Oberża pod Rozbrykanym OgremZatęchłe Archiwum - "Ballada: Pirackie Widmo" |
---|
Dragonthan4.03.2007Post ID: 9198 |
Mecku Carabel jest jednym z korsarzy. Służy u piratów od samego początku założenia tego miasta. Zaciągnął się z wybrzeża Antagarich jako najemnik za pieniądze, które kocha ponad wszystko. Podczas bitwy o archipelag Mirtingoh przejął abordażem 2 galeony królewskiej floty, przez co objął nad nimi dowódctwo. Jest jednym z najbardziej liczących się piratów, dowódca obrony wyspy i wartowni w lochach. Udaremnił już 3 próby sabotażu. Zawsze chętny do bójki, więc niewiele osób go za to lubi, zresztą nie dba o to, bo liczą się dla niego tylko pieniądze. Ostatnio zaniepokoił go fakt pojawienia się w okolicy samotnego statku... |
Mecku4.03.2007Post ID: 9199 |
-Panowie, dać mi tutaj lunetę - odrzekł Mecku w kierunku swoich korsarzy - Tak, szefie... - Hmmm, jest tam grupka rozproszonych ludzi, kilku zbrojnych, garstka magów... Czyżby chcieli zagrabić moje skarby? Czego oni tu szukają? - Czy mamy zacząć prowadzić jakieś działania? - zapytał sternik - Obserwujcie ich, przygotujcie działa, naostrzcie wasze bronie! Jeśli wyruszą w kierunku miasta, skontrujemy ich! Ster lewo na burt, sterniku... Okręt piratów oddalił się w kierunku południowej części wyspy... |
Fristron4.03.2007Post ID: 9200 |
- To co robimy? - zapytał zrezygnowanym tonem Szept, kiedy na pytanie "kto pójdzie jako żywa przynęta" kązdy patrzył w inną stronę. Wtem podszedł Nagash, który zgubił im się gdzieś na wyspie. |
Thurvandel4.03.2007Post ID: 9201 |
- Proponuję losowanie... tak chyba będzie najlepiej... - mruknął Den i oberwał z pobliskiego krzewu kilka gałązek - kto wyciągnie te krótsze idzie. Wszyscy po kolei wzięli po gałązce. - Diabli by to... - wrzasnął Szept i połamał patyczek w dłoni * Cisza zalegała nad osadą, rozdzierana jedynie chrapowatym krakaniem wron i gawronów i skrzekiem mew. Lekki wiaterek poruszał delikatnie liśćmi drzew. Wartownik na wieży przechadzał się w tę i spowrotem po drewnianym podeście. Rozejrzał się dookoła. Wszędzie tylko wilgotny, gorący las. Przysiadł na krzesełku i zapalił nabitą jakimś szarym kopciem fajkę. Nagle zacharkał, fajka wypadła mu z rąk i wartownik zwalił się bezszelestnie z wieży ze strzałą w gardle. - Na razie idzie gładko - szepnął Nagash. Szept pokręcił głową i zaczął się gramolić na wieżę. Po kilku minutach na głowę elfa spadł koniec liny obciążony niewielką kotwicą. - Au! Na szczycie wieży rozejrzeli się dookoła. Stąd mogli wzrokiem omieść znaczny obszar obozu wroga. - No to gra muzyka - ryknął lisz. Z końca jego różdżki sypnęły się zielone obłoczki w kształcie trupich główek eksplodując z hukiem na strzechach chat. Prócz huku i dymu niewiele robiły szkody... ale było na co popatrzeć. Elf i najemnik rozpalili ogień w koksowniku, po czym zapalali i wypuszczali płonące strzały na dachy domów. Zaaferowani piraci kotłowali się poniżej. Jedni nieudolnie zakładali cięciwy na łuki, z płonącej latryny wybiegł barczysty pirat w spodniach opuszczonych do kolan, po czym zaczął z pasją dmuchać w bawoli róg. Piraci, którzy poradzili sobie z cięciwami zaczęli ostrzeliwać wieżyczkę. - No dobrze... spadamy? Piraci zaczęli wbiegać schodkami na podesty przy palisadzie. Dwóch stoczyło się z powrotem ze strzałami w kadłubach. - Długo jeszcze? Strzała z dołu przeczesała włosy elfa. - Już mam! Zmykajcie... * - Jak myślicie? Uda im się? - z niepewnością zapytał Eru Drużyna siedziała na pozostałościach jakiegoś kamiennego kręgu pod kępą palm. Nami wdrapała się na jedną i obserwowała fort. - Coś tam się dzieje - krzyknęła - coś zielonego fruwa i wyrywa kępy słomy z dachów. O! Kopci się... Po minucie okolicą wstrząsnął huk, fioletowe światło oślepiającym blaskiem rozbłysło nad fortem, a silny podmuch zatrząsł palmami. Na Dena coś spadło z drzewa. - Ja tego Nagasha! - wrzeszczała obolała i oślepiona elfka. W powietrzu uniósł się ostry zapach ozonu - Nic nie widzę!... o już lepiej. Skończyli... wchodzimy. Po wieżyczce nie było śladu. Piraci zeskakiwali z murów i gonili do lasu wywrzaskując soczyste przekleństwa. |
Dragonthan4.03.2007Post ID: 9202 |
W górnej części lochów były specjalne klatki. W jedenj z nich trzymano lwa o imieniu Simba. Jego historia jest bardzo skomplikowana. Któregoś dnia w wyniku pewnych komplikacji czarów, Simba przemówił ludzkim głosem. Został pojmany przez piratów, którzy to obrobili pewien handlowy statek na którym przebywał Simba. Klatka była dośc duża, więc lew nie mógł narzekać na brak miejsca. Cały czas wąchał i myślał. Piraci bali się do niego podchodzić, gdyż ostatnio pogryzł jednego co się odważył wejść do klatki z batem. Teraz, gdy nastał alarm w obozie wszyscy wartownicy z górnej części lochów wyszli na zewnątrz... |
Mecku4.03.2007Post ID: 9203 |
- Ech, ci uzurpatorzy, za dużo sobie poczynają ... Trzeba będzie im pokazać kto tutaj rządzi. Załoga! Na stanowiska, przygotować katapulty i naładować trebuszeta. Na grupkę wystrzelił grad kamieni z katapult i ciężka kula z trebuszeta. - Dajcie znak na wyspe, niech wypuszczą tego lwa! On tam posprząta. Sternik dał znać znakami dymnymi wartownikom stojącym przy wejściu do portu. Jeden z piratów ruszył do lochów, aby uwolnić lwa. - No, kotku, czas na ciebie Rozwścieczony lew rzucił się na jednego z piratów. Drugi z wartowników otworzył drzwi wyjściowe i lew wybiegł na zewnątrz. |
Simba4.03.2007Post ID: 9204 |
Simba nie miał czasu na obmyślanie planu i nawet nie wiedział jak wydostać się z tego okropnego miejsca. Zgromadziwszy w sobie wszystkie swoje siły biegł co tchu by odejść od fortecy piratów. *** |
Fristron4.03.2007Post ID: 9205 |
Zamiast na drzewo wbiegli do niemal opustaszołego fortu piratów i przysiedli w cieniu, gdyż dostrzegli piratów goniących lwa. Przeczekali szaleńczy pościg za zwierzęciem i powoli zaczęli skradać się za Fristronem do lochów. * Sharwyn szarpnęła jednego z kapitanów: * Patrol dotarł na dziedziniec NIECO za późno. Najemnicy dotarli do klapy schodów, ku ich zdumieniu otwartej i weszli do środka. |
Thurvandel4.03.2007Post ID: 9206 |
*** - Ruszcie tyłki - krzyknął Szept - bo nie będzie za wesoło jak nas znajdą... Cała trójka biegiem przedzierała się przez kępy krzaków i traw, za plecami pozostawiając ogarnięty zamętem obóz i krzyki rozwścieczonych piratów. - Mam tylko nadzieję, że zauważyli ten fajerwerk Nagasha - mruknął pod nosem elf Początkowe kilkaset metrów ucieczki przebiegało jak z płatka, las wokół gęstniał, a odgłosy zamieszania w siedzibie piratów cichły. Nagle coś w zaroślach poruszyło się. Trzej towarzysze szybko dobyli broni i czujnie nasłuchwiali. Pobliski krzew rozchylił się, a wypadł stamtąd wielki lew, który roztrąciwszy lisza i elfa runął w las nie pozostawiając po sobie śladu. - Co za... Ech... lokalna fauna nawet stamtąd wieje - funknął zielarz Los chciał, że trójce bohaterów nie starczyło czasu na myślenie. W chwilę za lwem zza drzew dobiegły krzyki i nawoływania piratów. Okrzyk wściekłości rozdarł powietrze. Zbóje dostrzegli i rozpoznali tójkę napastników z obozu. - W nogi? Wszyscy trzej runęli przed siebie. W szum wiatru wdarł się trzepot lotek strzał. Po kilku metrach biegu rozdzelili się. Thurvandel zręcznie, po elfiemu, wspiął się na najbliższe drzewo, po czym cicho przyczaił się z napiętym łukiem. Dwóch piratów przebiegło poniżej nie zauważywszy elfa. Ten nasłuchiwał. Nastał cisza, przerywana z rzadka nawoływaniami piratów. Wydawało się, że niebezpieczeństwo minęło, jednak pościg nie wydawał się znudzony poszukiwanie. Co raz dwójkami przechodzili poniżej kryjówki. Thur doliczył się jak na razie sześciu. Wszyscy uzbrojeni po zęby w łuki i szerokie szable. Klnąc i chrapliwie rzęrząc porozumiewali się ze soba po cichu. Wtem rozległ się ryk wściekłości, który mógł należeć jedynie do lisza. W powietrzu zapachniało ozonem. Piraci rzucili się w kierunku z którego dobiegł krzyk. Elf ruszył za nimi. Kilkadziesiąt metrów dalej, pod szerokim pniem jakiegoś drzewa stał przyparty do niego Nagash spowity niebieskimi płomieniami. Z klatki piersiowej sterczały mu dwie czerwone brzechwy strzał. Wokół czaili się piraci, na oko z pół tuzina zakazanych i żądnych krwii mord porośniętych kilkudniowym zarostem. Próbowali na zmianę dojść na zasięg ciosu szabli, lecz lisz skutecznie opędzał się od nich gorejącą laską. Widząc jak napastnicy sięgają po łuki elf bez zastanowiena rzucił się na pomoc. Szkoda, że bez zastanowienia. Jednego z piratów ugodziła w bok elfia strzała, zwijając go na ziemi niczy brudny dywan, lecz dwóch następnych z szablami skoczyło ku zielarzowi, powstrzymując go skutecznie. Z drugiej strony doskoczył Szept, wymachując swoim mieczem i próbując odciągnąć uwagę piratów od lisza, jednach trzech nie dało się sprowokować, i z bezpiecznej odległości puścili do Nagasha strzały, jedna przeszyła obojczyk kościotrupa przyszpilając go do drzewa, dwie pozostałe uderzyły pomiędzy żebra, przebijając eteryczne ciało. Elf ze swoim krótkim mieczem, nie mógł wręcz dorównać dwóm uzbrojonym w długie szable napastnikom, czuł że jest źle, odparowując kolejne ciosy. Najemnikowi szło nieco lepiej. Powalił jednego pirata, lecz trzech kolejnych szachowało go skutecznie, nie pozwalając na jakikolwiek atak. Ciężko ranny Nagash przyjmował na siebie kolejne strzały, niemogąc wydobyć z siebie żadnego skutecznego zaklęcia. Było źle. |
Simba4.03.2007Post ID: 9207 |
Kilka kroków od Szepta,Zielarza i Nagasha były krzaki,. |
Eru4.03.2007Post ID: 9208 |
- Musimy być cicho - powiedział Fristron do kompanów - w lochahc na pewno zostali jacyś strażnicy. Fristron ruszył krtętymi korytarzami, za nim Nami, ośtwietlając drogę nikłum płomykiem, a za elfką reszta. Przed nimi pojawiła się trójka strażników. Stanęli w miejscu ze zdziwienia. To była ich ostatnia decyzja w życiu. Bezeszelestne strzału wypuszczone z elfich łuków przyniosły dwójce z nich śmierć. Ale trzeci nich zdążył ukryć sie za rogiem. Na szczęście magia Deanderetha była szybsza od niego. - Trzeba bardziej uważać - szepnął Mag z AvLee - nawet jeśli połowa ze strażników lochów jest na powierzchni, to i tak trzydzestak nieprzyjaciół palęta się po lochach. Nami, zgaś swiatło. Ja i Eru pójdziemy na przodzie, Nami jako tylna straż. Elfy przecież doskonale widza w ciemnościach. |
Fristron4.03.2007Post ID: 9209 |
Skradali się korytarzem. O dziwo, nie natknęli się na żadnego przeciwnika. Stanęli przy jednym z rozwidleń. |
Dragonthan4.03.2007Post ID: 9210 |
Zawrócili i powędrowali w lewy korytarz. Zaczęło być coraz bardziej wilgotno. W pewnym momencie szli w wodzie sięgającej kostek, pełno było żab i węży. |
Fristron4.03.2007Post ID: 9211 |
Fristron podskakiwal nerwowo, patrzac na dziewczyne. |
Thurvandel4.03.2007Post ID: 9212 |
*** Obecnością lwa zaskoczeni byli nie tylko piraci. W pewnej chwili ani Szept ani Thurvandel nie wiedzieli właściwie co robić. Z jednej strony można było po prostu elegancko dać dyla w krzaki, póki piraci użerali się z kociakiem, który zręcznie wywijał się spod ostrzy mieczy i odskakiwał parskając i drapiąc, z drugiej niezbyt etycznym wydawało się zostawić przybitego do drzewa lisza. Obaj zgodnie doskoczyli do Nagasha wyjmując mu z klatki żebrowej strzały. Półprzytomny kościej bredził coś i jęczał. - Czemu jęczysz? Lisze w ogóle czują ból? Piraci mieli najwyraźniej kiepski dzień pełen niespodzianek, bo znów zostali zaskoczeni. Tym razem od tyłu przez poprzednich przeciwników. Lew wyrwawszy się z okrążenia chapsnął najbliższego korsarza za gardziołek, po czym skoczył ku następnego. Elf wpakował sztylet innemu zbirowi w plecy, a Szept ciął płasko następnego przez kark. Napastnicy, teraz zepchnięci do defensywy popatrzyli po sobie porozumiewawczo i jak jeden mąż dokonali taktycznego odwrotu gubiąc przy tym broń i buty. Stanęli na przeciw siebie. Lew gapił się na elfa i najemnika, a elf i najemnik gapili się na lwa. |
Eru4.03.2007Post ID: 9213 |
- Hmm.. - zamyslił się Eru - krata wygląda na solidą, nawet na bardzo solidną... |
Fristron4.03.2007Post ID: 9214 |
- Elszen... - zawołała cicho Nami. Dziewczyna spała. |
Ghost4.03.2007Post ID: 9215 |
Anthony, dotychczas bardzo cichy i bardzo bierny, podniósł swój młot i podszedł do kraty, kopanej uporczywie przez Fristrona. |
Fristron4.03.2007Post ID: 9216 |
Fristron bez słowa zdjął swój płaszcz, i rzucił jeden koniec Elszen, przytrzymując drugi. |
Ghost4.03.2007Post ID: 9217 |
- Ekhm. Nie ryzykowałbym, prawdopodobnie rozsadzę nas wszystkich. Chociaż... - Edwards wyciągnął kryształ swojego ARM-EWa i włożył go do lufy broni. Chwila ciszy. Kryształ utknął w kracie. Anthony zaś zmienił amunicję do broni, po czym wyjął swój miecz. Wziął szeroki zamach, i rąbnął w kryształ. |