacji tekstu. Ad. humanistów i umysłów ścisłych: dyskusja przebiega niestety zbyt szybko, żeby wręcz nie powiedzieć, że gwałtownie, żeby możliwe i w ogóle celowe (skoro i tak zaraz zniknie w natłoku kolejnych wypowiedzi...) było odniesienie się do wszystkiego, co mi się w argumentach podawanych przez obie strony wydało nieprzemyślane i wysnute z niewiedzy lub braku rzeczywistego kontaktu z tymi czy innymi dziedzinami nauki (rozumianej jako cokolwiek od fizyki molekularnej po politologię) i osobami tę naukę na poważnie uprawiającymi, ograniczę się więc do jednego przykładu. Jak niektórzy pewnie już wiedzą, studiuję automatykę i robotykę na Wydziele Elektroniki Politechniki Wrocławskiej. Oznacza to oczywiście, że niemal wszystkie kursy mam ściśle techniczne, a jednym z nich aktulanie jest mechanika analityczna, prowadzona przez niejakiego profesora Krzysztofa Tchonia (nie mylić z licealnym "profesorem"...) Sama tematyka kursu nie jest niczym bardzo szczególnym, ot, metody matematycznego opisu i analizy ruchu, dzięki którym wyznaczyć (a więc, po prostu przewidzieć) można trajektorie ruchu dowolnych obiektów, od planet, gwiazd i całych galaktyk, aż po elementy zawieszenia nowoczesnych samochodów, które wyłącznie dzięki takim obliczeniom są w stanie zachować przyczepność, sterowność i komfort jazdy przy rozwijanych dzisiaj prędkościach, tudzież manipulatory robotów fabrycznych poruszające się z prędkościami rzędu dziesięciu metrów na sekundę i dokładnością do setnych części milimetra, bez których nie byłaby możliwa masowa produkcja niemal wszystkiego, czego wymaga dzisiejsze społeczeństwo. Tyle komentarza na temat "obliczania długości stołu", chyba najbardziej krótkowzrocznego i niedoinformowanego "argumentu" jaki wyłapałem w dotychczasowej dyskusji. Przejdźmy do meritum, czyli wspomnianego prof. Tchonia (ściśle mówiąc, prof. dr hab. inż. Tchonia). Zawodowo, jest jednym z największych w tej części Europy specjalistów w dziedzinie systemów sterowania i robotyki, aktualnie pełni funkcję kierownika wydziałowego Zakładu Podstaw Cybernetyki i Robotyki (a w praktyce jest jedną z najważniejszych osób na całym wydziale, nie ze względu na stanowisko, tylko szacunek jaki ma u innych pracowników) oraz jednego z koordynatorów międzynarodowego projektu LIREC, należy do IEEE, Polskiej Akdemii Nauk i kilku mniejszych stowarzyszeń związanych z robotyką - i tak dalej, więcej wymieniać chyba nie trzeba. Naukowiec najwyższej kategorii, mówiąc w skrócie. Logiczna byłaby konkluzja, że to "umysł ścisły", szczególnie jeśli do tego wszystkiego dorzucić fakt, że swobodnie wykłada z pamięci i tak samo w pamięci wykonuje wszelkie potrzebne obliczenia, bezbłędnie i błyskawicznie, niezależnie od stopnia skomplikowania (różniczka po sześciu zmiennych z hamiltonianu zajmującego ponad pół strony zeszytowej średniej wielkości pismem, dość elementarna z punktu widzenia teorii matematycznej ale dla większości ludzi niezwykle zdradliwa z powodu samego natłoku symboli i ich kombinacji - zabrała może dwie minuty, głównie ze względu na maksymalną prędkość z jaką można pisać kredą po tablicy). Ale to nie koniec. Nauczył się łaciny, aby czytać w oryginale prace Newtona, Kopernika, Galileusza, Lagrange'a i innych, którzy stworzyli podstawy dzisiejszej fizyki i matematyki, używa tego języka w miarę swobodnie. Jednocześnie wykłady prowadzi językiem zrozumiałym i prostym (ale nie prostackim), przy czym bardzo często wtrąca przemyślane komentarze na temat źródłosłowu czy mniej oczywistych znaczeń tego czy innego wyrazu którego na codzień używa się zupełnie bez zastanowienia i świadomości tego, jak subtelnym narzędziem językowym takie słowo potrafi być. Oprócz tego, pasjonuje się historią, z naciskiem na życie wielkich uczonych i czasy w których pracowali, ale ma też ogromną wiedzę ogólnohistoryczną, w tym regionalną (a więc na temat Dolnego Śląska), na dodatek o wszystkim tym lubi opowiadać i robi to ciekawie. Podobno śpiewał w chórze Politechniki - nie sprawdzałem, ale jestem skłonny w to wierzyć, po tym jak na ostatnim wykładzie przed świętami przyszło mu do głowy żeby zaśpiewać Amazign Grace. Bez podkładu, z pamięci, z perfekcyjnym brytyjskim akcentem. W projekcie LIREC współpracuje, oprócz inżynierów, z psychologami, socjologami i lingwistami, bez których praca nad interakcją człowieka z robotem nie miałaby oczywiście najmniejszego sensu. A sam o swojej pracy mówi tak: "Wydaje mi się, że zostałem obdarowany nieproporcjonalnie do moich zasług. Mam żonę, która podziela moje przekonanie, że praca naukowa jest źródłem przyjemności, niekoniecznie dostatku. [...] Nabrałem przeświadczenia, że świat jest matematyczny. [...] Doświadczenie pracy z najlepszymi pozwala widzieć własne osiągnięcia we właściwych proporcjach. [...] Wierzę, że kontakt z wiedzą naukową jest przeżyciem estetycznym, a kształcenie na uczelni akademickiej odkrywa urok wiedzy." Więc kim on jest? "Humanistą" czy "ścisłowcem"? Mnie kontakt z takim człowiekiem ostatecznie przekonał, że wprowadzanie tego typu absurdalnego podziału to raczej samoograniczająca próba usprawiedliwiania się, przede wszystkim przed sobą, z własnych braków - bo tak jest zapewne wygodniej, niż je nadrabiać, albo chociaż otwarcie przyznać się do nich, ale traktując je jak na braki przystało, nie jak powód do dumy czy z teatralnej wręcz obojętności. Przekonał ostatecznie, bo do takiego wniosku doszedłem już wcześniej, dzięki podobnym ludziom, których jednak nie miałem okazji poznać osobiście, ze szczególnym uwzględnieniem mojego największego autorytetu naukowego, Richarda Feynmana. I miało być tu jeszcze coś z własnych obserwacji, ale to może innym razem - ponad cztery godziny tworzenia tego posta w zupełności na teraz wystarczą. Zamiast tego, parę cytatów. "To those who do not know mathematics it is difficult to get across a real feeling as to the beauty, the deepest beauty, of nature ... If you want to learn about nature, to appreciate nature, it is necessary to understand the language that she speaks in", "Poets say science takes away from the beauty of the stars — mere globs of gas atoms. Nothing is "mere". I too can see the stars on a desert night, and feel them. But do I see less or more? The vastness of the heavens stretches my imagination — stuck on this carousel my little eye can catch one-million-year-old light. A vast pattern — of which I am a part... What is the pattern or the meaning or the why? It does not do harm to the mystery to know a little more about it. For far more marvelous is the truth than any artists of the past imagined it. Why do the poets of the present not speak of it? What men are poets who can speak of Jupiter if he were a man, but if he is an immense spinning sphere of methane and ammonia must be silent?" - Richard Feynman "Let no man who is not a Mathematician read the elements of my work." - Leonardo da Vinci, w przekładzie J. Richtera "The only way of discovering the limits of the possible is to venture a little way past them into the impossible." - Arthur C. Clarke |
Trang Oul27.12.2009Post ID: 51437 |
Wypowiem się tylko na temat matury. Zdawałem wersję podstawową, co było wielkim błędem. W wersji podstawowej klucz to "oczywista oczywistość", czyli muszę napisać, kto był autorem książki, jaki rodzaj literacki, jaki gatunek, kto jest np. bohaterem tragicznym itd. Same pierdoły, wręcz przepisane, a nie napisane. Zero myślenia. Jak spróbujesz napisać coś po swojemu, nie zaliczą ci tego, bo... w kluczu tego nie ma! Wydaje się, że jest łatwiej, ale z autopsji wiem, że to nieprawda. Po prostu nie pisze się tak oczywistych rzeczy, a później dowiaduje się, że jednak trzeba było pisać jak debil... Jeżeli chcesz się wykazać, to musisz pisać maturę rozszerzoną. Owszem, tam też jest klucz, ale wymaga on myślenia i logicznego formułowania wniosków, nie tylko przepisania tego, co oczywiste.
Jaki ten świat jest mały :) . |