Oberża pod Rozbrykanym Ogrem

Zatęchłe Archiwum - "Ballada: Pirackie Widmo"

Osada 'Pazur Behemota' > Zatęchłe Archiwum > Ballada: Pirackie Widmo
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Dragonthan

Dragonthan

4.03.2007
Post ID: 9177

Kiedy tylko weszli do hotelu, w pokoju czekał na nich wysłannik króla.
- Gdzieś cie się podziewali? Dobra, nieważne, musimy ruszać. Do stolicy dotrzemy wieczorem. Najemnicy spakowali się i wyszli na zewnątrz. Pod hotel podjechały karety wojskowe. W eskorcie 3 regimentów żołnierzy na koniach, ruszyli w stronę stolicy. Miasto właśnie budziło się do życia. Rynek zaczął tętnić życiem. Nagle konwój zatrzymał się. Prowadzący z przodu wskazywali port. Na horyzoncie widać było dymy. Wszyscy zawrócili. W porcie mieszkańcy obstawili doki i wpatrywali się w fiord. Po chwili ujrzeli holowany przez dwa małe szkunery galeon. Statek miał spalone żagle i maszty. Palił się jeszcze pokład. Wśród mieszkańców było wielkie poruszenie. Statek docholowo do doku i natychmiast zajęto się gaszeniem pożaru. Na statku leżało pełno martwych ciał żonierzy i cywilów.
- Co sie tam stało? - zapytał Anthony jednego z żołnierzy
- A jak myślisz? Piraci! - odparł miecznik po czym ruszył do dowódcy
Na statku nie było nikogo żywego. Ci co na nim byli gdy okręt holowano, to byli ludzie ze szkunerów. Na samym szczycie ocalałego małego masztu widniała piracka flaga. Flaga floty Kalwadoru była spalona. Bandery tak samo. Po krótkiej chwili konwój ruszył w drogę do stolicy. Najemnicy zapomnieli o tym co miał im powiedzieć Szept. Widok jaki ujrzeli w porcie mieli cały czas przed oczami... Podczas podróży, wszyscy podziwiali piękno mijających miejsc. Niemalże nietknięte lasy, a tuż przy drodze rosnące obficie kwiatostany i zioła. Mnogość ptactwa dawała się we znaki w każdy sposób. Co chwilę obok karet przelatywał coraz to nowy gatunek, a niektóre siadały na dachu karety z zaciekawieniem obserwując ludzi w środku. Anthony był już lekko wkurzony ptactwem portowym, dlatego bacznie obserwował czy jakiś ptak przypadkiem nie siądzie na nim. Sharwyn czuła że jest w raju. Otaczająca ją przyroda była wręcz rajem w porównaiu z Antagarich, gdzie taka mnogość ptactwa jest jedynie wysoko w górach... Po kilku godzinach konwój zatrzymał się na pobliskim wzniesieniu. Najemnicy wysiedli z karet i podeszli na skraj wzniesienia. Na horyzoncie było widać olbrzymie miasto, a wokół niego różnorodny las. W samym centrum miasta wznosił się potężny kamienny zamek. Składały się na niego: wysoki mur odgradzający zamek od miasta, cztery bramy wejściowe do zamku, 4 wieże w każdym rogu i jedna najwyższa wieża pośrodku. Na jej szczycie powiewała wielka flaga Kalwadoru. Thurvandel zajęty był badaniem ziół rosnących wokół drogi, Nami z podziwem obserwowała okolice, którą widziałą pierwszy raz, Alavander i Eru przez swą lunetę oglądali stolice, Szept siedziałw karecie i dumał nad czymś. Den wyraźnie zmęczony drzemał sobie. Nagash, który nie przepadał za pięknymi widokami siedział nudząc się. Konwój ruszył dalej. Po paru minutach wjechali w brukowaną drogę. Na poboczu rosły palmy, urozmaicając tym samym przejażdżkę. Na horyzoncie pojawiła się brama stolicy. Wielkie żelazne wrota podniosły się w górę, a most został opuszczony. Najemnicy w karceie spojrzeli w górę. Mury sięgały około 20 stóp wysokości. Wewnątrz miasta nie brakowało również zieleni. Cała masa krzewów, kwiatostanów, różnorodnych drzew ozabiała wszystkie dzielnice. Domy były wyłącznie z marmuru, materiału dostępnego w tym kraju niczym wody w oceanie.

Konwój jechał jakieś 15 minut zanim dotarł przed mury zamku. Kolejne żelazne wrota otworzyły się. Za ich murami pojawił się skromny plac i zabudowania z kamienia. Najemnicy wysiedli z karet i ruszyli za prowadzącym porucznikiem. Kiedy tylko weszli do sali natychmiast przywitał ich generał oraz wysłannik króla. Zostali poinformowani o naradzie, która rozpocznie się za godzinę, więc mają niewiele czasu aby rozprostować kości po podróży. Rozgościli się w salonie i poczeli ucztować, delektując się tutejszymi daniami. Po jakże krótkim wypoczynku, do salonu przyszedł jakiś oficer i poprosił wszystkich do sali konferencyjnej. Długie i wąskie korytarze ciągnęły się we wszystkie strony. Ich oczom ukazały się wielkie drewnianie drzwi z wiśni. Kiedy tylko się otwarły, weszli na balkon w sali i zajęli miejsca. Na sali było około 2000 ludzi, toteż panował chaos i zamęt. Po chwili wszyscy uspokoili się i powstali. Na salę weszło pełno uzbrojonych w kusze i lancety żołnierzy i obstawiło wszystkie wyjścia i główne miejsca. Drzwi zamknięto z zewnatrz. Zza wielkiej kolumny na przeciwko głownych wrót wyszedł król i najważniejsi przedstawiciele dworu. Nastała cisza. Głos zabrał generał:
- Drodzy żołnierze, posłowie, członkowie dworu, najemnicy *tu wzrok wszystkich skierował się na balkon na górze*. Zebraliśmy was tutaj, aby przekazać wam plany armii królewskiej w sprawie wojny z piratami. Głos zabierze dowódca floty państwa, wielki admirał Lons:
- Witam wszystkich zgromadzonych. Na wstępie kilka uwag dotyczących floty. Dziś rano straciliśmy kolejny galeon, który został spalony przez piratów w pobliżu archipelagu piratów. Nikt nie przeżył... Stan naszej floty jest krytyczny...

Obrady ciągły się przez około 2 godziny i zakończyły się podsumowaniem takim samym co zwykle słyszano. Po skończonej konferencji, najemnicy zostali poproszeni w pewne miejsce. Weszli do komnaty naczelnego dowódzctwa. Przywitał ich sam król:
- Dzięki bogom, że zechcieliście przybyć... stan naszego królestwa jest w opłakanym stanie... Miesiąc temu porwano jedyną następczynię tronu, córkę gubernatora, Elszen... biedactwo ma dopiero 20 lat... A ci wstrętni piraci i ich metody... *król rozpłakał się, po czym zwrócił się do nich*... musicie ją odzyskać!!! Jesteście jedynymi którzy potrafią to uczynić...
- Czemu nie wyślesz tam swojej armii? - powiedział drwiąco Anthony
- ... wysłałem tam wszystkich najlepszych ludzi jacy byli w tym kraju... żaden nie powrócił... jeśli Elszen nie powróci w ciągu 2 tygodni, czyli zanim skończy się moja kadencja... ten kraj przeżyje wojnę domową... 5 rodów tego kraju skoczy sobie do gardeł, aby tylko zdobyć koronę...
- Jakoś w kraju nie widać żadnych zamieszek... - powiedziała Nami
- Wszyscy myślą, że Elszen jest tu, na zamku. O jej nieobecności wie jedynie kilka osób... czas jest naszym wrogiem...
- Dlaczego więc nie wyślesz tam swojej armii?? - znów rzekł Anthony
- Skąd mam wiedzieć, czy ona przeżyje? A jeśli ją zabiją? Nie będziemy ryzykować... ale mamy świetny plan, usiądźcie prosze...

Generałowie rozwinęli mapę na ścianie. Głos zabrał wielki admirał Lons:
- Oto mapa archipelagu piratów, gdyż tak teraz się nazywa. Tutaj jest miasto piratów, a tutaj zadokowane ich okręty. Plan jest prosty. Uderzamy flotą na archipelag od strony wschodniej. Wiążemy okręty pirackie walką do czasu, aż armia nie wyląduje na południowej stronie
wyspy i nie zajmie koszar oraz doków. Jest to najlepsza okazja, gdyż nasi szpiedzy powiedzieli nam, że połowa floty pirackiej będzie po drugiej stronie archipelagu. Będziemy mieli zatem wyrównane szanse. Drugą fazą operacji, będzie rozdzielenie floty na dwie flanki i uderzenie na pozostałe okręty pirackie. Przy odrobinie szczęścia zwiążemy walką flotę piratów i uzyskamy odrobinę czasu, aby przetransportować was do miasta. Uderzycie w nocy. Będziecie mieli około 12 godziń na odbicie córki gubernatora. Musicie jeszcze zniszczyć 4 katapulty, które są na wzgórzu nieopodal miasta. Musicie je zniszczyć, aby przypłynął po was okręt i zabrał was stamtąd. Pamiętajcie, musicie polegać tylko na sobie... Bezpieczeństwo Elszen jest priorytetem. W pierwszej fazie operacji pomożecie naszym żeglarzom na okrętach. Ale jest jeden problem... wśród piratów jest pewna załoga okrętu, którzy są przeklęci... są nieumarli i niezniszczalni... ich okręt jest zatapialny, ale nigdy go nie widać, gdyż jeśli tylko się pojawia, jest otoczony gęstą mgłą... Musicie się go wystrzegać. Operacja rusza za dwa dni. W tym czasie będziecie tutaj w zamku. Nie możecie opuszcać fortecy, nikt nie może was pytać o sprawy państwa... sytuacja jest krytyczna... Narazie udajcie się do komnat i wypoczywajcie. Jutro dostaniecie szczegółowe insrukcje...
Najenicy wyszli z pomieszczenia i poszli za lokajami do swych komnat. Były one obok siebie, także mieli blisko do sibie przez taras, który był wspólny. Z tarasu rozciągał się widok na całą stolicę...

Thurvandel

Thurvandel

4.03.2007
Post ID: 9178

- SAMOBÓJSTWO!!! - krzyknął Alavander wznosząc ręce ku powale komnaty. Den i Eru zerknęli po sobie porozumiewawczo, a Szept uśmieczhnął się lisio.
- No cóż... podjęliśmy się zadania trzeba je wykonać - odparł Eru
- Racja, choć fakt jest faktem, że plany pana Gubernatora i Admirała pozostawiają wiele do życzenia. Może i na bitwach się znają, ale na misjach specjalnych ani krztyny. Jeszcze tylko fanfary nam przy tym wjeździe potrzebne - skrzywił się Den - przecież jeżeli flota wyda otwartą bitwę, nie dość, że wszystkich piratów postawi w gotowości, to jeszcze niepotrzebnie narazi na straty żołnieży, a piraci i tak ukatrupią biedaczkę Elszen zanim ta dowie się o odsieczy - towarzysze przytaknęli poważnie - takie akcje są dobre, ale w operacjach wojskowych, a nie misjach ratunkowych.
- Nic dodać nic ująć - mruknął Szept - nawet nie rozważyli ewentualności, że coś może pójść nie tak. Jeżeli naprawdę chcą, byśmy dostali się na wyspę piratów, powinniśmy to zrobić w pełnej konspiracji, bez rozgłosu.
- Co więc?
- Naradźmy się z resztą i przekonajmy Gubernatora. Niech lepiej oszczędza wojsko i pieniądze... przydadzą się mu na wojnę, jeżeli nam się nie powiedzie.

***

- Ta dywersja jest równie szalona co atak frontalny, ale przynajmniej ma większe szanse powodzenia - mruknął Anthony.
- Całkowicie się z wami zgadzam - cicho podjęła Sharwyn - po co odwracać uwagę piratów, skoro można jej w ogóle nie wzbudzać.
- Zatem tak... - Kruk wziął głęboki oddech - zadania podejmujemy się wszem i w obec, ale na naszych warunkach. Admirał udostępni nam niewielki luger, kilku dobrych marynarzy i udzieli nam błogosławieństwa, a my podszywając się za piratów spróbujemy wylądować na jakimś dzikim brzegu wysepki, i lądem wejdziemy do osady. Nie wzbudzając podejrzeń odszukamy dziewkę i uwolnimy wszelkimi dostępnymi środkami... Wszystko w ciągu tych obiecanych dwunastu godzin...
- A powrót?
- O to zadba już gubernator... Wtedy niech robi odsiecz, jaką tylko sobie wymarzył. Gdy zawiąże kocioł, uciekniemy z wyspy, jeżeli nie przypłynie, postaramy się uciec na własną rękę. Jakieś uwagi?

Edwards przebiegł wzrokiem po twarzach towarzyszy wyczekująco. "Ciekaw jestem jak zareaguje na ten pomysł gubernator" powiedział sobie w duchu Kruk.

Destero

Destero

4.03.2007
Post ID: 9179

Szept nie mógł nie zgodzić się z rozumowaniem towarzyszy co do frontalnego ataku za pomocą floty Kalwadorskiej. Wiedział jednak o pewnej luce w tym planie. Ktoś dowiedział się w jakiś sposób o jego spotkani z Ravirem i wyeliminował go niemal pozbawiając życia jego samego. Teraz już wiedział, że w ich szeregach istniała luka. Pozostawało jednak pytanie czy był to szpieg czy niedopatrzenie gubernatora i jego sługusów. Szept wątpił w drugą możliwość. Ktoś w jakiś sposób zlokalizował jeden z jego najbardziej skrytych kontaktów co było nie lada wyczynem.

Postanowił jednak przemilczeć całą sprawę dopóki nie dowie się, gdzie jest luka. Nie mógł nic powiedzieć towarzyszom, nie będąc pewnym zamiarów ich wszystkich. Wszystko powie im w swoim czasie, a póki co zatańczy tak jak mu zagrają.

-Chodźmy więc odwiedzić naszego kochanego Gubernatora - rzucił Szept w odpowiedzi na pytający wzrok Anthony'ego - Przedstawmy mu nasz plan.

Na dźwięk słowa "nasz" w umyśle Szptu poruszyła się od dawna zastygła w bezruchu struna. Uspokoił jednak to uczucie tak szybko jak mógł i ruszył wraz z towarzyszami do prywatnych komnat Gubernatora.

Thurvandel

Thurvandel

4.03.2007
Post ID: 9180

- No skoro nalegacie, mogę wam oddać do dyspozycji jeden lugier wraz z załogą, choć po mojemu czystym samobójstwem jest ruszać pomiędzy piratów bez wsparcia - gubernator westchnął przeciągle - Statek jest do waszej dyspozycji.
- Z całym szacunkiem gubernatorze, sprawę omówiliśmy i nie ma co fatygować niemal całej floty, po to tylko byśmy mogli dotrzeć na wyspę. Działając w pełnej konspiracji mamy większe szanse powodzenia. Wkradniemy się na wyspę, wykradniemy pana córkę i odkradniemy się z powrotem - odpowiedział grzecznie Krwawy Kruk.
- Rozumiem. Zostaje mi tylko życzyć wam powodzenia i mieć nadzieję, że nie zawiedziecie.
- Dziękujemy. Za dwa dni stawimy się tu wraz z pańską córką. - dowódca uścisnął prawicę szlachcica i wymaszerował szparkim krokiem z komnaty. Za nim niemal dziarsko powlokła się reszta drużyny. Prezencja musi być.

*

- Czy te przebrania są konieczne? - skrzywiła się Nami
- Powinniśmy raczej wtopić się w tłum piratów, a nie zabijać śmiechem każdego napotkanego korsarza - skwitował sceptycznie Eru.
- Ech... widzieliście jak tutaj chodzą ubrani. Zresztą... te wdzianka dał nam sam Nadworny Szafarz, więc on chyba na tutejszej modzie się trochę wyznaje - wyszczerzył siekacze Nagash
- Wątpię
- Nie marudźcie, bo aż tak tragicznie nie jest.
- No AŻ tak to nie - Sharwyn weszła do komnaty uśmiechając się bezczelnie - my już jesteśmy gotowi.
Do pokoju wpadli Alavander, Thurvandel i Denadareth. Ubrani w paskowane kabaty i szerokie bufiaste nogawice. Na ramieniu elfa w dodatku siedziała groteskowa, zielona papuga.
- A to co? - Nami wskazała na zielone ptaszysko.
- Papuga. Jej smutne spojrzenie tak mnie ujęło, gdy przemierzałem ptaszarnię, że postanowiłem ją przygarnąć. Nazwałem ją Jadwiga... ładnie?
- Pięknie... obawiam się jednak, że nie możesz jej wziąć... swoim skrzekiem postawi na nogi całą osadę.
- Hm... - zasępił się Thur - trudno... coś na to poradzę.
- Idiotyzm... - tym razem sceptycznie skwitował Alavander - po co nam te łachy w ogóle?
Wszyscy popatrzyli sobie po twarzach, po czym jednocześnie przytaknęli.

*

W porcie Anthony wraz z Szeptem uwijali się przy niewielkim okręcie, przeznaczonym na wyprawę. Mieli do dyspozycji pięciu zaufanych marynarzy zrekrutowanych na flagowym okręcie admirała, oraz niemało obaw i wątpliwości co do tego, co czeka ich po przybyciu na wyspę.
Po chwili do portu przybiegła reszta drużyny... ubrana w swoje zwykłe podróżne stroje. Na końcu nadbiegł Thurvandel z Jadwigą na ramieniu.
- Przecież mówiłam żebyś ją zostawił - krzyknęła Nami
- Spokojnie... teraz już nikogo nie obudzi - zapewnił gorliwie elf.
- Dlacze... WYPCHAŁEŚ JĄ?
- No przecież nie mogłem zostawić jej tam w niewoli. Ptaki nie są stworzone by żyć w klatkach - odparł poważnie zielarz.
- By cię diabli z tą papugą - fuknęła magiczka.
Thur parsknął z cicha i wykrzywił twarz w rozbrajającym grymasie. Reszta drużyny dla własnego bezpieczeństwa wolała się nie odzywać. Drużyna wgramoliła się po wąskim trapie na pokład.
- Ruszamy - zakomenderował Kruk.
Żagle opadły i stateczek leniwie opuścił zatokę zatopioną w blasku porannego słońca. Przed dziobem lugiera przefrunęła czarna mewa.
- Oj... zły znak - szepnęła cicho Sharwyn.

Sharra

Sharra

4.03.2007
Post ID: 9181

Sharwyn uśmiechnęła się lekko. Czarna mewa wcale nie była czarną mewą, tylko krukiem Ravenheartem, jej towarzyszem. Wystarczyła jednak, żeby wystraszyć pozostałych członków załogi.
"Taką wam niespodziankę urządzę, że się nie pozbieracie!" - pomyślała tylko.
- Idę się przebrać - oznajmiła i zeszła pod pokład.

DruidKot

DruidKot

4.03.2007
Post ID: 9182

Minęło kilka godzin od wypłynięcia z portu. Alavander leżał na hamaku rozwieszonym między masztem a dwoma beczkami z rybami i coś notował.

[i:7474bc73fe]Upłynął już jakiś czas od naszego wypłynięcia z miasta. Powoli zastanawiam się, po co mi ta przygoda? Na statku jest gorąco, duszno, wietrznie, nudno, ciasno i śmierdzi rybami.[/i:7474bc73fe] Na chwilę przestał notować. Pióro zaczynało lekko dymić, lecz gdy tylko zawiał wiatr niosąc masę wody ze sobą, dym ustał. [i:7474bc73fe]Jest też mokro i wilgotno. Ten klimat zdecydowanie mi nie służy. Mam nadzieję, że po wyprawie szczęśliwie wrócę do ukochanej Antagarii, bogatszy o szereg doświadczeń.[/i:7474bc73fe]

Na teraz wystarczy. Odłożył pióro i pergamin, pusty pojemnik na atrament wyrzucił do morza, gdzie zjadła go jedna ryba, która potem wyłowiona trafiła do kuchni pewnego plebejusza. Ten, po znalezieniu "skarbu" sprzedał go za imperiala i kupił sobie za to mały, przerdzewiały miecz. Ale to nie ta bajka.

Nagle z "bocianiego gniazda" dobiegł gwizd i krzyk:
- Jesteśmy prawie na miejscu!

Dragonthan

Dragonthan

4.03.2007
Post ID: 9183

Ich oczom ukazał się wielki archipelag a na pobliskim szczycie powiewała flaga biało-czerwono-zielona.
- No, jacyś osadnicy a nie żadni tam piraci... - rzekł Alavander
Alavander skierował swoją lunetę na lewą burtę wpatrując się w horyzont i ...
- yyy czy ja coś mówiłem... - ponownie rzekł Aavander patrząc przez swoją lunetę...
- NA PRAWEJ BURCIE! 8 STATKÓW!
Wszyscy rzucili się na prawą burtę i patrzyli w horyzont. Było widać 8 ścigaczy, podobnych nieco do Kogi, ale z bardziej opływowym kadłubem, z piracką flagą na masztach...
- No to mamy przechlapane... - rzekł Den
- Zrzucić żagle! Ster lewo na burt!
Statek odbił w lewo, próbując uniknąć pościgu, ale ścigacze były szybkie. Specjalnie zaprojektowane do szybkiego pływania... Ścigacze rodzieliły się na dwie grupy po 4 okręty. Pierwsza płynęła tuż za statkiem najemników, druga odcinała drogę na otwarty ocean... Sharwyn wyszła spod pokładu zbudzona nagłym przechyleniem się statku...
- O Matko! - tylko tyle zdołała z siebie wykrztusić
Wiatr był ich sprzymierzeńcem, w końcu zawiał mocniej. Żagle wygięły się maksymalnie. Dziób statku ścinał fale, prując naprzód.
- Opłyńmy archipelag z drugiej strony - wykrzyczał z drugiego końca okrętu Anthony. Statek odbił lekko w prawo i po możlwie krótkiej drodze opływał archipelag. Płynąc blisko wybrzeża, a wręcz tuż obok mielizny. Nagle z pobliskich krzaków zaczęły lecieć w stronę okrętu strzały. Dwóch członków załogi zginęło. Najemnicy pochowali się. Grat strzał był nie do wytrzymania. Świst był bardzo głośny i dawał się we znaki. W ciągu kilku minut wszystko ustało, ale statek zwolnił nurt... Wszyscy popatrzyli w górę i zobaczyli podziurawione przez strzały żagle.
- O nie... - wyjęczał Thurvandel
Statek zwolnił prędkość o połowę, a zza plaży pojawiły się już ścigacze...
- Przygotować się do odparcia szturmu - powiedział Szept widząc że piraci przygotowują się do abordażu. Nagash szybko doczepił się do balisty i wymierzył. Nami zajęła miejsce na bocianim gnieździe. Eru zszedł pod pokład i podszedł do okienka w swej kajucie. Zaczęło się... jeden statek podpłynął z lewej strony, drugi z prawej. Dwa pozostałe trzymały się z tyłu. Natychmiast rozpoczął się ostrzał. Pierwsi piraci poczęli wskakiwać na okręt...

Eru

Eru

4.03.2007
Post ID: 9184

Eru myślał gorączkowo patrząc na kolejne statki pirackie podpływające do ich statku.
[i:277941ea89]Ciekawe czy mają coś łatwopalnego pod pokładem [/i:277941ea89] pomyślał mag i wyczarował mały ognisty pocisk. Po chwili jeden z wrogich statków stał w płomieniach, na tyle żeby unieruchomić załogę. Nami szybko podjęła pomysł i wyeliminowała dwa następne ścigacze. Czwartemu ścigaczowi jednak się udało podpłynąć do burty i uniemożliwić próby podpalenia go. Po chwili na statku znalzło się trzydziestukilku piratów, ponad dwa razy więcej nież osób w w drużynie razem z załogą.

DruidKot

DruidKot

4.03.2007
Post ID: 9185

Alavander rozważył sytuację. No, czemu by nie spróbować...

Skoncentrował się. W myślach zgromadził odpowiednią dawkę energii, coś wyszeptał. Zadymiło. Po chwili obok stało siedem Harf Życia. Mag spojrzał na nie, znalazł czwartą i rzucił się na nią, przy okazji przewracając trzecią. Pokonując w sobie chęć padnięcia na ziemię i nie wstania przez najbliższą dobę, z magicznie zdwojoną szybkością i znacznie poprawionym duchem bojowym powyrywał struny Harfie Ogłuszania. Nogą przytrzymywał tą, która odpowiedzialna jest za przywoływanie wrogich stworów. Niestety, nie zdołał całkiem unieruchomić jej strun i po chwili dwa chochliki rzuciły się do ataku na maga. Jeden zaatakował jakiegoś pirata.

Alavander zawołał Anthonego, który zmiażdżył jednego stwora, a drugiego pchnął w piratów. W międzyczasie Alavander powyrywał struny Trzeciej Harfie. Wstał i otrzepał się z mrówek, które przywołała.

- Trochę roboty z tymi harfami, ale efekt wyborny. - rzucił do Anthonego. Ten uśmiechnął się tylko i, sam przyspieszony, pognał na spowolnionych wrogów.

Alavander wypuścił Puzona z plecaka. Pies ruszył do walki. Mag wyciągnął ikonograf z walizki i zrobił kilka Obrazków. Dla potomności, a co!

Ghost

Ghost

4.03.2007
Post ID: 9186

Tymczasem Anthony tłukł się z jednym piratem.
Odskok, blok, młynek i ogólna prezentacja umiejętności posługiwania się mieczem - o to, co robił korsarz.
Strzał z ARM-EWa - tyle musiał robić Anthony.

Chociaż piraci byli równie wymagającymi przeciwnikami, co bryłka gliny, to jednak nie dało się nie zauważyć, że z każdą chwilą przybywało oponentów. Najskuteczniejszą więc taktyką okazało się machanie posiadanym orężem oraz zatykanie nosa (co jak co, ale przy tak dużej ilości śmierdzących piratów katar był zbawieniem).

- Nami! Eru! Alavander! Szept! KTOKOLWIEK!!! - wydzierał się Anthony. Nie dość, że ledwo da się iść, to jeszcze nic nie słychać.
W końcu Tony się rzeczywiście wkurzył. Wyjął ARM-EW, załadował kryształ do lufy, i wystrzelił.
I jeszcze raz.
I jeszcze.
I jeszcze.
Zauważył, że tłum zdecydowanie się zmniejszył.

- Nami?
- Anthony?
Jedna żyje, pomyślał Tony.
- Eru?
- Anthony?
Dwójka żyje, pomyślał Tony
- Thurvandel?
- Anthony?
To już trzech, pomyślał Anthony.
- Szept?
- Kruk?
Czterech.
- Alavander?
- Tak?
- Co znaczy tak?!
- Mam ci wyjaśniać znaczenie oraz pochodzenie słowa "tak" z innych języków?
- Może kiedy indziej.
Pięciu.
- Sharwyn?

Odpowiedzi nie było.

Dragonthan

Dragonthan

4.03.2007
Post ID: 9187

Faktycznie, po Sharwyn nie było śladu... Kilka minut wcześniej Sharwyn zawzięcie walczyła z dwojgiem piratów. Niestety okazali się znacznie szybsi od niej. Natychmiast ją porwali, sądząć iż może się przydać jako wymienny towar. Kilku piratów zdołało uciec na ląd w głąb archipelagu. Tam przedostali się na mniejszy okręt skąd popłynęli do miasta. A w mieście...:
- No prosze, kogo my tu mamy... piękna i waleczna Sharwyn z samego Antagarich... co za miła niespodzianka - rzekł dowódca garnizonu, jeden z piratów kopnął Sharwyn w kolano, tak że upadła na twarz... Próbowała rozplątać więzły, ale były one zbyt skomplikowane... - nie łudź się kobieto, iż sobie z tym poradzisz. Jesteś teraz naszym więźniem i kto wie czym jeszcze... ha ha ha. Zabierzcie ją do lochu i wtrąćcie do tej zdziry, córki gubernatora... Piraci nawet w takich warunkach nie przejawiali odrobiny skrupułów. Nie wspominając o tym iż została do lochów zaciągnięta za nogi... Wrzucono ją do celi gdzie przebywała Elszen...

Tymczasem na pełnym morzu, cztery pozostałe okręty pirackie zniknęly gdzieś na horyzoncie... Wszyscy na okręcie usłyszeli donośny dźwięk rogu dochodzący z głębi archipelagu...

Sharra

Sharra

4.03.2007
Post ID: 9188

Sharwyn przyjrzała się córce gubernatora. Splunęła w twarz płaczącej dziewczynie.
- Kim jesteś? - zapytała Elszen. - I czemu splunęłaś mi w twarz?
- Nikim, kogo chciałabyś bliżej poznać. W każdym razie, ważniejszym niż ty. A splunęłam, bo nienawidzę takich mazgających się zdzir.
Mówiąc to, Sharwyn z łatwością rozerwała luźne więzy i przebrała się w przygotowaną dla niej przez piratów suknię.
- Ale... Oni bili cię... Związali...
- Takie tam małe przedstawienie.
Sharwyn wykonała salto do tyłu, potężnie kopiąc córkę gubernatora w podbródek, po czym wzięła swój miecz i wyszła na górę lochów.
- Cześć chłopaki!
- Wreszcie. Mam nadzieję, że małej idiotce sprawiłaś mały prezent?
- Owszem - powiedziała bardka, po czym kopnęła pirata w krocze.
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!! Za co to?
- Ty też mnie kopnąłeś, więc jesteśmy kwita. A więc? Co z nią robimy?

Dragonthan

Dragonthan

4.03.2007
Post ID: 9190

W celi obok córki gubernatora siedział Fristron, złapany przez piratów podczas ostatniego rajdu galeonów pirackich. Został pojmany na statku handlowym płynącym do Kalwadoru. Piraci pojmali magów, gdyż stwierdzili, że nadają się jako "materiał handlowy". Fristron został zamknięty na najniższym poziomie lochów, gdzie dochodzą niewielkie ilości światła... System lochów był dobrze zaprojektowany, nie można było z niego uciec, bez zwrócenia uwagi wartowników, których było w sumie 70-ciu w samych lochach i dalszych 150-ciu w obozie nad lochami...

Fristron

Fristron

4.03.2007
Post ID: 9191

Mag od kilku dni, wytrwale, gdy tylko czuł w sobie choć iskrę many, starał się zniszczył ogniwo łańcucha, którym był przytwierdzony. W dniu zaaranżowanego złapania Sharwyn Fristron był już wolny i przysłuchiwał się rozmowie kobiety i dziewczyny z sąsiedniej celi...
- To wszystko bardzo ciekawe - mruknął - ale sądzę, że czas się stąd jakoś wydostać...
Starannie zaplanował akcję. Najlepsze było to, że w jego celi została różdżka. Gdy ktoś próbował ją podnieść, ręka zaczęła mu się palić. Po trzech ciężkich przypadkach poparzeń dano sobie spokój i przykuto Fristrona łańcuchem do ściany. Teraz był już wolny i czekał na dogodną chwilę, a dokładniej na porę obiadową. Psychicznie przygotowywał się na to już wiele dni. Nie wiedział ilu ludzi będzie musiał uśmiercić...
Wreszcie oczekiwany moment dnia nadszedł. Strażnik wszedł do celi i postawił na stole talerz z (wyjątkowo, nawet jak na lochy, biednym) jadłem. Fristron szepnął w kierunku różdżki coś niezrozumiałego, co aktywowało czar Płonące Dłonie. Płomieniami trafił najpierw prosto w język, tak że z ust pirata dobywało się tylko rzężenie, a potem zapalił całą jego głowę. Szybkim ruchem zdjął z siebie łańcuchy i przykuł nimi strażnika do ściany. Potem wziął jego ubranie, zostawiając tu swoje, naciągnął głęboko kaptur (traf chciał, że strażnik nim się zajmujący chodził w głęboko naciągniętym na głowę kapturem), wziął różdżkę i skrył ją głęboko, po czym wyszedł z celi.
Skierował się prosto do wyjścia.
- Hej, Deck, gdzie się wybierasz?! - zawołał łysolek, strażnik córki gubernatora.
- Do toalety... - mruknął, przestępując z nogi na nogę.
- Słyszałem z celi jakieś rzężenie.
- Ty też czasem lubisz pokopać jeńca, no nie?! - poirytował się Fristron i pobiegł na górę. Potem korytarzem i wyżej... niestety, kiedy spojrzał w lewo zobaczył napis: WC. Jęknął i pobiegł do przodu. Ktoś za nim krzyknął:
- Urywasz się z pracy, co, kochaneczku?! ZATRZYMAĆ GO!
W tym momencie rozległ się krzyk, który mógł oznaczać tylko jedno: jego ofiara z celi została znaleziona.
- BRAĆ GO! - wrzasnął znowu ten sam głos. Mag się odwrócił, wyjmując różdżkę. Sękatym paluchem mierzył w niego jakiś staruszek w lekkiej zbroi. Zewsząd nadbiegali żołnierze. Fristron stawiając wszystko na jedną kartę zawołał:
- Zatrzymaj ich!
- Wolne żarty! ZABIĆ! ZABIĆ! BIJ, ZABIJ!
- Zatrzymaj ich, albo wszyscy zginiemy!
- Co?! - powiedział starzec, unosząc dłoń. Żołnierze się zatrzymali.
- Wolisz wielką kulę ognia o nazwie Serce Ognia, czy może Całun Płomieni, który wszystkich tutaj szybko spali?
- Co... - dopiero po chwili dotarły do niego słowa maga - Nie odważysz się!
- Odważę, odważę! - zapewnił go gorliwie Fristron - Skoro i tak mam zginąć to wolę pozabijać i was!
- Phi! - żachnął się ktoś z tyłu - on magiem?
Zamiast odpowiedzi Fristron rzucił Esencję Powietrza i Potęgę Wiatru. Duchy uniosły strażników stojących na schodach, a mag przemknął pod nimi. Na skraju umysłu kołatała mu się jednak dołująca myśl:
[i:4df7a2e1dc][b:4df7a2e1dc]To już koniec. Nie zdołam rzucić ani jednego czaru więcej... A tyle dni zbierałem manę...[/i:4df7a2e1dc][/b:4df7a2e1dc]
Wpadł do pustej celi. Znów był widzialny. Doczłapał do kąta i padł zemdlony.

Eru

Eru

4.03.2007
Post ID: 9192

- Co jest? - Eru przestał sie opierać o masz
- Hmm? - odezwał się Anthony
- Silna magia...
- Eee, jesteś przewrażliwiony - powiedziała Alavander
- Może... - Eru wysłał zaklęcie żeby sie upewnić - tak, na pewno mi się prztwidziało. Ale niepokoi mnie jeszcze ten dźwięk rogu.
- To faktycznie jest juz poważniejsza sprawa.
- Nie oznacza na pewno nic dobrego - wtrącił się Szept - powinniśmy jak najszybciej porzucić ten statek, czyli...
- Jak? Na pełnym morzu?
- Czyli wylądowac wreszcie na archipelagu i wziąść się za poszukiwanie księżniczki.
- Masz rację.
Jak zadecydowali, tak zrobili. Do zachodu słońca szukali przyjaznej zatoczki. Przed samym zachodem słońca ujżeli na horyzoncie kilka statków.
- Szukają nas
Gdy zapadły ciemności wpłyneli do jedej z bardziej zamaskowanych zatoczek. Wyładowali się na brzeg.
- Powinniśmy zniszczyć statek, żeby nie odnaleźli naszego śladu - powiedział Szept - pociąć na kawałki, albo wypchnąć na morze, bez masztu..., Deadareth mógłby przy pomocy magi powietrza wypchnąć go na pełne morze.
- A co z załogą?
- Hmm...
- Cisza! - szepnał Anthony.
Przez las otaczający zatoczkę błyskało światło. Na razie nie można było zorientować sie czy to jedna osoba czy więcej. Nagle światełko skręciło w strone drużyny.
- Nie zabijać - szepną Szept - wziąść żywcem, może się przydać.

Fristron

Fristron

4.03.2007
Post ID: 9193

Fristron obudził się w momencie, gdy złapał go za ramię jakiś strażnik i zaczał drzeć się wnibogłosy:
- JEST! MAM GO TUTAJ! JEST!
Fristron szybkim ruchem wyswobodził się, pobiegł do przodu, ale niestety tam stało już kilku strażników.
Miał zostać stracony jeszcze dziś.
Po penym czasie był już na placu, związany i zakneblowany. Wysoko nad sobą dojrzał Sharwyn, której głos słyszał już wcześniej. Zdobył się na najbardziej nienawistne spojrzenie, na jakie było go stać.
Minuty wlekły się powoli. Mag rozglądał się czujnie, rozważając możliwość ucieczki. Dostrzegł między "trybunami" przejście, otwartą bramę. Nikt się najwyraźniej nie spodziewał, by mag mógł uciec.
Na plac wkroczył kat. Powoli, statecznym krokiem podszedł do Fristrona i - ku zdumieniu wszystkich, nie wyłączając samego maga - przeciął więzy i wyjął knebel.
- BIEGNIJ! - ryknął, szczelniej okrywając się kapturem. Magowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Przebiegł obok skaminiałych piratów i doskoczył do skraju puszczy. Po chwili zniknął w niej. Przez głowę przeleciało mu, kim, u licha, był ten "kat", ale po chwili powiedział sobie, że i tak się nie dowie i poczuł straszny skurcz w żołądku. Przedzierał się przez las. Było tak mroczno, jakby była już noc. Rzucił czar Światło.
- Od razu lepiej - westchnął

DruidKot

DruidKot

4.03.2007
Post ID: 9194

Z lasu wyszedł średniej wielkości świecący mężczyzna. Zatrzymał się, gdy zobaczył drużynę gotową do ataku.
- Rzuć broń i podejdź. - powiedział Szept do człowieka.
- Kim jesteście? - zapytał nieznajomy nie ruszając się z miejsca.
- Nic ci nie zrobimy, podejdź...

Mężczyzna zrobił kilka kroków.

- A jeśli jesteście piratami, którzy ruszyli za mną w pościg? - zapytał.
- To i tak cię złapiemy, jesteś zbyt zmęczony, żeby uciekać. Poza tym, wrogowie naszych wrogów są zazwyczaj naszymi przyjaciółmi.

Przybysz podszedł do drużyny.

- Jestem Fristron Srebrny, mag z Avlee. - przedstawił się.

Thurvandel

Thurvandel

4.03.2007
Post ID: 9195

***

- Jeżeli to co mówisz Fristronie jest prawdą, nie jest dobrze... - pokręcił głową Eru.
- A jaką mamy gwarancję, że nie łże? - sceptycznie rzuciła Nami.
- Żadnej nie mamy, jednak primo pośród piratów rzadko zdarzają się magicy, zbyt opłacalna fucha, by się piracić gdzieś po morzach, po drugie wystarczy na niego spojrzeć i wiadomo, że mówi prawdę - wesoło powiedział Alavander.

Rzeczywiście Fristron nie wyglądał zbyt dobrze. Twarz blada i zmęczona, cienie pod oczami, włosu zmierzwione zwisały bezładnie na ramiona. Na słowa maga uśmiechnął się smętnie.

- Tak więc sytuacja wygląda mizernie... z konspiracji i zakradania się nici, a Sharwyn okazała się zwykłą zdradziecką zołzą... Dobra wiadomość to ta, że córka gubernatora żyje - podsumował Anthony - więc ekipa... co robimy?
- Ty tu jesteś dowódcą Kruku - mruknął Szept - jednakowoż Sharwyn proponuję ukatrupić po drodze bez żadnych ceregieli.
- Popieram - dodał Thurvandel - za zdradę stryczek, a jak nie będzie okazji, albo sznura to jakoś zwyczajniej, byle nie chlapało...
- Się zobaczy... nie ma co mitrężyć... piraci o naszej obecności wiedzą, więc musimy się sprężać i jakoś wedrzeć do tych lochów. Fristronie... dałbyś radę poprowadzić nas do tych lochów? - dziarsko podjął Edwards.
- Postaram się... - westchnął mag
- Wypij to wpierw... a to później - elf wręczył magowi manierkę i niewielką buteleczkę z brązowawym płynem.
- Co to?
- Mikstura na wzmocnienie - medyk wskazał na buteleczkę - a to miód na chęci - wesoło potrząsnął bukłakiem.

DruidKot

DruidKot

4.03.2007
Post ID: 9196

- Ale... jak to sobie wyobrażacie? Tak po prostu wejdziemy na dziedziniec i do lochów? Chyba przydałoby się odrobinę więcej ostrożności...

Fristron

Fristron

4.03.2007
Post ID: 9197

- Prawdę mówisz, Alavanderze... przykro mi, ale ja, mimo tej miksturki, jestem zbyt wyczerpany by myśleć - rzekł Fristron
- Chyba że... - mruknął Krwawy Kuk, a wszyscy spojrzeli na niego
- Myślę, że można by część piratów odciągnąć. Tylko że ktoś musiałby posłużyć jako... żywa przynęta.
Istniało bardzo duże prawdopodobieństwo, że pozostali strażnicy ich złapią, albo że przynęta zginie... jednak coś pomagało. Tak więc Alavander powiedział, że to jest dobre, ale jako część planu, bo nie mogą sobie wejść z transparentami "Chcemy uwolnić córkę gubernatora!", a wejście na dziedziniec to podobne ryzyko. No i została jeszcze kwestia, kto ma posłużyć za przynętę...
- Szkoda że Sharwyn już tu nie ma... - mruknął Anthony.