Jesteś na 2 stronie. Przejdź do: 1 2
Grenadier

2004-06-10 01:25

Tak, no to teraz będzie lanie... Drodzy oceniający - i ty drogi autorze. Usiądź wygodnie, bo będzie troszkę bolało (aha, mała uwaga, - to jest wersja uwag przed twoimi poprawkami wraz z Hexe - uznałem, że warto je dac w takiej wersji ku przestrodze):

1. "Przy ognisku panowała niezmącona niczym cisza... Niczym, prócz charakterystycznego odgłosu wydawanego przez żerującego gdzieś pośród okolicznych traw świerszcza" - buhahahah, żerujący świerszcz, pewnie hałasował jak czołg... Świerszcz jak je, to go nie słychać. A słychać czynnośc zupełnie odmienną. Ale przecież u ciebie była niezmącona cisza...
2. "Z głębi lasu uszu zgromadzonych dochodziły też niespokojne głosy zaalarmowanych bliżej nieokreślonym zjawiskiem sów - no nie, albo jest niezmącona cisza albo nie, zastanów się!
3. "i łasych dobrego trunku zawadiaków z pobliskiej osady tylko one zachowywały jeszcze choćby pozory życia..." - czyli jednak było głośno jak w knajpie ? no bo nawaleni ludzie nigdy, a wiem to z wieloletniego doświadczenia, nie gadają szeptem. Więc jednak ten świerszcz by się przebić przez te "odgłosy" musiał przeżuwać żer głośnije od nich. Czołg...
4. "Tą ubogą paletę hałasów" - paleta hałasów, a miało być cicho... Zresztą - jak paleta, to nie może być uboga. Tak samo jak sucha woda... Paleta to mnogość.
5. "wzbogadzały" - ten wyraz jak rozumiem od nazwiska pana Bogadzkiego?
6. "sporadycznie dźwięki" - hm, wiatry?
7. "bezustannie chrapali, odchrząkliwali, kasłali, bądź też ziewali..." - a poza tym było cicho jak makiem...
To moje czepialstwo wynika stąd, że pisałeś upojony "barokowością" opisu, jak to ktoś ujął, bez zastanawiania się, jaki to ma sens. To jeden z najczęstszych błędów popełnianych przez młodych autorów. W przekonaniu świetności swego dzieła nie dopuiszczają do siebie myśli, że coś może w tym nie grać... Poza tym "barokowość" opisów, jeżeli nie jest podparta sporym doświadczeniem, częściej wywołuje smiech niż zachwyt, niestety...

8. "Jednak nie licząc ustawicznie rzucanych na wsze strony" - archaizm, kojarzy się z owadami.
9. Na końcu tego akapitu zachwiałeś zasada jedności miejsca akcji, bo czytelnik nie wie już czy to w lesie się dzieje, czy w jakimś parku czy pod zalesioną bramą.
10. "Milczeli wszyscy." - ar ju siur? ? przeca chrząkali, p..., kurtyzany, pijacy, świerszcz i tak dalej. Ja wiem, że to zdanie ma budowac nastrój, ale nie wyszło...
11. "Potężny wyrwidąb odziany w wyświechtany wzdłuż i wszesz" - znowu te wszy... A mi się wydaje, że ten wyraz odmienia się na "szeroki" czyli "rz". Ponadto za takie zdanie każdy polonista daje jedynkę ? bo nie wiadomo o co chodzi ? powinno być popijał!
12. "W ciszy poczywał" - że co? Uć ja pobruszam a ty poczywaj? W takim razie to zdanie znaczy "W ciszy odpoczywał czyszczący itd.." - bzdura. I ciagle ta cisza która nie jest ciszą.
13. "Piekące się na patykach ulokowantych tuż ponad ogniskiem cztery udźce" - mutant jakiś, dzik ma dwa uda, jak każde zwierzę, czy to dwunożne czy cztero... Widzę, że nie tylko polonista Cię nie lubi ;)
14. "nie nadawały się do spożycia nie grożącego w rezultacie zatruciem pokarmowym i całodziennym przesiadywaniem w krzakach" - bzdura, zapytaj mamę, co będzie jak zjesz węgiel...
15. "Nie minęła chwila, nim zrobili to wszyscy. Z przyległych do ogniska chaszczy ich uszu dobiegł głośny szelest poruszanych i łamanych konarów" - szelest łamanych konarów ? przesadzasz z ta poetyckością. Konary łamią się zawsze z trzaskiem dlatego, że są grube po prostu. Taka ich już nieprzychylna pisarzom natura.
16. "Niepokój budził fakt, iż dochodził on od strony lasu," - miało być groźnie, wyszło komediowo ? a skąd odgłosy łamanych konarów miały dochodzić? Z łąki?
17. "Waligóra dobył z pochwy swego miecza - oburęczny, monstrualny olbrzym pięknie pobłyskiwał odbijając jasnopomarańczowe płomienie ogniska." - miecz czy waligura pobłyskiwał, bo obaj jak rozumiem sa słusznych rozmiarów.
18. "Trubadur nie zwlekając już po krótkiej chwili dzierżył" - to słowo ma znaczenie trochę inne ? dzierzyć czyli dźwigać. Chyba, że truba był skrzatem...
19. "Dygotające palce wystające zza kraciastej kapy zdradzały przerażenie, strach przed nieznanym. Przed śmiercią." - przesłodziłeś, bo już to napisałeś wcześniej, po co powtarzać. Czytelnik nie jest taki głupi i wie, co znaczy spanikowany. Opis wprowadza zbędne ozdobniki.
20. "To wilki, pomyślał. Zwabione zapachem pieczonego jadła postanowiły dołączyć do uczty. Jeśli bedzie ich mało, trzy, może dwie sztuki, to pewnie damy radę. Jeśli..." - znowu mutanty jakieś. Od kiedy to dzika zwierzyna jada pieczyste?
21. Chciał zaatakować z nienacka, choćby zachwiać równowagę któregoś z niespodziewanych gości, by później wbić mu pod żebra trzymany w cholewie buta sztylet. Bał się..." - rambo ? dwoma rękami zamierza machać mieczem i znienacka trzecią wbić sztylet... łał!
22. "Gałęzie nieprzyjemnie smagały go po twarzy. Niektóre raniły aż do krwi, zdzierając niemałe fragmenty skóry" - twardziel, po 5 minutach powinien być oskalpowany. No i po kiego się tak męczył, rąk nie miał czy co? Po co lazł największa gęstwiną? Coś pod kopułą mu chyba brakuje. Takiego elementu od bednarza.
23. "Chciał dorównać jej kroku, lecz wiedział, iż w tych warunkach to niemożliwe - wszelkie próby były z góry skazane na porażkę i jedyne co za sobą pociągały to kolejne rany cięte i stłuczone od upadków kończyny, tudzież inne, nie mniej przydatne w życiu elementy ludzkiego ciała" - marny dowcip, naprawdę...
24. "Co jakiś czas wychylał wścibski nos zza koca, by w razie nabrania przez sytuację" - nabrania przez sytuację - brrr, co za fatalny zlepek ? można powiedzieć, że ?sytuacja obiera niekorzystny przebieg?, ale nie warto tego przerabiać na inne sposoby. Nie możesz napisać ?w razie niekorzystnego obrotu sprawy??
25. "Tuż obok wędrowca z kępy na kępę trawy powolnym krokiem przeskakiwał czarno-biały kot. Nie orientujacy się w zaistniałej sytuacji wyrwidąb lekko wychylił się zza drzewa, tylko tyle, ile potrzeba było by ujrzeć sprawców całego zamieszania, bo hipoteza ataku wilków okazała się w tej sytuacji wielce nieprawdopodobna. Nie odłożył jednak broni do pochwy... - i ta parka łamała konary? Zatkało mnie z wrażenia... zwłaszcza, że był to chyba dębowy las sądząc z opisu. Od dziś z szacunkiem patrzę na mego kota...
26. "Była niewidoma..." - dzięki, gdybyś nie napisał to bym nie wiedział.
27. "Dotknęła go" - chyba raczej "je" - kolano. To jest "to kolano" a nie "ten kolano".

Uffff. Najgorsze jest to, że to były tylko te większe wpadki. Na razie nawet jak dla mnie nie warto wystawiac oceny, bo jest to o niczym. Ot z lasu wylazł facet z kotem, a ci przy ognisku w kompletnej ciszy hałasowali przy mięsie z mutanta. I nic więcej się nie dzieje, bo scenę łożkową też mozna na razie pominąć - jakis napalony facet wlazł do pokoju slepej dziewki i nic. Siedzi tylko. Zreszta - gdybym miał oceniać to chyba domyslasz się, co bym dał.

To na razie tyle. Poczekam...

Damiaen (2004-06-10):
Oj dostało mi się, ale słusznie mi się dostało... :P

Cóż, nic dodać, nic ująć. Cieszę się z takich komentarzy, bo dają mi więcej do przemyślenia niż "Fajne. 5", czy "Słabe. 3"...

Wiem tylko tyle, że zanim napiszę coś to kilkakrotnie razy wcześniej sprawdzę, czy ma to sens.

Dzięki za obszerny komentarz, z rad skorzystam, błędy poprawiłem, zapraszam w przyszłości! :)

Guinea

2004-06-13 11:34

Niezwykła opowieść. Dawno nie widziałem takiego pięknego przykładu czystej i niczym nieskażonej grafomanii. Generalnie rzecz ujmując, w bardzo rozbudowanych zdaniach wielokrotnie złożonych, zawierających spore ilości słów długich, trudnych i archaicznych, a także niewątpliwych przykładów własnego, niekonieczne udanego słowotwórstwa, nietrudno o błędy powodujące wypaczenie całego sensu rzeczonego zdania, co doskonale widać na załączonym opowiadaniu.

Co by tu jeszcze... No tak. Słabo. 3. :)))

Ghost

2004-06-26 22:02

Dam... Z całym szacunkiem... Pisz krótsze zdania. Może i obecne wyglądają poetycko i ładnie, ale często brak w nich sensu. A i tak to co wyrabiasz w niektórych akapitach to swobodna grafomania.

Nie wiadomo też co tu się tak właściwie dzieje. Jak wspomniał Grenadier - ktoś hałasuje w ciszy przy ognisku, kot wielki jak kalosz przeciętnego mężczyzny rozwala gałęzie z wielkim hukiem. Potem jakiś napaleniec włazi do pokoiku niewidomej niewiasty w przezroczystym stroju.

Znalazłem też śmieszną niedoróbkę:
"I piękne złociste włosy, pachnące kwitnącą jabłonią." - Yyyy, w jakiej odległości on stał? Zawsze myślałem, że żeby pocuzć zapach czyiś włosów trzeba podejść na bardzo bliską odległość. Chyba, że ta panienka spędziła pięć godzin w toalecie i wylała na siebie pięćdziesiąt litrów perfum o zapachu kwitnącej jabłoni.

Oceny nie wystawiam. Liczę, że nastąpi poprawa w następnych rozdziałach.

Aiwelosse

2004-06-27 00:54

Nigdyś nie poznał imienia Złego, jesliś nie czytał posta Aiwego :))) Już błędy wytykam, przynajmniej te na rzut pierwszy oka widoczne :)

Z rzeczy językowych: "...wpatrując się w unoszący się ku górze snop dymu..." - zakręcił się w kółko, trafił celnie i skamieniał jak głaz. Masło maślane.

Osoby niewidome mają bardzo czuły słuch: jakby ktoś im drzwiami zaskrzypiał, to by się darły lepiej niż szewki kieszeni. No i myślę, koniec końców, że neiwidoma kobieta to nadal kobieta - podniosła by krzesło, to nie mężczyzna, to skarpetki tygodnia na łózku nie spędzą :)

Wracając jednak do oceny samego dzieła: rację ma Grenadier, tu nie dzieje się nic. najbardziej emocjonującym momentem jest opis niewidomej, upadek pierwszy i czarno-białego kota, felis domesticus. A to na dwa rozdiały stanowczo za mało.

Ocena: trzy. Ani mocne, ani słabe.

Sharra

2005-01-01 19:40

Hm... Hm... CZwóreczka będzie, bo niedokończone, a ja nie lubię być trzymana w napięciu.

Jesteś na 2 stronie. Przejdź do: 1 2