25.06.2011
|
Karta postaci
Stronnictwo: Antagonista
PODSTAWOWE INFO – Sirius jest wampirem który przed przemianą był elfem. Jest uzdolnionym magiem, wojownikiem i łowcą. Uwielbia biesiady do rana i krew magicznych stworzeń. Przemiana w wampira i nie załatwione sprawy z Shadowspiere posłały go na wojnę gdzie nabył doświadczenia. Jego ulubionym sposobem walki jest fechtunek i rodowe zdolności wampirów.
SKĄD? – Las Turleański
ATRYBUTY – Sirius nie wygląda na silnego ale jego siła jest znaczna. Jest on również inteligentny i posiada duże zdolności bojowe. Zna się na fechtunku, łucznictwie i magii.
EKWIPUNEK – Sirius nosi ze sobą dwa miecze Zgubę i Ocalenie oraz mały łuk. Na sobie nosi skórzaną zbroje a na niej płaszcz. W sakwach przypiętych do pasa nosi różne przydatne rzeczy.
Sirius wyszedł sobie na spacer i zobaczył, że parę metrów od niego idą Agon, Zharven, Krzysiowich i ktoś kogo nie znał ale wyglądał dziwnie. Podbiegł do nich by porozmawiać o dziwnych wydarzeniach w okolicy.
-Witajcie - Powiedział wampir.
-Witaj blady kolego - Powiedział dziwnie wyglądający ktoś.
-Mam do was sprawę słyszałem, że wiecie coś o dziwnych wydarzeniach powiązanych z jakimiś artefaktami.
-Owszem wiemy.
-To może pójdziemy do mnie, odpoczniecie, a przy okazji wszzystko mi opowiecie?
-Świetny pomysł! - Tym razem odezwał się Zharven.
Cała piątka poszła do domu Siriusa.
-Napijecie się czegoś, mam zapas Grothinngera, Grenadiernaca i czerwonego Brakadaux.
-Chyba wszyscy napijemy się na razie Grothinngera.-Stwierdził Agon.
-Oprócz mnie ja napiję się herbatki. - Powiedział Anonim
Po pięciu minutach Sirius przyniósł trunki.
-No to teraz czekam na opowieść. - Powiedział wampir.
Po wielu godzinach nastał koniec opowieści.
-No teraz mogę wam pomóc. - Powiedział gospodarz.
-No to idziemy. - Powiedział Krzysiowich.
Po piętnastu minutach wrócili tam gdzie się najpierw spotkali.
|
26.06.2011
|
'Ciało' Irhaka stało w tym czasie nieruchomo. Jak tylko jaźń ponownie znalazła się na swoim miejscu, ascendent upadł. Dopadły go jakieś dziwne drgawki, skóra mieniła się wszystkimi możliwymi kolorami i odcieniami. Widać było tez, że zapadł w śpiączkę. Dodatkowo było słychać jakieś majaczenia, urwane słowa, wyrwane z kontekstu: "inkantacja... śmierć... NIE... odejdź... miecz... tworzyć... kula... roztrzaskać... lustro... łączyć... wykuć... przekuć..." Nie wiadomo co mu było. Może to było połączenie tego wybuchu Callava, pieśni Anonima, rozszczepienie jaźni i powrót jej do ciała oraz jego nowa Więź? A może...
|
28.06.2011
|
Czerwonowłosy elf siedział na murowanym chodniku przed małym drewnianym domem.
Jego ręce błyszczały poruszając się dość chaotycznie. Przed Kanako lewitował elficki znak połyskujący tym samym kolorem co dłonie elfa.
Chłopak ze skupieniem umacniał pieczęć chroniącą artefakty.
Wtem jego ciało przeszył miecz. Długi i błyszczący. Elf spojrzał na wystające z klatki piersiowej ostrze.
- Chole... - powiedział spokojnie pod nosem lecz nie dokończył bo jego głowę pchnął kopniak z ogromną siłą o marmurową dróżkę.
Po ziemi rozlała się kałuża krwi. Mężczyzna trzymajacy zakrwawiony miecz uśmiechnął się po czym złapał truchło elfa za kołnierz i podniósł. Bezwładne nogi opadały krzywo na marmur.
W jednej chwili Kanako złapał gwałtownie oddech i odzyskał świadomość. Słabnąca pieczęć znów zabłysła. Chwilę później jednak elf znów padł. Dłoń wysokiego czarodzieja za sprawą magii weszła w ciało Kanako. Krzywe palce wyjęły z jego wnętrza świecącą błękitną kule.
Ciało elfa spłonęło. Nad nim stała teraz biała postać owinięta szaro-czarną szatą. Patrzyła na płonące truchło.
Mag nakazał iść. Postać poszła za czarodziejem po czym zniknęła w czerwonym portalu. Z domu wyszła Muriles. Podbiegła do dziury zasłoniętej wcześniej przez pieczęć. Włożyła w nią rękę i wyjęła pierścień zdobiony błękitnymi żłobieniami. Rozplątała długi rzemyk trzymający jej włosy i przewiesiła przez niego obrączkę. Zamachała dłonią i zamknęła mały portal po czym zawiesiłą pierścień na szyi.
|
30.06.2011
|
Trith przez stan Irhaka dostał migreny. Oczywiste było, że ta cała Więź Transcendentna musiała mieć też jakieś wady. Rusałek spojrzał skrzywiony na ascendenta, żeby ocenić jak z nim kiepsko. Leżał, co chwila wstrząsały nim drgawki i bełkotał coś o wydawałoby się rytuałach oraz wykuwaniu czegoś. Czyli z Irhakiem było dosyć kiepsko, najwidoczniej wymagał dosyć kompleksowego zaklęcia. Kanclerz zamyślił się. Tylko w Krainie Wariatów miał możliwość zorganizowania przedsięwzięcia na taką skalę, jednak nie mógł tam się pokazać, szczególnie w takim celu, gdyż Hrabina by się o tym dowiedziała i nabrała całą łopatę dziwnych podejrzeń. Trith cały czas szukał w pamięci jakiegoś rozwiązania.
Nagle zabłysła jedna myśl. Trith uśmiechnął się triumfalnie. Przypomniał sobie o Białych Miastach, jednej z mitycznych Ukrytych Prowincji Krainy Wariatów. Rusałek pamięta jak odnalazł tę utopię ukrytą przed większością świata. Najwidoczniej pora do niej wrócić. Kanclerz sięgnął do swojej torby, by wyjąć Repelę oraz książkę do zapisków i zaczął krótką rozmowę
- Repel?...
- D'o rzeczyij, flagnymikan.
- Mogłabyś zmaterializować w "Mobilli na Zaprawydajniectwienie" zamówienie na jakiś transport?
- A co z tego będę miała?
- Jak się wszystko uwpokoi, napiszę tobą koleny Oemat Hrabinistyczny, uwzględniając cię w adnotacji i pamiętaj, że pracujesz na swoje miejsce w "Spisie Legendarnych Artefaktów Nowego Ścisku".
- Ty to wiesz jak zmotywować... Już wysyłam odpowiednie zamówienie.
- "Ou, chwala Ćśiiii, Pano maaaAAaaAa..."!
Po tych literach Trith odłożył pióro i księgę do torby, zanim ją zamknął, zerknął jeszcze na Irhaka. Dopiero teraz zauważył, że ascendent przymocował do siebie artefakty za pomocą jakiegoś zaklęcia, którego siłę już z takiej odległości dało się wyczuć. Rusałek niepewnie zbliżył dłoń do przedmiotów, ale zaklęcie momentalnie prysło. Trith poczuł się, jakby coś po prostu zepsuł. Zmieszany tym włożył artefakty do swojej torby. Po chwili przybył zamówiony pojazd. Miało to kadłub typowej łodzi, skrzydła jak ze szkiców Leonarda da Vinci, aktualnie podkurczone drewniane nogi oraz mnóstwo śmigieł jak u młyna typu wiatrak. Całości dopełniał wielki komin na czubku latającej machiny, wyrzucający z siebie parę oraz dym.
Przez burtę tego latającego zamieszania wychylił się jakiś starszy mężczyzna, najwidoczniej konduktor pojazdu, który wrzasnął w stronę Tritha, jednak go nie widział, gdyż jest kompletnie ślepy
- Dzikie osly, dzikie wężje! Yak śiem zwężję, to śiem sprężjem!... Wbywacie?
W rzeczy samej, wehikuł ten zwany był "Dzikie Osły, Dzikie Węże" z powodu zaklęć o identycznych nazwach na ten pojazd nałożonych. Dzięki owym gusłom ta cywilna jednostka powietrzno-wodno-lądowa poruszała się z wręcz oślepiającą szybkością, jeśli podróżowało się nią zbyt wiele. Dlatego jej konduktorem został Ślepy Kartograf, który i tak był ślepy oraz znał położenie wszystkiego na tej planecie. Dzięki tej pracy ten niegdyś zgrzybiały, ponury człowiek został równie zgrzybiałym, jednak teraz już radosnym i euforycznym człowiekiem. Trith zarzucił swoją torbę na ramię. Podszedł do Irhaka wzdychając ciężko. Nie lubił latać z ciężarami. Kanclerz jednak się zdziwił. W jego ramionach ascendent praktycznie nic nie ważył. Rusałek dzięki temu dosyć lekko wzleciał aż do pojazdu. Kiedy był już na pokładzie, konduktor skierował głowę w stronę mamroczącego dalej Irhaka i zadał pytanie:
- A tyemu tso śięm klemkoczje? - powiedział wskazując dokładnie na nos ascendenta.
- Hi ńics moa(r) pepa(r)! Moa(r) pepa(r)!
- Zaprawdwiajtcze! Kursja to-na Górki Wyelkiej Hominy!
Konduktor ucinając rozmowę pobiegł do sterowni. Jednak z powodu swojej ślepoty nie wszedł za pomocą drzwi, tylko wykonał dziurę w ścianie tuż obok nich. Należy wspomnieć, że jest to ściana specjalnie przygotowana do tego przechodzenia przez nią, konduktor nigdy nie lubił korzystać z drzwi.
Trith udał się do przedziału pasażerskiego, przypiął siebie oraz Irhaka do foteli. Po chwili rozległ się dźwięk akordeonu oznajmiający, że podróż za chwilę się zacznie.
Wehikuł ruszył i mknął przez powietrze z taką prędkością, że rusałka i ascendenta wgniotło w fotele.
|
30.06.2011
|
Irhak nagle się zerwał. Wyglądał jakby już wyzdrowiał. Chwycił Tritha za kołnierz i przemówił spokojnym tubalnym głosem, który tak jakby był głosem kryształu rozbitego na miliardy kawałków.
- Strzeż! Kula i lustro to dwie strony medalu. Zniszcz! Twórz! - po tych słowach anquietas opadł bezwładnie na rusałka. Znowu był sobą, mamroczącym, chorym i lekko przez to upierdliwym gostkiem, który ascendował tylko dlatego, żeby uniknąć śmierci i teraz musi za to płacić.
|
2.10.2011
|
Agon, Zharven, Krzysiowich, Anonim i Sirius podążali tropem Irhaka, jednak podróżowali tak długo, że zaczynało brakować zapasów jedzenia. Agon zdał sobie sprawę, że może być nieciekawie, więc pewnej nocy opuścił drużynę zabierając wodę i zapay. - A niech się sami martwią, ja muszę przeżyć. Znajdę artefakty bez nich i zlikwiduję Irhaka. - Drow skierował się na południe w stronę jeziora. Jezioro było pełne ryb, a woda nadawała się do picia. Agon zabijał ryby używając zaklęć elektrycznych. W końcu najadł się rybami, a pozostałe postanowił zachować na później. Musiał jednak się śpieszyć żeby nie straciły świeżości. Udał się do pobliskiego miasta i pod postacią leśnego elfa handlował rybami. Za zarobione pieniądze kupił lepszy sprzęt, trochę wołowego mięsa i sól do zakonserwowania żywności. Udał się na zachód, gdzie w pobliskim lesie napadli go bandyci. Pokonał ich za pomocą magii i zdobył kolejne łupy. W pobliskiej strażnicy wynajął pięciu pikinierów do pomocy, najemnicy byli wzorowi, nie zadawali żadnych pytań i wykonywali polecenia swojego zleceniodawcy. Niestety po drobnej potyczce z harpiami zostali zabici, a Agon musiał uciekać do pobliskiego miasta - otoczonego drzewami bastionu. Drow postanowił odpocząć w karczmie i zbierać informacje o artefaktach i Irhaku.
|
9.10.2011
|
- A to drań! - wykrzyknął Krzysiowich, gdy tylko się obudzili - Zabrał wszystkie zapasy!
Mieli problemy. Nie mieli wody, prowiantu ani sprzętu.
- Słyszałem, że podobno w pobliżu na południu jest jezioro. Możemy tam pójść i uzupełnić wodę.
- I tak nie możemy zrobić nic lepszego, więc chodźmy - odpowiedział Krzysiowich i ruszyli na południe.
Wędrowali kilka dni i gdy dotarli do jeziora byli już na skraju wytrzymałości.
- Patrzcie! Na tamtym brzegu stoi jakaś chatka!
Krzysiowich, jako jedyny, który nie musi jeść i pic pobiegł szybko do domku na brzegu. Zapukał, porozmawiał z jakimś staruszkiem i pojechał z nim wozem po przyjaciół. Staruszek, o dziwo, w ogóle nie zdziwił się widokiem chodzącego szkieleta, mrocznego elfa, wampira i czegoś-niewiadomoczego.
|
11.10.2011
|
- Wyruszamy jutro o świcie. bądź przy bramie miejskiej Thomeheb. Wolę nie podróżować nocą jeśli jest to możliwe - powiedział Alkarin do Asseo. - Wyśpij się i przygotuj do podróży. Następny postój będzie w pewnej małej wiosce, gdzie ostatni raz widziałem moich towarzyszy. Twoją naukę magii rozpoczniemy właśnie w tej karczmie.
Elementalista po powrocie do karczmy kupił jedzenie i wodę na podróż dla dwóch osób. Mag poszedł do pokoju, gdzie spakował wszystkie swoje rzeczy i poszedł spać.
Rankiem czarodziej poszedł do stajni po swojego konia, zapłacił stajennemu i pojechał w stronę bramy miejskiej. Asseo już na niego czekał.
- Gotów? - elementalista zapytał chłopca.
Asseo odpowiedział mu potwierdzającym ruchem głowy.
Podróż mijała Alkarinowi wolno, Asseo nie był zbyt rozmownym chłopakiem, a czarodziej nie chciał zmuszać go do rozmowy - wolał zaczekać, aż chłopak sam ją rozpocznie. W połowie drogi Alkarin zatrzymał się na drodze i wyjął ze swego bagażu racje podróżne, którymi były suszone, słone kawałki mięsa. Wyjął również dwa bukłaki z wodą, jeden z nich i połowę suszonego mięsa podał Asseo. Resztę pożywienia zostawił dla siebie. Nie mogę jeść zbyt dużo tego mięsa, odwadnia mnie, a nie mam przy sobie tyle wody, by uzupełnić cały jej zapas w moim ciele - pomyślał Alkarin jedząc powoli mięso.
Reszta podróży minęła spokojnie. Wieczorem przybyli do wioski, w której genasi rozstał się z towarzyszami.
- Zejdź z konia - powiedział do Asseo,
Gdy chłopak zszedł elementalista dał mu kilka srebrników i powiedział, by kupił dwa pokoje i zamówił coś do jedzenia, a on w tym czasie zajmie się koniami. Czarodziej wszedł do małej stajni położonej blisko karczmy, stajenny rozpoznał genasiego, który kilka dni temu wyjechał z wioski. Nic nie mówił. Alkarinowi rzucił się w oczy brak koni jego towarzyszy.
- Chcę, abyś zaopiekował się tymi końmi przez tę noc, jutro wyruszam - powiedział mag rzucając stajennemu kilka miedziaków. Jestem zbyt rozrzutny - skarcił siebie Alkarin - Niedługo zabraknie nam pieniędzy, a droga do klasztoru daleka.
Gdy elementalista wszedł do karczmy Asseo był już przy stole jedząc kolację...
|
12.10.2011
|
Duży kawał pieczonej wieprzowiny był zupełnie zimny. Najwidoczniej gospodarzowi nie opłacało się przyrządzać kolacji, skoro odwiedziło go tylko dwóch podróżnych, więc podał kolacje wczorajszą, ledwo trochę podgrzaną nad ogniem. Do tego podał czerstwy chleb, twardy ser i grzane wino, dosyć mocne, zapewne aby zabić smak nieświeżego mięsa. Asseo żuł kawałek sera popijając grzańcem. Dopiero gdy Alkarin przysiadł się do stołu ukroił sobie i towarzyszowi kromkę pieczywa. - Mówiłeś, że możesz mnie czegoś nauczyć.
- Yhm... - odpowiedział Alkarin zagryzając chleb.
- Musisz wiedzieć, że miałem trochę z magią do czynienia, ale moja magia jest specyficzna. - Gensai odciął kawałek wieprzowiny, słuchając co mówi chłopak. Gdy jej spróbował skrzywił się trochę, najwidoczniej była nie tylko zimna ale i słabo dopieczona. Widząc to Asseo położył dłoń na mięsie. Gdy tylko to uczynił natychmiast buchnęły z ręki płomienie, okalając mięsiwo. Temperatura musiała być ogromna, bo gliniany półmisek pękł z głośnym trzaskiem, a mięso po chwili było gorące i idealnie przypieczone. Zszokowany Alkarin odkroił sobie kolejny kawałek wieprzowiny.
- Wyborne, widzę, że nie masz problemów z przyrządzaniem posiłków w terenie.
- Nie mam, aczkolwiek moja magia ma też dużą wadę, jest dość mocno ograniczona. Im więcej tworzę ognia lub lodu, tym jest słabszy. Muszę jakoś zlikwidować ten kolosalny ubytek energii.
- Lodu? Posługujesz się dwoma przeciwstawnymi magiami? - Asseo nie odpowiedział, wsadził tylko palec do grzańca, najwidoczniej nic nie robiąc sobie z poparzeń. Kubek zrobił się natychmiast tak zimny, że zebrała się na nim para wodna, a chłopiec wyciągnął całe wino przymarznięte do jego palca.
- W ten sposób mogę robić bardzo szybko sorbety.
|
13.10.2011
|
Dziwny staruszek nakarmił i napoił podróżnych. Uzupełnił ich zapasy i pozwolił im u niego przenocować. *** Pośrodku nocy Krzysiowicha obudziło skrzypienie w pokoju obok. Poszedł sprawdzić skąd dochodzi ów dźwięk. Okazało się, że dochodził z pokoju gospodarza. Łóżko było puste, a okno szeroko otwarte. Wiatr wlatywał do pomieszczenia poruszając zasłonami. Nekromanta obudził towarzyszy i razem wyszli przez okno szukać przyjaznego staruszka. Księżyc był w pełni i cały las pełen był upiornego światła. Przyjaciele wędrowali przez gąszcz rozglądając się czujnie. Nagle zza krzaków wyskoczyła na nich wielka bestia. Jednym susem przybiła łapami Zharvena i Anonima do ziemi. Następnie rzuciła Siriusem o drzewo. Rzuciła się na Krzysiowicha. Nekromanta zobaczył wielki wilczy pysk.
|
17.10.2011
|
Irhak przebudził się w jakiejś sali. Wyglądała na tronową, choć nie widział tronu ani innych tego typu rzeczy. Na ścianach były jednak lustra.
- Przyjrzyj się im - usłyszał głos za sobą, dziwnie znajomy choć obcy. Ascendent obejrzał się, ale nikogo nie było. Podszedł więc do jednego z luster. Wielki, żłobiony misternie kawał srebra niczego nie odbijał, nawet jego samego. - Dotknij go - usłyszał ponownie. Irhak niechętnie wykonał polecenie. Był dość nieufny. Nie wiedział gdzie jest i co się z nim stało. Lustro momentalnie zabłysło, a on sam ujrzał w nim odbicie zdarzeń. Narodziny pośrodku niczego, bez fajerwerków czy jakichkolwiek uczuć. Ledwo co się urodził, a już zaczęto na niego polować. Wyciągnął rękę i... obraz zgasł.
Anquietas w kolejnych taflach widział coraz to późniejsze sceny. Szkołę i tych, co się z niego nabijali. Upadek na arenie. Pogoń za wiedzą i mocą. Zniszczenie szkoły. Walkę z Agonem i resztą. Nawet to co robił w umyśle Tritha. Wydarzenia krążyły wokół niego na lustrach, a wszędzie widział jedno - był zwykłym durniem, samotnym, opuszczonym przez wszystkich, bo wszystkich do siebie zrażał. Może i zdobył siłę, dzięki której mógł wygrywać z innymi, ale jakim kosztem? Czy odsunięcie się od innych nie walnęło w niego z całą mocą? Był sam, głupi, słaby pomimo swej siły, a nawet dziecinny. Nie taki powinien być. Nie taki!
Irhak upadł na kolana i zaczął rzewnie płakać. - Jesteś sam, nikogo nie masz i nikt Ciebie nie potrzebuje! - znowu usłyszał ten głos, ale coraz mniej się nim przejmował. - To Twój koniec. Nic tego nie zmieni. Nic i nikt!
Irhak jedynie płakał coraz mocniej. Głos miał rację. Komu miałby być potrzebny? Wszystko co robił i tak albo miało marne efekty, albo nic dobrego nie przynosiło.
- Skoro jestem sam, to czemu tu jesteś? - rzucił zgryźliwie. - Czemu i Ty mnie nie zostawisz samego?
Głos milczał, a łzy wypełniały salę. Wkrótce jednak coś zaczęło się dziać. Jakieś trzęsienia ścian czy coś takiego. Nie wróżyło to raczej dobrej rzeczy...
|
17.10.2011
|
Sirius zauważył trudną sytuacje swoich towarzyszy, wstał i stworzył kulę ognia którą wystrzelił w bestie. Zaklęcie ominęło stwora o kilka cal ale za to bestia zwróciła uwagę na wampira przez co jego towarzysze mogli zacząć działać.
- Okrążmy tego stwora-Powiedział Zharven.
-Tylko szybko zanim mnie dopadnie-Odpowiedział wąpierz.
Zharven, Krzysiowich i Sirius otoczyli stwora, a Anonim zaczął śpiewać swą pieśń.
|
18.10.2011
|
- Co za ignoranci, nikt nic nie wie o Irhaku i artefaktach. - Rozmyślał Agon siedząc w kącie karczmy, gdy nagle do środka wbiegł dziwny mały ludzik i krzyknął:
- To on! To ten drow zabił mojego przyjaciela! Niech pozna, że gnomy nie są tchórzami i mszczą się za okrutnie obdzieranych ze skóry towarzyszy! - Po tych słowach rzucił się na Agona ze sztyletem.
- Co ty robisz? To nie jest drow, to leśny elf! - Agon w istocie był iluzorycznie przemieniony i wyglądał jak zwykły bywalec lasów.
- Nie! Mogę wam to udowodnić, rzućcie Rozproszenie. Jego postać to iluzja! Wszędzie rozpoznam tę plugawą twarz! - Gnom rzucił czar i Agon na powrót przyjął postać mrocznego elfa.
- Bardzo ładna iluzja karle. Gdzie się jej nauczyłeś? - Odrzekł spokojnie Agon, nie zwracając uwagi na zszokowane twarze osób dookoła.
- Ty BYŁEŚ pod wpływem iluzji imitującej wygląd elfa ale ja to usunąłem i teraz ukazuje się twoje prawdziwe oblicze parszywy drowie! Zapłacisz za śmierć mojego towarzysza!
- Nie rozumiem o czym ty mówisz malutki niziołku. A teraz pozwól, że odczaruję się bo nie zamierzam straszyć ludzi drowią twarzą. Swoją drogą świetna imitacja, gratuluję. - Agon rzucił na siebie iluzję by wyglądać jak leśny elf i wypił łyk herbaty z żeń-szeniem.
- Kłamca, oszust, umiem odróżnić strukturę Iluzji od struktury Rozproszenia. To ja rzuciłem Rozproszenie, a ty Iluzję! I nie jestem niziołkiem! A ty jesteś mordercą!
- Myślę, że to jednak ty rzuciłeś Iluzję, a ja Rozproszenie drogi hobbicie. - Odpowiedział Agon biorąc następny łyk herbaty.
- Ile razy mam powtarzać?! JESTEM GNOMEM! Nie karłem, niziołkiem, czy hobbitem! Niech ktoś oceni strukturę jego magii, najlepiej jakiś dobry mag, jest tu taki? Bo zdaje mi się, że mi nie chcecie uwierzyć!
Wokół gnoma i Agona zrobiło się małe zamieszanie. W końcu karczmarz nie wytrzymał i ryknął:
- Mag! Jakiś dobry bezstronny mag jest proszony do stolika pod ścianą! Nieopodal siedzieli Alkarin z Irydusem. Elementalista wstał od stołu.
- Wybacz ale zdaje się, że coś się tam dzieje. Za chwilę wrócę i będziemy kontynuować.
- Idź skoro musisz. Alkarin podszedł do zebranych wokół gnoma i elfa i zapytał w czym może pomóc.
- Sprawdź, czy ten elf to nie jest czasem drow w przebraniu. Mi biednemu gnomowi ludzie nie chcą uwierzyć.
- No dobrze. Teraz rzucę Rozproszenie. Jeśli jest leśnym elfem nic się nie stanie. - Po tych słowach Genasi rzucił czar. Agon momentalnie przybrał postać drowa.
- TAK! Teraz widzicie! Miałem rację to drow! Dziękuję ci dobry magu.
Alkarin powrócił do Irydusa, a gnom był wyraźnie wściekły.
- Teraz odpowiesz za swe czyny drowie! Ludzie on zabił mojego przyjaciela! Obdarł go żywcem ze skóry przed śmiercią dla zabawy! To coś nie jest istotą rozumną, to jest bestia! Łapać go! Agon zerwał się do ucieczki ale było za późno, kilku ludzi i elfów złapało go.
- Trzeba się go jakoś pozbyć. Ja nie mogę na niego patrzeć. - Powiedział gnom pustym głosem.
- Zaczekaj! Skąd wiesz, że jestem drowem?
- No nie znowu jakieś sztuczki! Bo wyglądasz jak drow to wystarczy, teraz mnie nie zwiedziesz!
Nagle Agon przypomniał sobie trzech ekscentrycznych staruszków, którzy okazali się magami i dla których musiał zdobyć doskonałego golema. Jeden z nich mówił coś o rzadkiej odmianie elfów kapselkowych. Nie mając nic lepszego do powiedzenia wypalił:
- Nie jestem drowem, którego szukasz! Jestem elfem kapselkowym... pochodzę z Kapslandu.
- Co? Znałeś Szmerloka? A więc jesteś jednym z jego przyjaciół z Kapslandu?
- No... tak. To ja elf kapselkowy. Jedyny w swoim rodzaju w tej części świata.
- Muszę ci powiedzieć coś strasznego. Szmerlok nie żyje. Został zabity wraz z Ebenezerem i Eustachym. Pewnie ci o nich opowiadał. To jego najbliżsi przyjaciele. Zawsze kłócili się o pochodzenie dziur na Księżycu. Ktoś zabił ich za pomocą szybkostrzelnej kuszy.
- To wielka strata. Naprawdę bardzo mi przykro nie wiedziałem.
- Chodzą słuchy, że był to drow, prawdopodobnie ten sam, który zamordował mojego przyjaciela Rokokosza. Wybacz, że cię posądzałem o coś takiego. Zresztą ten drow podobno podróżuje w towarzystwie nekromanty, wampira i jakiegoś włochatego, śpiewającego stwora. Ale my gnomy zemścimy się. Jesteśmy już na tropie tego mordercy.
- To interesujące. - Odpowiedział Agon.
- Tak. Ale nie mamy pewności co do imienia tego złoczyńcy. Jedni mówią, że na imię mu Agon, inni, że zwie się Zharven. Jeszcze inni mówią, że są tam dwa drowy ale ostatni szpiedzy donieśli, że w istocie jest tylko jeden i ma na imię Zharven. Agon to pewnie jego kryptonim. A jak się zwiesz zacny elfie kapselkowy?
- Na imię mi Kapsellus. - Wypalił zgłupiały do reszty Agon.
- A więc powodzenia Kapsellusie. Wiec, że gnomy pomszczą śmierć magów i Rokokosza. Mamy namiary na tego Zharvena. Nie będziemy go sądzić, zlikwidujemy go szybko. Jego towarzysze nam nie zawinili ale jeśli będą stawiać opór marny ich los. Może jesteśmy niscy ale za to liczniejsi niż myślisz. A teraz wybacz ale muszę się udać gdzieś w pilnych sprawach. Żegnaj.
- Żegnaj. - Kiedy gnom odszedł, Agon usiadł z powrotem na swoim dawnym miejscu i zaczął konsumować wafle, które zostały mu w torbie. Niewiele brakowało, a zostałby skazany na śmierć.
|
18.10.2011
|
- Nie możemy rozpocząć twojej nauki, dopóki nie rozwiążemy tego... Dość trudnego do rozwiązania problemu - powiedział Alkarin do Asseo. - Muszę znaleźć kogoś kto ma większą wiedzę na ten temat. Mam nadzieję, że spotkamy taką osobę po drodze. Idź do pokoju, ja muszę porozmawiać jeszcze z karczmarzem.
- Dobrze - odpowiedział do czarodzieja dając mu jeden z kluczy.
Genasi odszedł od stołu i podszedł do karczmarza.
- Kilka dni temu była tutaj nietypowa drużyna składająca się między innymi z druida, nekromanty, włóczykija - elementalista zapytał się karczmarza.
- Informacje nie są darmowe - odpowiedział do czarodzieja.
- Ech. Masz tu jednego srebrnika i gadaj - popędzał go Alkarin.
- Wyruszyli kilka dni temu, śpieszyli się - odpowiedział genasiemu. - Szukali jakiegoś artefaktu, mówili coś o kluczach. Nic więcej nie pamiętam.
- Cóż. Dzięki za fatygę - odpowiedział karczmarzowi.
Elementalista przed snem uczył się jeszcze ze swoich ksiąg, po godzinie skończył naukę i poszedł spać.
Następnego dnia czarodziej stwierdził, że mają jeszcze dość zapasów na jeden dzień. Gdy wyszedł z karczmy zauważył, że Asseo już na niego czeka. Nic po jego twarzy nie wskazywało, że coś się wydarzyło, lecz było inaczej.
- Nasze konie zniknęły - powiedział chłopak do maga.
- Jak to możliwe? Co się stało ze stajennym? - zapytał się chłopca.
- Śpi, ale wyczuwam od niego magię, myślę że został uśpiony przez zaklęcie - odpowiedział Asseo Alkarinowi.
|
18.10.2011
|
Alkarin przyłożył rękę do czoła ofiary i wyszeptał jakąś formułkę.
- Profesjonalna robota... - skomentował gdy zakończył magiczne skanowanie. - ktoś znał się na rzeczy.
- Możesz go obudzić?
- Mogę spróbować, jednak to trochę potrwa.
- A śpieszy nam się? lepiej chyba znaleźć konie, niż płacić dodatkowe pieniądze. - skuteczny argument przekonał elementalistę. Co jak co, ale już oberwało mu się po funduszach. Szybko zabrał się za rozpraszanie zaklęcia, przygotowując magiczne formuły. Tymczasem Asseo usiadł na ławie i stwarzał pozory zadumanego. "Wyczułeś to prawda?"
"Tak"
"Coś tu nie gra, dlaczego usiłuje nas powstrzymać, i to jeszcze tak nieudolnie..."
"Zapewne nie może nas wyleczyć i chce się pozbyć kłopotu, nim upomnimy się o swoje."
"Będę mógł ją zabić... prawda? Powiedz, że będę mógł."
"Będziesz, ale najsampierw trzeba ją znaleźć" Asseo miał własne sposoby skanowania. Jednak wyłapanie złodzieja w tłumie wieśniaków było męczące. Każdy z nich miał coś za uszami, musiał więc przeszukiwać ogromne ilości aur jednocześnie. Bolała go głowa. "Znalazłem jakiegoś podejrzanego typa, chcę go zabić."
"To ten z wczoraj, który wydurniał się w karczmie?"
"Tak. Śledzi nas."
"Miejmy go na oku, może go jeszcze wykorzystamy." Tymczasem Alkarin ukończył odprawianie swoich zaklęć. Obudzony stajenny był trochę oszołomiony. Przeszło mu jednak, gdy sobie donośnie ziewnął. - Gadaj coś widział. - Alkarin zaczął przesłuchanie.
- Hę? Że co? - zapytał zdziwiony stajenny.
- Kto ukradł konie, coś w ogóle pamiętasz?
- Hę? - Stajenny chyba przyjął taktykę "udawać głupka" aczkolwiek było możliwe, że zwyczajnie jest idiotą. Asseo nie lubił takich kmieci. Podszedł więc do niego i złapał go za kark przyduszając do klepiska.
- Gadaj co pamiętasz, śmieciu, albo zdychaj.
- Nie tak agresywnie! - zszokowany Gensai próbował przeszkodzić chłopcu, ale ten nie puszczał. W powietrzu zaczął się unosić zapach przypiekanego mięsa.
- Aaaaaaaaaaa... - Wydzierał się stajenny, któremu Asseo wypalał na karku własną dłoń. - Powiem wszystko, tylko mnie puść! - chłopak go puścił. Wieśniak miał na karku zaczerwieniony ślad dłoni.
- Przerzucałem wczoraj worki z paszą, gdy w pewnej chwili ktoś się zakradł do stajni. Musiał być magiem, bo konie w ogóle nie rżały. I wtedy nagle zachciało mi się spać.
- Widziałeś coś jeszcze zanim zasnąłeś? - zapytał Alkarin.
- Jakaś postać ubrana na czerwono mignęła mi przed oczami, nie wiem jednak czy była to kobieta czy mężczyzna. - Wydukał. - To Kapłanki Słońca. - odparł pewnie Asseo gdy wyszli już ze stajni prowadząc za sobą dwa nowe konie.
- Skąd wiesz?
- Miałem, już z nimi do czynienia. Zapewne chcą nam przeszkodzić w zdobyciu łańcucha.
- Są jego strażniczkami, mają do tego prawo. - Odparł Gensai.
|
24.10.2011
|
Agon podsłuchał rozmowę Alkarina z Asseo i stwierdził, że łańcuch to kolejny atrefakt. Nagle jednak zdał sobie sprawę, że nie warto zabijać Irhaka.
- Jeszcze cwaniak ascendentuje, tak jak na Arenie Magów. W efekcie zamiast mieć go z głowy, sprawiłbym, że stanie się potężniejszy. Jeśli ci, których pozostawiłem bez jedzenia nie umarli z głodu, to może być niedobrze. Mam nadzieję, że porzucą mój wcześniejszy plan zabicia tego dziwaka.
Teraz czas pośledzić tych dwóch. Hmm jeden wygląda jak jakieś wodne coś... zaraz to ten przeklęty mag, który ujawnił moją tożsamość w karczmie! Ten drugi, to jakiś świr... wygląda jakby bił się z myślami. Może ma rozdwojenie jaźni ale przynajmniej wie gdzie jest kolejny artefakt. Agon nie mając nic innego do roboty postanowił podążać za Asseo i Alkarinem.
|
25.10.2011
|
Bestia rzuciła się na Krzysiowicha, który zrobił unik i ją przewrócił. Już miał wbić w nią swój miecz, gdy nagle oślepił go blask świtu. gdy z powrotem mógł coś widzieć, zauważył, że zamiast potwora, leży pod nim ten sam miły staruszek, który ich przenocował. Właśnie odzyskiwał przytomność.
- Jest pan wilkołakiem! Czemu nam pan tego nie powiedział? - Od razu zaczął zadawać pytania nekromanta
- Nie było czasu, byliście zmęczeni, a poza tym zapomniałem, że dzisiaj pełnia. - odpowiedział staruszek podnosząc się z ziemi.
- Czemu chciał pan nas zabić? - zapytał Sirius
- W swoją wilczą wersję mogę zmieniać się kiedy tylko zachcę i wtedy utrzymuję swoją świadomość. Ale w każdą pełnię zmieniam się w krwiożerczą bestię. Przepraszam was.
Potem wrócili do domu i już tego samego popołudnia wyruszyli w drogę z zapasami wody i prowiantu od staruszka.
|
27.10.2011
|
Po chwili w ścianie powstała wyrwa, z której wyłonił się Trith i podniósł Irhaka. Wtedy to anqueitas zorientował się, że otoczenie nie jest naturalne, a sam rusałek jakby nieco się zmienił. Zapewne był w swojej głowie, a Trith zbliżał się do miejsca, którego nie cierpiał. Ascendent nawet nie wiedział skąd to wie.
Jak tylko oboje stanęli nad wielką zjeżdżalnią prowadząca do jakiegoś splecenia cienia i światła, Trith oznajmił, że nie chce nią jechać i znikł. Irhakowi nie pozostało nic innego jak tylko zjechać nią i rozprawić się z tym głosem. Podejrzewał kto to może być.
Miejscem, do którego zjechał okazała się sala tronowa, a na tronie zasiadała kreatura. Była olbrzymia, ale jakby dość niestabilna, zlepiona z różnych postaci. Najsilniejsze okazywały się te, których energie wchłonął. To one były sprawcami zamieszania.
- A więc się uwolniłeś z naszej pułapki - zabrzmiał chyba milion głosów. - To niedobrze dal ciebie. Teraz twoja wola będzie zniszczona zamiast podporządkowana nam.
- Nigdy! - krzyknął i w tej chwili zauważył pędzące ku niemu łańcuchy. W ostatniej chwili uchylił się i trafiły w tron. - Nie poddam się! Opuścicie to miejsce lub na zawsze zostaniecie związani jak bezwolne marionetki!
- To zabawne, bo właśnie mieliśmy zaproponować tobie to samo - kolejne łańcuchy pomknęły, ale tym razem minęły o ułamki cala od niego wbijając się w ścianę.
- A więc postanowione! - westchnął i użył wszelkich łańcuchów jakie zauważył, aby związać stwora i wrzucić w najgłębszy kąt swego umysłu, odizolowany od reszty.
Walka o dominację trwała długo, ale Irhakowi na jego szczęście udało się zapanować nad umysłem i znowu rządził niepodzielnie. Jednakże czuł się coraz bardziej nieswojo, jakby obca magia zaczęła oddziaływać na jego własne ciało i jaźń. To było niepokojące i zaczął zwalczać zaklęcia wymierzone w niego. Oczywiście, dla świata wyglądał cały czas jakby śnił niespokojnym snem.
|
5.11.2011
|
Agon podążał za Asseo i Alkarinem. Nie chciało mu się samemu szukać artefaktów, więc zdecydował, że się im ujawni i opowie o tym co wie. Na razie jednak cicho się skradał bo chciał się czegoś więcej dowiedzieć zanim się na to zdecyduje.
|
11.12.2011
|
Alkarin i Asseo jechali drogą, za nimi w pewnej odległości szedł Agon. Genasi i chłopiec od dawna wiedzieli, że drow ich śledzi, ale żeby się upewnić co jakiś czas mag zostawiał na drodze cieniutkie ściany energii, które były prawie nie do wykrycia, jedynie ktoś bardzo uzdolniony potrafił je wykryć, a wystarczyło przejście przez nie, aby je zniszczyć. Jechali w ciszy, słychać było jedynie końskie kopyta uderzające o drogę i szum wiatru i drzew nim kołysanych. Alkarin rozmyślał nad rozwiązaniem problemu nauki Asseo.
Kilka dni drogi przed nami znajduje się dwór Zenira, może on byłby w stanie pomóc chłopcu, ja w trakcie nauki skupiłem się na magii żywiołów, ale on od zawsze chciał poznać naturę magii i ćwiczył magię pierwotną, może będzie wiedział na ten temat więcej niż ja. Ja tylko znam jej lekko zaawansowane podstawy, które musi znać każdy prawdziwy mag. Ale jazda do niego spowoduje nam kilka dni opóźnienia, w dodatku muszę zająć się też tym elfem, który nieudolnie nas śledzi - rozmyślał mag. Podróżowali przez większość popołudnia robiąc przystanek tylko raz, aby dać koniom odpocząć i coś zjeść, w tym czasie oni też napełnili żołądki. Niestety zapadał już wieczór, a żadnego miasta ani wsi nie było widać.
- Będziemy musieli dziś spać na wolnym powietrzu - powiedział Alkarin do Asseo. - Na wszelki wypadek tylko jeden z nas będzie spał, a drugi będzie na warcie. Ja obejmę pierwszą wartę, będziemy musieli też zrobić coś z tym elfem, który nas śledzi.
|