Jesteś na 1 stronie. Przejdź do: 1
Dinah

2008-04-23 21:23

Witaj Nowa Autorko :)
Bardzo dobra ocena za pomysł- poważny i odważny!

Rozbudowane, wieloprzecinkowe zdania powodowały, że trochę gubiłam ich sens i docierał on do mnie dopiero po chwili, jakby zmarudził trochę po drodze z powodu rosnących przy ścieżce kwiatków :)
Mam nadzieję, że mi wybaczysz, ale przypomniałam sobie złą sławą owiane opisy przyrody z Nad Niemnem. Nie jest to jednak w żadnym razie nagana, akurat mnie w tej książce to opisy przyrody podobały się najbardziej ;)

Świetny zabieg z biegnącym dzieckiem, które tłumaczy i pozwala pojąć opowieść. Niecierpliwie czekam na kolejne opowiadania!

Morgraf

2008-05-06 11:26

Nie jestem szczególnie oczarowany tym opowiadaniem. Powodów po temu jest kilka, każdy ważki.
Po pierwsze, styl. Zdecydowanie zbyt ciężki. Wprawdzie w tak krótkim tekście tego nie odczuwa się z całą mocą, ale tak czy owak czyta się to z trudem. Takie kolubryny zdaniowe to broń dużego kalibru, należy się z nią obchodzić ostrożnie i z wprawą, rzadko zdarza się autor potrafiący właściwie je wykorzystać, nawet wśród zawodowców.
Po drugie, pomysł. Ograny, do bólu. Chyba każdy twórca chwytający za fantastykę musi w jakimś momencie spłodzić coś podobnego. Do tego rozwinięty jedynie fragmentarycznie. Siłą rzeczy trzeba było zostawić w tekście wiele niedopowiedzeń, ale to nie oznacza, że nie można było historii opowiedzieć szerzej i dokładniej.
To debiut, więc nie będę oceniał zbyt surowo, pomimo tego że historyjka mnie nie porwała.

Maszkw

2008-05-10 19:08

Morgrafie. Co do pierwszego, nie do końca rozumiem, co masz na myśli pisząc "zdaniowe kolubryny": chodzi o długość tych zdań czy może co innego? Jeśli o długość, to mogę się zgodzić, że (1) moje zdania są stosunkowo długie (2) długich zdań nie czyta się łatwo. Zastanawiam się tylko, kto powiedział, że ma się czytać lekko, łatwo i przyjemnie. Styl zbyt ciężki... ale jak na co?
Drugi zarzut jest dla mnie jeszcze mniej jasny. Być może wynika to z mojego braku oczytania, ale nie spotkałam się chyba z żadnym opowiadaniem, w którym byłaby zawarta taka koncepcja, jak moja. Musiałbyś chyba sprecyzować, co uznajesz za "coś podobnego" i podobnego pod jakim względem.
No i jeszcze zarzut z niedopowiedzeniami. Cieszę się, że je zauważyłeś, bo między innymi na nich (ten argument może też uznasz za "ograny") opierał się koncept. Nie będę go tłumaczyć, bo tu nie na to miejsce. W każdym razie moim celem nie było napisanie "wciągającego" opowiadania, które by się czytało lekko i szybko od a do z (czyli wykonywało czynność podobną do oglądania kolorowego filmu), a potem z zadowoleniem odłożyło. Chciałam skłonić do myślenia. I tu rzeczywiście mogę się przyznać do słabości debiutanta, bo chyba nie potrafię tego zrobić jeszcze na tyle dobrze, żeby ta moja intencja była absolutnie jasna. Cóż, staram się. Dzięki za uwagi.

Infero

2008-05-17 19:46

Dla mnie też, to opowiadanie jest zdecydowanie za krótkie. Wiele by zyskało gdybyś bardziej je rozbudowała. Niestety zbyt długie zdania nie dodają uroku, do tego w niektórych się z lekka pogubiłaś, zamotałaś np.: „Nie, to nie telewizja, nic z tych rzeczy”, powiedziała sobie, bo przecież już wiedziała i to tak, jak nie wiedziała jeszcze nigdy niczego.”- i strasznie ciężkie wyszło. Opowieść też szczególnie mnie nie poruszyła, ani zainteresowała.
Znalazłam także:
a) „To, co otrzymała, było znakiem; przeznaczonym tylko dla jej oczu, jedynie przez nią dostrzeżonym sygnałem nadciągającej katastrofy.” – po co tu ten średnik?
b) „Była to nieduża błyskotka, przez deszcz, który w tym właśnie momencie lunął z nieba, przebił się do niej słoneczny refleks odbity od gładkiej powierzchni tego czegoś.”- nie lepiej to podzielić na dwa zdania, będzie bardziej czytelne np. „Była to nieduża błyskotka. Przez deszcz, który w tym właśnie momencie lunął z nieba, przebił się do niej słoneczny refleks odbity od gładkiej powierzchni tego czegoś.” – czasem warto zrezygnować z bardzo długiego zadania i zrobić z niego dwa lub nawet trzy. Dzięki temu lepiej się to czyta, a treść łatwiej zostanie przyswojona.
c) „Wiatr porywał gazety, zrywał psy ze smyczy, wydmuchiwał ptaki z okiennych wnęk i balkonów, tańczył z wyłamanymi gałęziami, strącał dachówki, hulał w kawiarnianych ogródkach...” – a jej nie porwał, nie zachwiała się nawet? Dziwne?

DruidKot

2008-06-25 18:41

Witam,

Do momentu „Co ja jestem, Frodo?” (świetna kwestia :)) - bez wahania chciałem wystawić mocne pięć. Dalej nieco gorzej - krew i tańczący diabeł wydają mi się trochę banalne, a nawiązanie do rzeczywistości (tym razem poprzez Ojca Chrzestnego) - jakoś mi nie pasuje w tym miejscu. Po gwiazdkach jeszcze gorzej, dialog X i Y nie przypadł mi do gustu. Jak na debiut jest jednak zupełnie dobrze.

Zupełnie nie zgadzam się z przedmówcami w kwestii stylu - to krótkie opowiadanie, więc nawet wskazane jest, żeby styl był mosiężny i kunsztowny ;). Mnie się podoba!

Dość mocne cztery.

Klapaucjusz

2009-08-22 22:39

Podobało mi się to opowiadanie. Nawet bardzo, aż do gwiazdek. Opisy, styl i pomysł dobry, całkiem dobry. Niestety cała częsć po gwiazdkach, dialog X z Y wydaje mi się nie do końca przemyślany. Nie chodzi mi o treśc słow, itp, tylko o ogólny efekt, oprawę, która jest dużo słabsza niż w pierwszej części opowiadania - świetnej. Początek mocny, koniec zupełnie bez wrażeń. A, i zawarłas 5 odniesień "nazwowych" do świata (Frodo, Dior, Armani, Ojciec Chrzestny i Warka) i 4 z nich wystąpiły dość blisko siebie, wydawało mi się przy "Ojcu Chrzestnym", że to troche za dużo. Ale chyba się czepiam ;p

Zyrpak

2009-12-03 15:25

"Jako w pełni wyposażona w instynkt samozachowawczy jednostka ludzka nie mogła bowiem przyjąć do wiadomości jakiegokolwiek niecodziennego doświadczenia nie przecedziwszy go uprzednio przez gęste sitko racjonalizacji."

Powinno to być chyba sitko racjonalności, a nie racjonalizacji, bo tak brzmi bez sensu. Racjonalizacja to czynność polegająca na wytłumaczeniu sobie czegoś poprzez nadanie temu czemuś jakichś realnych kształtów, dających racje bytu.

"Przez chwilę oczekiwała (wręcz żądała tego), że oto z ukrycia wyskoczy roześmiany młody człowiek z mikrofonem lub kamerą w ręku i krzyknie: „Mamy cię!” albo „A-kuku!”, a gdy to się nie stało, uznała, że to pewnie jakaś bardziej skomplikowana prowokacja i że ci, którzy ją zaplanowali, musieli się dobrze ukryć, skoro jeszcze ich nie dostrzegła. Szybko jednak wszystkie podejrzenia i hipotezy zostały z jej myśli wyparte przez coś, czego wcześniej w całym swoim życiu nie doświadczyła: przez nagły, nieoczekiwany, porażający rozbłysk pewności. "

No to jak w końcu? Najpierw mówisz, że "uznała", czyli przyjęła do wiadomości jako pewnik. Za chwilę traktujesz te jej przekonania jako zwykłe domysły, bo mówisz, że to podejrzenia i hipotezy i po chwili znowu utwierdzasz bohatera w przekonaniu, że to prawda poprzez jakieś nagłe oświecenie.

"„Nie, to nie telewizja, nic z tych rzeczy”, powiedziała sobie, bo przecież już wiedziała i to tak, jak nie wiedziała jeszcze nigdy niczego....W ułamku sekundy wszystko stało się dla niej doskonale oczywiste – i nie wymagało dalszego zastanowienia..."

Strasznie dużo razy zaznaczasz tę jej pewność - po co? Wystarczy powiedzieć raz. Jak chcesz zbudować jakieś napięcie to się rozpisz, ale nie wracaj co chwilę do tych samych stwierdzeń, bo to się robi nudne.

"oko kamery"

Wydaje mi się, że kamera ma obiektyw.

"Zaczęło jej szumieć w uszach, przestała rozumieć kim jest, gdzie jest i co się dzieje. Ogarnęło ją przerażenie."

Dziwna ambiwalentność doznań. Z opisu zamieszczonego w pierwszym zdaniu wnioskuję, że zatraciła w dużym stopniu świadomość, a w drugim pojawia się konkluzja jakoby się przeraziła.

Jesteś na 1 stronie. Przejdź do: 1