Oberża pod Rozbrykanym Ogrem

Baśniowe Gawędy - "The PGR S(t)ory"

Osada 'Pazur Behemota' > Baśniowe Gawędy > The PGR S(t)ory
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Fergard

Fergard

1.05.2008
Post ID: 27346

Derin obudził się. Leżał na ziemi z guzem na czole. "Boli", pomyślał. Powoli podniósł się z ziemi i rozejrzał się. Okolice były piękne. Trawa była idealnie równo przystrzyżona, słoneczko przygrzewało. Ojacie zauważył pagórki obrośnięte trawą - dało się w tych pagórkach zauważyć małe, okrągłe okienka. Derin zwrócił też uwagę na dziwny wiatrak - a właściwie wiatraczek - od którego pulsowała jakaś magiczna energia...
- Tulimy...

Przerażony nie na żarty Derin odwrócił się. Zobaczył małego, wesołego ludka. Ludek ten miał niebieskie futerko i niebieską antenkę na głowie, a na ramieniu wisiała mu czerwona torebka. Dało się też zauważyć, że nie ma palców. Ludek odezwał się, z każdą sylabą przybliżając się do Ojacie:
- Tinky - Winky... Tulimy...
- KULA OGNIA!
Stworek spalił się przy akompaniamencie głośnych wrzasków. Derin uśmiechnął się promiennie. "Ta potwora już nie będzie mnie prześladować", pomyślał ucieszony. Z tego dziwnego stworzenia została kupka kości i ta czerwona torebka. Derin był lekko zaskoczony. "Powinna się spalić razem z tą bestią", pomyślał niepewnie. Zbliżył się powoli do torebki. Ta nagle zawirowała, uniosła się w powietrze i chlasnęła zaskoczonego Ojacie w twarz.
- Będziesz tego żałować. - Wysyczała głosem pełnym jadu i nienawiści, po czym rozległ się trzask i torebka zniknęła. Dosłownie chwilę później Derin spojrzał w niebo - i natychmiast tego pożałował: Z jego twarzą zderzyły się bliżej nieokreślone odchody.
- Oślepłem! - Ojacie miotał się na wszystkie strony, a te odchody wciąż nie chciały zlecieć mu z twarzy. Derin włożył całą swoją siłę w to, żeby zerwać te odchody - i udało mu się to. Był tylko jeden szczegół: Na twarzy Derina na zawsze zostały ślady po tym świństwie. Gdy już mu się udało zerwać te odchody... Zobaczył istny armageddon. Wizję zagłady. Awatara śmierci. Zobaczył eskadrę gigantycznych kaczek(można by je porównać rozmiarami do Messerschmitów), które najwyraźniej chciały coś rzucić mu na głowę. W tej sytuacji Ojacie zrobił coś, czego nigdy, przez całe swoje życie nie zrobił już nigdy więcej...

Tabris

Tabris

1.05.2008
Post ID: 27355

Skorzystał z działka przeciwlotniczego i zestrzelił ptaki pojedynczą serią.

Fergard

Fergard

1.05.2008
Post ID: 27357

Był jednak mały problem: To działko miało tylko jeden pocisk, a kaczek - zabójców było coraz więcej. Derin skorzysał z planu B: dał nogę. Uciekał przed tymi Messerschmitopodobnymi kaczkami, aż w koncu udało mu się znaleźć tabliczkę z napisem: "Tam jest tajny skrót". Ojacie skorzystał z tego skrótu. Skrótem tym okazał się być portal. Mag zawahał się, ale ostatecznie przekroczył go...

Derin był w zamku złego Zdzisława...

Tabris

Tabris

10.05.2008
Post ID: 27751

Zamek Zdzisława był zbudowany na nowoczesnej formie koła. Pierwszą linię obrony stanowiło 6 wież i fosa. Znajdujący się wewnątrz pierścienia murów właściwy zamek był dużą i masywną konstrukcją z czterema wieżami w wierzchołkach budowli. Pierwszym panem i budowniczym zamku był Alojzy De Naturat. Pracami kierował wybitny architekt Serren De Licja. Zamek był zbudowany na potężnych granitowych skałach co czyniło go odpornym na podkopy. Sama konstrukcja również powstała z kamienia. Zamek budowano ponad 35 lat i kiedy nareszcie Alojzy mógł w nim zamieszkać był tak stary, że potknął się na progu i zmarł. Zamek objęła hrabina Felicja De Scartes, która go upiększyła. Wspaniałe krużganki to właśnie jej pomysł. Inną ważną osobą, która zapisała się trwale w historii zamczyska był Felicjan De Floracja; zmodernizował on blanki i zmienił wieżę wysoką w piękną i majestatyczną budowle, w której było obserwatorium meteorologiczne (Deszcze i śniegi najpierw spadały na wieżę, co dawało całe 2 sekundy na zaalarmowanie tych z dołu o opadzie).

Szóstym i aktualnym właścicielem zamku był właśnie Zdzisław De Bill. Był to możny czarnoksiężnik zwany potocznie Kilem Bilem. Był znany ze swego talentu do Obszarowych Zaklęć Niszczących. Była to konsekwencja faktu, że Zbigniew miał -13 Dioptrii, a okularów jeszcze nie wynaleźli. W każdym razie dumny właściciel zamku był uważany za osobę potężną i to na tyle, że sam Moa wysyłał mu swe rododendrony!

Derin znalazł się w jakimś pomieszczeniu. Ściany były białe, a na ścianie okrom szafy gdańskiej znalazł się obraz sławnego Ryszarda De Miurga o tytule "Łabędzie piją kawę". Obraz przedstawiał łabędzie pijące kawę Nescaffic Classic. Jak każdy obraz mistrza Miurga urzekała wspaniała gra świateł i subtelny drugi plan. Biele i Mocne brązy tworzyły intrygującą całość, która zdawała się pokazywać świat realniejszy od rzeczywistego. Ponad to w pomieszczeniu było też krzesło wykonane w stylu 'Empire', ponad to pokój był pusty. Tym niemniej warto też opisać podłogę, wykonaną z klepek dębowych tworzącą kształt różowo-niebieskiej szachownicy.

Derin przebudził się, wyszedł z pokoju i wszedł do następnego z napisem 'Graciarnia'. Tam potknął się raz, drugi, trzeci aż wreszcie zapalił pochodnie (oczywiście, że magiczną, bohater wszak jest magiem). Nagle usłyszał głos strażnika
- Czy ktoś tu jest? - krzyknął strażnik
- Co? - odpowiedział Derin straciwszy wzrok po kontakcie ze zbroją, która spadła na kamienną podłogę robiąc hałas na pół województwa
- Czy ktoś tu jest!? - krzyknął strażnik
- Nie słyszę - odpowiedział znowu Derin
- Nieważne - powiedział strażnik i poszedł na posterunek by jeść dalej pączki i... echem, bez przesady...
- To dobrze. - powiedział Derin i zaczął myszkować po komnacie. Wkrótce znalazł dorodny ser, zjadł go i zaczął szukać Drapaczki. Nagle w jednej z szaf ujrzał

Fergard

Fergard

11.05.2008
Post ID: 27817

Ujrzał Zaklętą Drapaczkę +28! Wiedział, że to była właściwa drapaczka, bo była do niej przyczepiona karteczka "Zaklęta Drapaczka +28". "Boże, co za idiota z tego Zdzisława", pomyślał. Sięgnął po cel swojej misji, lecz kiedy jej dotknął usłyszał głos: "Jesteś zimny trup..."

Nagle w całym pomieszczeniu temperatura spadła o jakieś 50 stopni, a że wcześniej było tych stopni z 20, to Derin miał po prostu prześlizgane (Na lodzie). Już Ojacie chciał żegnać się ze swoją nic nieznaczącą egzystencją, gdy nagle...

Bubeusz

Bubeusz

11.05.2008
Post ID: 27828

...wypuścił Zaklętą Drapaczkę +28 z ręki i momentalnie wszystko wróciło do normy.
-O ja cię.- skomentował zajście Derin i przyjrzał się uważnie artefaktowi. Minuta analizy pozwoliła stwierdzić, że ktoś nałożył na przedmiot nietypową pułapkę, powodującą spadek temperatury na rozległym obszarze. Zapewne był to Zdzisław.

Derin rozejrzał się z uwagą po graciarni, lecz nie znalazł tego, czego szukał. Wzruszył ramionami i w myśl przysłowia "Kto pyta, nie błądzi", ruszył w stronę strażnika.
Strażnik był właśnie w trakcie konsumpcji wielkiego pączka z nadzieniem pasztetowym i zdawał się świata poza nim nie widzieć. Nie było w tym nic niezwykłego, biorąc pod uwagę fakt, że ogromny pączek zasłaniał mu całą twarz.

-Przepraszam... Masz może rękawiczki?- spytał niewinnie Derin. -Wiesz, chodzi o Drapaczkę, którą muszę ukraść, a której nie można dotknąć.
-Tą, którą przebiegły pan schował w najwyższej wieży w szczelnie zamkniętej komnacie strzeżonej przez okrutnego, złego demona?- upewnił się strażnik, pomiędzy dwoma kęsami.
-Yy... No właściwie, to znalazłem ją w graciarni...- mruknął Derin. Strażnik zamrugał, zaskoczony. Ale szybko pokojarzył fakty i wrócił mu spokój.
-A, to pewnie mistrz ze swoją wadą wzroku się znowu pomylił i zamiast Drapaczki zamknął we wieży grabie... Cóż, zdarza mu się.- wyjaśnił. -Może pączka?
-Nie, dziękuję, nie lubię pasztetu...- podziękował grzecznie mag i spróbował wrócić do tematu: -Właściwie to ja w sprawie tych rękawiczek.
-Zapytaj Wiesi, ona tutaj sprząta. Na pewno będzie miała.- odparł strażnik. I wrócił do zajadania się pączkiem.

Mag rozejrzał się. Zrobił parę kroków jakimś korytarzem.
-Pani Wiesiu?- zawołał cicho w przestrzeń. Gdzie o tej porze mogą się podziewać sprzątaczki?
-Wiesi tutaj nie ma, ma przerwę obiadową.- dobiegł go z tyłu głos strażnika.
-A gdzie jest?
-W stołówce, zajada się chlebem z budyniem, jak zwykle.

Fergard

Fergard

12.05.2008
Post ID: 27831

Derin podziękował strażnikowi za informację i ruszył w kierunku stołówki. Po drodze zauważył, że bardzo dużo osób z tutejszej służby nosi okulary. Pchnął wielkie, masywne drzwi ze sklejki. Znalazł się w stołówce.

Stołówka była... Ogromna. Po prostu. Stoły i krzesła - też ze sklejki - ciągnęły się na parę kilometrów. Co ciekawe, w stołówce były raptem cztery osoby, nie licząc Derina: Starszy pan z ogromnym garbem, jakiś elf nerwowo popijający soki owocowe, gigantyczny troll z monoklem, ulizaną fryzurą i w smokingu, i jakaś starsza pani z szelmowskim uśmiechem i kilkoma taliami kart w ręku. Ojacie drogą eliminacji odrzucił pozostałe osoby. "To pewnie musi być pani Wiesia", pomyślał o starszej pani. Przysiadł się do stolika i spytał prosto z mostu:
- Czy pożyczy mi pani rękawiczki?
- Pożyczę ci... - Babcia uśmiechnęła się paskudnie. - Ale tylko wtedy, gdy wygrasz ze mną w karty. Zastrzegam - Jestem mistrzynią zamku.
- To w co gramy? W wojnę? W tysiąca? - Starsza pani pokazała mu karty. Ojacie spojrzał na te karty, ale gdy je zobaczył... Stracił dużo pewności siebie:
- O ja cię!

A co to były za karty? Otóż były to karty do...

Bubeusz

Bubeusz

28.05.2008
Post ID: 28605

..tarota.
-Y.. A może zagramy w Piotrusia?- zapytał głupio Derin, lecz Wiesia roześmiała się tylko demonicznie.
-Bridża!- krzyknęła, tasując karty.
-Ale zaraz, czy to nie powinno się grać w cztery osoby?- zdziwił się Ojacie.
-Boisz się, że w pojedynkę przegrasz?- zapytała ze złośliwym uśmiechem. Poddał się, i tak nie mając pojęcia jak można grać w karty od tarota, więc kolejne sprzeczności niewiele zmieniały sytuację.
-Rozdawaj.- westchnął ze zrezygnowaniem. Wiesia podrzuciła cały stos do góry, który rozsypał się na stole.
-Te odwrócone Twoje, a zakryte moje!- zawołała, zabierając się do zbierania. Derin spojrzał na nią dziwnie, lecz nie oponował.
-Ja wychodzę, solo du pas kontra makao!- krzyknęła, rzucając na stół kartę przedstawiającą aniołka.
-Ee... Derin podrapał się po głowie. -Kto gra w piki ten ma wyniki?- niepewnie rzucił losowo wybraną kartę obok.

Wiesia była zaskoczona. Obok aniołka leżała śmierć. Derin korzystając z chwilowej zawiechy Wiechy, zauważył rękawiczki przewieszone przez krawędź wiadra, jakie stało koło jej nóg. Spróbował jakoś niespostrzeżenie podsunąć stopę pod rękawiczki i je podebrać.
-Cholera!- wrzasnęła nagle sprzątaczka, aż Derin podskoczył.
-Ojacie!- wyjąkał, ze zgrozą uświadomiając sobie, że rękawiczki wpadły do wiadra.

Fergard

Fergard

28.05.2008
Post ID: 28613

W zaistniałej sytuacji Derin stracił resztki swojej odwagi, ale nie okazał tego wprost. Zamiast tego posłużył się pewnym podstępem...
- Pani Wiesiu, to pijany gryf! - Wrzasnął Ojacie, wskazując na okno.
- Gdzie? - Wiesia odwróciła głowę. Derin wykorzystał to i wybrał rękawiczki z wody, po czym wyszedł po angielsku... Przynajmniej w jego mniemaniu: Zaskoczona zniknięciem swoich rękawiczek Wiesia narobiła strasznego rabanu...

Po chwili Derina Ojacie goniło już 10 różnych pracowników zamku, między innymi strażnik, który wcześniej wskazał mu drogę i oczywiście pani Wiesia. Już zamykano mu bramę przed nosem, ale Derinowi udało się w ostatniej chwili prześlizgnąć się przez wrota, zostawiając za sobą zamek Złego Zdzisława. Już chciał wskoczyć do portalu, gdy nagle uświadomił sobie, że zapomniał o czymś... Mianowicie o Zaklętej Drapaczce +28.

- Ojacie... - Derin klepnął się w czoło. Pozostawało mu wrócić do zamku Zdzisława...

Bubeusz

Bubeusz

30.05.2008
Post ID: 28772

Szybko przemyślał swoją sytuację. Miał rękawiczki. Musiał jakoś wykorzystać ten atut.

Nie wiedząc za bardzo co zrobić, przypomniał sobie nagle o tym, że Zaklęta Drapaczka +28 została przez przyślepego Zdzisława pomylona z grabiami. Jeśli służba również do rozgarniętych nie należy, może nie będzie aż tak źle...
Naciągnął sobie rękawiczkę na głowę i przerzucił ubranie na lewą stronę. Zapukał do bram...
-Dzień dobry, kontrola grabii!

Tabris

Tabris

30.05.2008
Post ID: 28788

- Co? - zdziwił się strażnik - Nie zapowiadano kontroli grabi.
- Bo to jest niezapowiadana kontrola grabi. - odparł mag.
No, cóż grabie są w graciarni na... - drugim piętrze. - dokończył Derin.
- A ty skąd to wiesz? - zdziwił się strażnik.
- No bo, ja mam plany zamku. No, to idę.
Derin wszedł na Zamek, już był na drugim piętrze, gdy napotkał na samego Zdzisława. Widząc maga, Kill Bill powiedział...

Fergard

Fergard

2.06.2008
Post ID: 28899

- A, to pan jest z kontroli grabi? - Derin kiwnął głową niepewnie. Zauważył przy okazji, że Zdzisław mruży strasznie oczy. "To może być mój atut", pomyślał.
- Bo widzi pan, dostaliśmy informację z Biura Praw Narzędzi Ogrodniczych, że pańskie grabie, Model Zaklęta Drapaczka +28 są wadliwe. Muszę je zabrać na przegląd.
- Hmmm... No cóż, proszę. - Tak się akurat złożyło, że Zdzisław miał w swoich rękach Drapaczkę. Bez słowa wręczył ją Derinowi, po czym oddalił się w kierunku stołówki. Uszczęśliwiony mag bez żadnych problemów wydostał się z zamku, po czym nagle poczuł dziwne szarpnięcie...

Derin był w chatce "Panny" Zofiji...

Tabris

Tabris

5.07.2008
Post ID: 30836

Wystrój wnętrza chatki nie różnił się zbytnio. Jednak, dla niezorientowanych przypomnę go:

Giuseppe Bubelli de Jayoguovy

pięknej, stylowo urządzonej, choć może nie przesadnie wysprzątanej, ale dzięki temu bardzo klimatycznej chatce. Zwieszające się z sufitu warzywa, zioła, kości i inne materiały organiczne rozsiewały w powietrzu przyjemną (można by tu polemizować) woń. W kominku wesoło trzaskał ogień, nad którym wisiał stary garnek. Wszędobylskie pajęczyny zwieszały się skąd mogły, a obdrapane zasłony w oknie czyniły bardzo interesujący wizualne efekt, żeby nie powiedzieć obrzydliwy. W klimatycznie nadgniłym, obłożonym kolorową pleśnią kącie chatki stał sobie szkielet, zapewne służący do badań anatomicznych. Było cicho i spokojnie, jak w każdym laboratorium podczas przerwy obiadowej.

Siedziała w niej też właścicielka. Naprzeciw niej siedział zdezorientowany Derin Ojacie. Najpierw zastanawiał się gorączkowo jak wylądował w tejże chatce. Potem spojrzał się na właścicielkę i przestał myśleć o czymkolwiek.
Babulka siedziała na niego długo paraliżując go wzrokiem i bawiąc się wyraźnie jego (tj. Derina, nie wzroku) strachem.
- No, panie magik, dawaj mnie pan Zaklętą Drapaczkę +28!
- Ee, no tak, hmm, o ja cię - wychrząkał Derin - Proszę, oto ona.
- Moja luba drapaczko, choć do mnie! - krzyknęła babulka

Derin ciekawił się co zrobi. Nie był tak głupi, aby wierzyć, że się nią podrapię. Co to, to nie! Zaklęte przedmioty +28 nie służą do tak trywialnych rzeczy jak ich niezaklęte i nie +28 odpowiedniki. Dlatego Zaklęta Portmonetka 28 jest używana do tłuczenia nią kotletów schabowych, Zaklęty Maluch 28 służy do jazdy po autostradzie itd, i niekoniecznie tp. Babulka zaś chwyciła ją w ręce. (tak, tak w ręce, nie we włosy, czy chociaż Zmutowane Szczypce +27) I zeżarła. Tzn. wsadziła do jamy gębowej, odgryzła kawałek i tak dalej. W końcu zjadła całość. Wówczas błysnęło w Japonii, a w Tatali eksplodowało Bagno Hydr Półtorakilowych. I oto... Babulka odmłodziła się o 28 lat! Co prawda jej zmarszczki skurczyły się o jakiś milimetr, a i zniknęły trzy krosty i tyle zmian było, ale jednak! Teraz naładowana tą mocą, która czuła mogła zająć świat! Niestety w kręgosłupie nadal ją łupało (Tu i Zaklęty Dzbanek +32 by nie pomógł) i nie zrobiła tego.
- No pomogliśta, mnie panie magyk, to se idźta! A Panna Zofia szczurza moja jest teraz na Południe stąd. - co mówiąc babulka starucha (Za wiele razy "babulka", ile tak możesz? Weź się pohamuj, gówniarzu - babulka) wypchnęła Derina z domku.

Derin zrobił dwa kroki do przodu. Po czym jeden do tyłu. Otaczała go spora grupa ludzi. Część z nich miała widły. Część pochodnie. A część kostki brukowe, czyli tzw. kocie łebki. Gdy tylko ludzie usłyszeli, że trzymają kocie łebki natychmiast z obrzydzeniem je wyrzuciło. Wyrzuciło w stronę Derina.
- No, panie Derin, pan jest Wybrańcem - zakrzyknął krwiożerczy motłoch - Ma pan iść pokonać złego Zdzisława Kill Billa! Dzisiaj ten sadysta wysadził w powietrze Zakład Oczyszczania Trolli!

Derin nie miał dużego pola manewru. Albo chatka panny Zofiji, albo walka z Czarnoksiężnikiem. A wszak miał misję do wypełnienia; i wiedział już gdzie jest Pani Zofia.

Bubeusz

Bubeusz

25.07.2008
Post ID: 31706

-O ja cię.- wyjąkał Derin i szybko cofnął się do chatki. Konfrontacja z "panną" Zofiją była mu zdecydowanie bardziej na rękę niż... Niż cokolwiek, co nastąpiłoby, gdyby zrobił cokolwiek innego. Wszak dzikie tłumy mają to do siebie, że są bardzo nieprzewidywalne.
-Witam ponownie.- rzekł, czym prędzej biorąc stolik i barykadując drzwi. Zofija siedziała obok i patrzyła na niego dziwnie. Chrupała ze smakiem drewnianą łyżkę.
-Pomóż mi, muszę się stąd wydostać, masz tu jakiś kominek, kuchenne drzwi, klapę do piwnicy, cokolwiek?
-Ino drzwiami?- spytała głupio babulka, kiedy przełknęła. Sięgnęła po garnek.
-Mhm. Właśnie cały dowcip polega na tym, że drzwiami nie bardzo mogę...-
-Ach ci młodzi.. Wiecznie jakieś problemy...- westchnęła staruszka (co prawda odmłodzona o 28 lat, ale nadal pojęcie "staruszka" z powodzeniem mogło ją opisywać). - Juści, że mom jeszcze inne wyjście. Mogę Cię zjeść, wyjść na zewnątrz i wydalić.

W tym momencie Derin pożałował, że mimo wszystko nie wybrał rozwścieczonego tłumu. Spojrzał ze strachem na Zofiję, zajadającą się garnkiem.
-Aa... A są może jeszcze jakieś inne wyjścia?- zapytał drżącym głosem. Babcia odstawiła garnek i beknęła.
-Ale mie apetyt naszedł...- westchnęła, oblizała z warg kawałki blachy i wróciła do tematu: - Wyjścia? Nie ma. Ale jako zawodowa wiedźma z atestem TDG i certyfikatem Jakości mogę użyć mojej magii...- na słowo magii padł najmocniejszy, złowieszczy akcent.
-TeDeGie?- spytał Derin, czując, że poci się coraz bardziej.
-Tak, Totalnej Demolki Globalnej.- wyjaśniła ze stoickim spokojem babinka, po czym wstała i nie wiadomo skąd wyciągnęła różdżkę. Różdżka to w zasadzie nie do końca trafne określenie na to, co wyciągnęła. Większość społeczeństwa kojarzy bowiem z różdżką niewielki patyczek zakończony złotą gwiazdką, a to, co wyciągnęła Zofija, w żadnym razie nie było patyczkiem. Było chude, czarne, wężowato giętkie i śliskie, zwinięte w okrąg. Derinowi wydawało się, że dostrzegł maleńkie nóżki wystające gdzieś z tego czegoś.
-To może ja podziękuję...-
-Stójżeś, gdzieś stał, bom se właśnie zaklęcie takie śmiszne przypomniała, ciekawe, czy mi wyjdzie, po tylu latach...- zaczęła mruczeć Zofija i zawiązała sobie "różdżką" włosy w koński ogon. A potem uniosła ręce w górę i... Beknęła głośno. Zapdła cisza. Skulony Derin otworzył jedno oko.
-Już?- wyjąkał.
-Cichaj, próbuję se inkantacyję przypomnieć. A tam, na żywioł polecim.- Stwierdziła nagle i zaczęła śpiewać. Tak głośno i zamaszyście, że aż walący w drzwi tłum umilkł i się zasłuchał - Oko węża, traszka, mucha, ale będzie rozpierducha! Pająk, ślina, palę głupa, ale ze mnie stara dupa! Czary, zmory, moce diabła, cośbym ino sobie zjadła, wzywam moce z piekła rodem, obiad ślijcie szybkim chodem, oko smoka, szczurza żyła... Żem coś chyba popierzyła.- umilkła i zamyśliła się.
-O ja cię, ale freestyle.- zdumiał się Derin, patrząc z podziwem na Zofiję. - Jak będę zakładać kapelę hiphopową, to się do pani zgłoszę.
Nie odpowiedziała. Tłum znowu zaczął walić w drzwi. Zofija zadumała się. I nagle wykrzyknęła radośnie:
-Wiem, com popieprzyła! Przecież teraz nie pora obiadowa!

I w tym momencie dziki tłum wyważył drzwi. Chłopstwo i pospólstwo wpadło rozszalałe do chatki, łypiąc przekrwionymi oczyma na wszystkie strony. Lecz nagle zatrzymali się przerażeni. Stałą przed nimi panna Zofija, z uniesionymi w górę rękoma i krzyczała zajadle, przypominająć sobie najwyższe tony, jakie potrafiła wydobyć jej krtań:
-Oko węża, traszka, mucha, ale będzie rozpierducha! Wzywam diabły, magia dzika, niech ten palant mi stąd znikaaa!- i w tym momencie rozżarzone czerwienią ręce złożyły się w kierunku Derina i błysnęło czerwone swiatło, zalewając całą chatkę, cały tłum, pannę Zofiję i niczym fala pouderzeniowa, roztaczając się po najbliższej okolicy...

Tabris

Tabris

26.07.2008
Post ID: 31816

Zniechęcony tłum rozszedł się. Niesłusznie, gdyby wiedział, że Derin trafił do świątyni Doda Elektroda, w tym miasteczku, boga obłędu i teraz siedzi na ołtarzu nie wiedząc gdzie jest. Gdyby Derin wiedział, że kapłanem Doda Elektroda był sam Janus Szczęka, który był bratem ciotecznym Killa Billa, gdyby Kill Bill wiedział, że Drapaczka + 28, Zaklęta zresztą jest w żołądku, bądź kibelku Babulki, gdyby babulka wiedziała, że Derin trafił...

Tymczasem dziki tłum wyczytawszy (tak, tak, oto potęga edukacji, nawet motłoch jest czytaty i pisaty) gdzie jest Derin pognał tam wznosząc okrzyki "Zabij Killa Billa bądź zgiń próbując, bądź zgiń nie próbując!!".

Fergard

Fergard

15.11.2008
Post ID: 36583

Derin obudził się w nieznanej mu świątyni. Jej wystrój był conajmniej nietypowy: Dominował jaskrawy róż, tony wszelkiego żelastwa i lalka przedstawiająca jakąś brunetkę o głupim wyrazie twarzy w rozmiarze naturalnym.
- O ja cię... - Mruknął Derin, gdy nagle o coś się potknął. Potknął się o niewielką dźwignię z wyrytym napisem "Tam czekają najskrytsze pragnienia". Derin był rozsądny, więc szybko skojarzył, że to może być pułapka. Ominął dźwignię z przylepionym do niej wzrokiem i nagle zderzył się z czymś... A raczej z kimś. Derin zderzył się z facetem mającym 2.45 metra wzrostu w różowo - czarnej szacie z kadzidełkiem w dłoni. Kapłan(To był kapłan) przemówił:
- A więc to ty chcesz zobaczyć się z potężnym Dodem Elektrodem?
- Kim? - Spytał ogłupiały Ojacie. Nie namyślał się jednak zbyt długo, bo kapłan złapał go za fraki... I wrzucił go do kanciapy, po czym zamknął za nim drzwi z głośnym trzaskiem przypominającym głupi chichot. "Dziwne miejsce jak na boga...", pomyślał Derin. Znowu jednak zbyt długo się nie namyślał... Bo zobaczył Doda Elektroda, zwanego przez nieprzychylnych "Bogiem Obłędu". Bóstwo siedziało na wielkim pluszowym tronie... Naprawdę wielkim. Tron był oczywiście różowy. Bóg miał na twarzy wielką żelazną maskę z napisem "Jestem piękna i mądra". Derin zdziwił się. "A więc to kobieta...", pomyślał. Jednak atrakcje wcale się na tym nie kończyły. Obok tronu leżała wielka sterta telefonów komórkowych. Sam bóg był ubrany w wielką różową szatę. Na nogach bóg miał wielkie kozaki z 2 - metrowym obcasem. Bóg przemówił władczym głosem:
- A więc to ty jesteś moim nowym kapłanem? - Głos z pewnością nie był żeński. Ojacie przeraził się.
- Ja... Eeee...
- Wspaniale. - Bóg zdjął maskę i oczom Derina ukazała się... Kobieta. "A jednak...", pomyślał Derin uspokojony. Zaraz jednak wpadł w panikę, gdy dokładnie przyjrzał się twarzy bóstwa: Kilkudniowy zarost, przekrwione oczy, wielkie wyszminkowane usta i co najważniejsze... Wielka dziura w głowie. "O ja cię...", pomyślał Derin. Bóstwo miało do tego długie blond włosy i dwie tony makijażu na twarzy. Dawało to co najmniej dziwaczny obraz. Bóstwo roześmiało się psychodelicznie głosem małej dziewczynki:
- Jak dobrze, że pojawił się nowy kapłan gotowy spełniać moje wszystkie zachcianki.
- Wszystkie? - Zapytał niepewnie Derin.
- No... Prawie wszystkie. A teraz, mój niewolniku... Znaczy kapłanie... Dokonaj ceremonii manicuiru moich paznokietków. - Paznokietki boga miały długość długiej włóczni. Derin chcąc nie chcąc musiał złapać za pilnik(normalny) i zacząć piłować. "Jestem ugotowany...", pomyślał zrozpaczony Derin.

Co będzie dalej?

Tabris

Tabris

17.11.2008
Post ID: 36778

Paznokietki mają długość długiej włóczni - pomyślał Derin - a ja mam pilniczek, na dodatek Dod Elektrod nie ma mózgu. Tak więc... Derin szybkim ruchem uciął bogowi dwa paznokietki i przystawił do szyi. A, co trzeba powiedzieć, były one bardzo ostre. Wypuść mnie natychmiast! - ryknął Derin
Choć nie, to nie Derin, to dziki motłoch wtargnął do świątyni z rykiem. Szybko parę solidnych wideł zbliżyło się niebezpiecznie blisko do szyi Ojacie.
Nie mogę być gorszy - "pomyślał" Dod i kilka różowych włóczni, pojawiło się przy szyjach wieśniaków, tych którzy trzymali widły przy szyi Derina, który trzymał naostrzone paznokietki przy szyi Doda.

Bubeusz

Bubeusz

1.03.2009
Post ID: 41574

Zapanowała chwila konsternacji, po czym pierwszy odezwał się Derin:
-O ja cie. Zdaje się, że mamy sytuację patową.
-Że jaką? - zapytał ktoś z tłumu.
-Daj spokój, Pat, jemu chodziło o to, że bez wyjścia - wyjaśnił inny.

- Jest wyjście - zagrzmiał Elektrod swym boskim głosem. - Zadźgacie tego kretyna zanim on zadźga mnie, a wtedy ja was nie zadźgam i wszyscy będą zadowoleni.

-Ekhm, czy mogę zgłosić swoje obiekcje co do słowa "wszyscy"? - zapytał lekko przestraszony Derin. - A może to ja Ciebie zadźgam pierwszy, aby uratować tych ludzi i będą mi wdzięczni? - wpadł na równie genialny pomysł, co Dod.

- Słuchajcie, zabijmy go, to uratujemy boga i nie spadnie na nas jego kara! - zawołał odkrywczo jeden z wieśniaków.

-O nie, co to to nie - zaoponował natychmiast Derin. - Jeżeli tylko spróbujecie coś mi zrobić, zabiję Doda i... - urwał, zdając sobie sprawę z faktu, że dalej się nie wydarzy nic, co mogłoby mu pomóc.
- Jeżeli tylko spróbujesz mnie zabić, to ja zabiję ich! - podchwycił od razu inteligentnie Elektrod.

-Więc giń, debilu! - ryknął Derin, wykonując zamaszysty ruch paznokciami przy szyi bożka.

Dod pod presją od razu uczynił to, co obiecał - zabił tłum. A potem zginął z ręki Derina, która dziarsko dzierżyła parę obciętych paznokci i nie zawahała się ich użyć.

Stojąc samemu w kałuży krwi, Derin westchnął lekko.
-O ja cię, ale głupcy.

I ruszył w swoją stronę. Derin, pogromca boga Elektroda. Zastanawiając się, kiedy powstanie pierwsza legenda o tym pamiętnym wydarzeniu.

Fergard

Fergard

4.03.2009
Post ID: 41722

Derin nie miał prawa wiedzieć, iż wszelkie jego poczynania śledziło Bractwo Rdzy, nazwane tak na cześć pordzewiałych pancerzy przypominających nieco tostery, które nosili. Właśnie teraz główny dowódca Bractwa Rdzy, Rycerz(Tylko z nazwy) Gregorius Unbelieveable śledził Derina w podręcznej szklanej kuli. Gestem przywołał do siebie inny chodzący toster z 20 - kilogramowymi odważnikami na barkach. Każdy, kto chciał zostać członkiem Bractwa musiał przechodzić serię idiotycznych prób, które wymyślił Gregorius. Ta była prawdopodobnie najokrutniejsza, bo sam pancerz ważył ponad 100 kg i dodatkowe obciążanie go było zgubne w skutkach.
- Przyprowadź mi tego całego Derina. - Mruknął Unbelieveable. - Przyda się nam. - Nowicjusz zasalutował i z gracją czołgu przetoczył się do wyjścia.

Derin był śledzony...

Tabris

Tabris

5.03.2009
Post ID: 41777

Niestety złowieszczy przywódca Rdzy nie wiedział, że facet noszący na sobie ponad 100 kilo złomu nadaje się do śledzenia jak oranżada w proszku do budowy statku.
Gdy mężczyzna zbliżył się do Derina na odległość 2 kilometrów mag to usłyszał. Jako, że dokuczliwe skrzypienie było coraz bliżej zorientował się, że jest śledzony. Wówczas nasz bohater zaczął przyspieszać. 10 kilometrów biegu dalej Derin był ledwie lekko zziajany, a mężczyzna schudł był o 40 kilo. Jako, że ważył wcześniej 39,9 kg był antyciężki i pofrunął w niebiosa.
- Nie doceniłem tego maga, pomyślał Gregorius Unbelieveable, dzwonię do Kil Bila...