Gorące Dysputy

Słowo pisane - literatura - "[F] Inteligentna manipulacja ludzkimi emocjami, czy zwykły horrorshow?"

Osada 'Pazur Behemota' > Gorące Dysputy > Słowo pisane - literatura > [F] Inteligentna manipulacja ludzkimi emocjami, czy zwykły horrorshow?
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Infero

Infero

4.02.2007
Post ID: 7735

Czytając „Mechaniczna pomarańczę” (choć powinno powiedzieć się „nakręcaną”) Burgessa miotały się we mnie przeróżne uczucia. Historia młodego zwyrodnialca ubrana w inteligentną wirówkę językową na pewno szokuje, ale już na początku czytania nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że autor mną manipuluje. Ktoś powie, że każda książka jest manipulacją, ale ta wręcz targa moimi emocjami.
Więc co mnie tak ruszyło?
Niewątpliwie język – czasem bardziej podobny do szyfru, szyfru którego uczyłam się przez całą książkę coraz rzadziej zaglądając do słowniczka na końcu, ale jednak zaglądając. Język pełen naleciałości wydaje mi się wręcz doskonałą mieszanka wybuchową, która w znacznym stopniu definiuje napięcie w książce. W początkowej fazie uczyłam się go intensywnie i to odwracało moją uwagę od opisywanych okropieństw. W miarę przyswajania języka zauważyłam, że coraz bardziej podkreśla on przedstawianą makabrę.
Co jeszcze?
Sam Alex i jego chora mózgownica, której treść wkrada się do mojej świadomości wywołując oburzenie i fascynację zarazem. Nic tak nie pociąga jak zwierzę w człowieku, a co powiecie na chore psychicznie zwierze w ludzkiej postaci! Autor systematycznie podkręca shocking przedstawiając kolejne „użasne pojebowisko”* w wykonaniu młodego Alexa i jego kolegów.
Nagle przyszły mi do głowy pytania: czy rzeczywiście jest to możliwe, czy to jednak tylko iluzja zręcznie utkana przez Burgessa, czy możliwe jest takie nasilenie przemocy i bezsilności (a może głupoty) władz? W końcu zezwierzęcenie Alexa, w rzeczywistości nie jest chorobą ogółu (w każdym razie mam taka nadzieję), natomiast w książce jest to zaraza zbierająca obfite żniwo - także żniwo naszych myśli – i to według mnie stanowi istotę tej historii, istotę tej manipulacji. Pytanie poprzednie pociągnęło za sobą następne: jak wygląda mój system wartości, co składa się na moje normy etyczne, jakie są podwaliny dyrektyw moralnego postępowania społeczeństwa jako ogółu?
Moich wniosków nie będę tu przytaczać, nie są one tak ważne jak samo pytanie o nie, na które każdy powinien sam sobie odpowiedzieć i jeżeli ten rachunek wypadnie słabo spróbować coś z tym zrobić. To my jednostki przecież tworzymy społeczeństwo i nikt z nas nie chce być bezmyślną, sprężynową, nakręcaną zabawką.
Książka Burgessa przeraża i fascynuje, jest jak muzyka (w końcu autor to także muzyk), która systematycznie rozbrzmiewa głośnymi trąbami, aby na sam koniec powalić gromem z jasnego nieba, a może piekła, gdyż pierwsza dorosła myśl głównego bohatera jest jak najbardziej naturalna i porażająca, na dodatek nie wróży nic dobrego.

Eru

Eru

6.02.2007
Post ID: 7777

Chcesz opinię? To masz! Tylko nie narzekaj ;)

Nie czytałem 'Mechanicznej pomarańczy'. W tym momencie felieton ma dla mnie zerową wartość merytoryczną. O stronie technicznej się nie wypowiadam, bo polonistą nie jestem, większych błędów nie zauważyłem.

Dobrze by było jakbyś dodała kilka linijek obiektywnego opisu książki(albo link do miejsca gdzie takowy jest) - fabuła, bohaterowie, na czym polega 'inność' tej książki (o co chodzi z tym słowniczkiem? - bardzo jestem ciekaw), dwa słowa o autorze - ot, tak prośba szarego czytelnika.

e: Nawet nie musi być obiektywny. Byleby jakiś był. Obiektywny napisałem, bo felieton jest subiektywny, więc coś dla przeciwwagi

PS. To jest post 7777 xD

Moandor

Strażnik słów Moandor

6.02.2007
Post ID: 7779

Zawsze intrygował mnie tytuł tej książki. Zastanawia mnie, co ma wspólnego mechaniczna pomarańcza (skąd to określenie?) ze światem, o którym opowiada Burgess.

Nie czytałem Mechanicznej (Nakręcanej) pomarańczy, więc dorzucę do felietonu Infero kilka luźnych, niekoniecznie trafnych uwag.

Pobieżnie się orientuje w fabule powieści, jednak świat młodych zwyrodnialców, już nawet nie przestępców a bandytów, bo tak trzeba nazwać tych dżentelmenów, nie jest tym, o czym lubię czytać.
To prawda, że brutalność w dziwny sposób jest pociągająca, co trudno wyjaśnić. Jednak co tak napawdę za jej pomocą można przedstawić? Tego moja wyobraźnia nie jest w stanie pojąć.

Old Shatterhand jest uosobieniem dobra, postacią wyidealizowaną, jednak chyba mimo wszystko ciekawszą niż psychiczny bohater Burgessa? Lepiej czytać o kimś przesadzonym w dobrą stronę niż odwrotnie.

Jak ty to widzisz Infero?

PS: Dziękuję za felieton, mamy nadzieję, że nie ostatni. :)

Infero

Infero

6.02.2007
Post ID: 7802

Eru przede wszystkim proponowałabym ci przeczytanie samej książki (i nabycia własnej opinii) a nie tylko opinii innych, ale jeśli bardzo chcesz to proszę (polecam szczególnie to ostatnie):
http://www.biblionetka.pl/ks.asp?id=67
http://www.biblionetka.pl/ks.asp?id=68
http://estel.wpia.uw.edu.pl/~vrok/archiwum/show.php?id=914

Moa
Orang to człowiek (bodajże z malajskiego), więc tak naprawdę tytuł oznacza nakręcanego (manipulowanego) człowieka. Bezmyślnego, uzależnionego, nie decydującego o własnym losie.

Co do wyidealizowanych bohaterów, wybacz Moa, ale dla mnie są nudni jak flaki z olejem. Popełniają tylko jedną zbrodnie, dla mnie niewybaczalną: są przewidywalni.
Kiedyś, pamiętam był taki temat na forum: ulubieni bohaterowie (czy jakoś tak, może warto go odświeżyć ?;)), napisałam tam, że wolę Złego Wilka od Czerwonego Kapturka. Lubię „pozytywnych” bohaterów z nie czystym sumieniem, to znaczy nie idealnych: z kosmatymi myślami, przybrudzonymi rękami, z kilkoma niejednoznacznymi zapiskami w dzienniku, z nie poukładanymi sprawami, grzeszkami z przeszłości. Dlatego tak bardzo lubię Rolanda z „Mrocznej Wieży”. Alex nie budzi mojej sympatii (wręcz odwrotnie), ale wolę czytać o nim, niż męczyć się czytając o idealnych myślach i czynach jakiegoś przelukrowanego bohatera.
Zdaję sobie sprawę, że „Mechaniczna pomarańcza” nie jest lekturą dla każdego (raczej dla dojrzałego czytelnika), według mnie ważniejsze są wnioski z tej historii niż sama historia, która ma nas skłonić do zadania sobie pytań.

Greenman

Greenman

6.02.2007
Post ID: 7810

Infero ja także przyznam sie nie czytałem powieści. Oglądałem wiele razy film, który o ile sie nie mylę jest w miarę zbliżony do oryginału. I tu mała dygresyjka o języku, zgadzam się że Burgess musiał sie nieźle bawić pisząc książkę, sądząc po języku jaki jest u Kubricka. Warto obejrzeć film w oryginale aby usłyszeć tę mieszaninę cocney'a i slangu dzielnic robotniczych przemysłowych miast Anglii. Ten język jest wręcz komiczny. Jak dla mnie obecnie mocno wypierany przez pseudokaraibską nowo mode językowa (co za własny neologizm hihi) wśród biedoty, ale wciąż żywy na budowach i białych pubach. Wspaniale jest pokazany w jednym ze skeczy grupy Monty Pythona w pubie, gdy szemrany jegomość zaczepia gościa przy stoliku. Ciekaw jestem jestem jak wygląda u Burgessa w wersji oryginalnej i czy dla kogoś takiego jak ja jest to w ogóle możliwe do przeczytania i zrozumienia, te wszystkie porównania, skróty i metafory... do tego nie jest to normalny angielski.

Infero

Infero

7.02.2007
Post ID: 7821

Filmu nie widziałam, ale z tego co słyszałam różni się zasadniczo od książki. Nie kończy się jak książka, brak ostatniego rozdziału, rozdziału, który wydaje mi się najważniejszy. Zatem nie jestem pewna czy chcę obejrzeć ten film.

Grenadier

Kanclerz Grenadier

8.02.2007
Post ID: 7829

Co do tytułu - gratulacje, dla polskiego translejtera, bowiem pomarańczę (pomarańcza? ten czy ta? hm...) da się metaforycznie przedstawić i mi pasuje do zamiaru autora jak ulał.

Będę teraz przynudzał bo przypomniały mi się czasy dawnej Osady i cieszę, się, że wracają pomaleńku ;) Otóż pomijając autorów, którzy piszą bzdety bo są genialni i reszcie nic do tego, bo maja po prostu paść na kolana z wrażenia obcowania z geniuszem - każdy twórca ma pewien zamiar i pewne środki, którymi chce go osiągnąć. To czy May pisał o kryształowym Łynetu czy nie to jego problem - swoje osiągnął rozbudzając w swoim czasie zainteresowanie Europy Dzikim Zachodem (który zresztą znał tylko z opisów - czapki z głów zatem). Ale fakt - przywołany May jest lekturą dla bardzo wczesnych klas podstawówki w sumie. Przynajmniej pod względem warsztatowym.
Z kolei na drugim biegunie leżąca "Mechaniczna" to cuś innego zupełnie. Dyskutowałem z autorką powyższego felietonu o znaczeniu i przesłaniu książki. W paru miejscach się zgodziliśmy w paru nie do końca, ale to normalne, że każdy ma swoja interpretację. Dla mnie pokazanie tych dwóch światów - obu dla żyjących w nich postaci najzupełniej "normalnych" i fascynacji światami przeciwnymi - jest najważniejszym elementem książki. Pomijam już to, że pokazuje w ten sposób, że każdym istnieje pierwiastek dobra i zła, które wzajemnie się zwalczają - ważniejsze są konsekwencje tej fascynacji dla otoczenia. A jakie - przeczytajcie sami :)

A język to także środek do celu :)

Tenar

Tenar

17.03.2007
Post ID: 10053

W tym tygodniu przeczytałam „Mechaniczną pomarańczę” zaskoczona przyjemnością jaką sprawiła mi lektura tej książki.
Zazwyczaj moim pierwszym wymaganiem stawianym książce czytanej dla relaksu jest łatwość identyfikowania się z głównym bohaterem. O dziwo, Pomarańcza je spełniła (choć nie wiem jak autorowi udało się sprawić że przez kilka godzin bez protestu patrzyłam na świat oczyma małego Alexa). Jest coś w sposobie przedstawienia, co sprawiło że nie mierziła mnie makabra. Dopiero po zakończeniu posiedzenia zdałam sobie sprawę że ta książka powinna budzić mój niesmak i obrzydzenie. Ale nie budzi. Jest naprawdę dobra. Wspaniale wykreowany język dodaje jej niezwykłego smaku, a obecna tam manipulacja jest na tyle zręczna, że nie razi i wręcz ułatwia lekturę.
Co do przemocy to najbardziej realistyczny aspekt tej powieści. A wewnętrznej walki dobra ze złem, niestety ale nie widzę tam. Główny bohater do końca pozostaje pozbawiony wszelkiej moralności – po prostu „to co dwadzieścia w jedno” przestało go bawić.
Pytania które nasunęły mi się
Kto jest naprawdę zły (gorszy?), mały zwyrodnialec Alex czy też ci którzy robią z potwora męczennika i kartę w rozgrywce o władzę?
Gdzie leży granica dopuszczalnej ingerencji w wolność człowieka?
Moim zdaniem celem i istotą tej anty-utopii jest zmuszenie czytelnika właśnie do stawania pytań. Do ustosunkowania się do rzeczy nad którymi na co dzień się nie zastanawia.
Sądzę że to inteligentna, warta przeczytania książka, a nie „zwykły horrorshow” choć nie sądzę bym powróciła do niej kiedyś.

Jeszcze jedno osobiste odczucie: po fragmencie o praniu mózgu autentycznie mnie zemdliło.

Infero

Infero

16.05.2008
Post ID: 28006

Nareszcie się skusiłam i obejrzałam film Kubricka na podstawie „Mechanicznej pomarańczy” i niestety się rozczarowałam. Wiedziałam już wcześniej, że film nie kończy się tak jak książka, ale to zakończenie totalnie mi nie odpowiada. Mimo rozczarowania końcówką, jest w nim kilka wątków zachowujących klimat no i bardzo dobra rola Malcolma McDowella. Czego mi brakowała (oprócz końcówki) oglądając film, brakowało mi języka, to co było w filmie to tylko przed smaczek całości.
Może ktoś ma inne odczucia dotyczące książki i filmu?