Łowca

Dawnymi czasy w królestwie Aures bywał pewien wędrowiec imieniem Raf. Jednak od pewnego czasu słuch o nim zaginął. Podobno wybrał się w podróż w poszukiwaniu jednego z zaginionych artefaktów - Miecza Sprawiedliwości. Spędził na tułaczce bardzo dużo czasu, nie mówiąc już o studiowaniu tajemniczych ksiąg, starych map oraz prastarych legend, na które poświęcił kilka lat swojego życia. Trudy jego zostały w końcu wynagrodzone, w mrocznej krainie na dalekiej północy odnalazł miejsce, gdzie według starych manuskryptów powinien być ukryty miecz.

Zsiadł z konia, i spojrzał przed siebie obserwując wyjątkowo ponury krajobraz - Pustkowia. Niebo pokryte szarymi chmurami, przez które w tych stronach nigdy nie wygląda słońce. Roślinności praktycznie brak, gdzieniegdzie jedynie można było dostrzec pojedyncze, uschnięte drzewa. W centrum tego zapomnianego przez Boga świata stały ruiny Przeklętego Zamku.
Dawniej kraina ta była zamieszkana przez ludzi. Okolica tętniła życiem, aż do momentu ,gdy nawiedziło ją straszliwe nieszczęście - WOJNA!!!
Kataklizm zbierał obfite żniwo. Płonęły wsie, pola uprawne, a nawet lasy. Życie straciło wielu rycerzy, łuczników, a także niewinnych zupełnie chłopów. Potem stało się coś jeszcze gorszego, do walki przystąpili potężni magowie...

Magia w samej swojej naturze nie jest ani dobra, ani zła. Wszystko zależy od tego, kto i w jakim celu się nią posługuje. Użyta do celów destrukcyjnych spowodowała zagładę regionu. Cała roślinność wymarła, częściowo przez pożary, gdyż kule ognia latały w powietrzu, częściowo przez zarazy, wody zostały zatrute. Ziemia do dziś dzień nie nadaję się do uprawy, gdyż nic na niej nie chce wyrosnąć. Strony walczące rozpętały prawdziwe piekło, którego potem nie zdołały opanować. Złe moce spustoszyły kraj...
Łowca stał teraz w miejscu tych dawnych wydarzeń.

- Nie do wiary, do czego mogą doprowadzić gniew i żądza władzy - pomyślał.

- Przede mną teraz najtrudniejsza część mojej podróży, ale zarazem najciekawsza.

Cel swojej wędrówki miał teraz przed oczyma. Uwierzcie, widok ruin nie był zbyt zajmujący.
Zostawił konia w bezpiecznym miejscu. Sam zaś poszedł powolnym krokiem w kierunku ruin. Był coraz bardziej podekscytowany, jednak nie dawał się ponieść emocjom. Wiedział, że droga do celu może być niebezpieczna. Musiał więc mieć się na baczności. W samych ruinach niczego się nie obawiał, nie wiedział natomiast co go może spotkać w podziemiach. Lecz jakby na przekór tym słowom zaledwie łowca minął bramę zamku, tuż obok jego głowy świsnęła strzała. Miał wyjątkowe szczęście. O mały włos, a byłby to koniec jego długiej wędrówki, a zarazem także i życia.
Natychmiast schował się za najbliższym szczątkiem murów, który mógł go dostatecznie osłonić przed śmiercionośnymi pociskami.

- Szczęście, że mam ze sobą łuk, niech się mi teraz który pokaże na oczy, a będzie to ostatni dzień w jego plugawym życiu. - nie były to słowa rzucane na wiatr, gdyż był bardzo zręcznym łucznikiem.

Zaczął się bacznie przyglądać skąd oddany został strzał. W tych stronach nie spodziewał się zastać żywej duszy, a tu, taka niespodzianka.
Wyjął z kołczanu długą, czarną strzałę i czekał teraz, na dogodną okazję do kontrataku. Wtem padł drugi strzał, na szczęście ponownie chybiony. Ale dzięki temu Raf poznał dokładną lokalizację nieprzyjaciela, który znajdował się na pozostałościach dawnej wieży strażniczej, w odległości jakichś czterdziestu metrów od łowcy. Tylko na to czekał. W ułamku sekundy mocno naciągnął cięciwę, przymierzył i puścił śmierć w powietrze. Napastnik nie zdążył się nawet ukryć za murem, gdyż w następnej chwili strzała go dosięgła i wbiła mu się głęboko w prawe oko.
Raf rozglądał się bacznie czy w pobliżu nie ma jeszcze kogoś, lecz nikogo takiego nie spostrzegł. Wyszedł więc z ukrycia i udał się na miejsce, skąd jeszcze przed chwilą do niego strzelano. Wdrapał się na górę i stanął przed zwłokami leżącymi na ziemi.

- Goblin. No tak, kto inny mógłby się zapuszczać w te okolice. Jedynie takie nędzne kreatury. Tylko co on tutaj robił sam jeden? Zastanawiające, może pilnował wejścia do katakumb...

Już miał schodzić na dół, gdy jego uwagę zwrócił jakiś niewielki przedmiot w kształcie półksiężyca przewiązany sznurkiem na szyi martwego. Podszedł nieco bliżej, nożem przeciął rzemyk i wziął do ręki ów medalion. Właściwie, przedmiot wyglądał jak połowa medalionu, ale gdy łowca obejrzał go z bliska, oczy zabiły mu żywszym blaskiem. Zdumiał się bardzo.

- Niemożliwe! Przybyłem, zobaczyłem... i nie wierzę własnym oczom! To jest druga część Anaji. Ale jak się mogła dostać w łapy tego goblina? Co za wyjątkowy zbieg okoliczności. - nie posiadał się ze szczęścia.

Zdjął z szyi piękny srebrny łańcuszek na którym zawieszona była druga połowa talizmanu. Nie wahał się dłużej ani chwili, wziął do ręki obie części i połączył je. Gdy tylko obie połowy zetknęły się ze sobą w jakiś cudowny, niewyjaśniony sposób zespoliły się, tworząc całość.
Wędrowiec miał teraz w ręku całą Anaję, amulet szczęścia. Dawnymi czasy rozbity, teraz znów powrócił do pierwotnej postaci. Schował ją teraz do kieszeni.
Pierwszą połowę znalazł przed pięciu laty w El Kasr, Pustynnym Grodzie, drugą spodziewał się znaleźć tutaj, ale gdzieś głęboko w podziemiach. Fakt, że miał ją ten goblin oznaczał, że jego współplemieńcy musieli penetrować katakumby. W takim wypadku Raf musiał się mieć na baczności. Nie wiadomo bowiem, czy nie będzie miał tam towarzystwa.

Zszedł na dół i tuż obok szczątków wieży strażniczej znalazł ukryte starannie pod gruzami wejście. Uporał się z tym szybko i zagłębił się powoli w czarną czeluść. Wcześniej zabrał ze sobą pochodnię, teraz, zapaliwszy ją schodził powoli w dół dość wąskim korytarzem, takim, że dwie osoby nie zdołałyby iść razem obok siebie. Na obu ścianach widoczne były jakieś inskrypcje napisane w jakimś nieznanym języku. Stąd wniosek, że podziemia zbudowano o wiele wcześniej niż Przeklęty Zamek.
Korytarz kończył się niewielką, pustą salą, w której znajdowały się cztery wejścia. W jednym znajdował się teraz wędrowiec, jeden był naprzeciwko niego, pozostałe dwa po prawej i lewej stronie.

- Teraz na lewo. - bez wahania ruszył w kierunku otworu.

Pokonał jeszcze kilka podobnych sal. Dla zwykłego poszukiwacza przygód labirynt ten stanowiłby zapewne grób, gdyż zagubienie się w tej plątaninie korytarzy było równoznaczne ze śmiercią. Raf jednak, dzięki wnikliwemu studiowaniu starych ksiąg znał drogę. Cały czas poruszał się naprzód. Na szczęście na razie nie znalazł śladu obecności goblinów....

- Jeszcze jedna taka komnata i stanę u drzwi Mrocznej Komnaty, gdzie powinien, według wszelkiego prawdopodobieństwa, znajdować się Miecz Sprawiedliwości.

- Są! Nareszcie!

Przed sobą miał teraz sporej wielkości masywne drzwi pokryte rozmaitymi, kolorowymi inskrypcjami w nieznanym języku. Przyglądając się im uważnie, próbował je w jakiś sposób otworzyć, ale te ani drgnęły. W pomieszczeniu panował półmrok, jedyne światło pochodziło od blasku pochodni. Zbadawszy dokładnie drzwi, łowca zaczął uważnie oglądać ściany pomieszczenia w poszukiwaniu rozwiązania tej zagadki.

- Gdzieś tu musi być jakiś mechanizm otwierający. Trzeba tylko dobrze poszukać. - w głębi duszy był dobrej myśli.

Przyglądał się jeszcze przez chwilę lewej ścianie, aż natknął się na coś, co wydawało się być czymś w rodzaju zamka. Znalazł płytki, kolisty otwór o średnicy około dziesięciu centymetrów.
- A to ci historia! - obejrzał otwór dokładnie i nie posiadał się ze zdziwienia. Szybko zdjął z szyi Anaję, i przyłożył ją do wgłębienia. Pasowała jak ulał!

Drzwi zaczęły się powoli otwierać...