Baśń o Łomocie i Kwiecie Radości

Dawno, dawno, dawno temu... Za siedmioma górami, sześcioma lasami, pięcioma rzekami i czterdziestoma czterema domami rozpusty, żył sobie młody półork imieniem Łomot. Mieszkał on z dala od ludzkich osiedli i z dala od górskich pieczar orków. W chatce pośrodku puszczy.

Można by go nazwać samotnikiem, ale miał towarzyszkę, która nie opuszczała go dzień i noc. Drewnianą maczugę. Z tą właśnie towarzyszką, a także z łukiem, udawał się Łomot codziennie na polowania, by zdobyć coś do jedzenia.

Traf chciał, że pewnego razu, podczas polowania, natknął się nasz bohater na maga. Nie mogło być żadnych wątpliwości. Spiczasty kapelusz, dziwaczne szaty i różdżka leżąca tuż koło zakrwawionej dłoni. Mag leżał nieprzytomny pod drzewem... Był cały we krwi i stracił przytomność, ale oddychał. Żył.

Łomot nie przepadał za magią. Powiem więcej, nienawidził tych małych pokurczów, studiujących magiczne księgi. Unikał miejsc przesiąkniętych magią, gdzie wszystkiego się można spodziewać. Nad zaklęte bronie przedkładał swoją zwyczajną, drewnianą maczugę. W pierwszej więc chwili pomyślał, żeby zostawić maga tak, jak jest. Minął go i poszedł dalej, śladami tropionej zwierzyny.

Nie dawało mu to jednak spokoju. Nie, żeby miał wyrzuty sumienia. Pomyślał jednak, że mag ocknie się i jakimś sposobem (dla magów wszystko jest możliwe) będzie wiedział, że Łomot go tak zostawił, a później zemści się na nim. Lepiej nie zadzierać z magami, pomyślał Łomot i postanowił wrócić do rannego, by mu pomóc.

Leczył go jakiś tydzień, za pomocą leśnych ziół. Kiedy mag wyzdrowiał, odwdzięczył się ofiarowując Łomotowi Kwiat Radości. Przepiękny, mieniący się wszystkimi kolorami tęczy kwiat, który odpędza wszelkie smutki, którego zapach oddala bolesne wspomnienia, a na sam jego widok robi się człowiekowi (i nie tylko ludziom) lekko i raźno na duszy.

Mag wyjaśnił, że właśnie po ten kwiat przybył do puszczy, bo rośnie on w jej najgłębszym, najciemniejszym sercu. Łomot zrazu nie chciał przyjąć daru, ale w końcu uległ magowi, który tylko w ten sposób mógł się odwdzięczyć za uratowanie życia.

Od tej pory półork stał się naprawdę szczęśliwy. No, można mieć oczywiście wątpliwości, czy stan szczęścia wywoływany magią, jest prawdziwy... W każdym bądź razie Łomot czuł się wspaniale i Kwiat stał się drugim po maczudze towarzyszem życia.

Nic jednak nie trwa wiecznie. Ktoś dowiedział się o Kwiecie Radości, spoczywającym w puszczy. Pewnej nocy, złodziej zakradł się do chatki półorka i wykradł Kwiat. Rankiem, kiedy Łomot zauważył stratę, wpadł w rozpacz.

Wyruszył na poszukiwanie złodzieja. Odwiedził najbliższe ludzkie miasteczka, ale nie znalazł zguby. Zrozumiał, że złodziejem był inny mag, który mógł się teleportować bardzo daleko stąd, nawet do innego królestwa.

Łomot wrócił do domu. Nie mógł spać, nie chciał jeść, cały czas był w stanie apatii... Wydawało mu się, że jego życie nie ma sensu bez Kwiatu Radości. Nie mógł już się bez niego obejść, nie potrafił sobie bez niego poradzić.

Półork przypomniał sobie słowa czarodzieja. Mag powiedział mu, w której części puszczy rosną te kwiaty. Powiedział, że bardzo trudno je znaleźć i rosną pojedynczo, a chronione są przez demony. Powiedział, że tylko mag może je zerwać i ujść z życiem. A i to nie zawsze...

Łomot postanowił spróbować. Nigdy nie zapędzał się w tę część puszczy. Drzewa rosły tu bardzo blisko siebie, plątanina korzeni i mała ilość światła utrudniała marsz. Półork jednak szedł.

Niebawem zapadła noc, zapadła jakoś dziwnie szybko, jakby czas przyspieszył... Łomot usłyszał jęki, jęki umarłych... Nie, to tylko wiatr szumiał w konarach drzew... Wiatr? Nagle jeden z korzeni zacisnął się wokół stopy półorka... Łomot nachylił się i spokojnie uwolnił stopę. Spokojnie, tylko spokojnie, myślał. To magiczne sztuczki, nie dam się na nie nabrać. Szedł dalej. Noc była bezksiężycowa. Ciemności jakby się zagęściły. Przestał cokolwiek widzieć. Próbował opanować strach. Myślał, że tylko odwaga może odpędzić od niego zjawy, które nagle zaczęły przemykać mu przed oczami. Duchy, wampiry, strzygi... Nie, to muszą być nietoperze... To tylko nietoperze... Nagle coś go chwyciło. To ramiona śmierci zacisnęły się na jego masywnej szyi.

Nie pomogła mu siła, nie pomogła mu maczuga. Tylko magia jest w stanie przeciwstawić się innej magii. Półork wiedział o tym wybierając się w podróż, ale nie dbał o swoje życie. Zaślepiła go magia zawarta w Kwiecie Radości. Magia, która od momentu, kiedy weszła w jego życie, stała się od razu jego sensem. Magia, której nigdy przecież nie potrzebował, a która, gdy jej zabrakło, pociągnęła za sobą jego samego. Gdyby nie spotkał maga, gdyby ten nie podarował mu zaklętego arefaktu, zapewne żyłby jeszcze. Może nawet szczęśliwie, tym zwykłym szczęściem, które nie trwa zbyt długo, ale trwa prawdziwie.