Oberża pod Rozbrykanym OgremBaśniowe Gawędy - "The PGR S(t)ory" |
---|
Danio12.06.2005Post ID: 13639 |
Lud próbował zdecydować dokąd pójść. |
Włodarz Hellburn19.10.2007Post ID: 20313 |
Zdenerwowany całą sytuacją gnom począł płakać tak głośno, że nikt go nie usłyszał. |
Bubeusz9.11.2007Post ID: 20813 |
Rozwalili PGRy i żyli krótko i nieszczęśliwie w 8mej Przedmiotyniesłychanej :P Proponuję zmienić oblicze "The PGR S(t)ory". To stare jest jakieś takie mało górnolotne i już i tak nikt nie pamięta, o co tam chodziło :) Zacznijmy drugą edycję PGR S(t)ory, ale w nowym, ambitnym (bo w końcu Osada dla ambitnych ludzi jest, prawda?) stylu - coś na kształt Pratchettowskiego! Że tak sobie zacznę: -Panie kochany, jak to: nie ma piniędzy?!- karczmarz był wyraźnie poddenerwowany. Ale nie tak zwyczajnie, jak każdy normalny człowiek. Karczmarz był poddenerwowany tak, jak poddenerwowany jest karczmarz w "Zbitym Pysku", słynnej pięciogwiazdkowej karczmie w Loldersoon. Pięciogwiazdkowej, ponieważ raz wszedłszy, nie wyjdziesz bez pięciu gwiazdek fruwających nad głową. -Ale proszę mnie postawić na ziemi, jeśli będzie pan łaskaw...- wystękał Derin Ojacie, z trudem łapiąc powietrze. Był czerwony na twarzy nie bardziej niż karczmarz, jeno obaj z innych powodów. -Panie kochany, wypiłeś pan, teraz pan płacisz, nie ma, że nie ma!- krzyknął karczmarz, a jego wściekłę okrągłe oczy sprawiały takie wrażenie, jakby zaraz miały wystrzelić z oczodołów i nabić Derinowi guza. Tak mniej więcej wygląda poddenerwowany karczmarz w "Zbitym Pysku". Sytuacja stawała się coraz mniej kurtuazyjna, a atmosfera przybierała namacalnej postaci. Biednemu magowi oprócz powietrza zaczynało również brakować słów. Po świecie krążyły różne plotki o tym, co robi karczmarz z gośćmi, którzy nie płacą. Mniej brutalna zakładała, że wyciska z nich żywcem wszystkie płyny, by nimi ubarwiać drinki, a z tego, co zostaje, piecze ciastka. Derin już zaczynał się zastanawiać, jak smakowałoby ciastko z jego resztek, kiedy z opresji wybawił go jakiś nieznajomy mężczyzna. -Zapłacę za niego.- podszedł do karczmarza, który momentalnie puścił Derina, a na jego twarz powrócił łagodny i miły uśmiech. Kiedy należności zostały uregulowane, nieznajomy zwrócił się do maga: -Uratowałem Ci życie. -O ja cię. -Nie wydajesz się być tym zbyt bardzo przejęty? -Po prostu nagła zmiana sytuacji wprawiła mnie w osłupienie.- odparł Derin, ciesząc się świeżym (no, może nie do końca) powietrzem, pieszczącym jego płuca. -W zamian za to oczekuję pewnej przysługi...- dodał nieznajomy, a w jego oczach zapaliły się światełka, informujące nader wyraźnie: "zrób, co ci każę, albo nie zostaną z ciebie nawet ciastka". -Zamieniam się w słuch. -Zdobędziesz dla mnie potężny artefakt...- mężczyzna zniżył głos. -Zaprawdę potężny artefakt... -A tak konkretniej? -Zdobędziesz dla mnie...- tu nastąpiła pełna dramatyzmu pauza -Kryształ Pani Zofii. |
Tabris26.02.2008Post ID: 24456 |
Kryształ Pani Zofii - powtórzył po trwającej 4 miesiące, 17 dni 20 godzin 24 minuty i 34 sekundy pauzie Derin - Kryształ Pani Zofii? - powiedział jeszcze dramatyczniej - Kryształ Pani Zofii? - powiedział jeszcze jeszcze dramatyczniej, nagle zdał sobie sprawę, że dramatyczniej się nie da i powiedzial normalnie - Co to jest? - Eh, no cóż - powiedział jego sponsor (patron)- to jest taki Kryształ stworzony przez Panią, a podarowany Zofii - A gdzie jest? - spytał się idiotycznie Derin Ojacie - Co za idiotyczne pytanie, wiem tylko, że jest albo na wschodzie, albo na zachodzie, może na północy, ale po wczorajszym bólu kręgosłupa czuję, że na południu - Aha, no cóż. To ja idę - powiedział Derin. Wychodząc natrafił na strop. Czołem. I widział wszystkie pięć gwiazdek. Gdy po pieciu minutach odzyskał przytomność i udało mu się wyjść, dostrzegł, że karczma jest położona na skrzyżowaniu dróg, które, jak w mordę strzelił, prowadziły w świata cztery strony. Skontatowawszy to Derin pomyślał i |
Bubeusz27.02.2008Post ID: 24528 |
zaczepił pierwszego lepszego przechodnia. -Przepraszam bardzo, którędy do Kryształu Pani Zofii? Spróchniała starowinka, bo nią był ów przechodzień, podrapała się za uchem i kłapnęła jednym zębem. -Jo to tylko wim, że pani Jadzia mioła klejnoty, ale żeby pani Zofija kryształy? Niech no się ino dowiedzo kumy na targu, no kto by pomyślał...- ruszyła swoją drogą, kręcąc głową i mamrocząc coś o starych, dobrych czasach. Derin odprowadził babkę wzrokiem, który od biedy mógłby uchodzić za wyrażający politowanie. I stwierdziwszy, że o takie rzeczy powinien spytać jakiegoś czarodzieja, udał się do Rudery Magów. Rudera nosiła kiedyś dumną nazwę Gildia, ale pewnego dnia przywódca gildii podczas nieudanego zaklęcia na przywołanie demona teściowej prawdopodobnie uległ dezintegracji (a przynajmniej do dzisiaj go szukają po różnych wymiarach i czasoprzestrzeniach), jako jego następcę wyznaczono starego Jalonsona Pryka, który miał hopla na punkcie eksperymentów alchemicznych. Uparcie twierdził, że odkrył sposób na przemianę krowich placków w szampon przeciwłupieżowy, lecz jak na razie zdołał tylko przemieć Gildię w kupę gruzów. I to niejednokrotnie. Po piątej odbudowie stwierdzono, że wysilać się nie ma sensu i od tego czasu Gildia nazywa się, adekwatnie do stanu faktycznego, Ruderą. Ciche pukanie do drzwi przerwało monotonię pracy Jalonsona. -Wejść, ale przez dziurę w ścianie, bo drzwi się zacięły.- rzucił, nie odrywając wzroku od flakonika z bulgoczącą cieczą, którą właśnie przelewał do wielkiego gara. Derin ostrożnie wszedł do środka. |
Tabris27.02.2008Post ID: 24529 |
To był parujący 85% procentowy obornik. Nie, Ojacie nie stracił przytomności, nie dostał torsji, nie krzyknał i nie pierzchnął. Stracił węch. Po prostu. Banalne, ale prawdziwe. - Czy wiesz może gdzie jest Kryształ Pani Zofii? - spytał się Derin - Co? Kryształ Pani Zofii? Ten kryształ stworzony prez Panią, a dany Zofii? - odpowiedział pytaniem Jalonson - No, ten - E, spytaj sie pewnej staruchy z jednym zębem, ona znała kiedyś Jadzie, a Jadzia to kuzynka VI stopnia Zofii. I nie przeszkadzaj mi więcej! Wczoraj udalo mi się otrzymać beczkę żelu prysznicowego, wprawdzie miał konsystencje gnojowicy, ale zawsze. TEN DZIEŃ NADEJDZIE!!! - Powiedział fanatycznie i egzaltowanie Derin wyszedł, zastanowił się chwilę i postanowił się spytać gdzie jest targ, albo 'kumowie'. |
Hellscream1.03.2008Post ID: 24730 |
Derin poszedł na targ. W spokuju handlowali tam kupcy wszelacy. Derin (niewiadomo po co) szukał czegoś do odpędzania demonów. Zobaczył pewnego ogra. - Witaj waćpan. - Dziwy, acan, prawisz. - Masz coś na demony? - Onuc mojij babuszki dimony wszelakie odpędzi. - Dobrze, kupuję. Po czym Derin odszedł. Zadowolony był jak nie wiem co. |
Fergard14.04.2008Post ID: 26696 |
Derin szedł przez miasto, gdy nagle zastąpił mu drogę mały człowieczek. Miał może 1,60 wzrostu, siwe włosy i siwe wąsy. Pochylał się co jeszcze zmniejszało go trochę. Przekrzywiał co chwilę twarz, co nadawało mu dziwnego wyrazu. Stali tak chwilę, po czym człowieczek spytał Derina swoim cienkim głosikiem: Chociaż... Kto wie??? |
Tabris15.04.2008Post ID: 26714 |
A może skarbu jednak nie ma? - Pomyślał Derin, zgodnie z tekstem na mapie wspinający się na piąty z kolei szczyt Niewyobrażalnie Stromych Gór. Komary go atakowały jak Lufwaffe, (choć po prawdzie atakowałyby tak, gdyby wiedziały co to jest Luftwaffe). Nagle stracił równowagę i zaczął spadać. Spadał, spadał, spadał i spadał, aż spadł na położoną trzy metry niżej półkę skalną. W wyniku zderzenia czaszki Derina z twardym podłożem półki skalnej doszło do wstrząsu mózgu. W przypadku naszego bohatera oznaczało to ni mniej ni więcej, włączenie normalnego myślenia. Myślący normalnie Derin w mig (a nawet F-16!) domyślił się, że zrobiono z niego idiotę. Postanowił zawrócić. Gdy 10 godzin i 6 litrów potu później dowlókł sie do miasteczka nie wytrzymał. Upadł na twardy bruk. Ponowny wstrząs mózgu spowodował u maga |
Fergard15.04.2008Post ID: 26724 |
Gdy już upadł na ten bruk... Niespodzianka! Kostka brukowa okazała się czymś w rodzaju kładki. Pod wpływem ciężaru upadającego Ojacie bruk się zawalił i mag ze wstrząsem mózgu poleciał w nicość... Gdy Derin się obudził, okazało się, że leży w jakiejś komnacie. Podniósł się. Jego głowa bolała tak, że mag zastanawiał się, czy nie położyć się znowu. Ciekawość jednak zwyciężyła nad rozsądkiem(dość często to się zdarza) i Derin ruszył korytarzem... |
Fergard15.04.2008Post ID: 26731 |
Po jakimś czasie wędrowania po korytarzu Derin zatrząsł się i nim ktokolwiek zdążył zaeragować(w końcu nikogo tam nie było) upadł na ziemię i stracił przytomność. Ojacie się obudził. W korytarzu było strasznie jasno. "Czyżbym był tak blisko jądra planety?", pomyślał idiotycznie. Nie, to nie było jądro planety ani niczyje inne. Derin więc poszedł w stronę światła... Gdy już tam doszedł, zobaczył, że jest w małej okrągłej komnacie. Z komnaty tej prowadziły trzy drogi: Jedna z powrotem, jedna do gigantycznych wrót, a trzecia do małych drzwiczek. Derin podszedł do wrót. Obok nich była tabliczka z napisem: "Straszliwie trudna i niebezpieczna droga do staruchy z jednym zębem, która wie, gdzie jest Kryształ Pani Zofii". Mało przekonywująca nazwa, pomyślał Ojacie. Następnie podszedł do małych drzwiczek. Tam była tabliczka z napisem:"Droga do staruchy z jednym zębem, która wie, gdzie jest Kryształ Pani Zofii, to tylko jedne drzwi i jedna przeszkoda". To już coś, pomyślał uszczęśliwiony mag. Otworzył drzwiczki i zobaczył przeszkodę. Tą jedną straszliwą przeszkodę, która odebrała mu chęć do przejścia tędy. A była to... |
Tabris15.04.2008Post ID: 26732 |
Dwulistna koniczyna! Przerażająca roślina, groźniejsza od soku z 1000 mandragor! Osoby, które zbliżyły się do dwulistnej koniczyny ginęły na skutek pecha. Mało tego. Ich bliscy do VIIIII stopnia mieli do końca życia wiecznego pecha. Derin zatem zamknął ostrożnie drzwi. Nawet on nie był na tyle głupi aby przejść obok TAKIEJ przeszkody. Za to wybrał drogę z tysiącem przeszkód. Gdy otworzył drzwiczki wylało się COŚ na niego. Coś pachniało i wyglądało jak efekt nieudanych eksperymentów Pryka. Derin zrozumiał; był w kanałach. Poznawszy tą straszną prawdę |
Fergard15.04.2008Post ID: 26736 |
Chciał się wydostać z tego ścieku, ale nie mógł. Im szybciej przebierał nogami, tym bardziej wyjście się od niego oddalało. W pewnym momencie potknął się jakimś cudem o kamień(mimo, że biegł w miejscu) i przewrócił się. Wpadł twarzą prosto w ścieki! P.S. Mohrg - Ożywiony szkielet seryjnego mordercy lub podobnego łajdaka, który zginął nie odpokutowawszy swoich zbrodni. Jego klatkę piersiową wypełniają obrzydliwie wijące się wnętrzności, posiada też język: długi, chrząstkowy i zwieńczony pazurami. |
Tabris23.04.2008Post ID: 27052 |
Komnata za drzwiami była cała biała białością białeczną. Wyglądało to bardzo biało. I na środku był też biały stół i białe krzesło i biała kartka papieru I jeszcze jedna kartka papieru i biały długopis marki Nakilep i na kartce było napisane białym na białym (na szczęście innym odcieniem białego): Inne pułapki zostały rozkradzione przez rywali do stołka Cesarza Trzustek Dolnych. Została ino ta. Są dwa wyjścia z komnaty. Aby wyjść tym dobrym, musisz wygrać sam z sobą w kółko i krzyżyk. Jeśli przegrasz sam z sobą to przejdź przez te drugie, po lewej od sufitu. Derin przeczytał uważnie kartkę i zrobił jak mu kazali. Stawiał krzyżyki i kółka tak uważnie jak sie dało. Nic. Remis. Zaczął jeszcze raz. Przegrał. Załamany, klnąc na czym świat stoi na swego chytrego adwersarza (który na pewno oszukiwał!). Przeszedł na drugie drzwi tam już Czeka czekała na niego z czekanami i PS. Barwa biała – najjaśniejsza z barw. Jest to zrównoważona mieszanina barw prostych, która jest odbierana przez człowieka jako najjaśniejsza w otoczeniu odmiana szarości. Wyjaśnieniem tej definicji może być przykład, że zawsze fragment tła można oświetlić mocniejszym światłem białym i wtedy dotychczasowa, pozostała biała powierzchnia stanie się w efekcie ciemniejsza, a więc jasnoszara. PPS - polska partia polityczna o charakterze niepodległościowym, socjalistycznym i pracowniczym (klasyfikowana w grupie partii lewicowych), założona w listopadzie 1892 podczas tzw. zjazdu paryskiego jako Związek Zagraniczny Socjalistów Polskich, jedna z najważniejszych w Polsce sił politycznych aż do 1948. W czasach PRL jako samodzielna partia działała jedynie na emigracji. PPPS - Nakilep to odwrócony Pelikan. Taka firma co atrament robi. Jakby kto się nie domyślił. PPPPS - a chcielibyście, co? A tu nie ma! Chcecie PPPPS to się udzielajcie w topiku! |
Fergard24.04.2008Post ID: 27080 |
Nagle zaczęła płakać. Szczegółem było to, że w ręce trzymała cebulę. Derin spytał się idiotycznie: Mag przyjrzał się czekanom: Jeden misternie zdobiony, cały ze złota, pełen kamieni szlachetnych, z wyrytym napisem: "Weź mnie". Drugi był drewniany, czysto funkcjonalny, i wyglądał, jakby zaraz miał się rozlecieć. Było na nim napisane flamastrem marki Nakilep: "Niech cię ręka Boska broni, żebyś miał mnie brać!" Ciekawe, pomyślał Derin. Po chwili wahania zdecydował i wziął do ręki czekan z napisem... |
Hellscream25.04.2008Post ID: 27105 |
Ojacie wziął drewniany czekan. Coś zaskoczyło i pomyślał, że ten złoty to podpucha. Jakież było jego zdziwienie, gdy czekan zamienił się w węża i zasyczał: |
Fergard25.04.2008Post ID: 27112 |
Ucałowała go. Tak, to nie pomyłka! Jeszcze bardziej zaskoczony Ojacie zbaraniał do czwartej potęgi... Mag się obudził. Rozejrzał się po okolicy. Gdy już zobaczył, gdzie jest, chciał krzyczeć z rozpaczy. Derin wylądował w... |
Bubeusz28.04.2008Post ID: 27170 |
.. pięknej, stylowo urządzonej, choć może nie przesadnie wysprzątanej, ale dzięki temu bardzo klimatycznej chatce. Zwieszające się z sufitu warzywka, zioła, kości i inne materiały organiczne rozsiewały w powietrzu przyjemną (można by tu polemizować) woń. W kominku wesoło trzaskał ogień, nad którym wisiał stary garnek. Wszędobylskie pajęczyny zwieszały się skąd mogły, a obdrapane zasłony w oknie czyniły bardzo interesujący wizualne efekt, żeby nie powiedzieć obrzydliwy. W klimatycznie nadgniłym, obłożonym kolorową pleśnią kącie chatki stał sobie szkielet, zapewne służący do badań anatomicznych. Było cicho i spokojnie, jak w każdym laboratorium podczas przerwy obiadowej. Co więc tak przeraziło Derina? Otóż.. Właścicielka. Od której bił przerażający mrok, zło w istniej, pierwotnej postaci, przyprawiające o mdłości i zgrzytanie zębów uczucie wszechogarniającego mroku.... Kiwająca lekko główką starsza pani z jednym zębem, opatulona chustami, ginęła w rozklekotanym, obdartym fotelu i z zacięciem godnym mistrzyni szydełkowała sweterek. Nic dziwnego - wszak była Mistrzynią Szydełkowania od pięciu lat utrzymując ten tytuł na corocznych zjazdach Koła Gospodyń Podmiejskich. Siedziała skupiona i postękiwała lekko, a z pomarszczonego, zwieńczonego wielką krostą nosa zwisała jej kropelka... Wydzieliny odnosowej. -O ja cię...- wyjąkał Derin, podnosząc się z podłogi. Staruszka nie zareagowała, w zamyśleniu głaszcząc się po jedynym (ale za to jakim pokaźnym!) zębie. -Yy... Dobry wieczór..?- zaryzykował Derin, podchodząc bliżej. |
Tabris28.04.2008Post ID: 27184 |
- Co ja? Kryształ to miała Pani Zofia. Ja jezdem Panna Zofija - powiedziała (to duży komplement, ale autor jest wszak dżentelmenem) zalotnym głosem babulka i zaśmiała się zalotnie. Efekt był bardziej wstrząsający od wstrząsów górotwórczych, które stworzyły Himalaje - Ale ja jezdem Jej kuzynką VIII stopnia ze strony matki stryja brata siostry przyrodniej, wnuczki wuja ciotki prababki ze strony ciotki, Hermenegildy Framugi. - A może wie pani, eee - przełknął ślinę Derin i zebrał siły w sobie - panna, gdzie jest Pani Zofia? - zapytał się lękliwie Derin starając się nie patrzeć na promieniujące złem oczy babulki i jednocześnie jej nie rozgniewać. - Jo wiem, ale żebych Ci powiedziała to musiałbyś ty przyjemność sprawić - zaśmiała się babinka i to tak, że Derin zaczął zazdrościć osobom, z których karczmarz zrobił ciastka. - Ja, ja - wyjąkał Derin, - Jaja sobie robisz magiku! - Wrzasnęła babinka opluwając maga, masz mnie przynieść Zaklętą Drapaczkę +28! A inna część rodziny mieszka tam gdzie ty nie wiesz, więc wynocha! - Derin posłusznie wypełnił polecenie |
Fergard28.04.2008Post ID: 27185 |
Ruszył w stronę sklepu "Cuda i dziwy tego świata". Przyjrzał się budowli: Niski budyneczek z kamienia i cegieł. Wszedł do środka i przyjrzał się schodom: Schody jak schody. Wszedł na te schody... I zwalił się na łeb, na szyję. Schody zaczęły się ruszać!!! Spadał tak tymi schodami przez dobrych parę godzin... I w końcu zderzył się z podłogą. Derin wstał, stękając i jęcząc. "O ja cię!", pomyślał. Zobaczył bowiem tysiące półek z różnymi różnościami, dziesiątki tysięcy pracowników, setki tysięcy klientów... Możnaby tak wymieniać w nieskończoność, ale brakuje nam czasu. Derin gapił się na ten natłok klientów, ale zauważył, że jest tylko kilka osób przy dziale "Przedmioty magiczne". "Może tam znajdę to coś", pomyślał. Poszedł tam nieśpiesznym krokiem. Zobaczył tam paru ludzi. Z jakiegoś powodu ci ludzie płakali. Ojacie podszedł do nich i spytał: |