14.05.2010
|
Nocny miał już wyjechać z sali gdy nagle zagrodziła mu drogę ściana ognia.
- Zostaw ją - powiedział Nebirios przechodząc przez ścianę ognia i podrzucając głową nekromanty.
- Ale jak ty... - wyszeptał Nocny.
- Proste - uśmiechnął się Demon. - To była iluzja - powiedział po chwili przerwy.
Nocny rzucił się do ataku. Neb zrobił unik po czym dźgnął go sztyletem w plecy. Nocny obrócił się po czym znowu ruszył na Neba. Nekromanta wiedział co zrobić przeskoczył nad nim i ciał go mieczem. Nocny leżał na ziemi ledwo żywy, a Neb otwierał portal do bezpiecznego miejsca, po czym wziął Seline i skoczył w portal.
|
14.05.2010
|
Neb nie zaszedł daleko. Nocny chwycił go za kark i fachowym machnięciem ręką przerzucił Go niczym szmacianką lalkę do tyłu, po czym złapał Selinę w powietrzu i z okrzykiem a'la "Śmierć frajerom" przeskoczył przez portal.
"Niesamowite, ale te demony od Khazia są coraz głupsze...", pomyślał, zezując na lekko wgnieciony na plecach napierśnik. Co ten buc sobie myślał, że załatwi Nocnego Strzelca jakimś tam dźgnięciem jakiegoś tam miecza. Nie po to załatwiono mu w Czyśccu doskonały napierśnik ze spaczniowej stali, by zadźgał go jakiś rogacz rodem z Sheog.
"Ok, gdzie jestem?', pomyślał, lądując w miejscu, gdzie miał pojawić się Nebirios...
|
14.05.2010
|
Nocny zobaczył Neba, Volka i Defa.
- Jesteś naiwny - to znowu była iluzja - uśmiechnął się Nebirios, po czym rzucił zaklęcie antyteleportacji.
- Ale ja... - wyjąkał Nocny. - To niemożliwe, żeby iluzja była taka realistyczna! - wykrzyknął.
- Możliwe, amatorze. A teraz - Demon wycelował w niego ręką, a drugą wyjął szkatułkę i wyszeptał:
- "Egen iken samaru ishini eru oriun nuargl". Nagle Nocny został wepchnięty do szkatułki.
- Jeden z głowy - mruknął chowając szkatułkę i rzucając nań Antymagię.
- Co teraz? - spytał.
|
14.05.2010
|
Zanim ktokolwiek mu odpowiedział, dało się słyszeć stado nadlatującego ptactwa. Kompania obejrzała się i zobaczyła gromadę kruków. Leciały pionowo w dół i zderzały się ze sobą, formując dziwny kształt. Po krótkiej chwili można było zobaczyć czarnego jak noc gnolla o mlecznobiałych oczach. Ubrany w falujące czarne poncho stwór patrzył się na dziwną drużynę.
- Teraz przestajecie mieszać w planach naszego przełożonego - powiedział, a głoś jego był straszny, pełny arktycznego zimna i jednocześnie ślepej nienawiści. Po krótkiej chwili wyciągnął rękę i opieszale skierował palec wskazujący w kierunku grupy. Wszyscy niemal natychmiast padli na kolana i zaczęli się krztusić.
- Czym...ty jesteś?! - wycharczał Nebirios. Gnoll nie poruszył się.
- Jestem tyranią złych istot, Demonem z Doliny Śmierci, Mlecznobiałą Grozą i Zgubą Istnień. A teraz, co zrobiliście z Nocnym? - spytał. Jednak nikt nie chciał mu tego wyjawić. Dopiero Selina, która nie czuła na sobie wpływu rzekomego "Demona" wskazała ręką szkatułkę. Gnoll wtedy machnął nieśpiesznie ręką w kierunku pojemnika. Rzeczony pękł niemal natychmiast i Nocny Strzelec znowu się pojawił.
- Czy potrafisz chociaż raz zrobić coś dobrze od początku do końca? - spytał potężny stwór. Nocny rąbnął się pięścią w łeb i zamachał czaszką.
- Uch...ale mi we łbie dzwoni. Dzięki stary. Wybij tych amatorów, a ja biorę dziewoję i lecę do szefa - powiedział do swego sojusznika, wstając z ziemi. "Zguba Istnień" westchnął i drugą ręką przejechał w powietrzu. Otworzył tym samym dziurę w czasoprzestrzeni, czyli nie mniej ni więcej niż portal. Nocny ponownie złapał Selinę i wskoczył weń, wołając "Adiue, dyletanci!".
- A wy...Dajcie już sobie spokój. Następnym razem nie będę tak miłosierny i wysączę z was życie... - mruknał cicho, rozbił się na dziesiątki kruków i odleciał w siną dal.
- No to ekstra - wykaszlał podnoszący się z ziemi Def. - Gdzie jesteśmy?
- Nie wiem... - mruknął Nebirios.
- CO?! - wrzasnął Volkolak, łapiąc demona za gardło, ale zaraz opadł z sił i zaczął charczeć.
- Nie wiem...Portal został spaczony przez tego psychopatę w czaszką zamiast głowy i zniosło go w bliżej nieznany mi region...Zaraz otworzę drugi do Gildii - wyjaśnił demona z Sheogh i zaczął mówić inkantację. Skończył...i nic się nie stało. Powtórzył rytuał dwukrotnie i nic się nie stało.
- Cholera...To wilkopodobne bydle zrobiło coś z naszą magią... - mruknął ponuro wampir.
|
16.05.2010
|
Nagle przyleciał mały nietoperzyk. Zmęczony frunął zygzakiem. Volk odezwał się do owej istotki w jakimś niezrozumiałym języku, ta jednak dysząc rzuciła papierkiem w Defa, padła na ziemię i zdechła.
- Co to? - spytał Volk. Def przeczytał zawartość papierka i się przeraził, a po chwili uspokoił. Zaczął spokojnie opowiadać:
- Wiecie, ci partyzanci zaatakowali północ i ja... muszę odejść, muszę pomóc, zostawię was...- mruczał.
- Co?! Sam nas tu sprowadziłeś, ratowaliśmy Selinę, nie spaliśmy od... sam już nie wiem, a TY! Tera mówisz, że tak po prostu nas zostawisz?! - Wykrzyknął wampir. Elf zwiesił głowę.
- Kiedy wrócisz? - spytał Magh, jakby to było na porządku dziennym.
- Nie Magh, ja już do Gildii nie wrócę... Wolę zginąć w towarzystwie goblinów z głodu, broniąc tych kopalni niż być... - jęknął Def.
- Tu mi po prostu dobrze, tu jestem szczęśliwy , nie tam... - dodał.
- To może chociaż coś nam pomożesz? - zagadnął zgryźliwie Volk. Def się uśmiechnął, jednak Magh chwycił go za rękę.
- Nie - powiedział stanowczym głosem janioł.
- Skąd wiesz, co chcę zrobić? - zapytał elf.
- Kiedy ostatnim razem z Nim negocjowałeś pomógł ci, ale w zamian stworzył Aguniego, który o mało cię nie zabił, skąd wiesz, co zrobi tym razem? Teraz to nie tylko twoje życie. - objaśnił Magh. Def jednak ignorując go wzniósł ręce ku górze i stał tak przez kilka godzin. Nagle w powietrzu otworzył się wielki, czarny jak smoła portal. Volk już chciał tam wskoczyć, jednak ręka anielska go powstrzymała. Po chwili z portalu wyskoczyła olbrzymia chmura, z której uformował się trzy metrowy wilk, o sylwetce niedźwiedzia. Magh chwycił za miecz. Potwór obrócił się w ich stronę i spojrzał na nich. Ujrzeli bielmo w jego oczach. Zmora zawyła, i pędem puściła się przed siebie. Jednak portal się nie zamykał. Wyfrunął z niego jeszcze mały komar. Podfrunął do Volka i usiadł mu na ręce.
- Volk nie ruszaj się, to jakiś podstęp. Zaraz go ubiję... - szepnął Magh i walnął rękojeścią miecza w rękę Volkową. Vampir zawył z bólu. Komar jednak stał w tej samej pozie, co wcześniej, jednak nagle w ich oczach się rozmył. Po chwili ukazał się żółty glut wielkości koziego łba. Unosząc się w powietrzu zaczął się klonować. Gdy już owe istoty były wszędzie odfrunęły w różne kierunki.
- Wskrzesił X - szepnął Def do reszty.
- A nie mówiłem, że będzie gorzej? - zatryumfował anioł. Tymczasem w małym drewnianym domku gdzieś w puszczy pojawił się jeden z Xsów. PO chwili zamienił się w Drassila. Na zewnątrz coś trzasnęło. Rozległo się pukanie do drzwi. Sylf otworzył. W progu stała Selina i Nocny. Selina ogarnięta radością rzuciła się ukochanemu na szyję. Nocny się zaląkł:
- Ale jak?! - wrzasnął i odsunął się.
- Jak widać, wróciliśmy. Zaczynamy infekcję! - mruknął złośliwie i przytulił się do Seliny. Nocny zaczął biec, jednak kilka innych Xsów wyskoczyło zza rogu i zaraz wniknęły w niego.
- Nie patrz, Selinko... - mruknął do półprzytomnej Seliny. Nocny zaczął rzygać żółtą cieczą, po chwili padł martwy. Xsy wyfrunęły z niego i zaraz utworzył dziesięciu Nocnych.
|
16.05.2010
|
- Dzięki za lornetkę - Mruknął wyżej wspominany czaszkogłowy, oddając przyrząd powiększający zasięg wzroku przybocznemu demonowi. - Zobaczymy, czy te nędzne kopie są choć w połowie tak dobre jak oryginał - Nocny przywołał Inkarnację i nie zaprzątając sobie głowy wyszukaną taktyką wjechał w tłum jego sobowtórów. Gdy roztrącał zdezorientowanych statystów na boki zastanawiał się, dlaczego klon pojawił się w tym właśnie domu, dlaczego zapukał do drzwi oraz jakim cudem z jednego klona wyskoczyło dziesięć innych. Niepokojąca myśl wskoczyła nagle do głowy Nocnego Strzelca. "Jeżeli z mojego klona stworzyli dziesięć innych, to co oni zrobią z Seliną? Szef mi nie daruje, jak spratolę robotę po raz kolejny!", pomyślał, wyważając drzwi po uprzednim obezwładnieniu wszystkich klonów...
|
17.05.2010
|
Tymczasem gdzieś daleko od Nocnego i X:
- No pięknie! - ryknął Neb. - Teraz jakieś gluty łażą po świecie i robią terror! - wściekł się Nebirios.
- Co to są te X? - spytał Volk Defa.
- To długa historia, opowiem ją kiedy indziej - wyjąkał Def.
- DŁUGA! - ryknął Demon. - PRZEZ CIEBIE TKWIMY TUTAJ, A TE GILE NISZCZĄ ŚWIAT! - wydarł się wściekły Neb. Po chwili Demon zaczął się uspokajać.
- Spróbuje skontaktować się z Nocnym - powiedział Nekromanta.
- Nocny. Jeśli masz problem z Xsami to oferujemy ci pomoc. - wyszeptał. - Później dokończymy nasze sprawy - zakończył rozmowę.
- Powinien zaraz odpowiedzieć - mruknął Nekromanta.
|
24.05.2010
|
- Inwazja, hę? - mruknęła Selina do siebie, mając jednak nadzieję, że Drassil usłyszy i wyjaśni to i owo. - No jasne! - klepnęła się w czoło. - Jesteś jednym z nich, tym podłym stworzeniem, pustą kopią, spajtoloną kupą, @!#*^%! - wrzeszczała, wymyślając coraz to gorsze przekleństwa. Odsuwała się, gdy tylko Sylf się do niej zbliżał. W końcu ze strachem stwierdziła, że jest już przy ścianie. Przesunęła się nieco w bok.
- Daj mi wyjaśnić... - krzyknął Drassil, wyciągając dłoń.
- Zostaw mnie! Zostaw! Nie znam cię! Nie znam! Błagam... - jęknęła i opadła. Zobaczyła okno, wiszące opodal niej. Powoli wstała, unikając spojrzenia Sylfa. Wyskoczyła przez okno jak szalona i znalazła się na polance. - Wątpię, żebyś chciał mojego dobra. - rzekła, uciekając. Tamten jednak nie odpuścił. Wybiegł szybko, napinając łuk i strzelił w łydkę Sylfki. Upadła, ale znajdowała się dość daleko od Drassila. Myślała nad jakimś prostym zaklęciem uzdrawiającym, gdy nagle poczuła narastający chłód. Potem zimno objęło całe jej ciało, aż w końcu poczuła na swym ramieniu kościstą dłoń. Miała pewność- to był Nocny. Czy jak mu tam inaczej.
- Może poczekasz, to wypiję jakąś miksturkę. Umrę, nie będziesz miał trudności z przeniesieniem mnie to swoje "szefuncia"?
- Ha, ha, ha... Zaskakujesz mnie coraz bardziej. - odparł i wyszczerzył zęby.
- To co? Wolisz mnie żywą? No dobra, ale zawiąż mi oczy, żebym nie musiała patrzeć na twoje okropne cielsko.
- Przykro mi, ale jestem tu chyba jedną z głównych atrakcji, więc będziesz musiała patrzeć... - ponieważ Strzelec zauważył, że Drassil zbliża się do dwójki, złapał ją, przerzucił przez ramię i odleciał/uciekł/odskoczył/przeteleportował się.
|
24.05.2010
|
W pewnym miejscu Nocny usłyszał prośbę Nebiriosa. Prośba ta wydała mu się nieco żałosna i denerwująca, choć w obecnej sytuacji on też znajdował się w trudnej chwili
- Nie - odpowiedział krótko. - Myślicie, że po to was uwięziliśmy żebyś cię wyszli tak po prostu? - zaśmiał się. Nocny wiedział, że to nie jest odpowiedni moment na śmiech, ale zważywszy na to iż ci nowicjusze chcieli mu pomóc byłoby to śmieszne. Nocny spojrzał na szkarłatne bezchmurne niebo, coś mu nie pasowało. Niebo było szkarłatne i bezchmurne a to mogło oznaczać tylko jedno. Naglę niebo przeszyły zielone błyskawice, zielone a to oznaczało coś czego najbardziej się Nocny Strzelec obawiał.
- Cholera. Muszę powiadomić szefa - szepnął sam do siebie.
Lecz po chwili przeszła go wizja żelaznych trupów o nienawistnych zielonych oczach i czterech istot. Nocny Strzelec zemdlał a ostatnim co widział w wizji był Nebirios ale dziwnie inny, jakby uskrzydlony i trochę bardziej majestatyczny. Kiedy Nocny się ocknął nie pamiętał wizji ani tego co się zdarzyło, ale wiedział jedno coś się stanie i to coś złego.
- Muszę czym prędzej powiedzieć szefowi o tych X - mruknął Nocny, po czym podążył pełną kamieni ścieżką do swojego przełożonego mrucząc coś o X i niekompetencji.
........
Lecz w innym wymiarze Def i reszta mieli nie lada kłopoty. Wymiar wydawał się pusty oprócz ławek i stołów z talerzem czerwonych cytryn.
- Śniadanie - warknął głos który należał do istoty która uwięziła bohaterów w tym dziwnym wymiarze. Nebirios spojrzał na czerwone cytryny na brzozowym stole, po czym wziął jedną i z goryczą ugryzł. Jednak po chwili się uśmiechnął i powiedział.
- Możecie jeść to nie iluzja – rzekł Demon.
- W takim razie to co? - spytał zdenerwowany Wampir.
- Realne jedzenie - odpowiedział Demon. Lecz rozmowę przerwało warknięcie istoty.
- Cieszcie się, że zależy na was mojemu panu. Inaczej byście zdechli! – ryknęła istota. Mimo to bohaterowie starali się ignorować głos. Zjedli cytryny które Nebirios nazwał "Cytrynami z Sheog", potem pojawiły się kufle z piwem które także wypili. W końcu głos sie odezwał.
- Koniec tego dobrego! Teraz będziecie cierpieć! - ryknął głos na co Def zareagował ostrożnie.
- Uważajcie ten wymiar nie jest nam znany, a ta istota jest zapewne szalona - wyszeptał Elf.
- Pierwsze. Musimy rozejrzeć się po tym wymiarze - powiedział stanowczo Nekromanta, po czym rozejrzał się wokoło jakby czegoś szukał.
- Mam Deja Vu - szepną po chwili Neb i dotknął przestrzeni przed nim. Naglę czarna otchłań zaczeła znikać i znaleźli się w komnacie pełnej napisów.
- Runy - mruknął Def.
- Potrafisz to odczytąć - spytał Volk.
- Tak ale to trochę zajmię - odpowiedział Def.
- Akurat mamy czas - uśmiechnął się Demon. W czasie gdy Def rozwiązywał zagadkę Neb i Volk zaczeli grać w grę karcianą którą określili mianem "Zniszcz Żywych". Def domyślił się, że to gra nieumarłych i nekromantów. Karty były kunsztownie wykonane i przedstawiały różne istoty. Sala była akurat mniejsza ale miała kamienny stół na którym grali dwaj przyjaciele. Po kilku godzinach obydwóch bohaterów zasnęło a Def tłumaczył runy. Elf obudził towarzyszy i powiedział.
- Wiem co pisze! Słuchajcie:
Mimo iż kraj twój zielony i żywy, i nie brak ci ryby.
Mimo iż świat twój piękny, to minie szmat czasu nim go znowu zobaczysz.
Mimo iż koniec jest bliski, ty strzeż swej miski.
Starożytne istoty, pożeracze światów czekają pod ziemią szmatów wieków. – wyszeptał Def.
- Słyszałem coś o "Pożeraczach Światów" w „Legendach Sheog” – mruknął Demon.
- Ale zanim cokolwiek zrobimy musimy się stąd wydostać – powiedział Volk.
|
31.05.2010
|
Tymczasem w zupełnie innym miejscu pewien nieznajomy, obserwujący całe zdarzenie przez granatowy kryształ z wielkim zdziwieniem, stwierdził iż demon, anioł, wampir i elf zniknęli w nieznany mu sposób, natomiast nocny zaczął przemieszczać się po kamiennej ścieżce. - Kevelar mastinos - mruknął - Hmmm wygląda na to że oni nadal tam są ale ...
Nim dokończył rozciął toporem strzałę zmierzającą w jego kierunku na pół.
- No proszę towarzystwo przyszło. Stało za nim 6 zamaskowanych istot. Jedno z nich wystąpił z szeregu ze zwojem i zaczął czytać.
- W imieniu Lorda Nelaise'a rozkazuje ci się poddać i pójść z nami...
- Albo będziemy zmuszeni zabrać cię siłą lub nawet zabić, tralalala srutu trutu – dokończył za niego
- Możecie odejść a nie zrobię wam krzywdy. - rzekł. Czytający zwój podniósł rękę na co reszta istot wyciągnęła miecze, a nieznajomy wyciągnął coś zza peleryny co przypominało malutki nożyk, ścisnął to i po chwili miał w ręce 5 małych sztyletów, rozpłynął się w powietrzu i po kolejnej chwili 5 istot leżało w piachu i wykrwawiało się. Zajęło mu to niespełna ułamek sekundy. Czytającemu zwój ugięły się nogi ze strachu a nieznajomy naciął mu palec i jego krwią napisał na zwoju „Następnym razem postaraj się bardziej i przyślij kogoś zaprawionego w boju a nie bandę patałachów nie umiejących trzymać miecz. Potem odszedł na miejsce z którego obserwował przed chwilą Nocnego mruknął coś pod nosem i zeskoczył z klifu na którym odbyło się całe zdarzenie.
W połowie odległości od ziemi wyciągnął topór i starał się spowolnić swój spadek poprzez wbijanie topora w zbocze klifu.
|
13.06.2010
|
Na mój ostatni napisany post w TYM temacie nie zwracajcie uwagi. Ktoś nie czyta cudzych postów i doszło do paradoksu. Gdy błąd zostanie naprawiony, usunę post i wszystko będzie okej Selina siedziała w chatce razem z Drassilem. Choć próbowała uwierzyć, że istnieje, to dobrze wiedziała, ze tak nie jest. Pamiętała rozmowę przeprowadzoną w przedsionku. - Gdzie jestem? - spytała jakby samą siebie, mając nadzieję, że "duch" usłyszy.
- W przedsionku... - mruknął. - Nikt nie wie dokąd. Witaj Selino, prawdę mówiąc, myślałem, ze zobaczę Cie tu później.
- Co ty tu robisz? - jęknęła. - Przecież kwiat...
- On działa inaczej. Myślałaś, że żyję, miałaś wiarę. Dlatego jeszcze nie zdechł. Umarłem w bitwie. Ale czekam tu na Ciebie, bo moja dusza jest przepełniona tęsknotą i nie mogę przejść dalej.
- W takim razie...chodź. - powiedziała z nadzieją, że znowu będzie razem z nim.
- Nie można. Musisz wracać.
- Ale ja nie chcę! I tak zginę, nie mam siły, ani ochoty tam być...
- Musisz... Jeśli mnie kochasz, musisz... Wrócisz, zapomnisz o mnie, będziesz żyła dalej, pokonasz swoje zmory.
- Ale... - sapnęła. Oczami wyobraźni widziała teraz Maghdara, Defa, Volkolaka stojących w zamku i czekających na nią. Na Defa była nawet zła, zła na to, że została wplątana w ten spisek. Ale to właśnie dzięki nim przeżyła przygodę, spotkała przyjaciół i dożyła wielu niezapomnianych chwil. Z oczu wyleciał jej łza. Łza tęsknoty. Popatrzyła na Drussila. I na nich. Nie wiedziała co wybrać. Z jednej strony szklany uśmiech, z drugiej smutek. Chyba jednak ci drudzy bardziej jej potrzebują. Chciała odpowiedzieć coś swemu ukochanemu. Ale nagle wszystko dookoła zniknęło. Każde słowo utkwiło w jej pamięci. Ale było jeszcze coś, czego nie widziała, ani nie słyszała. Ona to czuła. Gdy stała w tym ponurym, białym ganku, czułą, że wraz z Drassilem odchodzi całe jej dawne życie. Cała nadzieja. To tak, jakby meteoryt uderzył w ziemię i zniszczył nieodwracalnie wszystko, z wyjątkiem jednego ziarenka jabłoni, które rosło, chociaż było pozostawione samo sobie. Wiedziała, że Drassil trafił do Khamet, sylfańskiego miejsca dla zmarłych. Nie było to niebo, ale nie było to też piekło. To tam umarli żyli już jako duchy, przyglądające się światu. Kto trafi do Khamet, już stamtąd nie wróci. A więc, to zwykły oszust, pomyślała. Jednakże, chciała, by tak nie było. On kazał jej os obie zapomnieć, ale to tak, jakby zapomnieć o meteorycie, którego widziało się i trzymało w głowie przez cały czas. Wyjrzała przez okno- ciemne, burzowe chmury przysłaniały niebo. Otworzyła lekko drzwi, gdy nagle poczuło czyjąś dłoń na ramieniu.
- Gdzie idziesz? - spytał Drassil.
- A co cię to obchodzi? - warknęła, patrząc mu w oczy. Teraz zauważyła, że zamiast błękitu, tkwiła tam biel. Puste, białe oczy. - Czemu zesłali cię do mnie? Mam cię dość! Nie jesteś nim...Drassilem. Jesteś jego nędzną podróbą!
- Nie... - powiedział Sylf. Jestem prawdziwym Drassilem. A raczej jego ciałem. Jego myślą. Tylko nie duszą. Drassil siedzi głęboko w twojej pamięci, a ci, którzy mnie przywołali, wywołują z naszych mózgów największe obawy i lęki. Widocznie, twoja miłość jest też twoim lękiem. Moim zadaniem jest prześladować cię, ale nie zabić. Ty sama masz paść z wyczerpania. Żebyś mogła trafić na ołtarz. Wiesz, jesteś ostatnim Sylfem. A ostateczność to potężny artefakt.
- Zostaw mnie w spokoju! - wrzasnęła Selina. W końcu postanowiła, że użyje czarów. które zna. Uniosła rękę w górę, a z niej wyleciało kilka promieni, które otoczyły zjawę i zamieniły się w ciernie. Zaczął wrzeszczeć. Ale nie z bólu fizycznego, ale psychicznego. To Selina chciała go wyrzucić z pamięci, przeciwstawiła się lękowi. W jednej chwili pękł i już go nie było.
- Chyba zostanę bardką.... - mruknęła. - Moja profesja i rasa zaczyna mnie za dużo kosztować. Otworzyła drzwi i wyszła. Niebo...było jasne, jak umysł Sylfki. Odnotowała w swoim notesie kolejna ryzykowna przygodę, z której wyszła cało. Tym razem dodała wniosek "Zostać bardką". Spojrzała na drogę. Pomyślała, że na razie nie grozi jej niebezpieczeństwo.
|
30.07.2010
|
Nocny nie żył, Dressil rozpłynął się w powietrzu, a Selina wciąż poszukiwała drogi do domu - Osady i Gildii Alchemików. Tymczasem Volk, Def, Nebirios i Anioł nadal tkwili w nieznanym wymiarze i tajemniczej sali. Siedzieli na środku, wkoło i podpierając się ręką myśleli nad runiczną zagadką.
- "Minie szmat czasu nim go znowu zobaczysz"...nie mam zamiaru tu tkwić w nieskończoność! - zdenerwował się Wampir.
- A myślisz że my chcemy? - zapytał ironicznie Elf. - Zresztą ty i tak masz przed sobą całą wieczność. - dodał.
- Bardzo śmieszne... - odparł krwiopijca. - W końcu to ty jesteś mistrzem w odczytywaniu run, więc coś wymyśl.
- Przestańcie się kłócić, Nebirios stwierdził że wie coś o tych "Pożeraczach Światów". - uspokajał ich Anioł.
- Nie do końca...tzn...tak mi się wydaje. - odezwał się Demon.
- Więc czemu milczysz? Mów! - krzyknął Def
- Hmm...z tego co wyczytałem z przeklętych ksiąg Demonów, Urgash był twórcą całego zła jakiekolwiek się pojawiło - śmierć, przemoc, nienawiść, wojna, demony i... - przerwał nagle.
- No dokończ! - popędzali go przyjaciele.
- ...i Pożeracze Światów. Są to potężne kamienie o wielkiej mocy, które będą odpowiedzialne za koniec świata. Stanie się tak gdy eksplodują i ukażą cały gniew Władcy Ciemności, ale nikt nie wie kiedy to nastąpi. Asha chciał, aby dobro które stworzył trwało wiecznie. Urgash pragnął na świecie cierpienia i ostatecznej zagłady. - skończył wyjaśniać Nekromanta.
- Jeśli dobrze rozumiem, to niszcząc kamień odpowiedzialny za wymiar w którym jesteśmy wrócimy do domu? - zapytał Volk.
- Tak mi się wydaje. - odpowiedział z wahaniem Neb.
- Ale niszcząc ten wymiar zgładzimy również i siebie! - stwierdził z przerażeniem Elf.
- Niezupełnie...jeśli zniszczymy wszystkie kamienie poza jednym - odpowiedzialnym za nasz świat to automatycznie do niego powrócimy. - wytłumaczył Nekromanta.
- Taaaa...tylko gdzie ich szukać? - zastanawiał się głośno Maghdar.
|
9.10.2010
|
- Ja nie żyję? JA NIE ŻYJĘ?! - Wydarł się poirytowany Nocny, pojawiając się wśród zaskoczonej grupki Alchemików. - Gdzie jest ten, pożal się Boże, narrator?!
- Ale jak ty... - Zaczął Nebirios, unosząc palec w bezbrzeżnym zdumieniu. Czaszkogłowy demon obrócił w jego stronę swoje oczodołowe spojrzenie.
- Normalnie, tamtymi drzwiami - Mruknął nieco spokojniej, wskazując do tyłu. Istotnie, za plecami demona rodem z Czyśćca znajdowały się solidne, dwuskrzydłowe wrota z dębowego drewna. - Oj buce, byliście zamknięci cały czas w Gildii Alchemików. Wszystkie te zdarzenia, które się działy, to jedna wielka fikcja.
- Ale o czym ty... - Zapytał ponownie Nebirios.
- Widzicie, Iryd kiedyś wynalazł taki kamyczek, który na pierwszy rzut oka okazał się być pozbawiony jakichkolwiek alchemicznych właściwości. Zniechęcony, wyrzucił go do pracowni... I tam, wskutek reakcji z siarką - leżało trochę na czyimś biurku, kto jest taką fleją? - utworzył się miniwymiar, w którym byliśmy zamknięci wszyscy: Ja, wy, Selina, Fenris. Reszta jest chorą iluzją, która wynikła z czyjegoś niedbalstwa - Nocny otarł "pot" z "twarzy", choć zarówno potu, jak i twarzy nie posiadał.
- Fergard już wam wybaczył rozboje, których się dopełniliście - Dodał, jakby zniechęcony. - Możecie wyjść i cieszyć się swobodą... A ja mam za zadanie doprowadzić was do wyjścia. Potem jeszcze wrócę się po Selinę i będzie można rozwalić to cholerstwo. Doprawdy, miniwymiar z siarki... Jaki poroniony umysł wymyślił takie urządzenie? - Czaszkogłowy machnął strzelbą, wskazując drużynie drogę do wyjścia.
|
8.05.2011
|
Czaszkogłowa istota wyszła z budynku Gildii i zniknęła im z oczu. Po chwili jakiś agresywny trzask oznajmił, że i Selina wróciła do naszego kochanego świata. Volkolak popatrzył się na wszystkich tym samym żałosnym wzrokiem co reszta...
- ... Wiecie co? Ja się po prostu wezmę i pochlastam... - oznajmił załamany wampir i zaczął się apatycznie okładać nożem
Wszyscy stali w osłupieniu, jednak gdy Neb usiadł, usiedli oni również, oprócz Volka, bo on tego... już chcieli coś powiedzieć, ale nagle posłyszeli okrzyk.
- ZMARTWYCHWSTANIE! - po czym nastąpił głuchy trzask. Przerażeni Gildijczycy pobiegli w kierunku odgłosu i tym sposobem dostali się do pokoju Defa i zastali go wpół przytomnego na podłodze.
- DEF! Gdzieś ty był?! - wrzasnęli wszyscy uradowani z powrotu elfa.
- Ja??? Ja tu byłem... (ale mnie łeb boli) - powiedział i (pomyślał) ale o dziwo wszyscy i jego myśl usłyszeli. Nikt nie wiedział, co się stało, więc pomogli Defowi wstać aby wsłuchać się w odpowiedzi na ich pytania.
|
8.05.2011
|
Irydus siedział na oknie tradycyjnie spożywając koncentrat pomidorowy zagryzając sucharami. Widząc jednak dawno niewidzianego Defa, przerwał jedzenie i zeskoczył z okna. - Def, mordo ty moja, trzeba było tyle grenturatu nie pić, to by ci głowa nie puchła. Jak chcesz to mam kafir na kaca, zdaje się, że wyniosłem go z tajnego składziku Maghdara. - To mówiąc odkręcił nakrętkę z butelki. Po chwili uniósł się w powietrze aromat kefiru. Irydus nalał trochę do kubka, jednak gdy zobaczył że po powierzchni pływają zielone plamy grzybni, wylał wszystko za siebie. - Aeee, chyba jednak ten kefir za długo dojrzewał.
|
10.05.2011
|
A kto zgadnie co robił Neb? Po owych masakrycznych mrożących krew w żyłach wydarzeniach schował się w swoim pokoju popijając co chwile jakiś mocniejszy trunek i czytając kilka ksiąg. Po kilku godzinach wyruszył do Defa. Wchodząc już do lekko zakurzonego gabinetu. Dwie godziny później Neb wyszedł z gabinetu z Eliksirem Kartoflanej Sałaty i raźnym krokiem ruszył raźnie do pokoju Maghdara, który był pusty Magh zniknął. Demon wybiegł i skoczył na Irydusa z okrzykiem - "ZA SAŁATĄ!". Demon wylał eliksir prosto w paszczę Irydującego Elfa. Demon z radością uciekł do swojego pokoju. Po chwili Irydus zaczął panicznie szukać czegoś w kuchni.
|
7.10.2011
|
Wszystkim przed oczyma błysnęło jasne klarowne światło. Nikt nic nie widział, ale to gildijczykom nie przeszkadzało w okazywaniu zdziwienia, poprzez wykrzykiwanie soczystych przekleństw pod nieokreślonym adresem. W chwilę potem jakiś głuchy dźwięk pozbawił gildijczyków również słuchu. Trwali w takim stanie parę chwili, po chwili ich zmysły zaczęły wracać do swojego naturalnego stanu. Nadal byli w budynku Gildi, tylko że wszystko było stare i zakurzone, a okna były zabite deskami...
|
7.10.2011
|
- Czyli rozumiem, że wszystko wróciło do prawdziwego stanu? - wyjąkała cicho Selina - Żadnych iluzji, wymiarów czy innej demonicznej magii? Cóż, to prawda, trzeba tu będzie trochę posprzątać, ale chyba da się wytrzymać. Jak dobrze być tu z powrotem. - Rozejrzała się po pokoju i usiadła na starej, zakurzonej sofie. Sprężyna wbiła się jej w plecy, ale za dużo emocji, by to czuć. Nadal nie mogła w to uwierzyć. A jeśli to tylko sen? Co, jeśli zaraz wszystko rozpłynie się w powietrzu? Strach i obawa mieszały się z ekscytacją i radością. Widziała tu znajomych, tych bliższych i dalszych, jednakże czuła się dziwnie obco. Poprawiła grzywkę i wstała. - To co? Do roboty!
|
8.10.2011
|
Za budynkiem Gildii stał Naadir. Czarna, płytowa zbroja asasyna była ledwie widoczna zza mrocznego płaszcza. Z łukiem i dwoma mieczami na plecach, zaglądał przez szpary w deskach, którymi zabite było jedno z okien. Uśmiechnął się, po czym zniknął w czarnej chmurze i w mgnieniu oka stał już przy reszcie w środku Gildii. - Witam was - rzekł spod kaptura zakrywającego twarz. - Patrząc na wasze miny wnioskuję, że wiele mnie ominęło. Tak więc to jest ta ... Gildia Alchemików - rzekł, po czym rozejrzał się. - Miło widzieć parę znajomych twarzy.
|
8.10.2011
|
- Ty Homczuku też tu jesteś po raz pierwszy? - Zapytał się Naadir.
- A no owszem i jestem rady, że ktoś w końcu dostrzegł tutaj moją obecność.
- Odpowiedział Homczuk siedzący w koncie pokoju. - Jako że część z was nie jest mi znana przedstawię się. Homczuk jestem i miło was poznać - powiedział Minotaur wstając.
- Dobra nie ma co tak siedzieć! - wykrzyknęła Selina - Skoro jesteśmy tacy spostrzegawczy to powinniśmy zauważyć ten straszny syf. Trzeba to posprzątać. To co? Do roboty! - krzyknęła po raz kolejny sylfka.
- A jej co się stało? - Irydus zapytał Defa
- Zapytaj się jej. - Odpowiedział po chwili namysłu elf.
I zabrali się do sprzątania.
|