2.03.2010
|
Imię: Irydus
Pseudonim: Irrytek
Rasa: Elf
Profesja: Łowca
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 22
Wzrost: 189 cm
Charakter: spokojny, opanowany
Wiara: wierzy w siebie.
Zainteresowania: wszelakie Atrybuty: Siła - 8
Zręczność - 9
Kondycja - 8
Inteligencja - 10
Charyzma - 8
Siła Woli - 6
Refleks - 8
Opanowanie - 7 Umiejętności: Poziom bardzo dobry:
- Łucznictwo
Poziom dobry:
- Walka bronią
- Skradanie
- Wiedza o świecie
Poziom w miarę:
- Wyczucie kierunku
- Sztuka przetrwania
- Wiedza O Potworach
- Bystry Wzrok
- Postępowanie ze zwierzętami
Poziom marny:
- Czuły Słuch
- Uchylenie Wady: Denerwuje ludzi, jest aspołeczny (niepotwierdzone, acz prawdopodobne).
Zalety: Potrafi się zachować w trudnych sytuacjach.
Środki dążenia do celu: Wytrwałość, Znajomości, Groźba
Temperament: Choleryk Sentymentalny
Postawa życiowa: Racjonalista, Pesymista Wygląd: Wysoki, dobrze zbudowany elf, z gęstą czerwoną czupryną. Wyraźnie spod włosów wystają elfie, szpiczaste uszy. Oczy koloru bordowego. Ciało pokryte licznymi czerwonymi tatuażami. Tatuaże są dość szczególne, przedstawiają rozmaite formy geometryczne: linie, spirale, koła, itp. oraz tropy, różnych zwierząt. Strój: - Zielony lniany płaszcz i spodnie, mocna skórzana kamizelka, wysokie skórzane buty oraz skórzane rękawice, biała bluza z bawełny. Ekwipunek: - Łuk długi, kompozytowy
- Kołczan ze strzałami, przymocowany do plecaka. Strzały o czerwonych lotkach.
- Dwa jatagany, przymocowane, w pochwach, do plecaka.
- Nóż myśliwski
- Plecak z różnymi rupieciami. Historia: Irydus się urodził i żył, żył, żył i żyje nadal. Większość powie niestety, ale na tym się skończy. Kto próbował Irydusa sprzątnąć kończył ze strzałą w tchawicy lub innej części ciała. Przynajmniej dotychczas tak kończyli. Życie co prawda zaskakuje, ale historia lubi się powtarzać, więc w przyszłości się okaże, jak skończy Irydus. Jednakże jesteśmy jeszcze na omawianiu życiorysu... Irydus żył wśród swoich krewnych, elfów. Każdy kto rasę zna, wie, że strasznie nudzą. Wiec Irydus sobie poszedł w świat, gdy tylko nauczył się strzelać z łuku. I tak żył i żyje nadal... Był tu... i tam... Tego i owego się nauczył, to i owo poznał. I tak żył... i żył... i żyje nadal...
|
3.03.2010
|
Miron Wolfrien. Dla przyjaciół Mir, Mirek. Dla zdradzonych kobiet "Zachrypnięty Bażant". Dla nielubiących muzyki - obiekt do wyeliminowania. Rasa: ( Ojciec) Pół Elf- Pół Człowiek( Matka)
Wzrost: 186 według miary elfiej.
Waga: 47 także podług elfich danych.
Wiek: Urodzony 327 roku pierwszej ery, podług kalendarza elfów morskich. Syn Sinuriela i Arianny. Matka wydała go na świat w rodzimej puszczy jego ojca. Ma za sobą trzydzieści siedem wiosen przeżytych na tym padole łez.
Profesja: Bard/Hobbystycznie goblinolog
Wygląd: Charakterystyczne, czerwone niczym krew włosy. Lepiej nie wyobrażać sobie, jak wygląda ten krasny kolorek, gdy każdy włosek stanie dęba. Jak drzewo na jesień, streszczając. Kozia bródka, pielęgnowana od dobrych paru lat, oraz wiecznie roześmiane, szare niczym burzowe chmury oczy. Nie jest on muskularny, nie jest także typowym, chudziutkim bardem. Tak czy siak - przeciętnych rozmiarów goblin mógłby złamać mu rękę. Dlatego też, woli on stawiać
Charakter: Chaotyczny neutralny Historia: Życie Mirona zazwyczaj nie opływało w dobre chwile. Osierocony, zmuszony do walki po stronie prawdopodobnego mordercy jego rodziny, pozbawiony ostatniej sztuki złota przez przyjaciela... Ale może zacznijmy od początku. Miron to dziecko młodego małżeństwa - Sinuriela ( według niektórych: Sinyriela), elfiego dyplomaty i Arianny, córki ludzkiego gubernatora. Sinuriel długo przewodził morskim elfom z Ardini, lecz, gdy pokonał go silniejszy, młodszy elf, musiał odstąpić władzę i odejść z nadmorskiego lasu. Jakbym tego było mało, czciciele mrocznej bogini Bejji, mając w pamięci zjednoczenie elfów i ludzi, które zniszczyło ich plany przejęcia władzy nad wyspą, włamali się do niewielkiego domku na północnym klifie. Tam azylu udzielił młodej parze dziadek Mirona, dawny gubernator - Tarvan. Rodziców chłopca zabrali, by złożyć ich w ofierze, a następnie, jako przestrogę, zawiesić ich martwe, nagie ciała na trakcie handlowym między Poinsbrukiem a Havrem. Półelfa wychowywał tędy Tarvan, mając nadzieję, że wnuk pomści rodziców, oraz, ma się rozumieć, zmyje tę plamę na honorze ich rodu. To ostatnie nigdy mu się nie udało.
Podczas gdy młodzieniec rósł i dojrzewał, ukazał się jego talent. Albo może raczej klątwa. Aktywny... Nie, nadpobudliwy... Nie. Raczej jak chomik po litrze czarnego ziarna.
Doskonały wzrok, umiejętności koncentracji i świetna zwinność, sprawiła, że "chomiczek" został przyjęty do świeżo utworzonego Czarnego Korpusu. ( nie, nie chodzi o czarną rajtarię - ale: Cichaj, by móc usłyszeć dalszą część), który miał zrzeszyć wszystkich psioników z wyspy. Mieli oni posłużyć za najlepszą broń, do zniszczenia rebeliantów. Sama kampania skończyła się śmiercią tyrana. Z rąk jego najlepszego żołnierza. Oczywiście - Mirona. Później poznał także Lunę - pierwszą i największą miłość. Spędził tylko z nią tylko jedną, upojną noc, która podobno skończyła się tym, że gdzieś na Złotych Wyspach żyje "podobno" jego syn, który "podobno" jest najsłynniejszym piratem czterech mórz. Podobno.
Faktem jest, że półelf jest bardzo pracowity, gdy chodzi o przetrwanie swojego gatunku. Niedługo potem, gdy sytuacja polityczna na Ardini się ustabilizowała, a dziś prężne Diamentowe Miasto było jedynie małą wioską, bard wyruszył do Tatalii, gdzie poznał Hasv'svarika, reptilianina, który wędrował przez krainy znanego świata wraz ze swoją trupą kuglarzy, akrobatów i magików. Oczywiście przydał im się poeata. Półelf śpiewał i opowiadał ballady o najstarszych znanych bohaterach na dworach wielu możnowładców, królów i cesarzy. Aż przesadził. Flirt z Królową Katarzyną jest czymś, na co nie można sobie pozwalać.
Władczyni zrzuciła jego oraz bandę Hasv'svarika do lochów. Tylko Mironowi udało się z niego wydostać. Nie miał zbyt szczęśliwego żywota, zatrudniał się jako robotnik, zarabiał głosem i dolnymi partiami ciała. Imał się wszystkiego, co mogło przynieść mu choć trochę złota. Aż w końcu zawitał do Imperium. Tu poznał wielu przyjaciół. I drugą, spełnioną miłość.
Dasiel dała mu córkę, miłość, przyjaźń gobliniego plemienia i prawdziwą rodzinę.
Aż do śmierci. Feniksowy Kaszel, najstraszniejsza możliwa dla goblinów choroba, strawiła trzewia biednej dziewczyny. Miron musiał sam wychowywać dziś trzyletnią córeczkę, Raynę.
Przybrał też nazwisko swej śp. małżonki. Wydarzenia te bardzo zmieniły Mirona. Z wiecznego optymisty stał się cichszy. Mądrzejszy.
Spokojnieszy. Nawet miast miecza lub rapiera woli korzystać z kostura, który służy mu i za broń, i za wiernego pomocnika w czasie pieszych podróży. Lubi podziwiać piękno dzikiej przyrody, ucząc córkę szacunku do natury. Choć z średnimi efektami. Kto przeca spodziewa się, że z półgoblinki wyrośnie porządna druidka? Ale on ma taką nadzieję.
Cichą nadzieję. Sam woli prowadzić badania nad goblinami, magią, oraz, zwykłymi wynalazkami, nie zawsze przydatnymi dla innych. Ekwipunek: Skórzane ubranie, klatka piersiowa zakryta częściowym kirysem. Głowę wieńczy śliwkowy kapelusz z piórkiem, kusza myśliwska, miecz ardiński ( szabla o cieńkim ostrzu), okuwany kostur, z wstążką przewiązaną na szczęście. ( od kochanej córeczki)
Nieduże, siwe palto. ( płaszczyk, peleryna, jak kto woli, tak nazwie) Siła: 7
Kondycja: 6
Zręczność: 9
Inteligencja: 9
Charyzma: 7
Refleks: 10
Siła Woli: 8
Opanowanie: 7 Siła:
Walka bronią - dobry: Głównie kostury, kije, miecze, rapiery, szable.
Walka wręcz - marny Kondycja:
Sprint - w miarę
Pływanie - w miarę Inteligencja:
Wiedza o potworach - dobry
Czytanie/Pisanie - w miarę ( właściwie - czyta dobrze. Ale pismo jest... Powiedzmy że przeciętnej jakości. Nie potrafiłby podrobić niczyjego podpisu)
Bystry wzrok - bardzo dobry
Zielarstwo - marny Charyzma:
Śpiew - dobry
Bajanie - w miarę Zmysły:
Uniki w miarę Siła woli:
Koncentracja - w miarę Środki dążenia do celu:
Wytrwałość Wiara:
Gorliwy - Gebrith:
a) Gobliński bóg uczonych
b) Miron czci go ze względu na wiarę swej zmarłej małżonki
c) Czasem potrafi obdarzyć Mirona weną do twórczego myślenia - Alva:
a) Ardińska bogini miłości
b) Patronka minstreli, kochanków i małżonków
c) Ulubiona bogini Mirona... Z różnych względów Poruszanie się: Teraz niemal nie da się zobaczyć goblinologa biegnącego. Chyba że uciekającego przed rozwścieczoną kobietą, ewentualnie ogrem.
Przystosował się do czegoś, co nazywa szybkim marszem. Porusza się normalnie, prawie się nie męcząc, ale pokonując szybko duży kawałek drogi. Zalety:
Pracowity, cichy i zazwyczaj poważny. Nie lubi się martwić wieloma sprawami.
Wierny przyjaciołom jak pies. Nigdy nie opuści nikogo w potrzebie, zawsze poda pomocną dłoń. Chętny do nauki, zawsze otwarty na propozycję nauki lub wsparcia. Wady: Nadpobudliwy - zazwyczaj Miron żyje w miarę normalnie. Jednak w czas bitwy i nauki, zaczyna mówić, pracować, walczyć, poruszać, ogółem zachowywać jak chomik po dużej porcji kofeiny. Choć może dla niektórych to zaleta.
Nie lubi też, gdy się nań wrzeszczy. Choć trzyma każdą obrazę, skargę i krzyk w sobie niczym w małym skarbczyku, to w końcu drzwi się otwierają, a półelf z opanowanej istoty zmienia się w rozpienioną bestyję. Nawet słowa na sp, p, k, h, oraz parę innych, które uważa za barbarzyńskie, stają się dla niego normą. Temperament:
Sangwinik Postawa życiowa:
Optymistyczny cynik Motto życiowe:
Zawsze poruszaj się szybko - nigdy nie wiesz, co może właśnie cię doganiać. Romanse: Dasiel Wolfrien - córka Greechiego, inteligentnego goblina-kowala : Zmarła, zarażona Feniksowym Kaszlem przez jednego ze swoich pobratymców podczas Wielkiej Zarazy. Ma z nią trzyletnią córkę, Raynę/ Luna Dereniel - arystokratka z AvLee, największa miłość Mirona. Krótki, przelotny romansik, który do dziś pozostał w pamięci goblinologa.
Żyje teraz gdzieś na Złotych Wyspach, na północ od Ardinii. Podobno wraz z synem Mirona. Podobno. Znani przyjaciele: ( tylko niewielka część ) Laysander/Erick/Daeva-Fergard/Grommash "Hellscream", Irydus, czasami Vokial Znani wrogowie: ( bardzo maleńka część ) Vokial/Despin z Poinsbruku/Arcymag Davien Anhales
|
3.03.2010
|
Nazwisko- Selenea Nors
Wiek- 25
Rasa- Sylf
Profesja- Druid Wygląd - 172 cm wzrostu
- 63 kg masy
- brzoskwiniowa karnacja
- długie, brązowe włosy
- niebieskie oczy
- spiczaste uszy Selina jest dość powabną istotą. Ma brzoskwiniową skórę, delikatne dłonie. Twarz oplątują brązowe włosy, lekko kręcone, które na wietrze zwiększają swą objętość. Niebieskie oczy i spiczaste uszy kontrastują z gładkimi ustami. Cechy Siła - 7
Refleks - 8
Kondycja - 7
Charyzma - 9
Inteligencja - 9
Siła Woli - 11
Zręczność - 6
Opanowanie - 7 Umiejętności Poziom Bardzo Dobry:
- Zielarstwo Poziom Dobry:
- Magia Wody
- Magia Ziemi
- Czytanie/Pisanie Poziom Taki Sobie:
- Nieświadomy Unik
- Odporność na Iluzję
- Zastraszanie
- Oszukiwanie
- Osporność na choroby Poziom Marny:
- Postępowanie ze zwierzętami
- Walka Bronią Cechy charakteru Środki dążenia do celu:
- Kłamstwo
- Wytrwałość Wiara:
- Kapłani Temperament:
- Choleryk Postawa życiowa:
- Pesymista
- Pacyfista Zalety:
- Spokój
- Elastyczność (potrafi dopasować się do każdej sytuacji)
- Cicha, nikomu nie zdradzi tajemnicy Wady:
- Kłamanie staje się dla niej codiennością (trudno zgadnąć, kiedy kłamie)
- Brak własnego zdania, zmienność decyzji, stawianie racji silniejszym Ekwipunek Ubiór:
- Przewiewna, srebrno-zielona suknia
- Kwiat we włosach
- Brak butów Wyposażenie:
- Kostur
- Torba na zioła
- Sztylet, podarowany przez dawnego przyjaciela Historia Selina urodziła się na wyspie, wyspie, która od wieków należała do plemienia Sylfów. Nie pytaj, co to Sylfy, lepiej na nią spójrz i pomyśl. W każdym razie, była arystokratką. Jej matka i ojciec, Evelyn i Godfryd Nors byli troskliwymi i ambitnymi rodzicami. Nazwali ją Selenea, co znaczy, córka księżyca. Pasowało to z resztą do niej- oczy miała srebrzyste, a włosy mieniły się blaskiem. Wróćmy jednak...
A więc, tak jak mówiłem, była arystokratką. Jednak nie miała szczęśliwego dzieciństwa. Jej ojciec był zmuszony wyruszyć na kontynent, gdy miała zaledwie kilka miesięcy. Została zatem sama z matką. Ta natomiast zmieniła się. Stała się surowa i bezwzględna. Gdy osiągnęła wiek siedmiu, posłała ją do Zakonu w pobliskiej wiosce. Nie wiadomo, czy chciała się w ten sposób jej pozbyć, czy też miała nadzieję ją wychować zgodnie z religią. Tak czy siak, Selina przez trzynaście lat była zmuszona na naukę w Klasztorze. Były to jednak czasy również i jej rozkwitu. Odnalazła swą miłość i... kazała mi nie mówić, ale co tam- przyczyniła się do wywalenia z Klasztoru swej przełożonej, której jakże nie cierpiała. Znała na pamięć cała księgę Enathrae i Księgę Słów. Była dobra z alchemii i zielarstwa. A propos, zawsze chciała zostać druidką, nie jakąś zaślepioną mniszką. Często uciekała na polanę i do lasu, gdzie próbowała jednoczyć się z naturą. W końcu przyszedł wiek dwudziestu jeden lat. Z jaką radością odeszła z Zakonu. Chciała jednak popłynąć na kontynent, poznać obce kultury, zostać najlepszą druidką. Znalazła też szansę swego życia- na wyspę przypłynął Avalor, który nauczył ją krok po kroku druidyzmu. Po nauce zatrudniła się u kowala, aby jakoś zarobić na życie. Dowiedziała się bowiem, że matka zmarła, dom pozostawiając swemu nowemu mężowi. Znienawidziła ją za to. W końcu otrzymała jeszcze jeden znak od losu- do portu zawitał okręt, który z chęcią zabrałby ze sobą pasażerów i podwiózł ich na kontynent. To właśnie wtedy się spotkaliśmy. Na statku opowiedziała mi wszystko o sobie. Niestety, kapitan spłatał nam figla. Okazał się piratem i to nie byle jakim, ale kapitanem Brongen Shauber. razem z załogą zaatakował nas i odebrał wszystko. Musieliśmy dzień w dzień wiosłować, tęskniąc za jedzeniem, piciem i lądem. Byliśmy zdani tylko na siebie. Aż wreszcie, ta dzielna dziewczyna wszczęła bunt. Mieliśmy przewagę liczebną, ale nie zbrojną. Wiele osób musiało walczyć gołymi rękoma, albo nawet wiosłami. Podczas walki, zemdlała, dlatego nie pamięta, co stało się dalej. Jednak ja pamiętam, i to doskonale. Przypadkowo, Selina stała się bohaterką. Kapitan potknął się o nią, upadł, a jeden z rebeliantów zadał mu śmiertelny cios. I wtedy cała załoga wskoczyła do wody, zostawiając nam statek. Przyznam, że trochę się baliśmy, bo żaden z nas nie miał zdolności żeglarskich. Jednak nawet palant umiałby dopłynąć statkiem na ląd, który znajdował się zaledwie kilka mil od naszej łodzi. Praktycznie każdy, nawet ja, myślał że Selina umarła. Ale kiedy dopłynęliśmy do portu i zderzyliśmy się z innym statkiem, wstrząs nawet i trupa by pobudził. Ale Sel nim nie była. Dziewczyna cieszyła się z bezpiecznego dotarcia na ląd. Opuściła mnie wtedy i rozeszliśmy się. Ta zaczęła szukać miejsca w tym wielkim świecie i postanowiła rozpocząć nowy rozdział swojego życia. Wyjaśnienie {Sylf} Sylf to stara rasa, ale nieznana dlatego, że zawsze żyła na archipelagu położonym setki mil od lądu. Swój początek bierze od Sylfaena, który złamał święta prawo Prawdy i zabił smoka. Pozostawiony sam na wyspie, rozpoczął życie śmiertelnika. Pokochał wtedy kobietę z rdzennego plemienia i tak oto powstały Sylfy. Ich przecietny wzrost to 1,70 m. Są również lekkie. I choć podobne do Elfów, to są śmiertelne, choć mogą żyć nawet 120 lat. Mimo, że przypominają w.w. rasę, to mają odmienną kulturę i religię. Nie są z nimi związane od paru tysięcy lat.
|
6.03.2010
|
Imię, nazwisko: Daemon Sand
Przydomek, pseudonim: Leryn, Ler, bądź Apokalipsa lub Skaranie Boskie
Rasa: Człowiek
Płeć: Gdyby ktoś przeczytał moje imię i myślał inaczej, wyprowadzę go z błędu: Jestem kobietą!
Wiek: Oscyluje coś koło 20
Wzrost: Metr 50
Profesja: Teoretycznie tłumacz dawno umarłych lub rzadko używanych języków
Wiara: W boga typów spod ciemnej gwiazdy – złodziei, morderców, katów – Bękarta. Kiedy nie musi, nie składa mu ofiar. Praktycznie przeklina go każdego dnia, i zawsze dostaje od niego odpowiedź w mniej więcej podobnym tonie. Oznacza to, że się doskonale dogadują. No i oboje mają takie samo obrzydliwe poczucie humoru. Jest jego gorliwą wyznawczynią zatem. I vice versa.
Charakter: Złośliwa, cyniczna i do tego jeszcze nie potrafi powstrzymać swojego języka.
Zainteresowania: Głównie interesuje się tym, co można ukraść albo też "pożyczyć". Inaczej też - prawem oraz tym, by przeżyć zawsze i wszędzie. Inne zainteresowanie: Języki umarłe lub rzadko używane. Prawdziwe też, ale jest to tajemnicą poliszynela. Siła – 5
Refleks – 10
Kondycja – 8
Charyzma – 4
Inteligencja – 8
Siła woli – 7
Zręczność - 7
Opanowanie – 2 Umiejętności Sztuka przetrwania – bardzo dobry
Wyczucie kierunku – dobry
Wiedza o świecie – dobry
Skradanie - dobry
Wiedza o potworach – taki sobie
Magia ognia – taki sobie
Oszukiwanie – taki sobie
Otwieranie zamków – taki sobie
Walka wręcz – taki sobie
Łucznictwo, kusznictwo – poziom marny
Jeździectwo – poziom marny Środki dążenia do celu:
Znajomości
Groźba
Wytrwałość Temperament:
Choleryk Postawa życiowa:
Rozczarowany idealista = cynik. Jeśli jest na kacu – melancholik. Zalety: Znajomość paru języków i wrzeszczenia o pomoc w paru pozostałych. Empatia. Jeśli to można nazwać zaletą... Ach… Jeszcze wierność przyjaciołom. Oraz bardzo dobra znajomość kruczków prawnych.
Wady: Nadpobudliwość, zboczone poczucie humoru (Niania Ogg od zawsze była dla niej niedoścignionym wzorem) oraz kleptomania. Wad jest znacznie więcej, lecz te są najważniejsze. Wygląd:
Leryn jest rozpoznawalna na pierwszy rzut oka: Z daleka można dostrzec niewysokiego, chudego jak szczapa ludzika z czerwonym wiechciem na głowie. Na rękach tatuaże. Nie żeby w ogóle kiedykolwiek chciała je mieć, lecz którejś nocy po pijanemu pozwoliła na to nie mniej wstawionej kompanii. Ciemnozielone esy - floresy na łapach są równie widoczne z daleka jak czerwone włosy. Niestety czyni ją to też osobą zbyt rozpoznawalną.
Nie można o niej powiedzieć, że jest jakąś pięknością, ale skończoną brzydulą też nie jest. Choć z pewnością niektórzy ją w tej kategorii zdyskwalifikują za tatuaże na rękach.
Karnacja: złocistawa, coś koło tego
Krótkie, rude włosy
Oczy czarne Ubiór jest adekwatny do aktualnego miejsca pobytu. Ekwipunek: Nie potrafi się rozstać ze swoją torbą pełną łomów, kluczyków, wytrychów, skalpeli, nożyków, scyzoryków i bóg wie czego tam jeszcze. Zabiera je ze sobą wszędzie, nieważne, gdzie idzie. Plus jeszcze topór i lina przy pasie. Co z tego, że sznur jest konopny? Pamiątka to pamiątka, do tego jeszcze bardzo przydatna. Zwłaszcza do wieszania nadgorliwych biedaków, którzy stanęli jej na drodze. Historia A ludzie dziewczynę na szafot przywiedli
Unieśli jej głowę w muskularnej pętli
Powołał ją Pan na stryk. Szubienica skrzypiała smutno, kiedy zdobywała schodki. Jeszcze jeden, i jeden, następny…
Rozejrzała się. Kat już czekał. Ku jej głębokiemu zadowoleniu gapiów nie było. Trudno by oczekiwać, że o pół do szóstej rano ludzie wylegną z domów na egzekucję. Gdyby odbyła się po południu, byłoby trudniej. Trudniej, ponieważ ucieczka stałaby się raczej czymś niemożliwym.
Lodowaty wiatr przenikał ją do szpiku kości. Świt wstawał już powoli, niebo się różowiło. Nigdy wcześniej nie dostrzegała takich detali. Wolała się koncentrować na szperaniu w zamkach i zdobywaniu cudzych okien.
Aż w końcu zupa się wylała, wiatr zdmuchnął ją z parapetu i spadła prosto na jakiś posąg stojący pod domem księcia Dławisława Pierwszego.
To nawet było nic, nie zostałaby przez to zaprowadzona na stryczek. Co zatem było powodem? Ano…
Wszystko za nieumyślne podpalenie odwachu trollicji.
Odkąd była małym dzieckiem, ogień ją fascynował. Mogła trwać przy kominku godzinami, wpatrując się w złociste czy czerwone płomyki. W przypływie szału podpaliła kiedyś budynek urzędu w Tadsamesh, gdzie się urodziła. Przy okazji wyszło na jaw jeszcze parę innych spraw, które sprawiły, że musiała w te pędy zbierać się z miasta. Od tej pory stale zmieniała miejsce pobytu, ponieważ nie było dnia, by nie popadła w zatargi z ze stróżami prawa. Była już chyba wszędzie; Całe szczęście, że po pięciu latach kary ulegają przedawnieniu, mogła więc bez problemu wrócić w poprzednie miejsce.
Aż do teraz. Już nigdzie nie wróci.
Wszystko przez jedną, malutką iskierkę, kiedy tylko odczuła przypływ irytacji. Nigdy nie potrafiła się opanować. Łatwo wpadała w szał, co owocowało dewastowaniem wszystkich sprzętów w pobliżu. Tym razem też się tak stało. Krzesło, na którym siedział Trollmistrz, zostało podpalone, ogniem zajął się później cały gmach. A że stróże prawa znali ją już zbyt dobrze, mogła jedynie siedzieć w samym epicentrum, wciąż przywiązana do krzesła. Sama się nie podpaliła, ogień nie wyrządzał jej żadnej szkody. Groteskowa sytuacja, nieprawdaż?
Ale w jej życiu wszystko takie było.
To właśnie było przyczyną wydania na nią natychmiastowej kary śmierci.
Nie czuła strachu. Nie potrafiła się bać. Jedyne jej uczucia to była ciekawość. Zawsze interesowało ją, co było po drugiej stronie, jak zresztą chyba każdego.
Stanęła pod pętlą, uniosła głowę. W tej samej chwili przez plac przetuptało jakieś dziewczę, wcześniej przekupione obietnicą rychłego małżeństwa ze znanym bardem Mironem – przy czym Leryn miała skrytą nadzieję, że on się o tym nigdy nie dowie - wskoczyło na szafot i zarzuciło jej na głowę białą chusteczkę.
- Mój ci on jest! Mój ci on jest!
Jako że w prawie nie istniał zakaz zawierania małżeństw między dziewczętami, kat musiał ustąpić. Apokalipsa cofnęła głowę z pętli i wyciągnęła sznurek. Przytroczyła go sobie do pasa, ignorując zdziwione spojrzenie egzekutora.
- To na pamiątkę – wyjaśniła, chociaż powód był inny. Po czym, wbrew swojej woli, musiała odmaszerować przez plac pod rączkę z dziewczęciem. Czego to się nie robi, żeby ocalić swoją skórę, westchnęła smętnie Leryn.
- Ale Miron się ze mną ożeni? Obiecujesz? – dopytywała się dziewczyna z nadzieją. Skaranie Boskie milczała, zastanawiając się nad odpowiedzią. Kiedy dostrzegła bramę, nie pilnowaną przez nikogo, uznała, że okazja jest wręcz wymarzona.
- Nie – odpowiedziała, równocześnie biegnąc w stronę bramy. Rozepchnęła jakichś wieśniaków, przechodzących przez nią, po czym dobiegła do jakiejś karety, w której już czekał Koraninow.
A ów mężczyzna był jej towarzyszem włamań, napaści i bóg wie jeszcze czego. Razem wpadali w kłopoty i razem z nich wychodzili. Do czasu, kiedy on sam skończył zadźgany przez to samo dziewczę, które ocaliło Leryn przed rychłym spotkaniem z Bękartem. Spektakularne ucieczki z każdego miasta stawały się powoli tradycją. Kiedy tylko przechodziła przez mury, strażnicy uśmiechali się do siebie, stawiając zakłady, w jaki sposób tym razem zniknie.
Nie szukała miłości czy małżeństwa. Nie interesowały jej te aspekty życia, poza jednym, bardzo z tym związanym. Miłość, wedle jej rozumienia, wiązała się z zaufaniem. A tego nie potrafiła. A jeśli czegoś nie potrafiła, było bez wartości.
Rozumowanie niezbyt rozsądne, lecz dotychczas doskonale się sprawdzało. Tak samo, jak w innych sferach życia. Była szczęśliwa, że kradnie. Była szczęśliwa, że prowadzili ją na szafot. Szczęśliwa, że Bękart znów dał jej szansę ucieczki i nie wzywa do siebie.
Żyła tak dalej, żyje i dalej tak będzie…
Amen…
|
8.03.2010
|
Postać używana w Balladzie "Łowcy Skarbów Wyroczni" Imię i nazwisko: Casper Stratoavis
Przydomki: Syn Kreatora, Nieobliczalny
Rasa: Człowiek... Przynajmniej wg oficjalnej wersji.
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 15(Możnaby rzec zbyt młody, by bawić się w takie rzeczy)
Wzrost: 1.74 m
Waga: ok. 60 kg
Profesja: Nieznana, prawdopodobnie nie posiada żadnej.
Wiara: Nastawiony niechętnie do wszelakich kultów. Ateista.
Charakter: Praworządny neutralny, choć czasem może radykalnie się zmienić, nawet do chaotycznego.
Zainteresowania: Walka, zgłębianie bestiariuszy i uzupełnianie ich, wyśmiewanie się ze słabszych i przegrywających, słuchanie muzyki(Szczególnie lutni). Statystyki: Siła: 8
Refleks: 10
Kondycja: 7
Charyzma: 3
Inteligencja: 11
Siła Woli: 5
Zręczność: 10
Opanowanie: 10 Umiejętności: Bardzo dobry: Wiedza o Potworach
Dobry: Walka bronią, Czytanie i pisanie, Uniki
W miarę: Łucznictwo, Odporność na strach, Upadki/przewroty, Jeździectwo, Alchemia
Marny: Wiedza o świecie, Leczenie ran Środki dążenia do celu: Kłamstwo, Przemoc
Temperament: Melancholik ze skłonnościami do bycia sangwinikiem.
Postawa życiowa: Cynik, cynik, jakich mało. Czasem bywa racjonalistą. Wygląd: Chudy, aczkolwiek dobrze zbudowany. Błękitnooki, brązowowłosy. Kudły mają tendencję do kręcenia się, dlatego też utrzymuje je krótkie. Nosi okulary - minusy, w czarnych oprawkach. Na lewym ramieniu ma trzy blizny. Skóra jego dłoni przy większych mrozach zaczyna schnąć na wiór.
Ubiór: Oprócz okularów ma na sobie białą koszulę, czarne spodnie ze skóry(Łuski sugerują, że z czarnego smoka), wysokie buty sporo za kostkę(Czubki są zakończone niewielkimi szpikulcami, idealnymi do dobicia kwiczącego w piachu przeciwnika), czarny płaszcz sięgający do kostek, powiewający niczym peleryna. Nosi także rękawice bez palców oraz kapelusz z szerokim rondem, przyozdobiony zawadiackim piórem. Na mrozy zakłada grubą, wełnianą kamizelę. Na prawym ramieniu nosi opaskę z wygrawerowanym nań pentagramem. Ekwipunek: 1. "Bell" - Miecz Caspra. Z wyglądu jest to długie na 60 cm ostrze, przypominające nieco budową wakizashi. Na rękojeści wygrawerowany jest napis "Kocham Cię". Cóż za ironia, zważywszy na fakt, że klinga tego miecza często spływa krwią. "Bell" jest mieczem lekkim i szybkim, niezbyt potężnym.
2. "Marcus" - Pochwa od "Bell", mogąca z powodzeniem służyć za niezgorszą maczugę. Wygrawerowany jest na niej symbol czterech żywiołów złączonych w jeden - tetrę.
3. "Rattenberger" - Broń dystansowa. Jest to czterolufowy pistolet skałkowy, skuteczny w ciasnych pomieszczeniach i na niewielkich dystansach. Jednostrzałowiec. Na kolbie widnieje wizerunek asa karo.
4. "Kim" - Samopowtarzalna kusza, używana przez Caspra w potyczkach na większe dystanse. Bełty puszczone z niej przemieniają się w płonące pięści.
5. "Kate" - Plecak, w którym Casper przetrzymuje różnoraki majdan. Po bokach ma wyszyte gołębie na świetlistym tle.
6. Zestaw opatrunkowy - Bandaże, maści i tym podobne.
7. Woreczek z kulami do "Rattenbergera".
8. "Xipanticus" - Moździerz używany w celach alchemicznych. Wykonany z ciemnodrzewu, gładkiego niczym tyłek niemowlaka. Czasem błyszczy się wszystkimi kolorami tęczy.
9. "Daeva" - Wierzchowiec Caspra. Jest to kary kucyk z grzywą przysłaniającą mu oczy. Jego pęciny czasami palą się czarnym ogniem, nie wpływa to jednak w żaden sposób na jego zdrowie.
10. Drobiazgi(Szczotka i prostownica, prowiant, zapałki itd.)
11. "Monstrów i wynaturzeń opisanie" - Opasłe tomiszcze ze złotymi klamrami. Wielki, stale uzupełniający się magicznymi sposobami bestiariusz. Niestety, przedmiot jest złośliwy bądź wadliwy i czasami wymagana jest ręczna korekta. Zalety: Obeznany w bestiariuszach, spostrzegawczy, niezły kłamca.
Wady: Nie umie pływać, widoczne są u niego oznaki postępującego obłędu. Okrutny i cyniczny, raczej mało sympatyczny. Bardzo rozmowny, czasami nie umie się zamknąć. Historia: Przez długi czas myślał, że może zrobić wszystko.
Jedna osoba w ciągu jednej godziny uświadomiła mu, jak bardzo się mylił... Kompania siedziała przy jednym z narożnych stolików. Było tłoczno: W końcu tawerna "Rozbity Kufel" zaliczała się do awangardowych karczm w okolicy. Było wesoło: Ktoś rozbijał komuś łeb krzesłem, pijany w sztok pianista grał kolejną kompozycję znanego artysty Wolfganga Amadeusza Mozarta, a krasnolud - pokerzysta po raz siódmy ogrywał elfa i półorka.
Drużyna siedziała w milczeniu. Czaszkogłowy demon w czarnym pancerzu, półelf z lutnią u boku, barczysty ork w dziwacznej zbroi i dwoma ostrzami przewieszonymi przez plecy oraz wampir odziany w czarne szaty.
- Na co właściwie czekamy? - Zapytał ork, oglądając się po raz kolejny ku wejściu.
- Spokojnie, Zielony - Odparł czaszkogłowy, nalewając sobie kolejną lampkę własnoręcznie pędzonej żytniej. - Ten gość jest wart czekania i odmrożonego na taborecie tyłka.
- Po co nam właściwie czwarta osoba do drużyny? - Zapytał półelf. - Mamy już maga... - Wskazał ręką na wampira. - Mamy dwóch wojowników: Mistrza Ostrzy i demona rodem z Czyścca. Wreszcie mamy barda, śpiewaka i poetę obeznanego ze światem.
- Brakuje tylko kogoś, kto mógłby odbezpieczyć pułapki i otwierać skrzynie. No chyba że użyjemy Ciebie jako wabika... - Czaszkogłowy zaśmiał się wrednie. Bard momentalnie umilkł.
- Tobie, Nocny, to tylko czegoś do gęby łatwopalnego napchać i podpalić - Zarechotał ork. Drzwi zaskrzypiały. W progu pojawił się zapowiadany przez Nocnego fachowiec. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że pojawił się... z rozerwanym brzuchem. Jelita denata(Bo nie było mowy o tym, by żył) wypływały ciurkiem, przypominając nieco klajster używany do przyklejania różnorakich przedmiotów. Z pianą na ustach upadł na deski i już się z nich nie podniósł, brudząc parkiet ciemnoczerwoną krwią.
Zapanowała cisza.
Do karczmy wkroczył ubrany na czarno chłopak z dymiącym jeszcze w ręce samopałem. Schował niebezpiecznie wyglądającą broń za pas i przeskoczył ciało, z niesmakiem przyglądając się efektom jego sprzeczki z tym osobnikiem. Nie jego wina: Facet ewidentnie uważał się za lepszego, do tego obraził Bell. Ot, ludzka głupota.
Wszyscy wpatrywali się zbaraniali w chłopaka oraz truchło leżące przed wejściem. Najbardziej opadła szczęka Nocnemu, także Zielony i bard zdawali się być poruszeni. Jedynie wampir nie zdradzał jakichkolwiek emocji. Jakiś zalany krasnolud wrzasnął:
- Morderca! Czekanikiem go i na stryczek! - Chłopak zignorował bełkot pijaka. Pijacy nigdy nie mieli nic ciekawego do powiedzenia. Jeżeli zajdzie potrzeba, jego też zabije.
- Musisz aż tak bardzo się angażować w obronę naszego honoru? - Odezwał się ktoś. Chłopak rozejrzał się, po czym uświadomił sobie, że to przecież Kate. Jego dobra przyjaciółka, niezwykle troskliwa o całą ich paczkę.
- Mi się to podoba - Odparł inny głos, nieco bardziej dziecinny, aczkolwiek również kobiecy(dziewczęcy).
- Dla Ciebie wszystko, Dzwoneczku - Stwierdził, uśmiechając się.
- Ten gość wyrzucił flaki na podłogę, a wy uważacie, że nic się nie stało? - Zdziwił się kolejny głos, tym razem należący ewidentnie do jakiegoś chłopaka.
- JA nie uważam, że nic się nie stało - Odparła nieco urażona Kate.
- Dzieci, dzieci... - Odezwał się kolejny głos, gruby i syczący. - Naprawdę nie macie niczego lepszego do roboty niż zajmowanie go w tawernie pełnej niechętnie nastawionych istot?
- Casper może pokonać ich wszystkich - Oznajmiła dumnie druga dziewczyna, nie będąca Kate.
- Nie byłbym tego taki pewien... - Odparł syczący głos. Dało się słyszeć(Przynajmniej w głowie Caspra) odgłos rozwijanego pergaminu.
- O cholera... - Wydusił z siebie chłopak. - Vokial z Evernight? Grommash Hellscream? Nocny Strzelec?
- Tia. Siedzą kilka metrów od nas i wlepiają w nas zadziwione gały. Poczekajcie, przejdę się do łepetyny Czachy. Trzeba go powstrzymać, zanim zacznie robić coś głupiego.
- Weź ze sobą Xipanticusa - Odezwała się Kate. - Z tego, co widziałam, musi za potrzebą.
- A głowa Nocnego jest już tak zawalona śmieciami, że kupa jednego demona nie zrobi mu różnicy - Zawtórował jej chłopak. Zebrani zgodnie ryknęli śmiechem. Nagle coś zatrzęsło nimi w posadach. To pijany krasnolud przytoczył się do Caspra i wymierzył mu cios nogą od krzesła. Prosto w twarz.
Okulary będące na nosie chłopaka spadły z jego twarzy, powyginane. Krasnolud, rozochocony zwycięstwem z lubością nastąpił na delikatną konstrukcję mającą korygować wzrok i wykrzyknął jakiś bojowy okrzyk.
Casper dotknął nosa. Miał parę ranek. Jego oczy zaświeciły się. Chłopak nagle... zachichotał.
- Oho, zaczyna się... - Mruknął Nocny, już poinformowany o zajściu.
- Zaczynało się dobre pięć minut temu - Odparł kwaśno Vokial.
- Wiecie, kto to jest?
- Jakiś rąbnięty nastolatek chcący zostać superbohaterem? - Zaryzykował stwierdzenie Hellscream. Czaszkogłowy tylko wykrzywił się kpiąco i podał im imię sprawcy zamieszania.
- Żartujesz sobie - Oznajmił ork, niepewnie spoglądając w stronę wciąż chichoczącego Caspra.
- Hmm... Oprócz Fergarda nie znam zbyt wielu innych Stratoavisów - Odparł bard, zwany także Mironem. - To jego syn?
- Nie wiadomo - Odparł Nocny, wychylając szklaneczkę. - Utrzymywali ze sobą ścisły kontakt i często pojawiali się w duecie. Z drugiej strony, Fergard jest półdemonem, a on człowiekiem czystej krwi.
- Przypadek?
- Niekoniecznie. Obydwaj używają Ostrzy Zero. Obydwaj charakteryzują się chorym poczuciem honoru, obydwaj walczą efektywnie, a nie efektownie. Tak przynajmniej było cztery miesiące temu, gdy go ostatni raz widziałem.
- Spora zmiana - Mruknął Vokial, obserwując chichoczącego Caspra kątem oka. Ten nie zamierzał przestać. W jego oczach pojawiły się wesołe błyski.
- Dość tej dziecinady! - Warknął krasnolud, z trudem utrzymując się na nogach. - Idziesz ze mną, jakem stróż prawa Dorbegaray... - Nagle chłopak złapał krasnala za brodę i pociągnął mocno. Gęste owłosienie odeszło od skóry wraz z nią, odsłaniając surowe mięso. Pijak ryknął z bólu i poleciał do tyłu, po czym wpadł na stół, przewracając go. Zebrani obserwowali zwadę w milczeniu. Oberżysta skinął ręką na podkuchennego, wyrostka szerszego niż wyższego. Ten zrozumiał bez słów i pognał po straż miejską.
W oczach Caspra pojawiały się płomienie, a także... szaleństwo? Chłopak strzelił palcami i oparł się o stół, chichocząc. Krasnolud powoli podniósł się ze stołu. Ból przywrócił mu trzeźwość umysłu.
- Ty sukinsynu! - Wydarł się, wyrywając półorkowi z ręki pokaźny topór. - Niech cię Piekło pochłonie! - Z wrzaskiem zaszarżował na chłopaka, który zdawał się tego nie zauważać. Pozornie.
Jednym płynnym ruchem wyminął się z rozpędzonym "już nie pijakiem", który uderzył o ścianę i odbił się od niej, zamroczony. Miecz zatopił się w jego piersi. Krasnolud charknął coś niezrozumiałego, po czym nagle zorientował się, że został przybity do ściany. Casper zachichotał ponownie.
- Taki koniec czeka tych, którzy podniosą na mnie rękę - Stwierdził tonem przyjacielskiej pogawędki, wskazując niefrasobliwie na konającego adwersarza. - Wszyscy Ci, którzy mają w zamyśle zaatakować mnie teraz, niech się zastanowią: Oszczędzać nie będę nikogo - Tłum milczał. Niektórzy dobyli broni, inni tylko wpatrywali się w niemym osłupieniu na pobojowisko. Casper jakby wrócił do siebie. Zamrugał parę razy, zauważył, że nie ma szkieł na nosie. Zaklął pod nosem, wyciągnął z kieszeni płaszcza zapasową parę i założył je.
- Przepraszam za bałagan - Mruknął, podchodząc do lady, gdzie stał sparaliżowany oberżysta. - Szklaneczkę soku proszę.
- Pryczę w pierdlu dostaniesz, a nie sok! - Warknął ktoś wchodzący do karczmy. Casper obrócił się znudzony: W wejściu stał opancerzony w kirys i nogawice strażnik, zbrojny w halabardę.
- Ach, widzę, że władza na miejscu?
- Na miejscu. Akurat by wsadzić Cię do celi na długi czas.
- Za co, jeśli można wiedzieć?
- Podwójne morderstwo i zniszczenie mienia karczmy.
- Czy zabicie w obronie własnej jest traktowane jako morderstwo?
- Nie moja w tym głowa, jak to wyglądało. Zatłukłeś krasnoluda i pójdziesz za to siedzieć.
- Faktycznie, nie twoja w tym głowa. Na oko wyglądasz na tępego goryla, któremu ktoś dał ludzkie ubranie i kazał udawać człowieka.
- Ty grasancie! - Wrzasnął wściekle strażnik. - Jestem Kapitanem Straży Miejskiej, bratem burmistrza, wysoko postawioną osobistością!
- Skoro burdy wszczynasz w porządnych karczmach to istotnie: Wysoko żeś postawiony.
- Nauczę Cię moresu! - Warknął Kapitan, dobywając ciężkiej pałki. - Niech przeklęci będą Ci, którzy Cię znają, pieprzony złoczyńco! - Casper drgnął.
- Wygląda na to, że nas obraził... - Mruknął chłopak w głowie swego lokatora.
- Na to wygląda... - Odparł Casper, dobywając powoli zakrwawionego miecza.
- Nie podoba mi się ten człowiek... - Oznajmiła Dzwoneczek. - Chyba chce Ci zrobić krzywdę.
- Na to wygląda.
- Musisz więc zrobić mu krzywdę, by on nie zrobił krzywdy nam.
- Przestaję czaić twoje pokrętne rozumowanie, Bell... - Mruknęła Kate z niechęcią. - Nie wystarczy na dziś ofiar?
- Rozmówimy się później - Uciął Casper, unikając ciosu Strażnika.
- Będzie wesoło - Mruknął Nocny.
Jego podejrzenia ziściły się. Nie minęło pięć minut, a poharatany Kapitan leżał tuż obok krasnoluda, krwawiąc z licznych ran. Ostrze Caspra przebiło jego ozdobny kirys niczym masło. I teraz stał nad nim ten odziany na czarno chłopak: Uśmiechający się kpiąco, zwycięski.
- Powiedz... - Zapytał, błyszcząc oczyma. - Jak mam Cię zabić?
- Litości... - Wyjęczał mężczyzna. - Ja mam żonę... Czwórkę dzieci...
- Nie trzeba było tyle się pieprzyć - Casper dobył zza pasa straszliwy samopał. Strażnik dokładnie widział czterolufową grozę, wycelowaną w jego twarz.
- Litości... - Powtórzył.
- Odszczekaj wszystko - Zażądał chłopak. Strażnik zrobił to. Zaczął zaklinać się na wszystkich bogów, że to był wypadek, że nie chciał, że chłopak nie jest kryminalistą.
- Nieźle... - Mruknął Casper, błyskając oczyma. Te znowu zaczęły wypełniać się szaleństwem. - Kupiłeś sobie nieco życia.
- Dobrodzieju... Wszechmocny, dziękuję... - Zaczął korzyć się strażnik.
- Jakieś dziesięć sekund - Przerwał jego wiązankę, wymierzając prosto w jego oczy. Strażnik zamarł, myśląc o Marii. O ich dzieciach, jednym jeszcze w kołysce. O ich farmie... O jego życiu. - Cholera, dlaczego musiał użyć mnie? - Mruknął z dezaprobatą chłopak w umyśle Caspra.
- Dlaczego musiał użyć jakiejkolwiek broni? - Zapytała Kate cicho.
- A gdzie Bell? - Zapytał syczący głos.
- Nie widziałam jej. Pewnie rozmawia z Casprem.
- Ona źle na niego wpływa. On wykonuje wszystkie jej zachcianki, bez wahania. Gdy dopada go obłęd, gotów rzucić się dla niej w ogień.
- Szczęśliwie szybko trzeźwieje z szaleństwa.
- Ale napady są zbyt częste i powoduje je byle co. Albo znajdzie lekarstwo albo...
- Albo?
- Albo staniemy się historią. - Dzwoneczku...?
- Zabij go. Niech cierpi.
- Z przyjemnością - Odparł Casper, naciskając spust.
|
28.04.2010
|
Broghild z Tatalii: Rasa: reptilion
Płeć: mężczyzna
Wiek: 31 lat
Wzrost: 176 cm
Profesja: wojownik
Wiara: ochrzczony
Charakter: roztargniony, chamski, zły, nieśmiały
Wada wzroku: -4(krótkowidz, nie używa soczewek) Cechy: Siła-9
Refleks-12
Kondycja-8
Charyzma-5
Inteligencja-7
Siła woli-10
Zręczność-11
Opanowanie-2 Umiejętności: Poziom bardzo dobry:
- walka wręcz
Poziom dobry:
- walka bronią
- odporność na trucizny
- postępowanie ze zwierzętami
Poziom taki sobie:
- skakanie
- leczenie ran
- broń rzucana
- ukrywanie się
- zielarstwo
Poziom marny:
- magia wody
- szybki bieg Środki dążenia do celu:
- groźba
- kłamstwo
- przemoc
- pieniądze Temperament:
- choleryk Postawa życiowa:
- pesymista
- zabijaka Wygląd:
- ma ciemnoniebieską skórę,
- płaskie czoło,
- żółte, zwężające się oczy,
- brak owłosienia,
- długi pysk,
- duże, odstające uszy,
- zapadnięte policzki,
- wyraziste rysy twarzy. Ekwipunek:
- długa sięgająca kolan kolczuga; na nią nałożona prosta tunika, z wyhaftowanym pośrodku herbem rodu,
- skórzane ciżmy na nogach,
- rękawice z delikatnej skóry,
- szyszak z bydlęcej skóry,
- włócznia(walka wręcz, rzut),
- pas na biodrach,
- sakwa,
- 3 krótkie noże(walka wręcz, rzut),
- krótki miecz w pochwie,
- mała, okrągła, drewniana tarcza, przewieszona na plecach,
- worek na plecach,
- atrament, pióro, zwój pergaminu,
- zapas żywności,
- zioła lecznicze we flakonie,
- zapasowe noże,
- bukłak z wodą,
- krzemień i krzesiwo,
- podręcznik magii wody i ulubiona literatura,
- moździerz. Historia: Broghild urodził się w małej wiosce, na południu Tatalii. Jego dziad posiadał dużą hodowlę wiwern, toteż rodzina żyła w dostatku. Do czasu… Gdy Broghild miał 17 lat, na wioskę napadli orkowie. Większość mieszkańców, została wymordowana we śnie. Broghild wraz z dziadkiem i częścią osadników, zdołali zbiec do lasu i uratować życie. Jednak los nie był dla niego łaskawy. Jego rodzice zginęli w czasie ataku, a dziadek zmarł na febrę miesiąc później.
Teraz cały, ogromny majątek, przypadł w udziale właśnie Broghildowi. Młody reptilion nie próżnował i prędko wyniósł się z miejsca, z którym wiązało się tyle przykrych wspomnień.
Zamieszkał teraz w obszernym domu na przedmieściach pewnego miasta. Broghild miał wszystko, ale nie był szczęśliwy. Życie, które prowadził nużyło go. W końcu powziął decyzję. Rzucił wszystko i zapisał się do akademii wojskowej mistrza Gunarssona. Po części dlatego, że pragnął zemsty. Broghild był pilnym uczniem i po 4 latach był już na tyle zdolny, że mógł opuścić szkołę. Broghild wybrał życie poszukiwacza przygód przygód i najemnika.
Dawni przyjaciele, których spotykał dziwili się zmianie jaka w nim zaszła, w tak krótkim czasie. Z grzecznego i ułożonego chłopca, zmienił się w aroganckiego i brutalnego wojownika. Po przeszło 10 latach tułaczki, Broghild w końcu odnalazł miejsce, które szczerze pokochał. Trafił do Osady i poznał tam wiele stworzeń o równie burzliwej historii i pałających się podobnym zajęciem jak on. Nareszcie odnalazłem spokój-pomyślał z uśmiechem, po czym osiadł tu na stałe.
|
16.05.2010
|
Imię: Halom
Rasa: człowiek
Płeć: mężczyzna
Wiek: 19
Wzrost: 188 cm
Profesja: strażnik leśny
Wiara: ateista
Charakter: małomówny, opanowany, cierpliwy
Zainteresowania: tropicielstwo, śledzenie, skradanie Siła - 9
Refleks - 7
Kondycja - 8
Charyzma - 7
Inteligencja - 10
Siła woli - 7
Zręczność - 9
Opanowanie - 7 Siła:
Walka bronią - poziom dobry Refleks:
Uniki - poziom marny Kondycja:
Sztuka przetrwania - poziom taki sobie Charyzma:
Postępowanie ze zwierzętami - poziom marny Inteligencja:
Wyczucie kierunku - poziom taki sobie
Czuły słuch - poziom dobry
Bystry wzrok - poziom bardzo dobry Siła woli:
- Zręczność:
Jeździectwo - poziom taki sobie
Ukrywanie się - poziom taki sobie
Skradanie - poziom taki sobie
Łucznictwo - poziom dobry Opanowanie:
- Środki dążenia do celu: taktyka, wytrwałość, dobroć i przyjaźń
Temperament: melancholik
Postawa życiowa: optymista
Zalety: szybki, zwinny, czujny, spostrzegawczy, doskonale widzi w ciemnościach, potrafi czytać ślady, wytrwały w tym, co postanowi, bardzo honorowy
Wady: nie potrafi czytać ani pisać, nie jest zbyt towarzyski (jak to strażnik) Wygląd:
Jest wysokim, szczupłym młodzieńcem. Jego zielone oczy są zawsze czujne, a lekko kręcone, czarne włosy opadają mu swobodnie na szyję. Strój jest zależny od otoczenia, w jakim akurat się znajdzie. Na ogół jest ubrany w ciemnobrązowe, skórzane spodnie i popielatą koszulę. Na koszulę zakłada ciepłą, skórzaną kurtkę, również w kolorze ciemnego brązu, na dłonie myśliwskie rękawice zaś na stopy wygodne buty jeździeckie, bez ostróg. Obowiązkową częścią ubioru jest szeroka, szaro-zielona peleryna z kapturem. Ekwipunek:
- Klacz białej maści imieniem Brissa (w języku Elfów znaczy Błyskawica). Przejawia zdolności magiczne.
- Póltoraręczny, czarny miecz o imieniu Agnis, noszony na plecach (głowica wystaje znad prawego barku) albo przypięty do siodła.
- Refleksyjny łuk cisowy, 110-cio funtówka, noszony w łubiu u pasa, z lewej strony, czasem na plecach. Kołczan mieszczący 30 strzał przypięty do pasa z prawej strony. Podczas jazdy łuk i kołczan są przymocowane do siodła. Wypuszczona z łuku strzała może polecieć na odległość niespełna pół mili, choć nie każdy łucznik będzie potrafił to zrobić.
- Dwa sztylety przymocowane do cholew.
- Magiczna peleryna otrzymana od jednego ze starszych strażników. Nie przepuszcza zimna ani deszczu.
- Rękawice myśliwskie ze smoczych skrzydeł otrzymane od pewnego druida. Nie ograniczają swobody ruchu palców i ich czucia.
- Róg północnych strażników, przewieszony przez szyję i lewe ramię.
- Juki, a w nich drobiazgi przydatne do życia w lesie. Historia:
Ostatnie promienie zachodzącego słońca przewijały się między koronami drzew. Na środku polany stał niewielki dom z dobudowaną stodołą. Z komina leniwie unosił się dym. Koło domu było dwóch mężczyzn. Właściwie to mężczyzna i chłopiec, co najwyżej pięcioletni.
- Cholerny koń! Znowu się zerwał! - Zaklął głośno mężczyzna. - Halom, idź już do domu, czas spać. Sam go poszukam - powiedział, po czym zniknął między drzewami.
Chłopiec jednak nie usłuchał. Odczekał chwilę i ruszył powoli za swym ojcem tak, aby go nie widział. Skierował się ku przepływającemu nieopodal strumykowi. Już kilka razy niesforny koń uciekł właśnie nad rzekę. W lesie było ciemniej niż na polanie. Halom szedł powoli, uważając na każdy korzeń i na każdą gałązkę, mogącą go zdradzić. Po kilku minutach doszedł na brzeg, lecz nie było tam ani ojca, ani konia.
W międzyczasie słońce całkowicie schowało się za linią horyzontu. Malca ogarnął strach. W lesie po zmroku nie było bezpiecznie. Odwrócił się i ruszył biegiem do domu, jednak wszystkie drzewa zdawały się być identyczne, wszystkie ścieżki takie same. Potknął się o wystający korzeń i przewracając stłukł kolano. Halom zaczął płakać i szlochać. Był daleko od domu, bał się, a na dodatek z bolącego kolana zaczęła płynąć krew.
Opanował płacz i ruszył powoli przed siebie. Szedł tak przez dłuższą chwilę, coraz bardziej oddalając się od domu. W lesie było niesłychanie cicho, wręcz podejrzliwie cicho. Chłopiec wstrzymywał oddech, aby bardziej wyostrzyć słuch na wszelkie dźwięki, będące zwiastunem niebezpieczeństwa. Zatrzymał się, zlany zimnym potem, gdy usłyszał głośne wycie wilka z kierunku, w którym zmierzał. Cofnął się kilka kroków, po czym zszedł ze ścieżki i poszedł inną drogą. Z oddali, między drzewami prześwitywało jakieś światło. Chłopak ruszył pewniejszym krokiem. W miarę jak zbliżał się do światła widział więcej i zaczął rozpoznawać okolicę. Zmierzał do domu, tyle że od innej strony. Światło stawało się coraz wyraźniejsze, ale pojawił się też smród spalenizny. Z każdym krokiem nieprzyjemna woń była coraz bardziej intensywna, towarzyszył jej gryzący oczy dym.
W końcu doszedł do skraju lasu, a jego oczom ukazał się straszny widok. Jego dom stał w płomieniach. Dostrzegł jakieś ruchy po drugiej stronie polany. Jeźdźcy. Sześciu albo więcej. Nim konie zniknęły między drzewami zdążył zauważyć, że na jednym z nich siedziało dziecko. Dziewczynka. Nie zwracając uwagi na dym, omijając jedynie szerokim łukiem płonący dom, puścił się biegiem przez polanę, krzycząc głośno. Zatrzymał się jak wryty, gdy przed drzwiami domu zauważył dwa bezwiednie leżące ciała. To byli jego rodzice.
- Mamo! - Krzyknął chłopak przez łzy.
Na dźwięk tego słowa runął dach płonącego domu. Nikt się nie odezwał. Chłopak poczuł nagle gwałtowne szarpnięcie.
- Chodź, mały - odezwał się równocześnie zimny głos mężczyzny.
Mężczyzna miał na sobie pelerynę, na głowę zarzucił kaptur. Szedł skulony, osłaniając twarz przed dymem. Wlekł ze sobą zdezorientowanego chłopaka. Dopiero teraz Halom zobaczył, że drugi mężczyzna stoi na skraju polany, trzymając dwa konie za uzdy.
- To jego dom? - spytał ten drugi. Ubrany był identycznie. Głos miał trochę łagodniejszy.
- Na to wygląda. Zabierzemy go ze sobą. On już nie ma tu z kim zamieszkać.
Halom trząsł się ze strachu, zaczął płakać.
- Nie bój się - powiedział pierwszy, teraz już bardzo ciepło. - Jesteśmy strażnikami. Nie zrobimy ci krzywdy. Nazywam się Kald, a to jest Gerin. Jak masz na imię?
- Ha.. Ha.. lom - zaszlochał chłopiec.
- W takim razie w drogę, Halom - rzekł Kald sadzając malca w siodle, po czym sam usiadł za nim. - A droga przed nami daleka.
|
24.04.2011
|
Imię, Nazwisko: Kanako Goesh
Przydomek, Pseudonim, itp: Furia
Rasa: Pół-elf, pół-demon
Płeć: Mężczyzna
Wiek:56 (jakieś 19 na lata pół-elfa)
Wzrost: 1,78m
Profesja: Łowca demonów / tancerz ognia
Wiara: Sylanna
Charakter: chaotyczny zły
Zainteresowania: szerzenie popłochu wśród demonów Siła - 7
Refleks - 13
Kondycja - 8
Charyzma - 7
Inteligencja - 7
Siła Woli - 7
Zręczność - 9
Opanowanie – 6 Poziom bardzo dobry: Uniki
Poziom dobry: Uchylenie
Poziom dobry: Magia ognia
Poziom dobry: Władanie bronią
Poziom taki sobie: Magia powietrza
Poziom taki sobie: Odporność na ogień (nie magiczny)
Poziom taki sobie: Pływanie
Poziom taki sobie: Wyzwalanie się/ ucieczki
Poziom taki sobie: Język obcy (demoni)
Poziom marny: Dyplomacja
Poziom marny: Śpiew Środki dążenia do celu: Kłamstwo
Temperament: Sangwinik
Postawa życiowa: Cynik
Wady postaci: pyszny, egoistyczny, sarkastyczny, wredny, bezduszny, nieczuły, nienawistny, niezapominający
Zalety postaci: przystojny, inteligentny, ostrożny, empatyczny ( kiedy nie jest bezduszny i nieczuły) Wygląd:
"Krwisto czerwone włosy opadające na piękną twarz z przodu i nagie plecy z tyłu. Lekko poczerwieniała cera w lustrze była jeszcze bardziej widoczna, a ostro zakończone kły ukazywały się przy najmniejszym uśmiechu. Kanako obmył twarz zimną wodą po czym sięgnął po odzienie. W skład ubrania wchodziły spodnie, koszula ,płaszcz i szata z kapturem. Na nogi naciągnął brązowe buty zawiązywane na rzemienie. Świeżo umyte włosy zniknęły pod purpurowym kapturem, a kły zakrył wysoki, sięgający pod oczy kołnierz. Młody Goesh wyszedł przez szerokie bogato zdobione drzwi zabierając ze sobą jedynie miecz wuja i „Zapałkę” – ostrze które odziedziczył po swoim przyszywanym rodzicu Talanarze Historia: „Ludzie wieżą że po śmierci coś ich jeszcze spotka"
Mój ojciec byłe demonem. Dość wysoko postawionym. Moja matka natomiast elfką. Pewnego dnia ...Trudno mi o tym mówić... Pewnego dnia kiedy wracałem do domu zobaczyłem jak ten demon który wybrał moją matkę zabił ją. Przestałem o nim mówić jak o rodzicu. Teraz stał się demonem jak każdy inny. Na imię mu było Sheogog.
Uciekłem... Kto by nie uciekł w tak młodym wieku.
Idąc juz prawie że martwy z wycieńczenia natknąłem się na elfa. Ów elf zabrał mnie do miasta w którym mieszkał .Domy wybudowano na wielkim drzewie dookoła którego rozciągał się las. Talanar - tak miał na imę mój zbawca - wychowywał mnie wraz ze swoją żoną .Juz po zaledwie 2 od śmierci matki nauczyłem się mistrzowsko władać mieczami.
Niestety gdy miałem już 15 lat ( wiek prawie dorosły jak na pół elfa ,pół demona) Talanar wyjechał prowadzić boje z orkami panoszącymi się po ziemiach elfów. Mój przybrany ojciec już nie wrócił ... Kiedy dotarła do mnie wieść że nie zginał z ręki orka tylko rozszarpał go Jeden z pomiot Urgasha gniew którym pałałem tak bardzo do demonów przybrał na sile.
Wyruszyłem z Shaladir rok później. Chciałem odszukać Sheogoga ale i zabójcę Talanara. Idąc do Ur-Sheloh przez prawie pół roku napotkałem i zgładziłem wiele demonich istnień . W końcu dotarłem do siedziby Sheogoga. Włócząc się po jego zamku niezauważony przeszukałem prawie wszystkie komnaty. W jednej z nich wisiały nad potężnym łożem dwa długie, pięknie zdobione miecze. Rozpoznałem je od razu. Oba ostrza należały do Talanara. Tuż po moim wejściu do sali weszła sukubka. Wymierzyłem w nią krótkim mieczem nożem ale niestety chybił. Demonica spojrzała w moją stronę. Miała długie purpurowe włosy i sięgającą do ziemi suknie w kratę. Wyjąłem Drugi miecz. Ten był długi ale lekki. Nim pochłonęły mnie płomienie sukuba wbiłem cienkie ostrze w sam środek czaszki wroga. Wypełniłem zemstę za pierwszego straconego. Teraz jeszcze Sheogog.
Z hukiem otworzył się żelazne wrota sali tronowej. Jednak ku mojemu zdziwieniu mojego celu nie było. Zamiast niego w sali stały cztery arcydemony. Dym unoszący się z ich karków wypełniał sale. Czym prędzej rzuciłem się do ucieczki ale drogę zagrodziły mi dwa z nich. Demon ryknął mi w twarz wypluwając kropelki śliny... Pamiętam tamtą chwile jak żadną inną.
Wyskoczyłem przez strzeliste okno . Zręcznym ruchem wskoczyłem do sali będącej niżej. Szybko zszedłem na sam dół i wystrzeliłem na zmorze na powierzchnię.
TU przygnały mnie czarty wysłane za mną. Z jakiegoś powodu bały się jaskini behemota... Tak więc jestem tutaj i mam zamiar zostać tu jeszcze długi czas
|
10.12.2011
|
Imię: Alkarin
Rasa: Człowiek
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 28 lat
Wzrost: 185 cm
Profesja: Mag żywiołów
Wiara: Ateista
Charakter: Prawdziwie neutralny
Zaintersowania: Zielarstwo, starożytne języki Cechy Siła - 7
Refleks - 8 (+1)
Kondycja - 7
Charyzma - 8 (+1)
Inteligencja - 9(+2)
Siła woli - 10(+3)
Zręczność - 7
Opanowanie - 8(+1) Umiejętości Poziom Bardzo Dobry:
- Magia powietrza
Poziom Dobry:
- Magia wody
- Zielarstwo
- Czytanie/Pisanie
Poziom Taki Sobie:
- Magia ziemi
- Pływanie
- Dyplomacja
- Zbieranie informacji
- Wykrycie magii
Poziom Marny:
- Magia ognia
- Leczenie ran Cechy charakteru Środki dążenia do celu:
- Taktyka
- Znajomości Temperament:
Flegmatyk Postawa życiowa:
- Pesymista Ekwipunek Ubiór:
- Niebiesko-szara szata z kapturem.
- Skórzane buty podróżne.
- Pas. Wyposażenie:
- Drewniany kostur.
- Torba na ziołami.
- Sakwa z pieniędzmi.
- Bandaże.
- Sztylet. Historia: Alkarin urodził się w małym miasteczku, które zwało się Lortent. Jego ojciec był miejscowym medykiem i Alkarin uczył się u niego, ponieważ miał on zostać jego następcą, ale los chciał inaczej. Pewnego dnia do Lortent przyjechał mag. Jednym z pierwszych , którzy go zobaczyli, był Alkarin, który był wtedy w lesie, gdzie szukał ziół potrzebnych ojcu. Mag podjechał do niego i powiedział.
- Widzę w tobie potencjał na maga - powiedział do chłopaka czarodziej.
Alkarin zdziwiony nic nie powiedział.
- Hm... Co z ciebie taka niemowa, no powiedz coś chłopcze, jak się nazywasz?
- Al... Al... Alkarin, panie - powiedział do maga.
- Zaprowadź mnie do swoich rodziców, szkoda byłoby zmarnować taką moc magiczną, która aż bije od ciebie.
Alkarin szedł przez jakiś czas obok konia maga, aż nie dotarli do miasteczka. Wokół czarodzieja po chwili zebrał się niemały tłum ludzi.
- Dajcie zmęczonemu człowiekowi przejść - wykrzyknął mag.
- Słyszeliście co pan powiedział? Rozejść się! - rozkazał Marius Elth burmistrz miasteczka.
- Dziękuję bardzo, mam na imię Seren Lips, jestem czarodziejem lorda Aricka Mora i udałem się w podróż szukając ucznia, niestety jestem już stary, a nie będę żył wiecznie. Mogę wiedzieć z kim mam przyjemność? - zapytał się burmistrza.
- Nazywam się Marius i jestem burmistrzem tego miasteczka. Czy załatwić panu nocleg?
- Jeśli pan chce, ale najpierw muszę porozmawiać z rodzicami tego chłopaka - wskazał na Alkarina.
- Cóż on panu zrobił, zapłacę za wszelkie szkody panu wyrządzone...
- Ależ nic mi nie zrobił, ale myślę, że znalazłem to czego szukałem.
Alkarin prowadził maga przez ulice, aż doszli do domu rodziców chłopca. Chłopak otworzył drzwi.
- Gdzieś ty był tyle czasu?! - zapytał się wściekły ojciec. - Matka myślała, że napadły na ciebie wilki w lesie.
Po chwili zauważył
- A pan czego chce? - zapytał się Serena
- Od jakiegoś czasu szukam kogoś na ucznia, a w pańskim synu widzę potencjał - odpowiedział ojcu chłopaka. - Jutro zabieram go do Estratu, do lorda Aricka, jako moje ucznia - powiedział głosem nie znoszącym sprzeciwu.
- Ale... - ojciec nie dokończył zdania widząc wzrok czarodzieja.
- Czy nie wyraziłem się jasno? To wielki zaszczyt, że padło akurat na twojego syna - powiedział ojcu. - A ty - wskazał na Alkarina - Bądź jutro o świcie przed karczmą, wtedy wyruszymy.
Następnego ranka Alkarin stał przed gospodą ze wszystkim swoim rzeczami, które chciał zabrać.
- Już jesteś? - zapytał półżartem mag.
- Tak, panie.
- Mów mi mistrzu, w końcu od teraz będę twoim nauczycielem.
***
Nauka Alkarina trwała 10 lat, po tym czasie chłopak umiał już wszystko, czego nauczył go mistrz. Niestety statyczne życie w twierdzy nie pociągało go, więc napisał list pożegnalny do swojego mistrza i wyruszył w podróż w celu poszukiwania przygód.
|