Gorące DysputySłowo pisane - literatura - "Bohaterowie literaccy" |
---|
Skryba Morgraf8.10.2003Post ID: 15160 |
"Dżuma" nie do końca przypadkiem, choć może trochę. |
Strażnik słów Moandor8.10.2003Post ID: 15161 |
Święta prawda Morgrafie, naród książek nie czyta. I ja patrząc na kolegów z LO też im sie dziwiłem. Niektórzy nie przeczytali przez 4 lata żadnej lektury, jechali tylko na opracowaniach. Zważ też, że nawet przy tym topicu jakś nie bardzo są wymieniani bohaterowie, czy książki z innych gatunków niż fantasy. Ja mógłbym podać kilku przynajmniej bohaterów z takich pięknych arcydzieł literatury i coś więcej o nich napisać, ale i tak to nie wzbudzi niczyjego zainteresowania, bo kto dziś takie dziełą czyta... Obiecałem opisać Edmunda Dantesa, ale niestety w tygodniu nie mam czasu, może w weekend coś naskrobie. Dżumy całej nie przeczytałem, ale na polskim bardzo dokładnie omawialiśmy, więc jestem nieco w temacie. A swoją drogą to czytanie książek, nawet z poza kanonu lektur daje potem ogromne profity :) zwłaszcza na maturze. w tym roku miałem przyjemność przystąpić do tego egzaminu i co najdziwniejsze w swojej pracy nie umieściłem żadnej wzmianki na temat jakiejkolwiek lektury. NIc po prostu. Nie wpłynęło to jednak w najmniejszym stopniu na wynik, bo nadrobiłem to tym, że czytało w życiu wiele innych powieści. Trafiło mi się pytanie w stylu: Czy istnieją jeszcze dzieła które są w stanie oprzeć się skutecznie kulturze masowej. Zaprezentuj dwa teksty i uzasadnij odpowiedź. Temat marzenie jak dla mnie. No i co mogłem wybrać. Ano Faraona Bolesława Prusa i jako drugą, Władcę Pierścieni :) Większość zaś moich kolegów którzy olewali sobie czytanie lektur i wogóle pisała najgłupszy temat z możliwych: Twoje rozważania na temat seriali telewizyjnych :D Ale mniejsza o to, rozgadałem się, To była taka mała dygresja obok tematu. MIło jest Morgrafie pogadać z kimś kto czyta też kanon literatury a nie tylko fantasy i fantasy i jeszcze raz fantasy. Nie tylko fantasy jest na świecie, j a choć lubie ten gatunek czytałem także książki Verne'a, Karola Maya, A. Dumasa, także Stanisława Lema, i innych autorów. Czy jest na sali ktoś (prócz Sandra, bo on czytał) kto czytał Hrabiego Monte Christo i chce ze mną na tem temat wymienić się poglądami? MOANDOR |
Faramir10.10.2003Post ID: 15162 |
To ja inaczej może sformułuje pytanie. Czy NIGDY nie zdarzyło Ci się tak, że prawy bohater denerwował Cię swym postępowaniem?
Cóż, powiem tak, prosto a dobitnie. Sympatię - owszem, we mnie wzbudzili, ale żebym ich uważał za idealnych (w sensie, takich o jakich najbardziej lubię czytać) bohaterów, to nie.
Ależ w to nie wątpię!
Byłoby, moim zdaniem, dużo ciekawiej. Wtedy historia mogła by się zupełnie inaczej potoczyć, i na pewno bardziej realnie. Jakkolwiek by to brzmiało, ale gdyby stało się tak, jak napisałes, ucieszyłbym się i z jeszcze większym zainteresowaniem przyglądał się dalszym perypetiom Drużyny.
Zdecydowanie się z Toba nie zgadzam. Opowieść byłaby wtedy dużo bardziej atrakcyjna, a to, że wiara w wykonanie misji jeszcze by spadła - uważam za zaletę.
Jest rozumienie i rozumienie. I oba te rozumienia występują w moim przypadku, odnośnie Twego rozumowania.
Ależ oczywiście, że mogę sobie takiego bohatera wyobrazić! Martwego.
Och, tak, rzeczywiście na cmentarzach miejsca wciąż jeszcze dość. Na nieszczęscie dla grabaży coraz więcej ludzi mądrzeje...
Cóż, interesuje mnie tylko, co uważasz o czymś takim, że według mnie nie istnieje w ogóle dobro i zło. Czy podzielasz me zapatrywania, czy nie, bo od tego dość mocno zalezy dalszy przebieg tej dysputy.
Za to można ją zrozumieć.
Ech, zbyt późno doszedłem do tego momentu Twego posta :D. To na później.
Och, zapewniam Cię, że taki sprytny egoista może pozyskać naprawdę wielu przyjaciół. Za pieniądze. |
Strażnik słów Moandor10.10.2003Post ID: 15163 |
Nie mam teraz czasu na odpowiedż Faramirze, ale zrobię to z poewnością. Dziwne masz zapatrywania co do niektórych tu poruszanych spraw. Zapeniam cię, ż przyjaźń prawdziwa jest o wiele więcej warta niż ta za pieniądze. Bo ktoś inny może takiego przyjaciela także kupić, Dziś jest twoim przyjacielem a jutro już nie bo ktoś dał więcej.. Moandor |
Faramir10.10.2003Post ID: 15164 |
Och, staram się być osobą kontrwersyjną. Natomiast co do tych przyjaciół za pieniądze. Samo słowo "Przyjaciel" miało w mojej wypowiedzi zabarwienie ironiczne. Jednak mimo wszystko uważam, że osoba sprytna może sobie naprawdę pozyskać niezłych "przyjaciół" za mamonę. I tacy przyjaciele sa naprawdę na wiele gotowi. A że ktoś da kiedyś więcej? Cóż, a kto powiedział, że życie musi trwać wiecznie?... PS. Życzę więcej wolnego czasu. |
Strażnik słów Moandor10.10.2003Post ID: 15165 |
Ok możemy, jeśli nie sprawi to problemów również rozmawiać o konkretnych postaciach. Opowiem dokładniej, jeśli znajde dość czasu. Lubie pisać te posty na forum więc prędzej czy później moja wypowiedź się pojawi. |
Skryba Morgraf10.10.2003Post ID: 15166 |
No stary dobry Old Shatterhand. Bohater wyidealizowany w sposób krańcowy. Chyba nigdy jak czytam książki nie spotkałem się z tak przesłodzoną postacią. Ale... nie zmienia to faktu, że doskonale wspominam czas spędzony nad książkami Maya. |
Ion11.10.2003Post ID: 15167 |
Bohater ulubiony... Zacznijmy od tego, czy za bohatera uznać też postacie drugoplanowe, bo są takie które mnie urzekły. Jeżeli zaś chodzi o samego Bohatera głównego, tak jak Faramir niezbyt trawię postacie "bez skazy, ni zmazy". Lubię też osoby negatywne, ale o tym kiedy indziej. Kocham wręcz postacie z wadami, targanymi rozterkami, popełniającymi pochopne decyzje, okazujące się brzemiene w skutkach. Taki według mnie powinien być bohater. Dobry, jednak trochę neutralny(kopleks Baldura-postać o charakterze Chaotycznym Dobrym). Teraz z innej beczki. |
Strażnik słów Moandor11.10.2003Post ID: 15168 |
Witaj w klubie Ion. :) Czy można nie darzyć Hrabiego Monte Christo sympatią. Jednak myślę, że aby w pełni zrozumieć o co mi chodzi należy tą książkę przeczytać. Edmund Dantes to dla mnie szczególny bohater. Jeszcze nigdy nie czytałem ksiązki z taką pasją jak "Hrabiego Monte Christo". POweiść ta momentami potrafi wzruszyć do głębi. Tego samego dnia rozpocząłem przygodę z książką. I już od pierwszych stron powieść bardzo mi się spodobała. Z każdą kolejną stroną bardziej mnie ciekawiła. Nie mogłem wychodzić z domu, więc sporo czasu poświęciłem na czytanie. Pierwszy tom przeczytałem w 3 dni, zaś całą powieść w około 3 tygodnie. Muszę przyznać, że po raz pierwszy miałem okazje poznać na kartach książki bohatera, który by zyskał tak wielką sympatię z mej strony. Edmund był młodym, 18-lenim marynarzem. Miał piękną narzeczoną, Mercedes. W dodatku stary pan Morrel zaoferował mu stanowisko kapitana "Faraona". Tak więc sami możecie orzec, że Edmund był w tym momencie tak szczęśliwy, jak mało kto. Pewnego dnia tych trzech osobników zebrało się razem w oberży. Uknuli plan zemsty na chłopaku (tu należy wspomnieć, że głównym pomysłodawcą i osobą, która najbardziej przyczyniła się do nieszczęścia Edmunda był Danglars. Fernand stał się narzędziem, ponieważ Danglars zręcznie wykorzystał jego nienawiść. On to doniósł feralny list do prokuratora królewskiego. Caderouse był najmniej winny gdyż owego wieczory spił się jak bela i praktycznie tylko był obecny w tej gospodzie i nie brał czynnego udziału w spisku). Napisali oni list denuncjujący Edmunda, który został doręczony do prokuratora królewskiego. W dniu w którym młody Dantes i piękna Mercedes mieli się pobrać, na dzwie godziny przed uroczystością do gospody weszli żołnierze z rozkazem aresztowania pana młodego. Na sali wybuchło wielkie poruszenie. Wszyscy uznali to za absurdalną pomyłkę. Edmund jednak pojechał z przedstawicielami prawa aby jak najszybciej wyjaśnić sprawę i wrócić na uroczystość. Wszystko skończyłoby się szczęśliwie, gdyby nie pewien zbieg okoliczności. Otóż Edmund, jeszcze przed powrotem do Marsylii otrzymał na Elbie list od cesarza (trzeba dodać, że akcja zaczyna się w roku 1815, Napoleon jest uwięziony a wszelki kontakt z nim i stronnictwami bonapartystów były bardzo niebezpieczne). Przesyłkę tą odnaleziono w jego rzeczach (miejsce wskazane było w liście napisanym przez spiskowców). Wyszedłby jeszcze tego samego dnia na wolnośc gdyby nie fakt, że adresatem owego listu (a list ten zawierał informację o planowanej ucieczce Napoleona z Elby i jego powrocie do Paryża. Zawierał instrukcję dla stronnictwa bonapartstów, żeby przygotowali wszystko na jego powrót) był niejaki Noirtier, ojciec prokuratora. Ten drugi, żeby ratować swoją karierę i rodzinę spalił nieszczęsny kawałek papieru, zaś chłopaka, żeby zatrzeć wszelkie ślady, nakazał wtrącić do ponurych lochów twierdzy IF. (oczywiście nie zrobił tego jawnie, Edmunda przekonał że go uwolni, jednak dla formalności nalazał mu spędzić jeden dzień w areszcie. Jednak żandarmi zamiast do aresztu zawlekli do do zamku IF, który znajdował się na wyspie niedaleko wybrzeża) Tak więc ludzka nienawiść, chciwość i dbałość o własne dobro i interesy skazała młodego, niewinnego człowieka na powolną śmierć w murach ponurej twierdzy. Edmund spędził w zamku IF blisko 14 lat. I zapewne reszte życia też by tam przesiedział, gdyby nie spotkał tam księdza Farii, włoskiego uczonego. On to nauczył go bardzo wielu pożytecznych rzeczy. Rozszyfrował też i naświeltił chłopakowi prawdziwe powody, dla których skazano go na śmierć w więzieniu. Wtedy to w umyśle Dantesa narodziła się myśl o zemście. Od tamtej pory wszystkie jego myśli skierowane były tylko w tym kierunku. Ksiądz Faria niestety zmarł w więzieniu. Przed śmiercią opowiedział jednak swemu towarzyszowi niedoli o istnieniu wielkiego skarbu (ukrytego przed ponad 400 laty ukrytego przez Cezara Spadę) ukrytego na wyspie Monte Christo. Edmund wydostał się w worku (ciała zmarłych wsadzano do worków i wyrzucano do morza, gdy ksiądz zmarł włożono go do takiego worka, Edmund wyjął księdza i zajął jego miejsce) z zamku IF. Zdołał odnaleźć skarb. Dysponując ogromną fortuną, dzięki której mógł zdziałać naprawdę wiele, przystąpił do realizacja planu odwetu. Jednak pierwszą rzeczą, którą uczynił to wynagrodził wszystkich przyjaciół, którzy dla niego wiele zrobili. Uratował firmę pana Morrela, który starał się wielokrotnie u prokuratora o jego uwolnienie. Wszystko to robił anonimowo, nie przedstawiając się. NIkt nie wiedział, że hrabia i Edmund Dantes to ta sama osoba. Nie będe w tym poście dalej przedstawiał losów bohatera, gdyż zajęłoby mi to bardzo wiele czasu. Postać hrabiego jest moim ulubionym bohaterem literackim. Jego postępowanie wydaje mi się uzasadnione. Co może czuć człowiek, który został skazany na śmierć w lochach zamku IF za niewienność. Po odzyskaniu wolności dowiedział się, że jego ukochany ojciec zmarł w nędzy (z łodu i z tęsknoty za synem), zaś narzeczona wyszła za Fernanda, tego, który był sprawcą jego niedoli. Zniszczył swoich wrogów jednego po drugim. Jak sam o sobie mówił pełnił rolę "opatrzności". Chciał aby sprawiedliwość zatryumfowała, czego w końcu dokonał. Wykorzystał do tego różne intrygi. Wydobył na światło dzienne wszystkie niecne postępki swoich nieprzyjaciół. Czy można go za to winić. Zdecydowanie nie. MOżna stwierdzić, jak powiedział Ion, że był "aniołem zemsty" jednak w rzeczywistości jego wrogów zniszczyły ich niecne postępki, które hrabia wydobył z cienia i ukazał światu. Resztę rozważań przeznaczę na następnego posta. Jest jeszcze kilka rzeczy do powiedzenia, ale nie mam w tym momencie czasu. KONIEC CZĘSCI PIERWSZEJ MOANDOR |
Faramir12.10.2003Post ID: 15169 |
wow ;] Moandorze, cenię sobie Twe posty, i cenię sobie to, że tak dokładnie opisujesz nam historię Edmunda Dantesa. To jest dobre! Ale na przyszłość dużo chętniej poczytałbym o tym, co sam sadzisz o tej postaci! Znaczy się, więcej subiektywnych emocji, mniej faktów :). Takie me zdanie przynajmniej ;). Ale nie zmienia to faktu, że bardzo sobie cenię Twe posty a i tak wykraczają one mocno ponad średnią tych jaskiniowych, która - notabene - nie jest niska! PS. Może ja tez Tyriona opiszę?... ;)) |
Faramir14.10.2003Post ID: 15170 |
Będę więc z niecierpliwością oczekiwał tego twego postu z rozwinięciem historii Edmunda Dantesa. A tymczasem sam pokusiłem się o krótki opis mego ulubionego bohatera. Wiem, że jeszcze wiele można by powiedzieć, ale uważam, że w poniższym poście zawarłem wszystkie najważniejsze sprawy, jakie zawrzeć powinienem. Jeśli ktoś widzi coś, o czym powinienem powiedzieć, a czego nie powiedziałem, prosze o reakcję :). |
Faramir14.10.2003Post ID: 15171 |
Tyrion Lannister Tyrion Lannister, syn Lorda Casterly Rock Tywima Lannistera i Lady Joanny, która zmarła wydając go na świat, brat Jaime'a i Cersei. Tyrion nigdy nie był rozpieszczany przez życie. Jego ciężki poród pozbawił życia jego matkę - Lady Joannę. Już samo to zdarzenie musiało być straszne dla psychiki dorastającego dziecka, a tym bardziej, jeżeli jego ojciec, Lord Tywim oskarżał go o śmierć swojej ukochanej, czego nie zapominał wypominać mu pod byle jakim pretekstem. A nawet i bez żadnego powodu. Odrzucenie i wręcz nienawiść ze strony ojca nie były jedynymi trudnościami jakie spotkały Tyriona już na samym początku egzystencji. Natura nie uczyniła go urodziwym, silnym młodzieńcem. Tyrion był pokrętnym karłem o krótkich nogach, przez które poruszał się niezdarnym, kaczkowatym chodem. Jego głowa była nienaturalnie wielka w stosunku do reszty ciała, brwi wydatne, natomiast twarz płaska i surowa. Jego oczy były nie dość, że różnej wielkości, to jeszcze w dwóch kolorach: zielonym i czarnym. Tym trudniej było mu żyć, patrząc na Jaime'a i Cersei, czyli starsze, bliźniacze rodzeństwo, którym bogowie podarowali wszystko to, czego poskąpili Tyrionowi. Od samych narodzin nazywano go potworem, krążyły o nim różne straszne plotki, często oscylujące wokół jego przyrodzenia. Jednak Tyrion posiadał coś, jedną cechę, którą bogowie obdarzyli go bez sarkazmu. Rozum. Trzeba przyznać, że Tyrion był naprawdę mądrym i sprytnym gnojkiem. Jeszcze kilka słów na temat jego dzieciństwa. Otóż, mając trzynaście lat, spotkał pewną dziewczynę, Tyshę, która pochodziła z biednej, wiejskiej rodziny, była naprawdę ładna i od razu spodobała się Tyrionowi, i... wydawało się, że tak samo było w jej przypadku. Uciekli razem i pobrali się. Pijany septon i mieszek złota mogą uczynić cudy. Najbliższe dwa tygodnie były chyba najlepszymi w życiu Karła. Jednak potem się to skończyło, ojciec ich odnalazł i sprowadził spowrotem do Casterly Rock, gdzie kazał całemu garnizonowi przerżnąć Tyshę na oczach Tyriona. Kazał jej wypłacić odpowiednią stawkę za każdego mężczyznę, który ją posiadł, tak jak zwykłej dziwce. Lord Tywim zrobił to po to, aby uświadomić swego syna kim naprawdę była. Powiedział, iż była ona wynajęta specjalnie po to, aby zrobić z niego mężczyznę. Później, gdy cały garnizon już się z nią zabawił, sam Tyrion posiadał ją tam, na oczach wszystkich... Nie można powiedzieć, by miał łatwe życie. O nie, od samego początku był poniżany, popychany, uważany za coś gorszego, ludzie patrzyli na niego z niesmakiem i czesto odwracali wzrok, nie mogąc znieść jego widoku. Natomiast Tyrion żył dalej, bardzo dużo czytając i rozwijając jedyną cechę, z której mógł być dumny. Wbrew pozorom, Tyrion nie był zamkniętym w sobie, klnącym na życie i użalającym nad sobą człowiekiem. O nie, starał się brać z życia to, co tylko było w jego możliwościach, a także próbował uczynić ze swego przekleństa broń, a nawet czasem wykorzystywać to i brać z tego wszystko, co tylko było możliwe. I tak, miast obrażać się i denerwować na jakąś obraźliwą uwagę, czy na jakiś pseudonim, którym go obarczono, obracał to po prostu w żart i żył dalej, nie pozwalając się skrzywdzić. Kiedy przezwano go Karłem, przyjął to po prostu to miano pozwalając by inni właśnie tak go nazywali. I tak, miast być ranionym, pozwolił by te obelgi spływały po nim po prostu. Potrafił także żartować z samego siebie, za co go także podziwiam i staram się wręcz naśladować. Tyrion korzystał ile mógł na tym, jak potraktowało go życie. Wydawać by się mogło, że postać tak pokrzywdzona - i to niewiadomo za jakie winy - powinna się załamać. Ale tak się nie stało, Tyrion mężnie (choć to słowo absolutnie do niego nie pasuje) zniósł wszelkie ciosy jakie na niego spadły i zdawał się nawet w pewien sposób korzystać z "przywilejów" jakie dawało mu bycie karłem. I tak też na wszelakich ucztach, bankietach (na które był zapraszany jako - bądź co bądź - syn jednego z największych Lordów Siedmiu Królestw) nie bał się mówić głośno tego co naprawdę myśli. Wiele osób nasłuchało się od niego gorzkich słów. Jako człowiek oczytany, szybko i racjonalnie myślący, a do tego niezbyt liczący się ze słowami i konsekwencjami, jakie mogłyby go za to spotkać, miał bardzo cięty język. Sarkazm, ostry, często wulgarny, dowcip i wysoki poziom autoironii cechowały jego poczynania na każdym kroku. Celność jego uwag często po prostu powalała. Uwielbiałem (i nadal uwielbiam, gdyż do Pieśni Lodu i Ognia wciąż wracam!) jego uwagi i przytyki innych. Tyrion potrafi po prostu na swój własny, charakterystyczny sposób rozbawić. Często uśmiechałem się pod nosem, z sympatią, na jego odzywki. Świetne! Chociaż chyba w powyższych wypowiedziach aż zbyt mocno wyidealizowałem tegoż bohatera. Bo wcale nie jest to takie biedne dziecko pokrzywdzone przez los, które po prostu próbuje odegrać się a tych, którzy go skrzywdzili. Mówiąc szczerze, to wszelkie mniejsze obrazy wręcz się jego nie imają. Ale. Ale nie można także powiedzieć, że nie można go skrzywdzić, i nie kieruje się emocjami, zawsze rozważająć konsekwencje swych czynów. Emocjami to on się kieruje aż zbyt często i zdarza się, że siła jego mózgu, przegrywa z chucią, czy też jakimiś innymi impulsami, jak choćby gniewem. Tyrion jest na pewno postacią bardzo, bardzo różnorodną. Groteskową. Niby kaleka, ale jednak jakby oswojony z tą myślą, niby inteligentny, ale jednak jakże często jego zachowaniem kieruje po prostu chwila, niby pokrzywdzony przez życie, ale jednak często - szczęśliwy to może zbyt mocne słowo - ale na pewno znajdujący jednak przyjemność w tym życiu. Tyrion jest po prostu, co tu dużo mówić, realny. Prawdziwy, z krwi i kości bohater, który ulega pokusom, który nie zawsze jest mądry, nie zawsze, a nawet rzadko postepuje szlachetnie jak ci wszyscy mężni rycerze ratujący skrzywdzone, niewinne księżniczki. Tyrion jest zwyczajną postacią, w zwyczajnym świecie. Pełnym bólu, niesprawiedliwości i gnoju. Często snuje różne intrygi, ale niewiele różni się tym, od innych bohaterów i innych postaci występujących nie tylko w świecie fantasy przedstawionym przez Martina, ale także i naszym własnym świecie. Intryguje, ale i często sam wpada w różne pułapki. Często krzywdzi z samej tyko chęci skrzywdzenia. Rozumie, że śmierć jednak osoby jest niczym wobec życia wielu innych ludzi. Ale. Ale zależy jakich ludzi. Tyrion Lannister jednak ponad wszystkie cnoty, ponad wszystkie wartości ceni sobie swoje życie. |
Faramir17.10.2003Post ID: 15172 |
Moandorze, specjalnie dla Ciebie opisałem jeszcze jednego bohatera, występującego w "Pieśni Lodu i Ognia". Człowieka uważającego honor za najwyższą z cnót, który mimo tego - wzbudził mą sympatię. Miłego czytania. Eddard Stark Eddard Stark, Lord Winterfell, syn Lorda Rickarda Starka i [???], brat Brandona i Lyanny, mąż Catelyn z rodu Tullych, ojciec Robba, Sansy, Aryi, Brandona, Rickona, a także bękarta - Jona Snow. Niewiele wiadomo o dzieciństwie Eddarda. Można się jedynie domyślać, że wraz z bratem Bandonem i siostrą Lyanną, odebrał typowe dla rodu Starków wychowanie i wpojono mu, że nie ma cechy ponad honorem. Co wyraźnie widać w większości postępowania Eddarda. Jako młodzieniec wyjechał na południe Siedmiu Królestw, spłodził pierworodnego syna - Jona - z kobietą, o której większość źródeł milczy. Kiedy to zdarzenia miało miejsce, nie wiedział jeszcze, iż po powrocie miał poślubić - w miejsce brata Brandona - Lady Catelyn Tully. Śmierć Brandona mogła mocno pokrzyżować plany dwóch wielkich rodów, jeżeli Eddard by się nie zgodził. Jednak on - mający zawsze bardzo wysokie poczucie obowiązku - zgodził się ożenić z Catelyn, wyrzekając się tym samym szczęścia, które zapewne znalazł na południu. Zrobił jednak coś, o czym niepodobna było nawet pomyśleć innym wielkim Lordom Westeros. Zabrał na swój dwór - do Winterfell - swego bękarciego syna Jona. Dlaczego to zrobił - nie wiadomo. Miał z Catelyn pięcioro dzieci. Robba - dziedzica, Sansę, Aryę - dwie radykalnie różniące się dziewczynki, Brandona oraz Rickona, który dopiero co wyrósł z kołyski. Wszystkim im, wraz z Jonem, wpajał wszystkie tak charakterystyczne dla rodu Starków wartości. Honor, niezłomność, oddanie swemu ludowi. Starał się jak najlepiej przygotować ich do tego, co czekało ich w przyszłości. Eddard zdawał się być człowiekiem szczęśliwym. Z żoną żyło mu się dobrze, znajdował pociechę w jej ramionach i okazało się, że dobrze siebie zrozumieć. Miał pięcioro silnych dzieci z prawego łoża. Był dobrym, sprawiedliwym Lordem Winterfell, przestrzegającym zasad, które cechowały jego ród. Jednak pewnego dnia, późnego lata, na Północy zjawił się sam Król Robert z propozycją dla swego przyjaciela - Neda. Z propozycją zostanie Królewskim Namiestnikiem. Od tego czasu życie Eddarda zmieniło się radykalnie. Eddard jest przede wszystkim - człowiekiem honorowym. Honor swego Rodu stawia nawet wyżej niż własny. Rzeczą nie do pomyślenia jest dla niego to, by móc postąpić jakoś, nie kierując się tą cnotą. Jednak często właśnie ta tak mocno zakorzeniona w nim ideologia, sprawia, iż Eddard często ma wąskie pole do manewru i popełnia czyny, będące na dłuższą metę - niekorzystne. Dla niego. Przebywając w Królewskiej Przystani, jako Królewski Namiestnik, próbował rozszyfrować tajemnicę śmierci (niby naturalnej) swego poprzednika u boku Króla - Jona Arryna. W przeciwieństwie do innych, znajdujących się na królewskim dworze osób, używał do tego celu środków jak najbardziej - w jego mniemaniu - uczciwych. Eddard wydawał się zagubiony w świecie, w jakim musiał się znaleźć. Przyzwyczajony do prostory Północy, gdzie dobro i zło były wartościami od razu rzucającymi się w oczy i łatwymi do zdefiniowania, nie mógł zrozumieć i pogodzić się ze sposobami i realiami jakie panowały w Królewskiej Przystani. Próbował dalej zachowywać się tak, jak kiedyś, w domu. Jednak jak długo człowiek uczciwy może wytrzymać "Grę o Tron"?... |
Strażnik słów Moandor17.10.2003Post ID: 15173 |
Hrabia Monte Christo cz. 2 W poprzednim poście zaprezentowałem pokrótce historię młodego Edmunda Dantesa aż do momentu jego ucieczki z zamku If po 14 latach od chwili aresztowania. Pobyt w zamku był straszną katorgą dla młodego chłopaka, w dodatku przekonanego o swojej niewinności. Jeszcze na początku miał iskierkę nadziei. Wierzył, że doszło do tragicznego nieporozumienia, które lada dzień powinno się wyjaśnić. Jednak dni mijały i nic się nie działo. Po jakimś czasie myśl, że będzie wolny wygasła w nim całkowicie. Wtedy to nastały najcięższe chwile dla Dantesa, którego umysł zaczęły powoli wypełniać błędne myśli. W chwili największej depresji rozważał nawet targnięcie się na swoje życie. I bardzo prawdopodobne, że mógłby to uczynić, gdyby nie przypadek, który opowiedziałem w pierwszej części mojej wypowiedzi. Ksiądz Faria pojawił się w samą porę, rozniecił bowiem w Edmundzie na nowo płomyczek utraconej już dawno nadziei, a także wyjaśnił mu tajemnicę jego uwięzienia. Potem trochę żałował, że to uczynił bowiem w jego towarzyszu zaczęło z każdym dniem narastać nowe pragnienie - chęć zemsty na sprawcach niedoli. Nie było to niczym dziwnym u człowieka w takim położeniu. Człowieka, który został skazany na powolną śmierć w ponurych lochach zamku If za niewinność, podczas gdy jego wrogowie opływali w dostatek i żyli szczęśliwie. Edmund nie mógł dopuścić aby taki stan rzeczy się utrzymywał się dalej. W tym miejscu chcę przejść powoli do miejsca w którym chciałbym wyrazić kilka własnych refleksji na temat książki oraz głównego bohatera. Monte Christo wyciągnął na światło dzienne wszystkie niecne czyny jakich się oni dopuścili w przeszłości. Wydarzenia znane zaledwie garstce ludzi wyszły na jaw. Mam na myśli chociażby zasługującą na potępienie zdradę Fernanda, gdy wydał Turkom Ali Paszę Janiny, za co został hojnie wynagrodzony, czy fakt posiadania nieślubnego dziecka przez prokuratora królewskiego. Dzięki ogromnej fortunie hrabia mógł zebrać te informacje i je wykorzystać. Zapewne chcielibyście wiedzieć w jaki sposób swojej zemsty dokonał. Fernand Mondego, który doniósł przed laty na Edmunda, a po jego uwięzieniu poślubił Mercedes, został publicznie zhańbiony na posiedzeniu izby Parów. Na jaw wyszła niecna zdrada popełniona niegdyś w Janinie. Hrabia de Morcerf (jest to szlachecki tytuł Fernanda) jako szanowana osobistość mógłby z łatwością odeprzeć zarzuty gdyby nie fakt, że zgłosił się świadek tamtych wydarzeń. Przed laty, jak wspominałem wydał on twierdzę w ręce Turków, Ali Pasza zginął zaś jego żona oraz malutka córeczka zostały sprzedane przez Fernanda handlarzowi niewolników. Matka wkrótce zmarła, córkę zaś hrabia Monte Christo po latach zdołał odnaleźć i darował jej wolność. Księżniczka miała na imię Hayde i była bardzo piękną dziewczyną. I właśnie w momencie gdy de Morcerf wygłaszał w izbie Parów mowę obronną i gdy wydawało się, że zgromadzenie mu uwierzy na salę weszła Hayde przedstawiając żelazne dowody jego winy, co go doszczętnie zdruzgotało. Opuścił w pośpiechu salę i udał się do swojej posiadłości. Domyślił się, że za tą kompromitacją stoi nie kto inny jak Monte Christo i postanowił złożyć mu wizytę i rzucić mu wyzwanie. We Francji aby zmazać plamę na honorze poszkodowany wyzywał człowieka, który go znieważył na pojedynek. W przypadku, gdy wygrał, zmazywał plamę na honorze, porażka oznaczała honorową śmierć. Takie były realia przedstawione w powieści. Wtedy Edmund ukazał Fernandowi swoje prawdziwe oblicze, co go do reszty zdruzgotało. Wyglądał jakby zobaczył zjawę, był tak oszołomiony, że wybiegł jak opętany i nakazał aby go zawieziono do domu. Nie wytrzymał szoku i popełnił samobójstwo w swoim pokoju. Taki był koniec generała de Morcerf. Kolejny sprawca niedoli Edmunda, Danglars, szanowany bankier posiadający jeden z największych banków w Paryżu został, dzięki hrabiemu Monte Christo pozbawiony niemal wszystkich pieniędzy. Doprowadził on wprost do bankructwa Danglarsa. Pozbawił go tego co ten najbardziej kochał na świecie, pieniędzy. Z bogacza stał się żebrakiem. Ostatnie 5 milionów franków, z którymi uciekł do Rzymu po prostu przejadł. Tak, to nie żart. Został bowiem porwany przez bandytów, z którymi Monte Christo miał jak najlepsze układy. Ci go uwięzili i głodzili. Za każdy posiłek kazali płacić sobie astronomiczne sumy. I tak w krótkim czasie przejadł swoje wszystkie pieniądze. Taką cenę zapłacił za to, że niegdyś wobec Edmunda tak niecnie postąpił. Prokurator de Villefort został publicznie zhańbiony, gdy na jaw wyszedł fakt, że posiadał nieślubne dziecko. Oczywiście i tym razem doprowadził do tego hrabia Monte Christo, który odnalazł nawet owo niegdyś dziecko, teraz już dorosłego chłopaka. Gdy Villefort dowiedział się, że hrabia to w rzeczywistości Edmund Dantes, którego skazał przed laty postradał zmysły. Doprowadziły do tego również tragedie rodzinne, które miały miejsce w jego domu. Żona jego była trucicielką. Chcąc sprawić aby dziedzicem rodzinnej fortuny był jej syn Edwardek, a nie córka z pierwszego małżeństwa Villeforta Walentyna, zaczęła po kolei truć członków rodziny. Najpierw babkę de Saint Meran, później zamierzała otruć starego Noirtiera, ale lemoniadę która dla niego była przeznaczona wypiła przypadkiem służący Barois. Zginęłaby także Walentyna, ale hrabia uratował dziewczynę na prośbę Maksymilana, który był w niej zakochany. O Caderouse nie będę wiele wspominał. Dodam tylko, że został zamordowany przez swego wspólnika podczas gdy chcieli obrabować dom Monte Christa. Chciwość doprowadziła go do grobu. Tak więc można zobaczyć, że w rzeczywistości nie hrabia doprowadził do upadku tych ludzi, lecz oni sami swoim postępowaniem. Chcę tym obalić tezę, jakoby hrabia Monte Christo był człowiekiem ogarniętym wyłącznie żądzą zemsty, że był człowiekiem złym postępującym nieetycznie. Sam o sobie mówił, że pełni rolę opatrzności, skoro Bóg nie wymierzył sprawiedliwości zdrajcom i nikczemnikom, zadanie to postanowił wypełnić sam. I konsekwentnie to realizował porównując siebie do istoty ponadprzeciętnej. Coś w nim pękło dopiero w momencie gdy zobaczył ciało małego Edwardka (żona Villeforta gdy wyszło na jaw że to ona jest trucicielką otrzymała od męża ultimatum, albo szafot, czyli gilotyna, albo popełni samobójstwo. Wypiła więc truciznę podając ją również swemu dziecku) Wtedy zdał sobie sprawę, że nadużył trochę swojej potęgi, i że nie powinien był brać się za rzeczy, które może rozstrzygać jedynie Bóg. W ostateczności zaznał jednak szczęścia, bowiem odpłynął na swoim jachcie z piękną Hayde, która pokochała go szczerze. Tak więc, człowiek ten, który tyle wycierpiał, po latach zaznał prawdziwej miłości. Znowu miał dla kogo żyć. Dlaczego podoba mi się ta postać? Wiele powodów przytoczyłem powyżej. Jakby to tak zebrać powiedziałbym że lubię Monte Chritsa za: Trudno porównywać powieść Dumasa do na przykład prezentowanej przez Faramira Pieśni Lodu i Ognia, gdyż gatunki te skrajnie się od siebie różnią. Ukazane są inne wartości, inne motywy. Dlatego nie można porównać też jednoznacznie i bohaterów tych powieści. Nie warto się zatem sprzeczać, który z bohaterów jest lepszy, bardziej realny czy jakikolwiek inny. Wiem że postać, którą ja cenię zna niewielu spośród osadników, gdyż gatunek z jakiego pochodzi ostatnimi czasy nie jest poczytny. Faramirze, nie wiem czy przedstawiłem w sposób wyczerpujący tego bohatera, jeśli chcesz podjąć dyskusję na ten temat proszę pytaj o co chcesz. Nie wiem czy potrafię wyjaśnić moją sympatię do hrabiego głębiej. Myślę, że, żeby czuć to co ja czuję, trzeba tę powieść przeczytać. Bo z mego posta wiadomo, że choć jest obszerny nie dowiesz się wszystkiego. Także jeśli znajdziesz chwilę czasu, a wiem, że nie marnujesz go i lubisz czytać, to może sięgniesz po tę powieść kiedyś. Zachęcam szczerze. Ja oczywiście z chęcią przeczytałbym Pieśń Lodu i Ognia ale niestety nie mogę dopaść jej w bibliotece ani w żadnym antykwariacie. W Empiku wszystkie tomy łącznie kosztują około 160 złoty, a mi szkoda jest gotówki, której ostatnio nie mam za wiele. Ale chciałbym poznać twoich ulubionych bohaterów, choćby przez sam fakt, że również lubię czytać. PS. Sorry za ewentualne błędy, nie zdołałem ich zapewne uniknąć, a czasu na redagowanie posta i poprawianie go nie mam. Być może kiedyś się do tego zabiorę... dla własnej satysfakcji. Dzięki wszystkim, którzy zechcą moją wypowiedź przeczytać. Ewentualne uwagi piszcie na forum, udzielę w miarę możliwości odpowiedzi na pytania. MOANDOR |
Strażnik słów Moandor26.10.2003Post ID: 15174 |
Przeglądając jedną stronę o literaturze, natrafiłem na recenzję "Trzech Muszkieterów" pewnego internauty. Poniższy fragment bardzo mi się spodobał więc zacytuje: "Dla mnie jednak książki o muszkieterach to nie tylko wiadomości historyczne. Dużo bardziej niż zawarte tam opisy przygód bohaterów pociąga mnie fakt, że na kartach tych dzieł przewijają się wartości, które dzisiaj uważa się za przeżytek minionych wieków. Honor, wierność, przyjaźń i szacunek (nawet dla wroga) - to cechy muszkieterów, będące ich zdaniem czymś normalnym i naturalnym. Oraz najcenniejszym. Mirek To właśnie przez cały czas próbuje przekazać w tym topicu odnośnie bohatera literackiego. Jak widzisz Faramirze ten internauta podziela również moje zdanie. Według mnie bohater powinien kierować się tymi wartościami, które, być może w real life wydają się przeżytkiem, jednak w literaturze stanowią o wartości powieści. (przynajmniej ja tak uważam) Poza tym warto dodać, że u Dumasa świat wcale nie jest taki kolorowy. Również odnajdujemy zdradę, intrygi, podstęp. Istnieją jednak bohaterowie, którzy starają się z temu przeciwstawiać i udaje się im pokonać te trudności. Mimo wszystko bohaterowie prawi, wyznający te piękne wartości i stosujący się do nich w życiu wywierają na czytelniku lepsze wrażenie niż postacie "szare" czyli niby dobre, ale do końca tego nie wiadomo. :) Takie jest moje zdanie. Nie wiem co sądzą inni, pewnie pojawią się głosy przeciwne... :) A, przypomnieł mi się cytat współczesnego polskiego pisarza odnośnie powieści Dumasa: "Dumas to był facet od pomysłów, przy których życie jest szare jak ołowiana rura." - Waldemar Łysiak Co wy na to? :) |
Faramir3.11.2003Post ID: 15175 |
Cóż, obecny świat, jest światem cyników, do których i ja sam się zaliczam. Trudno zaprzeczyć słowom tegoż Mirka, bo są one prawdziwe. Ale cóż poza tym? Ja się z nimi zgadzam, ale - moim zdaniem - wiele one wcale nie zmieniają w moim rozumowaniu. Ja cały czas wiedział, iż Ty Moandorze poszukujesz w powieści właśnie piękna, honoru i prawości. A ja nie. I jeden cytat nie zmieni mojego nastawienia.
I tu jest wąpierz pogrzebany. Bo w tym wypadku radykalnie się różnimy i wątpię, aby jeden przekonał drugiego do swych racji. Sprawa zamknięta.
Sprawa taka sama jak cytat powyżej. Ja powiem: Nie. Albo: nie zawsze. Ty powiesz odwrotnie. I taka dyskusja, na poziomie trzylatka, będzie mogła trwać jeszcze miesiące.
Dobrze, że później zaznaczyłeś, iż jest to Twoje zdanie. Bo np. moje jest takie, iż takie postaci denerwują mnie, gdyż ja ich postępowiania zrozumieć nie potrafię i uważam je za mało realne. Cóż, bohater prawy kuje mnie w oczy właśnie tym swoim honorem, prawością i białością aż do bólu. Po prostu sie różnimy. |
Strażnik słów Moandor3.11.2003Post ID: 15176 |
Faramirze, doskonale wiem, że sie różnimy w poglądach, toteż nie narzucam Ci, ani nikomu innego swego sposobu postrzegani bohaterów. Jednak aby prowadzić jakąkolwiek dysputę, trzeba używać jakichś argumentów. Ty opisywałeś swój typ bohaterów i to co u nich cenisz, ja tak samo. Nie musimy sięspierać bo to do niczego nie doprowadzi. Jednak zawsze jestem skory do wymiany poglądów. |
Faramir3.11.2003Post ID: 15177 |
Ty mi jeno trochę czasu daj, Moandorze, a ja już wymyśle nowe argumenty i będę pełen wigoru i pełen nowych pomysłów do dalszej dysputy, którą - nota bene - uwielbiam. Ale daj mi czas, a jeszcze zasmakujesz mego ciętego języka :) |
Strażnik słów Moandor3.11.2003Post ID: 15178 |
Daje Ci, Faramirze czasu tyle ile chcesz. Ja nie pisze tych, czaem długich topiców po to aby zrobić komu na złość, ale dla przyjemności, ponieważ bardzo lubie taki dyskusję. A Twój post zawsze sobie cenię, niezależnie jak będzie krytyczny w stosunku do moich zapatrywań. Każdy ma odminne poglądy i ja to bardzo szanuje. |
Infero10.12.2003Post ID: 15179 |
Dzieki Far ze mnie tu przysłałeś :D |