4.03.2007
Post ID: 9246
|
Szli tak jeszcze kilka mil, zmęczenie cały czas się zwiększało. Aż nagle wyszli na polanę na której znajdował się mały domek. A mały domek nie przejmując się niczym w najlepsze sobie... płonął. Wypadło z niego trzech ludzi, jednego w biegu skosiły dwa bełty. Dwaj pozostali gdy tylko otoczyli ich reptilioni stanęli do siebie plecami i rozpoczęli walkę.
Na wzgórzu ujrzeli znaną sylwetkę jaszczura w karmazynowej szacie.
--Dragonthan oparł się plecami do Bhina... żałował że przyjął to zadanie... ale skąd miał wiedzieć że tak to się zakończy ? Nie dalej jak tydzień temu w karczmie "Burżujska Gęba" w Tranutis dosiadł się do niego i jego kompani jakiś człowiek w karmazynowej szacie. Zaoferował 50 tysięcy sztuk złota za powstrzymanie jakiejś grupy jadącej do Tranutis. Potem bez ostrzeżenia wysłał im wiadomość by się spotkali w tym domku... a wtedy zaatakował. Bhin ostatni z kompani Dragothana spóźnił ripostę i zwalił się na ziemię przeszyty mieczem. Dragonthan natychmiast pomścił towarzysza ale został okrążony przez ponad 20 jaszczurów... Jedyne co mu pozostało to zginąć w walce.
|
4.03.2007
Post ID: 9247
|
Nie myśląc wiele, bez porozumiewania się drużyna zaatakowała jaszczurki. Alavander predarł się przez krąg, do mężczyzny. Korzystając z umiejętności [i:f0be8882a8]Teorii Czarów[/i:f0be8882a8] i [i:f0be8882a8]Magii Życia[/i:f0be8882a8] użył dwukrotnie zaklęcia Powstrzymanie Krwotoku. Poczuł zmęczenie, ale wiedział, że to nie ma znaczenia. Coś dziwnego mówiło mu, że mężczyzna MUSI przeżyć. Skoncentrował się zapominając o wszystkim. Po całych dwóch minutach prób skoncentrowania się rzucił jeszcze Leczenie Ran Trzeciego Stopnia. Zemdlał... Przed upadkiem na ziemię zdążył jeszcze tylko zobaczyć Cobalta i Grumbellgasta niszczącego szyki jaszczuroludzi i wbijającego się do środka kręgu by kontynuować nieprzerywany taniec śmierci...
|
4.03.2007
Post ID: 9248
|
Niestety zawsze użyteczna odporność na magię tym razem przeszkodziłą Dragonthanowi osłabiając moc leczenia, które rzucił Alavander. Wojownik był zbyt zmęczoy aby w pełni wykorzystać swój talent do władania mieczem. Rzucił go na bok i wyciągnoął dwa sztylety zza pasa. Było mu lżej atakować. Trzech Jaszczuroludzi otoczyło go i zaczęli zadawać ciosy mieczem. Jednak jego stary płaszcz ze smoczych skrzydeł w końcu na coś się przydał. Ciosy zadane mieczem były słabsze, mimo to dalej odczuwalne. Jeden z Jaszczurów pchnął miecz w kierunku pleców Draga, lecz ten uchylił się w dół i wbił miecz w gardło gada. Drugim sztyletem rzucił w kolano drugiego jaszczura, trzeciemu podcioł nogi. Chwycił leżący miecz i ściął głowe jednemu a drugiemu wbił w brzuch. Podniósł się do góry i nagle dostał w łeb kawałkiem drewna, po czym upadł na ziemie. Zdołał kopniakiem wytrącić miecz atakującemu gadowi, lecz ten rzucił się na niego. Zaczęli się szarpać. W takiej sytuacji Drag miał przewage. Jego rękawiczki ze smoczych łusek miały ostre zakończenia przy kościach palców i jednym ciosem rozciął twarz jaszczura na strzępy, lecz rzuciło się na niego następnych trzech gadów...
|
4.03.2007
Post ID: 9249
|
Lecz to nie był koniec – chwile później zaczęły napływać niewiadomo skąd nowy oddział jaszczurów . Drużyna myślała , że to już koniec gdy nagle jeden z nich zauważył że ziemia się porusza i zaczynają z niej wychylać się ręce a następnie całe ciała . Okazało się że są to dziesiątki zombie oraz szkieletów lecz zaczęły atakować jaszczury zamiast jak zdawało drużynę . po chwili gdy ożywieńcy się ż nimi rozprawili rozsypali się a zamiast nich ukazał się nieznajomy z laska i płaszczem która zakrywała jego całe ciało.
-Kim jesteś? - spytał Dragonthan nieznajomego.
-Nazywam Nagash – po czym zrzucił płaszcz a przed nimi ukazało się ciało z samych kości – Jestem wędrownym arcyliszem i szukam pewnego amuletu . A wy jak sadzę jesteście tą grupą która wędruje do gór pazura.
-Tak a skąd wiesz
-Dostałem zlecenie ...
-Jakie? – zapytał Ghost
-Takie że mam was sprzątnąć .
-Aha to już wiemy czemu się tu zjawiłeś.
-Nie przyjąłem jej ponieważ nie mam czasu na takie rzeczy ale ja na waszym miejscu bym uważał bo oni proponowali mi mnóstwo złota za zabicie was i mogli również to zaproponować komuś innemu ..... i ten ktoś mógł się zgodzić .A tak wogle to po co zmierzacie
-Długa historia.
-No dobrze więc ruszajcie i strzeszcie się . – po czym zniknął bez śladu.
|
4.03.2007
Post ID: 9250
|
- Nie no po prostu bombowo - powiedział Islington
- Zanim zaczniemy się zastanawiać czemu nas tu przeteleportowali zajmijmy się nimi - powiedział Isc wskazując na oddział reptilioów biegnących w ich stronę. Islington długo nie czekał i natychmiast zaczął zrzucać kamienie na reptilionów, którzy zaniechali pomysłu atakowania ich.
- No to jeden problem z głowy - powiedział Isli. Nagle pojawił sie jakiś cień, potem dwa cienie. Cała trójka spojrzała w górę.
- Wiwerny! - krzyknął Isc
- Tutaj - pokazała Nami. Natychmiast wbiegli do jakiejś groty.
Było strasznie wilgotno. Wiwerny wylądowały tuż koło wejścia do groty.
Nami znalazła korytarz wgłąb groty, która okazała się być jaskinią.
- Słyszycie? - zapytał Isc
- Hmm dziwne - powiedziała Nami. Słyszeli dźwięk jakby uderzania patyka o patyk.
- Wiem co to jest - powiedział Islington - To lisz i jego sługi...
|
4.03.2007
Post ID: 9251
|
Wejście do Jaskini zablokował oddział szkieletów. - Ups - skwitował Isc
- Nie znowu - Islington wzniósł oczy ku niebu... tzn. sklepieniu jaskini - Wejdzcie - rozległ się z głębi pieczary ichy głos - Chyba nie mamy wyboru - zadecydowała Nami i ruszyła Na kościanyn tronie siedział licz, karmiąc smoka cienia... - Witajcie... - zaczął - to wy szukacie świątyni Saariusa ? - nie czekając na odpowiedź kontynuował - jeśli tak pospieszcie się... dwie inne grupy szukają amuletu... może was to zainteresuje ale jedną rządzi jaszczur w karmazynowej szacie. A teraz odejdźcie. - - Dlaczego nam pomagasz -zapytał Nami
- Bo mam wtym interes - uciął licz - A teraz idźcie... i pamiętajcie o Pierwszym Prawie Otchłani... już działa przeciwko wam - Odeskortowani przez wampiry bohaterowie znaleźli się u wejścia jaskini... po wiwernach nie było śladu.
|
4.03.2007
Post ID: 9252
|
Islington z wrażenia wyciągnął fajkę i zaczął ją ćmić
- Pamiętacie gdy Den mówił nam o tych przeklętych Rylishai? - spytał
- Widzicie, te stwory zostały stworzone przez smoka. Co więc do listy reptilionów i jaszczura w karmazynowej szacie dodaje jeszcze smoka.
- Ciekawa kompania - podsumował Isc
- Teraz chyba rozumiem, czymu Lisz nas wypuścił - dodała Nami
- Bo nie lubi tego konkretnego smoka?- powiedział Islington - Może...-
Zaczęło zmierzchać, cała trójka postanowiła odpocząć, bo wiele się w końcu działo ostatnimi czasy. Islington ostatni pełnił wartę i właśnie wtedy zaczęły go nachodzić różne myśli.
[i:0ae8601547]Jakie jest to peirwsze prawo otchłani?[/i:0ae8601547] [i:0ae8601547]I jeśli tak jak mówił Lisz, ono już na nas wpływa to w takim razie jak?[/i:0ae8601547] Wniosek był jeden. Musieli się spieszyć i to bardzo. Islington popatrzył w niebo i nagle zamarł. W odległości jednego dnia drogi widać było ogień.
Islington nie wiedział, czy to wioska, las, czy miasto.
Rano powiedział o tym towarzyszom i ruszyli w dalszą drogę. W stronę, gdzie wydawało się im, że jest światynia.[/i]
|
4.03.2007
Post ID: 9253
|
Gdy tak szli i szli nagle niewiadomo skąd pojawił się jakiś człowiek..... miłą podarte ubranie i wyglądało na to ze z kimś właśnie skończył walkę.
-Kim jesteś
-Jestem jednym z tych którzy się wybrali w poszukiwaniu amuletu. Nie zbliżajcie się bo zginiecie . Oni was zabiją zabiją !!!!
-Ale kto
-Nie ma czasu oni po mnie idą już po mnie idą . – po czym zaczął biec w kierunku lasu a gdy wbiegł do niego dało się słyszeć straszny krzyk a następnie ryk i kawałek głowy nieznajomego upadła u nóg Isla .
-Co to było ?? – spytał Isl który przed chwilą zorientował się że głowa leży u jego stóp.
-Nie wiem ale to było coś groźnego. –mówiąc to ruszyli w kierunku w którym pobiegł nieznajomy lecz nie było tam żadnego śladu oprócz kawałka wypalonej ziemi i resztek z ciała człowieka.
|
4.03.2007
Post ID: 9254
|
- To jakiś wariat - powiedział Isli
- Nawet wariatów trzeba traktować poważnie - powiedział Isc
- Dobra, tylko czemu mieliśmy się do niego nie zbliżać i jeśli on szuka amuletu to czemu nam o tym mówi? - spytała Nami
- Może ma problem ze sobą - burknął Islington. Popatrzyli na kawałek wypalonej ziemi. Nie było wątpliwości, że to ich rozmówca był za to odpowiedzialny.
- Znajdziemy go - powiedział Islington - I wtedy wyciągniemy z niego wszystko... - Spokojnie Isli - Isc złapał maga za ramię - pamiętaj o naszym zadaniu.
Mamy odszukać Amrana i Delein i to powinien być nasz priorytet.
Życie ludzkie jest ważniejsze od świątyń i amuletów.
- Tak - Isington uspokoił się - Masz rację
Ruszyli w TRÓJKĘ przed siebie wsłuchując się w szum lasu.
|
Mistrzyni Zagadek
Nami
4.03.2007
Post ID: 9255
|
Jeden dzień wędrówki minął bez większych przeszkód. Po drodze spotkali tylko dwie sarny. - Ściemnia się, powinniśmy rozbić tutaj mały obóz i przenocować - zaproponowała Nami.
- No, w sumie racja, jakiś zmęczony się robię - odpowiedział Isli
- To rozłóżcie obóz ja przejdę najbliższą okolicę w poszukiwaniu czegoś do jedzienia - powiedział Iscu.
- No, ok - odpowiedziała Nami, wyciągając posłanie. Po jakiś 20 minutach Iscu wrócił z trzema małymi króliczkami.
- To nie dużo, ale zawsze coś - stwierdził.
Nami rozpaliła ogień.
- Kto staje na warcie? - zapytała elfka.
- Eeee no... - odpowiedzieli mężczyźni.
- No dobra ja będę pierwsza, obudzę któregoś z was za trzy godziny.
Po zjedzeniu skromnego posiłku Iscu i Isli położyli się spać. Nami natoomiast wytężyła wszystkie swoje elfickie zmysły i czuwała.
|
4.03.2007
Post ID: 9256
|
- Nie wiem jak wy - rzekł Drag do reszty, która uratowała mu tyłek - ale ja sobie troche odpoczne. I położył się pod drzewem, oglądając swój płaszcz.
- Co się tu wogóle stało? - spytał Grumbellgast
- A jak myślisz? Zostałem oszukany przez tego wariata w karmazynowej szacie...
- Ciekawe - rzekł Cobalt - jak widać jest on nie tylko naszym znajomym - powiedział ironicznie
- Wy poszukujecie jakiegoś amuletu? Bo ty chyba was miałem powstrzymać... - Ghost wziął głęboki wdech - ...no co? dostałem zlecienie... tyle...
- Dobra dobra! już nie kombinuj, pewnie ta walka była ukartowana...
- Skoro tak to czemu on - wskazał na Alavandera - rzucił na mnie czary leczenia? Czemu pomogliście mi? Nikogo nie prosiłem o pomoc... - i zaczął czyścić swój miecz
|
4.03.2007
Post ID: 9257
|
- Cóż... To się staje odrobinę irytujące. Kim jest ten Denedaktośtam? I po co ma tylu wrogów? To wszystko jest bez sensu. Wysyła nas na zwiady, żebyśmy wywęszyli nawet-nie-wiemy-co, i jeszcze nas głupie gady atakują. Bleeh. - Al usiadł pod drzewem. - To nie dla mnie. Zlecenia, zabójstwa, walki...
- Może powinniśmy dom przejrzeć?...
- Może i tak, ale on już spłonął. Po domu zostało nic.
|
4.03.2007
Post ID: 9258
|
Przeszukując szczątki domu nic nie znaleźli oprócz bełtów mieczy i ciał. Znudzeni podróżą usiedli pod drzewem i odpoczywali. Gdy tak siedzieli i siedzieli nad ich głową przeleciał kościany smok i zrzucił im jakiś kawałek papieru na którym było napisane:
[i:8a9846b9ee][b:8a9846b9ee]„Jak już się dowiedziałem podążacie po amulet..... jeżeli chcecie się wielu rzeczy dowiedzieć oraz sporo zarobić to przyjdźcie do mej tymczasowej groty na wzgórzu . Widać ją ..... jest tuż przed wami . Śpieszcie się nie ma czasu do stracenia a czas to pieniądz .... Możliwe że wasz przyszły zleceniodawca lisz Sandro potężny 5”[/b:8a9846b9ee][/i:8a9846b9ee] -Jak idziemy? - spytał Drag
|
4.03.2007
Post ID: 9259
|
Islington wziął sobie do serca to co powiedział Isc [i:2803eab599]Musimy uratować Delein i Amrana. Oni są najważniejsi. Pozatym może wiedzą więcej niż my[/i:2803eab599] Na swojej warcie Isli skoncentrował się i zaczął ich szukać w promieniu pięciu mil. Nie wyczuł żadnej żywej istoty. - Dziwne - mruknął
- Co takiego? - spytał zbudzony Isc
- Tu teoretycznie nie ma nikogo. Ktoś blokuje moje zaklęcia! - Islington skoncentrowął się raz jeszcze. Teraz szukał źródła, czegoś co umożliwi mu odnalezienie pokrętnego blokującego.
- Nic - mruknął znowu - jestem za słaby na takie rzeczy
- Nie przejmuj się, każdemu zdarza się mała porażka- pocieszał go Isc
- Mała!? Chyba raczej ogromna! Nawet nie wiemy gdzie oni są
- Chyba wiemy - odezwała się Nami, ktra też się zbudziła. W rękach trzymała złamany miecz - Nie wiem, czy to coś pomoże, ale...
Na rękojeści było napisane [i:2803eab599]Amran, wojownik smoczej stali[/i:2803eab599]
|
Mistrzyni Zagadek
Nami
4.03.2007
Post ID: 9260
|
- Co robimy dalej? w okół sam las... No oprócz tego szczytu gór, który się przebija ponad koronami drzew - stwierdziła Nami
- No to idziemy w tamtą stonę.. bo po lesie możemy błądzić dniami a nawet tygodniami - powiedział Iscu Po kilku monotonnych godzinach wędrówki w stronę góry wyszli z lasu...
|
4.03.2007
Post ID: 9261
|
Siedząc pod drzewem Cobalt,Grumbellgast, Alavander, Yaptran i Dragonthan zastanawiali sie nad tym czy iść do jaskini .
-Mamy wybór albo czekamy tutaj i zastanawiamy sie jak przetrwać kolejny dzień . - powiedział Alvander znudzony do reszty
- Ja tam jestem za póściem ! - odparł Grumbellgast - co mamy do stracenia
- A jeżeli to pułapka -powiedział pełen obaw Yaptran
- Jak to pułapka to ich pozabijamy a jak to prawda to zarobimy i dowiemy sie wielu rzeczy natomiast jeżeli nie pójdziemy to prawdo podobnie naśle na nas swoje bezmózgie zombie...
- Masz racje Cobalcie ale nie znamy ich liczby wiec nie wiemy czy to oni nas nie pozabijaja . - odezwał sie dotąd milczący Dragonthan Po krótkiej naradzie wyruszyli w strone jaskini ........... - Już niedaleko tylko kilka metrów - mówił sapiąc Yaptran
Wspinaczka trwała jeszcze z 5 minut po czym doszli do wskazanej na mapie jaskini gdy tylko weszli od razu obok nich pojawiły się szkielety a za nimi stały kolejno regimenty nieumarłych .
-Więc gdyby zasadzki to raczej szans nie mamy żeby zrobić rzeź - powiedział prawie szeptem Grumbellgast do stojącego Cobalta
-Też mi się tak wydaje , jest za dużo liszy - odparł równie cicho Alvander
-Może najpierw dowiemy się o co chodzi a potem się będziemy zastanawiać nad resztą ? zaczął uciszać resztę Dragonthan.
Gdy drużyna tak szła i szła wydawało się że jaskinia nie ma końca aż nagle zobaczyli jasne światło z pochodni przecinające mrok . Gdy nawet nie zdążyli się rozejrzeć dobiegł do nich głos dobiegający z rogu komnaty .
-A więc jednak przyszliście... świetnie .... ? odparł nekromanta siedzący na kamiennym fotelu .
-Kim jesteś i czego od nas chcesz ? spytał złodziej Grumb....
-Przecież już wam mówiłem że jestem Sandro 5 a to ? potężny? sobie wymyśliłem żeby groźnie brzmiało. Pytasz co od was chce .... chce abyście wykonali dla mnie pewne zlecenie... od bardzo dawna szukam pewnego amuletu.... znajduje się on w świątyni zresztą dam wam mapę ...... dam wam hmmm po 50 sakiewek ze złotem.....
-W czym jest haczyk ? spytał pełny niepewności Alvander
-No właśnie chciałem wam to powiedzieć.... haczyk jest w tym że ten amulet ma strażnika..... z którym sam sobie nie poradzę dlatego chce abyści wy go dla mnie zdobyli ....
-Ale przecież my już mamy zlecenie od kogoś innego na ten amulet....
-A nie sądzicie że on was oszukuje ...... nic wam nie powiedział że będzie strażniek atakują was wszyscy ze wszystkich stron od lizardmenów zaczynając a na smoku kończąc ....
-No może i tak.....
-Nie wierzycie mi spójrzcie w moje oczy i zobaczcie czy one mogą kłamać
Po chwili gdy cała drużyna spojrzała zorientowali się że przecież on nie ma oczu . Gdy tylko to odkryli zaczęło się robić ciemno a gdy już się rozjaśniło byli przy tym samym domku który niedawno płonął i nie wiadomo czemu wszyscy nagle nie mieli nic przeciwko żeby wyruszyć na tę wyprawę a nawet sami tego chcieli ? tak jak by ktoś nimi kierował. -Zorientowali się że ich zahipnetyzowałem
-Nie panie ? odrzekł przestraszony szkielet
-Dobrze teraz zajmiemy się drugą grupą ... a tak wogle to kim oni są i gdzie dokładnie zmierzają
-Iscandel ? Półelf , Nami ? Elfka oraz Islington ? Elf ..... wiemy jedynie że zmierzają w stronę Gór Pazura a idą tam po...
-Milcz głupcze myślisz że nie wiem Przecież nie przeciągał bym ich na swoją stronę gdybym nie miał w tym swojego interesu......
-Idą uratować Delein i Amran - druidkę i wojownika - odparła mumia stojąca z kamiennym fotelem lisza .
-Ale po co ci wojownik panie przecież masz tyle wojska
-Ty nędzny szkielecie mogę cię zmieść jednym spojrzeniem a ty jeszcze kwestionujesz moje rozkazy? ? zaryczał wściekły lisz .
-Skoro tak bardzo chcesz wiedzieć to potrzebna jest mi tylko druidka ! Tylko ona będzie potrafić złączyć ze sobą te dwa amulety..... ? mówiła równie spokojnie jak przedtem mumia.
-Ale przecież my mamy tylko jeden amulet
-Ty głupi szkielecie właśnie po to wysłałem tamtą grupę Żeby zdobyli dla mnie amulet . Ty imbecylu!!!! ? nekromanta był już u progu furii gdy nagle przyleciała zjawa i powiedziała :
-Panie Znaleźliśmy te elfy które kazałeś nam znaleść .
-Śwetnie w takim razie wyślemy do nich list ? dodał z uśmiechem na twarzy lisz ( co zdarzało mu się tylko wtedy gdy był blisko spełnienia swego celu).
-Bierz pergamin i pisz ....... ? po kilku minutach milczenia spytał ? Już ?? tak panie już gotowe w takim razie wyślij tam drakolicza niech się lepiej spręży bo zaraz ich zgubi .
Po chwili smok był już w drodze i widząc obóz zrzucił pergamin w dół a po chwili usłyszał walnięcie i jęk bólu ? Islington dostał prosto w głowę ale wtedy smok miał pewność ze pergamin ten zauważą.....
Po chwili gdy się odwrócił widział już całą drużynę czytającą list i przyśpieszył lotu do jaskini. [size=9:c14d975c28][b:c14d975c28]Ghost: Scalone przez Ghosta Cynika Idiotę Chama Złośliwca "Nieudanego" Grumbellgasta...[/size:c14d975c28][/b:c14d975c28]
|
4.03.2007
Post ID: 9262
|
Grumbellgast nagle... wyparował.
- Co się do diabła dzieje?! - krzyknął Alavander, też czując, że znika.
WoGle wszyscy parowali.
- NA CHWAŁĘ IMPERATOORAAAAA!
Wszyscy usłyszeli donośny, męski głos. Przestali znikać, poczuli przypływ sił i energii. Nagle doczołgał się do nich mężczyzna w złoto-czerwonym pancerzu, z flagą w ręku. Podpełzł w miejsce, gdzie niedawno stał Grumbellgast, i wbił flagę w ziemię.
- Przyjacielu... - jęknął, po czym zemdlał. Przybysz obudził się, leżąc na ziemi w lesie. Wokół stali Alavander, Cobalt, Yaptran i Dragonthan.
- Nie udało mi się go ocalić... - powiedział mężczyzna po chwili, dotykając ręką czoła. Na oko był mocno po trzydziestce.
Był ubrany w złoto-czerwony pancerz, zaś na prawym naramienniku widać było czarnego kruka otoczonego krwią. Nieznajomy miał za pasem trzy rzeczy - wielki, czarno-złoty młot, długi, biały miecz i dziwną broń dystansową.
- Kogo? Grumbellgasta? - zapytał Yaptran.
- Ta... Miałem uratować i jego, i was. Was zdążyłem, jego nie... Mam na imię Anthony Edwards, pseudonim Krwawy Kruk.
Tu Anthony zrobił pauzę.
- Powinienem zastąpić wam dawnego towarzysza podróży... Ale nie będę się narzucał, to wasz wybór.
Wszyscy przytaknęli, i oddali przybyszowi broń.
- Dlaczego zemdlałeś? - zapytał Dragonthan.
- Za każdym razem, gdy tak krzyczę, odbieram sobie fragment sił życiowych... Nie na długo, oczywiście. Czuliście przypływ energii, prawda? - powiedział Edwards po czym wstał, założył plecak, włożył miecz za pas i podniósł młot oraz dziwną broń.
- To ARM-EW. Automatyczna Ręczna Magiczno-Energetyczna Wyrzutnia.
Broń zaraz zabrał mu Yaptran, i dokonał szczegółowych oględzin. Wystrzelił z niej parę razy, wyczyścił jej lufę i kryształ, po czym oddał Anthony'emu.
- Muszę wam powiedzieć parę rzeczy na temat waszych przyjaciół... Słuchajcie...
|
4.03.2007
Post ID: 9263
|
- Chwila! Chwila! Skąd mamy wiedzieć, czy to nie jest jakaś sztuczka? Coś czuję, że ten lisz chce nas wykiwać i to w bardzo perfidny sposób... Pomyślcie logicznie - zaczął tłumaczyć Drag - przez cały czas stara się, abyśmy dotarli do tego amuletu jak najszybciej, tak jakby ktoś miał nas uprzedzić, albo...
- Albo co? - spytał podejrzliwie Alavander
- ... po prostu chce aby nasza uwaga odwróciła się od waszych przyjaciół idących do Gór Pazura...
- A niby skąd wiesz że ktoś tam idzie? - spytał Cobalt
- W jaskini głosy roznoszą się dalej niż się wam wydaje... trzeba tylko wytężyć bardzo słuch... Lisza słyszałem jeszcze kawałek przed wyjściem z jaskini...
- Ty coś wiesz Drag... tylko nie chcesz powiedzieć... - pytał podjerzliwie Yaptran, obchodząc Draga do okoła...
- Ja po prostu staram się zrozumieć sytuację... mówię wam... on coś knuje... przecież zależy mu na tym amulecie bardziej niż innym... a na dodatek chce abyśmy tam poszli sami... nawet nie wysłał żadnych szpiegów... pomocników... kilku truposzy nawet nie dał... przecież ma tam tego mnóstwo, więc o co mu chodzi... on coś knuje... mówię wam... Więc Krwawy Kruku, co za wieści masz? Może pomożesz nam rozwikłać tę całą zagadke...
|
4.03.2007
Post ID: 9264
|
- Nie wiem wiele, udało mi się podsłuchać tylko fragment rozmów... Ktoś na nich poluje. Jakiś potężny nieumarły. Zesłał im pergamin z wiadomością, niestety nie wiem jaką. Ale wiem jedno. Chce im zrobić kuku, i to duże...
|
4.03.2007
Post ID: 9265
|
Po chwili niezręcznego, grobowego milczenia Dragonthan skwitował - Jak na chwilę obecną i tak nic nie wymyślimy. Wszelkie nasze domysły na chwilę obecną opierają się na przypadkowo spotkanych osobach, niejasnych relacjach i ciągłej bieganinie. Potrzebujemy poszlak. Proponowałbym przede wszystkim wrócić do miejsca, w którym dostaliśmy się pod wpływ czaru dezintegrującego i śmierci naszego dzielnego druha Grumbellgasta. Być może, że w pośpiesznej ucieczce coś umknęło naszej uwadze, a przecież grupowa dezintegracja jest na tyle silnym zaklęciem, że zawsze pozostają po nim jakieś ślady w otoczeniu.
- Myśl niezła, ale skąd masz pewność, że to coś co rzuciło czar, nie zaatakuje znowu? - mruknął Kruk
- Nie mam. Jednak musimy zaryzykować, a przy okazji zachować odrobinę ostrożności. Cobalt... ty biegłeś tu pierwszy, gdy my z tyłu dźwigaliśmy nieprzytomnego Kruka. Pamiętasz tę drogę?
- Pytanie. Ja zawsze pamiętam ścieżki po których stąpam.
- W takim razie w drogę - podsumował Yaptran. Drużyna ruszyła raźno przed siebie, podążając za Cobaltem. W lesie panowała głucha cisza, przerywana z rzadka ponurym krakaniem leśnych gawronów. Las gęstniał, a słońce chyliło się ku zachodowi. * - WSPANIALE! Po prostu cudownie. Zabłądziliśmy. A pytał Drag czy pamiętasz drogę! - wydarł się na całe gardło Alavander
- Nie moja wina, że wszyskie ścieżki w tym lesie wyglądają identycznie – żachnął się skrytobójca
- No trochę nie w porę nas o tym informujesz!
- Spokój tam ekipa. Nie widzę, aby obecna sytuacja diametralnie się różniła od poprzedniej, gdy Kruk do nas dołączył – wtrącił Yaptran – wtedy celu nie mieliśmy sprecyzowanego, teraz wiemy co robić, a mianowicie znaleźć jakieś miejsce na nocleg. Co do ścieżek w tym przeklętym lesie, to Cobalt ma rację. Zresztą, ja cały czas miałem wrażenie, że idziemy w dobrym kierunku. Teraz poszukajmy miejsca, w którym się przekimamy przez noc.
- W środku puszczy?! Noc idzie... za godzinę końca nosa nie będzie widać
- Dlatego zdamy się na nosy... w końcu zawsze jest on bliżej celu niż oko. Idziemy dalej. Drużyna kontynuowała marsz wzdłuż leśnej ścieżki. W ponurym sosnowym borze coraz częściej dało się wychwycić buki i olchy, a runo zaścieliło się zielonym dywanem jagodzin i paproci. W pewnym momencie gnom gwizdnął przeciągle. - No... stare gnomie przysłowie, by nos stawiać przed oczyma, sprawdziło się. Czujecie zapach ziół?
- Aha... rzeczywiście, a i znalazło się źródło przyjemnych woni – rzucił Cobalt Rzeczywiście. Naprzeciw nich jak z podziemi wyrosła niewielka, zapadła chatynka, całkiem zgrabnie wkomponowana pomiędzy dwa pękate pnie buków. Z niewielkiego komina wesoło wydobywał się gęsty, wonny biały dym, który łożył się przy gruncie, tworząc jakby mgiełkę. - I fajnie... kto zapuka?? * Drzwi chatki były uchylone. W środku, pośród stosów opasłych tomiszczy i mnóstwa różnej wielkości buteleczek krzątała się jakaś chuda i blada postać. Sama chatka miała jedną izdebkę w strategicznych miejscach jak sypialnia, czy toaleta odgrodzoną kotarami. W kącie stała jakaś dziwna i skomplikowana aparatura, a nad niewielkim kominkiem na środku północnej ściany wisiały pięknie zdobiona lutnia, pęki suszonych ziółek oraz czarny, kompozytowy łuk. - ekhm... – chrząknął Dragonthan Nieznajomy podskoczył wyrwany od swego zajęcia, którym okazało się być rozdrabnianie jakichś osobliwych ziół. Był elfem. - W czym mogę panom pomóc? – spytał niepewnie zielarz, jednocześnie drugą ręką sięgając powoli w poły swojego szarego brudnego płaszcza
- To zależy co nam możesz zaoferować. Zasadniczo szukamy jakiegoś kąta na nocleg oraz ciepłej strawy i napitku. Więc jeżeli stare obyczaje pustelników nie upadły, a pustelnikiem zapewne jesteś, powinieneś wędrowców ugościć i przenocować – podjął Cobalt - aha... i nie musisz sięgać po ten sztylet pod płaszczem. Nie jesteśmy wrogami.
- Zobaczę co da się zrobić pomimo, że nie jestem pustelnikiem. Jestem zielarzem i uzdrowicielem, a nazywam się Thurvandel. Pierwszy i ostatni chyba lodowy elf w tej części świata. Prosiłbym zatem o szacunek dla chodzącego reliktu i pukanie do drzwi przy wszelkich składanych przez panów wizytach.
- Przepraszamy za drobne niedopatrzenie.
- Przeprosiny przyjęte – elf uśmiechnął się półgębkiem – usiądźmy więc przy odrobinie pieczystego, jak każą stare obyczaje i opowiedzcie mi co sprowadza was w moje skromne progi, bo przecież nikt nie zapuszcza się na co dzień w te dziewicze lasy.
|