Najdalsza Podróż
PROLOG
Manethan szedł jak co dzień leśną drogą. Mieszkańcy pobliskiej wioski ostrzegali go przed ghulami zamieszkującymi pobliskie tereny. Miały osiem pajęczych nóg, ogon skorpiona i mocno umięśniony tułów. Manethan nie wierzył jednak w opowieści o takich stworach. Jak dotąd chodził tą drogą spokojnie. Aż do tego dnia. Teraz Manethan nie wiedział, co go spotka. Nagle coś poruszyło się w krzakach. Wieśniak skręcił w prawo. Z krzaków wypełznął głodny stwór. Był wyjątkowo ohydny. Miał może z dwa metry wzrostu, a z pyska spływała mu ślina. Manethan biegł jak najszybciej mógł. Chociaż ghule były przeważnie powolne, to ten zbliżał się coraz bardziej. Chłop potknął się. Już czuł na sobie oddech śmierci obrzydliwego stwora. Zamknął oczy. Czekał. Nagle usłyszał świst miecza. Ogon oraz głowa potwora spadły z hukiem obok jego. Był sparaliżowany ze strachu. Przełykając głośno ślinę obrócił się na plecy. Zobaczył stojącego nad sobą białowłosego mężczyznę. Otworzył szeroko oczy. Tak... Miał na sobie czarny płaszcz, a na plecach dwa miecze. Na szyi miał złoty medalion w kształcie czaszki. To musiał być on... Łowca dusz.
***
Manethan nadal nie mógł uwierzyć, że spotkał słynnego Łowcę Dusz z zaświatów, który pomaga ludziom i zabija potwory.
- P-panie Łowco - zaczął.
- Byłem nim kiedyś...Mów mi Reef. Reef z Overgraadu. Jestem Vranem.
- Panie Reef... J-ja naprawdę dziękuję... Gdyby nie pan...
Łowca milczał. Szli już około dwóch godzin. W oddali widać było polanę. Rosły w około jagody i ćwierkały ptaki. "To będzie dobre miejsce na odpoczynek" pomyślał Łowca. Gdy weszli na polanę ujrzeli duże jajo w równie wielkim gnieździe. Vran podszedł bliżej i powąchał je .
- Jajo lazurowego smoka.-Wyszeptał- To bardzo dziwne... Tego smoka widziano tu ostatnio około dwieście lat temu.
- Tu naprawdę był smok? - spytał niedowierzając Manethan.
- Tak. I to cholernie rzadki gatunek.
- Jednak to jego jajo. - Powiedział jakiś głos na przeciwko nich.
- Zaraz... Poznaję ten głos. To Jane, elfka z Alvee! - rzekł z niezbyt udolnie ukrywanym zdziwieniem Łowca.
- Jak zwykle. Jesteś przenikliwy. Podziwiam cię za to. Wielu ludzi dowiedziało się o istnieniu jaja. Zbyt wielu. Posłuchaj :zaraz rozpocznie się tu walka. Ci głupcy chcą zarobić na skórze małego smoka. Będą się o niego tłuc, ale my chcemy go uratować, więc stanę u twego boku.
Po chwili zza pni grubych dębów wyłoniła się smukła, piękna elfka w czarnym płaszczu i z magiczną laską w ręku. Reef znał ją od dawna. Była czarodziejką. Zaraz potem nadbiegło sześciu mężczyzn. Nie wyglądali na takich, co się za krowami po lesie włóczą.
-Kim jesteście?! Hę? Odpowiadajcie! - Warknął jeden ze zbójów. - Co tak stoicie?!
Ten, który zwracał się do Reef'a i Jane miał wysuniętą dolną szczękę i obrzydliwą szramę na policzku. Reef rozstawił nogi.
- Jestem Vranem, na imię mi Reef. A to jest Jane, elfka.- Rzekł wskazując skinieniem głowy na przyjaciółkę.
- Czego tu chcecie? - Wycedził przez zęby któryś ze stojących z tyłu. - Ten smok jest nasz.
Łowca splótł ręce na piersi.
- Czyżby?! - wycedził przez zęby - Lazurowe smoki są gatunkiem zagrożonym.
- Nie będziesz prawił mi kazań, gnoju. - Ryknął jakiś krępy zbir z tyłu.
- Odezwał się, ten co nie cuchnie. - Powiedział spokojnie Reef.
-No, panie Reef. Tego już za wiele. Chłopcy, ruszcie rzycią i wgniećcie w ziemię to plugastwo, które zagradza nam drogę!
Zbójcy ruszyli na Łowcę, ale ktoś im przerwał.
- Spokojnie, spokojnie panie kolego. Ja się nim zajmę. - Rzekł mężczyzna w czarnym stroju przeciskając się między zbirami. - Te sprawy nie na wasz rozum.
Mężczyzna nie był zwykłym zbójem. Przede wszystkim był niższy i szczuplejszy niż reszta grupy. Reef widział jego portrety i znał cenę za jego głowę w Overgraadzie.
- Jak sądzę jesteś Łowcą?
Reef potwierdził skinieniem głowy.
- Twoja praca, jeżeli dobrze rozumiem polega na uganianiu się za potworami w celu sprzedania ich szczątków w Gildii Magów. Dlaczego więc sam nie rozwalisz tej skorupy? Miałbyś z tego ścierwa niezłe pieniądze.
-Już ci mówiłem dlaczego - padła odpowiedź. - Lazurowe smoki są gatunkiem zagrożonym. To po pierwsze. A po drugie, nie szkodzą ludziom.
- To co one do jasnej zarazy robią?! Znoszą nam kurze jajka?! - Odezwał się pryszczaty zbir z tyłu.
- Nie przerywaj - odpowiedział cicho czarny - No tak... - ciągnął zwracając się do Łowcy - Twoje zdanie. My jednak przybywamy tu z rozkazu króla.
Kłamie, pomyślał Reef a głośno powiedział:
- Król nie wie o tym smoku.
- Patrzcie... - rzekł czarny- Jakiś ty śmiały. Może nawet za bardzo.
Ręka czarnego zaczęła pełznąć w stronę sztyletu ukrytego za pasem. Jane odwróciła głowę. Wiedziała, co tu będzie się działo za chwilę. Widziała to wiele razy i wolała teraz nie patrzeć.
- Patrzcie go jaki śmiały - powtórzył podchodząc do Reef'a. Byli równi. Nóż niespodziewanie wyskoczył zza pasa zbira. Czarny zawirował wydobywając miecz. Był szybki. Ale nie na tyle uważny, aby zobaczyć pięść Reef'a uderzającą w jego twarz. Czarny upadł na ziemię. W jednej chwili ruszyli mu na odsiecz ten z blizną i pryszczaty. Trzeci oprych ukrywał się za nimi. Reef widząc to zawirował w lekkim i płynnym piruecie rozchlastując pryszczatemu brzuch. Trawa zarumieniła się od krwi. Łowca zawirował jeszcze raz, tym razem mierząc w trzeciego, który nie miał się gdzie chować. Trafił prosto w skroń. Grubas z blizną pomimo swych rozmiarów był dosyć zwinny. Ale miał ciężki miecz. Wywinął mieczem jak kosą nad głową Vrana. Łowca schylił się. Siła rozmachu sprawiła, że grubas musiał się obrócić, aby nie stracić równowagi. Popełnił błąd. Łowca ciął mieczem z dołu na górę rozsiekując kolejno: brzuch, klatkę i brodę grubasa. Zanim dwóch pozostałych zdążyło się zamachnąć, Łowca był już między nimi. Ciął jednego między oczy szepcąc zaklęcie. Głowa pierwszego eksplodowała czerwoną posoką. Drugi pobiegł w las, ale i ten nie uciekł daleko. Czarny podniósł się i wyrzygał krwią. Dźwignął z wysiłkiem swój miecz. Nie był świadomy tego, że Łowca daje mu celowo czas.
- Ty wariacie. - splunął na ziemię czymś białym. - Ty wariacie, trzeba było mnie zabić wcześniej. Drugiej szansy nie dostaniesz.
Czarny bandyta skoczył na Reef'a z wrzaskiem. Łowca wykonał unik i przebiegł obok mordercy. Tamten próbując wyprowadzić przeciwnika z równowagi przerzucił ciężar ciała na lewą nogę i zrobił piruet. Stanął tak, aby światło słońca było skierowane w stronę Łowcy. Za mało jednak wiedział o swoim przeciwniku. Oczy Reef'a zabolały przez chwilę i przystosowały się szybko do światła. Czarny patrzył na swój cień. Czekał, aż dotknie on stóp przeciwnika, wtedy miał zamiar atakować. Wbrew oczekiwaniom czarnego, Łowca zaatakował, chociaż światło pozornie raziło go w oczy. Bandyta próbował odparować cios. Przecenił swe możliwości. Ostatnie, co zobaczył to cień. Cień Łowcy.
Potem ujrzał ciemność.