Ballada o upadku elfów

Gdy zimne gwiazdy, blaski cieniste rozlewały
Rajskie ptaki swe dźwięczne, wdzięczne koncerty grały,
Gdy strumyk szemrał cichutko
Płynącą kamyczków nutką,
Drzew liście i kora jednego były koloru
Mchem miękkim otulone, w spokojnym cieniu boru.
Ni słońce ni księżyc dumny
Nie snuły blasków kolumny.
W tym czasie spokojnym świeżym, śmiech brzmiał w środku ziemi
Młode dzieci gwiazd blasku snuły palcami swemi
Fontanny kolorów wszelkich.
Na brzegu morza muszelki
Jak gwiazdek siostrzyczki małe
Cieszyły oko, wspaniałe.

Chroniły bestii stada mroźnie cienie północy ,
Świat jasności pozbawion spoczął w okowach nocy.

Lud młody nad morza brzegiem
Wyszył piaski kroków ściegiem.
Złe cienie serc płomiennych gorąc studziły strachem
Nęciły śmiercią łatwą, światła straszyły krachem.
Sam Władca lodu i śmierci
We sercach ich luki wierci.
Uczyniły ich ugorem: polem pustym, brunatnym

Otwartym na cienia rząd, na złe myśli podatnym.
Nasiona gniewu zasadzał,
ich lękom skrytym dogadzał,
Światło Wielkich spotwarzał,

Swych własnych spisków nie zdradzał.

W czasach niejasnych istnień, kuło się elfów plemię
Do dziś tkwi niezatarte w ich sercach mroku znamię.
Młody elf biegł wśród ciemności
Nie posiadał się z radości.
Ducha widział wielkiego, na koniu, potężnego
Z bujną szopą włosów jasnych, jakże świetlistego.
"Widziałem matulu zbawcę!

On nas wybawi jak zechce.
Widziałem iż koronę miał utkaną z gorąca
Odnajdźmy go, prośmy. Naszym mękom niema końca."
Lecz matula zasmucona
"Wszak już jeźdźców nazbyt wielu

Przemierzało nasze błonia
W zgubnym dla narodu celu."

Smutek wnet młodzieńcowi skronie młode ozdobił
Wiara jednak niezachwiana. Cień w szpony go zwabił.
Stanął sam przed światła posłem
"Przegrałeś. Jam cienia bratem."

Jeździec rzecze. Ręka czarna, pod światłem ukryta
Niczym ze stalowych nici arkan chłopca chwyta.
"Próżna walka, próżny twój trud,

Jużci mój. Lochu poznasz brud."
Chłopię skomlę o litość niecnego wroga błaga.
Niewzruszony on. W sercu chłopca kona odwaga.
Niczym zły wicher rumak gna.
Elf sięga rzeki rozpaczy dna,
Niczym ćma bezwolna pędzi
Ku śmierci gdzie ogień rządzi.