Szanta - ale nie całkiem
zabrzmiał dźwięk szklanek - zliczony do ośmiu
port opuściła tuż po północy
bez map, kompasu, celu podróży
wód niezbadanych nie znając smaku
senna armada okrętów łóżek
ruszaj - padł rozkaz - do serc abordażu!
fale gorąca biegły po twarzy
morze szumiało nam cicho w głowach
kurs na zderzenie, przez toń jej oczu
w ramionach tonę, walczę lecz konam
nadszedł zbyt szybko - przedwczesny snu przypływ
...
nagie kadłuby odarte z żagli i złudzeń
na snów mieliźnie osiadłe, martwe, dalekie
o cztery stopy, jedną epokę - skończoną
trzaskiem otwartych nad ranem powiek i lękiem