1.04.2005
|
//9 Vallathal // Dragonthanowi znudziło się trzymanie miecza przy szyi smoka, więc odszedł na pare kroków i usiadł na jednym z kamieni.
- Drag - zaczął Den - przecież jesteś łowcą tych bestii, podobno byłeś gdzieś w północnych krańcach gór i...
- Wierzysz w te bzdury? - przerwał mu łowca
- No ale ludzie mówią...
- Ludzie mówią różne rzeczy, w większości sprzeczne z prawdą, jak coś usłyszysz to powiesz to dalej, ale dodasz coś od siebie i tak wychodzą bzdury... Tak prawda, byłem na północnych krańcach gór, ale jako więzień...
- Tam mieszkają ci, co znają język smoków...
- A ile ty znasz języków smoków?
- Ja? - zdziwił się Den - Znam dwa, północnych smoków i swój ojczysty...
- Ja znam tylko Kalwadorski język smoków, Język czerwonych smoków oraz straożytny język smoków, od dawien dawna zapomniany przez smoki...
- Sugerujesz żeby się porozumieć z tym smokiem? - wtrącił się Isli
- Błękitny może znać jedynie straożytny, ale ten jest zbyt młody by go znać...
- Zbyt młody? Co chcesz przez to powiedzieć? - zdziwił się Isli
- On ma dopiero 200 lat... błękitne smoki żyją 1200...
- Co??? - Den omało nie zaksztusił się śliną
- Chcesz nam powiedzieć, że są inne takie niebieskie latające bestie co mają 500 lub 1000 lat? - niedowierzał Isli
- Tak, tylko starsze znają ten język...
|
2.04.2005
|
//Ranek, 8 Vallathal (Maj), MCCLXXVI r. Drugiej Ery// - No pięknie - rzucił wściekło Ifryt - Przeklęci magowie.
- Nie marudź, musimy ich dogonić - powiedział spokojnie Destero i ruszył w stronę otwartych wrót.
Były wielkie, wysokości około 12 stóp i szerokości 10, zrobione z bardzo dziwnego metalu, połyskującego na zielono. Z bliska można było wywnioskować, że wyryte na nich znaki były jakimiś starożytnymi runami. Któryś z magów prawdopodobnie je znał skoro wrota stały otworem. Kamienny korytarz oświetlony pochodniami był długi i wydawał się nie mieć końca. Nagle psionik i ognisty rycerz usłyszeli jakieś głosy i przyspieszyli kroku. Doszli do rozwidlenia przy którym czekał już magiczny duet.
- Wleczecie sie jak muchy w smole - powiedział Friston z satysfakcją, że nareszcie ktoś inny przybywa ostatni.
- Widzieliście te runy na wrotach? - zapytał z powagą Bubeusz.
- Tak, musiały być bardzo stare - odrzekł dennym głosem Destero.
- Istotnie. Wyczytałem z nich, że znajdujemy się w jakimś podziemnym mieście... niestety nie wiemy kto je zamieszkiwał... ani czy dalej je ktoś zamieszkuje.
- Jedno jest pewne - rzekł spokojnie Ifryt - musimy sie stąd jakoś szybko wydostać... mam złe przeczucia.
- Masz rację - odpowiedział Bubeusz - to w którą stronę idziemy ?
- Proponuję w prawo, powinniśmy wtedy szybciej wyjść na drugą stronę gór... - myślał głośno Hell.
- A ja proponuję się rozdzielić. W razie czego wracamy do rozwidlenia i podążamy w kierunku drugiej grupy - powiedział Friston
- To zbyt niebezpieczne.
- Ale większa szansa że szybciej znajdziemy wyjście - zapewnił Bubeusz.
- No... nie wiem czy to dobry pomysł... - wahał się Ifryt.
- Popieram Fristona - powiedział nagle milczący Destero.
Wszyscy spojrzeli na psionika. Zapadło milczenie. Hell oparł się o ścianę i zamknął oczy, jakby na coś czekał lub rozważał. Nagle powiedział:
- Dobra... zgadzam się... jak się rozdzielimy ?
- Proponuję ja z Destero w lewo, a ty i Friston w prawo - odrzekł Bubeusz.
- CO?? - zawołali razem mag z Avlee i ognisty rycerz.
- Nie mam zamiaru iść z tym tumokiem! - powiedział odwracając się Friston
- Uważaj na słowa, ty tani iluzjonisto! - odwarknął Hell.
- Nie macie wyboru... my już idziemy - powiedział Destero i razem z Bubeuszem zniknęli w lewej odnodze.
Ifryt westchnął.
- Chodź... znajdziemy to wyjście - i ruszył w stronę drugiego korytarza.
Friston niechętnie zgodził się i podążył za Hell'em. I'm dalej od rozwidlenia, było coraz cieplej. Mag z Avlee coraz częściej narzekał, że przez ten gorąc nie ma już siły chodzić, a Ifryt z trudem starał się to ignorować. Nagle na końcu korytarza zobaczyli czerwono-pomarańczowe światło. Ognisty rycerz przyśpieszył kroku, natomiast Friston przeklinął i pytał sam siebie czy Ifrytom nigdy nie jest za gorąco. Po 2 minutach dogonił Hell'a i dowiedział się co było przyczyną tak wysokiej temperatury. Znajdowali się w bardzo dużej jaskini, w której na samym dnie rozlewała się wrząca, bulgocąca lawa... na jej drugi koniec prowadził wąski, kamienny most.
- Czujesz sie jak w domu co - wydyszał Friston i otarł pot z czoła.
Hell nie skomentował tego i dał mu do zrozumienia by przeszedł pierwszy. Z jego twarzy można było wywnioskować, że nie zamierza ustąpić.
Mag z Avlee niepewnie zrobił pierwszy krok. Most był stary, ale wspaniale wykonany i jeszcze sie trzymał. W połowie drogi Friston obejżał się. Hellburn spokojnie wolnym krokiem szedł tuż za nim. Maga jednak to nie pocieszyło i powoli zmierzał ku drugiemu końcowi jaskini. Z radością zrobił ostatni krok po czym usiadł i ponownie otarł czoło z potu. *** - STÓJ - zawołał nagle Bubeusz.
- Co !? - odpowiedział spokojnie Destero.
- Nie przechodz przez te drzwi - sapnął biały mag gdy wreszcie dogonił psionika - widzisz znak przed nimi?! Wiesz co to jest?! - wskazał na dziwną fioletową runę wiszącą w powietrzu.
- Nie i nie zamierzam sie dowiedzieć - odpowiedział psionik i otworzył drzwi. Już miał zrobić krok gdy nagle poczuł rękę Bubeusza na swoim ramieniu.
- To jest magiczny glyph - powiedział z powagą mag - jeżeli przejdziesz - umrzesz. Tam coś musi być skoro ktoś użył takiej magii by bronić tego pomieszczenia.
- A jak przez to coś przejść ?
- Trzeba mieć coś co wygląda tak samo i tak samo błyszczy... tyle że nie zwieszone w powietrzu.
- No dobra... musimy wrócić - powiedział Destero i razem z białym magiem zawrócili.
|
2.04.2005
|
//Południe, 8 Vallathal (Maj) MCCLXXVI r. Drugiej Ery // Fristron za przejściem zauważył coś dość dziwnego jak na okolicę: kępki mchu, które pokrywały ściany.
- Rozumiem, grzyb na upartego mógłby się tutaj zadomowić... - mruknął - ale mech?
- Będziesz się zachwycał tym mchem i swoim geniuszem w aspektach mchowo - grzybnych czy idziesz dalej? - spytał zniecierpliwiony Hell
- "Mchowo" to chyba nie jest poprawna forma - mruknął mag popadając w zadumę...
- Co to to nie - rzekł ifryt i pociągnął maga za kołnierz - nie będziesz teraz mi rozważał przeróżnych aspektów Wspólnej Mowy, szukał słowników i nic innego. IDZIEMY!
- No dobra, dobra, puszczaj! - wrzasnął Fristron wyrywając się.
Strzała przeleciała mu nad uchem.
- Co... co... to ty? - spytał przerażony mag
- Nie, to ja - rozległ się za nimi dziwny, odległy głos.
Powoli odwrócili się i ujrzeli... nie byli do końca pewni CO ujrzeli.
Może i nazwaliby to kobietą jakby ich kto pytał. Albo i driadą. Lecz czy driady albo kobiety mają wielkie, brązowe i kudłate futro, albo uszy w kształcie liści dębu?! Bardziej przypominała krzyżówkę kobiety i brązowego krzaka.
- Skoro chcecie iść to chodźcie ze mną.. - powiedziała leniwym głosem
- Nie, dzięki, wolimy iść samodzielnie.
- Idziecie ZE MNĄ. To nie prośba. To ROZKAZ! - powiedziała podniesionym głosem
- Nas jest dwóch - powiedział Hell - a poza tym... - zaczął, lecz stracił odwagę
- Jest was dwóch? - zachichotała, a zza jej pleców wychynęła dwudziestka innych krzakopodobnych kobiet.
- No to nie mamy wyboru... - rzekł Fristron
- Mądra decyzja - uśmiechnęła się kobieta - krzak[/i]
|
4.04.2005
|
6 - 10 vallathal - Poszedł - powiedziała demonka.
- Tak, nie wiemy czy tu wróci.. zapewne już jest w drodze po amulet. A my możemy tu zginąć - odpowiedział Klaang.
- Co z niego za przebiegły szczur Jak mógł nas zostawić Zaraz wyruszę za nim a gdy już go dopadne to zrobię z jego kości mąke
- Ale co będzie z tymi ludźmi, z całym Daishidad Nie możemy ich zostawić.
- Racja, wtedy zachowywalibyśmy się jak Nagash Co on sobie myślał Że co, że pomożemy mu zdobyć amulet i sobie pójdziemy ??
- Ehh jego umysł to jedna wielka zagadka, może wcale nie jets tak jak przypuszczamy ? - mamrotał barbarzyńca.
- Zamiast rozmyślać to lepiej byśmy się wzięli do pracy ... sami sobie nie dadzą rady... - powiedziała demonka i poszła w głąb fortu którego nie było na mapie a mimo to tu miały się dziać bardzo ważne rzeczy związane z całym Ervandorem.
|
4.04.2005
|
//8 vallathal// Kroki odbijały się głuchym echem po korytarzu. Półokrągły tunel, na którego ścianach co kawałek wisiały płonące pochodnie, na pewno nie był dziełem natury. Migotliwe cienie tańczyły po kamiennej podłodze, nadając temu miejscu niesamowitą atmosferę.
-Nieciekawie tu... Tak jakoś nieprzyjemno.- rzekł Bubeusz cicho, idąc za Destero i oglądając się co chwila do tyłu. Miał wrażenie, że dziwne, fioletowe światło bijące od glyphu pełznie za nimi i ich obserwuje.
-Nie trać sił na bezsensowne gadanie.- otrzymał mówiącą wszystko odpowiedź. -Poza tym widać już rozwidlenie tunelu.
-Mówisz tak, bo nie czytałeś tych run...
Destero prychnął gniewnie. Bubeusz jednak kontynuował dalej:
-Magia tego miejsca jest niesamwita.. Nawet powietrze przesycone jest magią, czuć, że przytłacza, okrywa z każdej strony, jest...
-Zdaje się, że mówiłeś o runach?- przerwał mu Destero, lecz w duchu musiał przyznać, że czarodziej miał rację.
-No więc runy na wrotach wejściowych mówiły mniej więcej, że.. khem.. No że goście nie są mile widziani. Nie będę przytaczał cytatów. Była także instrukcja jak otworzyć wrota, lecz nie udało mi się jej odczytać...
-Więc jak weszliście do środka?!- Destero podniósł głos, lecz nadal był on zadziwiająco spokojny. Bubeusz zadrżał. Sam na sam z nie mającym uczuć człowiekiem, zdolnym do wszystkiego psionikiem, a w dodatku w takim tajemniczym miejscu.
-Noo... Były już uchylone...- odrzekł cichutko, kiedy ucichło echo słów Destero. Ten natychmiast złapał go za rękę i pociągnął ostro. Bubeusz myślał, że już po nim, lecz psionik zamiat coś zrobić, zaczął go ciągnąć w stronę końca korytarza.
-Musimy szybko połączyć się z resztą grupy! No, rusz się!-
-Ej! Zaraz! Spokojnie!- krzyczał Bubeusz.
-Zamknij tą jadaczkę! Chcesz żeby nas znaleźli?-
-Yhm, już. Tak, uspokój się, Bub, uspokój...- zaczął mamrotać do siebie biały mag. Wkrótce znaleźli się na skrzyżowaniu tuneli. Destero szybko omiótł wzrokiem otoczenie i spojrzał na sapiącego Bubeusza.
-Ja idę, a ty stój tu i ubezpieczaj tyły.- rzucił i pobiegł śladami Fristrona i Hell'a. Bubeusz nie zdążył się sprzeciwić, mimo szczerych chęci. Stał sobie grzecznie na rozwidleniu tuneli i trząsł się cały czas ze strachu. Laska, którą trzymał w dłoni, odbijała się od podłogi, wydając cichy stukot. Dwa tunele przed nim świeciły złowrogo czernią, z której w umyśle Bubeusza z pewnością wyłoniłyby się jakieś potwory, gdyby mag nie wiedział, że tam nic nie ma. Toteż uspokoił się nieco, a laska w dłoni przestała mu drżeć. Wokół rozpłynęła się zadziwiająca cisza i mag czuł, że po przesyconym magią powietrzu rozchodzi się tylko jego oddech. Zaraz... Tylko jego oddech!?
|
4.04.2005
|
27 Blossonthal - 4 Vallanthal MCCLXXVI r. Drugiej Ery Elf długo wędrował na północ bez celu. Stary woźnica pomógł mu odzyskać siły i dojść do siebie, przy czym odwiózł go aż do Azaradu. Miasto szykowało się do przyjęcia oblężenia. Wojska książęce na dobre panoszyły się bo przedpolach miasta. Liczne zagony królewskich pilnowały jednak, by gościniec i droga do stolicy była przejezdna. Thurvandel jednak nie zabawił długo w stolicy. W pobliskich alchemiach zakupił niezbędne mu eliksiry, resztką złota wynagrodził dotychczasowego kompana. Wspomnienia potyczki na gościńcu, i przykry pościg w puszczy zniechęcały go skutecznie do ponownego odgrywania bohatera na polu bitwy. Przypomniał sobie nagle o dekrecie królewskim nawołującym medyków, by ratować umierającą królową. Od nadwornego szambelana dowiedział się jednak o grupie podróżników, którzy zaoferowali zdobyć się amulet mogący uleczc tajemniczą chorobę. Elf szybko udał sie do komnat królowej. Zmożona gorączką, blada i wyczerpana dogorywała otoczona nadwornymi konowałami. - Nie jest to zwykła choroba - z powagą powiedział najstarszy z medyków - to jakiś urok, albo klątwa spowodowana oddziaływaniem Korony... co mogliśmy uczyniliśmy... "Rzeczywiście się sprawili... co mogli zrobili, a zrobili wiele, skoro królowa jeszcze żyje" Zasięgnął jeszcze informacji o owej grupie bohaterów i ewentualnej nagrodzie, po czym co koń wyskoczy pognał do wioski Barrow.
|
7.04.2005
|
//Wieczór, 8 Vallathal (Maj), MCCLXXVI r. Drugiej Ery Powoli zmierzali ku swojemu smętnemu przeznaczeniu. Dzięki narzekaniu Fristrona nie byli skuci, lecz otaczała ich dziesiątka futrzastych kobitek (groźby nie robiły na magu żadnego wrażenia - łańcuchy były za ciężkie i vice versa).
Po jakimś czasie dotarli do obszernej groty. Było w niej - ku zdumieniu Hell'a i Fristrona - sporo drzew. Brunatnych bo brunatnych, ale drzew. Do dwójki towarzyszy dochodziły urywki poszeptywań takich jak "jacy oni brzydcy" (tu - nie wiedzieć czemu - Hell zaklął cicho) czy "boję się".
Nagle marsz urwał się. Stali przed obliczem istoty, która w przeciwieństwie do innych bardziej przypominała człowieka niż krzak. Fristron po krótkim namyśle uznał, że to musi być jakaś odmiana driady.
- Jakim cudem odkryliście nasz tajemny pałac ?! - fuknęła na nich
- No... - zaczął kręcić Fristron - to ten... no... yyy... wie pani...
- Do rzeczy - zagrzmiała ta, która z nimi rozmawiała wcześniej
- To ten przeklęty, niech to, mogliśmy iść naokoło, a ten musiał znaleźć...
- Niech mówi ten drugi - zniecierpliwiła się przywódczyni
- Yyy... - powiedział Hell - to Bubeusz wpadł w dół i odkrył, że to grota... i poszliśmy tędy żeby skrócić drogę...
- Kim jest ten Bubeusz?
- To mag... - zaczął Hell
- Ten tu?! - spytała zdumiona driada - Nie wygląda szczególnie potężnie...
- Nie, nie ten... inny... - powiedział szybko Hell ignorując oburzenie Fristrona
- Znaczy jest was więcej? Chcecie nas podbić, tak?! W takim razie należy was usunąć!
- Jest nas czterech i NIE zamierzamy nikogo usuwać, a zwłaszcza was - rzekł Fristron
- Czterech? - zachichotała - We czterech chcecie nas pokonać?
- Nie chcemy nikogo pokonywać! - wydarł się mag skacząc ze złości - Chcemy tędy przejść!
- A swoją drogą... - powiedział cicho Hell - moglibyśmy my was o coś zapytać?
- Mhm? Zezwalam... mimo iż już to zrobiłeś...
- Czym wy w ogóle jesteście? - wypalił ifryt, zanim Fristron zdążył go powstrzymać
- CZYM?! - obruszyła się driada - Chyba KIM?!
- Domyślam się z wyglądu, że jesteście driadami... - zaczął Fristron
- Tak. Dokładniej - jaskiniowym odłamem. Polubiłyśmy kamień tak samo jak drzewo i siostry nas wypędziły. Dlatego założyłyśmy z dala od nich ten pałac.
- A co się z nami stanie? - spytał Hell
- Na razie traficie do niewoli. Potem jakoś was wykorzystamy... - tu uśmiechnęła się lekko * Ranek, 9 Vallathal (Maj) MCCLXVI r. Drugiej Ery Coś się stało z całą grotą. Było na zbyt dużo rys...
Fristron i Hell słyszeli jakieś krzyki przerażenia i ponure wycie wilków. Na przemian czuli przejmujący chłód i okropne gorące. Na dodatek Fristrona nękało to powietrze. Powietrze pełne magii. Wpadał w trans... * Czas i miejsce nieznane Nareszcie. Tak długo na to czekałem.
Mężczyzna leżał na ołtarzu ofiarnym. Nie czuł nic.
Każdy ma do spełnienia swoje przeznaczenie... nastał czas...
Spod białej szaty wypełzła ręka... głos dobiegał nie tylko z głębin jego umysłu, ale zewsząd...
Nikt nie ucieknie...
Ręka trzymała nóż...
Nikt...
Nóż zatopił się w piersi mężczyzny.
...nie ucieknie...//
Król Breanon II zginął na ołtarzu ofiarnym.
|
8.04.2005
|
//8 Vallathal// Bubeusz odwrócił się gwałtownie. W ciemności, w którą niedawno zanurzył się Destero, zobaczył dwa małe punkciki.
-Hej, to ty?- rzekł, lecz od razu klapnął się ręką w twarz. Ślepia zniknęły jeszcze zanim mag zdążył pożałować swoich słów. "No to się głupi odkryłem." - pomyślał Bubeusz i pobiegł cichutko w stronę wyjścia. Nie zrobił nawet trzech kroków, kiedy zorientował się, że to "cichutko" słychać w całym korytarzu. Nigdy nie był za dobry w skradaniu się... Wobec tego zdesperowany czarodziej postanowił stanąć zagrożeniu twarzą w twarz.
-Thgillesaelp.- szepnął i klejnot na różdżce rozbłysnął białym światłem na wszystkie strony. Przez moment czarodziej widział tylko biel i słyszał trzepot nietoperzy podrywajacych się do lotu. Kiedy wreszcie oczy przywykły do jasności, biały mag skierował strumień światła prosto w tunel przed nim i wtedy ujrzał swojego przeciwnika. Oczy wyszły mu z orbit i szczęka opadła w miarę swoich możliwości. Gdyby nie to, że kobieta - krzak była równie zdezorientowana, już by pewnie nie żył. Bubeusz szybko oplótł się tarczą, tą samą, którą kiedyś nałożył na Hellburna. Jego przeciwniczka zapewne znała ten czar, gdyż nie próbowała nawet strzelić z łuku. -Kim jesteś i co robisz w naszym królestwie?!- zagrzamiała, a jej głos potoczył się po najdalszych zakamarkach jaskini.
-Khym... Ja? Aae.... No, chodzę sobie po jaskini. Gdzieś muszę spacerować, nie?- mieszał się Bubeusz, wzmacniając an miarę swoich możliwości ochronną aurę.
-Jesteś tym zwariowanym czarodziejem z wieży?- przerwała mu.
-Hę?-
-Tak, to na pewno on.- W krąg światła weszła jeszcze jedna postać.
-Eee...- wtrącił mag.
-To co z nim zrobimy?- zapytała pierwsza driada.
-Ej, zaraz!- krzyknął Bubeusz.
-Niech Vertann zdecyduje. Ja w każdym razie uważam, że już dość chodzi na tym świecie.- odparła druga driada.
-Ej! Mogę coś powiedzieć?!- wkurzył się Bubeusz.
-Pewnie! Skoro nie ma gdzie spacerować, to niech sobie pospaceruje w żołądku Vertanna..
-Kto to jest ten Vertann?- zapytał Bubeusz, kiedy dwie osobniczki się do niego zbliżyły. Niestety nie otrzymał odpowiedzi. Driady zaczęły się głośno zastanawiać, jak znegować "ochronnego bąbla", bowiem na magii znały się tylko wyższe przedstawicielki z ich społeczeństwa, tzw. driady-czarodziejki. Biały mag wobec tego skorzystał z ofiarowanego mu przez los czasu i zaczął opracowywać plan ucieczki, z uwzględnieniem znalezienia przyjaciół. Niestety jego przeciwniczki zdecydowały się skoczyć po posiłki, a do tego nie mógł dopuścić.
-Ezeerfecio sulatot!- wykrzyknął kolejne zaklęcie. Z jego laski wytrysnął lodowy promień, wokół którego natychmiast zaczął się formować lód z pary wodnej. Rozległ się trzask pękającego lodu i świst przecinanego powietrza, a to wszystko połączone z pęknięciem tarczy ochronnej, której magik nie był już w stanie utrzymać. Aura zmieniła się w tysiące bąbelków, a czarodziej wykorzystał je jako zasłonę przed wzrokiem nieprzyjaciela i przeturlał się na bok, prosto w tunel prowadzący do glyphu. Strzały zaskoczonej driady zgrzytnęły w skałę za jego plecami. Momentalnie wszystko ucichło, bąble poznikały i zrobiło się ciemno jak ongiś. Bubeusza ogarnęła panika. Szybko wstał i znów rozświetlił tunele swoją różdżką. Przed oczami natychmiast pojawiła mu się driada z napiętym łukiem.
|
8.04.2005
|
//Południe, 9 Vallathal (Maj), MCCLXXVI r. Drugiej Ery - Fristron! Hej, Fristron! - Hell szarpnął maga na tyle mocno że się przebudził
- Nie zabijaj mnie, błagam, nie tak jak Breanona, nie... - bredził niedobudzony
- Spokojnie, to tylko sen. Otworzyłem drzwi! - rzekł dumny ifryt
- Jak?
- Nieważne. Nikogo tam na górze chyba nie ma...
- Nie ma?
- No, chyba... zresztą, co ma być to będzie... chodź!
Wyszli po cichu z celi. Czuć było lekkie wibracje magiczne, zaś powietrze stawało się ciężkie od zbiegłej many.
Wyszli ostrożnie na główną grotę. Drzewa zostały zniszczone. W ogóle cała grota wyglądała na opustoszałą. Jednak - wbrew temu - czuć było czyjąś obecność.
- Kto tu jest? - spytał z wolna Hell
- Belmiu!// - mruknął Fristron. Jego oczy zmieniły kolor na idealnie biały.
- Co? - zdziwił się ifryt
- Albo ktoś, kto tu jest to istota wszechpotężna, albo używa czegoś innego niż Niewidzialności - rzekł mag kończąc czar "Zobaczenie Niewidzialnych".
- Może się ukrywa?
- Może... ale kiepsko się znam na magii tropiącej. Chyba musimy przeszukać grotę ręcznie.
Przez pół godziny przetrząsali miasteczko, lecz nie znaleźli nikogo, ani też niczego wartego uwagi. Narastało jedynie uczucie, że są obserwowani.
Coś się poruszyło. Z innej nisko położonej celi wyszedł Biały Nekromanta.
- Ktoś ty...? - zaczął Hell, lecz Fristron, czując, że jego dobro osobiste jest zagrożone już rzucał Lodową Pięść. Krótko mówiąc na przywitanie Mastorious dostał fangę prosto w nos.
- Khy, khy, przestańcie!
- Czego nas obserwujesz? - wrzasnął mag rzucając czary przygotowawcze do Sprowadzenia Morderczego Sługi (czyli inaczej mówiąc przywołania zabójczego monstra, które rozszarpałoby jedną osobę)
- Ja was nie... STOP! - zamachał rękami i ziemia pod nogami Fristrona pękła, przerywając czar. Srebrnobiała mgiełka uniosła się ku niebu - Pozwólcie mi mówić!
- Przestań głupcze, bo zasypię ten dół - wydarł się na maga z Avlee Hell
- Dawno temu badałem te góry. Natrafiłem na wejście i obserwowałem przez jakiś czas te driady. Zastanawiające jest, że stworzenie, które ma tak ściśle określone warunki życia może sie przyzwyczaić do zupełnie innego środowiska... ale mniejsza z tym. Niestety te driady mnie złapały, no i cóż... zupełnie nie wiem jak to się stało, ale po odnalezieniu ich przeze mnie, mam białą plamę w pamięci. Zupełnie nie wiem co w tym czasie robiłem. Jakiś czas temu przebudziłem sie w celi. A bardzo niedawno temu poczułem potężne wyładowania magiczne.
- Tak, my też je czuliśmy - rzekł Hell - czyli jesteśmy w mniej więcej takiej samej sytuacji. W takim razie połączmy na razie siły i odszukajmy resztę. Chyba że nasz "nieoceniony" mag będzie się buntował. Wtedy go po prostu tu zostawimy i pójdę z tobą. Twoje towarzystwo będzie na pewno przyjemniejsze niż tego mękoły, krętacza i...
- Resztę? Jest was więcej? - spytał nekromanta
- Tak. Dokładniej jeszcze dwóch: psionik i jeszcze jeden mag.
- No to co, wyciągniecie mnie stąd, czy mam tu siedzieć cały dzień? - jęknął Fristron
- To chyba byłaby lepsza alternatywa... no, ale wyciągniemy. A nie możesz się wylewitować w górę?
- Wyczerpałem zapas many - wyjaśnił mag. Hell i Mastorious jak na komendę westchnęli.
|
9.04.2005
|
//noc, 8 Vallathal -Oj. To ja się, ekhm... poddaję?- wykrztusił.
-Mądra decyzja. Tylko że po tym, co przed chwilą zrobiłeś, nie możesz już liczyć na łaskę.
-Cóż...-
-Rzuć broń!- krzyknęła driada.
-Jesteś tego pewna? A co, jak się klejnot zbije?- zapytał Bubeusz. W odpowiedzi driada zrobiła się czerwona na twarzy.
-Natychmiast rzuć....! Albo zaczekaj, najpierw odczarujesz moją kuzynkę. Tylko bez żadnych numerów, bo jesteś martwy!
-Się robi. - rzekł mag i podszedł do kawałka lodu, który uprzednio był driadą. Następnie zaczął gorączkowo myśleć. Oczywiście, jak zawsze w takich sytuacjach nic nie przychodziło mu do głowy. Trudno się dziwić, mało kto nie myślałby w takiej chwili o napiętym łuku za swoimi plecami.
-No? Na co czekasz?- zapytała driada, przez dłuższą chwilę obserwująca Bubeusza, który z dziwną miną krążył wokół zamienionej w lód driady.
-Chwilkę, zastanawiam się.
-Dobrze, masz jeszcze 10 sekund. Dziewięć, osiem....- zaczeła odliczać driada, napinając łuk.
-Ej! Spokojnie! Ja się stresuję!- krzyknął Bubeusz.
-Cztery... trzy... Bubeusz rozejrzał się gorączkowo po okolicy. Wiedział, że nie może zgodzić się na jej żądanie. Wiedział, że nie może użyć tarczy, bo wymaga to skupienia. Z driadą też nie mogł nic zrobić, bo wycelowanie różdżki w jej stronę skończyłoby się na pewno niedobrze. Ponadto zużył już tyle energii, że nie miał siły zastosować żadnego starożytnego zaklęcia.
-Dwa... jeden...- Spanikowany Bubeusz jak przez mgłę patrzył, jak driada napręża łuk. Brzęknęła cięciwa. Strzała ze świstem przecięła powietrze, kończąc swój lot z głuchym stukotem na ścianie tunelu. W głowie czarodzieja bowiem w ostatniej sekundzie zaświatł szalony pomysł. Skoczył za lodowy posąg driady, mijając się ze strzałą o parę centymetrów. Driada wydała okrzyk zdziwienia, lecz już równocześnie z nim nakładała kolejną strzałę. Skulony Bubeusz włożył różdżkę zamienionej w lód driadzie pod pachę i wycelował we wroga. Wróg jednak zawachał się i nie strzelił. Zabrzmiały słowa zaklęcia i kolejny lodowy promień wystrzelił z bubeuszowej laski, driada jednak odskoczyła w tunel. Zaklęcie z całym impetem trzepnęło w skałę, która zaczęła przybierać lodowy połysk. Nieświadom zagrożenia, czarodziej krzyknął:
-Poddaj się, albo zabiję twoją kuzynkę! Driada od razu wyszła z ukrycia i rzuciła mu swój łuk. Bubeusz na wszelki wypadek rzucił na nią oplątanie i upadł na podłogę. Odetchnął potężnie, dopiero teraz czując, jaki jest wyczerpany. Wyciągnął chusteczkę, żeby otrzeć pot z czoła i wtedy zauważył lodową falę, która ogarniała powoli cały sufit, zamieniając skałę w błyszczącą wodę.
-O kurka! To się zaraz zawali!- wykrztusił i zerwał się z miejsca. Od razu skierował się do wyjścia, ale przypomniał sobie o kolegach, którzy tu zostali. Pobiegł wobec tego w głąb tunelu, wypiwszy uprzednio eliksir dodający sił.
-Zaraz! A ja?! Zostawiasz mnie na pastwę losu!?- krzyczała za nim spętana driada.
-Zamknij się, bo się zawali- krzyknął Bubeusz. Usłyszeli ciche pęknięcie i jednocześnie w lodowym suficie nad nimi pojawiłą się śliczna kreska. Driada zamilkła z przerażeniem na twarzy, a on poleciał w ciemny tunel. 9 Vallathal// -Zaraz, to pędzi nasz Bubeusz!- krzyknął Fristron, widząc w oddali białą sylwetkę.
-Kto?- zapytał Mastorious.
-Ten drugi, zwariowany magik.- odprał nader entuzjastycznie Hellburn.
-Fajnie.
-Nie ma się z czego cieszyć, ja nie wytrzymuję z jednym Fristronem, a co dopiero z dwoma...-
-Zamknij się, Hell!- rzucił Fristron, widząc, że Bubeusz ma im do przekazania ważne wiadomosći i bynajmniej nie radosne. Dobiegł do nich i wysapał jednym tchem:
-Szybko! Wali się! Uciekajmy!
-Co? Zaraz, chwilę, powoli!- krzyknął za nim mag z Avlee. Bubeusz nie miał jednak ochoty na wyjaśnienia i już leciał w drugą stronę. Pobiegli wobec tego za nim i szybko go dogonili. Niestety Bubesz był już tak wyczerpanym, że światło bijące od klejnotu na jego lasce przygasało, aż wreszcie zgasło zupełnie. Znaleźli się w całkowitym mroku.
-Oh. I co teraz?- zapytał Fristron ściany, myśląc, że stoi przez towarzyszami.
-Nie wiem. Wydaje mi się, że ta jaskinia będzie naszym grobem...- odrzekł głos za jego plecami, lecz nie dokończył, bo ciszę rozdarł czyjś krzyk:
-Aaach! Szybko! Tutaj jestem!!
-Kto to?- zapytał inteligentnie Fristron.
-To driada, szybko, tędy!- rzekł Bubuesz i pobiegli w kierunku, z którego dobiegał wrzask. Z mroku wyłonił się oświetlony pochodniami tunel, prowadzący do glyphu, a na samym jego początku dwie driady. Słychać było monotonne trzeszczenie pękającego lodu. Rzucili się w tym kierunku, czując, jak trzęsie się ziemia pod ich stopami. Dopadli dwie driady w momencie, kiedy lód puścił i posypały się pierwsze kamienie. Wielka bryła zamrożonej skały gruchnęła o ziemię, pękając na tysiąc kawałeczków. Obsypał ich grad lodowych odłamków. Hell złapał za rękę spętaną driadę i wrzucił ją do tunelu. Bubeusz odskoczył przed spadającym głazem i szybko odczarował zamrożoną driadę, widząc, jak reszta grupy próbuje ją odczepić od skały. Kamienie leciały niczym deszcz, a sypiąca się ziemia i piasek ograniczały już i tak bardzo małą widocznosć. Driada szybko wleciała do tunelu, trzymając Mastoriousa za kołnierz. Hell poleciał za nią, a Fristron biegł, potykając się o kamienie. Oczywiście, ku przerażeniu towarzyszy, upadł i podczas gdy się podnosił, pomniejszy kamień spadł mu na głowę. Rzucli się mu na pomoc, lecz wielki kamień zagrodził im drogę.
-Fristron!- krzyknął ktoś, lecz było już za późno. Zniknął za zasłoną sypiącego się wszystkiego, co było kiedyś nad nimi. -Chlip... Biedny Fristron...- lamentował wyczerpany Bubeusz, siedząc na kamieniu. W oświetlonym migocącymi pochodniami tunelu panowała grobowa cisza. Nawet driady siedziały cicho, wdzięczne za uratowanie życia. Hell i Mastorious bez nadziei odkopywali maga z Avlee. Nagle z góry kamieni rozległ się głos:
-No, szybciej, leniuchy, bo długo nie pociągnę!
-FRISTRON!???! TY ŻYJESZ!?- wykrzyknął uradowany Bubeusz, któremu od razu wóciły siły.
-A co, myślałeś, że tylko Ty znasz zaklęcie tarczy?- odrzekł stos głazów. Biały mag od razu rzucił się na pomoc kolegom, aby już wkrótce móc uscisnąć przyjaciela. -Uff... Daj mi jeszcze jedną buteleczkę.- rzekł mag z Avlee, zaraz po wypiciu bubeuszowego eliksiru dodającego sił mentalnych. -Jeszcze nigdy nie trzymałem tak długo żadnego zaklęcia.
-Obawiam się, że to niemożliwe. Skończyły się wszystkie eliksiry, a tutaj, w jaskini, raczej nie znajdę żadnych ziół.
-No właśnie, zastanawialiście się nad naszym położeniem?- zapytał Mastorious.
-Tak, siedzimy tu w ciemnym tunelu, odilozowani od świata, sami ze sobą jak cztery gwiazdy...
-Hę?
-A tak mi się powiedziało...
-Zaraz, a gdzie Destero?- wykrzyknął odkrywczo Bubeusz.
-Wiesz, cały czas czekaliśmy, aż TY nam to powiesz... W końcu to TY z nim się ostatni widziałeś...- odparł Hellburn.
Nastała niezręczna cisza. Po chwili odezwał się Fristron:
-Zastanawialiście się, dlaczego podziemne miasto było zdemolowane?-
-CO?- krzyknęły równocześnie driady-kuzynki.
-Ekhm... Ja mam taką jedną hipotezę...- odezwał się cichutko Bubeusz.
-No to możę byś się nią z nami podzielił?
-Pamiętasz Fristron, jak próbowaliśmy odczytać te znaki na bramie wejściowej?
-Aha... Coś mi się kojarzy...
-No, i wtedy powiedziałem, że tu prawdopodobnie pisze, jak ją otworzyć...
-I ja wtedy powiedziałem, że po co otwierać, skoro już jest uchylona?
-Dokładnie, Fristron, strzał w dziesiątkę.
-Czyli sugerujecie, że ktoś wszedł tu przed nami?!- wykrzyknął Hell. Magowie pokiwali głowami.
|
9.04.2005
|
//Południe, 9 Vallathal (Maj), MCCLXXVI r. Drugiej Ery// - Dobra, wyłazimy stąd - powiedział Ognysty rycerz kierując się do drzwi.
- NIEE! - krzyknęli razem Bubeusz i Friston.
- Jak przejdziesz to zginiesz, pokoj jest chroniony glyphem.
- Pięknie! Pięknie!! - krzyknął zdenerwowany Hell.
Byli w potrzasku. Z jednej strony drzwi chronione glyphem, a z drugiej zawalony tunel, który nie sposób było odkopać. Ifryt uderzył pięścią w ścianę. Z sufitu spadło troche kamyków i ziemi.
- Lepiej być nie może Jestem tu uwięziony z dwoma magami... właściwie trzema - powiedział Hell patrząc z odrazą na Mastoriusa.
Driady w ciszy spuściły głowy. Ognisty rycerz przeniósł na nie wzrok i wrzasnął:
- Wy tu mieszkacie Spróbujcie nas stąd wyciągnąć!
Wszyscy zebrani wiedzieli, że Ifryt jest naprawde wkurzony. Oczy zamieniły się w płomienie a zbroja przybrała lekki odcień brązu. Hellburn usiadł pod ścianą i zamknął oczy próbując się uspokoić. Friston i Bubeusz wymienili spojrzenia i zaczęli cicho rozmawiać. Driady nadal milczały. Bez swoich łuków nie były juz groźne, wręcz potulne jak baranki. Ciszę przerwał Hell zwracając się do Driad:
- Jak to coś otworzyć?- warknął.
- Trzeba mieć podobną runę - odpowiedział szybko Bubeusz.
Stojący w kącie Mastorius cicho rzekł:
- Może być to? - i pokazał pobłyskujący na fioletowo kamień o dziwnym kształcie.
Bubeusz szybko wyrwał runę białemu nekromancie z rąk i gorączkowo zaczął ją oglądać.
|
9.04.2005
|
-Skąd Ty go wytrzasnąłeś??- zapytał Bubeusz i nie czekając na odpowiedź pognał w stronę drzwi. Driady szybko poderwały się do lotu i zagrodziły mu drogę.
-Stop! Ty... Nie możesz tam wejść.- rzekła jedna z nich.
-A to niby dlaczego?- rzucił Bubeusz. Fristron, Mastorious i Hell dobiegli do nich.
-Wiesz, mi się wydaje, że nie po to ustawiono tutaj ten glyph, żebyś go łamał.- powiedział Fristron.
-Zgadza się, zazwyczaj stawia się takie znaki po to, żeby tam nie wchodzić.- powiedziała druga driada.
-Wolisz gnić tutaj na wieki, czy wejść?!- krzyknął Bubeusz, odpychając dwie kuzynki na boki.
-Nie!- krzyknęła jedna z nich.
-Dlaczego nie?!- odkrzyknął jej biały mag, tyle że nieco innym tonem.
-Bo... No po prostu nie możesz. Nie mogę powiedzieć.
-Skoro nie możesz powiedzieć, to sam się dowiem.- odparł Bubeusz i niezatrzymywany już przez nikogo podszedł do drzwi. Zatrzymał się na chwilkę. Spojrzał na glyph złowieszczo unoszący mu się nad głową. Pomyslał chwilę.
-Ekhm... Zniknij?- Czarodziej niepewnie podniósł do góry rękę z runą. Oczywiście nic się nie stało. Bubeusz spojrzał z dziwną miną na towarzyszy.
-To kto przechodzi na ochotnika?
|
9.04.2005
|
//Popołudnie, 9 Vallathal (Maj),MCCLXXVI r. Drugiej Ery// Zapadło milczenie.
- Daj mi to - powiedział po pewnym czasie cicho Fristron. Hell spojrzał na niego zaskoczony.
- Ty? - spytał Bubeusz - A nie lepiej posłać driady?
- Nie mówię że idę, tylko żebyś mi to dał - powiedział ostro mag z Avlee. Do oczu Hella powrócił spokój; już myślał że mag wykaże się odwagą, przez co musiałby go przynajniej lekko szanować, a tego by nie zniósł.
- Po co? - zdziwił się biały mag
- Po prostu mi to daj! - wrzasnął Fristron. Za kamiennym rumowiskiem coś gruchnęło. Bubeusz oddał runę.
- Znam się nieco na napisach runicznych... - wyjaśnił mag - hm... - zmarszczył czoło ze skupienia - to wygląda na jakieś zaklęcie...
- Mów! - rzekł Mastorious
- Ęjuzakzor ot ic aj, ocjóbaz ćąnkinz zsam!
Nic się nie stało.
- Trzymasz to do góry nogami - mruknął Hell
- A faktycznie - rzekł zmieszany mag - Masz zniknąć zabójco, ja ci to rozkazuję!
Powierzchnia glyphu zaczęła się marszczyć. Pojawiło się oślepiające światło, tak że zamknęli oczy. Coś przemknęło obok nich - a kiedy mogli spojrzeć - glyphu już nie było.
- Całkiem nieźle - mruknął Bubeusz
- Idziemy - zawołał Hell
- NIE! - wrzasnęły naraz driady
- Co "nie"? Idziemy! - ryknął Hell
Wtedy stało się coś nieoczekiwanego; driady uklękły przed Bubeuszem i wzięły skraj jego szaty w ręce
- Nieee... - zawołała jedna - błagamy was, nie... proszę, nie idźcie tam - łza pociekła jej po policzku
- Ee... - mruknął Bubeusz ogłupiały - yyy...
- Khem - chrząknął Fristron równie zbaraniały
- Ten tego, no... - mruknął Hell
- Idziemy? - spytał Mastorious
- Tak - powiedział zdecydowanym głosem Hell - chyba że nasze "kochane" driady powiedzą nam co jest grane.
Driady spojrzały po sobie. Znów zapadło przykre milczenie.
|
11.04.2005
|
Milczenie przerwał Fristron:
- Jeżeli nam nie powiecie, to pomrzemy tutaj z głodu, a jeśli nawet nie... - spojrzał na Mastoriousa, którego ten problem raczej nie dotyczy. - ...to i tak nie mamy pewności, że zaraz nam się na głowę nie posypią skały.
- Ale nas obejmuje przysięga, że będziemy chroniły tamtego miejsca przed każdym kto ma złe zamiary. - odpowiedziała mu jedna z driad.
- Kto powiedział że mamy złe zamiary? Zgubiliśmy się w waszych tunelach całkowicie przypadkowo. Jesteśmy zwykłymi poszukiwaczami przygód. Nie wyrządzamy szkód, gdy to nie jest konieczne. Więc skoro wasza przysięga mówi o złych zamiarach, to nic nie stoi na przeszkodzie, abyście nam wyjawiły prawdę. - głos Bubeusza był nadzwyczaj przyjazny, że driady nabrały zaufania.
- Za tymi drzwiami - zaczęła jedna z driad - jest sarkofag. Nie jest to jednak zwykły sarkofag. Każda driada z naszego rodu zna historię o tym, jak wiele lat temu potężna bestia wdarła się do naszych jaskiń. Był to wskrzeszony potwór legendarnego goryncza, trójgłowego smoka, który siał zniszczenie i roznosił zarazę w naszej krainie. Gdy w walce z nim zginęły najdzielniejsze spośród naszych sióstr, nasza ówczesna królowa posunęła się do drastycznych sposobów. Jako że posiadała największą magiczną moc spośród nas i ceniła nasze dobro nad wszystko i się zdecydowała się sama być przynętą dla tego potwora. Zwabiła go, do tej komnaty za przejściem chronionym aktualnie glyphem. Gdy toczyła z nim długą, jednak z góry przegraną walkę, nasze druidki zabezpieczały całą komnatę oraz jej wejście starożytnymi, mało komu znanymi zaklęciami. Nasza królowa zginęła, a potwór został uwięziony. Jednak nigdy nie wiadomo, kiedy rzucone zakęcią stracą swą moc, mimo że coraz częściej odmawiamy obrzędy, które je wzmacniają. Nie wiadomo też, czy potwór przypadkiem nie urósł w siłę, gdyż żadna z nas nie odważyła tam się udać. Więc prosimy was, nie idźcie tam, gdyż to może ściągnąć nieszczęście na nas wszystkich.
- No to mamy do czynienia z groźnym, powstałym z popiołu, trójgłowym szkarłactwem. - podsumował jednym zdaniem Hellburn. - Zwykła nekromancka robota, tylko dziwne że nie zjawił się tu jego pan. - w jego głosie słychać było nutkę ironii, która była pośrednio skierowana do Mastoriousa.
- Mi się zdaje że to coś więcej niż tylko ożywiony goryncz. - wzrok wszystkich był w tym momencie zwrócony na Mastoriousa, a raczej na jego oczy, jedyną odsłoniętą część twarzy. Były to zwykłe, ludzkie, granatowo-niebieskie oczy. To właśnie i zapewne nie tylko to różniło go od reszty nerkomantów.
- Driady, o ile mi wiadomo posiadają potężną moc. Niektórzy mówią, że potężniejszą niż elfy z wysokich rodów. Skoro z ręki tej bestii zginęła ich królowa, to mamy za tymi drzwiami potężnego przeciwnika, chyba jednego z najsilniejszych z którymi mieliśmy przyjemność kiedykolwiek walczyć.
- Skoro jesteś tym białym nekromantą, to może coś na to poradzisz? - zapytał podejrzliwie Fristron.
|
12.04.2005
|
// Wieczór, 9 Vallathal (Maj), MCCLXXVI r. Drugiej Ery// - Nie mogę... - mruknął Mastorious - mówię ci, to nie jest zwyczajny, ożywiony stwór. To coś więcej.
- No tak... kolejny bezużyteczny mag - burknął Hell
- O co to to nie! - wykrzyknął Fristron - I tak dobrze że nie kolejny burkliwy ifryt!
- Spokojnie, spokojnie... - powiedział cicho Bubeusz
- Co mówicie...? - spytał po dłuższej chwili Mastorious
- Jeśli się nie mylę, to akurat nikt nic nie mówił - rzekł Fristron
- Ale... posłuchajcie! - szepnął Mastorious
Ryk. Odległy, przeciągły ryk. Ryk, który zmroził im krew w żyłach. Ryk...
- AAAAARGH! - wykrzyknął Fristron chowając się za Bubeuszem
- Cicho idioto! Chcesz żeby nas usłyszał? - rzekł ifryt
- Po co usuwaliśmy ten glyph... - jęczał w kółko Bubeusz - wyczuł, że go nie ma...
- Mamo, ja nie chcę umierać - łkał Fristron - i daj mi trochę koziego mleka... proszę, mamo...
- Idioci - mruknął Hell - musimy coś ZROBIĆ a nie stać tu bezczynnie i jęczeć.
Potrząsnął Bubeuszem, po czym uzmysłowił Fristronowi że potwór tu jeszcze nie przybył, a sam mag nie ma pięciu lat. Po chwili naradzali się cicho. Driady nie uczestniczyły w rozmowie.
- ...czyli tak: - mruczał Fristron - nakreślamy pentagramy. Bubeusz naładuje swój eterem, Mastorious białą nekromancją, moj zaś będzie naładowany ogniem przez Hella, by odciągnąć uwagę goryncza. Mastorious uderzą następnie strumieniem nekromanckim i ogłusza kreaturę. W tym czasie Bubeusz tworzy Pajęczynę, a ja tkam Sferę Magii. Jeżeli wszystko pójdzie gładko odeślemy stwora w Sferze do innej rzeczywistości.
Ryk. Znacznie bliższy niż poprzedni. Ryk żądnego krwi potwora. Ryk...
Fristron zajął natychmiast pozycję za Bubeuszem. Jednak tym razem po chwili sam wrócił do przytomności.
- Dobra, bestia jest blisko - rzekł Bubeusz - kreślimy pentagramy.
Po chwili trzy puste pentagramy zawisły nad magami. Hell mruknął:
- Jak ja mam to napełnić?
- Kiedy powiem "już" strzel we mnie strumieniem ognia... - rzekł Fristron
- Dobra... na już staAAA - wrzasnął mag podpalony przez ifryta - CO TY ROBISZ?!
- Strzelam promieniem ognia - rzekł Hell, czując, że własnie spełniło się jedno z jego marzeń
- To było DO NICH powiedziane! Jak powiem DO CIEBIE "już" to strzel we mnie strumieniem ognia.
- Dobra... - rzekł zwracając się do pozostałych - czyli na już... to nie do ciebie Hell... startujemy z napełnianiem... JUŻ!
We Fristrona uderzył strumień ognia, który mag przewodził bezpośrednio do pentagramu. Mastorious uderzył nekromanckim strumieniem w swój pentagram, zaś Bubeusz - mający najtrudniejsze zadanie - ładował do swojego eter. Rychło w czas.
Ryk. Wyraźnie dobiegający z oświtlonego blaskiem pentagramów korytarza. Ryk głodnego stworzenia. Ryk dzikiego stworzenia. Ryk jednego z najstraszniejszych potworów, jakie stąpały po ziemi. Ryk...
Ryk zbliżającej się śmierci.
|
12.04.2005
|
5- 9 Vallathal Nagash szedł po lesie w nieznanym nikomu kierunku. Im bardziej zagłębiał się w zarośla tym były on rzadsze, bardziej pousychane i straszne, wszędzie wokół unosiła się złowroga mgła. Nekromanta mimo iż wędrował kilka dni wcale tego nie mógł stwierdzić ponieważ słońce nie dostawało się do puszczy w której przebywał. Wydawało się tam jakby czas stanął w miejscu. Nie było w nim ŻYWEJ duszy gdy nagle dało się słyszeć hałas w zaroślach.
- To zapewne wiatr - pomyślał lecz wiatr nie powodował że czuło się tam złowrogą aurę i uczucie że ktoś cię obserwóje. Lisz przyśpieszył kroku, coś co znajdowało się w zaroślach również. Wtedy Nagash zaczął biec i nagle się zatrzymał. Ktoś go jednal śledził.
- Kim jesteś - lecz odpowiedzi nie było, słychać było za to że ktoś się porusza i krąży wokół. Nagashowi nerwy nie wytrzymały i wystrzelił gwałtownie w zarośla.
- W coś trafiłem na pewno i nie była to roślina ani kamień - pomyślał i powoli odchylił krzaki. Nie było tam nic oprócz fioletowo-czarno-srebrej plamy, była ona lepka i bezzapachowa. Nagle Nagash stracił przytomność i padł na ziemię ** Nieokreślony czas i miejsce ** - Nie uciekniesz przede mną - mówił głos sapiąc co chwilę - Czuję twoją krew ! Czuję zapach strachu, wytropię cię i tak, nie masz co uciekać.
- Nie, zostaw mnie Nie poddam się tak łatwo - krzyczała jakaś postać, która przypominała Nagasha.
Lisz biegł ile sił gdy spostrzegł że drzewa się kończą i robią krąg w środku którego stoi coś podobnego do kamienia, który był... zakrwawiony. Jakaś dziwna niewidzalna siła rzuciła nekromantą na kamień i przywiązała go tam.
- Mam nadzieję że nie boisz się ciemności - syczała postać. Wyglądała ona zupełnie jak dziewczyna i była w białej szacie z dziwnymi czerwonymi plamami i twarzą zakrytą długimi czarnymi włosami. Na jej dłoniach były widoczne liczne rany i ślady.
- A czemu pytasz w takim momencie czy boję się ciemności
- Ponieważ zaraz ją zobaczysz, tyle że już nigdy się nie obudzisz - ryknęła zjawa/dziewczyna. - Nieeeeeeee!!! - krzyczał Nagash i nagle obudził się na środku kręgu drzew, który właśnie się mu śnił - Gdzie ja jestem, dlaczego ? Ale jak ?? - pytał lecz odpowedzi nie było.
Wszystko wyglądało tak samo jak we śnie, był nawet i kamień.. i był on zakrwawiony. Jedyne czego nie było to dziwnej postaci dziewczyny. Gdy wstał już op odzyskaniu sił zobaczył że na ziemi były ślady, były to ślady jakby ktoś ciągnął tu kogoś lub coś. Zastanawiające było jednak że ślady kończyły się tam gdzie obudził się Nagash... poza tym nie było widać śladów tego, który ciągnął.
|
12.04.2005
|
// Noc, 9 Vallathal (Maj), MCCLXXVI r. Drugiej Ery // Widzieli tylko niewyraźne kontury. Czegoś. Kogoś. Goryncza, który zdawał się być czymś większym niż tylko potwór.
Wyszedł z cienia. Był naprawdę wielki. Tak wielki, że z trudem poruszał się po korytarzu, a o zawracaniu w ogóle nie mogło być mowy. I w tym właśnie upatrywali szansy podróżnicy.
Ale było coś, co nie pasowało do prymitywnego obrazu siły. To były oczy. Nie umieliby określić ich koloru - chyba że pozwoliliby im mówić, że był to kolor pustki. Niezmierzonej i niezgłębionej. A także przerażającej.
Goryncz zaryczał dziko. Mastorious dał tylko znak ręką żeby już zaczynali.
Pentagram Fristrona, napełniony ifryckim ogniem przesunął się do przodu i wyrzucał ładunek na potwora. Goryncz ryknął z bólu i rzucił się na pentagram. Wtedy uderzyły dwa pozostały, osłabiając przeciwnika i zadając mu poważne rany.
Teraz liczyła się każda sekunda. Mastorious utkał szybko promień, lecz tak się śpieszył, że niezbyt dobrze wycelował - i trafił w strop. Kamienie zaczęły lecieć na maszkarę, która zaryczała tym razem ze złości - bo choć wcale nie bolały go walące się na głowę głazy - to czuł, zrozumiały zresztą, dyskomfort z tego względu. Jednak, choć walące się na głowę przeciwnika głazy miały swoje dobre strony, osiągnięto skutek odwrotny od zamierzonego. Zamiast ogłuszyć stwora doprowadzono go do szału.
Nie wiadomo, jakby to się skończyło gdyby nie interwencja nieocenionego Bubeusza. Skończył rzucać Pajęczynę szybciej, niż przewidywał plan i dzieki temu smok został zablokowany. Istniała jednak ciemniejsza strona tego posunięcia Białego Maga; Fristron miał naprawdę mało czasu na utkanie trudnego zaklęcia, jakim była Sfera Magii. Bubeusz nie mógł w końcu trzymać zaklęcia w nieskończoność.
I wtedy stało się coś, co pogorszyło tylko i tak już kiepską sytuację drużyny: goryncz zaczął rozpuszczać wokół Zarazę. Dosięgła ona Bubeusza, co skończyło się przerwaniem czaru. Mastorious zaś, który nieopatrznie wysunął się naprzód oberwał ogonem. Hell długie lata jeszcze wspominał widok samotnego Fristrona naprzeciw olbrzymiego goryncza. I uczucie, że jednak skurczybyka lubi. I swój cios, zadany gorynczowi...
Stwór obrócił się nieco, zawadzając o ściany i zamierzył łapą na ifryta. Kiedy ten był przygotowany na cios, usłyszał ciche "bzyt" i kiedy otworzył oczy ujrzał zaskoczonego goryncza w czymś na kształt bańki mydlanej, zmniejszającej się - naturalnie masa stwora także się kurczyła - driady niosące nieprzytomnych Bubeusza i Mastoriousa i uśmiechniętego Fristrona.
- Dzięki - rzekł mag - gdybyś się nie wtrącił wszyscy byśmy teraz przypominali... no, nie byłby to estetyczny widok.
|
13.04.2005
|
//Czas i miejsce nieznane Wielki, czarny orzeł szybował na krwioczerwonym niebie. Błyskawice przecinały co chwila ponure niebo, a w dole rozbrzmiewały odgłosy jakiegoś tajemniczego obrzędu. Słychać było wycie wilków lub innych stworzeń. Orzeł zniżył lot. Na spalonej, czarnej ziemii stał kamienny ołtarz, otoczony z wszystkich stron tajemniczymi postaciami w czarnych kapturach. W środku stała kolejna postać, z rękoma wzniesionymi ku niebu. Między jej dłońmi skakała niespokojnie energia, przybierając postać iskrzących się błyskawic. Krąg osobników otaczających postać w środku również wzniosła ręce ku górze, a wtedy zabrzmiał donośny głos przewodniczącego rytuałem. Słowa zaklęcia poniosły się daleko na wszystkie strony świata. Wycie wilków ucichło momentalnie, a z ołtarza, na którym najwyraźniej nie znajdował się człowiek, tylko jakiś przedmiot, wybuchnęły kłęby czerwonego dymu, który rozpływał się na całą okolicę. Z dłoni przewodzącego rytuałem wytrysnęły błyskawice. Jedna z nich ugodziła orła, który zatrzepotał skrzydłami w powietrzu i zaczął opadać. Zanim upadł na ziemię, przemknął mu przed oczami widok nachylających się w kierunku ołtarza postaci. Wyciągnęły one ręce, z których strzeliło fioletowe światło, ogniskując się na czymś, co leżało na oltarzu. Rozległ się huk, lecz orzeł już go nie słyszał. Czerń wypierała powoli fioletowe światło oblewajace całą okolicę, i już po chwili ptak przestał widzieć cokolwiek. Noc, z 9 na 10 Vallathal// Z wszechogarniającej ciemności powoli zaczęły się wyłaniać jakieś kształty. Bubeusz potrząsnął głową i wszystko wróciło do normy.
-Zaraz? Gdzie ja jestem?- zapytał.
-Tam, gdzie stałeś, zanim zemdlałeś. Nic się nie zmieniło.- odparł mu Hellburn. Bubeusz już siedział, rozgladając się chaotycznie na wszystkie strony. Wróciła mu pamięć, wiedział już, co się przed chwilą wydarzyło. Zauważył Fristrona, który również był nieprzytomny, tyle że machał rękoma wydająć jakieś dziwne dźwięki.
-A temu co znowu?- zapytał Bubeusz.
-To co zwykle. Zemdlał zaraz po tobie. Zaraz się obudzi i znowu będzie nas męczył jakimiś opowiastkami o swoich wizjach.- odrzekł ifryt. I istotnie, Fristron już się budził. Kiedy doszedł do siebie, rzekł:
-Ale miałem dziwną wizję. Jakiś dziwny rytuał z lotu ptaka...
-TY TEŻ?!- wykrzyknął Bubeusz. -Niesamowite...
Magowie chcieli wymienić spostrzeżenia odnośnie owej wizji, lecz Bubeusz nagle zasłabł, a był to efekt gorynczowej Zarazy.
-Hmm... mam wrażenie, że czas na małą przerwę w podróży.- powiedział Hell, patrząc na swoich towarzyszy.
-Ale chyba nie zatrzymamy się tutaj? Przecież to zaraz się zawali!- wykrzyknęły driady.
-Są dwa wyjścia. Albo zatrzymujemy się tutaj, albo idziemy wgłąb siedliska tego potwora. Według mnie wybór jest oczywis...- powiedział Fristron, lecz Hellburn mu przerwał:
-To Ty tu siedź z nimi, a ja skoczę zobaczyć, co jest na samym końcu tego tunelu.- i poleciał.
-No fajnie nas zostawił...- powiedział do siebie mag z Avlee i zaczął rozmyślać nad swoją i bubeuszową wizją. Nagle poczuł lekkie wibracje. Coś zaczęło się trząść, a po chwili nie było już wątpliwości: trzęsła się cała jaskinia. Driady porwały rannych, a ci co mogli, szybko pobiegli za nimi. Wkrótce dogonili Hella. Niestety walące się kamienie też szybko ich dogoniły. Ziemia pod ich stopami zaczęła pękać, a z góry znowu sypały się głazy. Pobiegli/polecieli dalej i znaleźli rozwidlenie dróg. Wybrali szybko prawą, lecz to był ich błąd. Okazało się, że była to tylko mała pieczara, a główny korytarz szedł dalej. Niestety, było już za późno na zmianę decyzji. Walące się kamienie zawaliły wyjście, a pęknięcia pokrywały powoli dach i ściany jaskini. Spanikowani wędrowcy rozejrzeli się szybko po grocie i zauważyli jakieś większe pęknięcie w podłodze. Ci, co mogli, wymienili spojrzenia i rzucili się w dziurę, wlokąc za sobą tych nieprzytomnych. Nagle rozległ się rumor walącego się sufitu. Kamienie, głazy i ziemia zwaliły się na biedną jaskinię, zgniatając wszystko, co w niej było. Lecz nikogo w niej już nie było.
Dużo, dużo niżej o ściany odbijał się właśnie odgłos wpadania do wody grupki ludzi.
|
14.04.2005
|
10 Vallathal - Co tu się u licha dzieje Jakim cudem się tu znalazłem - pytał Nagash. Wokół były tylko przygniłe drzewa i złowroga mgła która już zaczynała pożądnie denerować lisza. Wiedział on że nie może tracić czasu, bitwa miała nadejść tuż tuż a on nadal był w punkcie wyjścia... nie dostał się do miejsca do którego miał zamiar dojść w jeden dzień a na dodatek był śledzony a możliwe nawet że uprowadzony przez jakąś dziwną istotę.
Nie zważając na to co działo się wcześniej nekromanta pozbierał swoje rzeczy które przypadkiem mu wyleciały i zaczął się przeciskać przez drzewa, słyszał tak jak wtedy szelest krzaków lecz postanowił nie zwracać na nie uwagi. Widocznie dobrze na tym wyszedł bo spory kawał drogi przeszedł bez przeszkód. Gdy zbliżał się coraz bardziej do celu zobaczył że mgła zanika a drzewa zaczynają być takie jak zawsze - czyli zielone i pachnące a ni przegniłe. Szelest również zanikł w miejscu gdzie Nagash przekroczył granicę górskiego lasu. Chodząc po lesie spostrzegł coś dziwnego - krzak który niedawno omijał szedł za nim. Żeby tego było mało miał nogi, tyle że z gałęzi. Gdy lisz kątem oka patrzył na krzak spostrzegł też że ma on ręce i oczy. Gdy próbował wspiąć się na drzewo aby ocenić swoje położenie gałąź się poruszyła a on spadł twarzą na ziemię. Po chwili drzewa które były w pobliżu się do niego zbliżyły. Wiedział że jest we właściwym miejscu.
- Czy to wy jesteście plemieniem entów i krzakoludzi zwane Khar`zardom? - spytał lisz.
- A kim jesteś aby o to pytać - odpowiedziało mu drzewo i oplotło go korzeniami tak aby nie mógł się wydostać, najwyraźniej ent nie wiedział że ów nekromanta nie potrzebuje nawet rąk do rzucania czarów.
- Jestem nekromantą - gdy usłyszał to ent mocniej zacisnął swe gałęzie - zwą mnie Nagash i nie jestem z czarnymi nekromantami znanymi jako rycerze śmierci, wiem że razem z orkami ścinają i podpalają waszych braci żeby zbudowac z nich machiny wojenne. Dlatego też chciałem was prosić o to abyście pomogli mi oraz białeym nekromantom w pokonaniu wroga.
- A skąd mamy wiedzieć że mówisz prawdę
- Gdybym miał złe zamiary nie podchodził bym aż tak blisko i nie dałbym się oplątać korzeniami, nieprawdaż
- Samodzielnie nie możemy podjąć decyzji o wypowiedzeniu wojny, musimy zebrać naszych braci, do tego czasu zostaniesz zatrzymany w jaskini. Będziesz traktowany jak jeden z gości lecz będziesz pod specjalnym nadzorem.
- Dobrze więc, skoro taka jest wasza decyzja to dam się schwytać - odpowiedział lisz i dał związać swoje kościane ręce a następnie został wprowadzony do jaskini która została zasłonięta twardymi gałęziami.
|
14.04.2005
|
Smok się poruszył. W mgnieniu oka Dragonthan był przy nim z mieczem, Isli otoczył się czarami ochronnymi a Denadareth sprężył się do skoku. Gad otrząsnął się zrzucając z siebie resztki przygniatających go głazów... i jednocześnie zmuszając Draga do desperackiego uchylania się przed odłamkami. Den zionał ogniem ale smok przeskoczył nad płominiami.
Gruzy uszkodziły, mu skrzydła... tyle dobrze Pomyślał Den. Isli zasypał potwora gradem zaklęć wypatrując najmieniejszej luki w obronie... Dragonthan zaś przemówił potężnym, władczym głosem. Denadareth odwrócił się gwałtownie... Językiem smoków tej krainy były... zwykłe słowa ! Dragonthan kontynuował swą przemowę.
Smok jednak nie był zainteresowany. Machnał ogonem odrzucając Łowcę Smoków i skoczył na Denadaretha... ten uderzył ogonem - zbyt wcześnie i kolec miast przeszyć szyję zjechał po łuskach. Błękitny uchwycił potężnymi pazurami cielsko Denadaretha i nim ten mógł pomyśleć o czarach cisnął Denem w kamienną ścianę. I skoczył dobić ofiarę. Uderzył jednak o magiczną ścianę stworzoną przez Isliego. Gdy odwrócił się by spopielić maga Islington uderzył strumieniem mocy w ziemię wzbijając chmurę pyłu która uniemożliwiła celne zionięcie. I wtedy zaatakował Dragonthan. Pierwsze cięcie trafiło smoka w nogę, drugie w tłów. Trzecie wymierzone było w szyje ale smok odbił je skrzydłem. Drag uchylił się przd ugryzieniem, trafił bestię jeszcze trzy razy ale nie przebił łusek. Gdy smok miał przejść do kontrataku zamarł. Den i Isli nałożyli na niego Unieruchomienie. - Może teraz Cię wysłucha - powiedział Isli - ale pospiesz się...
|