Oberża pod Rozbrykanym OgremBaśniowe Gawędy - "Leniwe pogawędki" |
---|
AtakeeR30.06.2003Post ID: 11823 |
Wtem AtakeeR wstał, poteżnym ruchem topora odciał wariackiego elfa od podłogi i rzucił go na stół - Karczmarzu podaj temu jegomościowi dwa kufle jOjOwego Mocnego, ale migiem bo nam tu zemrze z wyczerpania. Zamruczał pod nosem: "a tak właściwie to ten nowy klimat w karczmie mi sie podoba, dzięki Diable". |
Kanclerz Grenadier30.06.2003Post ID: 11824 |
- Co za impreza, jak nie drzwi skrzypią to dziury wypalają. Już nawet pobiesiadować nie można spokojnie. Czekam na tego, co normalnie wejdzie, siądzie, zamówi i zapłaci. I wyjdzie heheheheheh.... |
Lobo30.06.2003Post ID: 11825 |
-Oj takich co kupują i przed wypiciem wychodzą wielu w osadzie nie znajdziesz-To powiedziawszy Lobo rozejżał się na prawo, potem na lewo i pewny że nikt nie widzi wyjął z rękawa małą zieloną buteleczkę. |
Guinea30.06.2003Post ID: 11826 |
-Ja wyjdę. - rzekł elf i ruszył do wyjścia -Coś niskie to wyjście, przydało by się je powiększyć, cobym się schylać nie musiał na drugi raz... -Ej, waszmość, to jest palenisko! - rozległ się głos z sali -To by wiele wyjaśniało, między innymi ciepło i to, że nie wyszedłem... a WoGóle to się palę! Aaaaa! - Guinea cofnął się, wyrżnął głową w ceglaną ścianę komina, jęknął, następnie schylił się, wydostał z paleniska i zaczął biegać po karczmie w płonącym płaszczu, nieodparcie przywodząc na myśl kalekiego feniksa... Wspominać nie trzeba, iż darł się przy tym wniebogłosy... |
MiB30.06.2003Post ID: 11827 |
*Widząc biegającego Guineę, MiB zaczął się śmiać, lecz po kwilce namysłu znów wyszeptał coś pod nosem i wyciągnął dłoń, na którą w mgnieniu oka przepełzły ogniki trawiace biednego Osadnika* - No, kolejna dawka ciepełka -*poczym wrzucił świeżo złapane ogniki za zbroję. Następnie usiadł i zaczął popijać swoje jOjOwe Mocne* |
Kanclerz Grenadier30.06.2003Post ID: 11828 |
- I znowu pospolitość. Jakby się zgiął w ćwierć albo w dwie siódme to no no, ale w pół. I w którą pół? Górną czy dolną? |
Fuuzy1.07.2003Post ID: 11829 |
Fuuzy tymczasem siedząc tuż koło niebieskiego khazada ziewnął, przeciągnął się i rzekł - Czeeeeść AtakeeRze... AAaaAAA - elf ziewnął jeszcze raz po czym spojrzął w górę i rzekł do Ilness'a - mości karczmaru, zauważyłem, że bardzo ładne sufity w tej karczmie macie... ale ino przeciekaja trochę kiedy deszcz, albo burza jak kto woli, na dobrze się rozpada... zaraz... ale czy burza się rozpada?... hmm... eee... nie ważne... no bo widzisz mości karczmarzu... ja mam szwagra, który świetne sufity robi... hmm... czy tez może robił... bo ostatnio też nadrabiał trochę na handlu dachówkami i sztachetami... ale pewny jestem, że wciąż pamięta jak się sufity naprawia... ale swoją drogą to by to trochę kosztowało... ale w zamian komfort pełen... i jeszcz... - Fuuzy urwał nagle gdy AtakeeR wepchnął mu kufel w usta hamując niekończący się potok słów - Jeszcze jedno JoJove dla tego młodzieńca - rzekł khazad - może przynajmniej to go uciszy... |
Faramir6.07.2003Post ID: 11830 |
- Hej-hejo! - rozległ się donośny i wielce radosny okrzyk, który towarzyszył wejściu Faramira do karczmy. Widać, że wielce zadowolony jest z powrotu po długiej podróży, widać, ze wielce spieszył się, aby znów zobaczyć kamratów, zaiste! widać to było wielce, choćby po tym, że wylądował na podłodze zaraz po przejściu przez drzwi, które z pośpiechu zapomniał otworzyć. - Hej-hejo - powtórzył raz jeszcze, tym razem ciszej - ano żem wrócił, z Chorwacyji odległej... i już mnie głowa boli, cholera... - wyszeptał i zapadł w sen... |
Gromowładny Ra-V6.07.2003Post ID: 11831 |
Kamraci zaczęli witać dawno nie widzianego Faramira. Nagle hałas niesamowity rozległ się ze strony kuchni. - Karczmarzu uważaj !– krzyknął w samą porę. Ledwie Ilness głowę pochylić zdążył a przeleciała nad nim jasna kula światła. Odbiła się od sufitu i zatrzymała dokładnie na środku oberży. Wszyscy wstali jak porażeni ale zaraz odważnie otoczyli zjawisko zwartym pierścieniem. - A cóż to za cudo! Co robimy? – rozpoczął Fuuzy. Jak na zawołanie w kuli ognia dało się zauważyć pewne zmiany, łuki elektryczne lekko jakby zelżały, rozładowania były coraz słabsze. Kula zaczęła zmienić swój kształt, tu i ówdzie dało się zauważyć jakieś wypukłości i wybrzuszenia. Obły dotąd kształt począł się w coś przemieniać. Wszystko to trwało dobrą chwilę aż w końcu dało się rozpoznać ludzką postać. Wszyscy odetchnęli. Mężczyzna stał bez żadnego ubrania, nienaturalnie zielony – pulsujący czystą energią. Wykształciła się twarz – niby człowieka lecz przerażająca. Miast włosów dziwne różnobarwne wiązki energii, zamiast oczu zasklepione oczodoły. Nieznajomy stał nieruchomo... - Ja wiem co to jest! - naraz krzyknął Faramir - Żywiołak energii! Ale skąd on tutaj? Przecież już od dawna nikt nie widział w naszych rejonach żadnego żywiołaka. - Taa, żywiołak – rozpoczął Sandro - znam ci ja wiele historii o żywiołakach. A szczególnie o jednym. Palił, mordował, wdzięczny z ofiarowaną moc, czarci pomiot Uzh’ara. Mówią, że obrócił się przeciw swojemu stwórcy ale przegrał i musiał uciekać ze swojej krainy. Od tego momentu nikt nie wie co się z nim działo. Miejmy nadzieję, że to nie ten akurat zawędrował do naszej oberży. - Co więc robimy – czekamy, czy atakujemy? – ponowił propozycję niebieski khazad. - Właśnie! Unieszkodliwmy drania póki taki nieruchawy jeszcze! – ryknął diabeł MiB - Na razie jest spokojny, poczekamy. Sami widzicie, ze bezbronny stoi, zaufać nam chyba postanowił. Przecie zdaje sobie chyba sprawę, że w każdej chwili go dupnąć możemy – rzekł jOjO. - Ejże, a może on w kłopotach jakich, że do naszej karczmy zawitał i tak stoi jak nieżywy? Wpadł przecież tak nagłe jakby przed kimś uciekał – zauważył Guinea. - Uciekał. Ale przed złem czy dobrem? Zło też przecież czasami musi przed kimś uciekać – słusznie stwierdził Eldacar. - Panowie! Pewnikiem on dobry. Do mojej oberży tylko samych dobrych gości przyciąga! Tutaj nawet diabły są znośne! - próbował rozładować sytuację karczmarz Ilness – Patrzcie! Postać nieznacznie drgnęła. Powoli poruszyła głową i pustymi oczyma - wolno powiodła po wszystkich zebranych. Niepewnie, z widocznym bólem podniosła prawą rękę jak gdyby chciała uczynić jakiś gest. Wtem błysk w jej oczach zgasł i zywiołak upadł. - No to teraz mamy problem - powiedział diabeł. - Cos trzeba z nim zrobić, przecież go tak nie zostawimy. Najwyraźniej próbował nam coś powiedzieć. - Taa – zgodził się Fuuzy – wypadałoby się chociaż dowiedzieć czego chciał. Śmieszna sprawa, naszemu zywiołkowi chyba zabrakło energii. - Mam pomysła! – wykrzyknął nagle jOjO – Karczmarzu, masz może jakies napoje, tfu, energetyczne? - Ha, sprytnyś krasnoludzie, już podaję dzbanek przedniego Avastara. Przytrzymajcie ino jego głowę. Wlali w żywiołaka duży dzban Avastara jednak nie przyniosło to widocznej poprawy. Popatrzyli po sobie niepewnie i wlali w niego jeszcze jeden. Potem jeszcze jeden i jeszcze jeden. Zywiołak jakby lekko zamigotał lecz po ułamku sekundy znowu zgasł. - To działa ! – zawołał radośnie Faramir – Szybko dawać więcej póki dycha jeszcze. - Nie! – wykrzyknął jOjO - Za mało energii w tym Avastarze ! Trza to jakoś doprawić. Karczmarzu podaj co masz najmocniejszego, podaj Behemotoff’a. Krasnolud wziął największy dzban jaki był w karczmie, do połowy zapełnił go Avastarem, resztę uzupełnił podaną przez karczmarza gorzałą. - TO mu musi pomóc – rzekł z szelmowskim uśmiechem - Dalej, wlewamy! Zywiołakiem zatrzęsło. Jego ciało wpadło w drgawki zmieniając swoje kolory w szalonym tempie. Po wszystkich metalowych przedmiotach raz po raz przeskakiwały wyładowania elektryczne. - No to się zaczyna... – mruknął do siebie dżin Ixcesal i szybko schował się do najbliższej butli. Inni nie mieli tyle szczęścia. Rozpętał się burza. Drgające ciało wygięło się i zaczęło powoli, z okropnym sykiem unosić się ku górze. Zgromadzeni stali jak oniemiali i wpatrywali się jak zywiołak zaczyna rozgrzewać się o białości. Wkrótce jego ciało zaczęło płonąć wściekle czerwonym ogniem i niebezpiecznie zbliżać się do sufitu karczmy. Po wszystkich zebranych przeskoczyła wielka iskra wyładowania. Nagle wszystko przycichło a postać z wielkim trzaskiem opadła na ziemie. Zaskoczeni popatrzyli po sobie i po kamratach. Dżin niepewnie wychylił się ze swojej kryjówki. Nikomu nic szczególnego się nie stało toteż zwrócili swoja uwagę na kształt lezący na podłodze. - Spokojnie, tylko spokojnie, chyba pomogło – powiedział jOjO. - Taa, obserwując efekty po wypiciu, trzeba tą miksturę nazwać chyba „Czerwony Ból”, napój żywiołaków! – odparł Granadier. - Słuchajcie, on chyba chce cos powiedzieć – zauważył dżin. Faktycznie, żywiołak niezdarnie próbując usiąść na podłodze, zawołał do nich: |
Hetman jOjO7.07.2003Post ID: 11832 |
- Krrrucabomba! - zaklął szpetnie jOjO, próbując pogładzić swoją (niegdyś piękną) brodę... Ci co wtenczas spojrzeli na "uśmiech" jOjOwy, do dziś mają tik nerwowy... |
Kanclerz Grenadier10.07.2003Post ID: 11833 |
- Panowie, nie wiem czy zauważyliście (za dużo Grenaturatu czy co? ;), ale za końtuarem nie ma nikogo. Zapraszam na Święto Morza, ja polewam! Śmiało, czym oberża bogata tym goście brykają... [narrator] Następne dni niestety nie mogły być spisane w żadnych annałach. Niekt nie wie co się działo. Jedno jest tylko pewne - oberża musiała przejść kapitalny remont... ;) |
Faramir10.07.2003Post ID: 11834 |
- Ło żesz w morrrde... - wyszeptał Faramir sepleniąc przy tym znacznie. Podniósł rękę do góry i uczepił się stolika, zapewne chcąc podneść się z ziemi, na której znajdował się już od kilku godzin. Uniósł się nieznacznie, napinająć przy tym wszystkie mieśnie. Niestety, szybko powrócił do pozycji wyjściowej, z tym tylko, że teraz leżał na nim także i stolik. Po kilku - nieudanych zresztą - próbach wydostania się spod mebla, Faramir zrezygnował i postanowił, iż tak też może kontynuować swój monolog. - Ale żeś polał mości Grenadierze... - Leżący na ziemi człowiek przerwał na chwilę, westchnął głośno, potrząsnął lekko głową, i mówił dalej. - Jeszcze żem takiej biby nie przeżył do tejże pory. Faramir znowu przerwał, rozejrzał się po otaczającym go otoczeniu - tfu! - pobojowisku. Cóż, nie wyglałoby to najlepiej dla kogoś obcego, jeśli nagle wkroczył by do oberży. Wokół walały się sylwetki jaskiniowców, którzy w różnych dziwnych miejscach i pozycjach spali sobie w najlepsze lecząc tym samym ogólno-społecznego kaca, który nastał po grenowskim Święcie Morza. Tymczasem w najbliższym sąsiedztwie Faramira znajdował się SAM-UeL, który - o dziwo - wciąż stał na nogach. Nie - tfu! - spał na krześle, które wciąż miało - o dziwo - nogi. Widok zaiste rzadko spotykany w tejże oberży w tejże właśnie dzień. Faramir, spragniony rozmówcy szturchnął Sama. Nie przyniosło to jednak spodziewanego efektu, więc osobnik, na którym wciąż spoczywał stół, ponowił czynność. I jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze, i w końcu Sam się obudził. Zadowolony z takiego przebiegu wypadków Faramir uśmiechnął się i zapytał: - Eeee... Sam, masz może coś, bo mnie strasznie suszy...? - CO!? Skąd macie te płonące szczoteczki - wykrzyknął jeszcze nie do końca rozbudzony SAM-UeL. - Hę? - inteligentne pytanie wręcz cisnęło się Faramirowi na usta. - Yyyy... po coś mnie budził, Far? - No ten tego, suszy mnie strasznie i myślałem, cobyś może miał coś na tę dolegliwość. - A skąd bym miał mieć!? - zapytał nad wyraz mądrze Sam. - Nie wiem. Na tym zakończyła się rozmowa pomiędzy SAM-UeLem a Faramirem, z czego pierwszy poszedł spać, a drugi po raz któryś z kolei spróbował wygrzebać się spod stolika. I tym razem udało mu się! Chęć poszukania czegoś do picia okazała się wielce mobilizująca. Lekko słaniając się na nogach Faramir przeszedł się po pobojowisku, jakie wszystkim zgotował Grenadier. Podszedł do końtuaru by zamówić coś lekkiego. Niestety nie znalazł tam Ilnessa. Po dłuższym zastanowieniu, któremu towarzyszył ból głowy, przypomniał sobie co takiego stało się z oberżystą. Zaśmiał się cichutko, kiedy pomyślał sobie, jak poczuje się Ilness, kiedy wróci i zobaczy swą ukochaną karczmę w takim stanie. Wtedy oto spostrzegł on Kanclerza. - A! Widzę, żeś jeszcze na nogach się trzymasz! Uhu! Toś to rzeczywiście było Świeto Morza! Oho, aż ogórków zabrakło! - zaśmiał się Faramir, po czym dodał. - Gren, cosik na kaca potrzebuje, bez procentów tylko proszę, a że ty tu chyba jedyny jeszcze chodzić możesz, to czy mógłbyś coś podać? Ja teraz już zupełnie nie rozróżniam trunków... Dostawszy od Kanclerza szklankę Ixcesal Dark Tea, Faramir chwilę jeszcze poprzechadzał się po karczmie, gdy nagle spostrzegł osobę, która - zapewne - albo wcale nie piła, albo miała tak mocną głowę. - Mości MiB'ie, jakżeś ty tutaj trzeźwość jeszcze zachował? Toż to nienaturalne chyba! - Ależ Faramirze - odrzekł diabeł - toż to na mnie alkohol nie działa, aż tak mocno, musiałbym coś dużo mocniejszego wypić, ehehe... - Hmm... cóż, współczucia, brachu - zaśmiał się Faramir i dalej zwiedzał to miejsce wieczego (aż do południa, albo i dłużej) snu. Wtem spostrzegł, że oparty o ścianą, przygwożdżony dwoma stolikami śpi jakaś dziwna postać. Przyglądnąwszy się jej, Faramir stwierdził, iż jest to żywiołak, który niedawno przybył do tawerny. Widoczine mieszanka Avastaru i Behemotoff’a, wywarła na nim niemałe wrażenie. I efekt. Obok niego spoczywał jOjO, który jednym okiem obserwował całą zaistniałą wokół sytuację. Widocznie niedawno sam się obudził. Obaczywszy przed sobą kogoś, kto stoi (co prawda nierówno, ale stoi) na włąsnych nogach i o włąsnych siłach, powiedział: - Trza rozruszać toto towarzystwo, coby tak nie spali nam. Dalej kto trzeźwy, czy nie trzeźwy, pośpiewajmy! Usłyszawszy tak dobrą propozycję Faramir uśmiechnął się szeroko i zaczął śpiewać, to jest, wymyślać, co takiego można by zaśpiewać. A nie przypominająć sobie żadnej odpowiedniej pieśni zaproponował. - A może byśmy sami cosik zaczęli układać? Coby może w przyszlości z tego jakąś antologię złożyć? Kto pierwszy chętny? Odpowiedziało mu chrapanie AtakeeRa. |
Kanclerz Grenadier15.07.2003Post ID: 11835 |
- Zieeeeeeeefffffffffffffffff - Grenadier nie mógł powstrzymać. Rozejrzaał się po opustoszałej izbie i lekko zdumiał. |
Chorąży Ingham15.07.2003Post ID: 11836 |
*Tu da da da da (muzyczka, jak z westernu)* Drzwi karczmy rozstąpiły się szeroko. Dzwięk podrażnił uszy mocniej świętujących. Zielony habit wzbił kurz z klepki. Postać stanęła naprzeciwko Grena. I taksatli naprzeciko siebie Rycerz Spod Stołu i przeor kultu Mahadevy, którego tajemnicza przeszłość skrywała imię Inghiany Bronxa. - Łi mit egen - zawieśniaczył Ingham I usiedli przyjednym stole - rycerz, który był podwudniowej zaprawie i kapłan, który Dzień Morza zakrapiał Mszalnym Avleeańskim w klasztorze w Steadwick... |
Fuuzy15.07.2003Post ID: 11837 |
- Czy to święto morza... czy to ziemi... cel jest jeden... napić się jak najwięcej - rzekl Fuuzy po czym przetarl oczy, zaglądając do pustej szklanki. Uniósl ją do ust by sprawdzić czy aby na pewno jest pusta (ze szklankami to nigdy nie wiadomo). Gdy już się upewnil wstal powoli z krzesla, slaniając się na nogach i ruszyl chwiejnym krokiem w stronę Inghiany |
Guinea15.07.2003Post ID: 11838 |
-Ej! Ciszej tam! Łeb mi pęka od waszych wrzasków! *Wszyscy, co byli w stanie, poszukali wzrokiem tego, co się właśnie odezwał, ale nie znaleźli. Dopiero Grenadier coś spostrzegł... gdy kawałek świecy wpadł mu do piwa.* -Co ty robisz na żyrandolu?! -Co gdzie robię? Głowa mnie boli i paluszki jem... *To mówiąc, chwycił kolejną świecę, zgasił o sufit, połowę zeżarł, a druga połowa mu wypadła z rąk... tym razem do kufla Inghama* Tymczasem na dole... -Jak on tam wlazł?! -Ja bym spytał, jak on stamtąd zejdzie. -To już w sumie nie nasz problem... jeszcze jedno? |
Hetman jOjO15.07.2003Post ID: 11839 |
...
...
dzikiem echem odbijało się wezwanie Faramira w wirującym łebie znużonego khuzda... nie mogąc zdecydować dla świętego spokoju zaintonował: [i:4b57e42e27]Kopyta naszych koni |
Valturman16.07.2003Post ID: 11840 |
Z Cienia zalegającego najdalszy kąt karczmy dało się słyszeć głośne cykanie. Po chwili wyłonił się z niego pokaźnych rozmiarów Świerszcz, który płynnie zmienił postać w wysokiego mężczyznę. - Witam szanowne towarzystwo. Pozwolicie że się przysiąde. Powiedział cicho, by nie przerywać śpiewu krasnoluda. - Karczmarzu grenaturatu z lodem proszę - dodał szeptem. |
Kanclerz Grenadier16.07.2003Post ID: 11841 |
Wysoki mężczyzno, musisz nalać sobie sam, karczmarz porzucił nas. Przestraszył się czegoś czy co... |
Warlock Sewrey17.07.2003Post ID: 11842 |
*Na sali rozległ się śpiew, dochodzący z okolic jednego z połamanych stolików * Piiifko f qfelku nie moze dłuugo stać o zes do cjorta chyba straciłem sęba... |