Gorące Dysputy

Ruchome obrazy - film - "Niepohamowane obrazy"

Osada 'Pazur Behemota' > Gorące Dysputy > Ruchome obrazy - film > Niepohamowane obrazy
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Infero

Infero

13.12.2006
Post ID: 6628

To dzięki Osamu Tezuka komiksy (manga) i filmy animowane (anime) stały się ulubioną rozrywką Japończyków, a z biegiem czasu również wielu ludzi na całym świecie.

Co w nich nas urzeka?

Czy jest to realizm, tak charakterystyczny dla anime i manga, którego brakuje w innych kreskówkach/komiksach, a który już bez cenzury coraz częściej widzimy na ekranach naszych telewizorów i kin.

Czy jest to barwność, różnorodność i szczegółowość opowieści, bo przecież japońskie filmy i komiksy nie są przeznaczone tylko dla dzieci, powstają także rzeczy dla młodzieży i dorosłych: komedie, sf, horrory, sensacje, a nawet dokumenty wojenne i biografie.

Czy są to przepiękne rysunki, które oczarowują nas swoją lekkością i fantazją.

A może jeszcze coś innego?

Jakie są wasze ulubione komiksy i filmy?

Mi zapadła w pamięć „Księżniczka Mononoke”, której akcja toczy się w Japonii (nic dziwnego ;)). Film opowiada o zaciętej walce ludzi z siłami natury – tu bóstwa zwierzęce. Jest i rozwijające się uczucie pomiędzy tytułową księżniczką (reprezentującą naturę) a młodym wojownikiem. Mimo fantastycznej scenerii film nie jest bajką. Zwierzęta i ludzie zranieni umierają. Bohaterowie nie są mdli tzn. mają swoje dobre i złe strony. Film nie kończy się przysłowiowym happy endem – nie ma w nim prostych rozwiązań. Świat wykreowany przez twórców jest pełen detali, fabuła złożona i ta kreska...

Hexe

Hexe

14.12.2006
Post ID: 6632

Mimo tego, że trochę czasu upłynęło, wciąż pod wrażeniem jestem serii Ghost in the Shell (dwa filmy i serial Stand Alone Complex). Pierwsza część filmu jest po prostu genialna, soundtrack może lecieć u mnie zapętlony w odtwarzaczu przez cały wieczór. Sequel był mniej udany, ale może oceniam go przez pryzmat serialu, który oglądałam pomiędzy poszczególnymi częściami filmu.

Co mnie urzekło najbardziej? Tachikomas, czyli urocze roboty z samorozwijającym się AI. Zachowujące się jak dzieci (na sposób typowo japoński ^^), a w gruncie rzeczy posiadające nawet uczucia.

Grenadier

Kanclerz Grenadier

1.01.2007
Post ID: 6973

Aleście dziewczyny idealnie trafiły w to, co lubię. Zarówno Księżniczka jak i Ghost mają to coś w sobie, że można oglądać to w nieskończoność.

Jestem fanem komiksów od hohoho, a może i dłużej, ale rysowana (nieruchoma) manga jakoś nigdy do mnie nie przemawiała. Może za sprawą tej chuderlawej laski z księżyca ;)... Zawsze o wiele bardziej ceniłem kreskę europejską, ale za to w tej części cywilizacji trudniej o dobrą ekranizację. W temacie obok toczy się dyskusja o ekranizacjach książek - ja dodam, że nie mogę patrzeć na ruszającego się Asteriksa - strasznie to infantylne w odróżnieniu od wersji papierowej, która kryje mnóstwo smaczków.

Za to "Sin City" - rulez...

Shadow

Shadow

3.01.2007
Post ID: 7011

Miło zobaczyć iż taki stolik jest, kiedyś dawno temu też chciałem zroibić to, ale to nie jest istotne teraz.
Od paru lat jestem fanem anime i mangi. Różnią się one od europejskich filmów animowany czy komiksów. Zapożyczę tu od Grenadiera, mają w sobie to coś, że naprawdę chce się oglądać. U nas mało jest wystawianych
filmów, szkoda

Niestety Księżniczkę nie widziałem do końca, ale i tak byłem pod wrażeniem tego filmu. Cały klimat, otoczenie, bohaterowie piękne było. Ghosta nie miałem okazji zobaczyć, cóż może kiedyś się uda.

Nie wiem czy to dobre pytanie, no ale cóż. Jak powiedzieć komuś kto nie ma pojęcia o anime, że to nie jest bajka itp. Pewnością mieliście styczności z takimi przypadkami.

Infero

Infero

4.01.2007
Post ID: 7021

Shadow
Jak powiedzieć – najprościej chyba przykuć do fotela na pierwsze piętnaście minut. Potem nie trzeba nic tłumaczyć.

Ps. „Sin City” to komiks Franka Millera i choć ordynarnie brutalny i mroczny - wciąga.

Shadow

Shadow

4.01.2007
Post ID: 7024

Inferno: Nie zawsze działa ta metoda..

Grenadier

Kanclerz Grenadier

7.01.2007
Post ID: 7069

PS. Ghosta można kupić w gazetach. Nie pamiętam dokładnie tytułu, ale jakieś "Kino domowe" czy coś takiego.

Infero

Infero

8.01.2007
Post ID: 7110

Shadow: zawsze znajdzie się jakiś nieuleczalny przypadek. Mnie na szczęście ta metoda nie zawiodła. Nie mówię tu, że zaraz (po kwadransie) te osoby zostały fanami anime, ale sądzę że, odpowiednio dobrany film (na pewno nie z serii „Czarodziejka z Księżyca”) wciągnie każdego i przekona, że anime to nie tylko bajki.

Grenadier

Kanclerz Grenadier

11.01.2007
Post ID: 7159

Otóż to Piekielnico. Obraz anime jest skażony (sam taki miałem) właśnie przez takie bzdety. Oczywiście - jest wiele podgatunków i czasem twórcy przeginają z "japońskością" ale to chyba normalne.

Greenman

Greenman

11.01.2007
Post ID: 7165

I ja też dopiero od niedawna oglądam anime. Aż dziw mnie teraz bierze że jej wcześniej nie zauważałem, mimo iż jestem maniakiem komiksu. Ostatnio wpadł mi bardzo fajny koreański film Wonderful Days. Teraz już tylko szukam i szukam. Trochę mały dostęp w Polsce. Może się mylę, co o tym sądzicie.

Takeda

Takeda

15.01.2007
Post ID: 7272

Ujmę to tak, a ja doceniam takie Czarodziejki ,Dragon ball czy nawet te paskudne Pokemony, bo właśnie dzięki takim produkcjom wiele osób z upływem lat zaczyna szukać "ambitniejszej" twórczości, to właśnie dzięki takim pozycjom pojawiło się japońskie kino w wypożyczalniach video. Kiedyś w śp. Kawaii oprócz takich rzeczy były i te "ambitniejsze", dzięki którym czytelnik przestawiał się na inne tory anime, ale to właśnie ta masówka była motorem napędowym. Bez niej dziś nie było by tylu fanów mangi i anime.

Infero

Infero

16.01.2007
Post ID: 7295

Dostęp: kto szuka to coś zawsze znajdzie. W tv niestety kiepsko – głównie bajki dla dzieci, choć „Księżniczkę Mononoke” po raz pierwszy właśnie tam widziałam. W sklepach i kinie od czasu do czasu też coś jest. Pozostaje głównie net.

Takeda w pewnym stopniu masz rację. W pewnym wieku, każdy lubi bajki i to w duży sposób wpływa na nasze zainteresowanie anime później, ale obawiam się, że oprócz tych, którzy zechcą później szukać czegoś ambitniejszego, znają się osoby dla których anime zawsze już pozostanie bajką, jeżeli w ogóle będą się przyznawali, że coś takiego oglądali. Miejmy tylko nadzieję, że będzie więcej tych osób, które naprawdę zauroczy anime, czy manga, że nie „przejdzie” im to np. z wiekiem.

Takeda

Takeda

29.01.2007
Post ID: 7581

Niby tak ale czy to nie jest tak, że starsze pokolenie "wymusza" podejście, że anime to to samo co Gumisie, ile razy nasłuchałem się tekstów w stylu "Ile ty masz lat, że bajki oglądasz, jesteś dziecinny", część osób takie podejście zniechęca i dla świętego spokoju, aby nie być wyśmianym, przestają się interesować tego rodzaju twórczością. Z moją rodziną koty darłem o to kupę czasu, ale teraz już jest spokój, a że w ogóle mam słabość do kraju Kwitnącej Wiśni to tym lepiej.
Jest jeszcze pewna grupa oglądająca anime dla których ważna jest tylko krew się w nich lejąca (jak to powiedział do mnie kuzyn po obejrzeniu Ghosta "faje roboty były", normalnie załamka), a przecież nie tylko o to chodzi.

Infero

Infero

18.02.2007
Post ID: 8078

U mnie to jest trochę inaczej. Czasami rodzinnie oglądamy „jakąś bajkę” i nikt z tego nie robi wielkiego halo, ale zdaje sobie sprawę, że nie wszędzie tak jest.

Chciałabym dowiedzieć się, co sądzicie na temat wpływu mangi i anime na filmy amerykańskie i europejskie (nawiązania, fascynacje).

Czy krzyczycie z zachwytu, czy z oburzenia , gdy na ekranie widzicie animowany epizod o małej O-Ren Ishii z filmu „Kill Bill” Tarantino?
Jak podobał się wam „Animatrix”?
Czy znacie inne nawiązania i fascynacje anime i mangą w filmach amerykańskich i europejskich twórców?

Grenadier

Kanclerz Grenadier

25.04.2007
Post ID: 10580

Właśnie stałem się szczęśliwym :D posiadaczem całej pierwszej serii SAC. Prawie 9 giga :D Jeśli się nie pojawię przez jakiś czas wyślijcie pomoc by ktoś mnie oderwał od monitora. Zapowiadam łobszerną recenzyjkę :) To tyle tytułem oftopa.

Infero

Infero

16.05.2008
Post ID: 28012

Dostałam w swoje łapki Nieśmiertelnego i Ninja Scroll (niestety tylko w angielskim tłumaczeniu- napisy ) więc niedługo będą moje recenzje. Chciałabym też usłyszeć zdanie kogoś innego – może ktoś już zna te filmy anim?
Gren czekam na twoją recke. ;)

Architectus

Architectus

15.04.2016
Post ID: 81871

Podzielam Wasze pozytywne wrażenia co do "Księżniczki Mononoke" oraz uniwersum "Ghost in the Shell". Cenię twórczość Osamu Tezukiego, jak choćby zbiory wywołujących dreszcze opowiadań "The Crater" i "Clockwork Apple". Film "Wonderful Days" zrobił na mnie wrażenie. Mimo upływu lat nadal jestem zauroczony niepohamowanymi obrazami. Przy pierwszym kontakcie z uniwersum GitS podobały mi się głównie "te", omówione przez Grenadiera roboty oraz ścieżka dźwiękowa, gdyż niewiele więcej potrafiłem zrozumieć. Po latach widzę kompleksowość tego niepohamowanego obrazu. A tachikomas istotnie są urocze! Animatrix bardziej mnie urzekł niż oryginał, być może jest to spowodowane fizycznymi efektami, które mniej rażą w pełnej szacie grafiki komputerowej.

Poza wymienionymi przez Infero aspektami, w mandze i anime urzeka mnie to, że jako jedne z tworów kultury potrafią rozrywać powstałe i często zastałe już ścieżki w mym umyśle, uczyć mnie nowej wiedzy i inspirować do dalszego spełniania marzeń, oddalając ode mnie skostnienie i ścierpnienie. Prócz tego pozwalają mi odrywać się od świata takiego jakim jest, nabierać do niego dystansu i wracać z zapałem.

Moim ulubionym mangaką jest Yoshitoshi ABe, którego cenię między innymi za kreślenie złożonych postaci w uczestniczonych przez niego projektach, takich jak "NieA Under 7", "Haibane Renmei" czy "Ryushika Ryushika". Pierwszy z nich opowiada o współistnieniu rasy ludzkiej i kosmicznej na Ziemi, drugi przedstawia skrzydlate istoty żyjące wśród ludzi, a trzeci przybliża odbiorcy świat rozumiany przez dziecko.

Z dzieł innych twórców, pomimo swoich wad podziwiam: kojące "Yokohama Kaidashi Kikou" Hioshiego Ashinano o doświadczaniu okruchów życia przez androida, w postapokaliptycznym świecie gdzie znaczenie technologii w codzienności osłabło znacznie; frapująco cyberpunkowe "Blame!" Tsutomu Niheia; "Hotel" Boichiego, zapierające dech w piersi swą dramatyczną wizją przyszłości; prowokujące do myślenia "07-Ghost" o wojskowości, demonach i magii, wykonane przez duet Yukię Amemiya oraz Yukino Ichiharę, którego początek doczekał się serialowej adaptacji, mającej miło słodkogorzką muzykę; jak również "Otokomae! Beads Club" Kyousuke Motomi, z niesamowicie, moim zdaniem, nakreślonymi głównymi bohaterami w szkolnej grupie robiącej biżuterię. Z anime, które nie są oparte o mangę przychodzi mi na myśl film "Tenshi no Tamago", który intryguje swoją fabułą i otwartością interpretacji zdarzeń przytrafiających się tajemniczym postaciom w mistycznej krainie.

Architectus

Architectus

13.12.2016
Post ID: 82792

Odkryciem tegorocznej jesieni jest dla mnie twórczość pani Hisae Iwaoki, japońskiej mangaczki artystycznie płodnej od ponad dziesięciolecia, która dołączyła do powyżej wspomnianego pana Yoshitoshiego ABe, i dziś razem z nim należy do moich ulubionych artystów kreślących mangę. Jej dzieła należą do gatunku okruchów życia, dzielonego zamiennie z fantastyką naukową, fantasy, oraz realizmem. Charakteryzują się spokojnie płynącą, słodko-gorzką, często wręcz delikatną fabułą, której efekt jest wzmacniany słynnym, pucołowatym stylem kreski. Znajomość u rysowniczki wykonywanego fachu wzbudza mój szacunek. Wobec tego, oczarowuje mnie między innymi swą determinacją w trzymaniu się określonego graficznie stylu. Odbieram za olśniewającą jej wnikliwość w obserwowaniu świata i zdolności w przedstawianiu spostrzeżeń na papierze. Porywa mnie pokazywanymi serdecznymi uczynkami, jak choćby codzienne, drobne, epatujące ciepłem gesty będące podarunkami dla spotykanych istot, nieważne czy ludzkich, czy żywych.

W swym dorobku pani Hisae Iwaoka ma osiem serii graficznych. Pierwsza z nich "Shiroi Kumo", zbiór krótkich, pokrzepiających opowiadań fantasy z 2004 roku, następnie "Yume no Soko" przybliżające dramatyzm świata snów. Chronologicznie do kolejnej jej pracy należy "Hana Bolo" i jej rozwinięcie w "Oto no Hako", w których autorka zobrazowała przeżycia osób mających kontakt ze szkołą, gdzie - ku mojemu zdumieniu - występuje znacznie więcej ról niż bycie uczniem. Następną, do tej pory najdłuższą opublikowaną serią jest "Dosei Mansion" jaka - w odróżnieniu od poprzednich - dotyczy tematyki przewidywanych osiągnięć nauki i techniki, oraz perypetii bohaterów zmagających się z odmienną od aktualnych warunków sytuacją bycia, gdzie mieszkają w wybudowanym wysoko ponad powierzchnią ziemi pierścieniu, niemającym kontaktu z Ziemią. Inna manga "Nekomichi" jest w urzekający sposób poświęcona relacji między ludźmi a kotami. Poza tymi tytułami mangaczka narysowała "Hoshigahara Aomanjuu no Mori" o dzieleniu życia z duchami. Minionego lata ukończyła "Shiawase no Machi" czule przedstawiające codzienność osób prowadzących sklep, a od trzech lat pracuje nad dziewiątym dziełem "Koshoku Robot", radującym serce swą historią o androidzie wspierającym żywienie głównego bohatera.

Architectus

Architectus

26.03.2023
Post ID: 88224

Uwzględniając fakt oficjalnej (29 marca 2023 r.) premiery oraz przedwczorajszej wysyłki prenumerat polskiego wydania finałowego tomiku - płynącej pod popularny nurt - mangi, pragnę podzielić się z Wami swym wartym uwagi odkryciem, jakim jest "Dziewczynka w Krainie Przeklętych: Siuil, a Run", autorstwa Nagabe.

Zacznę od tego, że zanim natrafiłem na ten tytuł, podczas poszukiwania wartościowych tworów kultury, w 2013 roku byłem na spotkaniu z wydawnictwem, dzięki któremu możemy przeczytać omawianą mangę w języku polskim. Nie pamietam, kiedy dokładnie się ono odbyło, nie mogę też znaleźć planu atrakcji z wymienionym tym zdarzeniem. Przypuszczalnie mógł to być jeden z warszawskich konwentów kultury azjatyckiej - EZkon Super-bit Edition albo Animatsuri.

W trakcie tego spotkania, przedstawiciele wydawnictwa mówili, że nie ma popytu na poważne, ambitne tytuły, a dopiero jak zarobią na lekkich mangach, będą mogli jeden z takich wydać. Po upływie kilku lat tak się stało, tym samym, myśląc o polskim rynku wydawniczym mang, czuję jego rosnące spełnienie.

Tyle dygresji. "Totsukuni no Shoujo" (japońska nazwa omawianej mangi) wychodziła w Japonii przez pięć i pół roku od 2015 roku do maja 2021 roku. Zakończyła się na jedenastu tomikach. W Polsce wydawana była od kwietnia 2017 roku. Natrafilem na nią rok wcześniej, a podczas czytania pierwszych rozdziałów - ówcześnie tworzonej - mimo obaw przed możliwością powstania serii trwającej setki rozdziałów, zainteresowany opowieścią zawierzyłem autorowi i potowarzyszyłem mu przy tym twórczym etapie do ostatnich stron tego dzieła.

Mówiąc o klimacie tej opowieści, jest w gatunku gotyckiego dark fantasy, dramatu i okruchów życia. Zawiera świat alternatywny, czasy królów i rycerstwa oraz magię. Seria nosi podtytuł „Siuil, a Run”, nazwany na cześć tradycyjnej irlandzkiej piosenki, którą z języka gaelickiego można czule przetłumaczyć jako „Przemierzaj, ma miłości”. Nagabe dodał to zdanie do tytułu, gdyż według niego brzmienie tej piosenki ze smutną, a jednocześnie zabarwiona nadzieją, linią melodyczną współgra z atmosferą, jaką zechciał stworzyć w mandze.

Nagabe jako dziecko lubił mangę umiarkowanie, a dziś nie bardzo lubi, gdy w tego rodzaju dziełach kultury rysunki wyglądają jak kreskówki, gdzie twarze bohaterów ze swymi przesadnie podkreślonymi cechami przypominają lalki. Mangakę tego zawsze bardziej pociągały ilustracje znalezione w książkach z bajkami, a ponieważ bardzo je lubi, chciał przenieść ten czar do swojej mangi, dlatego jego zamierzeniem było nadanie swemu dziełu zabytkowego charakteru poprzez wykonanie ręcznie rysowanych obrazków, i aby czytelnicy przy otwieraniu jego pracę mogli zanurzać się w uniwersum, które wygląda jak ryciny i ilustracje do starych bajek.

Nadto, autor lubi archaiczne rzeczy, które przekazują mu ciepłe uczucia, takie jak
kamienne budowle, stare mosty, ogrody i inne podobne krajobrazy, nieodzownie również pochodzące z opowieści, jak te z dzieł braci Wilhelma Karla i Jacoba Ludwiga Karla Grimm, zatem zechciał, aby w jego mandze można było poczuć zachodnioeuropejską atmosferę.

Zabawną ciekawoską, jest, że z tego też powodu zdarzało mu się kupić więcej krzeseł, niż jest w stanie eksploatować.

Aby nauczyć się rysować jego ulubionymi narzędziami - jakimi są flamastry - odpowiednią scenerię, Nagabe zaczął od badań materiałów do zwiększenia zasiegu swej wyobraźni, takich jak zdjęcia czy ilustracje, a nawet dokumentacji dotyczącej architektury domów między średniowieczem a XVIII wiekiem.

Autor znacząco bierze również pod uwagę wrażenie rozproszonego światła i przywiązuje co niemiara wagę do nastroju scen, gdyż zmienia światłocień w zależności od tego, czy są one szczęśliwe, czy niepokojące.

Ten człowiek sztuki celowo jak najbardziej pomija objaśnienia i dialogi, aby w wielu miejscach zostawić czytelnikom miejsce na ich wyobraźnię i zastanowienie. Przy tym, jak najciszej i jak najbardziej minimalistycznie sięga po onomatopeje, aby jeszcze bardziej unosić wybraną atmosferę.

Powiem więcej, omawiany artysta lubi i fascynuje się zwierzętami, które są dla niego inspirujące w swych cechach dalece różnych od ludzkich, gdzie z jednej strony bywają krzywdząco dezawuowane w swym braku odniesienia do zdolności ludzkich, a z drugiej strony ich dobre cechy mogą być uznawane za wzór do naśladowania przez człowieka. Na domiar tego, dla Nagabe, także świetną zabawą jest rysowanie rozpoznawalnych atrybutów wyglądu danego zwierzęcia.

Fabuła prowadzona jest z perspektywy wielu postaci, których myśli czytelnicy poznają. Opowieść jest bardzo przemyślana, bez pustych, nic nie wnoszących scen, a nawet pokazująca jak doświadczane przeżycia pozostawiają ślady. Jest w niej wiele niejednoznacznych zagadek, dla których odkrycie odpowiedzi autor pozostawia odbiorcom swego dzieła.

Autor opowiedział historię dwóch istot, które w realiach świata przedstawionego nigdy nie powinny się spotkać, ponieważ przynależą do przeciwnych sobie krain: wewnętrzną - ludzką, i zewnętrzną - potworną. Mieszkańcy wewnętrznej krainy wolą jej nie opuszczać, aby nie dotknęła ich zewnętrzna klątwa, przemieniająca w potwory, a przeklęci, żyjący na zewnątrz, muszą pozostawać na zewnątrz. Każdy, kto został zarażony klątwą, zmienia sie w czarną istotę mogącą tą klatwą zarazić innych. Społeczność żyjąca w przyziemnie uświęconej przestrzeni zinterpretowała rzeczywistość, że nietknięci klątwą są dobrzy i warci dostępowania przywilejów, a wygnańcy są źli i muszą być gardzeni.

Dwie samodzielnie myślące istoty, będące bohaterami opowieści i charakteryzujące się cechami dwóch przeciwnych opisywanych przestrzeni, spotkały się jednak, co dało początek ponurego dramatu, jednakże dało to też trochę radości, chociażby przy uczeniu się od siebie nawzajem. Pierwszą z tych istot jest porzucona kilkuletnia drobna, otwarta na świat, optymistyczna dziewczynka o imieniu Shiva, w jasnych barwach, podczas gdy drugą jest chroniący nią - na ile potrafi, przed czyhającymi zagrożeniami nie tylko ze strony niemilców - dorosły, szczupły, cierpliwy, inteligentny mężczyzna, o ciemnych kolorach wynikających z eleganckiego ubioru i klątwy, z cechami skamieliny i markura śruborogiego, przerażający dla nieznających go ludzi. Wskazana dziewczynka, wbrew panującym przesądom, nie przekreśla swego opiekuna, mimo że wnił w klątwę, i nazywa go Nauczycielem.

Dla autora najważniejszym motywem stworzonej mangi jest delikatność, dlatego przy pomocy między innymi łagodności samej grafiki, po intencję Nauczyciela, by chronić Shivę, czy życzliwość ich działań, chciał ten motyw namalować na wiele sposobów. Mając na względzie to, że kontakt fizyczny jest powszechnym sposobem komunikowania się, podobnie jak słowa,autor zastanowił się, jak oboje głównych bohaterów komunikowałoby się, gdyby uniemożliwiono im fizyczny dotyk, i wymyślił koncepcję niedotykania.

Zdaniem autora, czytelnicy mogą być poruszani zarówno przez małe rzeczy, jak i przez wielkie wydarzenia, a często zapominają oni o subtelnym występowaniu tych pierwszych. Z tej też przyczyny mangaka najbardziej lubi rysować ujmujące drobiazgi z życia, jak pluskające się dziecko w kałuży.

Autor wyróżnia u postaci, mimo ich doświadczanego tragizmu, postawę życzliwości i waleczności, a także - wbrew ograniczeniom, wynikającym z cech osobowościowych i nieporadności powodowanej brakiem doświadczenia w niektórych dziedzinach życia - to, że czynili dobro. Historia zaprezentowana w mandze pokazuje znaczenie miłości jako gotowości do odpowiadania na czyjeś potrzeby. Opisywane dzieło jest poruszającą baśnią graficzną, w której potwór okazuje się móc uprzejmie wypełniać świat światłem, być czyjąś troskliwą tarczą, oraz okazywać znacznie więcej gościnności niż ludzie.

Uchylając rąbka ciekawostek dotyczących autora, lubi on rysować usłojenie drewna. By doskonalić się w tej aktywności, uwielbia jeździć na lokalny pchli targ, aby przyglądać się starym towarom, dzięki czemu ilustruje wyraźniejsze słoje. Przy tym nie lubi rysować teł na grafikach. Szybko sie nudzi, więc nie lubi spędzać zbyt wiele czasu na tworzeniu jednej rzeczy. Ponadto, jeśli myśli za dużo, nie robi żadnych postępów, w wyniku czego skupia się na innych rzeczach. Przy tym twierdzi, że tworzenie tła wymaga świadomości kierunku i postępu historii, a także jej intencji.

Na jednym z kolejnych etapów swej ścieżki artystycznej zdał sobie sprawę, że chce naprawić tą część siebie, która nienawidziła rysowania tła. Trochę czasu zajęło mu zebranie zasobów do zrealizowania swego celu. Pomyślał, że zamiast z nerwów kręcić kciukami, powinien zaakceptować, że są rzeczy, których nie może zrobić, a jednocześnie skupić się na tym, co może zrobić i na strategiach, które można poprawić. Po zebraniu materiałów zaczął pracować nad własnym stylem, dopóki nie pomyślał, że jest w tym dobry. Narysował mnóstwo teł, żeby się uspokoić. Opanowanie najbardziej efektywnych technik wymagało czasu, ale po roku w końcu przyzwyczaił się też do rysowania tła. Autor podkreśla, że ćwiczenie w postaci rysowania setek teł jest trudne, ale nie uważa tego za irytujące, ponieważ rysowanie jest dla niego zabawą.

Kiedy tylko może, nosi ze sobą szkicownik, zwłaszcza w pociągach. Rysuje też w parku podczas przerw w pracy, żeby się odświeżyć. Zasiadając do ilustrowania, przystępuje do pracy od narysowania prostych jego części. Na przykład zaczyna od zadań, które jego zdaniem będą latwe, takich jak rysowanie tylko jednej sceny, rysowanie samych osób czy dymków dialogowych. Przyznaje, że nie wie, czy to ma sens, ale myśli, że motywacja pojawia się po rozpoczęciu działania, więc stara się zacząć od łatwych rzeczy, aby uruchomić silnik.

Uważa, że jeśli ktoś naprawdę lubi rysować, powinien się nim cieszyć i robić to tyle w trakcie dnia, aż do poczucia zmęczenie, jednak bez zmuszania się, gdyż przy marzeniu o dobrym rysowaniu, po wielu trudach i wyzwaniach, spełni się ono.