Zabujanie

Bujam w obłokach.
Jestem tu zresztą stałym bywalcem,
ale nie spotykam znajomych.
Wiesz, ludziom trochę brakuje tchu.
Za wysoko.
A balony nie są zbyt towarzyskie.

Płynę tak sobie leniwie... Cichutko...
Dużo powyżej huraganu dziejów,
ponad wiatrem przemian,
szarą mgłą codzienności
i innymi takimi tam - frazesami.
Steruje mną tylko Twój oddech.

Trochę jednak... kręci mi się w głowie...
To prawda: czasami się boję.
Wtedy, kiedy spadam,
gdy zmrozisz swym spojrzeniem moją duszę.
Pneumę. Nadętą pustkę?
Chcę jeszcze...

Spalam więc wszystko co mi wpadnie w ręce:
mosty (co one tutaj robią?!),
fotografie - protezy dla wspomnień,
kalendarze, listy, zeszyty...
Wysypuję piasek spod powiek
- a mam go jeszcze spory zapas w workach pod oczami.

I lecę coraz wyżej.
Tak, wiem że tam zginę.
Nie mogę rozszerzać się w nieskończoność.
Moje wnętrze rozerwie coraz cieńszą powłokę,
a Ty odetchniesz głęboko:
"Jak duszno... Będzie padać?..."