Ghost Nieudany

1 2
Jesteś na stronie 1. Następna

Rozdział Pierwszy
Nieudany Mag

Noc w mieście Precheni. Ulicami tej stolicy złodziejstwa, czarów i podróżników podążał pewien mężczyzna. Nie było w tym nic dziwnego. W Precheni żyło wielu dziwaków i odchyleńców. Ów przybysz miał zarzucony na plecach granatowy płaszcz, a na głowie sterczał mu czarny, fikuśny kapelusz. Turysta mógłby stwierdzić, że to mag. Bardzo by się mylił! Trudno nazwać magiem kogoś, kto skrywał pod szatą w kolorze nieba nocą mosiężną zbroję. Mag opierał na barku siekierę o drewnianym trzonku długości metra. Ktoś, kto przybył niedawno do Precheni, mógłby stwierdzić, że mężczyzna ma sporą krzywę, jeśli dźwiga taki ciężar. Nie było to prawdą. Cały sekret polegał na odpowiednim wyważeniu ciężaru siekiery. Plecy owinięte miał pasem, z którego zwisała jakaś kiepska kusza, którą można było kupić za parę sztuk złota na bazarze. Przybysz zatrzymał się przed drzwiami gospody. Zdjął siekierę z barka, zasłonił oczy kapeluszem i wszedł do karczmy.
W środku wszyscy tak dobrze się bawili, że nie zauważyli wejścia osobnika. Mężczyzna wiedział, że już jest bezpieczny od chichotów mieszkańców, i podniósł kapelusz, odsłaniając swą twarz. Podróżnik miał potargane, rude włosy, które opadały mu na czoło, nieudolnie imitując grzywkę. Jego nieco haczykowaty nos i piwne, przenikliwe oczy sprawiały wrażenie, że ma się do czynienia z wariatem. Podbródek jegomościa porośnięty był zadbaną, kozią bródką. Przybysz przepchał się do karczmarza.
- Piękną mamy noc... - powiedział.

- Taaak, bardzo - odpowiedział karczmarz.

- Aromatyczna, erathiańska zupka owocowo-warzywna. - te słowa wymówił już niższym tonem.

- Słodka, czy kwaśna?

- Cholera, tego nigdy nie pamiętam... Słodka!

- W porządku. Tylko Ghost Nieudany zna to hasło.

Przybysz odetchnął z ulgą, i wszedł przez drzwi na zaplecze. Znalazł się w czymś, co w ogóle nie przypominało typowego zaplecza karczemnego. Wszędzie porozwieszane były skóry upolowanych zwierząt, a sufit ozdobiony był różnego rodzaju przedmiotami, których przeznaczenia Ghost wolał nie dociekać. Przy otwartym oknie siedział łysy, garbaty staruszek, który oglądał niebo przez teleskop.
- O, Ghost! Gotowy na nowe zadanie? - zawołał wesoło starszy mężczyzna.

- Arrgh... To znaczy, tak, Mistrzu. - powiedział Nieudany z udawaną grzecznością. "Gdybym nie był gotowy, to bym tu nie przychodził, bezmózgi staruchu!" - pomyślał Ghost.

- Tak więc two... - dziadek urwał wypowiedź. Przez otwarte okno zaplecza wpadła wielka kula ognia. Jak szybko wydedukował Ghost, starzec nie zmarł od płomienia. Mag widział ludzi, którzy ginęli od ognia. Zazwyczaj krzyczeli, biegali i turlali się po ziemi, by ugasić ogień. Staruszek raczej dostał zawału, kiedy zdał sobie sprawę, że ktoś przerywa jego miły wieczór wielką ognistą kulą. Płomień w mig objął cały pokój.

- Żenada. - westchnął Ghost, i wrócił do gospody.

- CISZA! - ryknął, ale tłum był tak pochłonięty zabawą, że krzyk Nieudanego uznał za czknięcie jakiegoś pijaka. "Arrgh." - pomyślał Ghost. Nagle, olśniło go. Wrócił na zaplecze, i chwycił jedno z płonących krzeseł. Rzucił nim w tłum. Goście gospody tłumem wybiegli z karczmy, przerażeni widokiem ognia.

- JAAAARRRRGH! - jęknał Nieudany.

Tłum, wybiegając z karczmy, zrobił więcej szkód niż sam pożar (przy okazji taranując wolniejszych gości). Uciekający rozwalali wszystko. Drzwi, stoły, paprotki na parapetach. Byle uciec od ognia.

Tymczasem Ghost przeszukiwał zaplecze. Wywnioskował, że dziadunio musiał z czegoś mu wydawać pieniądze za wykonywanie misji. W trakcie poszukiwań, minął się z płonącą biblioteczką, która o włos go nie przygniotła. Szukał już kilka minut, ale w końcu znalazł. Trzy, pękate torby pełne złota, ukryta w niewielkiej gablotce (którą byle dzieciak mógłby otworzyć za pomocą druta). Ghost widział przed sobą świetlaną przyszłość. Dzięki tym sumom, mógłby wrócić na studia do Czaroksięskiego Uniwersytetu.

Bo, jak mogłeś, drogi czytelniku, przeczytać na początku, nasz bohater nie był prawdziwym magiem. Zamierzał nim być. Ale przeszkodził mu w tym jeden, niezwykle głupi dowcip jego kolegów. Ghost był całkiem pilnym studentem Czaroksięskiego Uniwersytetu. Zawdzięczał to nie doskonałej pamięci, a urządzeniu zwanemu Sekwencerem Pergaminowym. Wynalazek ów odczytywał zwoje z zaklęciami, opowieściami i innymi tekstami. Ghost w ten sposób zapamiętywał formuły czarów, zakładając Sekwencer na głowę i kładąc się spać. Gdy się budził, znał już teksty zaklęć, cytaty wielkich magów, i inne potrzebne na egzaminy rzeczy. Pewnego razu, koledzy zażartowali z Ghosta. W nocy, zakradli się do biblioteki, i ukradli zwój z Zakazanym Zaklęciem Czwartego Stopnia Zaawansowania Magicznego. Włożyli pergamin do sekwencera, by Nieudany nauczył się właśnie tego czaru. Skutki były dosyć nieprzyjemne. Zaklęcie wymazało z pamięci Ghosta wszystkie dotychczas zapamiętane zaklęcia, zostawiając tylko siebie. Niedoszłego maga dyrekcja wyrzuciła na pierwszym półroczu. Podejrzewali zapewne, że Ghost specjalnie ukradł zwój z Zakazanym Zaklęciem Czwartego Stopnia Zaawansowania Magicznego, by wyprzedzić z wiedzą innych studentów. Teoretycznie, Nieudany nie miał się czym przejmować. Ów czar potrafi wywołać każdy efekt, włącznie z wywołaniem magicznego pocisku, przywołania kamiennego golema czy też stworzenie niewyczerpalnej rolki papieru toaletowego. Z praktyką było gorzej. Problem polegał na tym, że do opanowania Zakazanego Zaklęcia Czwartego Stopnia Zaawansowania Magicznego potrzeba około dwóch lat nauki (a i tak istnieją niewielkie szanse, że mag będzie miał pełną kontrolę nad tym czarem). Ghost nie miał odpowiedniej mocy, by sprawnie korzystać z mocy magii tego stopnia. Jedyne, co mógł robić, to modlić się, by Zaklęcie zadziałało w odpowiednim momencie. Czar aktywował się najczęściej wtedy, gdy Nieudany był w sytuacji śmiertelnego zagrożenia. Ot, nagle robiło się wielkie BUM, powstawał wielki krater w ziemi, w którym siedział człowiek z obłędem w oczach.

Ghost szybko zabrał sakwy, wepchnął je do kieszeni, i wybiegł z zaplecza. Karczma była już nieźle zajęta płomieniami. Co chwilę coś się łamało i podniecało ogień. Ghost wybrał odpowiedni moment, kiedy już nic nie spadało i nie zaczynało się palić, po czym ruszył w stronę wyjścia. Chciał jak najszybciej dostać się do swojej biblioteki i tam zostawić pieniądze. (W bibliotece, gdyż Ghost był właścicielem jednej takiej. Prowadził ją razem z orangutanem Cookiem. Małpiszon nie umiał się wysławiać, ale w jego czynnościach dało się znaleźć odrobinę logiki. Jeśli patrzeć na logikę oczami małpy.).

Pomagać w gaszeniu gospody zjechało się całe miasto. Nieudanego jednak nie to niepokoiło. Martwił się, czy nadjeżdżająca dorożka na pewno należy do tych osób, które ma na myśli.
- STAĆ! - pojazd zatrzymał się na rozkaz kobiecego głosu. Z dorożki wysiadła młoda, ładna elfka, odziana w purpurowy płaszcz oraz gruby, rudobrody krasnolud. - Doskonale! Chcę mieć to na pierwszej stronie! Dalej, rób obraz tej gospody! - powiedziała do krasnoluda obok, który miał zawieszone na szyi dziwne pudełeczko. Chwycił je, przyłożył do oka, i nacisnął duży, czerwony przycisk. Ze szparki w jednej ze ścianek kartonika, wypełzła mała karteczka przedstawiająca płonącą gospodę.

"O NIE! Ensifer, reporterka Czasu Imperium!" - pomyślał Ghost. Precheni nie należało do Jaskini Behemota. Położone było jednak wystarczająco blisko, by tygodnik "Czas Imperium!" docierał do tego miasta. Ghost stawiał sobie za punkt honoru wymierzenie kopniaka najbardziej irytującej reporterce - Ensifer. Kobieta ta była diabelnie wścibska. Każdy polityk uciekał od tej elfki, gdyż potrafiła zniszczyć reputację dowolnie wybranej osoby. Nagle, podbiegła do Ghosta, który pacnął się w czoło ze złości, że nie ulotnił się wcześniej. Krasnolud, pomocnik reporterki, wyjął z kieszeni małe urządzenie, do którego włożył pergamin. Wynalazek rejestrował mowę, którą zamieniał potem na słowa na pergaminie.

- O to stoję przed świadkiem tego okropnego zdarzenia w mieście Precheni, gdzie wybuchł pożar. Jak się pan nazywa? - zapytała Ensifer, rozkazując gestem, by krasnolud nagrywał to, co mówi.

- Eee... - zaczął mówić Nieudany.

- Dziękuję, czy był pan bezpośrednim świadkiem pożaru? Był pan gościem gospody?

- HEJ! - krzyknął nagle Ghost. - Tam macie bohatera wieczoru, to on wyprowadził wszystkich bywalców, kiedy ogień zajął się gospodą!

Mówiąc to, wskazał palcem na stojącego w pobliżu jegomościa w zbroi. Ensifer natychmiast podbiegła do mężczyzny.
- Dobry wieczór, jestem Ensifer, reporterka Czasu Imperium. Jak się pan nazywa? - zapytała mężczyznę.

- Jestem Hendryck Bez Skazy, honorowy rycerz i pogromca zła! - odpowiedział mężczyzna.

- Czy to prawda, że wyprowadził pan bywalców gospody, gdy zauważył pan ogień?

- Zaiste! Był to czyn cnotliwy, ale każdy pobożny pobratymiec dokonałby tego szlachetnego dzieła. Obywatelski obowiązek, ale jakże cny!

Gdy rycerz Hendryck Bez Skazy mówił o cnotach, obywatelskim obowiązku i innych jakże honorowych rzeczach, Ghost ulotnił się do swojej biblioteki.


Jesteś na stronie 1. Następna
1 2