13.06.2011
|
Znowu zaspałem. Przespałem całe popołudnie - pomyślał Alkarin.
Był już wieczór za późno na to, by iść do biblioteki. Elementalista zszedł na dół, aby zamówić coś do jedzenia na kolację. W rogu karczmy siedział młody chłopak, miał około piętnastu lat. Był nim Asseo. Alkarin od razu wyczuł w nim moc magiczną.Czy to możliwe, że ten chłopiec jest opętany przez jakiegoś demona? - pomyślał. - Nigdy nie widziałem, aby ktoś w tym wieku miał tyle mocy magicznej. Na pewno będę musiał na niego uważać. Elementalista podszedł do karczmarza i zamówił kolację. Przez cały czas, kiedy mag spożywał jedzenie, Alkarin ukradkiem przyglądał się Asseo oceniając go:
Nie wygląda na wojownika, ale muszę pamiętać, że pozory często są mylące. Być może nie jest bardzo mocnej budowy, ale nie wiem jak potrafi władać bronią. Cóż, nie przyjechałem tu po to, aby oceniać pierwszego lepszego maga, ale po to, by poszukać informacji na temat kluczy. Mam nadzieję, że reszta drużyny na mnie poczeka - zakończył rozważania. Po kolacji najedzony Elementalista wrócił do pokoju i rozpoczął studiowanie ksiąg, które wziął ze sobą. Wybrał księgę, z której uczył się języka runicznego.
Uczył się jego przez pół nocy, kiedy w końcu zasnął trzymając książkę w rękach...
|
14.06.2011
|
-Ej no! - krzyknął Kanako.
Wolnym krokiem ruszył przez płonące drzwi. Rozłożone dłonie skierowane ku ziemi sprawiały że ogień malał, lecz kiedy tylko elf poszedł dalej znów przybierał na sile.
Kiedy wyszedł z korytarza ,drzwi którymi przechodził zawaliły się razem z dużym kawałkiem ściany.
Kolejne wrota znajdowały się za kupą gruzu. Szkoła w każdej chwili mogła runąć, a przyjemniej jej część. Elf wykonał ruch obiema rękoma. Z jego palców wystrzelił potężny pocisk ognia. W zderzeniu z kamieniem i belkami drewna wybuchła wystrzeliwując chmare drzazg i odłamów dookoła. Kanako zasłonił twarz ręką i odwrócił się lekko.
Na dworze już nie padało. W oddali jeszcze od czasu do czasu słychać było grzmoty przemieszczającej isę na północ burzy. Kanako wybiegł ze szkoły i rozejrzał się dookoła. W końcu znalazł Irhaka i Tritha.
- Tak! Zostawmy go może go coś przygniecie! - krzyknął sarkastycznie łowca ,ale para do której mówił go ignorowała. Kanako sapnął zdenerwowany - Nie cierpię was!
Ruszył w stronę dwójki szybkim krokiem
|
16.06.2011
|
Trith właśnie zorientował się w sytuacji. Spojrzał na Irhaka i Kanako. Wtedy nagle uderzyły go emocje, które starał się trzymać pod kluczem. Do tego jeszcze szyderstwa Alicji na temat jego czynów i odczuć. To było za wiele, musiał to z siebie jakoś wyrzucić.
- Oh, wybacz... - Kanclerz zaczął jadowicie monolog. Nie była to jednak nienawiść skierowana w Kanako. Rusałek wyrzucał z siebie słowa pełne sarkazmu tak, jakby tymi słowami miał atakować samego siebie - Ale zakazałem Irhakowi tobie pomagać. Jestem pewien, że gdybym nie zaczął mu mieszać w głowie, pewnie zająłby się twoim transportem, a nie mną. - W tym momencie zerknął na anquietasa, który miał minę z rodzaju "Co ty wygadujesz?!" Nie przejął się tym jednak i kontytuował - Racja, nie powinienem był wchodzić Irhakowi w drogę i zmuszać go do pomagania mi. Widzę, że przecież się przez to od siebie oddalacie, a przy tego typu relacjach to może być zabójcze, wiem co widzę... I słowo sprostowania, Kan: Nienawidzisz mnie, nie jego. Mnie, tylko mnie. Za to że rujnuję waszą przyjaźń... A może nawet coś więcej. - Trith poczuł na sobie wzrok Kanako, który jakby próbował dać tym do zrozumienia, że nie podobają mu się słowa Kanclerza. Rusałek jednak kontynuował, teraz dorzucając do tego jeszcze nutę obrzydzenia - Przecież widać, że łączy was coś ważnego, ponadczasowego, niezniszczalnego i szczerego. Coś o większym znaczeniu niż to, co MNIE łączy z Irhakiem. Ja tylko wpasowałem się w jego upodobania, nic więcej. A wy... Razem będziecie mogli spędzić ze sobą wieczność, osiągnąć wielkie rzeczy. Poza tym, lepiej żeby Irhak miał za towarzysza jakąś istotę o prawdziwej wartości bojowej, co więcej ważną dla niego, a nie zrzędliwego, obłąkanego, wrednego i słabego natręta jakim ja jestem. - Trith zauważył, że ręce zaczęły mu się trząść, kiedy to mówił. Kanako pewnie to zauważył. Jeszcze mógłby pomyśleć, że rusałek może go w każdej chwili zaatakować w napadzie irracjonalnej furii... Lepiej będzie uciec... Uciec i zostawić ich samych.
Trith nie potrafił poradzić nic na to, co robił. Czuł się, zupełnie jakby kłamał, a wszyscy w okół znali prawdę i mieli go za to ukarać. Paskudne uczucie. Jednak coś w jego umyśle kazało mu dalej brnąć w to wszystko. Tym razem zwrócił się w stronę Irhaka - Wybacz. Nie mam zamiaru już cię zmuszać do szukania jakiegoś tandetnego lusterka, które pewnie nie istnieje, a tylko po to, by zadowolić swoje halucynacje... - Szeptał ledwo powstrzymując się od płaczu. Skończył jednak i szybko wzbił się w powietrze mówiąc - Nie będę już wam przeszkadzać. - i odleciał gdzieś daleko. Irhak i Kanako gapili się w niebo zaskoczeni takim obrotem spraw. Trith wylądował na jakiejś cienistej polanie gdzieś w pobliskim lesie. Upadł na kolana i zaczął płakać. A nie płakał od bardzo dawna. Aż zdziwiło go to zjawisko, jednak niewystarczająco żeby stłumić rozpacz. Na domiar złego Alicja wykorzystała chwilę słabości rusałka, żeby zmaterializować się jako iluzoryczny obraz. Dziewczynka zaczęła chodzić wokół Kanclerza z założonymi rękoma i mówić do niego z arogancją w głosie - Tak, to wszystko było konieczne. Nie mogę tobie pozwolić na takie błędy. Egzorcyzm na zasadzie połączenia umysłów jest zbyt niebezpieczny. Teraz to tylko mieć nadzieję, że ten Irhak nie zdążył zajrzeć w twoje myśli, za czym idzie również w moje plany... W dodatku teraz dążysz do uzyskania kontroli nad sobą, naprawdę niemądre. Zrozum, to wszystko może doprowadzić do trwałych uszkodzeń Struktury, poczynić nieodwracalne Zmiany, a przede wszystkim uwolnić Bestie. Za karę teraz sobie pocierpisz... Chociaż nie wydaje mi się, że dzięki temu uzyskam TE zamierzone efekty... Ale może uzyskam inne. Znając, teraz będzie on ciebie szukać. I znajdzie. Ostatecznie tobie pomoże. I jeśli dobrze mi się wydaje, ten jego Kanako znowu zejdzie na dalszy plan, dzięki czemu będę mogła skorzystać z pewnego specyficznego rodzaju więzi duchowej miedzy wami. Wtedy wszystko pójdzie zgodnie z moim planem. A może nawet uzyskam dodatkowe profity. Tyle możliwości... Ah, dowiesz się w swoim czasie, ja wracam do budowania. - po tych słowach iluzja Alicji rozpłynęła się.
Trith tylko tępo patrzył się tam, gdzie przed chwilą stało złudzenie dziewczynki. Zabawne, że jego umysł potrafi wykreować coś takiego. Jednak z osłupienia wyrwał go jakiś szelest. Rusałek spojrzał w stronę źródła dźwięku. Po chwili z zarośli wyszedł na polanę jednorożec. Stworzenie zbliżyło się do młodzieńca z ufnością w oczach. Kanclerz poczuł obrzydzenie tą cudownie uroczą istotą. Chyba znowu Alicja nastawiła go na huśtawki nastrojów, gdyż ten rzucił się na szkapę z nienawiścią i maniakalnym śmiechem, tnąc ją swoim Bagnetem. Kiedy skończył z tym jednorożcem, zostawił zmasakrowane zwłoki i pobiegł głęboko w las szukając innych istot do zabicia. Co ciekawe, polana na której zabił jednorożca oraz miejsca, które odwiedzał i mordował tam zaczęły się zmieniać w wypaczoną, koszmarną, mroczną, ale jednocześnie barwną i abstrakcyjną alternatywę dla przyjaznego wcześniej lasu. Najwidoczniej po tych wszystkich wstrząsach z rusałka zaczęła wyciekać skażona negatywnymi emocjami oraz obłędem energia magiczna, która przeprowadzała na tym lesie pewnego rodzaju zaklinanie.
|
16.06.2011
|
Agon teleportował się do lasu. Odpoczął w cieniu i czekał aż ktoś wyleczy go z udaru. Gdyby pojawił się Irhak to może mógłby uzdrowić drowa. Agon leżał starając się nadmiernie nie wysilać. Był zmęczony i majaczył.
|
16.06.2011
|
- No! Trochę spokoju - rzekł Irhak. - Mam już dość tego co wyprawiał. Pewnie myśli, ze za nim teraz pobiegnę! Niedoczekanie! Jeśli chcesz sam za nim leć, Kan.
Anquietas spojrzał na księgi, które rzucił zaraz po przeteleportowaniu się tutaj. Jednej brakowało. Akurat była to TA księga. Księga, której Trith potrzebował.
- A więc dlatego to zrobił! Najwyżej go znajdę później...
Irhak widząc, że las został już tak wykarczowany, że w całości był już daleko poza wewnętrznym kręgiem, mógł spokojnie rzucić implozje na szkołę i zakończyć jej los.
- Już nikt nie będzie Ciebie wykorzystywał do swoich prywatnych celów - mruknął i wyciągnął obie ręce przed siebie. Zaczął coś mruczeć, a po chwili i rysować w piasku, który tam był, co go zdziwiło, bo nie pamiętał tego. Zaczął inkantację, która doprowadziła do zniszczenia szkoły w Ank-Shum-Rakh. * Zharven wydostał się na powierzchnię. Co prawda nie był w wewnętrznym kręgu, ale niebezpiecznie blisko. Ledwo co wyszedł i zauważył Irhaka, którego głos był bardzo donośny podczas rzucania zaklęcia, oberwał jednym z kamieni. Był wielkości pięści, ale wystarczył, by znokautować drowa. Padł jak zabity, a nadlatywał kolejny, większy. Zmiażdżył mu dłoń... * Nikt nie zauważył, że spod gruzowiska wyłoniła się postać. Drobra istotka bliżej nieoznaczonej rasy. Spowita w zasklepiony kurz wyglądała na jakąś humanoidalną postać. Zaczęła krążyć po wewnętrznym kręgu doliny, teraz przysłoniętej przez kurz i gruz... *
- Kan, mógłbyś mi w czymś pomóc? Poszukuje różnych rzeczy. Widziałeś może którąś z nich?
Podniósł księgę i pokazał skrzydlatemu przyjacielowi kilka rysunków. Wśród nich były klucze. Także ten ognia, powietrza i wody. Kanako zareagował na ostatni.
- Ten ostatni to może... ale reszty nie.
- Dzięki... to mi wystarczy - schował wszystkie woluminy i przymknął oczy. Szukał pierścionka, ale wyczuł co innego - koszulkę powietrza! Szybko zdematerializował się i udał tam, gdzie znajdowało się źródło. Ku jego zdziwieniu w rowie leżał Agon. Nic i nikt inny nie towarzyszył mu. Leżał w dziwnej jak dla niego koszulce i mamrotał coś. Ascendent szybko zorientował się w sytuacji i już wiedział, co miał na sobie drow i co mu dolegało. Szybko uleczył go.
- Co się... Irhak?
- Byłeś. Wyleczyłem Cię, ale chcę coś w zamian. Tą koszulkę. To ona wywołała w Tobie tą chorobę.
- A bierz sobie tą szmatę do podłogi! Do niczego innego mi nie jest potrzebna! - rzucił koszulką w anquietasa, który zniknął zaraz po tym jak schował ją za swoją przepastną pazuchą...
|
16.06.2011
|
- No tak... - stwierdził Kanako.
Owinął się skrzydłami i zniknął pozostawiając jedynie latające chaotycznie pióra. Metaliczny pisk teleportacji zabrzmiał obok Irhaka. Z czarnej kuli piór wyłonił się elf.
- Tak, znów nie zostawiłeś - rzekł sarkastycznie. - co to za szmatka? - zapytał kiedy zobaczył kawałek wystającej zza pazuchy białej tkaniny.
Złapał materiał i szybko wyciągnął. Przyjrzał się koszulce. Coś go uderzyło
-To ta! - krzyknął po czym zmiął ją w kulkę i wrzucił do małej dziury która otworzyła się tuż przed nim.
Elf wymamrotał formułkę przypominającą raczej gardłową melodie zwierzołaków . PO zakończeniu zaklęcia przed nim w miejscu w którym wcześniej otworzyła się dziura pojawił się elficki symbol.
-Pomóż mi znaleźć łańcuszek! - powiedział śmiało podchodząc do Irhaka.
|
16.06.2011
|
Droga przez pustynię była dość męcząca. Krzysiowicha męczyły zmagania z protestującą Kulą, a reszcie przeszkadzało pragnienie. Woda już się kończyła.
I w tedy właśnie Kula przestała się opierać. Nekromanta stanął.
- Co się stało? - spytał Hiro.
- Kula... przestała protestować. Nie wiem w którą stronę iść!
Widać było, że wszyscy się zmartwili, choć starali się to zamaskować. Krzysiowich zaczął gorączkowo szukać wyjścia z sytuacji i oparł się ręką. Wszyscy wydali z siebie szmer zdziwienia i niedowierzania.
- O co chodzi? - spytał nekromanta.
W milczeniu wskazali jego rękę. Tą opartą o... o nic! Pod jego dłonią było tylko powietrze, choć czuł szorstką powierzchnię kamienia. Odskoczył jak poparzony. Przyjrzał się dokładnie powietrzu w tym miejscu. Gdy wysuwał tam rękę wyczuwał kamień. I wtedy przypomniał sobie przepowiednię jasnowidza: ,,W piramidzie niewidocznej...".
- Znaleźliśmy! - wykrzyknął głosem pełnym radości.
Szybko popędził wzdłóż niewidocznej ściany próbując wymacać drzwi. I znalazł je.
- Szybko! Chodźcie tu!
Gdy przyszli, spróbowali wyjąć kamienną płytę blokującą wejście do piramidy. Odsunęli. Gdy weszli do środka od razu zobaczyli przymocowane do ścian rynny pełne ropy. Jednym krótkim zaklęciem zapalili ropę, a potem ruszyli badać wnętrze piramidy. W środku była normalna, oprócz tego, ze ściany były jakby z szarego kryształu, lub marmuru. *** Nie rozdzielali się, by się nie zgubić. Wkrótce znaleźli kamienne, czterometrowe drzwi z ogromną ilością złoceń. Z trudem je otworzyli. Od razu oślepiło ich mocne światło. Gdy ich oczy przywykły do światła, zobaczyli rozwartą paszczę ogromnego, złotego węża. W gardle olbrzymiej rzeźby na podium stało lusterko ze złotą ramą. To jego szkło wydzielało ten blask. Obok drzwi stało duże przekręcone zwierciadło. Taro postanowił sprawdzić do czego ono służy. Przekręcił je i ustawił tak, że odbijało światło z lusterka prosto w czubek piramidy. I wtedy wszyscy zobaczyli, że ów czubek jest przezroczysty. I nagle nad nim pojawiła się druga piramida, tylko cała jakby świeciła tym blaskiem, była odwrócona do góry nogami i dotykała swoim wierzchołkiem, wierzchołka pierwszej piramidy. Było pewne, ze nowa piramida jest widoczna z ogromnej odległości.
|
16.06.2011
|
Nieprzytomny Zharven nagle spośród mroków swego śniącego umysłu usłyszał głos. Głos delikatny, a przy tym niezwykle mocny. I to głos śpiewający. Jednak żyje. Tak przynajmniej mu się zdawało. Nie mógł jednak określić, skąd wydobywały się te dźwięki. Oraz gdzie jest. Śpiew stawał się coraz wyraźniejszy, a zarazem coraz bardziej kojący. Drow jednocześnie się niepokoił i uspokajał melodią. Wywoływało to w nim mieszane uczucia. Z jednej strony miał się na baczności ze względu na brak możliwości określenia źródła pieśni, z drugiej jednak z każdą sekundą nuty stawały się być niemalże wybawieniem dla uszu. Zharven nie wiedział co robić. W końcu chcąc nie chcąc skupił się. Niestety pieśń ucichła. I nagle rozbrzmiały słowa. Jakkolwiek nieznane stały się niezwykle wyraźne. Drow poczuł się błogo. Lecz i to zostało brutalnie przerwane. Zharven poczuł uścisk i otworzył oczy... IMIĘ: Nieznane, zwany niech będzie Anonimem
STRONNICTWO: Przeszkadzacze PODSTAWOWE INFORMACJE: Anonim jest bliżej nieokreśloną. smukłą, ale i dość niską humanoidalną istotą, prawdopodobnie bardzo sędziwą. Niegdyś ceniony bohater wielu wojen, wielokrotnie okrzyknięty Wybrańcem wybawca ludzkości, a nawet więcej - całej istotowości. Zawsze był na ustach wszystkich, zawsze był gotów ocalić kolejne światy. Lecz do czasu... Pewnego dnia jego passa się skończyła, a wielka tragedia raz na zawsze obaliła jego mit. Zapomniany przez wszystkich popadł w pewnego rodzaju paranoję. Jego ciało zdeformowało się makabrycznie. On sam stracił pamięć do tego stopnia, że ostało się ledwie parę niteczek z niedawnego kłębka myśli.... SKĄD: Nikt nie pamięta jego miejsca narodzin. On sam nie był tego pewien nawet za czasów własnej świetności. Anonim przyzwyczaił się do wiecznej tułaczki. Czasem z nudów zatrudni się byle gdzie - niekoniecznie nawet dla pieniędzy czy jedzenia, które nigdy nie były mu szczególnie potrzebne. W tym momencie pracuje jako cichy sprzątacz w szkole Ank-Shum-Rakh. Z braku innych zajęć chodzi od cienia do cienia, po drodze zabierając ze sobą kurz. ATRYBUTY: Nie są znane dawne zdolności Anonima, prawdopodobnym jednak jest, iż nie zachowały się albo przynajmniej nie są używane od dawna. Stary bohater jednak po swej dziwacznej transformacji posiadł pewne specyficzne cechy. Przede wszystkim jego ciało ma niezwykłe właściwości - potrafi absorbować elementy otoczenia - takie jak piasek, kamienie, liście czy nawet włosy - w celu wzmocnienia siebie, wytworzenia pseudonaturalnej broni czy też regeneracji (warto też zaznaczyć, że utracone organy czy kończyny "starają się" wrócić na swoje miejsce, i to z niezłym skutkiem- można się pokusić o stwierdzenie, iż Anonim jest prawie nieśmiertelny)... Niestety zdaje się to wiązać z pewnymi skutkami ubocznymi. Same mięśnie Anonima są dosyć delikatne i kruche (jakkolwiek łatwo je uleczyć), toteż dysponuje mierną sprawnością fizyczną; na dodatek jego zdolność odbierania bodźców zewnętrznych jest bardzo ograniczona. Drugą bardzo przydatną cechą jest jego śpiew. Za pomocą przeróżnych melodii i słów wydobywających się z jego ust bohater potrafi czynić niezwykłe rzeczy w cudzych umysłach. Zwykła piosenka nucona w czasie drogi potrafi wywołać u innych raz to ukojenie, raz ekstazę, innym razem grozę czy też paranoję. Kiedy jednak Anonim się postara i będzie miał wystarczająco dużo szczęścia, jego pieśń może nawet uszkodzić organy wewnętrzne, a co za tym idzie - doprowadzić do kalectwa czy też śmierci. I tu również jednak nie pozostaje swemu losowi dłużny: talent w połączeniu z samotnością i urazem do ludzkości spowodował iż bezimienny tułacz ma problemy ze zwykłym komunikowaniem się. Często nie potrafi wyrazić swoich myśli, jego melodyjny głos jest trudny do zniesienia, a słowa "empatia" czy "altruizm" są mu obce. EKWIPUNEK: Anonim nie nosi żadnych konkretnych przedmiotów ze sobą. Jedynym jego ekwipunkiem jest wszystko, co akurat się przyklei do jego ciała. W tym momencie jest to akurat kurz szkolny, trochę gruzu, resztki miotły, parę wyrwanych z przeróżnych podręczników kartek, włosy uczniów oraz kawałki zdechłych szczurów.
Brak wyrazu na twarzy był typowy dla Anonima. Tym razem jednak widać było po jego "twarzy", iż coś jest rzeczywiście nie tak. Nucąc swoją pieśń bezimienny rozglądał się po szkole. A raczej po tym, co z niej zostało. Ociężale łaził pomiędzy gruzami, zbierając przy tym swym cielskiem drobne kamienie i pobliski piasek. Parę drzazg zmieszanych z mysią sierścią otoczyło wargi wypowiadające powoli kolejne sylaby pieśni. Wokół nikogo. Jak gdyby to zniszczenie miało się zdarzyć bez udziału osób trzecich. Krążąc tak dookoła samemu nie wiedząc po co Anonim szukał kogokolwiek, kto mógłby mu wyjaśnić ten cały bałagan. Niestety ruiny świeciły pustkami. Zapewne wróg jak zwykle w takich sytuacjach najzwyczajniej w świecie się rozpłynął. Takie oto szczęście zapomnianego bohatera. Bohatera? Anonim nie jest pewien nawet własnej tożsamości, a mimo to nadal siebie tak określa w myślach. Bohater. Ledwo co kurz zbierać umie. Kawałki szczotki z resztek miotły wbiły się w lewą nogę. Nie bolało. Właściwie nie dosięgnęło nawet skóry. Za to wzmocniło cały ten nienaturalny pancerz. Trochę bowiem ucierpiał bo tym całym wybuchu - przy następnym ataku mógłby już nie służyć. Wtem Anonim potknął się o coś, po czym przerwał pieśń i się rozejrzał. Istotnie, oddalił się dość znacznie od miejsca przebudzenia. Zdaje się, że jego ociężały krok wcale nie jest taki powolny, na jaki wygląda. Bezimienny spojrzał pod siebie. A jednak ktoś tu jest! Co prawda w niezbyt dobrym stanie, ale da się to poprawić. Anonim czym prędzej starł kurz z głowy nieznajomego i począł śpiewać. Powierzchowne rany zaczęły się goić, bóle mijały, a umysł powracał do siebie. Dłoń jednak pozostała w swym kiepskim stanie, lecz na to nie było czasu. Anonim po jakimś czasie przerwał swój śpiew i podniósł leczonego za ubranie. Kiedy drow się przebudził, ujrzał dziwną postać mówiącą niezwykle melodyjnie: - Tłu~macz- to wszystkooo.
|
17.06.2011
|
Trith będąc cały czas pod wpływem manipulacji Alicji uspokoił się. Rzucił zwłoki kilku leśnych istot w jedno miejsce i usiadł na nich. Alicja zaczęła znowu do niego mówić, patrząc przez jego oczy.
- No, już się wyszalałeś. I widzę, że czynisz sobie świat poddanym. Dobry trening, przed walką co cię jeszcze czeka...
- Do źródła rzeczy, Alice.
- Wyciągnij Repelę, przyda się.
Rusałek postąpił według poleceń dziewczynki. Otworzył swoją torbę i wytrzeszczył oczy. Był a tam jedna nadprogramowa książka. Wyciągnął ją tak samo jak zaklęte pióro oraz pustą książkę do zapisków. Spojrzał z wyrzutem na Alicję i zaczął
- Ty podwędziłaś Irhakowi książkę, ale to ja wyjdę w jego oczach na złodzieja. Dzięki.
- Sha-da~en czytaj!
- Tia... Mistreza... Pfi!
Trith zaczął kartkować książkę. Była o najbardziej tajemniczych budowlach w tym rejonie. Zatrzymał się na fragmencie opisującym tajemniczą piramidę, która ukazuje się nielicznym wędrowcom. Raz bywała ukryta w cieniu, raz w ogóle niewidzialna, czasem przybierała formę kryształowego ostrosłupa, były również inne przekazy na temat jej wyglądu, jednak Kanclerz pominął ten fragment na rzecz poszukiwania lokalizacji obiektu. Jedyne co znalazł, to jej umieszczenie w sferze metafizycznej oraz jej znaczenie w mitologii.
Wtedy rusałek wpadł na pomysł. W końcu na coś przydadzą się na coś lekcje meta-matematyki ze znienawidzonego "Ucziliszcza". Otworzył pustą książkę i zaczął spisywać w niej piórem informacje i symbole dotyczące piramidy. Repel jednak po chwili zaprotestowała
- Ty wiesz, że to jest porwanie, ubezwłasnowolnienie i zmuszanie do współpracy?
- Wiem, ale innej możliwości nie ma, Repel'.
- Odmawiam takiego traktowania!
- Zatem poczyń jakieś negocjacje z Alicją, albo współpracuj ze mną.
- Jestem skora do pomocy, a tę koszmarę trzymaj daleko.
- Wiedziałem, że się zgodzisz... Pomożesz wyliczyć geometryczną?
- Skoro muszę...
- Zatem wartości to: Jupiter (Alicja?), Ż, Nieskończoność, W, Omega, Eihwaz, Dzi oraz Bafomet.
- Trudniejszych nie mogłeś wybrać?
- Zawołać Alicję do pomocy?
- Już obliczam oś oraz średnią.
- Dzięki...
- Gotowe... Uf... Zatem średnia to Delta zwiększona o A mnożona przez V, Jupiter i Bafomet wyznaczają równoległą. Ż, W, Omega, Eihwaz oraz Dzi tworzą pięciokąt, którego oś symetrii leży na równoległej, kierunek wskazuje punkt Dzi, kierując zwrot figury ku Bafometowi. Nieskończoność jest poza wykresem...
- Ty to jesteś wielką mi pomocą, Repel'. Gdybyś mogła jeszcze to rozrysować względem całkowitej geograficznej...
- To dasz mi spokój i zajmiesz się tym, co masz do roboty. - Po tych literach atrament wyciekł z książki i wylał się na ziemię kreśląc pięciokąt przekreślony jedną linią wskazując jakby jakiś kierunek. Trith zamknął obie książki, schował je razem z piórem do torby. Następnie wzbił się w powietrze i leciał pospiesznie w tam, gdzie wskazał mu znak geometryczny.
Leciał tak jakiś czas, minął jakieś góry, które oddzielały las od jakiejś pustyni, przez którą teraz leciał kiedy nagle gdzieś w oddali przed nim zabłysło mocne światło, które układało się w ostrosłup, dokładniej piramidę. Dokładnie wtedy usłyszał wrzask Alicji w głowie - Strieszczij tiem, flagnymika'! Ti sem opozńisz! - Rusałek otoczył się wiatrem wichury, żeby jeszcze szybciej dotrzeć na miejsce. Po chwili wylądował przed źródłem światła. Była to piramida, która wydawała się być cała wykonana z kryształu... To przynajmniej widział i odczuwał. Rozpoznał jednak, że całą budowlę pokrywała misternie wykonana siatka iluzji, którą każdy umysł może odbierać inaczej. Trith nie miał jednak czasu badać budowli ani zaklęć na nią nałożonych. Alicja mówiła mu podekscytowana, że są już blisko celu, a jednocześnie jej plany są zagrożone. Oczywiście nie zapomniała wspomnieć, że jeśli rusałkowi się nie uda, to będzie go dręczyć aż do śmierci. Kanclerz prawie jej nie słuchał. Wparował w korytarze piramidy dalej otoczony wiatrami wichury, które gasiły ognie na ścianach i wnosiły do wewnątrz piasek jak pustynna burza. Trith nie potrzebował światła, żeby orientować się w korytarzach, które stanowiły labirynt. Z zamkniętymi oczami instynktownie biegł do źródła magii. Nagle wpadł do głównej komnaty, w której znajdował się artefakt oraz poszukiwacze przygód. Fala wiatru niosąca piasek uderzyła ich. Nie była mocna, ale wyraźnie nieuprzejma. Trith spojrzał na Krzysiowicha, Hiro oraz innych zebranych. Jednak nie poświęcił im sporo uwagi, gdyż niemal natychmiast rzucił się lusterka, które było źródłem magii. Zaskoczeni tym poszukiwacze przygód nie zdążyli zareagować. Gdy tylko rusałek ruszył lusterko z jego miejsca, wrota do komnaty zatrzasnęły się z hukiem, stając się więzieniem dla wszystkich obecnych. Trith się tym jednak nie przejął. Klęczał na ziemi i śmiejąc się histerycznie szeptał w euforii jednocześnie wpatrując się w odbicie w lusterku. - Tak... Nareszcie, jestem wolny... Wolny... Zatem?... To już koniec, tak? - wtedy nagle dostrzegł w zwierciadle również odbicie Alicji, która stała za nim tak samo obserwując zaklęte szkło. Tak, to była najprawdziwsza, metafizyczna Alicja, a nie jakaś mizerna iluzja. Dziewczynka z unikatowym dla siebie humorem, sarkazmem, szczerością i całą gamą innych cech zręcznie połączonych w słowach zaczęła mówić do Tritha - Też cieszę się, że już jesteś ode mnie wolny... To znaczy, ja jestem wolna od ciebie. Ale obawiam się, że to jeszcze nie koniec. Będę cię musiała zabić, żeby uzyskać pełnię wolności - powiedziała z niewinnym uśmiechem przejeżdżając palcem po swoim nożu - Ewentualnie ty będziesz musiał zabić mnie... I na szczęście nikt cię nie będzie mógł w tym wyręczyć. Z niektórymi koszmarami trzeba walczyć samemu. - Alicja spojrzała z pogardą na całą resztę tu obecną. Wiedziała, że żaden z nich nie będzie w stanie zrobić jej realnej krzywdy, dzięki czemu nie będzie musiała się nimi przejmować. Zwróciła się jeszcze do Tritha - A z tym lusterkiem możesz zrobić co chcesz... Mnie już ono nie jest potrzebne, a w walce ze mną będzie ono bezużyteczne... - Wtedy wzrok dziewczynki zszedł na złotego węża. Rzekła z jeszcze większą pogardą - Nie rozumiem, co to tutaj robi. Tego nie powinno tutaj być. -
|
17.06.2011
|
Zawiał mocny wiatr. Kanako widząc że Irhak zignoruje prośbę westchnął. odgarnął czerwone włosy z bladego czoła , po czym zamknął się w pierzastym kokonie swoich skrzydeł i z metalicznym piskiem zniknął pozostawiając wolo opadające na ziemię pióra. Kiedy dopchnęły gleby zaczęły płonąć aż zniknęły. Thomeheb było jak zawsze pełne życia. Ludzie układali się w chaotyczna plontanine. Kanako pojawił się w pokoju oberży który wynajął kilka dni temu. Na podłodze wciąż znajdował się wypalony w drewnie krąg a na drzwiach od wewnętrznej strony ślady pazurów.
Elf zamienił się w popiół. Drobinki szarego pyłu wyfrunęły przez otwartę okno.
Naadir siedział w jakimś ciemnym koncie. Podchrapywał od czasu do czasu. Elf zmaterializował się koło niego cicho. Wyciągnął dłoń żeby sięgnąć po sakwę. Bez problemu zabrał ją demonowi, ale kiedy otworzył ją znalazł tylko kilka miedziaków. Sięgnął po drugą sakwę. Ta oderwała się z cichym zgrzytem. Naadir podniósł głowę zaczynając się powoli budzić. Kanako szybkim ruchem otworzył drugą sakwę. W środku znajdowała się jedynie kamienna obrączka pokryta niebieskimi znakami.
Elf wyjął ją i mocno zacisnął w pięści, po czym zniknął kiedy demon już się obudził. Znów pojawił się w pokoju karczmy. Wrzucił obrączkę do wyczarowanej wcześniej dziury po czym wykonał na niej pieczęć. Miał już 2 artefakty
|
17.06.2011
|
- Co?! Oddawaj tą koszulkę natychmiast! - ryknął Irhak tak głośno, że Kan prawie ogłuchł. Anquietas wykorzystał ten moment i złapał skrzydlatego przyjaciela za gardło i ścisnął mocno. Oczywiście wiedział, że Kan zrobi to co zrobi - zmieni się w piasek i ucieknie od jego uchwytu. Musiał działać szybko. Rzucił nim o najbliższą ścianę. - Nikt mi nie będzie mówił co mam, a czego nie mam robić! Twój łańcuszek jest niczym w porównaniu z tym co można zdobyć! Pogódź się z tym i oddawaj tą koszulkę! A teraz mam coś do załatwienia jeszcze. Zdobycie kolejnego artefaktu - mówiąc to, zamknął oczy i wyczuł pierścień wody. Tak, TEN pierścień.
Po chwili teleportował się w to miejsce, upewniwszy się, że Kan za nim nie podąża. Nie wiedział, ze jego kluczenie tylko pomagało Kanowi. Ze zdziwieniem stwierdził, że kolejny z jego dobrych znajomych był na tropie artefaktów - Naadir. Jak na demona był trochę wychudzony. Zupełnie jakby go coś pozbawiało sił.
- Czołem Naad! Coś źle wyglądasz...
- A tak... nawet tak się czuję...
- Hmm... czuję co to może być być. To pewnie ten pierścień. Może mi go oddasz?
- Myślisz, że jestem na tyle głupi, by wierzyć Twoim kłamstwom? Albo na tyle słaby, by nie sprostać Tobie?
- Skoro tak chcesz...
Irhak przybrał świetlistą formę dokładnie w momencie, gdy Naadir podniósł miecz, by go przepołowić. Jakież było zdziwienie demona, gdy okazało się, ze Irhakowi nic nie jest.
- Nie wspominałem, że jestem teraz silniejszy od naszej poprzedniej walki? No cóż... wtedy doprowadziłem do własnej śmierci, a teraz pora byś zapłacił za wszystkie swoje zbrodnie - podniósł swój miecz wraz z naadirową bronią, którą mu zabrał i dokonał natychmiastowej egzekucji, po czym... nie znalazł pierścienia - Co?! Znowu zabrał?! Zapłaci mi za to! Teraz kula i lusterko Tritha, a potem jego przeklęty łańcuch... oby Trith umiał połączyć kulę i lusterko w jedną rzecz, która nie da się tak łatwo zabrać ode mnie...
Irhak niemal natychmiastowo poczuł przeszywający ból. Zupełnie jakby do tego świata wdarła się istota silniejsza niż wszystkie pozostałe, rozdzierając przy tym zasłonę rzeczywistości. Domyślił się o co chodzi.
- Alice! - wrzasnął we wściekłości i... zjawił się bezwiednie pod piramidą, która była dla niego praktycznie zbitkiem jakiegoś kształtu i cienia, który się sam poruszał jakby był żywy. Spróbował przejść przez coś co wydawało się być wejściem, ale cień akurat wtedy skupił się grubą warstwą na nim.
- Dobra, kim jesteś i czego chcesz? - spytał poirytowany. Nie usłyszał odpowiedzi. Spróbował kolejny raz i kolejny, cały czas bez skutku. - Gadajcie! O co wam chodzi! I nie myślcie, ze was nie czuję!
W odpowiedzi usłyszał wierszowany tekst:
"„Przeze mnie droga w miasto utrapienia,
Przeze mnie droga w wiekuiste męki,
Przeze mnie droga w naród zatracenia.
Jam dzieło wielkiej, sprawiedliwej ręki.
Wzniosła mię z gruntu Potęga wszechwłodna,
Mądrość najwyższa, Miłość pierworodna;
Starsze ode mnie twory nie istnieją,
Chyba wieczyste — a jam niepożyta!
Ty, który wchodzisz, żegnaj się z nadzieją..."
- Taa.. no i co z tego? Nie mam czasu na zabawy! - był tak poirytowany, że aż przypomniał sobie to jak pokonał Callava. Spróbował to powtórzyć i, o dziwo, się udało. Nie wierzył w to, że wchłonął w siebie cały cień blokujący drogę. W miarę jak posuwał się głębiej w piramidę, czuł nasilające się wibracje mocy. - Czyżby tu był jakiś węzeł telluryczny? - pomyślał i trafił na kolejna przeszkodę. Drzwi zamknięte tak szczelnie, że mógł się tam tylko teleportować, co właściwie zrobił i szybko ukrył się, by na spokojnie ocenić sytuację. Widział Krzysiowicha i resztę jego ferajny. Czuł od nich moc artefaktów. Widział kulę w ręku nieumarłego (jak on się nimi brzydzi!) i rękawice na dłoniach Hiro.
Nie, nie mogę ryzykować. Trzeba ich załatwiać jednego po drugim, inaczej sobie pomogą. Tylko jak ich rozdzielić? myślał gorączkowo Irhak. Rozglądał się nad czymś co mu to umożliwi, ale jedyne co zauważył to paszczę węża, pod którą leżał Trith z lusterkiem w ręku i pochyloną nad nim dziewczynę.
A więc to jest Alicja... nic szczególnego - rzekł w myślach, do których napłynęły fragm. szeptów Alicji do Tritha, jak również inne myśli. Kogoś starszego, bardziej potężnego i co najważniejsze - zwracał się do niego jako jego 'Przodek'.
"Słuchaj mnie uważnie. Jestem Twym Przodkiem, który tak jak ty ascendował. Ona musi być pokonana. Nie może się uwolnić, bo tylko zasłona rzeczywistości, której jej obecność tutaj rozdziera, trzyma ten świat w całości. Ona wszystko zniszczy. Pokaże Ci co masz zrobić i o wiele więcej. Jesteś gotów?"
"Tak. Mam nadzieję, ze to też umożliwi mi zdobycie kuli i tych rękawic."
"Och, one? Są niczym. Odpuść sobie je."
"Muszę je mieć! Nikt mnie nie powstrzyma!"
"W tej chwili powstrzymuje Cię ona. Wąż to jej zguba."
"Dobra... miałeś mnie uczyć chyba panowania nad moją mocą? Tak, już potrafię czytać w myślach, choć w pełni tego nie kontroluję."
"Niech Ci już będzie. Odpręż się..."
Irhak poczuł napływającą zewsząd wiedzę na temat swoich zdolności. Poczuł ją całą i przeraził się swoich możliwości. Obiecał sobie, że nigdy nie wykorzysta 90% z nich. Były zbyt straszne i potężne.
Gdy przyjmował cała wiedzę, otoczyło go światło, które momentalnie zlało się z otoczeniem, ale to było zbyt wolne. Wszyscy już zdążyli zauważyć jego obecność...
|
17.06.2011
|
Sawyer biegł już bity tydzień, z nudów podczas biegu włączył na swoim ramieniu lektora który czytał mu a raczej przypominał kim jest, skąd i co posiada. PODSTAWOWE INFO – Sawyer jest strategiem z rasy a właściwie pod-rasy Vexonoidem, zaprogramowany na bystrzache i też tak wyszkolony. SKĄD – Przeżył jedną wojnę w wymiarze VEXa, został z tamtejszego wymiaru też wygnany, trafił na tą planetę, z początku był bezstronny jednak teraz podążą drogą bardziej złą niż dobrą, ale też nie sprzymierza się ze złymi istotami, jest raczej wolnym jeźdzcem pracujący tylko na siebie, mało wiadomo o jego pochodzeniu i ogólnym zarysie swojego żywota, dlatego też zwykle działa na własną rękę. ATRYBUTY – Zastępcza PCV (Wygląd/Zbroja), Sonary namierzające, bezlitosny, nie współpracujący, chcący być póki co sam (czyli wyniszczyć wrogą stronę), tajemniczy. EKWIPUNEK – Tekrolich, bat-miecz mogący być naładowany jednym żywiołem, dobra broń ale nie przesadna. Strona konfliktu: Przeszkadzająca.
Biegnąc dalej nucił sobie mroczne przyśpiewki gnoma Paltkrisa.
|
17.06.2011
|
Agon był już zdrowy. Jego myśli były klarowne, a sam mógł zachowywać się w miarę normalnie. Wszystko dzięki Irhakowi. To on pomógł drowowi, gdy wszyscy inni odwracali wzrok od majaczącego mroczniaka, to on wyleczył Agona z udaru, za jakąś brudną szmatę do podłogi. Żadna inna istota nie okazała drowowi tyle miłosierdzia co owy anquietas.
I choć Agon wyraźnie majaczył i czuł się źle, gdy przeszedł obok niego inny drow, który nie wiadomo w jakich sprawach przybył na powierzchnię, nie pomógł Agonowi. Innym razem, gdy Agon użył iluzji by wyglądać na leśnego elfa, przechodzący elfi kapłan niczego nie uczynił. Nawet ludzki paladyn odmówił potrzebującemu pomocy, drwiąc z elfa w udarze.
A ten oto ascendent, mimo że powinien być wrogo nastawiony do istoty pokroju Agona, pomógł mu.
Drow nie miał jednak ochoty dłużej nad tym rozmyślać. Poszedł do karczmy, gdzie spotkał dwóch dziwnych ludzi.
- Czyżby to był on panie Kidd?
- W rzeczy samej panie Wint.
- A więc zabójca lorda Przykłada i szalonych magów stoi tutaj jak gdyby nic. Oddaj nam koszulkę drowie, a nie spotka cię żadna przykrość. - Powiedział do Agona pan Wint.
- Nie wiem kim jesteście i zostawcie mnie w spokoju. Nie mam tej ścierki. Teraz jest w posiadaniu anquietasa Irhaka.
- W takim razie będziemy musieli złożyć panu Irhakowi wizytę. - Odrzekł pan Kidd.
- Nie możemy zapomnieć o zasługach tego dzielnego drowa panie Kidd.
- Naturalnie panie Wint. Zaprowadźmy naszego nowego przyjaciela do pokoju.
Agon zdziwiony takim obrotem sprawy poszedł z nowymi towarzyszami do pokoju.
- Proszę się rozgościć. Możesz tu odpocząć. - Powiedział Wint.
- Nie możemy nie wynagrodzić takiego informatora jak ty. - Dodał Kidd.
- Tak dzięki. Przynajmniej będę miał święty spokój.
Po chwili dziwni osobnicy wyszli pozostawiając Agona samego w pokoju.
- No i świetnie. Świry szukające brudnej szmaty sobie poszły. - Nagle drow odkrył, że coś jest nie tak. Ze szczelin w ścianach zaczął wydobywać się dziwny gaz. Drzwi do pokoju były zamknięte.
- Otwierać! Nie zabijecie mnie tak łatwo! Psychopaci! Otwierać! Na co wam ta szmata? Jesteście nienormalni!
Zza drzwi dobiegł głos pana Winta:
- Koszulka powietrza to tylko jeden z artefaktów.
- Można powiedzieć, że jesteśmy kolekcjonerami. - Dodał Kidd.
- Drow zaraz się udusi, a my musimy odwiedzić anquietasa panie Kidd.
- Święta racja panie Wint. Czas nagli.
|
17.06.2011
|
Trith stał patrząc się w lusterko. Za nim stała jakaś dziewczyna. Krzysiowich i reszta poszukiwaczy stała obok zamkniętych drzwi przyglądając się raz Trithowi, a raz Irhakowi, który stał w rogu sali otoczony dziwnym światłem. Kula wibrowała podniecona. I wtedy nagły ból przeszył ciało nekromanty. Z okrzykiem bólu upadł na ziemię i stracił przytomność. Dopiero później dowiedział się, że leżał tak zaledwie kilka sekund. Obudził się i zobaczył towarzyszy nachylających się nad nim. Hiro odezwał się pierwszy:
- Twoje plecy...
Krzysiowich podniósł się i spróbował spojrzeć na swoje plecy. I wtedy zamarł.
Z jego pleców wyrastały skrzydła pokryte czarnymi piórami! Już po chwili domyślił się, że Kula dała mu prezent! Zastanowił się. Czyżby pożegnalny? Spojrzał na Irhaka. nagły atak świetlistym pociskiem rzucił nim o ścianę. Okazało się, ze to jakieś żywiołaki światła. Jeden z nich przemieścił się w stronę nekromanty z prędkością światła. Zatrzymał się w miejscu, w którym stał Krzysiowich wyrzucając go na drugą stronę ściany. A co najdziwniejsze ściany zostały całe! Kilka żywiołaków poleciały za nim. Widać było, ze przenikanie przez przedmioty je męczy. Zaczął uciekać. Kolejny atak. Krzysiowich poczuł dziwną energię, która zaczęła w niego wpływać. Poczuł także dziwny przypływ agresji. Odwrócił się uderzając żywiołaka z przodu skrzydłem. Szybko rzucił jakieś zaklęcie - trzy świetliste postaci wydały przeciągły jęk i zniknęły. Rzucił mroczne zaklęcie na swój miecz i przeciął nim na pół następnego wroga. Szał krwi w który wpadł sprawiał, ze nie czuł żadnego zmęczenia. Został jeszcze jeden. Przesadził i rzucił czar, który normalnie wymagałby zbyt wiele energii by Krzysiowich mógł go użyć. Żywiołak nie zdążył wydać żadnego dźwięku. Głuchy huk, fala uderzeniowa, która zniszczyła duży kawał ściany. Ogień w rynnach na ścianach jakby przygasł. Nie rzucał już prawie żadnego światła. Szał zakończył się - nekromanta poczuł olbrzymie zmęczenie. Upadł i stracił przytomność.
|
17.06.2011
|
Drow nadal był ledwo przytomny, utrzymywał się na nogach prawie tylko dzięki Anonimowi. Chwilę wpatrywał się w nigo. Zaczął mówić do w swoim języku.
- Ilhar? Gi, nau. Ol's naut dos... Vel'uss ph' dos?!Dos kla'ath Malassa? Ssussun zhah wun dos? Xxizz uns'aa xor el!- Zharven wyśliznął się nieznajomemu z rąk i upadł... Po chwili wstał i krzyknął:
Dorn elgg dos! - Wyjął ostrze i chciał zaatakować nim Anonima, ale zamachnął się i spadł w przepaść. Wylądował na nogach, nie przewrócił się. Usiadł pod drzewem i odpoczywał. Myślał, że obcy, którego zobaczył był tylko halucynacją.
|
18.06.2011
|
Alicja odwróciła się w stronę hałasu, który przerwał jej rozmowę z Trithem. Rusałek również się odwrócił. Dziewczynka podeszła do leżącego na podłodze Krzysiowicha, podniosła Kulę Cieni. Irhak widział to wszystko, a kiedy Alicja dotknęła kuli, poczuł jakby uderzenie młotem, falę magii. Krew w żyłach mu zawrzała. Skoczył w kierunku dziewczynki, żeby odebrać swoją własność. W momencie w którym anquietas chwycił kulę i miał powalić dziewczynkę samemu będąc w powietrzu, Zabójczyni Jabberwocka zmieniła się nagle w chmurę błękitnych motyli i mgły o tej samej barwie. Irhak przeleciał przez nią i zaskoczony tym przekoziołkował po komnacie trzymając kulę. Trith spojrzał na nią zdziwiony. Ona nie powinna umieć takich rzeczy, wiedziałby o tym. W napadzie paniki zaszarżował w stronę dziewczynki z zamiarem zaatakowania jej bagnetem, jednak uchyliła się ona od cięcia jednym zgrabnym ruchem. Wtedy zaczęła ona ciąć w powietrzu swoim ostrzem, gdyż rusałek jakimś cudem unikał lub parował wszystkie jej ataki. Trith również starał się wyprowadzić jakiś sensowny atak, ale wszystkie chybiały. Walce towarzyszyła rozmowa, którą zaczęła Alicja:
- Wiesz, mógłbyś przestać machać tym zardzewiałym kawałkiem żelastwa, znam każdą twoją taktykę, wręcz czuję jak i kiedy zaatakujesz i jak się przed tym bronić.
- W sumie ty też mogłabyś przestać. Jak widzisz, ty również mnie nawet nie draśniesz.
- Dobre sobie! Nie masz szans ze mną wygrać! Nie jestem jakimś mizernym wytworem twojej kiepskiej wyobraźni. Nie jestem też zwyczajnym efektem zaklęcia jakiegoś tandetnego artefaktu. Nie jestem także pospolitym upiorem, który nawiedza cudze dusze. Jestem wszystkimi trzema rzeczami na raz, a żadnej z nich nie będziesz w stanie pokonać.
- Alice... Powiedz mi: Czemu tak bardzo się mną zainteresowałaś? Może chodzi o to, co ukrywam głęboko w swoim umyśle? Przyznaj sama, jestem czymś więcej, niż nawet mi samemu się wydaje. Czymś, co może nie jest od ciebie silniejsze, ale na pewno nie jest też słabsze. Choć przyznam, że do rozstrzygnięcia tego sporu potrzebne będzie coś więcej, niż zwykłe szczęście... - Zakończył Trith uchylając się od ostrza rzuconego przez Alicję. Vorpal Blade świsnął tuż obok głowy rusałka... I wbił się w klatkę piersiową zaskoczonego Hira który, wydawałoby się, stał w bezpiecznej odległości od zamieszania. Zanim Hiro zdał sobie sprawę, co się z nim stało, Alicja doskoczyła do niego, chwyciła za rękojeść swojego noża i szepnęła mu cicho - Oh, że desolei. - po czym pociągnęła swoją broń w dół powiększając ranę na piersi druida zanim wyciągnęła ostrze. Natychmiast odskoczyła wiedząc, że Trith znowu szarżował na nią z Bagnetem. Rusałek nie zdążył się zatrzymać i wpadł na Hira przewracając go i wbijając Bagnet w jego brzuch. Trith podniósł się do pionu wyszarpując z druida swoją broń. Wrzasnął do niego tylko zmieszanym głosem - Jajks! Pardonki! - i wrócił do gonienia za Alicją zostawiając Hira na niemal pewną śmierć.
|
18.06.2011
|
Irhak ostatecznie wstał. Ale poczuł coś nader dziwnego. Coś, czego się nie spodziewał. Nie kontrolował też swych ruchów. Podszedł do paszczy węża i obrócił się do niej plecami. Rozłożył ręce, co spowodowało, że kula, którą trzymał uniosła się delikatnie. Oczy anquietasa zgasły, a w to miejsce napłynęło błękitne światło, które uformowało nowe oczy z przerażająco błękitnymi tęczówkami. Dodatkowo jego skrzydła pokryły się siateczką delikatnych pęknięć i wybuchnęły. W tym to momencie zarówno ascendent jak i kula uniosły się jeszcze bardziej nad podłogę. Irhak odgiął głową ku tyłowi i pojawiły się u niego długie ciemne włosy. Spuścił głowę. Po chwili ciszy rozległ się huk, niby odległy, a jednak bliski. To były nowe skrzydła Irhaka. W połowie opierzone mocarnymi piórami, a w połowie były ze skórzastej błony, która nadawała mu dość specyficzny charakter. Zaczął powoli opadać na ziemię. kiedy jego stopy dotknęły ziemi, otworzył oczy i spojrzał przed siebie. Wszystkich przytomnych sprawiło to w zdumienie i przerażenie. Nawet Alicja była pod wrażeniem. Jednak to jak spojrzał z podniesieniem głowy nie było wszystkim. Krąg wiatru utworzył się wokół ascendenta i rozszerzał tak, że w ciągu 2 sekund uderzył w rusałka i Alicję, którzy uderzyli o ścianę.
Irhak patrzył nieobecnym wzrokiem, zupełnie jakby nie on kontrolował swoje ruchy, ale Trith zauważył coś, co zasugerowało mu, że to nie jest prawda. Irhak, trzymając w jednej ręce kulę, sunął w powietrzu nieznacznie poruszając skrzydłami. Będąc mniej więcej w połowie sali, obrócił się i wyciągnął wolną rękę w kierunku Hira, by przywołać do siebie rękawice. W końcu miał 2 artefakty. A trzeci na wyciągnięcie ręki. Zamknął rękawice i lusterko, dzięki któremu Alicja wydostała się do świata rzeczywistego, w energetycznej kuli ze światła i mroku, która potem krążyła koło niego. Ponownie miał jedną rękę wolną. Jednak jeszcze nie ratował Hira. Teraz zajął sie naginaniem woli kuli do swojej własnej. Posłał w jej kierunku ze swojego wnętrza cienistą mgłę, ale nie po to, narzucić jej swoją wolę, ale po to, by uznała go za swojego partnera i zwierzchnika jednocześnie. Udało mu się to bez problemu. Nareszcie kontrolował ten artefakt, na którym najbardziej mu zależało.
Spojrzał na umierającego Hira. Pomimo swoich przemian, zachował część swojej dawnej natury i uleczył go. Jednak, by zachować pełnię spokoju i panowania nad sytuacją, uśpił wszystkich prócz siebie, Tritha i wytworu jego imaginacji, w stronę której teraz spojrzał, a która była przyciśnięta do ściany.
Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, pojawiły się miliony małych światełek, które weszły w ascendenta.
- Nou ani Anquietas! - wydobywał się głos z ust Irhaka. Głos, który nie należał do niego, ale do tych wszystkich światełek. - Calium videre eessit, et eraos ad sidera tollere vultus! Domivaitus vestul motobilum ani ego!
Nagle stało się coś ciekawego. Kula rozbłysła mrocznym światłem, pochłaniając całkowicie wszelkie inne nienaturalne światło, jakim były światełka w ascendencie.
- Nie będziecie mnie wykorzystywać! Sam potrafię to załatwić! - przemawiał swoim głosem Irhak. - Aveo, Proclarush Taonas! Etium - szepnął ostatnie słowo i spojrzał w oczy Alicji, przeszywając ją swym wzrokiem. - Zostawisz go w spokoju czy mam zainterweniować i Ciebie zniszczyć raz na zawsze?
-Ty? Czymkolwiek jesteś... Zniszczyć mnie? - zaczęła trajkotac Alicja. - Nonsens! Jestem legendą, symbolem, jestem nawet bardziej niż niesmiertelna. Nie obchodzi mnie, czy rozumiesz co mam na myśli... A skoro rzeczywiście jesteś aż tak potężną istotą, że uda ci się ze mną coś zrobić, to proszę bardzo, aż ciekawi mnie ile później z Tritha zostanie... Zaraz. Ah, jednak nic mi nie zrobisz. Jakakolwiek krzywda skierowana wobec mnie odbije się również na nim, a chyba chodzi tobie właśnie o... To nędzne żyjątko...
Irhak powątpiewając w słowa Alicji, spojrzał pytająco na Tritha...
|
18.06.2011
|
Rusałek westchnął ciężko - Ona ma rację... Jeśli w jakiś sposób udałoby ci się zrobić jej realną krzywdę, jednocześnie rozdarłbyś tym mój umysł na strzępy. - Irhak zirytowany zazgrzytał zębami i ponownie przemówił do Alicji
- Gosh! To co muszę zrobić, żebyś w końcu dała mu spokój?
- A właśnie! Nigdy mi jeszcze nie wyjawiłaś swoich celów ani powodów postępowania! - nagle ożywił się Trith
- "Zapomnij o powodach, są bezużyteczne!" - dziewczynka zacytowała słowa Białego Królika - Miałam nadzieję, że wszystko ułoży się dobrze, kiedy będziesz po prostu posłusznie wykonywał moje polecenia... -
- Ale najwidoczniej się pomyliłaś. Może pora zmienić metodę i powiedzieć, czemu właściwie tu jesteś? - rzekł rusałek uszczypliwie.
- Eh... Może masz rację... - westchnęła zrezygnowana - Są trzy dosyć ważne powody. Pierwszym moim zadaniem jest bycie twoim patronem, uważać na twoje czyny, chronić cię od błędów własnych i cudzych, inspirować cię. Dlatego muszę cały czas z tobą przebywać, przynajmniej w twoich myślach. Drugi powód to twój potencjał. Jesteś czymś więcej, niż zwykłym humanoidem. Może tego nie czujesz, ale jesteś potężniejszy niż wielu słynnych magów. Moim zadaniem względem tej mocy jest chronienie cię przed nadużywaniem jej, ale jednocześnie zachęcanie do używania jej w celach pozytywnych oraz nieszkodliwych. - Dziewczynka zrobiła krótką przerwę, zastanawiając się jakby, jak ubrać w słowa ostatni powód. Po chwili się odezwała - Jednak najważniejsze, to co jest podstawą do pozostałych dwóch moich zadań... Ze wszystkich sił staram się chronić cię przed obłędem. - W tym momencie Irhak spojrzał na Alicję zdziwiony, a Trith zaczął się histerycznie śmiać.
- Ale to TY wywołujesz ten obłęd! - Wrzasnął Irhak. Alicja pokiwała przecząco głową. - No właśnie nie. Ty nie wiesz, co ja w jego umyśle muszę robić, żeby utrzymać to wszystko we względnym porządku... Dyplomacja z innymi jego myślami, wojny z nimi, konserwacja Wieży Magnetycznej... - Zaczęła wymieniać dziewczynka.
- Cisza, zdrajcy! - Nagle wypalił Trith. Alicja burknęła pod nosem - O, zaczyna się... - Wtedy rusałek odkleił się jakimś cudem od ściany. Jego twarz mieniła się wszystkimi możliwymi uczuciami i emocjami. Cały czas stał w miejscu, czasem tylko się szarpnął lub wrzasnął coś niezrozumiałego. Irhak coraz bardziej zaskoczony wskazał na niego spoglądając pytająco na Alicję.
- Znowu zaczynają się bić o władzę... Żałosne. - Rzuciła z pogardą w odpowiedzi. - Zatem już widzisz... To nie moja sprawka. To przez całą resztę. Masz szczęście, że zbudowałam Wieżę Magnetyczną, inaczej byłoby niemiło... - W tym momencie Irhak się odwrócił, przeleciał na drugi koniec komnaty i usiadł na złotym łbie węża, po czym wyjął popcorn i patrząc to raz na Alicję, raz na Tritha zaczął jeść. Dziewczynka zrezygnowana odkleiła się od ściany i padła płasko na podłogę. Zaczęła mówić jakby sama do siebie, jednak wystarczająco głośno, żeby Irhak słyszał - Nie, ja po prostu rezygnuję. Mam tego wariata konkretnie dosyć. Już nic mnie nie obchodzi, wracam do Krainy Czarów. Tylko się zmęczyłam szukając dostępu do Źródła... Teraz niech inni się z nim męczą... - powiedziawszy to wstała, otrzepała się i już miała w jakiś sposób zniknąć, kiedy usłyszała za sobą głos Irhaka, który wciąż siedział na łbie węża...
Anquietas mruknął pod nosem - Nareszcie... - w tym samym momencie Alicja odwróciła się w jego stronę i rzuciła mu prosto w twarz coś, co wyglądało na połączenie teczki, książki, zeszytu, serwetek oraz dyktafonu. Irhak złapał dziwny przedmiot tuż przed swoim nosem. Zanim zdążył się zapytać o co chodzi, dziewczynka zaczęła wyjaśniać. - Teraz ty się zajmiesz tym obłąkańcem. Jestem na tyle miła, żeby dać ci moje wyniki badań i obserwacje. Pomoże to tobie nieco. W razie wątpliwości pogadaj z Repelą, może będzie chciała ci pomóc. A jeśli nie będzie w stanie, to się ze mną skontaktuje i przekaże tobie informacje ode mnie. Co jakiś czas będę odwiedzać, żeby sprawdzać, czy jeszcze żyjesz... Ale teraz potrzebuję wakacji. - Po tych słowach Alicja rozpadła się na mgłę i motyle, które po chwili całkowicie zniknęły. Irhak spojrzał na "podręcznik", następnie na Tritha. Rusałek poczynił postępy, nie stał już, tylko leżał zwinięty i szeptał coś okazjonalnie targany jakimiś dreszczami.
|
18.06.2011
|
Anonim spojrzał za Zharvenem. Trochę go zdziwiła obecność tej wielkiej dziury. I drzewa. Mógłby przysiąc, że przed tym całym atakiem tego tu wcześniej nie było. I jeszcze ten drow... Bezczelny, ale wysportowany. To chyba on wywołał to całe zamieszanie. Ta zniewaga krwi wymaga. Zerknął na drzewo. Idealnie. Bezimienny przypomniał sobie całą melodię w głowie i zanucił ją cicho, by niczego nie popsuć. Dawno z niej nie korzystał. Następnie jeszcze raz się rozejrzał po całym dole, nabrał powietrza w płuca i począł śpiewać swym donośnym i melodyjnym głosem. Mroczny elf ocknął się. Znowu słyszy pieśni. Ta jednak brzmi jakoś znajomo. I jest wyraźna. Słowa znowu były niezrozumiałe, ale Zharven szybko zorientował się, że coś jest nie tak. Kiedy usłyszał tuż za sobą trzask, odruchowo odskoczył i obejrzał się. W ostatniej chwili uniknął zmiażdżenia przez spróchniałe drzewo. Widocznie pieśń je zabiła. Drow zdawał się po raz pierwszy widzieć coś takiego. Przecież to nie magia... Spojrzał na górę i ujrzał już znajomego obcego. A jednak to nie zwidy! Czyżby to on tak śpiewał? Ale czemu najpierw mu pomógł (w końcu pierwsza melodia go wzmocniła), by potem zmienić tak radykalnie swoje nastawienie? To nonsens. Mimo wszystko Zharven musiał mieć się na baczności. Anonim w międzyczasie pojął, iż nie udało mu się pomścić szkoły, i postanowił dorwać elfa w inny sposób. To jednak wymagało nieco bliższego z nim kontaktu, toteż po chwili namysłu postanowił otoczyć się nieco większą warstwą kurzu i ziemi i jakoś się stoczyć w dół przepaści. Raczej przeżyje, co najwyżej będzie trochę poturbowany. Ale cóż to znaczy w obliczu zemsty za wyrządzone krzywdy?...
|
18.06.2011
|
Agon nie przejmował się duszącym gazem. Pomyślał przez chwilę i teleportował się jednym sprawnym zaklęciem.
- Muszę ostrzec Irhaka przed tymi szaleńcami. I ciekawe o czym oni mówili? Jeśli istnieją jakieś potężne artefakty, to będą tylko i wyłącznie moje. Oddałem temu dziwadłu tą koszulkę ale to nic odbiję ją. Przynajmniej jestem zdrowy. - Pomyślał.
Agon udał się do podziemnej kryjówki w której roiło się od bandytów wszelkiej maści. Byli wśród nich ludzie, orkowie, gobliny, krasnoludy, a nawet inne drowy. Mroczny elf skierował swój wzrok na siedzącego w kącie człowieka palącego fajkowe ziele i popijającego wódkę. Osobnik ów zwał się Klaus Lelevel i miał magiczne oko, dzięki któremu widział przez ściany. Tuż obok siedział zapijaczony krasnolud Rumpert, a przy oknie w zamkniętym pomieszczeniu stał Boreliosus zwany także Papa Nostre.
- Witaj Klaus, mam do ciebie sprawę. - Zaczął Agon.
- Giuseppe nalej mi trochę tego trunku... ekhm my się znamy drowie?
- To nieistotne Klaus. Ważne, że ja cię znam i mogę pomóc ci w sprawie z długiem.
- Co? S... skąd wiesz o moim długu mroczniaku?
- Mam informatorów. A teraz do rzeczy. Chcę się skontaktować z Papą. Mam mały problem. - Agon mówiąc te słowa podsunął człowiekowi sakiewkę.
- Dzięki kimkolwiek jesteś. Ratujesz mi życie chłopie. Zaraz skontaktuję cię z Papą.
Klaus zaprowadził Agona do Boreliosusa.
- Szefie, przepraszam, że przerywam ale...
Klaus nagle urwał bo ciemna postać stojąca przy oknie przemówiła cichym, spokojnym głosem:
- Zostaw nas samych.
- Jak szef każe. - Klaus opuścił pomieszczenie.
Papa Nostre patrzył przez okno i nie zwrócił wzroku nawet na moment w stronę Agona.
- Witaj Borel mam do ciebie sprawę...
- Więc do ciebie dotarli. Tak myślałem drowie. - Boreliosus spojrzał na Agona.
- Skąd o nich wiesz? - Zapytał Agon.
- Mam szpiegów wśród nich. Starczy powiedzieć, że planują coś wielkiego. A skoro wysłali Winta i Kidda, to musi być na pewno gruba sprawa. Wiesz może o co im chodzi?
- Szukali jakiś artefaktów. Ode mnie chcieli koszulkę powietrza, czy coś takiego.
- Chcą zdobyć moc, która pozwoli im przejąć władzę nad moimi gildiami. Nie dopuszczę do tego!
- Jest jeszcze coś. Wiesz może coś o anquietasie Irhaku?
- Nie, a co to za gość? Pracuje u mnie? Jest kretem, szpiegiem?
- Nie. On prawdopodobnie posiada kilka z tych artefaktów.
- To doskonale, będziemy pierwsi. Zabijemy go i ubiegniemy Winta i Kidda.
- Obawiam się, że jest mały problem Papa. - Powiedział Agon tajemniczym głosem.
- Taa? A niby to jaki? Chcesz mnie zabić? Nie masz broni, moi ludzie o to zadbali. Niczego od ciebie nie wypiłem, więc trucizna odpada. W pomieszczeniu działa ochronna magia, a właściwie antymagiczne pole. W walce wręcz zgniótłbym cię jak robaka. Więc co to za problem?
- Ależ ty jesteś niewyedukowany. Klasyczna magia zostałaby zablokowana. Ale ja mam coś lepszego. - Gdy Agon to powiedział, wyciągnął małą kukiełkę i dźgnął ją szpilką, przeszywając na wylot w miejscu, gdzie powinno być serce.
W tym momencie Boreliosus zmarł na zawał serca.
- Ech ci rivvin. Bladego pojęcia o magii nie mają. - Powiedział z uśmiechem Agon. W ten oto sposób przejął największą gildię złodziei w mieście. Nie obyło się oczywiście bez walki z oddanymi do końca "dziećmi Papy", jednak w końcu udało się.
Agon zebrał bandę i postanowił wytropić Irhaka, zabić go i przejąć artefakty.
- Czy ktoś słyszał o czymś takim jak koszulka powietrza?
- Mamy jedną księgę w której coś pisze o tym i innych artefaktach ale to chyba jakaś bajka dla grzecznych dzieci. - Odpowiedział krasnolud Rumpert.
- Trza się udać do piramidy, czy czegoś takiego. Podobno jej nie widać ale ja mam magiczne oko, to zobaczę. - Dodał Klaus. Po wielu trudach bandyci odnaleźli piramidę i wtargnęli do środka. Każdy z nich celował kuszą w poszukiwaczy, którzy znajdowali się w środku.
- Tu się kończy przygoda chłopcy! - Zawołał dziarsko Agon.
- Agon? Co ty tu... zresztą i tak mnie to nie obchodzi... pewnie przyszedłeś posprzątać? To weź z łaski swojej zabierz stąd Hira i resztę jego ferajny. Na nic się nie przydadzą... - Odpowiedział Irhak.
- Szefie, a temu co się dzieje? - Zapytał Klaus Agona, widząc leżącego i targanego dreszczami Tritha. Agon jednak nie zwracał uwagi i przemówił do Irhaka:
- Irhak, Irhak, Irhak... Nie bądź idiotą bo każę zabić ciebie albo twojego nawiedzonego kumpla. Dawaj artefakty i to ZARAZ!
- Oh really? Myślisz, ze zdążysz? Spróbuj - odparł z usmiechem...
- Jest jeszcze coś. Idą po ciebie zabójcy, więc jeśli mi to oddasz, to zrzucisz z siebie brzemię i będą ścigać mnie.
- Świetnie! dawać mi ich tu! wykorzystam moje nowe sztuczki! - to mówiąc podniósł mroczną kulę.
- Każę odstrzelić mu łeb! Lepiej się decyduj i oddawaj mi artefakty!
Drow wiedział, że coś jest nie tak. Zrobił coś bardzo głupiego. Przysłał tu bandę normalnych morderców, a miał do czynienia z jakimiś potężnymi istotami. Mimo to czekał na rozwój wydarzeń.
|