Cena skrótu

1 2
Jesteś na stronie 1. Następna

Długa karawana powoli posuwała się do przodu. Wielkie koła wozów z głośnym pluskiem wyrywały się z uścisku bagnistej ziemi. Konni z eskorty rozciągnęli się wzdłuż taboru odgradzając go nieprzerwanym pierścieniem od ścian lasu. To była już trzecia ekspedycja odkąd puściły śniegi. Trzeci raz próbowali krótszej drogi...[p]Ech ci handlarze - pomyślał Ryland - "pieniądz, to jedyne co się dla nich liczy. I czas. A, jak powiadają, czas to pieniądz - więc wychodzi na to samo." Po raz setny analizował informacje, które udało mu się zdobyć przed wyruszeniem w podróż.[p]Pierwsza ekspedycja ruszyła już w połowie lutego. Składała się niemal wyłącznie z wozów kupieckich. Sami najchciwsi handlarze. A może najsprytniejsi? Bo było o co się bić, przynajmniej dla nich. Wieści o wielkich lawinach, odciętych drogach, zniszczonych domostwach i zapasach przybywały zza Grani jedna za drugą na skrzydłach pocztowych gołębi. Klęska głodu wisząca nad Rogowymi Szczytami, krainą sąsiadów, była oczywista dla wszystkich mieszkańców Brzozowych Wzgórz. Tak więc pierwsi, którzy dobrną tam po roztopach mogą stać się bogaczami - zapotrzebowanie na żywność i materiały budowlane wywinduje ich ceny na niespotykany od lat poziom. Nic dziwnego, że przypomniano sobie nagle o innej drodze. Trakt przez Moczary był o połowę krótszy niż droga przez Grań i znacznie szybciej stawał się przejezdny. Co nie zmieniało faktu, że i tak od lat nikt nim nie jeździł.[p]Zło zagnieździło się tam dawno, zbyt dawno aby mógł sobie przypomnieć ile mógł mieć wtedy lat. W każdym razie był wtedy dzieckiem. Za to dobrze pamiętał opowieści o Moczarach, którymi faszerowała go jego babka stojąc na stanowisku, że "chłopak musi wiedzieć co się w świecie dzieje". Opowieści te nie należały do najprzyjemniejszych.[p]Druga ekspedycja wyruszyła dwa tygodnie później. Oczekiwane wieści od poprzedników, opisujące dokładniej zapotrzebowania sąsiadów, powinny były pojawić się po tygodniu. Nie pojawiły się. Kupcy nie chcieli na nie czekać. Wśród kilku prawdopodobnych powodów milczenia wyżej stawiali zachłanność swoich cechowych współbraci niż jakiś wypadek po drodze. W końcu na Moczarach ginęły zawsze pojedyncze osoby lub małe grupki, podróżujące tamtędy z pośpiechu lub bezmyślności. A teraz ruszyło dwadzieścia wozów! Każdy kupiec miał swoich pomagierów a wszyscy mieli kusze i pałki. Bagienni krwiopijcy, kimkolwiek byli, powinni mieć tyle oleju w głowie, żeby trzymać się z daleka od karawany.[p]Mimo tego druga karawana zatrudniła skromną eskortę. Ryland uśmiechnął się pod nosem na wspomnienie tych nieudaczników. Ze wszystkich możliwych sposobów zaciągnięcia eskorty kupcy wybrali najgorszy - ogłoszenia na słupach. Dostali więc to co dostali. Zbieraninę amatorów, którzy znajdowali się w pilnej potrzebie spłacenia długów karcianych albo rosnącego w knajpach zadłużenia. Niemniej trafił się jeden zawodowiec. Eskortował już niejedną leśną i górską wyprawę a nadciągające niebezpieczeństwo potrafił wyczuć instynktownie. Ryland znał go dobrze i cenił go. Tak, półelf Ivor niewątpliwie był wart najwięcej z całej tej zbieraniny. I oczywiście nie został dowódcą wyprawy. Został nim jakiś bubek, którego wielkie doświadczenie potwierdzał tylko on sam, podczas gdy jego ekwipunek świadczył o czymś całkowicie przeciwnym. No, ale był pełnej krwi człowiekiem. W oczach handlarzy półelf nie mógł z nim konkurować.[p]Trzecia partia wozów miała wyruszyć dwa tygodnie temu. Nie wyruszyła w terminie. Jeśli wzięło się pod uwagę wygląd półelfa po jego powrocie można było to przewidzieć. Zważywszy, że był jedynym, który powrócił należało się z tym poważnie liczyć. Ale stało się to zupełnie zrozumiałe dopiero po tym co opowiedział...[p]Po tej opowieści droga przez Moczary zostałaby z pewnością zapomniana na wiele następnych lat, gdyby nie jeden fakt. Grań wciąż pokrywały zwały śniegu. Zbyt głębokie by choćby marzyć o ich przebyciu. A liczył się czas. I pieniądz. Trzecia partia wozów wyruszyła z dwunastodniowym opóźnieniem. Opóźnieniem zaplanowanym i rozsądnie wykorzystanym. Handlarze przejrzeli na oczy i z bólem serca zainwestowali całkiem znaczne fundusze w budowę eskorty z prawdziwego zdarzenia.[p]Ryland, kapitan eskorty, weteran wielu wojen i dowódca niezliczonych ekspedycji zmrużył oczy przerywając rozmyślania. Zza zakrętu drogi wyłoniło się czterech jeźdźców. Jego wyborowy zwiad powracał z nowinami. Ryland wyjechał im naprzeciw.


Jesteś na stronie 1. Następna
1 2