Rycerz Zygfryd i księżniczka Roksana
1 2 3 | ||
Poprzednia | Jesteś na stronie 3. |
Tymczasem Zygfryd stał się najbardziej zaufanym doradcą księżniczki.
- Gdyby nie ty, Arwao z łatwością zdobyłby zamek. Dziękuję ci sir Zygfrydzie...
- Eee... Naprawę nie ma za co... To było nasze przeznaczenie...
- Co? Jakie przeznaczenie?
I Zygfryd opowiedział Roksanie spotkanie z wróżką i to, że znalazł swoje szczęście czekające w zamku, i że tym szczęściem jest... księżniczka. Roksana spłonęła rumieńcem i spuściła oczy (jak to zazwyczaj robią dobrze wychowane księżniczki), zaś nasz rycerz nie bardzo wiedział co robić dalej...
- Chodź ze mną sir Zygfrydzie. Pokażę ci swoje komnaty. Tam będziemy mogli spokojnie porozmawiać.
Porozmawiali więc spokojnie, o tym i owym... Zygfryd opowiedział o swojej wędrówce (przemilczając jedynie przygodę z Amźdeiw), Roksana o szarych stronach bycia księżniczką, aż znaleźli wspólny język.
Zrobiło się późno... Rozmowa z tematów ogólnych zeszła na bardziej konkretne, zaczęli rozmawiać o miłości, Zygfryd wyznał ją w końcu otwarcie...
A nocą...
- Mmmmmm... - powiedziała księżniczka.
- MMMMMM... - odpowiedział Zygfryd.
- Aaaaaaaaaa... - wznowiła rozmowę Roksana.
- AAAAAAA... - przyznał jej rację nasz rycerz.
I tak rozmawiali do późna w nocy.
*
Ale nie myślcie, że Arwao dał za wygraną! Zachowanie księżniczki było tyleż dziwne, co szargające jego dumę i honor. Miłość, którą przedtem czuł, albo zdawało mu się, że czuł do księżniczki (bo przecież na pewno tego wiedzieć nie mógł, Roksanę znał jedynie z kilku dawnych dyplomatycznych wizyt i portretów przywożonych do jego księstwa), prysła jak bańka mydlana, zaś na jej miejsce przyszła nienawiść i chęć odwetu. Postanowił zmyć swoją hańbę krwią niewinnych mieszkańców płynącej mlekiem i miodem krainy oraz przede wszystkim krwią ich księżniczki... Rzecz jasna dla niej przygotowywał już specjalny rodzaj śmierci... Miał kilka pomysłów, jeden bardziej wyrafinowany w swoim okrucieństwie od drugiego. Lepiej nawet nie będę o nich pisał....
Zaatakował zamek Roksany stojąc na czele swoich oddziałów z taką furią, na jaką stać tylko oszołomionego wzgardzeniem mężczyznę, który miast utonąć w samobójczych myślach, próbuje wywrzeć zemstę (bardzo popularny rodzaj reakcji u zadufanych w sobie książąt). Zamek nie wytrzymał naporu, niewielkiej przecież, armii. Napastnikom udało się dostać do środka.
Wśród bitewnego zgiełku, Arwao znalazł księżniczkę, do której dostępu bronił walczący dzielnie, umazany we krwi wroga, Zygfryd. Wywiązała się walka. Arwao zamachnął się potężnie, ale Zygfryd odbił cios i przystąpił do kontrataku. Całe lata ćwiczeń przyniosły efekt. Po chwili nasz rycerz trzymał miecz centymetr od gardła zaniedbującego naukę walki księcia. Ostrze miecza już miało przebyć ten ostatni centymetr gdy...
- Ty podła wiedźmo! Ja przybyłem prosić o twoją rękę, a ty czym mi odpłaciłaś?! Niech moja śmierć sprowadzi na ciebie klątwę! - krzyknął Arwao i byłyby to jego ostatnie słowa, gdyby nie...
- Zostaw go, Tygrysku! Co on bredzi? Niech się wytłumaczy...
I Tygrysek, a był nim oczywiście Zygfryd, usłuchał pani swego serca, choć przecież rozsądek powinien był przyprawić go o głuchotę.
Wojsko księcia, choć bardzo dobrze wyszkolone, gdy zobaczyło, że Arwao jest w mocy wroga, straciło morale i pierzchło przed znacznie liczniejszym, złożonym z ochotników wojskiem Roksany.
Po bitwie księżniczka dowiedziała się o prawdziwym celu przybycia Arwao, a widząc, że Tygrysek nie zaprzecza, nachmurzyła się i zamknęła w swojej komnacie nikogo nie wpuszczając do środka przez całe dwa dni (wyjątkiem byli służący przynoszący jedzenie, szaty, przygotowujący kąpiel i inne niezbędne księżniczce rzeczy).
*
- Dlaczego mnie okłamałeś? - to były pierwsze słowa, które usłyszał od niej Zygfryd, gdy już pozwoliła mu się odwiedzić.
- Nie mogłem inaczej zwrócić na sobie twojej uwagi, zbliżyć się do ciebie. Gdybym powiedział prawdę, zapomniałabyś o mnie szybko, a zaczęła myśleć o księciu...
- Pewnie masz rację, ale teraz prawda wyszła na jaw.
- Czy to coś zmienia? Przecież wciąż kocham cię tak samo, a ty chyba wciąż kochasz mnie...
- Przykro mi. Wychodzę za księcia.
- ??????!!!!!!
- Możesz nadal mieszkać w zamku i kiedy Arwao wyjedzie na łowy nawet mnie odwiedzać, ale nie licz już na więcej.
- Zmusił cię do ślubu?
- Ależ skąd... To raczej ja musiałam go do tego na nowo nakłaniać.
- Dlaczego?
- Musisz wiedzieć o czymś, co dla mnie już od początku było oczywiste.
- O czym?!
- Nie jesteśmy z tej samej paczki puzzli.
***
I tak Zygfryd znowu został sam, mając za jedynego towarzysza swego wiernego rumaka. I znów podążył za zachodzącym słońcem, bo nie miał zamiaru zostać weekendowym kochankiem, ani czekać na rychły ślub Roksany.
Poprzednia | Jesteś na stronie 3. | |
1 2 3 |