Zagubiony w Cieniu czyli życiorys Valturmana

Valturman od czasu, gdy ocknął się bez pamięci w grocie gór krainy Mahakamu szukał swojej tożsamości. Jest wysokim człowiekiem, ale w jego postawie i spojrzeniu wyraźnie widać domieszkę krwi elfickiej. Odziany jest w szaty w kolorze stalowo zielonym, jego płaszcz spina srebrna brosza w kształcie świerszcza.
U boku ma przypasany miecz ukryty w pochwie z dziwnego czarnego tworzywa, które zdawało się pochłaniać każdy padający nań promień słońca. Miecz został stworzony z bladoniebieskiego kryształu. Jego klinga długa prawie ma metr i lekko wygięta, jest trwalsza i ostrzejsza nawet od legendarnych mieczy i toporów wykuwanych przez krasnoludy. W czasie walki miecz potrafi zabłysnąć jasnym światłem, jakby oddawał energię ukradzioną słońcu, a wtedy bez trudu przecina nawet zbroję z mithrilu.

Valturman podróżując po nieznanym sobie świecie uczył się języka i obyczajów. Z dnia na dzień powiększał wiedzę o swoich umiejętnościach. Kilkakrotnie był atakowany przez różne kreatury, ale te potyczki uświadamiały mu tylko jego moc. W czasie nich spostrzegł, że jest wyśmienitym szermierzem, a
wytrzymałością wielokrotnie przewyższa ludzi i potwory mieszkające w tej krainie. Czuł, że nie obca jest też mu magia, ale nie pamiętał jak się nią posługiwać. Jednak, gdy przy użyciu czystej energii zdołał przebić osłonę antymagiczną pewnego szalonego czarnoksiężnika, a jego samego i przywołane
potwory zmienić w popiół, postanowił nie nadużywać magii do póki nie wróci mu pamięć.
Po wielu przygodach osiedlił się w końcu w Osadzie Behemota, gdzie zajął się pracami na rzecz Akademii i miejscowej społeczności.
Pewnego razu gdy zasnął przy ognisku, doznał niebywałej przemiany. Ocknął się jako wielki Świerszcz. Jakoś go to nie zdziwiło, bo uznał to za kolejny element zagadki związanej z jego osobą. Jednak wielu Osadników w pierwszej chwili go nie poznało i zaczęły się krótkotrwałe polowania na świerszcza. Spełzły one jednak na niczym, bo owad okazał się niebywale
żywotnym stworzeniem, a do tego używającym w swojej obronie modulowanych fal dźwiękowych. Z biegiem czasu Valturman zaczynał panować nad tymi przemianami w owada i nawet polubił tę postać.

Wielkim przewrotem w jego historii było pojawienie się w Osadzie pięknej elfki o imieniu Laurana. Gdy spotkali się przy ognisku, był akurat w postaci insekta. Coś w niebywały sposób ciągnęło go do tej osoby. Gdy podszedł bliżej spostrzegł medalion pokryty dziwnym wzorem, zawieszony na szyi kobiety. Wzór ten zdawał się go przyciągać i pochłaniać. Stawał się on coraz bardziej wyrazisty i bliższy, poczuł dziwne mrowienie i został wchłonięty w głąb tego piktogramu.
Szedł po gorejącej linii, która meandrowała jakby w wielkiej komnacie. Strumienie różnokolorowego światła krążyły wokół jego osoby, która znowu przybrała ludzką postać. Zobaczył miasto w głębinach jeziora, biegł jego ulicami z książką w ręku. Zrozumiał, że widzi swoje dzieciństwo. Pokonując kolejne zakręty wzoru widział, jak podwodnym mieście wychowywał się na
dworze królowej Moiore. Iskry znowu zagrały wokół niego, pokonał kolejne metry zaklętego wzoru. Zobaczył koniec swojego dzieciństwa w Podwodnym Świecie, gdzie otrzymał gruntowne dworskie wykształcenia, w skład którego wchodziła etykieta, sztuki piękne, sztuki walki i magia. Z wielkim trudem posuwał się naprzód. Zobaczył wzorzec. Tak. To ten sam wzór, którym
teraz podąża. Już go kiedyś przeszedł. Przypomniał sobie, kim jest. Jego ojcem jest Random, jeden z książąt Amberu, a matką elfka wysokiego rodu o imieniu Naahmilienn, która została w cieniu zwanym Krynn wraz z jego rodzoną siostrą Lauraną. Kolejne metry wzorca pokazały mu jego życie w odległych cieniach.
Świat zwany Namek, gdzie szkolił się na wojownika Sithów i opanował sztukę władania mocą, wielkie diuny Arrakis i szaloną jazdę na czerwiach. Zobaczył władcę Klingonów, który darowuje mu kryształowy miecz. Zobaczył wiele innych Światów, które odcisnęły na nim swoje piętno. Zbliżał się chyba do końca wędrówki przez wzorzec, została przed nim ostatnia przeszkoda. Mocno naparł na ognistą zaporę i znowu zobaczył wzorzec. Logrus Chaosu.

Przemierzał go powoli i z trudem. Jako że płynie w nim krew amberytów, którzy są potomkami demonów chaosu zapragnął pokonać i tę przeszkodę. Jego ciało przechodziło dziwne insektoidalne przemiany, by w połowie drogi przez Logrus przybrać postać świerszcza. Pokonując drugą połowę wzoru wrócił do ludzkiej postaci. Czuł, że ma ranę na głowie. To skutki walki, jaką stoczył z strażnikami wzorca chaosu. Był coraz słabszy, do końca drogi zostały mu jeszcze dwa kroki. Kropla krwi z rany na głowie spadła na podłogę, plamiąc
wzorzec. W tym momencie rozpętało się piekło. Logrus jakby zafalował, a w miejscu gdzie padła krew powstała dymiąca wyrwa, w której powstał różowy wir, starający się wciągnąć Valturmana. Wiedział, że to oznacza śmierć.
Rozpaczliwym wysiłkiem woli pokonał ostatni metr wzorca i stanął w jego środku. W tym samum momencie stożek wiru pochwycił go w swoje szpony i zaczął wsysać w głąb Chaosu. Jeszcze raz, gasnąca świadomość wojownika skupiła pokłady swej woli i wykrzyczała: DOM!!!
Valturman ocknął się bez pamięci w grocie gór krainy Mahakamu...