Droga Zemsty

1 2
Poprzednia Jesteś na stronie 2.

Nie ma przy niej przydrożnych gospód, w których podróżny mógłby zażyć odpoczynku, nie ma objazdów, bocznych dróg ani zakrętów...


Obudził ją ciepły deszcz, który zaczął padać wcześnie rano. Miriel otworzyła sklejone krwią i łzami oczy. Wiedziała, że gdzieś przed nią znajdują się zgliszcza jej domu, ale nie mogła ich dostrzec. Cały świat zakryła mgła... Gęsta i nieprzenikniona, powodowała, że wioska wyglądała upiornie. Smród dymu i spalonych ciał unosił się w powietrzu, otrzeźwiając nieco półprzytomną dziewczynę. Spróbowała poruszyć prawą ręką, ale nagły ból przeszył kończynę niczym sztylet. Biała kość wystawała obok jej szyi. Uświadomiła sobie że ma złamany obojczyk, a ostra kość przebiła ciało. Powoli dotknęła sprawną ręką jasnego kikuta... Była osłabiona, straciła dużo krwi i wszystko ją bolało, a jednak wola dziewczyny przezwyciężyła ograniczenia ciała. Miriel zaczęła się podnosić...


Zwykły człowiek, widząc małą, brudną od krwi i błota dziewczynę, sięgnąłby po broń, biorąc ją za zombie lub ghula. Nieumarłe stworzenia, żywiące się zwłokami, zwietrzyły okazję do posiłku i ściągnęły tutaj z najmroczniejszych zakamarków Wielkiego Lasu. Ale Paal nie był człowiekiem. Wyraźnie widział przez mgłę pulsującą na czerwono sylwetkę. Podejrzewał, że jest dzieckiem ocalałym z wczorajszej rzezi, której odgłosy słychać było daleko w lesie. Mroczny elf cofnął się w głąb polany i ruszył bezgłośnie w kierunku kilku wozów i krzątających się obok nich w milczeniu postaci..
-Dziewczyna,- wyszeptał do grubego handlarza, odzianego w jedwabną purpurową szatę. - najpewniej tylko ona przeżyła. Chociaż już niedługo...

-Co masz na myśli?- Zapytał głębokim basem kościsty człowiek z wielkim krzyżem na szyi, wychylającego głowę ze stojącego nieopodal wozu.

-Jest ciężko ranna. Widać jak jej płomień powoli gaśnie. Prawdopodo...

-Przyprowadź ją tutaj.- przerwał mężczyzna w jedwabiu -Może dowiemy się kto to zrobił.

Elf powoli skinął głową, założył ciemny kaptur i zniknął we mgle.
-Myślisz że to Brom?- zapytał po chwili chudy kapłan.

-Przekonamy się. Ale jeżeli, to jego oddział zapuścił się naprawdę daleko... Coś tu się szykuje i to coś większego. Wiesz, że żadne oddziały Księstw Granicznych nigdy nie zapuszczały się w głąb Wielkiego Lasu, a teraz otwarta napaść na Imperialną wieś.

-Ktoś musi wrócić do stolicy i zameldować o wszystkim Grafowi...

-Wyślij gońca, gdy tylko mgła się podniesie. Czekamy na Paala i ruszamy w drogę, niebezpiecznie zostawać w jednym miejscu...


Dziewczyna ruszyła powoli przez mlecznobiałą otchłań, w stronę tego, co kiedyś było jej domem... Każdy krok stawiała z coraz głośniejszym sykiem bólu, ale nie poddawała się. Te kilka metrów było najtrudniejszą drogą jej życia. Nie tylko z powodu obrażeń fizycznych... Jej dzieciństwo spłonęło wraz z domem i zostało zamordowane wraz z rodziną. Życie pozostawiło ją, jej najtrudniejszej lekcji - "Na końcu każdy zostaje sam". Z białych odmętów zaczęły się wyłaniać czarne ściany. Zaczęły się wyłaniać wspomnienia... Wchodząc przez spalone drzwi, widziała matkę krzątającą się przy piecu w kuchni, widziała siostrę, która bawiła się starą szmacianą lalką, widziała ojca... Gdy weszła do drugiego pomieszczenia, czar prysnął. Czuła straszliwy odór śmierci. Wśród popiołu dostrzegała poskręcane ciała... Z jednego wciąż wystawał miecz. To była jej matka. Miriel chciała płakać, a jednak łzy nie popłynęły z jej oczu. Chciała, ale nie mogła... To było straszne. Jej stopy zapadały się w głębokiej po kostki perzynie, ale szła dalej patrząc jak zahipnotyzowana na srebrną klingę, która uśmierciła bezbronną kobietę. Zatrzymała się nad zwłokami i położyła zdrową rękę na głowni broni.
-Przysięgam...- wyszeptała - Przysięgam ci mamusiu... Zabiję ich...

Nie zważając na ból, wyszarpała miecz i na sekundę uniosła go do góry. Nagły ból przeszył jej ciało i upadła w mokry, czarny popiół. Gdy traciła przytomność, jej dłoń wciąż zaciskała się na zimnej rękojeści...


Obserwował ją z daleka... Widział jak wstawała i mimo ogromnego bólu szła przed siebie. Widział jej twarz, gdy patrzyła na zimną stal, która zabiła jej matkę. Widział bezgłośnie poruszające się usta i choć nie mógł dosłyszeć co mówią, to znał aż za dobrze znaczenie tych słów... Kiedyś sam je wypowiedział... Ruszył w stronę spalonego domu, w którym leżała dziewczyna. Spojrzał na jej brudną od krwi i błota, lecz nadal piękną twarz. Nie pomylił się, nie była dzieckiem. Nie znał się zbyt dobrze na rozwoju ludzi, ale podejrzewał, że przechodziła obecnie okres dojrzewania. Delikatnie wyciągnął miecz z jej ręki i przytroczył sobie do pasa, następnie uniósł ostrożnie ranną dziewczynę, tak by nie urazić otwartego obojczyka.
-Wiem co czujesz...- wyszeptał i ruszył w stronę wozów.

Nad rozebraną od pasa w górę dziewczyną, krzątała się chuda postać. Kapłan co kilka minut posypywał ranę jakimś dziwnym aromatycznym proszkiem i starał się ją oczyścić z brudu i zakrzepłej krwi. Dziewczyna głośno sapnęła, gdy człowiek szarpnął mocno jej rękę, ustawiając obojczyk w prawidłowym położeniu. Wyciągnął moździerz z tłuczkiem i zaczął rozcierać dziwne niebieskie kryształy. Dolał trochę wody i posmarował złamaną kość jaskrawo-niebieską pastą. Chwycił w swoje chude palce igłę i zaczął zszywać opatrzoną ranę. Jego wzrok mimowolnie powędrował w stronę jej piersi, ale odwrócił go szybko skupiając się na swoim zadaniu. Usztywnił rękę i zawinął ją białym bandażem. Kapłan uprzątnął instrumenty i lekarstwa a następnie wyszedł z furgonu. Było wczesne popołudnie i po mgle towarzyszącej im od rana nie było najmniejszego śladu.
-Jest silna, za jakiś tydzień będzie w pełni sprawna.- powiedział do grubego człowieka w jedwabiu - Użyłem kilku potężnych i bardzo drogich lekarstw...

-Wiem, wiem, wszystko ci zwrócę, ale to sprawa nie cierpiąca zwłoki. Musimy się dowiedzieć co tu się stało...

-Jeśli tak ci się spieszy, to możemy już ruszać. Dziewczyna będzie spać co najmniej do jutra.

-Znakomicie! Już i tak straciliśmy pół dnia.


Ze snu wyrwał ją rytmiczny stukot kół o brukowaną drogę. Panował półmrok, widziała tylko jasne płótno wiszące nad jej głową. Nic nie pamiętała od momentu, w którym wyszarpała miecz z bezkształtnego ciała matki. Nie wiedziała gdzie się znajduje i straciła poczucie czasu. Czuła dziwne swędzenie tuż obok szyi, w miejscu otwartego złamania. Uniosła powoli lewą rękę i dotknęła delikatnie zabandażowanej rany. Była zmęczona i odrętwiała, ale nic ją nie bolało. Kręciło się jej w głowie i miała ochotę wymiotować. Nie wiedziała ile tak leżała, rozmyślając nad swoim losem. Zaczęła się unosić na zdrowej ręce. Oparła się o burtę wozu sapiąc głośno. Lustrowała wzrokiem miejsce, w którym się znalazła. Był to nieduży furgon, pospiesznie przystosowany do przewożenia rannej osoby. Worki, prawdopodobnie z fasolą zostały odsunięte do tyłu, a w miejscu którym leżała ułożono na futrach kilka kocy. Nieduże, prostokątne drzwiczki były umieszczone w ścianie po jej prawej stronie a przyćmione, popołudniowe światło wpadało przez kilka małych ,brudnych okienek, tuż pod sufitem. Każdy ruch powodował, że była jeszcze bardziej wyczerpana. Zamknęła więc oczy i oddychając miarowo zasnęła...


Gdy je ponownie otworzyła, nie była sama. Naprzeciw niej siedziała zakapturzona postać i patrzyła na nią świecącymi na czerwono oczami. Dziewczyna poderwała się do tyłu, ale uderzyła w ścianę.
-Ciii...- wyszeptał elf. -Jeśli narobisz hałasu, to ktoś przyjdzie sprawdzić.

-Czczym... Kim jjesteś?

-Nazywam się Paal. Jestem mrocznym elfem. - gdy to powiedział jego oczy przybrały normalny, błękitny kolor. - Nie bój się mnie. Wiem co czujesz...

-Nie bardzo rozumiem. - powiedziała wciąż drżącym głosem.

-Wiem jak to jest stracić ukochaną osobę...

-Naprawdę? - te słowa trochę ją uspokoiły.

-Tak. - odpowiedział głosem, w którym dało się słyszeć okropny ból. - Ale może mi się przedstawisz?

-Jestem Miriel.

-Widziałem twoją determinację Miriel... Jesteś silna, nawet śmierć nie zdołała cię powstrzymać. Ale to szczęście w nieszczęściu. - zaśmiał się lekko.

-Dlaczego?

-Bo widzisz, dzięki tej karawanie jeszcze żyjesz. Żyjesz tylko dlatego, by opowiedzieć moim zleceniodawcom o tym co się tam stało... A później odeślą cię do przytułku dla ofiar wojny. Ja tam byłem... I muszę przyznać, że wolałbym śmierć.

-I... I ja tam trafię?

-Nie jeżeli pomogę ci uciec. Jesteśmy podobni, poza tym bez pomocy nie dokonasz zemsty. Mam pewną starą znajomą, którą zainteresuje twoja historia. Mieszka daleko stąd, ale tylko ona będzie dysponowała dostateczną hmm... Mocą. - w jego słowach wyczuwała szczerość. Ten elf naprawdę chciał jej pomóc! Postanowiła mu zaufać. Zresztą nie miała wyboru...

-Nie zdołam biec, nawet teraz kręci mi się w głowie...

-Nie musisz biec. Starczy że będziesz cicho, a znikniemy powoli i spokojnie. - szybkim ruchem wyciągnął zza pasa metrowe zawiniątko. - To chyba twoje. - rozwinął dobrze znany Miriel miecz. - Jeszcze ci się przyda. A tym czasem chodź. Pokażę ci jak zniknąć...


Poprzednia Jesteś na stronie 2.
1 2