Gorące DysputySłowo pisane - literatura - "Kanon literacki" |
---|
Strażnik słów Moandor27.01.2007Post ID: 7538 |
No dobrze, ale o tym, co się dobrze czyta w pociągu porozmawiamy przy innej okazji. Mógłbym o tym długo opowiadać, gdyż dojeżdżam do szkoły już ponad 7 lat i wiele książek w pociągu zdarzyło mi się czytać. Podejdę do tematy z innej strony. Czy Waszym zdaniem klasykę czyta się ciężej niż kiedyś, że jest trudniejsza w odbiorze z racji upływu lat? Z przebiegu dysputy można wywnioskować, że chętniej czytamy lżejsze książki niż trudniejsze. Zresztą słowo "trudniejsze" jest względne. Fantasy w wydaniu Pratchetta jest lżejsza i zabawniejsza od dzieł Tolkiena, ale nie oznacza to automatycznie, że lektura Tolkiena jest trudna. Tolkien był filologiem, co doskonale widać po jego sposobie pisania. Piękny jest język Władcy Pierścieni. Ale jeśli to sprawia niektórym trudności w czytaniu... Lisz zamyślił się dłuższą chwilę, po czym wstał od stolika i rzekł do obecnych: - Wyobraźcie sobie taką sytuację. Oto spotkaliście człowieka, którego przygoda ze słowem pisanym rozpoczęła się stosunkowo niedawno lub też nie trafił jeszcze na tę właściwą ścieżkę. Sekrety wielkiej literatury są dla niego jeszcze niedostępne. Nie znalazł do tej pory nikogo, kto uchyliłby magiczne drzwi i odkrył przed nim prawdziwe piękno słowa. Owym człowiekiem może być każdy, Wasz przyjaciel, brat, siostra, albo spotkany przypadkowo nieznajomy. Być może bez waszej pomocy drzwi te będą dla niego na zawsze zamknięte. |
Mirabell29.01.2007Post ID: 7570 |
Sienkiewicz... bleh ;) Jeśli chodzi o Polaków to "kanon" zaczęłabym od Jana Potockiego. Rękopis znaleziony w Saragossie jest najlepiej napisaną polską powieścią, jaką dotychczas udało mi się przeczytać. Szkoda, że jest tak mało znany (w podręczniku do oświecenia jest o nim dosłownie jedno zdanie). No i zastanawiam się, czy zaliczenie (czy to przez szkolne podręczniki, czy też przez jakiś ogólnie przyjęty pogląd) jakiegoś autora do "kanonu" nie sprawia, że automatycznie ludzie przestają go czytać... |
Strażnik słów Moandor12.02.2007Post ID: 7961 |
Mi, to nie tak. Nie chodzi o to, by określać jakieś sztywne ramy i tworzyć sztuczne kanony. Zakładając ten temat kierowałem się chęcią dyskusji o książkach, które za zasługujące na na uznanie wybrał najlepszy weryfikator, czas. Skoro dzieło po stu czy dwustu latach od daty powstania nadal jest znane i czytane można to uważać za pewien wskaźnik jakości. Fantastyka jest tym co nas w Osadzie połączyło. Ale prócz fantastyki, o której również rozmawiamy jest cały ocean literatury. Nie jest przecież tak, że czytamy tylko fantasy. Mimo, iż bardzo lubię ten gatunek to uważam, że niewiele książek pośród niego zasługuje na miano arcydzieła. W przeciwieństwie do tego co mówi Eru, oceniam nie tylko ciekawą historię, którą autor mi opowiada na kartach swej powieści, ale także język, styl, kreacje świata, bohaterów, itp. Piekara opowiada ciekawe historie i czytałem go dla relaksu, ale nie zachwycił mnie. Pilipuk tak samo. Zapomniałem już imion większości bohaterów i sporą część fabuły, a czytałem całkiem niedawno. Człowiek lubiący czytać powinien zahaczyć także i o klasykę, która naprawdę zasługuje na miano pięknej i wcale nie służy do straszenia uczniów. Przez taki fałszywy pogląd, którego pochodzenia nie jestem w stanie zrozumieć, niejedna osoba nigdy nie pozna uroku dzieł Dickensa, Sienkiewicza etc. Ale nie wierzę, że Osadnicy nie czytają literatury pięknej. Dlatego zachęcam do rozmowy. Spróbujmy, subiektywnie oczywiście, bez kanonizowania :), wskazać dzieła, które nas poruszyły, zaciekawiły, wywołują emocje. Gdyby nie przypadek najprawdopodobniej nie poznałbym magii Wichrowych Wzgórz Emily Bronte, których mroczny klimat niesamowicie działa na wyobraźnię. Jeśli dodatkowo na lekturę wybierzemy sobie pochmurne, wietrzne, szare popołudnie to uczucie zostanie spotęgowane. Niewiele czasu upłynęło do momentu, gdy zostawiłem za sobą ostatnią stronę. Długo potem miałem w pamięci okrutnego Heathcliffa, który w skutek swojej szalonej miłości do Katarzyny zniszczył życie 2 pokoleniom rodzin Earnshawów i Lintonów. A mimo tego nie potrafiłem go jednoznacznie potępić i żal mi Heathcliffa. Jedną z takich smutnych opowieści jest również Oliver Twist. W tym przypadku, może o zasługa wielkich zdolności tłumacza, ujął mnie niesamowity język Dickensa, a zwłaszcza jego mistrzowska ironia. Nigdy wcześniej nie spotkałem się z sytuacją, kiedy czytając z pozoru całkiem poważne zdanie wybuchałem śmiechem. Autor nie pozostawia suchej nitki na przytułkach dla sierot, a także na większości aspektów życia w XIX wiecznej Anglii. Nie wyraża swoich myśli jednoznacznie, wprost, za to używa takich sformułowań ironicznych, po których czytelnik od razu zrozumie właściwe ich przesłanie. Swego czasu, gdy czytałem Olivera... zapisywałem sobie co ciekawsze zwroty, jednak zagubiłem gdzieś tą kartkę. Na filmie Polańskiego była taka sytuacja, kiedy woźny Bumble wbiega do sali, w której biesiaduje dyrekcja przytułka, a stół zastawiony jest najprzedniejszymi daniami. Oliver Twist poprosił o więcej - rzecze woźny. To zdziwienie na twarzach ucztujących jegomości, jak to możliwe, że chłopak miał czelność poprosić o więcej. Jak śmie być taki łakomy, że nie nasyci się żałosną porcją wątpliwej jakości nieokreślonej substancji, przypominającej pomyje. Reżyser bardzo wiernie i niemal po mistrzowsku przedstawił tą absurdalną scenę. Dickens robi to jeszcze lepiej. Dwa przykłady, moim zdaniem, arcydzieł. Oczywiście nie jedyne. Chciałbym aby tak ten topic wyglądał. Byśmy dzielili się refleksjami na temat książek, które w jakiś sposób wywarły na Was wrażenie. |
Skryba Morgraf18.02.2007Post ID: 8085 |
Ja chciałbym wspomnieć o Cichym Donie Szołochowa. Oparta na faktach (według niektórych specjalistów po prostu pamiętniki jakiegoś białogwardzisty zawłaszczone przez Michaiła Sz.) historia kozaka dońskiego, weterana pierwszej wojny światowej, białogwardzisty. Rozmiar książki może wywołać początkowe zniechęcenie, to cztery dość pokaźne tomy. Początkowo nie mogłem się wciągnąć, przeczytałem kilkadziesiąt stron, odstawiłem na półkę. Dopiero w jakiś nudny wakacyjny dzień sięgnąłem po nią ponownie i utonąłem. Te kilka tysięcy stron poszło w niecały tydzień. Autor ma dar malowania niezwykle sugestywnych obrazów, jednocześnie opisuje wydarzenia tak że czytelnik czuje się jakby stał w ich centrum. Znając wynik wojny domowej, w pewnym momencie złapałem się na tym iż zastanawiam się czy w końcu wygrają biali czy czerwoni. Narracja jest leciutka, niemal niezauważalna, wydarzenia same odkrywają się przed “oczyma duszy”. Postacie są żywe, aż do bólu, aż do śmierci. Ich reakcja na tragiczne kolej losu jest osią książki, w pewnym momencie pozostaje tylko zastanawiać się jak to się skończy(kula czy szafot), bo ta powieść nie może mieć szczęśliwego zakończenia. Polecam tą lekturę każdemu. Powieść jest noblowska więc można się będzie pochwalić, a do tego czytanie jest prawdziwą przyjemnością. Żadne “Stepy Akermańskie”, żadne “Ogniwem i Mieczem” nie powiedzą tyle o kozakach co Cichy Don. Szołochow stworzył dzieło genialne, absolutnie realistyczne, dotykające bardzo podstawowych dylematów człowieka. Pokazuje co dzieje się ze zwykłymi, prostymi ludźmi w sytuacjach ekstremalnych. Infero napisała: Nie mogłem się powstrzymać od małego offtopicu ;). |
Strażnik słów Moandor14.03.2007Post ID: 10004 |
Słowo przeminie jest względne i dużo zależy o jakim okresie czasu mówimy. Może się zdarzyć, że książka, dziś uważana za dobrą, zostanie zapomniana za 10 lat. Ale jeśli po stu, dwustu i więcej lat od powstania wciąż jest obecna w kulturze, można chyba zaryzykować stwierdzenie, że jest nieśmiertelna. |
Takeda1.04.2007Post ID: 10322 |
Książki są nieśmiertelne, to że czyta je mniej lub więcej osób, albo prawie nikt to nie znaczy, że umarły po prostu czekają w uśpieniu na odpowiedni czas aby zostały ponownie odkryte. |
Strażnik słów Moandor16.05.2007Post ID: 15746 |
Wczoraj czytałem końcówkę Pana Wołodyjowskiego. Sienkiewicz świetnie opisuje oblężenia zamków. Czytając czuje się atmosferę walki, niemal słyszy huk armat. Sceny batalistyczne najwyższej klasy. [scalenie: Fri Jun 22, 2007 3:06 pm] Karty starożytnych eposów zaludniają bogowie, herosi, nadludzie, giganci, gilgamesze. Tymczasem człowiek kultury masowej, zwyczajny zjadacz mcdonaldów, może sam sobie stać się bohaterem opowieści. Oto różnica miedzy literaturą wysoką a popularną. R. Kapuściński - Lapidarium VI |
Bruixa6.12.2007Post ID: 21288 |
W jeszcze dalszej perspektywie Słońce zgaśnie i zginie wszelkie życie na Ziemi... A co do starożytnych Greków jako przykładu na dezaktualizację literatury to absolutnie się nie zgadzam. Fakt, że mało kto poza filologami klasycznymi czytuje Iliadę i Odyseję, ale o ich aktualności mogą świadczyć kolejne ekranizacje: "Troja", "Helena Trojańska" (widziałam 2 różne filmy pod tym tytułem), "Odyseja" (2 seriale). "Antygona" jest stale wystawiana w teatrach, było też kilka sztuk teatralnych inspirowanych dziełem Sofoklesa, choćby uwspółcześniona "Antygona w Nowym Jorku" Głowackiego. Czytałam też kiedyś dramat pt. "Antigona" katalońskiego poety i dramaturga Salvadora Espriu nawiązujący do wojny domowej w Hiszpanii. Wnioskuję więc, że te dzieła zawierają treści ponadczasowe, skoro nadal funkcjonują w kulturze, nawet masowej, choćby w strywializowanej formie. A skoro już mowa o literaturze starożytnej, miałam okazję przeczytać kilka dzieł autorów greckich i rzymskich. Dialogi Platona, np. "Uczta", są całkiem ciekawe, a "Satyricon" Petroniusza i "Metamorfozy albo Złoty osioł" Apulejusza okazały się naprawdę wciągające. "Satyricon" też zresztą został sfilmowany, przez Felliniego. |
Ghulk6.12.2007Post ID: 21291 |
Ja wtrącę taką uwagę, że w tramwaju nie odważyłbym się czytać. Niektórzy ludzie po prostu nie akceptują czytania. Lektury obowiązkowe to głupota. Nauczyciel powinien sam wybierać ksiażki do przeczytania. Kto z nas w wieku 15 lat zachwycił się "Chłopami" czy "Odyseją"? Do pewnych książek trzeba dorosnąć. Czemu Polacy nie czytają? Głównie z powodu przymuszania do PEWNYCH lektur i "szukania szczegółów" (kto był kuzynem dziadka przybranego ojca bohatera trzecioplanowego). Pomijam oczywiście to, że rodzice nie czytają i nie mają w domu żadnej książki, lub mają je w piwnicy. |
Tabris17.01.2008Post ID: 22215 |
Do arcydzieł zaliłbym także pisarzy rosyjskich. Piotr I - A. Tołstoja (zwłaszcza tom I), Bułhakow czy Dostojewski. Co do Sienkiewicza - pisze ładnie, ale to czysta nacjonalistyczna propaganda. Gombrowicz go nie lubił bo on nie pisał dla promowania nacjonalizmu polskiego, ale dla pokazania pewnych filozoficznych idei. |
Skryba Morgraf8.02.2008Post ID: 23231 |
Ze sporym opóźnieniem ale popolemizuje troszeczku.
Te książki będą żywe tak długo jak żywe będą związane z nimi religie i ani dnia dłużej, a to znaczy, moim zdaniem ateusza, że prędzej czy później przeminą. Pomijam tu dyskusje na temat tego czy zawierają one wartościowe treści bo to grząski grunt.
I to święta racja jest. Choć oczywiście życie na Ziemi skończy się dużo wcześniej niż Słońce zgaśnie (Słońce najpierw “spuchnie” i pochłonie wewnętrzne planety w tym Ziemię). Równie nieuchronny jest koniec wszelkiej literatury, tyle że skala czasu jest w tym przypadku dużo krótsza, setki lat miast miliardów. Masz wiele racji wspominając wszelkiego rodzaju ekranizacje, adaptacje, aranżacje dzieł starożytnych. Zauważ jednak, że w każdym z tych przypadków dokonywana jest dodatkowa interpretacja, przez reżysera na przykład. Żeby historia opowiedziana przez starożytnego autora była zrozumiała i strawna dla współczesnego człowieka, zawarte w niej dylematy musza zostać przerobione, bo nie są dylematami dzisiejszego czasu. Podałaś przykład “Antygony”. Świetnie. To tragedia. W starogreckiej tragedi podstawą jest dylemat tragiczny. Ja, czytelnik współczesny, w sztuce owej tego dylematu nie widzę. Racja jest po stronie Kreona, Antygona jest zdrajczynią zasługującą na karę. Tam gdzie Grek antyczny widział konflikt moralny, ja widzę naciąganą historyjkę, pozbawioną głębszego morału.
Nie zgadzam się z tym wnioskowaniem. Oddzielmy historyjkę od treści. Grecy przelali pod postacią literatury kilkaset standardowych opowieści. Ale to nie historia jest ważna lecz przesłanie. Zasób perypetii jakie można zadać bohaterom jest ograniczony, więc historie raz sprzedane przez Greków i wpajane młodzieży w procesie edukacji są marketingowo chwytliwe i nadają się jako nośnik dla treści obcych starożytnym, a pochodzących od współczesnych adaptatorów. Dylematy starożytnych poszły do piachu, zostały tylko puste kadłuby opowieści, w które od czasu do czasu ktoś, z lenistwa pewnie, tchnie nieco życia i wystawi je na scenie. Najtrwalsza z form literackich jest teatr, bo dopuszcza najszersze pole do modyfikacji, ale i on przemija, wszystko to tylko kwestia czasu. |
Tabris9.02.2008Post ID: 23256 |
Pozwolę sobie nie zgodzić się z Morgrafem. I. Twym pierwszym argumentem przeciwko uniwersalizmowi jest argument, że książki religijne przeminą z religią. Jest to dość niedorzeczne bo bardzo trudno zrozumieć ludzkie postępowanie bez religii. (Omów krucjaty nie uciekając się do Biblii i Koranu) II. Może użyjmy przewidywalnej skali czasu? Trudno przewidzieć co będzie za 50 lat, a wy o miliardach. Trochę to bez sensu. III. Twój argument, ze każdy dokonując adaptacji powieści ją przeinacza. O ile wiem twórcy nie mieli nic przeciwko temu. IV. Ja też nie widzę. Winny jest Kreon, który w imię dziwnie interpretowanego dobra państwa zmusza ją do złamania prawa. V. Pewna mądra osoba powiedziała, że uczuciowo wciąż jesteśmy w epoce kamienia łupanego. Wciąż musimy odtwarzać i powtarzać pewne rzeczy, bowiem celem kultury jest nadal umożliwienie ludziom przetrwania. Dylematy Starożytnych istnieją do dziś, trzeba tylko umieć je dostrzegać. Nie wiedziałem, że teatr jest formą literatury. Mylisz nieco pojęcia. |
Skryba Morgraf9.02.2008Post ID: 23265 |
Tak szybciutko. Do I. Wartość historyczna a literacka to sprawy odmienne i niezwiązane. Do II. Miliardy odnoszą się do Słońca, do literatury setki i dziesiątki lat. Do III. Nie o przeinaczanie idzie, a o pozostawianie z utworu li tylko opowieści, fabuły. Problematykę dopisuje się współczesną. Do IV. I sam widzisz. Mamy spolaryzowane zapatrywania, żadnego dylematu, a to o dylemat przeca starożytnym chodziło... Do V. Może to i prawda, że w epoce kamienia tkwimy, choćby nawet uczuciowo. Tyle, że ja się z tym stwierdzeniem nie zgadzam. Ot, uważam, że człowiek współczesny mentalnie nie ma wiele wspólnego ze starożytnym.
Moja wina. Miałem na myśli dramat, rzecz jasna. |
Strażnik słów Moandor11.02.2008Post ID: 23415 |
Wprawdzie nie mogę Ci rzec, że przeczytałem Cichy Don, bo bym skłamał. Ale dzięki Twoim słowom tu wypowiedzianym używając odrobiny magii słowa sprawiłem, że książka ta jest już na moich półkach. Chyba to dzięki Tobie. :) |
Mirabell12.02.2008Post ID: 23468 |
Morg, a czy nie uważasz, że każde dobre dzieło daje nieskończone możliwości interpretacji? Bo chyba o interpretacji tu mowa. Im lepszy utwór, tym bardziej wielowymiarowy. To po pierwsze. Po drugie, nie rozumiem, co masz na myśli pisząc, że współczesny reżyser reinterpretuje starożytny dramat zmieniając całkowicie zamysł jego autora, by dostosować „historyjkę” do „współczesnych dylematów”. Oczywiście, że reinterpretuje, każde bez wyjątku odczytanie jakiegoś dzieła jest jego reinterpretacją. Ale żeby stwierdzić, czy to rzeczywiście zmienia sens utworu, trzeba by było wiedzieć, „co autor miał na myśli”. A to jest pytanie bez sensu. Poza tym nie wiemy, jakie naprawdę były „starożytne dylematy”. Owszem, byli tacy, którzy twierdzili, że w dawne epoki można się „wczuć”, ale dla mnie to były zawsze mocno podejrzane teorie. Ba, ja nawet nie wiem, jakie są „dylematy współczesne”. Bo np. Wy nie widzicie w Antygonie dylematu a ja owszem. Tak naprawdę ponadczasowość dzieła polega na tym, że wchodzą z nim w dialog inne dzieła, i tak dalej. Nie da się zrozumieć, skąd się wziął tytuł „Nic w płaszczu Prospera” Różewicza, jeśli się nie czytało Szekspira. I to nie jest tylko historia literatury, bo nie chodzi tylko o imię, ale i o jakąś ważną płaszczyznę interpretacyjną. Dopóki dzieło wchodzi w dialog z innymi, dopóty żyje. Jak dla mnie dzieła nie tworzą dylematy ubrane w historyjki, które po wygaśnięciu dylematów (nie zgadzam się z tym, że wszystkie ludzkie problemy się po pewnym czasie dezaktualizują, ale to już inna kwestia) tracą na wartości i mogą być co najwyżej twórczo zaadoptowane po wiekach. Dzieło tworzą czytelnicy. Ja niestety jestem zwolenniczką poglądu, że człowiek jest istotą z natury interpretującą i za Ricoeur’em powiem, że zrozumienie tekstu polega na włączeniu go we własne życie, na rozpoznaniu siebie w nowej sytuacji, jaką tekst proponuje. A każde odczytanie tekstu nie tylko go interpretuje, ale także tworzy go na nowo (bo książka zawiera wszystko, co widzi w niej jej czytelnik, dlatego nie ma prawidłowych i nieprawidłowych interpretacji). A co do „Boskiej komedii” to zawsze znajdzie się kilku fascynatów, którzy będą się w niej zaczytywać. Można powiedzieć, że co z tego, skoro większość społeczeństwa nawet nie będzie wiedziała, kim był Dante. Tylko że to nie jest żadna nowość, tak naprawdę zawsze ludzie na tyle wykształceni, by znać i rozumieć Homera stanowili niewielki odsetek społeczeństwa. Cały „Wielki Polski Romantyzm” to było kawiarniane towarzystwo, które czytało te same książki i mówiło podobnym językiem. To, że dziś każdy może wszystko przeczytać a potem się na forum tudzież na swoim blogu na ten temat wypowiedzieć niczego nie zmienia. Mnoży tylko autorów książek/recenzji/esejów itd, którym się wydaje, że odkrywają Amerykę, bo nie wiedzą, że ktoś już pisał o tej samej książce mądrzej jakieś dwa wieki wcześniej. Co nie zmienia faktu, że nawet najgłupsze odczytanie jakiejś książki („przeczytałam Odyseję i nic nie rozumiem, co za bezsens”) jest jednak odczytaniem. Cóż z tego, że na siłę. Gdyby nie było kanonu lektur szkolnych prędzej czy później ktoś by wygrzebał Byrona i ogłosił odkryciem roku, po czym zaczęłyby się pojawiać utwory do niego nawiązujące. |
Strażnik słów Moandor15.02.2008Post ID: 23650 |
Ale także w drugą stronę, zacytuję za Kapuścińskim
My przez to, jak zinterpretujemy zmieniamy dzieło literackie, ale także dzieło poprzez to, że jest czytane, choćby powstało setki lat temu, wpływa na człowieka, zmienia go, czasem mniej, czasem bardziej, ale z pewnością pozostawia w umyśle czytelnika jakąś cząstkę siebie. |
Simba13.09.2011Post ID: 64651 |
Witam wszystkich. Topik może i stary, ale mam nadzieję, że uda się go wskrzesić. *Często zdarza się Wam czytać literaturę piękną?* *Tymczasem klasyka nie krzyczy z wystaw sklepów i księgarń.* Fakt. Chociaż właściwie wydawnictwa starają się te luki zapełnić np Zielona Sowa (Chwała Zielonej Sowie, że wydała w tym roku Raj Utracony Miltona) lub Ossolineum . Większość książek, jakie przychodzi mi kupować, nabywam na Allegro (np tragedie Ajschylosa z lat piędździesiątych, jakoś po dwutysięcznym zostały wznowione ale są w dalszym ciągu trudne do dostania, Wojnę Chocimską Potockiego dostałem na Allegro. *Na pewno nie przejdziesz obojętnie obok Harrego Pottera albo książek Browna.* O Brownie zresztą mało co słyszałem (tyle że książka miała problem z Kościołem, czu cuś). Jakoś mnie to ominęło... *Czy czytujecie literaturę piękną dla przyjemności, tak po prostu?* *W domu mam [...]i inne Większość z nich czyta się z prawdziwą pasją i większości z nich na polskim się nie omawia.* Większość z nich się na polskim nie omawia, lub, (o zgrozo) nawet nie są dostępne dla przeciętnego zjadacza książków! (takie Luzjady Camões'a wydane w latach dziewięćdziesiątych w Polsce są praktycznie nie do dostania, jak ktoś ma CAŁOŚĆ po polsku to z chęcią odkupię) *Czy Waszym zdaniem klasykę czyta się ciężej niż kiedyś, że jest trudniejsza w odbiorze z racji upływu lat?* *"Antygona" jest stale wystawiana w teatrach, było też kilka sztuk teatralnych inspirowanych dziełem Sofoklesa, choćby uwspółcześniona "Antygona w Nowym Jorku" Głowackiego. Czytałam też kiedyś dramat pt. "Antigona" katalońskiego poety i dramaturga Salvadora Espriu nawiązujący do wojny domowej w Hiszpanii. Wnioskuję więc, że te dzieła zawierają treści ponadczasowe, skoro nadal funkcjonują w kulturze, nawet masowej, choćby w strywializowanej formie. * Tak, było kilka sztuk zainspirowanych dziełem Sofoklesa. Ja polecam chociażby Antygonę Kreona Miro Gavran'a, bo pomimo nawiązania do Starożytnego Dzieła jest oryginalna. |
Strażnik słów Moandor15.10.2011Post ID: 65001 |
Do Kanonu, tj. książek, które warto znać dla siebie zaliczyłbym dwóch jeszcze pisarzy: Johna Steinbecka i Williama Faulknera. Faulknera jeszcze nie zgłębiłem (choć mam jego trzy książki), więc nie będę się szerzej wypowiadał. Natomiast Steinbeck, po głębszym zapoznaniu się z jego książkami zdecydowanie przypadł mi do gustu. Szczególnie "Na wschód od Edenu". |