31.05.2011
|
- Graah! - Krzyknął skacząc po ziemi.
- Przeszedł tylko koło mnie jakiś drow, muszę zawrócić i zapytać go o drogę! - Po czym Sawyer pędem pobiegł w drugą stronę za Drowem, w czasie biegu dodał - Czy on miał w ogóle jakieś taczki? Ciekawy z niego typ. Sawyer biegł prosto przed siebie, minął mrocznego elfa okrężną drogą ale zmierzał ku pewnemu osobnikowi który dopiero co zstąpił z niebios. To było jak na ironię losu żałosne, obłąkany cyborg pobiegł do dość spokojnej istoty. Ale nie chciał póki co nikogo zabić, po prostu biegł...
|
2.06.2011
|
Zharven znudzony, usypiał na wykładzie i patrzył w okno. Nie widział tam nic ciekawego, co chwila przechodzili studenci i ogrodnicy. Nie byli oni ciekawym widokiem i drow usnąłby, gdyby nie zobaczył drowa-nauczyciela. Przeteleportował się za niego.
- Hej, jesteś drowem?
- Tak, co cię to obchodzi? - odpowiedział nauczyciel odwracając się
- Miło widzieć swojego w tej szkole.
- Tak miło... czy ty nie powinieneś być teraz na wykładzie?!
- Yhm. Skończył się wcześniej.
- Dziwne. Ale nieważne, czego ode mnie chcesz?
- Uczysz tu?
- Tak.
- A mógłbyś mnie nauczyć magii naszego ludu?
- Chodź ze mną, nauczę cię.
Zharven poszedł za nauczycielem i w jego komnatach nauczył się całej magii drowów.
|
4.06.2011
|
Przez główne drzwi do oberży wchodzi uśmiechnięty Architectus w swoim tradycyjnym stroju podróżnym. Jednak zamiast włóczni niesie na ramieniu plecak. Zaczyna rozmowę: - "Witajcie Osadnicy! Wyruszam w daleką podróż na 10 dni, aby odszukać grób Bellatora i oddać mu odpowiednią cześć. Kiedy wrócę, przekażę wam dokładne miejsce jego pochówku. Prawdopodobnie uda mi się coś nowego poznać w zakresie zielarstwa. Jeżeli nie wrócę, to znaczy, że poległem na niebezpiecznej drodze. Trzymajcie mocno kciuki! Ja już trzymam duże palce u swoich stóp. Chciałem wam jeszcze powiedzieć, abyście byli ostrożni zbliżając się do skalnego portalu ziemi, który do złudzenia przypomina otwartą paszczę smoka ze świecącymi oczami. Takie wejście często zamyka się za plecami, po wejściu do podziemnego tunelu" - i zakłada plecak na drugie ramię. - "Mógłbym być osadniczym, całkiem do rzeczy, Klabaternikiem. Ciekawe, czy znalazłaby się dla mnie jakaś albiońska posada? Przyjąłbym każdą istotną funkcję dla Osady. Przecież mogę się nauczyć nowych umiejętności do pełnionego zawodu" - głośno myśli i przed wyjściem zwyczajowo ściska dłoń każdemu z zebranych.
|
6.06.2011
|
Irhak naciął sobie skórę na ręce i spływającą krew przelał do jakiejś fiolki i dał Kanako.
- Masz! Poszukaj jakiejś zielonej mikstury o zapachu migdałów i wypij ją wraz z tą krwią i daj mi spokój! Nam!
Anquietas czekał jakąś godzinę aż Trith się obudzi. W końcu znudzony czekaniem poszukał herbaty malinowej i czosnku.
- To pomoże mi odzyskać trochę sił - rzekł do siebie, ukradkowo spoglądając czy Kan już znalazł to co potrzebował. Najwyraźniej nie, bo szukał nadal. A wyglądał już na wyjątkowo osłabionego. Irhak zastanawiał się to kiedy jego skrzydlaty domyśli się tego, co już dawno wyczuł ascendent, że właściwie krew go leczy. Natomiast po wypiciu herbatki malinowej z czosnkiem Irhak poczuł się znacznie lepiej. Jakby odzyskał wszystkie siły, ale to niestety nie była prawda. Odzyskał tylko większość. Tymczasem zbliżało się późne popołudnie...
|
6.06.2011
|
Krew wirowała wesoło w fiolce. Kanako wpatrywał się w czerwony płyn oblizując od czasu do czasu wargi. Nawet nie wiedział skąd wziął się ten nałóg. Przestał szukać zielonej mikstury.
W końcu nałóg zwyciężył. Elf wlał w siebie całą krew. Czerwone włosy uniosły się lekko i zaczęły drżeć, ale już po chwili powróciły do pierwotnego stanu.
Rana na boku skrzydlatego zasklepiła się częściowo. Została jedynie blizna ,która i tak za kilka dni się zagoi. Kanako rozpłynął się w małe drobinki i po chwili znajdował się już na fotelu ulokowanym w rogu pomieszczenia.
Niebo zachmurzało się powoli aż po kilku minutach wypluło litry deszczu. Pod dziurą w dachu powiększała się ciemna plama.
-To... - zaczął elf - gdzie się wybieracie?
|
7.06.2011
|
Irhak spojrzał na swojego skrzydlatego przyjaciela.
- Jak na razie to nigdzie, bo rusałek jeszcze się nie obudził. Ja w każdym bądź razie planuję zajrzeć do mojej szkoły w Ank-Shum-Rakh. Zobaczymy co z tego wyniknie. Coś mam tam do załatwienia.
Trith tymczasem przestał chrapać. Otworzył oczy i rozejrzał się po całym tym bałaganie...
|
7.06.2011
|
Agon wędrował i wędrował, aż w końcu zawędrował do osady. Zobaczył tam Architectusa, popatrzył na niego i poszedł dalej. Potem zawędrował do Ank-Shum-Rakh. Spotkał tam Zharvena, który powiedział mu o magii drowów. Agon stwierdził, że jemu też się przyda taka wiedza. Zapisał się na lekcję i siedział w ławce z Zharvenem. Jednak po paru minutach mu się znudziło i wyszedł stamtąd. Spotkał Irhaka.
- Witaj Irhak. Co będziesz robił? Dziwna ta szkoła prawda? Będziemy coś niszczyć? - Zadawał pytania jedno po drugim by dowiedzieć się czegoś od anquietasa ascendenta. Agon patrzył błędnym wzrokiem w niebo i śmiał się nie wiadomo z czego, następnie chwycił się za nos i zaczął skakać na jednej nodze. Po pewnym czasie i to mu się znudziło. Chciał coś zniszczyć albo kogoś zabić byleby tylko przestały mu latać chomiki nad głową. Zaraz skąd się wzięły chomiki? Gdy drow zadał to pytanie wszystkie dziwne wizje zniknęły. Leżał teraz na ziemi w szkole w której był Zharven. Usiadł obok niego w ławce, jednak po paru minutach mu się znudziło i wyszedł, spotkał Irhaka, zaczął zadawać mu pytania, skakać na jednej nodze chwytając się za nos, a następnie zauważył jak nad głową latają mu chomiki. Odzyskał przytomność w szkole, usiadł obok Zharvena, po paru minutach wyszedł, spotkał Irhaka...
|
9.06.2011
|
Trith nie był zaskoczony bałaganem, nigdy w jego domu nie panował porządek. Nawet dziura w dachu nie wywierała na nim specjalnego wrażenia, a to z powodu mikstury, którą wyleczył go Irhak. Wszystko wskazywało na to, iż miksturą tą był jeden z rytualnych eliksirów z Kotliny Białych Miast, jednej z Ukrytych Prowincji w Krainie Wariatów. Same Białe Miasta zawsze były dosyć specyficzne, czego ten eliksir jest doskonałym przykładem.
Rusałek wstał i udał się centralnie pod dziurę w dachu, przez którą wdzierała się burza. Uniósł wzrok do góry i wyciągając ręce do góry uśmiechnął się szeroko - Uwielbiam, kiedy pada. - powiedział cicho ze spokojną radością. Wyciągniętymi rękami zaczął gestykulować, jakby dyrygował jakiejś orkiestrze, a po chwili dało się słyszeć zaklętą muzykę. Trith teraz spoglądał na Irhaka nieco nieobecnym, melancholijnym, zamglonym a jednocześnie jakby rozmarzonym wzrokiem.
Jego dłonie przestały kierować muzyką, która jednak nie umilkła, trzymana zaklęciem. Młodzieniec wpatrując się w Irhaka poruszał wargami, jakby coś do niego szeptał, choć z jego ust nie wydobył się choćby najcichszy dźwięk. Wykonując tę czynność chwycił za swój płaszcz i zaczął go powoli zsuwać ze swoich ramion w bardzo sugestywny sposób...
|
9.06.2011
|
Irhak szybko zorientował się w sytuacji. Demony chaosu musiały być potężniejsze niż sądził. Podleciał do rusałka i objął go.
- Kerlithum nohgt nim urmei - zaczął szeptać Trithowi do ucha. - Greshmern Trith forthium esmethimai kuralmao. Getrash Irhak mafreshkai Anquierin hoshfarth silthir omsher yamino.
Muzyka się nasiliła, a Trith się wyrwał i kontynuował ruchy.
- Skoro tak chcecie pogrywać to wiedzcie, że mnie się ignoruje ot tak!
To rzekłszy rozwinął swoje skrzydła i zamroził Trtiha, ale nie miał tyle mocy, by to zrobić całkowicie, więc tylko mógł spowolnić jego ruchy, przez co rusałek wydał się jeszcze bardziej... nieważne...
Stanął pod wyrwą w dachu i spojrzał w niebo, jakby przeszywając wzrokiem chmury. Zaczął tworzyć wokół siebie kule odzwierciedlające każdą ze szkół magii. W czasie gdy zaintonował pieśń, a Trith zaczął się powoli wydostawać spod działania czaru. Kule wirowały wokół anquietasa, który pieśnią inkantował zaklęcie, aż w końcu połączyły się kręgiem piorunów. Zamknęły ascendeta w innej jeszcze kuli i po chwili obie pieśni zespoliły się w harmonii i doniosłości, co idealnie się zgrało z wystrzeleniem wielokolorowego światła prosto w niebo. Niestety nie przerwało to tego co się działo z Trithem, ale przynajmniej lekko rozrzedziło chmury i pokryło dziurę delikatną warstwą nieprzemakalnej substancji.
Niestety te zaklęcia ponownie osłabiły Irhaka przez co osunął się... wprost na rusałka, który zaczął poruszać się bardzo blisko ascendenta, który już nie miał sił się opierać i ratować przyjaciela. Poddał się temu skrawkowi czasu, którego później już nie pamiętał... *************** Tymczasem w Ank-Shum-Rakh...
Zharven uczył się magii mozolnie, bo drow, którego spotkał, to sam Erther, magiczny rzeźnik. Ale oczywiście Zharven nie mógł o tym wiedzieć, bo nawet się nie spytał o jego imię. Po skończonych naukach Erther z dziwnie znajomym uśmiechem spytał się czy jego nowa ofia... to znaczy nowy 'przyjaciel' zechce się napić herbaty.
- Dziękuję - rzekł wycieńczony Zharven powoli sącząc napój. - Wymęczyłeś mnie strasznie - po tych słowa dopił do końca i momentalnie wypuścił kubek z ręki. - Co do...
- Męczyć to ja Ciebie dopiero będę - roześmiał się Erther, widząc jak jego nowa ofiara upada na glebę.
Zharven obudził się jakąś godzinę później. Zwisał osłabiony, odchylony od ściany i przykuty łańcuchami, na które nie działała żadna magia, do niej...
|
10.06.2011
|
Kanako patrzył na całe zdarzenie zaciekawiony. Po chwili zachowanie rusałka zaczęło go lekko przerażać. "Trzy sekundy do utraty przytomności, pięć do śmierci" pomyślał podchodząc od tyłu do rusałka. Dłoń elfa odchyliła głowę Tritha na bok. Białe zęby Kanako zamieniły się w długie kły, które po chwili zatopiły się w szyi. "Trzy na spanie, pięć na śmierć" - powtórzył sobie w myślach pijąc czerwoną krew rusałka.
Po dokładnie trzech sekundach Trith upadł na ziemię. Elf uśmiechnął się kopiąc lekko nieprzytomnego Tritha.
-Co mu jest?- obrócił się do Irhaka lżącego na ziemi.
Rusałek mógł wstać w każdej chwili i kontynuować "taniec"
|
10.06.2011
|
Irhak chwiejnie się podniósł, jednak stracił równowagę. Gdyby nie ramię Kanako, Anquietas poleciałby twarzą na drewnianą podłogę chaty. Irhak korzystając ze sposobności, przyciągnął się bliżej elfa i obejmując go swoimi osłabłymi już ramionami wyszeptał mu coś z trudem do ucha. Kanako starał się cokolwiek z tego zrozumieć, niestety okazał się to być bełkot bezsensowny.
W tym momencie Trith powoli wstał z podłogi. Spojrzał najpierw na Irhaka, później na Kanako. Odchylił głowę nieco na bok i dotknął opuszkami palców ranę na szyi. Nie musiał ani na dłoń spojrzeć, ani jej powąchać, żeby wiedzieć, iż ma na niej krew. Wpatrując się cały czas na pół-elfa, zaczął sugestywnie zlizywać czerwony płyn ze swoich palców. Kanako widząc to, poczuł jak po jego plecach przechodzi dreszcz. To nie było normalne, ale co to było? Jakieś wymyślne zaklęcie, które rusałek rzucił ukradkiem na Kanako? Elf zaskoczony tym aż podskoczył (że prawie zrzucił z siebie Irhaka) i wrzasnął z nienawiścią w stronę chłopca - Co to jest?! Co to za sztuczki! - Jedyną odpowiedzią Tritha był niewinny uśmiech. Po chwili jednak Kanclerz Krainy Wariatów wyciągnął przed siebie druga rękę, którą machnął na bok. Okazał się to być gest dosyć silnego zaklęcia telekinezy, gdyż Irhak i Kanako polecieli zgodnie z ruchem ręki zupełnie, jakby nic nie ważyli. Dwójka na szczęście wylądowała na łóżku rusałka.
Trith zaczął powoli iść w ich kierunku z tym niewinnym uśmiechem, równie powoli podciągając swoją koszulę. Dalej układał usta jakby mówił, muzyka cały czas brzmiała. Irhak był zmęczony, chyba nie był w stanie zrobić nic więcej, tylko obserwować sytuację. Kanako natomiast nie potrafił oderwać wzroku od rusałka. Chciałby, ale jednocześnie jakaś obca jego umysłowi siła przyciągała jego wzrok na Tritha. W jego głowie mimo woli zaczęły pojawiać się obsceniczne obrazy z udziałem całej obecnej tu trójki, w pewien nienormalny sposób zachęcające tak samo jak odrażające. Kanako nie na żarty bał się tego, co się z nim zaczęło dziać.
|
10.06.2011
|
Krzysiowich siedział w domu pewnego swojego przyjaciela, który umiał przewidywać przyszłość. Nie musiał nic mówić. Jasnowidz potrafił pomóc komuś bez wiedzy o jego problemach. Jego oczy zamgliły się i zaczęły dziwnie odbijać światło. Zaczął mówić jak w transie:
- Na gorących piaskach pustyni znajdziesz przedmiot cenny, choć będzie odwrotnością Ciebie. W piramidzie niewidocznej, węża musisz szukać. W jego paszczy znajdziesz To. Nie daj się oślepić... - Po tym jego oczy znów zrobiły się normalne, a on znowu wyglądał normalnie.
Krzysiowich podziękował za pomoc i odszedł, pośpieszany przez Kulę Złych Cieni ukrytą między jego żebrami. Co dziwne, wydawało się, że ma ona własne życie. Poszedł do Karczmy i opowiedział reszcie o tym co zdarzyło się u Jasnowidza. Wszyscy skojarzyli, że chodzi o lustro światła. Postanowili, że pojadą jej poszukać jednak Hiro powiedział:
- Ale jest jedno ,,ale". Jak znajdziemy tą piramidę?
Wszyscy zastanawiali się jakichś czas, aż w końcu Krzysiowich wpadł na pomysł:
- Pójdziemy w odwrotną stronę niż ta w którą ciągnie mnie Kula.
Większość się zgodziła żeby zaryzykować, ale postanowili, że ciągle będą próbować znaleźć inny sposób. *** Był dopiero pierwszy dzień podróży, ale Kula już wyczuła czego szukają. Zmuszała Krzysiowicha by zawrócił. Gdy się jej oparł, uderzyła go, wyrzucając dziesięć metrów do tyłu. Uspokoił ją pozwalając by wchłonęła dużą część jego energii. Karmił ją także energią wszystkich roślin, które spotkali po drodze.
|
11.06.2011
|
Kanako lekko drżał. Kiedy rusałek zbliżył się do niego bez namysłu wystrzelił w niego kule ognia. Trith zniknął w płomieniach. PO chwili wystrzelił w stronę ściany pod wpływem siły wybuchu. Elf spojrzał na Irhaka lezącego bezwładnie na łóżku. Potrząsnął nim kilka razy ,ale nie widząc efektu złapał przyjaciela w boku i rozwinął skrzydła. Do Elfa napłynęły nowe siły. Czarne pióra owinęły oboje. Z pierzastego kokonu wydobył się metaliczny pisk, a dookoła zaczęły fruwać pióra rozsiewające zapach spalenizny.
Sekundę później Kanako i Irhak zniknęli pozostawiając tylko fruwające w kółko pióra. Elf pojawił się w małym pokoju o zdobionych ścianach. W rogu stała komoda a pod oknem biurko. Kanako ułożył Anquietasa na łóżku po czym zniknął za drzwiami. Irhak słyszał jak z kimś rozmawia ale głos tego kogoś był zbyt cichy żeby zrozumieć o czym mówi.
Po kilku minutach do pokoju weszła elfka o białych włosach i porcelanowej cerze. Oczy pełne troski spojrzały na Irhaka. Dłoń elfki spoczęła na czole skrzydlatego...
|
11.06.2011
|
Agon po którymś z kolei razie zrozumiał, że powtarza się w czasie. Postanowił z tym skończyć i pozostał na lekcji. Niestety po pewnym czasie zdał sobie sprawę, że odzyskał przytomność przed lekcją. Poszedł więc do Irhaka, tym razem, żeby go zapytać co się dzieje z czasem. Irhak jednak nie wiedział i stwierdził, że drow bredzi. Agon znów odzyskał przytomność w szkole, zapytał Zharvena, jednak i on nic nie wiedział, nauczyciel milczał i nie odpowiadał na pytania Agona dotyczące zapętlenia czasu.
Po którejś z kolei powtórzonej tej samej chwili Agon zaczął tracić cierpliwość i z zaskoczenia zabił nauczyciela. Przy kolejnej powtórce zabił Irhaka, a potem Zharvena. Raz zabił ich wszystkich, potem również ale zmienił kolejność zabijania. W końcu stwierdził, że tego nie zniesie i popełnił samobójstwo zażywając truciznę... Agon odzyskał przytomność w szkole...
- NIEEEEE! NIECH SIĘ JUŻ SKOŃCZĄ TE MĘKI!
Agon podbiegł do Zharvena, zaatakował nauczyciela Erthera, wyskoczył przez okno i spadł na Irhaka. Pobiegł dalej, zawrócił, znalazł magiczny portal i przeszedł przez niego. Spotkał Tritha układającego puzzle, a potem drow potknął się o kota, który pojawił się znikąd i dziwnie się uśmiechał... Agon odzyskał przytomność w szkole...
Stwierdził, że ma wszystko w głębokim poważaniu i nic nie robił przez cały czas, aż doszło do kolejnego zapętlenia. Obudził się w tym samym miejscu i dalej siedział aby znów się obudzić...
I nagle stało się coś niesamowitego. Zapętlenie czasu Agona zniknęło.
- Panie złapałem szpiega, co podawał się za drowa i chciał poznać sekrety naszej magii. - Powiedział Erther.
- Erther? Kuzyn Erther? Rzeźnik z Menzoberranzan? - Zapytał zgłupiały Agon.
- Tak, to ja. A ty Agonie stałeś się symbolem wyzwolenia drowów od kapłanek Lloth. Zmień się w demona i rozszarp na strzępy tego śmiałka! - Drow wskazał na Zharvena.
- Nie, nie zabiję go. On nie jest szpiegiem pajacu! - Ryknął Agon, który stracił demoniczną moc ale wiedział, że kuzyn o tym nie wie.
- Jak każesz mistrzu Agonie. Uwolnię go, błagam nie rozszarpuj mnie na kawałki.
- Nie rozszarpię ale nie jestem mistrzem!
- Nie? Phi! Wiedziałem, że z ciebie pajac. Nie masz mocy zabiję was!
- Idioto! Jam jest AGON! Bóg Agon, to więcej niż mistrz! - Ryknął drow na Erthera, który upadł na kolana przed Agonem.
- Panie, ja nie wiedziałem...
- MILCZ! Agon rządzi wszystkimi! Będziesz cierpiał wiekuiste męki za swoją bezczelność! - Słysząc te słowa magiczny rzeźnik popłakał się ze strachu. Leżał na ziemi ssąc kciuk, następnie usiadł i kołysząc się w pozycji embrionalnej zaczął cicho śpiewać.
- Co się stało? Jaki z ciebie bóg? - Zapytał Zharven.
- Nie wiem co się stało. A bóg to ze mnie żaden, chyba że bóg kłamstwa i sugestii. Nie no kiedyś zrobiłem rozróbę i ten świr się boi, że znów to zrobię. Dobrze, że czas nie jest już zapętlony.
- Co takiego?
- Nie nic. Idę coś zjeść. Złapmy Irhaka, może on ma coś do jedzenia.
|
12.06.2011
|
Irhak leżał spokojnie z przymkniętymi oczami. Pod wpływem dotyku elfki doznał wizji. Nie wiedział czy to jawa czy sen. Przeszłość, teraźniejszość czy przyszłość...
Unosił się ponad górami, które znał doskonale. Góry te okalały dolinę Ank-Shum-Rakh, ale to nie ona przykuwała wzrok. Robiła to piramida, której do tej pory nie widział nigdy. Cała była zrobiona jakby ze szkła, a na d nią unosiła się druga pełna światła, ale skierowana czubkiem ku dołowi, która zmierzała prosto d o szklanej, by się połączyć. Po chwili stanął na ziemi i ujrzał mglistą postać kierującą się do środka piramidy. Już chciał podążyć za nią, gdy wyczuł coś bardzo znajomego. Coś, co powinno być jego. Mroczną kulę! Rzeczywiście zbliżała się do piramidy w towarzystwie Krzysiowicha i reszty jego ferajny. Kiedy stanęli przed nią, wizja się skończyła.
Musze dopaść tą kulę! Wiem, ze to się nie stało jeszcze myślał gorączkowo. Co to za piramida? Gdzie jest, bo nie może być koło szkoły. Tam nic nie było! Chwila... Trith coś mówił... tak, to ta piramida! Och, Trith! Gdybyś był tutaj! Muszę Cię ostrzec! Tymczasem Trith myślał usilnie o Kanako i ascendencie. I nagle się stało coś niewytłumaczalnego. Anquietas zmienił się w miliony malutkich bąbelków światła i rozpłynął się. Następne co pamiętał było to, że leżał oparty głową na nogach rusałka. Poczuł się gość głupio, bo ten wpatrywał się w niego jakby na coś czekał. Sam Irhak jednak czuł się nieco osłabiony ciągle, ale też poczuł coś, co postanowił wykorzystać. Była to jakaś 'więź' między nim a Trithem. Zregenerował wszystkie swoje siły zaledwie małą cząstką mocy rusałka. Ascendent usiadł i spojrzał w oczy przyjaciela. Nie było tam już tego szału, który trwał przed zniknięciem anquietasa. Widział żal i przeprosiny.
- Wybacz - zaczął się tłumaczyć Trith. - Ten eliksir nie pochodzi stąd, lecz z Białych Miast...
- Nieważne - przerwał mu Irhak. - I tak nic złego nie zrobiłeś... jeszcze. Widziałem coś. Musimy się spieszyć. Wiem, gdzie jest kula, którą chcę. A raczej gdzie będzie. Kula zbliża się do lusterka. Widziałem to. Pospieszmy się. Ufasz mi?
- Ja tak, ale nie wiem czy Ty możesz mi zaufać po tym, co widziałeś.
- Daj spokój! Musimy się pospieszyć. Mam przecież jeszcze kilka spraw do załatwienia, więc to czy Ci ufam jest mało ważne teraz. Poza tym - objął Tritha i teleportował obojga na teren szkoły - lubię te Twoje dziwactwa nawet. Biblioteka, o której Ci mówiłem wcześniej to ta zielona wieża na lewo - wskazał jakiś budynek. - Ja muszę iść do szefa.
Ascendent podszedł do jakiegoś pijanego elfa.
- Kerlin, gdzie szef?
- Nie wiem.
- Ależ wiesz - kopnął elfa w krocze. - Mów, bo to będzie dopiero początek.
- No dobra. Jak zwykle o tej porze przechadza się po ogrodach.
Irhakowi udało złapać się Vallaca przy źródełku z tyłu szkoły. Kiedy podchodził, woda zamarzła totalnie.
- Wiem, że to ty Irhak. Czuję, że nie masz całej mocy do dyspozycji. Musimy to naprawić.
Oboje momentalnie znaleźli się w wieży, gdzie został odprawiony ten sam rytuał co Trith próbował, ale tym razem poprawnie. Ascendent poczuł przypływ tylu mocy, a o większości nawet nie wiedział, że posiada.
- Po coś przybyłeś tu jeszcze. Widzę to.
- JAK ŚMIAŁEŚ UWOLNIĆ DEMONY CHAOSU - ryknął Irhak tak, że cały pokój aż się zatrząsł. - I JESZCZE ZWALIĆ WINĘ NA MOJEGO PRZYJACIELA!!!
- Uspokój się, bo i Ciebie w coś wrobię! - odgryzł się szef.
- A więc jednak! Zapłacisz za to!
- Ciekawe jak, jeśli mnie nie będziesz widział - w pokoju nastały nieprzeniknione ciemności, ale Irhak doskonale widział. Wyciągnął miecz i odciął głowę zaskoczonemu Vallacowi. Wchłonął jego energię, która okazała się być kompletną ciemnością. Wyraz jego twarzy zmienił się momentalnie.
- No to się zabawimy - rzekł nie swoim głosem.
Wyszedł z pokoju i podążał budynkiem szkoły do Biblioteki, w której już się znajdował Trith. Irhak był opętany. Każdy, kto go znał dobrze od razu to mógł stwierdzić. Dodatkowo najprostsza droga prowadziła nie przez budynek, ale przez dziedziniec. Czemu wybrał taką drogę? Sam do końca nie widział.
W trakcie swej 'podróży' zaglądał do każdej sali i dokonywał rzezi. Jednych traktował swoim mieczem, innych laską, a jeszcze innych światłem, mrokiem i innymi żywiołami. Nikogo nie oszczędzał. Wszyscy padali pod naporem jego opętańczych ciosów. W końcu stanął przed drzwiami Biblioteki i potężnym kopem rzucił nimi o naprzeciwległą ścianę... ************** Agonowi jedynie zdawało się, że zapętlenie minęło. On cały czas leżał w rowie, mając udar słoneczny. Widocznie był mniej odporny od innych drowów. Znowu zaczął w szkole, ale tym razem przy bramie z obelisków, na których wyryto hieroglifami nieodczytywalnymi dla niego napis: "Światło i mrok drogą ku zniszczeniu"...
|
12.06.2011
|
Elfka stała zdziwiona nad łóżkiem. Opadła na śnieżno białą pościel.
Kanako pocałował dziewczynę w policzek po czym zniknął. Szara smuga pyłu opuściła pokój przez otwarte okno. Chmurka popiołu wleciała przez otwarty wcześniej ciasny, migoczący portal. Elf pojawił się w domu Tritha. Był on niestety pusty. Na prawie całej podłodze rozlana była woda, a z dziury w dachu wciąż kapał deszcz. Zagrzmiało. Pół-elf znów otworzył portal. Pochłonęły go płomienie pozostawiając jedynie garstkę popiołu. Czarne drobinki przeszły przez portal. Portal otworzył się w miejscu które dość odbiegało od zamierzanego celu. Dookoła rozlegała się równina. Wciąż padało. Do uszu elfa dobiegł kolejny grzmot, który poprzedziła błyskawica. Zrobiło się ciemno prawie jak w nocy. W oddali krzyczeli jacyś ludzie. Kanako odwrócił się w stronę z której dobiegały krzyki. Elf przybrał formę demona i uderzając kopytami o żwirowaną dróżkę wystrzelił na przód
|
12.06.2011
|
Zharven wisiał, przykuty do ściany. Obudził się i rozejrzał po pomieszczeniu. Był to loch, wszędzie rozrzucone były ciała nieszczęśników, których dopadł Erther. Na ścianach wisiały najróżniejsze narzędzia tortur. Drow nie zamierzał skończyć jako ofiara ,,nauczyciela''. Był bezbronny i zmęczony, ale zaczął szarpać łańcuchy. Były odporne na magię, ale rzeźnik chyba nie pomyślał, że są już zużyte i mało wytrzymałe. Pękły, a mroczny elf był wolny. Zaczął uciekać z lochu. Wtedy wszedł do niego Erther. Gdy zobaczył, że jego więzień jest wolny, posłał w stronę jego stronę kulę mrocznego ognia. Zharven zniknął, pojawił sie za oprawcą i uderzył go. Był zdziwiony, bo obaj upadli. Pierwszy wstał Erther. Złapał ostrze, wiszące na ścianie i chciał nim przebić Zharvena, ale ten kopnął go w nogę. Znowu obaj poczuli ból. Rzeźnik wiedział, czemu tak się dzieje, a Zharven zrozumiał, że nie może tak wygrać. Wstał i próbował wykorzystać błogosławieństwo Malassy. Udało mu się, smocza bogini wysłała swoje dzieci, czarne smoki na pomoc. Wleciały do pomieszczenia, niszcząc przy tym ściany i rozszarpały Erthera. Odleciały, a Zharven uciekł z lochów.
|
12.06.2011
|
Lokalne książki były pisane całkowicie bez humoru, z przesadnym wręcz puryzmem. Trith brał jedną, która mogła okazać się przydatna w poszukiwaniu lusterka, wertował ją chwilę ze znudzeniem, a nie znajdując niczego ciekawego rzucał ją gdzieś w kąt, po czym sięgał po kolejną. Dziwne było, że nikt nie zareagował na bałagan, jaki zaczął robić rusałek. Pewne było, że gdyby miał zostać tu choćby na dzień, Biblioteka w Ank-Shum-Rakh zmieniłaby swój wygląd wewnętrzny oraz funkcjonowanie na wzorowane "Wyelkim Narodnym Czitadlomezonem" w Guślanej Zatoce.
Kanclerz cały czas przeglądał nudne woluminy. Od pewnego momentu dało się słyszeć jakieś magiczne wybuchy i inne dźwięki związane z powszechnym "czarostwem". Młodzieniec nie przejął się wzrastającymi powoli hałasami, wiedział, że dziwne odgłosy w szkołach magicznych nie są dziwne. Dziwny byłby ich brak i całkowita cisza. Ale dźwięki się nasilały. Trith próbował się skupić na pozbawionych jakichkolwiek emocji sentencjach pisanych, ale zbliżające się do biblioteki hałasy panujące w niej już wyraźne poruszenie zaczęły irytować młodzieńca o skrzydłach motyla. Jeszcze jakoś zignorował, kiedy drzwi poleciały przez bibliotekę gdzieś dosyć daleko za jego plecami i trzasnęły o jakąś ścianę z hukiem, znosił już takie rzeczy w "Sekondarnim Ensemblicznim Ucziliszczu Nowościskańskiem". Jednak kiedy świsty zaklęć rozdzierających powietrze oraz krzyki ludzi drących się tak, jakby mordował ich jakiś psychopata zbliżyły się tuż za plecy Tritha, rusałkowi puściły nerwy. Odwracając się od czytanej właśnie pobieżnie książki wrzasnął nie kryjąc zdenerwowania:
- Scjeśńiejże tu, siem czita! Flyagnymikan! - Jednak to co zobaczył wprawiło go w całkowite osłupienie. Stał tuż przed Irhakiem, który właśnie zamachnął się mieczem, jakby chcąc odciąć rusałkowi głowę, jednak zastygł w bezruchu. Trith natychmiast dostrzegł w jego twarzy, a szczególnie w oczach, że coś złego przejęło nad nim kontrolę. Rozpoznając klasyczny przykład opętania postanowił natychmiast wdrożyć jakiś egzorcyzm, który nie wymagał specjalnych przygotowań. Mianowicie wydał z siebie głośny, przeciągły, niepodobny do ludzkiego krzyk. Wdarł się on głęboko w umysł Irhaka wywołując w nim coś pokroju mentalnego trzęsienia ziemi. Cokolwiek opętało anquietasa, powinno zostać teraz porządnie wytrzęsione i winno temu dzwonić w uszach. Na tym ofensywa się nie skończyła. Alicja, która do tej pory zajmowała się własnymi sprawami w imaginarium Tritha postanowiła się teraz przyłączyć do egzorcyzmu, widząc wyrwę w barierze umysłowej Irhaka. Wplotła w krzyk rusałka słowa, które ukryte miały wpłynąć do umysłu Irhaka, tam się ujawnić i przekazać niepożądanej obecności wiadomość jednocześnie tnąc ją bezlitośnie niczym Vorpal Blade. Vallac usłyszał wirujące wokół niego słowa Zabójczyni Jabberwocka, a każde z nich było zimne i bolesne jak cięcie nożem:
- Nie mam pojęcia, czym jesteś, ani w jakim celu przeprowadziłeś opętanie tej istoty. Szczerze mówiąc mało to mnie obchodzi, nie przejęłabym się tobą w ogóle, gdyby nie jeden drobny fakt: Twoje postępowanie nie jest mi na rękę. Nawet posunę się do stwierdzenia, że psujesz moje plany, do których potrzebuję tak istoty przez ciebie opętaną, jak i tą, na którą właśnie się zamachnąłeś. Nie obchodzi mnie, czego chcesz, kim jesteś i co potrafisz, bliżej niezidentyfikowany upiorze. Ale niech ciebie obchodzi, że ze mną pogrywać będziesz wyłącznie na moich zasadach, a ja z pewnością znajdę sposób, żeby uprzykrzyć ci życie. Zatem, pójdziesz sobie po dobroci, czy mam skończyć te łaskotki i wytoczyć ciężką artylerię? - Alicja skończyła sączyć aroganckie sentencje z umysłu Tritha, które przepływały przez myśli Irhaka, by ostatecznie uderzyć w Vallaca. W sumie nieco ona blefowała mówiąc o ciężkiej artylerii, gdyż ten rodzaj opętania, egzorcyzmu oraz w ogóle jej usadowienie w umyśle Tritha ograniczało znacząco jej możliwości, ale przynajmniej starała się brzmieć potężnie i wywrzeć na Vallacu jak największe wrażenie... Zobaczy się, co z tego wyjdzie.
|
12.06.2011
|
Szkoła dymiła się w kilku miejscach. Kiedy Kanako ujrzał ją, zamienił przybrał swoją naturalną formę i dokładnie obejrzał z daleka dość sporych rozmiarów budynek. Z wnętrza budowli dobiegały krzyki i lamenty niedobitków męczących się w płomieniach lub przygniecionych jakimś ciężkim przedmiotem. Nie zastanawiając się długo Elf rozłożył skrzydła i pofrunął w stronę szkoły. Główne wrota były roztrzaskane. Coś co spowodowało całą tą żeź musiało być bardzo silne. Czarne skrzydła przemknęły przez zdobiony portal pozbawiony drzwi. Korytarz był zniszczony. Na ścianie był ślad miecza ciągniętego od drzwi do drzwi. Kanako leciał przez szeroki korytarz. Zatrzymał się kiedy zobaczył płaczącego młodzieńca z poparzoną twarzą. Spojrzał na niego pytająco. Wyraz twarzy elfa mówił zam za siebie: Gdzie to jest? . Chłopak wskazał na zakręt przecinający korytarz. Kanako schował skrzydła i wbił w wystającą z pod gruzu głowę miecz.
Pobiegł w stronę wskazaną przez ucznia. Korytarz ten prowadził do drzwi. Za nimi znajdowały się schody. Elf przeleciał w postaci pyłu przez wierze aż dotarł do biblioteki.
Pomieszczenie pełne ksiąg i woluminów było równie zniszczone i strzaskane co reszta szkoły. Kanako zmaterializował się i omijając książki leżące na podłodze przeszukał bibliotekę. Zza jednego z regałów wyłoniły się dwie postacie. Jedna stałą bez ruchu, z resztą druga też. Kanako podziękował losowi za tą nieudaną teleportacje. Zmienił się w pył i zmaterializował za rusałkiem najciszej jak potrafił. Nie chciał mu przerywać.
Miech który trzymał stojący naprzeciw Irhak ociekał krwią. W jego oczach płonęła furia i jednocześnie ból. Właśnie w chwili w której Elf spojrzał w te oczy, one zaczęły świdrować go wściekłym wzrokiem. Kanako zrozumiał że nie powinno go tu być. Wymamrotał zaklęcie, choć nie całe. Ostatnie słowo elfickiej formułki miał wykorzystać w chwili w której opętany rzuci się na niego
|
13.06.2011
|
- Ty - zaśmiał się Vallac. - Ty, żałosna namiastka żywej istoty? Nawet nie potrafisz samodzielnie ustać! A teraz wybacz, mam dwie osoby do zabicia. - Po chwili musiał jednak dodać pewien rozkaz, bo dziewczyna nie zrozumiała aluzji. - Odejdź! - mówiąc to zamknął Alicję z powrotem wewnątrz umysłu Tritha.
Ręka Irhaka ponownie się podniosła i ponownie się zatrzymała w połowie ataku. Irhak i Vallac zaczęli walczyć o władze nad umysłem ascendenta. Szef szkoły nie przewidywał takiego oporu. W końcu postanowił wytoczyć całą artylerię. Przybrał swoją prawdziwą postać. Stał się demonem. Jednak anquietas znalazł punkt, który umożliwił wyrzucenie Vallaca z jego umysłu. Szef szkoły był mocno zdziwiony. Jak podrzędna kreatura mogła go wykopać tak łatwo? Tymczasem pierś Vallaca mocno go zabolała. Spojrzał na nią i zauważył z przerażeniem, że ręka Irhaka jest zatopiona w niej i sączy się w poprzez ramię tam światło wszystkich żywiołów, w tym też i mroku.
- Kim jesteś? Czego chcesz? Mów prawdę! - domagał się oprawca demona.
- Jesteśmy Callav, demony chaosu. Chcemy odzyskać nasz świat! - próbowali odepchnąć ascendenta, ale ten się tylko zaśmiał. - Zginiecie wszyscy, a my odrodzimy naszą nację w pierwotnej chwale!
- Chyba chale. Nikogo już nie skrzywdzicie. Nadszedł wasz kres!
Światło zaczęło coraz mocniej napływać do wnętrza demona, który zawył, gdy ascendent zaczął coś mruczeć pod nosem. Po chwili demony chaosu przepadły na zawsze, a w ręku Irhaka spoczywała kulka mrocznego światła, którą tylko on widział. A przynajmniej tak mu się wydawało.
Po pochłonięciu pozostawionej energii, Irhak gorączkowo przeszukiwał kilku książek, które musi zdobyć. Tam muszą być informacje, których Trith poszukuje. Po mozolnej pracy odnalazł 5 ksiąg o dużym znaczeniu, a w jednej to czego poszukiwał. Zabrał też przy okazji ukryte tomisko - Księgę Przemian. Księgę, w której zapisu pojawiają się i znikają, by ostrzegać przed czymś. Płomienie ognia, który został wzniecony po drodze doszedł do drzwi Biblioteki.
- Musimy iść. Mam to, czego nam potrzeba - objął ponownie Tritha i zmieniając obojga w światło, wypłynęli przez okno aż do granic szkoły, gdzie z powrotem przyjęli swoją normalną formę...
|