Sekret nekromanty

Otulony czarną opończą nekromanta przemierzał spiesznie korytarze pod swym pałacem wybudowanym przed wiekami wśród pustyń Deji. Spieszył się. Ha! Pośpiech to chyba jedyna rzecz, która była mu obca w czasie tysięcy lat egzystencji. Ale ostatnie wydarzenia nie pozostawiały żadnych złudzeń. Jego czas się kończył. Być może nawet czas całego nekromanckiego bractwa dobiegał końca. Ich los wcale go nie interesował. Musiał martwić się o własną skórę. Komnata, do której zmierzał była już blisko. Wraz z upływającym czasem czuł jak moc powoli wycieka ze zmienionego ciała.
"Przeklęci magowie! Przeklęta Bracaba! - pomyślał - Wykończą mnie, jeśli się nie uda. Ależ ten Archibald Ironfist to głupek. Wielce szanowny Lord. Phi! Nieudacznik! Nic nie potrafi dobrze zrobić! A oto i mój skarbiec!" Przystanął przed ogromnymi, czarnymi wrotami. Wyrzekł dwa słowa i oto wierzeje stanęły otworem. Oczom nekromanty ukazał się pokój niewielkich rozmiarów. Na ścianach wisiały długie półki a na nich umieszczone były zakurzone i nieco już podniszczone tomy. Cóż to były za księgi! Wiedza wszelaka zawarta w nich była, o życiu i śmierci i o tym stanie, który nie jest ani jednym ani drugim. Wkrótce wszystkie miały ulec zniszczeniu. Już wkrótce.
Na środku pokoju stał stół, na nim zaś metalowe pudło niewielkich rozmiarów. Bogate ornamenty na jego ściankach przedstawiały postać władcy wszystkich nie-umarłych, potężnego pra-licza. Nekromanta podszedł do stołu. Wierzeje zawarły się za nim z głośnym trzaskiem. Wypowiedział kilka słów. Skrzynia drgnęła i rozjaśniła się przerażającym zielonkawym blaskiem. Lord nieumarłych dotknął wieka i lekko je uniósł. Potężny błysk oślepił go na moment. Szybko jednak odzyskał zdolność widzenia. Nad stołem unosiła się kula, niewielkich rozmiarów. Blask, który dawał wypełnił całą komnatę i tylko wysoka postać nekromanty wydawała się cieniem, skazą.
Uniósł swe dłonie i dotknął powierzchni kuli. Dreszcz przebiegł całe ciało. Energia powoli płynęła w członki. Czysta magia. Wydobyta dawno temu ze studni pra-licza.
Nekromanta czuł, że znów posiada całą potęgę. To mu wystarczyło, chciał oderwać ręce. To, co poczuł wywołało u niego przerażenie. Mimo iż wytężał całą swą wolę jego ręce nawet nie drgnęły. Kula wysyłała kolejne impulsy energii.
Czuł już jak jego martwe serce płonie od nadmiaru mocy. Potężna wola, która wykształciła się w kuli w ciągu lat zamknięcia starała się przeskoczyć do ciała złego czarodzieja. Jednak jego cielesna powłoka była za słaba by wyjść cało z tej próby. Paliła się żywym ogniem.
Ostatkiem gasnącej świadomości nekromanta dostrzegł, iż kula zniknęła. Zobaczył też, że drzwi skarbca się otwierają. Nic więcej nie dane mu było zobaczyć, zapadł się w pustkę przeznaczoną wszystkim mu podobnym.
Potężna istota, która zadomowiła się w ciele nekromanty zwróciła niewidzące oczy ku otwierającym się wrotom. To nie miało się wydarzyć. Nie był jeszcze gotowy na "odwiedziny". W ziejącej czernią pustce drzwi stało czterech arcymagów Bracaby i ich pomocnicy.
Mistrz magii powietrza wyciągnął przed siebie dłoń. Z jego palców wytrysnął piorun, który trafił płonącą istotę. Ta ruszyła ku wrogowi. Za wolno jednak. Potężna kula ognia uderzyła go i odrzuciła. To było dzieło mistrza ognia. Do przodu wystąpił mistrz magii wody. Złożył dłonie i wypowiedział jedno słowo. Potężny promień zimna przygasił płomień na ciele złej kreatury. Ta jednak wciąż żyła. Wtedy przystąpił do przodu najpotężniejszy z nich wszystkich Gavin Magnus, mistrz, władca czarodziejów Bracaby. Na jego rozkaz ziemia wokół piekielnika implodowała, zamieniła się w śmiertelną pułapkę. Nie upłynęło wiele czasu i demona wraz z jego czarnymi płomieniami nie było już na tym świecie.