21.11.2003
|
Zaskrzypiały drzwi Oberży. Do środka wtargnęło chłodne powietrze. Podmuch dotarł do kilku postaci siedzących w głębi pomieszczenia. Wzdrygnęli się z zimna, otworzyli oczy i skierowali wzrok ku wejściu. Być może szybko powróciliby do wieczornej drzemki, gdyby ich uwagi nie przykuł gość w brązowym płaszczu, a dokładniej ciemny kształt siedzący na jego ramieniu. Z jeszcze większym zdumieniem obserwowali jak owa czarna plama staje się jeszcze większa i wydaje z siebie donośny dźwięk.
- Cicho Morf! - Sulia pogłaskała kruka po lśniących piórach. Ptak zwrócił jednak srebrny dziób w drugą stronę, chcąc dać jej do zrozumienia, iż JEGO uciszać nie wolno.
Oczy elfki rozbłysły wesoło.
- Już dobrze. Masz rację. Będziemy tu mieli sporo pracy.
Morf rozłożył skrzydła i zgrabnie zeskoczył z ramienia przyjaciółki na pobliską ławę.
Sulia zrzuciła z głowy kaptur, szybkim ruchem dłoni uporządkowała swe włosy, przygładziła suknię i zdecydowanym krokiem ruszyła w kierunku lady. Uśmiechnęła się na widok Ilnessa.
- Witaj. Mam nadzieję, że już wszystko gotowe.
- Witaj Sulio. – oberżysta skinął na jej widok głową – Oczywiście. Rzemieślnicy zjawią się jutrzejszego ranka.
- Cieszę się. Teraz pozwolisz, że rozejrzę się po Oberży. Aha, to jest Morf - wskazała na przechadzającego się dumnie po stoliku kruka – on jest bardzo miłym stworzeniem – dodała szybko.
- Nie zabraniam zwierzętom wstępu do Oberży. Oby tylko nie sprawiał kłopotu. – Ilness spojrzał podejrzliwie na ptaka.
- Dziękuję. Z nim problemów zwykle nie ma. To ja idę przyjrzeć się sali. Elfce w jej wędrówce po Oberży towarzyszyły zaciekawione spojrzenia gości. Co jakiś czas ich wzrok spoczywał również na dużym kruku, który jej towarzyszył i głośnym skrzekiem wyrażał swe opinie. Zgromadzeni ludzie przyjęli za fakt oczywisty, że to musiały być opinie. Po kilkudziesięciu minutach Sulia podeszła do oberżysty.
- Już wszystko wiem. Dziękuję i do zobaczenia jutro Ilnessie. Muszę wypocząć przed pełnym pracy dniem.
Skinęła głową na pożegnanie również gościom i opuściła Oberżę. Do środka wtargnął kolejny zimny strumień powietrza. Tym razem oprócz chłodu niósł z sobą coś nowego...
|
22.11.2003
|
Nad ranem, mieszkających w pobliżu Oberży ludzi i nieludzi, obudził donośny stukot. W oknach zaczęły pojawiać się zaspane twarze, które natychmiast znikały, a ich właściciele już po paru minutach byli na zewnątrz. Pod Oberżą zgromadził się już spory tłum. Sulia obejrzała się na szepcących między sobą ludzi i nieludzi. Uśmiechnęła się na widok ich zdumionych min, a następnie wróciła do wydawania poleceń grupie stolarzy.
- Te drzwi powinny być bardziej na prawo! Nie, nie tak! Jeszcze trochę w moją stronę! Właśnie tak. – oddaliła się o parę kroków by przyjrzeć się uważnie burzonej ścianie. Zadowolona skinęła głową.
- Teraz miejsca w Oberży będzie o wiele więcej. Jeszcze tylko ta dodatkowa sala... – ściszyła głos i popatrzyła w górę, gdzie w powietrzu krążył Morf. Zagwizdała. Kruk z gracją usiadł jej na ramieniu.
- Do wieczora wszystko będzie ukończone. Przynajmniej taką mam nadzieję – zamyślona gładziła pióra Morfa – później rozpoczniemy porządki
Na słowo „porządek” kruk nastroszył pióra i zapragnął uciec.
- Nie bój się. Ty się zajmiesz przenoszeniem lekkich przedmiotów. – elfka mrugnęła do ptaka - Teraz znikaj. Idę doglądać pracujących.
Morf wylądował na ziemi i obserwował odchodzącą Sulię, zastanawiając się nad powrotem do rodzinnego gniazda i uniknięcia tym sposobem PORZĄDKÓW. Wiedział jednak, iż uciecz...odwiedziny kruczej rodziny zostaną źle odebrane przez elfkę. A to oznacza jej gniew. GNIEW. Morf wiedział już co zrobić...Podreptał grzecznie za Sulią.
|
22.11.2003
|
Sulia zmęczona opadła na swoje krzesło – wygodne, duże, obite miękkimi poduszkami. Spojrzała na ogień płonący w kominku. Zamknęła oczy. Dość się już napatrzyła na to pomieszczenie. Znała jego wygląd na pamięć. Kilka nowych, stabilnych stolików i ław, szerokie okna wpuszczające do wnętrza światło księżyca, brązowe, grube zasłony, orzechowy kolor ścian i wąskie drzwi prowadzące do niewielkiej sali...
Tak oto wyglądała ta część Oberży , którą ona – Sulia – miała się od tej pory zajmować. Uśmiechnęła się...Skrzek. No tak...W jej myślach pojawił się obraz specjalnego poziomego kawałka metalu umieszczonego tuz nad ladą – własność Morfa. Uśmiechnęła się do siebie raz jeszcze...
|
23.11.2003
|
- Postawcie to tam. – wskazała ręką jeden ze stolików, następnie uśmiechnęła się do kilku chłopców i wręczyła im garść słodkości – Bardzo dziękuję za pomoc. A teraz zmykajcie.
Podeszła do starej, zdobionej liściastym ornamentem skrzyni i przyłożyła dłoń do jej wieka.
Zamknęła oczy. Wypowiedziała cicho kilka słów. Coś zaskrzypiało.
- Rodzinne magiczne skrzynie są lepsze niż owe dzisiejsze wymyślne skarbce. - szepnęła i uniosła wieko. We wnętrzu Oberży zapachniało wanilią.
Dopiero ów słodki zapach obudził Morfa. Ciekawski kruk zeskoczył ze swojego drążka i szybko znalazł się przy kufrze. Wiedział, że tam w środku znajdzie dla siebie jakąś błyskotkę.
- Zabieraj dziób. – Sulia odgoniła ptaka – Wyjmę z niego tylko to, co nam naprawdę potrzebne. Zrobiłam listę owych rzeczy.
Elfka spojrzała na pergamin leżący przy skrzyni.
- A więc po kolei. Książka Smaków i Zapachów autorstwa babci Leri. - Pochyliła się nad kufrem i po chwili wyjęła z niego opasłą księgę. Zdmuchnęła z niej warstwę kurzu i z czułością przyjrzała się pożółkłym stronom.
- Tak , to nam się bardzo, bardzo przyda. Dalej: zasuszone kwiaty wanili, obrusy z zielonego mchu, obrazki mego brata, kilka przyjemnych ksiąg, świecznik z rodzaju olbrzymich, świece...
Po pewnym czasie piętrzył się przed nią już spory stos różnych rzeczy.
- I najważniejsze.
Sulia wyjęła ze skrzyni kawałek jasnego drewna. Rozejrzała się po Oberży, szukając najlepszego miejsca. Jej wzrok spoczął na gzymsie kominka. Podeszła i ustawiła na nim tabliczkę, na której widniały czarne, ozdobne litery, układające się w trzy słowa : Advena, saluta domi! Tuż za napisem ustawiła duży świecznik.
- Mam nadzieję, że goście znają ów starożytny język – zaśmiała się głośno, budząc Morfa po raz kolejny.
Kruk chciał wyrazić swe niezadowolenie, ale zamknął dziób, gdy spojrzał w okno. Podleciał do elfki i zwrócił jej uwagę głośnym krakaniem, że już świta.
- A jeszcze zawiadomienie i uporządkowanie tego wszystkiego!! – Sulia chwyciła w ręce jeden z pergaminów... Po godzinie była gotowa. Wyszła na zewnątrz i wywiesiła na drzwiach informację. Zadowolona z wykonanej pracy postanowiła odpocząć przed otwarciem. Wróciła do Oberży. Treść pergaminu była następująca:
|
23.11.2003
|
Zakątek* Oberży otwiera swe podwoje!
Każdy nowy gość ma obowiązek wniesienia ze sobą małego (niekoniecznie) upominku dla Gospodyni (lub jej kruka). Może to być również coś nadającego się na ściany, stoliki, ławy etc. Zakątka. Serdecznie zapraszamy!! *Jest to miejsce ciche, a Gospodyni pragnie spokoju, więc żadnych wybuchów, niszczenia mienia Zakątka, podkopów, ataków na innych gości, pijaństwa.
Każdy, kto nie zastosuje się do podanych wyżej zaleceń zapozna się z dziobem Morfa.
|
23.11.2003
|
[i:e7676fa15f]*Hemtan na cowieczornym obchodzie doszedł do podupadającej ostatnio Oberży...
zaintrygowany poczytał pergamin
zmarszczył czoło,
kwilę pogrzebał po kieszeniach,
coś znalazłszy uśmiechnął się lekko pod wąsem i...
wszedł mars na twarzy wchodzącego tajał jak majowy śnieg...
oczy, przyzwyczajone do zadymionych, wręcz zakopconych wnętrz, mocno pod powiekami ukrył - niemal je zamykając
uszy, gwarem i nierzadko hałasem atakowane, nagle fałszywe sygnały zaczęły podawać - taka nienaturalna, zdawałoby się, cisza tu panowała
nos, nos... może pomińmy... w pół kroq zamarł, zmysły dostroił do zakakującego wnętrza...*[/i:e7676fa15f] - KTO! KTO! - rozdarło się siakieś ptaszysko. [i:e7676fa15f]* nawyki z dawnych lat dały znać o sobie
ręka q miejscu dzie topór zwykle spoczywał sama się aż rwała*[/i:e7676fa15f] - Witam! Ależ niespodzianka! - miękki, wręcz aksamitny głos, wyciszył sygnały zagrożenia. [i:e7676fa15f]*spojrzawszy w lewo, hetman dojrzał Sulię, ftóra od siakiegoś czasu szykowała 'niespodziankę'
szarmanckim ruchem - znaczy w khuzdulskim mniemaniu - skłonił się i przywitał*[/i:e7676fa15f] - Ależ tu... ekhm... inaczej... - wyraźnie brakowało słów właściwych. [i:e7676fa15f]* spojrzał dyskretnie - znaczy w khuzdulskim mniemaniu - na wygrzebany w kieszeni drobiazg
mruknął coś pod nosem niezbyt wesoło
obtarł rękę w kaftan, doprowadzając ją do czystości - znaczy w khuzdulskim mniemaniu - a potem wyciągnął w kierunq Sulii *[/i:e7676fa15f] - Pani, nie zwyczajna to kwiła... zaskoczonym wielce... mile bardzo... - siakoś słów brakowało zwykle wygadanemu hetmanowi - wszedłem chyba za szybko... stąd może to nic takiego wielkiego... - sytuacja zaczynała się gmatwać. - Ależ Hetmanie! Tak nie można. Nie o gabaryty chodzi, a o serce. A tego chyba nigdy Ci nie brakowało. - i po tych słowach, z uśmiechem promiennym, o krok zbliżyła się do zakłopotanego khuzda. - Taki rację może masz. Ten to qbeczek śrebrny jest repliką bardzo drogiego mi qbeczka. Sam qbeczek ma jOjOvic. Dawnom się z Nim nie widział... - ciężkie westchnienie aż spłoszyło ptaszysko [color=yellow:e7676fa15f]- A ten zrobił dla mię mój Brat, gdym ostatnio rodzinne strony odwiedzał. Noszę go ze sobą, coby zawsze poczuć srebro z moich rodzinnych gór, kształt qbeczka, codziennie przez syna mego dotykanego.
Nie pokazywałem go nikomu do sich por.
Ale dziś stanęła mi przed oczyma sytuacja sprzed lat. Gdym ów qbek dla jOjOvica, z rąk pieknej czarodzijki Pani Cyry, otrzymał.
Dała mi go w kilka dni po otrzymaniu wieści o narodzinach syna.
A było to we wnętrzu równie ciepłym i kobiecej magii pełnym. Już nie istniejącym...[/color:e7676fa15f]
* tu głos mu dziwnie zadrżał *
- Niechże ten qbeczek pełen dobrych, serdecznych wspomnień, Tobie i temu mieńscu dobrze służy. - z ukłonem podał qbeczek Sulii.
|
24.11.2003
|
Hetmanie... - Sulia była zbyt wzruszona by wypowiedzieć wszystkie te mysli, które pojawiły się wraz z chwilą, gdy drżącymi lekko rękoma odebrała upominek - Nigdy bym nie przypuszczała, że... - przerwała i tylko jej spojrzenie skierowane na khuzda wyrażało jak drogi i cenny jest jej ów prezent.
- Mam dla niego najodpowiedniejsze miejsce - podeszła do kominka - Chcę, byś za każdym razem gdy zawitasz w to miejsce Hetmanie, mógł dokładnie przyglądać się kubeczkowi i wspominać owe szczęśliwe chwile i małego jOjOvica - delikatnie umieściła upominek na gzymsie, tuż obok tabliczki - Korzystać z niego będę w chwilach szczególnych. Mam nadzieję, że dzięki takim przedmiotom miejsce to wypełni się pamięcią tego co dobre i miłe. Wiedz, że kubeczek trafił w dobre ręce.
Rzuciła groźne spojrzenie w kierunku kruka, który srebro bardzo lubił. Podeszła do Hetmana, uśmiechnęła się.
- A teraz zapraszam cię, drogi Hetmanie, na chwilę wypoczynku. Mam tu najlepszy miód. To znaczy będę miała, jak tylko przeczytam Księgę babci...
|
25.11.2003
|
Sayo znudzony ciągłym hałasem, wiecznym bólem głowy po nasyconych procentowo trunkach pragnie znaleźć jakieś spokojne miejsce gdzie będzie mógł wyleczyć ka...głowę.
Po dłuższym, ulotnym jak wiadomo czasie, mag zauważył pewną zmianę jaka zashła w starym krajobrazie niby tak niewielką a jednak ją spostrzegł. A mianowicie zauważył wywieszony pergamin, na którym widniało: Zakątek* Oberży otwiera swe podwoje!
Każdy nowy gość ma obowiązek wniesienia ze sobą małego (niekoniecznie) upominku dla Gospodyni (lub jej kruka). Może to być również coś nadającego się na ściany, stoliki, ławy etc. Zakątka. Serdecznie zapraszamy!! Sayo zastanawiał sie nad tym co podarować, gdy w końcu wpadł na pomysł. Krzyknął sam do siebie głośno, aż go zabolała głowa:
-Wiemmm!
Więc wshedł do Zakątka, rozejrzał sie. Troche go onieśmieliła schludność pomieshczenia i zagospodarowanie tak niewielkiego miejsca, ale jednak coś wykshtusił z siebie:
-Droga Sulio nie wiedziałem, co mógłbym Ci podarować. Jak dotychczas pshyshło mi do głowy tylko jedno....Proshę ten podarek jest dla ciebie,
ale myślę że będzie służył i twoim wnukom...
Sayo wyciągnął z sakwy magiczną kulę, która wytwarzała dziwną energię.
-Pshy tej kuli nie chce się spać, jeść ani nie odczuwa się bólu, lecz mi jush ona się nie pshyda pshez nadmiar alkoholu i zbyt częste jej używanie, a oprócz tego nadaje się jako lampa, w końcu bezustannie świeci.
Sayo rzekł ponownie:
-Sulio mógłbym cię prosić o coś na ból? Niestety Klerykiem nie jestem i sam sobie nie potrafię pomóc, a mushę jak najshybciej pozbyć się utrapienia by móc studiować księgi zdobyte u Wrót Baldura.
Jeśli mi pomożesh, będę mógł ci co nieco opowiedzić o Historii Wb...
|
25.11.2003
|
*MiB, zniecierpliwiony oczekiwaniem na podanie mu trunq i zapijaczonym towarzystwem, powstał, ładnie (jak na diabła) skłonił się towarzyszom będącym wyraźnie w stanie wskazującym na nadużycie trunqw mocnych. Jush miał wychodzić, gdy przypomniał sobie o dużym zamieszaniu po drugiej stronie Oberży. Postanowił to sprawdzić.
Podszedł do [drzwi?] przeczytał kartkę i wszedł do Zakątka. Diabeł rozejrzał się po pomieszczeniu. Z daleka biła czystość i schludność.* - no no, ładnie tu - Kraa, kraa, ftoś Ty? Dałeś upominek? *dobiegł jakiś głos zza pleców diabła, ftóry to odruchowo pochwycił swą nowiutką, lśniącą, kuriozalnych rozmiarów kosę sprężynową, otworzył Ją (bo była sprężynowa i odwracając się zamachnął się na... na....kogoś fto miał być z tyłu.* - Arrrrrgghhhhhh! *ryknął MiB, zrobił najgroźniejszą minę jaką potrafił- wybałuszyłą swe piekielnie czerwone oczy, zmarszczył czoło i brwi, i zaczął niecierpliwie szukać wroga. Błądził oczyma przez kwilkę, po czym rozluźnił mięśnie i schował kosę mówiąc* - Chyba mię się cuśik przewidziało. Eh te mocna trunki. *I odwrócił się. Jakież było jego zdziwienie, gdy metr od siebie ujrzał unoszącego się w powietrzu kruka.* - Aaaaaaaaaaaa *wyrwało się z piersi MiBa*
- Kraaaaaaaaaa * wykrzyknął Kruk, w odpowiedzi na krzyk przybysza* - Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa *zakrzyknął jeszcze głośniej MiB*
- Kraaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa *ptak uczynił to samo* - Uspokójcie się.*nagle z głębi sali dobiegł spokojny i ciepły głos kobiecy*
Morf- idź na swoje miejsce. Mości Diable, a prosiłam o spokój.
*Diabeł natychmiast się uspokoił, a kruk odleciał na swoje miejsce* - P.. p... pse.. pse.. pseplasam wsystkich najmocniej.
*Diabeł był wyraźnie zmieszany i zakłopotany. Wszyscy goście Zakątka patrzyli na MiBa jak na jakiegoś nieokrzesanego dziwoląga*.
- No jush dobrze. *Rzekła Sulia [choć Diabeł nie wiedział, że Ona to Ona]*. - Ja jush będę grzecny, Ja.. ja.. ja.. ja nie kciałem!! Ja... ja... ja się nojmalnie psestlasyłem tego... tego... PTAKA.
*I tu stała się rzecz nieoczekiwana! MiB się rozpłakał! Rozbeczał się jak małe dziecko ftóremu wzięto lizaka! Płakał jak bóbr krokodylimi łzami. Część podłogi pod stopami diabła szybko zamokła. Sulia musiała szybko działać* - No jush, uspoqj się. Taki duży chłopiec, a maże się jak dziecko!
*Sulia wyciągnęła chusteczkę z kieszeni i obtarła MiBowi twarz z łez. Diabeł przestał płakać - jednak jesio szlochał. Wziął chusteczkę od Sulii i wysmarkał się i chciał oddać Ją właścicielce, jednak ta wykonała ruch ręką znaczący mniej więcej tyle co "Zatrzymaj ją". MiB jesio raz użył chusteczki, przetarł swe zamokłe oczy i sięgnął za zbroję.* - Pa... Pa... Pani jest taka dobra *mówił wyraźnie skruszony diabeł*
- Mam coś dla Pani *Diabeł wyciągnłą zza zbroi małą szklaną qlkę. Złożył ręce, wymruczał kilka słów pod nosem i kilka ogniqw wyskoczyło z kominka i wskoczyło do qli. MiB połączył qlę z wyciagniętą zza zbroi podstawką i podał Sulii*- to dla Pani, mam nadzieję, że się spodoba *Gość uśmiechnął się, tym samym odwdzięczyła się Sulia*.
- Mogę teraz się przysiąść?? *Spytał MiB i spostrzegł, że całą scenę obserwowali goście Zakątka*.
|
25.11.2003
|
Sulia stanęła za ladą i z uwagą przyjrzała się dwóm szklanym kulom. Upominek od Sayo schowała do skrzyni, a małą kulkę od diabła umieściła tuz obok otwartej Księgi, którą uważnie studiowała przed przybyciem gości. Zwróciła się najpierw w kierunku maga. - Dziękuję za ów magiczny przedmiot. Myślę, że.. - zastanowiła się przez chwilę - ...posłuży do oświetlenia pomieszczenia. - uśmiechnęła się do Sayo wesoło - Gdyż jednak w Zakątku jeść i pić się trzeba. Ale na pewien czas oddam ją znajomemu magowi. Muszę mieć pewność, że pewne...czynniki nie miały na nią wpływu. I oczywiście - przypomniała sobie o prośbie maga - na ból głowy na pewno coś znajdę. Babcia leczyła wszystko. Tylko przywitam pozostałych gości - wskazała ręką jeden ze stolików - Rozgość się Sayo. Sulia spojrzała teraz uważnie na zakłopotanego diabła. Jej twarz natychmiast rozjaśnił szeroki uśmiech.
- Nieczęsto można oglądać cię MiBie skruszonego. I mam nadzieję, że taką postawę zachowasz w Zakątku - elfka zmrużyła na chwilę oczy - Będę cię diable o ognistym temperamencie uważnie obserwowała, i uważaj, aby kosa twa nie wyrządziła szkody stolikom - przerwało jej krakanie - i Morfowi.
Diabeł skinieniem głowy przyjął jej słowa. Był wyraźnie zaniepokojony.
Sulia jednak serdecznie poklepała go po ramieniu:
- Prezent jest śliczny. Będzie oświetlał Księgę i pomoże mi w odkrywaniu jej tajemnic. I jeszcze jedno.
Elfka przywołała Morfa. Kruk usiadł na jej ramieniu i przekrzywił głowę , patrząc uważnie na diabła.
- Kruk nie potrafi mówić. Naśladuje co prawda zasłyszane dźwięki, ale Srebrnodziobych rozumiemy jedynie my - elfy z Puszczy. Nie znaczy to, że nie wie co się do niego mówi - pogłaskała ptaka - Pojmuje wszystko, choć często zdarza mu się specjalnie czegoś nie słyszeć - uśmiechnęła się.
- MiBie, witaj w Zakątku. Za chwilę przyniosę coś do picia. Odeszła do lady, myśląc, że jutro musi pójść i kupić nową chusteczkę...
|
25.11.2003
|
Tarband jak zwykle o tej porze wyruszył na przechadzkę. Zdziwił się bardzo, ponieważ zobaczył coś niesamowitego. Jeszcze kilka dni temu to miejsce było całkiem inne. Ciekawość wzieła nad nim góre i wszedł do środka. Karczma była ciepła i przytulna. Za ladą prześliczna Karczmarka studiowała wielką księgę. Z początku nie poznał jej. Chwilę się przyglądał, już wiedział - to była Sulia. -Och Pani, jak miło gościć twoją zacną gospodę.
Wkrótce będą o niej mówić w całym Imperium. Tarband usłyszał dziwny głos. Wydawało mu się że przemawia do niego kruk. Ptak posługiwał się starym dialektem, który dawno już został zapomniany.
-Podarek wędrowcze, podarek dla Gospodyni.
Tu następuje krótka wymiana zdań, po której
Tarband wręcza Suli sakiewkę bez dna z ziołami, które leczą pomroczność jasną. I zamawia gorącą herbatę z mlekiem coby już z wyimaginowanym ptakiem nie rozmawiać. Zmierza do stołu w kącie izby. Po drodze potyka się o nogę Sayo i omal nie wpada na kosę MiBa.
|
26.11.2003
|
To będzie post typowy dla apodyktycznej Gospodyni:) Dziękuję pierwszym gościom za zwrócenie mojej uwagi na kilka spraw. A więc:
1. Proszę o nieużywanie emotów w wypowiedziach
2. Żadnych nawiasowych wtrąceń (przykład: Shrek:P)
3. Przepuszczajcie tekst przez Worda bo będę wam się śniła jako słownik ortograficzny:)
4. Jeśli chodzi "sh" i inne wybryki to oczywiście Wasza wymowa, więc do niej wtrącać się nie będę:)
|
26.11.2003
|
Sul podeszła do stolika Tarbanda z kuflem miodu i małą przekąską.
-Dziękuję za zioła. A już myślałam, że kolejną kulę otrzymam - zaśmiała się głośno i spojrzała na diabła, który z uwagą czyścił swoją niebezpieczną sprężynową broń i na Sayo, który oczekiwał na środki przeciwbólowe - Zioła są tym czego mi tutaj w Zakątku potrzeba najbardziej. Mam, co prawda, kilka ich gatunków w skrzyni, ale to za mało. Tym bardziej, iż przepisy babci wymagają ich w dużych ilościach...
Morf zaniepokojony tym, iż albo go chcą atakować albo uważają za zjawę, podleciał do Tarbanda i zakrakał donośnie, chcąć dać do zrozumienia, iż jest najprawdziwszym ptakiem. Na dowód dziobnął go delikatnie w rękę.
- Morf! - elfka krzyknęła, otworzyła drzwi i pogoniła ptaka na zewnątrz - Leć i poszukaj mi tych ziół, o których mówiłam! - ptak zniknął natychmiast.
Sulia przyjrzała się dłoni elfa.
- Zapewne nic ci nie będzie. Morf nie ma w zwyczaju dziobać mocno. Smacznego. - uśmiechnęła się i podeszła do MiBa.
- Oto jeden z bardziej ognistych gatunków miodu. Dodałam tu roślinę rosnącą na zboczach wulkanów, więc powinno ci smakować. Choć jak dla mnie to za bardzo czuć tu popiół - jej twarz rozjaśnił uśmiech, podała kufel MiBowi i wróciła za ladę.
|
26.11.2003
|
Siedzący cicho w kącie oberży zląkł się słysząc szlochy, lecz gdy zobaczył że to tylko MiB, uspokoił się i...MIB!?
Tak, to nie przewidzenie, MiB płakał!
-A to ci dopiero...
Lobo zaciekawiony powodem tej rzadko widywanej sceny postanowił się rozejrzeć. Zobaczywszy pergamin pogrzebał trochę w kieszeniach i spochmurniał, nie miał nic do zaoferowania.
-Mam!
Uśmiech natychmiast powrócił na jego twarz i nieśmiale ruszył w stronę gospodyni.
-Moja pani, wiele ofiarować ci nie mogę bo i wiele nie posiadam, lecz pozwól, że dam ci to...
Pogrzebał trochę w rękawie i wyjął z niego małą, obleczoną w skórę minotaura butelkę.
-Nie jest to wiele ale to dla mnie wielki skarb, nie rozstaję się z nią na krok, lecz sądzę, że nie będzie mi już potrzebna. Nie jest to zwykła butelka, to Karafka Nieskończonej Sake - można pić z niej całymi dniami a dna nigdy nie będzie widać.
To powiedziawszy wręczył jej butelczynę i usadowił się przy najbliższym stoliku okupywanym przez diabła.
-Miodu jeśli łaska! A teraz MiBie, powiedz mi - nigdy nie widziałem żebyś chociaż łezkę uronił a płakałeś jak dziecię, dlaczego, co aż tak cię zasmuciło lub wzruszyło?
|
26.11.2003
|
*MiB polerował swą kosę, czasem pociągając łyczka miodq, a po jego minie widać było, iż jest to iście nieb... się znaczy diabelski napitek.
Po kilq chwilach do Zakątka wszedł Lobo. Diabeł schował swój zestaw do polerowania kosy, a kosę złożył i schował za zbroję. Pociągnął jesio łyczka miodq i przyglądał się Lobowi, ftóry to wręczył buteleczkę Sulii i skierował swe kroki w stronę MiBa.* - Miodu jeśli łaska! A teraz MiBie, powiedz mi - nigdy nie widziałem żebyś chociaż łezkę uronił a płakałeś jak dziecię, dlaczego, co aż tak cię zasmuciło lub wzruszyło? *usłyszał od kompana* - Widzisz mości Lobo, nikt nie wie jak to ze Mną naprawdę jest. Kiedyś może się dowiesz, narazie wyjawić mogę tylko tyle, że wtedy, kiedy zacząłem szlochać, byłem po prostu... *Mib zrobił głęboki wdech* przestraszony! Bałem się, że Pani Sulia - usłyszałem Jej rozmowę z Tarbandem i wydaje mi się, że tak właśnie ma na imię - że Ona.. ten... tego... okrzyczy mię, a Ja nie lubię, jak ftoś na mię krzyczy *MiB wyraźnie zasmucił się. Złapał za szklanicę z miodem i pociagnął kolejnego łyczka*.
|
26.11.2003
|
Sandro szedł przez Osadę niosąc w swych kościstych rękach dużą kartonową paczkę, obwiązaną sznurkiem i z symbolami poczty imperyialnej. Szedł powoli, poklekując przy tym, i patrząc ukradkiem, czy przypadkiem ktoś nie rzuca zaciekawionych spojrzeń na niesioną przezeń przesyłkę. Niestety, rozczarował się, gdyż nikt nie zwrócił na niego szczególnej uwagi. Niezrażony tym skierował się do swojej chaty. Zamknął za sobą drzwi, zerkając przedtem czy ktoś aby go nie śledził. Zawiedziony tym, że nie, położył paczkę na podłodze, i otworzył ją przy pomocy nożyka i zręcznych, kościanych palców. Wydał dźwięk w zamierzeniu mający być jękiem zachwytu. Pochylił się i wyciągnął z pudła tweedowy habit, w kolorze głębokiego brązu i z eleganckimi mosiężnymi sprzączkami i ozdobnikami. Dotykał przez chwilę z lubością importowanej tkaniny, po chwili położył odzienie na fotel i czym prędzej zrzucił swój aktualny strój, to jest czarny płaszcz i takiż kubrak tudzież kamizela oraz spodnie. Wdział nowe ubranie, przygładził gdzieniegdzie (choć na jego kościstym... ciele? i tak wyglądało jak na szczotce), po czym przejrzał się w lustrze. Podobnie wydał odgłos zachwytu, przypominający raczej dźwięk wydawany przez miech kowalski. Następnie skierował się do wyjścia, pobrzękując lekko sprzączkami. Zrobił rundkę wkoło głównego placu Osady, z dumnie wypiętą klatką piersiową. Niestety nie wywarł specjalnego wrażenia na spacerowiczach, co lekko go zirytowało. Postanowił więc skierować się do oberży. Podszedł ostentacyjnym krokiem pod drzwi, a wtedy rzucił mu się w oczodoły napis doń przybity Przeczytawszy go podrapał się po kości ciemieniowej, po czym spróbował zajrzeć do środka przez błonę w oknie. Niestety, wiele nie zobaczył. Po chwili namysłu ruszył z powrotem do swojej chaty, tym razem śpiesznym krokiem. Wpadł do środka, by po chwili wyjść, ciągnąc za sobą drewniany wózek, na którym znajdowała się wielka donica. W donicy tkwiła sporych rozmiarów palma, wyższa od lisza, zakończona dużymi zielonymi liści. Robiła spore wrażenie. Szybko pokonał dystans dzielący go od oberży, nie zwracając uwagi na ludzi (i nie tylko), którzy tym razem patrzyli zszokowani na niego i palmę, którą ciągnął za sobą. Stanąwszy przed drzwiami taktownie zapukał, po czym otworzył je i postąpił krok naprzód. Z pewnością uderzyłby go miły i jakże inny od typowego dla takich miejsc zapach, ale, niestety, lisz nie posiadał nosa. Z efektami wizualnymi rzecz się już miała nieco lepiej (Sandro co prawda widział świat przez oczodoły, ale WIDZIAŁ). Urzekający wystrój zakątka zrobił spore wrażenie na nekromancie, choć zwyczajowo wolał on surowe wnętrza. - Mmm... - mruknął rozglądając się.
- Witaj Sandro - rzekł miły kobiecy głos gdzieś z boku. Lisz skierował czaszkę w tamtą stroną.
- Ach... Sulio! - rzekł do gospodyni. - Witaj! To doprawdy niesamowite, co zrobiłaś z tego wnętrza. Co prawda osobiście dodałbym tutaj parę ostro sklepionych łuków i gdzieniegdzie jakiś gustowny katafalk dla ozdoby, no i oczywiście kościane ornamenty, ale i tak jest w miarę przytulnie. Zresztą moje upodobania pewnie nie przypadły do gustu pozostałym bywalcom - Sandro spojrzał na grupkę siedzącą w pewnym oddaleniu, sączącą piwo i pogrążoną w rozmowie.
- Ale ale - lisz wyrwał się z odrętwienia. - Mam dla ciebie, ten, no, podarek! - Zrobił krok naprzód, chcą wprowadzić wózek z palmą do wnętrza, ale szczyt drzewka zawadził o zbyt niską futrynę i Sandro o mało się nie przewrócił.
- Psiakrewka... moment... - zaczął mocować się z wózkiem. W końcu dał za wygraną, i, dowodząc sporej siły mimo bardzo wątłej postury, podniósł palmę wraz z donicą i wprowadził do oberży w pozycji horyzontalnej. Postawił przed Sulią, po czym odruchowo otarł z kości czołowej wyimaginowany pot.
- To jest, ta, no, palma! Dla ciebie. Niech sobie stoi w jakimś rogu czy gdzie tylko zapragniesz. Ino mam prośbę: miej baczenie, aby ten twój kruk - tutaj Sandro wskazał na ptaka siedzącego na swoim miejscu i łypiącego na niego nieufnie - nie... ekhm, no, żeby nie obsrywał jej za bardzo, dobrze? - Sandro uśmiechnął się na swój gotycki sposób, ukłonił na ile mu zesztywniałe kręgi pozwalały, po czym lekko poklekując ruszył ku stołowi, gdzie znajdowała się reszta towarzystwa. Tam przywitał się ze wszystkimi razem i z każdym z osobna. Z MiBem wymienił tajemny znak znajomy tylko piekłoszczykom, z Sayo uścisnął dłoń, Lobowi skinął czaszką, z Tarbandem wymienił pretoriańskie pozdrowienie, a jOjOwi dworsko się skłonił i zasadził przyjacielskiego kuksańca. - Witajcie panowie, witajcie - rzekł sadowiąc się na wolnym miejscu. Po chwili jak gdyby przypomniał sobie o czymś, i przyjął inną pozycję, niby od niechcenia eksponując swój nowy strój.
|
26.11.2003
|
Lobo nie mógł uwierzyć słuchając opowieści MiBa. - Ty przestraszony? Trudno mi w to uwierzyć, ale skoro tak mówisz nie mam innego wyjścia niż ci uwierzyć Lobo wychylił sporych rozmiarów kufel pełen złocistego napoju i z trudem powstrzymał beknięcie. - Vitaj Sandro!-Niemal spadł ze stołka widząc podarek Lisza. - Co ja to miałem...zapomniałem, ale wróci do mnie na pewno.
|
26.11.2003
|
Noc była, jak na tę porę roku, dość ciepła. Jednakże " ciepła jak na tę porę roku" nie oznacza ciepła w sensie ogólnym. Dlatego też, ponieważ noc była, bądź co bądź, chłodna, Faramir postanowił schronić się w karczmie. Jakie jednak było jego zdziwienie, gdy zobaczył nowy napis i, jak dobrze z tego zrozumiał, nową współgospodynię owego przybytku swawoli i odpoczynku. Nie ma co, cud-nowina! Popatrzył jeno chwilę na napis o prezencie dla gospodyni i juz poczuł się lekko zażenowany. Bo nie miał niczego! "Ale od czego ma się głowę" - pomyślał. No cóż, myślał co prawda dośc długo, jednak w końcu efekt jakiś to przyniosło - swoją drogą mierny, jednak tę sprawę lepiej przemilczeć. - Waćpanno przepiękna Sulio! Toć to zaszczyt obaczyć Cię tu, w tym oto przybytku, bo jak żem dobrze zrozumiał, to zabawisz tu dłużej, ciesząc owe rozhasane towarzystwo swą cudną i przepiękną osobką! Cóż, to coś tu zrobiła, przyznaję, robi wrażenie! Pięknie odnowiona karczma! Choć wcale aż tak wiele się nie zmieniło... A jednak, czy to przez postać Ciebie, droga gospodyni, wszystko wydaje się tak nowe... jednakowoż... - Far... - łagodnie przerwała mu gospodyni. - Ach, tak, tak, juz przechodze do rzeczy. Widzisz droga Sulio, zanim cośkolwiek powiem, i cośkolwiek wręczę w Twe śliczne, rączki, których niegodzien prezent, który ci sprawiłem, kilka wyjaśnień racz wysłuchać. Bo widzisz, waćpanno najpiękniejsza, jam nie wiedział o nowych obyczajach, które zapanowały w tejże oberży. Żem se myślał, że przyjdę tu, i tak jak zawsze w spokoju i bez większego rozgardiaszu dam mym myślom wytchnienie. Jednakowoż tak się nie stało! Bo tyś, piekna pani, mym oczom ukazała! I wraz z Tobą tabliczka, na której o prezencie napisane było! I ja właśnie w tej sprawie! Bo, cóż poradzić, nic ze sobą nie wziąłem - w oczach Faramira autentycznie stanęły łzy. Cóż, widać do czego nowa gospodyni potrafi doprowadzić facetów... - I jest mi głupio i przykro! Bom, gdybym wiedzial, to bym najwspanialszy prezent zszykował. Jakiś specjalny, z dedykacją!, a tak to nic tu! I co ja mam zrobić? - Faramir zamilkł na chwilę. Popatrzył na Sulię, po czym odezwał się znowu, niczym odmieniony - jednakże wpadłem na pomysł co zrobić! proszę, weź proszę, błagam Cię, ten instrument, który tu na plecach noszę, gitarą zwany. Cóż, wiem, że to niewiele, jednak mam nadzieję, że przyda się to, aby ktoś mógł umilać gościom, a przede wszystkiem Tobie czas tutaj spędzany. Cóż, tymczasem pozwól mi proszę zapowiedzieć, iże wpadnę tutaj, na pewno, nie raz jeszcze i że kiedyś usłyszysz - tak, - usłyszysz! - jeszcze jeden prezent, jaki Tobie przygotuję! Obiecuję! A tymczasem, czy mógłbym poprosic o coś na ząb, bo głodny się ja - tu spojrzał na MiB'a - diabli zrobiłem. Twemu gustowi zaufam.
|
26.11.2003
|
Sulia nie była przestraszona, ona była wręcz przerażona. Tylu gości! A ona musiała o nich wszystkich zadbać. Zastanawiała się, czy poradzi sobie..Rozejrzała się po Zakątku. Westchnęła cicho i uśmiechnęła się do siebie.
- Uda mi się. - uniosła wysoko głowę i tym razem wzrok miała pewniejszy. Wzięła tacę do ręki, sprawdziła czy wszystkie kufle są na swoim miejscu i najpierw udała się do stolika MiBa i Lobo. Diabeł otrzymał drugą porcję ognistego miodu.
- Drogi MiBie, nie miałam i nie mam najmniejszego zamiaru krzyczeć na tak miłego diabła jak ty. Morf zasługuje czasem na to aby go porządnie wystraszyć - mrugnęła wesoło do diabła - na gości tracę głos tylko w wyjątkowych przypadkach. Nie smuć się więc. Oto kolejny kufel miodu dla poprawy nastroju.
- A tobie Lobo dziękuję za buteleczkę. Sake nie pijam, ale myślę, że będzie ona ciekawym dodatkiem do twego miodu. W małych ilościach i co jakiś czas naturalnie - zaśmiała się - być może niektórzy goście także w niej zasmakują. Oto zamówiony miód. Elfka obejrzała się teraz w kierunku Sandro. Widok lisza i jego nowego stroju ucieszył ją niezmiernie. Rzuciła jeszcze okiem na zieloną palmę stojącą w rogu sali. Wspaniale prezentowała się w tym pomieszczeniu. Zieleń uspokaja a ona postara się jeszcze by i ładny, rozleniwiający zapach wydzielała.
- Oto miód z dodatkiem rośliny z rodzaju wapnowatus. Wspaniale wpłynie na twe kości liszu. - podała mu miód barwy złocisto-białej - Nie przejmuj się kolorem. Ma mieć taką barwę. Palma jest wspaniała i.. - zagwiazdała, na stoliku usiadł kruk
- Morf, widzisz tę roślinę - głośny skrzek - i tego lisza? - kolejny skrzek - A więc od tej rośliny masz się trzymać z daleka albo oddam cię na pewien czas pod opiekę Sandro. On nie jest tak wyrozumiały jak ja. - w jej głosie czaiła się groźba - Rozumiesz?
Ptak skinął głową i wrócił na swój drążek. Był zmęczony dzisiejszymi wydarzeniami. Schował głowę po dskrzydło i zasnął. Elfka spojrzała na niego z czułością a następnie skierowała swą uwagę po ra zkolejny na lisza.
- Wybacz, że postraszyłam Morfa twoją osobą. Ale czasami to jedyny sposób na niego. - lisz skinął czaszką a elfka przez krótką chwilę patrzyła jak odbijają się w niej płomienie z kominka. Otrząsnęła się.
- Zamyśliłam się. Piękny habit. - rzuciła na odchodnym. Sandro skrzywił się, co było najprawdopodobniej uśmiechem. Wróciła za ladę. Faramir, jej kolejny miły gość prosił o coś do jedzenia. Już ona przygotuje mu coś specjalnego.
- Gdzie to było... - przerzucała kartki Księgi - Mam! Natchnienie. Zaraz poszukam składników. Księżycowa babka, gwiezdny ... - pochyliła się nad przepisem.
Po paru minutach była gotowa. Sałatka także. Sul wzięła do rąk gitarę - piękny prezent od Minstrela i podeszła do jego stolika.
- Cieszę się Faramirze z twego przybycia niezmiernie. Dziękuję za ten instrument. Będzie on tu na ciebie czekał co wieczór byś mógł mi i moim gościom przygrywać wesołe czy też pełne melancholii pieśni. Będę ci wdzięczna jeśli przyjmiesz moje zaproszenie - uśmiechnęła się do młodzieńca i podała mu gitarę - Niech stoi w pobliżu twego stolika. Tu jest jej miejsce. I żadnego innego upominku naprawdę nie potrzebuję. Ten jest i będzie dla mnie jednym z najcenniejszych. Oto sałatka specjalnie dla ciebie. Skomplikowanych dań jeszcze robić nie umiem - uśmiechnęła się niepewnie - Smacznego. Wróciła do swej Księgi i z lekką zazdrością spojrzała na śpiącego Morfa...
|
26.11.2003
|
*jOjO, który właśnie wrócił z wychodka, spojrzał na kompanów lekko skonsternowanym wzrokiem*
- Znaczy się jak to jest, że Wy macie ponownie napełnione puchary, a mój zachował ino wspomnienie po tym zacnym półtoraq!?
*westchnął ciężko i opadając na zydel dodał*
- Takeście się na te palme zapatrzyli???
|