Oberża pod Rozbrykanym OgremBaśniowe Gawędy - "Zakątek, a więc... Advena, saluta domi!" |
---|
Archidyplomata Kameliasz28.07.2010Post ID: 57025 |
- Cóż, nigdy nie potrafiłem kombinować na głodniaka. - Po czym ćwierćsmok zwrócił się do leżących na podłodze "efektów ubocznych" tymi oto słowami: |
Archidyplomata Kameliasz30.07.2010Post ID: 57062 |
Aries wrócił. Zaspokoił swój głód, toteż mógł się zająć ważniejszymi sprawami. |
Sulia31.07.2010Post ID: 57067 |
Sul zerknęła na Kameliasza i jego różdżkę z pewnym powątpiewaniem. - Morf - elfka wskazała palcem gościa, który w najbliższym czasie narobiłby w Zakątku sporo problemów, gdyby zostawiono go samego. Morf bezszelestnie i błyskawicznie znalazł się nad Kameliaszem, chwytając w dziób różdżkę, by następnie rozsiąść się wygodnie na ramieniu Sulii. Kłopotliwy sprzęt znalazł się w posiadaniu Gospodyni. Kama jednym słowem zamurowało. - Przechowam ją przez jakiś czas. Zakątek można doprowadzić do porządku i bez czarodziejskich sztuczek. Wiesz, gdzie są miotły. I nie wiem, kogo chcesz cucić skoro Sandro jest jedynym gościem jak na razie. Za szczury serdecznie dziękuję, ale one to pewnie żyły sobie w najlepsze do tej pory. Ta dzisiejsza młodzież... - Sul westchnęła i podała różdżkę Fergowi. - Zaopiekuj się nią i miej oko na Kama. Żadnych wygłupów. - Ostatnie słowa, choć wypowiedziane z uśmiechem, kryły coś niewyobrażalnie groźnego. - Ja muszę odwiedzić Pałac. Aha, kuchnia jest dostępna tylko dla mnie i Ferga. Morf, pilnuj. |
Archidyplomata Kameliasz2.08.2010Post ID: 57098 |
Smutny Aries stanął pod ścianą, czekając na rozkazy. |
Fergard26.08.2010Post ID: 57838 |
W tak zwanym międzyczasie Fergard został przywrócony do stanu używalności. Zmierzył krytycznym spojrzeniem różdżkę, po czym przeniósł wzrok na Ariesa, wciąż oczekującego na rozkazy. Tuż obok półdemona pojawił się demon czystej krwi, rodem z Czyścca, czyli znany już co niektórym Nocny Strzele, po prawicy Stratoavisa stanęła zaś Cassandra, mierząc częściowo oczyszczone z brudu i kurzu pomieszczenie spojrzeniem swych błękitnych oczu. Obok niej stanął wciąż zdemotywowany Arsen, zaś obok Nocnego - Aries. |
Archidyplomata Kameliasz27.08.2010Post ID: 57892 |
...wobec tego dość szybko można było zauważyć efekty. Fergard pucował podłogę. Arsen i Nocny zajęli się wykurzaniem kurzu. Sul stała i emanowała autorytetem (bynajmniej nikomu to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie). |
Farmerus27.08.2010Post ID: 57895 |
W pomieszczeniu było gwarno, ruch i wrzawa ciągła, ludzi i nieludzi sporo. Sulia zamrugała. Czy aby czasem Jej się nie przywidziało? |
Sulia29.08.2010Post ID: 57999 |
Sul miała dość emanowania autorytetem, gdyż zajęcie to niemiłosiernie ją nudziło. Chwyciła szmatę i postanowiła dołączyć do Drużyny Czyścicieli. Wysłuchała z uwagą słów Kameliasza o dzieciństwie i uśmiechnęła się do Bazaltowego szeroko, gdyż właśnie niezmiernie ułatwiał jej życie, usuwając warstwy kurzu i polerując meble. Elfka, wstyd się przyznać, nie lubiła za bardzo gruntownych porządków. Uwielbiała, gdy jej otoczenie lśniło, ale sam proces dochodzenia do tego efektu wywoływał w niej chęć ucieczki w niezamieszkane rejony świata, takie jak dżungla lub pustynia, gdzie o porządkach nikt nie słyszał. Gospodyni była zatem bardzo szczęśliwa z ekipy, która zjawiła się w Zakątku. Zaczęła zastanawiać się nad sposobem wynagrodzenia swoich pomocników. Przy okazji machała szmatką po gzymsie kominka, nucąc coś nieokreślonego pod nosem. W tym samym czasie Morf postanowił podokuczać lekko przyjaciółce i zająć się dziobaniem rzeczy zgromadzonych na kominku. Nie odstraszały go, ani groźny wzrok Sul, ani groźby skierowane pod jego adresem. Nie przejmował się nawet mokrą szmatą, która co jakiś czas wędrowała w jego kierunku. Nagle dziób Morfa wypuścił podarunek otrzymany od jednego z gości, a głowa kruka zwróciła się w stronę okna. Sul podążyła za wzrokiem ptaka. Widząc twarz, zamrugała, i to kilkakrotnie. Bynajmniej nie ze strachu. Wydawało jej się, że znała tę bladość i te nieznacznie elfickie rysy. Elfka szybko odłożyła szmatę na bok, wskazała Morfowi ramię, na które kruk ochoczo wskoczył, i razem wyszli na zewnątrz. Sulia spojrzała w stronę tajemniczego okna, ale nikogo tam nie było. Zamyślona pogłaskała Morfa po błyszczących, czarnych jak smoła, piórach. - Myślisz, że mi się przywidziało? - Morf nie raczył nawet zaskrzeczeć, wpatrując się w otaczające ich ciemności. Elfka rozejrzała się dokoła ostatni raz i zaśmiała się głośno. - Nie sądzę. Wzrok mam jeszcze dobry, a ten typ zawsze tak miał. Gdyby tylko przekroczył próg Zakątka, musiałby mi prezent przynieść. - Sul wróciła do sali, której porządkowanie właśnie dobiegło końca. |
Archidyplomata Kameliasz29.08.2010Post ID: 58025 |
Aries uśmiechnął się pod nosem, słysząc Sulię. Sprzątanie miało się ku końcowi. Aries jednak miał pewne pomysły, które musiał obgadać z resztą ekipy i - przede wszystkim - z Sulią. Zawołał więc elfkę przez otwarte okno, po czym zgromadził wszystkie zebrane w Zakątku postaci. - Tak sobie myślę o pewnym odświeżeniu Zakątka. Mam nawet pewien pomysł. - Bazaltovy wyjął kawałek pergaminu i sięgnął za pazuchę. |
Fergard3.10.2010Post ID: 58705 |
Fergard rzucił okiem na ów plan. Wszystko wyglądało całkiem nieźle. Uporządkowanie - coś, o co Stratoavis nigdy by Ariesa J. DeMenthora nie posądził - wyzierało z tego szkicu niczym woda z butelki. |
Archidyplomata Kameliasz27.12.2010Post ID: 59709 |
- Sulii tu, krrra, nie ma! - skrzeknął Morf. |
Whiskej12.03.2011Post ID: 60765 |
Stuk, stuk, pociągnięcie za klamkę i głos z za drzwi: -Hile, osadnicy, jak leci? Przechadzałem się właśnie po mieście w celu znalezienia pracy, ale takiej nudnej i przyjemnej. Słyszałem że u was w zakątku zawsze tłoczno, więc i pełno prawdopodobnych pracodawców znajdę tu! Bo ja wiem, bibliotekarza nie potrzebujecie? Opiekuna smoczych jaj? Ale tych co po tysiącu lat się wykluwają! Przyrzekłem, że nigdy więcej nie będę niańczył paskudnej bandy wiwern! Albo... Wagabunda przerwał natychmiast gdy zobaczył miotełki, szufelki i inne wytwory prosto z czeluści piekielnych. -O zgrozo... Zdołał wybełkotać czmychając w tym samym czasie na drugi koniec osady. Pobiegł tam i... Z powrotem. Podarku zapomniawszy wręczyć, wyrzuty sumienie poczuł łamiąc regulamin osady po niespełna jednym dniu pobytu w niej. Trwała w nim zacięta walka, pojedynek pomiędzy honorem a wstrętem towarzyszącemu porządkom domowym. To pierwsze wygrało, bynajmniej jednak drugiego lekceważyć przez to nie można! W drodze mamrotał pod nosem coś o bezużyteczności magii, jeżeli nie można się nią posłużyć by raz na zawsze wszystko było czyste i schludne. Narzekał też na gnomy że machiny wojenne wymyślają, a sprzątać to nie ma komu i tak dalej, i tak dalej. Whiskej bardzo dobrze narzekał. W końcu, po wielu krzywych minach, obieżyosada wrócił do punktu wyjścia. Stuk, stuk, pociągnięcie za klamkę i zdyszany głos z za drzwi: -Witajcie, przyjaciele. Czysta przyjemność zagościć w wasze progi. Toż to ja, Whiskej Podróżnik, zwany Wagabundą i Obieżyświatem. |
Fergard30.03.2011Post ID: 61194 |
- Ponieważ Sul gdzieś się zapodziała... - Fergard podrapał się w głowę z zakłopotaniem. - Zaraz, od kiedy to Morf mówi głosem Nebiriosa? |
Whiskej10.04.2011Post ID: 61421 |
Jako że dobry trunek to dobry trunek, a takiego się nie odmawia, podróżnik chętnie pochwycił podane mu przez Fegarda szkło. Patrząc na zażenowanie wychodzących gości uśmiechał się ze współczuciem (tak naprawdę - cieszył się, że sam ówcześnie zapoznał się z obyczajami miejscowych*). Kiedy wyszli odwrócił się do trunko-dawcy, którego już zdążył polubić. Trudno nie lubić osoby, która najpierw ratuje twój tyłek od sprzątania, o dziwo, nie rozumiejąc powagi tej sytuacji, a potem oferuje ci drinka. -Piękne dzięki, chętnie coś łyknę. Troszkę się zmęczyłem tym uciekaniem... Chciałem powiedzieć, bieganiem. Lubię czasem pobiegać, rozumiesz. Fegard w odpowiedzi skinął tylko głową - Whiskej wywnioskował, że rozumie. Miał teraz czas przyjrzeć się bliżej zakątkowi, który przy pierwszym spojrzeniu wydał się bardzo przytulnym miejscem. Jak się okazało, przy drugim i trzecim też. Podziwiał różności sprowadzone tu przez gości. -O, ładny obraz. Te magiczne kule i różne świecidełka pewnie sporo warte. O, Szkielet. Ta Palma robi wrażenie, ciekawe jak to tu wniesio... Zaraz... Wagabundzie serce zabiło mocniej gdy zdał sobie sprawę, że w rankingu ciekawostek właśnie przełożył palmę nad szkielet skrywany przez czarną szatę z kapturem. Tak dobrze wkomponował się w otoczenie, że umysł Whiskeja uznał tego przerażającego licha za naturalny element zakątka. Widząc minę gościa Fegard zaśmiał się w głos. -Spokojnie, to tylko drzemiący Sandro. To stały bywalec. Czasem zostaje tak długo, że zdąży się zakurzyć. *Nie lekceważyć ich nauczył się dopiero, gdy to głupi gest ściągnął nań gniew nieprzeciętnie mocarnego orka. Ale przecież kto by przewidział, że pospolity 'kciuk w górę' może w pewnych kręgach znaczyć tyle co: "Gratulację, mam nadzieję, że poród się uda!" |
Archidyplomata Kameliasz4.05.2011Post ID: 62305 |
- Panowie, cisza w tym miejscu jest gęsta niczym zupka, którą karmiła mnie mama, żebym zamknął jadaczkę, podczas gdy tatuś walczył z miejscową yakuzą... - Metafory nigdy nie były mocną stroną Ariesa. - Tyłki w górę, kompani! Czas się radować! Reklamować! Nie po to tyle godzin spędziliśmy na porządkach, by Zakątek znowu podupadł! - Mówca motywacyjny - czyżby nowe wcielenie Bazaltovego? Czy ktoś w końcu powstrzyma gadaninę Bazaltovego i zabierze się za jakiekolwiek działanie? |
Architectus22.06.2011Post ID: 63379 |
Zmęczony, umysłową pracą w Osadzie, górski gnoll, nazywany w tych stronach Architectusem, dotarł wreszcie przed wejście Zakątka Oberży. Noc była już głucha, jednak ucieszyło go światło bijące z okien tego przybytku. Nie przybył za późno, co ucieszyło go ogromnie. Stanął przed solidnymi drzwiami, zerknął na powieszony na nich pergamin i przeczytał zawartą na nim informację. Wieści, otrzymane podczas rozmów przy ognisku, okazały się prawdziwe. Wymaganym prezentem nie był zaskoczony, wręcz przeciwnie. Trzymał w lewej dłoni średniej wielkości przedmiot w kształcie prostopadłościanu, zawinięty w szary papier. Szykował się do pięciokrotnego zapukania, aby przygotować osoby znajdujące się wewnątrz na przybycie gościa, gdy usłyszał w pobliżu szelest przypominający kroki. W mik rozpoznał znajomą posturę Agona. Także miał przy sobie zawiniątko. Przywitali się bez słów, zamykając dłonie w uprzejmym uścisku. Drow skinął głową na drzwi, okazując gotowość do przekroczenia progu Zakątka. |
Agon12.03.2012Post ID: 68368 |
Ściany były tak szczelne, że nie dało się usłyszeć cichych rozmów prowadzonych wewnątrz. Archi pytająco wskazał trzema palcami na wejście przed nimi. Demon przyjrzał się gestowi, a następnie, rozumiejąc przekaz, zapukał trzykrotnie w drewno, według ustalonej reguły. Po tej czynności pociągnął za wypolerowaną klamkę. Zawiasy niespodziewanie nie zaskrzypiały. Blask świec i płomieni w kominku lekko ich zamroczył. Rozejrzeli się po całej izbie i pierwszą rzeczą jaką dostrzegli był wysoki mężczyzna, który zdejmował jakieś bliżej nieokreślone przebranie. Inną było dwóch ichmościów, którym jeszcze jeden nalewał nieznaną ciecz z dużej beczułki. W rogu, co było zaskakujące, zauważyli śpiącego człowieka przytulonego do lisza. – Żadnego śladu Oberżystki – zaszemrał mroczny elf do towarzysza, który przytaknął mu wskazując skrycie stolik przy ladzie, do którego mieliby się udać, żeby poznać przyczynę tych nadzwyczajnych warunków. Przecież słyszeli, że Gospodyni jest bardzo czujna, a stukające ogłoszenie przybycia powinno być wystarczająco skuteczne. |
Architectus7.05.2012Post ID: 68971 |
- Dobry wieczór, wszystkim. Chcielibyśmy porozmawiać z Jaśnie Prowadzącą Tę Gospodę – rozpoczął Architectus, kierując się na środek sali ramię w ramię tuż obok Agona. W połowie drogi potknął się o skórzaną torbę podróżną. Spowodowane było to jego nieuwagę, gdyż bacznie obserwował ognistowłosego mocarza ze spokojnym spojrzeniem, stojącego naprzeciw nich. Zdawał się być jednym z zastępców Oberżystki. Zanim drow przyszykował zaklęcie, Archi powstrzymał go, łapiąc za lewy bark i okazując brwiami, że to tylko on, a nie ktoś z obecnych wokół. - Niestety, teraz jest nieobecna – odrzekł najbliżej znajdujący się mąż stanu i dodał jeszcze jedno zdanie po otrzymaniu podejrzliwego spojrzenia drowa - Spokojna głowa, wręczycie podarunki osobiście, kiedy tylko wróci – czym uspokoił przybyłych. Wskazał ręką pobliski stolik, zachęcając do przyłączenia się do konwersacji. Archi wyczuwając nietaktowne zachowanie przy braku przyjęcia napitku do bliższego poznania się, odpowiada: - Poproszę sok pomidorowy. A Agon dodaje: - Dla mnie pełny kufel z tym, co jest w tej beczce – i wskazuje palcem na przedmiot trzymany przez jednego z posilających się przy ławie. Gnoll zasiadł przy stole. Krzesło było wygodne i na tyle obszerne, że mógł prostopadle oprzeć łapy o podłogę. Ktoś chrapnął w kącie. W tym samym czasie, drow oparł się o ścianę. Mężczyzna bliżej drzwi wejściowych miał trudności ze zdjęciem swojego przebrania. Postać z łuskowatą cerą przestała nalewać trunek. - Nebiriosie, już idę – odezwała się i odstawiła beczkę na bok. Kilka chwil później pomogła mu uporać się ze strojem. - Dzięki, Ariesie – odpowiedział życzliwie Nebirios, a następnie schował przebranie do małej kieszeni spodni. Archtectusa zaczęło coś łaskotać pod bokami: - Kto rzucił na mnie czar rozweselający? Mam ła-ha-ha-sko-hi-hi-tki, ijahiahia… - więcej nie zdołał dodać, bo już się chichrał w najlepsze. Agon spojrzał na gnolla z politowaniem, a Ognistowłosemu błyszczały oczy. - Chciałam zauważyć, że siedzisz mi na kolanach – usłyszał w prawym uchu Archi. Rozbawiony zebrał się na równe łapy, odwrócił przodem do krzesła, na którym ujawnił się duch elfki ubrany w odświętny strój. Przyglądała mu się z błyskiem w oczach. - Przepraszam najmocniej… – zawstydził się Architectus. - Nie masz za co. Czyhałam na ciebie. Jestem Dirhavana. Panowie, przedstawcie się wreszcie. Fergardzie, przygotuję zamówienie. Zaraz wrócę – rzekłszy to, Hav udała się do jakichś drzwi, otworzyła je i zostawiła otwarte, żeby słyszeć rozmowę, i zniknęła za progiem. - Fergard Stratoavis? Czy to z tobą wymieniałem korespondencję w sprawach zawodowych? – spytał całkiem już opanowany Architectus. Wskoczył na blat stołu, rozsiadł się wygodnie, po czym zaczął majtać łapami. Pół-bies westchnął. - We własnej osobie, Architectusie. Chwileczkę. Primo, tylko ja mogę urzędować w kuchni pod nieobecność Sulii. Trzy, dwa, jeden - odliczył. Tylko on spodziewał się tego, co nagle nastąpiło. Hav bezwładnie wyleciała z kuchni, jakby olbrzym ją stamtąd wypchnął. Siłą woli zatrzymała się, wisząc bokiem w powietrzu. Opadła bezdźwięcznie na ziemię, stając twardo na nogach - Mogłeś mnie ostrzec o zamontowanych zabezpieczeniach – warknęła naburmuszona. - Bez powodu nie odwiedziłaś Zakątka. Nie było cię tu wcześniej, przynajmniej oficjalnie. Najpierw dopnijmy przygotowania do jego otwarcia na ostatni guzik. Wpierw powinności, potem zajmiemy się przyjemnościami – odpowiedział łagodnym tonem Fergard. - Po drugie… – nie pozwolono mu zakończyć wypowiedzi i wymówić wszystkiego jak zamierzył. Drow spojrzał w stronę jednego z kątów izby i rzekł w tamtą stronę półgłosem, przerywając pół-biesowi. - Sandro, nie śpij, bo ci dziecko podrzucą – na dodatek, uśmiechnął się kąśliwie. Widząc demoniczny uśmiech Agona, Whiskej wolał się wycofać. Dopił kufel Syrenek oraz się pożegnał. - To ja przyjdę później – i wyszedł bezzwłocznie. - Samo się nie zrobi – chrząstnął w odpowiedzi lisz. Oparł Arsena o blat stołu, wstał z gracją i rozprostował zesztywniałe gnaty – dzięki za odkurzenie. - Bywaj, Whiskeju. Może się wam na coś przydam? – zaproponował swoją pomoc unosząc pogodnie czoło. - Poszukujemy Oberżystki – odrzekł Aries. - Istotnie. Mam na to wyśmienitą radę. Najpierw natchnijmy ten budynek naszymi chęciami. Na początek zróbmy coś dla Zakątka. Pójdźcie na zewnątrz, żeby zamontować tablicę, o której rozmawialiście wcześniej. Następnie po powrocie każdy napisze na kartce jaki posiłek chciałby zamówić u Sulii. Ściągnę ją tu, gdziekolwiek znajduje się w tym momencie – nekromanta stanął na środku sali i rozpoczął inkantację z niezrozumiałymi dla zebranych gestami. - W takim razie nie przeszkadzamy – szybko zareagował Nebirios na skupienie Sandra – wyjdźmy na zewnątrz. Reklamę zamontujmy, póki się nie rozmyślę. Nowy dach też – kulturalnie popędził pozostałą grupę w stronę drzwi. Zdecydowali się od razu na wyjście na zewnątrz. Wzięli długą drabinę, która była w składziku obok wejścia do kuchni. Gdy tylko wszyscy znaleźli się na trawiastej połaci ziemi, Architectus zaczął dywagacje. - Nie możemy hałasować, obowiązuje nas cisza nocna. Wyjątkiem jest bodajże ognisko, jednak ono znajduje się na uboczu, za murem. Rozmowy przy nim nie przeszkadzają osadnikom w trakcie snu. Przepędzą nas za hałasy o tak późnej porze – wyprodukował się gnoll. - Jak niewolno, załatwmy to szybko! – żachnął się Agon. Wyższy od przedmówcy, Nebirios, uśmiechnął się na te słowa, ale także wskazał ręką na zbliżający się w oddali świetlisty punkt. - Patrzcie, moi drodzy. Toż to Nocny Strzelec i Cassandra wracają z poszukiwań podarunku! – zawołał uradowany. Postacie niosły pod pachą szeroką deskę. Architectusa i Agona lekko zdziwił widok nowych starych gości. - Nieumarły z łukiem przełożonym przez plecy oraz wysoka gnollica działają razem? Osada jest zadziwiająca – pomyśleli jednocześnie, choć może niezupełnie w taki sam sposób, ponieważ Archiemu gnollica zdała się być atrakcyjną dziewczyną. - Przytachaliśmy nasz prezent. Nocny ociosał duży konar, a ja wyryłam napis „Advena, saluta domi” na jego powierzchni. - Mmm… I do tego jeszcze ‘otrzaskana’! – rozmarzył się w myślach gnoll. - Tyle mogliśmy zdziałać w nocy – wyjaśniła gnollica i dodała, zwracając się do Fergarda – chcielibyśmy zatrudnić się w Zakątku na stałe, aby rozłożyć obciążenie, które zostało nałożone na twoje barki oraz Szynkarki – na koniec spojarzała na Dirhavanę. - Nie ma problemu – odrzekł pół-bies, głosem pełnym nadziei na sukces zmian w Zakątku. - Świetnie, wpadnę później. Cześć wam – duch elfki zdematerializował się tuż po pożegnaniu. Nagle jakiś hałas dobiegł ze szczytu dachu. Czarny kruk zleciał z góry i usiadł na rynnie, pod którą miała wisieć deska z osławionym napisem. Spojrzał na zebranych przy wejściu. - Sulia! – pisnął Nocny. Archi wypiął pierś, ukłonił się przepraszająco, że nie poznał Gospodyni przemienionej w kruka. Ukłon był tak niski, aż uszy oklapły mu na czoło. Wyprostował się wartko i zarzucił głową tak, żeby uszy wróciły do pionu. Ptak przyglądał się gnollowi z zaciekawieniem. Tuż za nim jakaś postać elfa poruszyła się w świetle księżyca. - Łuh! – wygimnastykowana elfka uśmiechnięta od ucha do ucha, zjechała z dachu i zgrabnie wylądowała na ziemi. Można było wnioskować, że ocierając pot w trakcie pracy pobrudziła sadzą buzię. Innym wyraźnym elementem jej aktualnej aparycji były potargane włosy. Jednym krótkim dmuchnięciem powietrza przerzuciła grzywkę na bok. W dłoniach trzymała narzędzia niezbędne do montażu dachu, takich jak młotek albo miarkę. - Skończyłam – rzekła cicho do siebie, a następnie, widząc wpatrzone w nią oczy, dodała głośniej - Hej, a co to za zbiegowisko o tej porze? – i zaczęła poszukiwać znajomych postaci. Kruk zeskoczył na jej ramię. - Witajcie. Jeszcze nie zobaczycie tego efektu – wskazała ręką na przestrzeń nad nią. - Kiedy słońce wzejdzie, dachówki dopiero okażą swoje niezwykłe ułożenie – odetchnęła. - Ale skucha – pomyślał głośno Archi i spojrzał zmieszany na swoje łapy. Lisz wybiegł z Zakątka. - Udało się! Zjawiłaś się, dobry wieczór – odezwał się rozbawiony. - To Morf, mój przyjaciel i Zakątkowy pomocnik – Sulia po przywitaniu się z liszem, szczerze zaśmiała się w stronę gnolla. Morf podleciał do Architectusa i usiadł mu na głowie, jakby chciał powiedzieć, żeby się rozchmurzył. Zadziałało. Gnoll od razu podniósł głowę, czym spowodował, że kruk musiał wrócić na ramię elfki. Aries wraz z Fergardem rozstawili drabinę i zabrali się za umocowywanie tablicy. - Jak już mamy załatwione fundamenty i ściany, to zajmijmy się wnętrzem – Sandro zachęcił do rozpoczęcia rozmów. - Zanim wejdziemy do środka i zaczniemy rozmawiać o bieżących sprawach oraz będziemy opowiadać o sobie, chciałbym prosić o pozwolenie na zagospodarowanie części ściany przy oberżanej tablicy ogłoszeń – zaczął nieśmiało Architectus. Kiedy tylko dostrzegł czujny i zachęcający wzrok słuchaczy, jego słowa poleciały jak nuty. - Zauważyłem że brakuje w Oberży miejsca, gdzie jaskiniowcy mogliby dzielić się spostrzeżeniami na temat niesprzyjających warunków, bez względu na umiejętności magiczne. Tak, aby każdy mógł się wypowiedzieć o przeżytych chwilach w ekstremalnych warunkach i jak sobie z nimi poradzili – mówił powoli i dokładnie. - Załóżmy dodatkowo, że pewnego dnia obudzisz się i okaże się, że nikogo z twojej rasy, ani jakiejkolwiek innej z cywilizacją, nie ma na całej planecie, oprócz ciebie. Co powinnaś lub powinieneś umieć, żeby przeżyć, przynajmniej pierwszy, najtrudniejszy rok? Jakie przeszkody pojawiłyby się w obliczu całkowitej samodzielności i wystarczalności? Wyroby wykonane przez poprzedników zużyłyby się po mniejszym lub większym upływie czasu. Mikstury w sklepach goblinów straciłyby swoje właściwości. Jakie praktyczne umiejętności miałyby być potrzebne, aby przetrwać. Przetrwać bez użycia magii, która zapewnia podstawy dla bytowania oraz je znacząco ułatwia. Co trzeba by było począć, kiedy zaklęcia nie zadziałają? Byłby to wstęp do ostatecznej wersji przepisów i wskazówek, które mogłyby dołączyć do tomisk w Starożytnej Bibliotece – zamyślił się przez chwilę i oczekiwał odpowiedzi od słuchaczy. Wiedział, że jest już późna pora, ale Oberża nie mogła dłużej czekać. |