Jesteś na 2 stronie. Przejdź do: 1 2
Lopez

2002-06-21 12:50

Komentarz z czasów Tawerny.

Przeczytałem to z zainteresowaniem jeszcze raz.
Błędów jest już mniej albo tak nie rażą. Zauwazyłęm tylko kilka. Za to fabuła mi się bardzo podoba.
Minęło już sporo czasu, a dalszego ciagu jak nie było tak nie ma. Zachęcam.

Grenadier

2002-07-03 14:30

Komentarz z czasów Tawerny.

Całkiem przyjemna opowieść. Dobrze się to czyta i moim zdaniem część zarzutów wczesniej opisanych nie jest słuszna.
Ze swojej strony mam także uwagi:
1. PRZECINKI
2. Przeczytaj to jeszcze raz, bo czasem faktycznie zupełnie niepotrzebnie powtarzają sie niektóre wyrazy. Nie ma to większego znaczenia, ale czyta sie niezręcznie takie momenty. NP: "Stało tam też kilka solidnie zbudowanych chat. Przed każdą chatą" - wystarczy "Przed każdą z nich..."
3. Na samym początku - tropicielom brakowało ludzi. Jasne, że w sensie "żołnierzy", ale skoro przyjmują elfów, to może warto to zmienić.
4. Jasno złocistego słońca się nie czepiam. Licencia poetica, ale czy ktoś widział kiedyś ciemnozłociste słońce?
5. W zdaniach : "Wszak kiedy goblin walczy to o buntowaniu się nie myśli. Ba on o niczym wtedy nie myśli." warto wyrzucić "się" w pierwszym i dać "innym" w drugim. Na razie nie ma to sensu. Literówke pomijam.
6. Ilu w sumie liczył oddział tropicieli. Bo skoro w każdym starciu tracą conajmniej 8 żołnierzy, to codziennie muszą byc uzupełniani takimi grupami, jak 20 elfów.
7. Po "Królewscy tropiciele ruszyli więc ku obozowi." dał bym akapit. W końcu nowy rozdział się zaczyna.
A tak w ogóle to coś mi tu nie gra. Gdzie stał ten wartownik? Przed palisadą? Skoro tak to bez sensu - pilnował obozu czy lasu zakładając dużą przestrzeń po między jednym a drugim. A z drugiej strony skoro obóz otoczony jest palisadą, a las rośnie zaraz obok - tak rozumiem opis - to ten, kto zbudował obóz jest dyletantem, skoro z lasu można skoczyć na palisadę. A gdzie miejsce, by w razie ataku łucznicy mieli wolną przestrzeń na strzał?
8. Słowo spaczenie. Hm, trzeba w ten sposób pokreślić to co chcesz w ten sposób powiedzieć, ale na przestrzeni kilku linijek jest ono aż trzy razy, a to o jedno za dużo.
9. Rozkazy nie trzeba wydawać kwiecistą mową. Lekka przesada: "Weź list ten i do króla rączo go ponieś" itd. Brzmi to śmiesznie, zwłaszcza w sytuacji, w jakiej się znaleźli.
10. Kolejna nielogiczność - z drzew oddziałek rozpoznawczy obserwowały setki oczu - skoro tych bestyj było tyle, to na co tak długo czekały. Nakryły by cały obóz czapkami przy swej skuteczności. I dalej jest niestety to samo.
11. A w ogóle to nadają się na zwiadowców jak kozia d... na trabę. Byli kilkaset metrów od obozu i nie mieli ze soba nic, by ostrzec innych, żadnej wspomnianej trąbki czy rogu. Wartownicy też powinni sprzatać latryny raczej. Facet doszedł do częstokołu, strzelają do niego a ci nic. Dopiero jak wywalił sie w bramie to go zauważyli. Oj, regulamin służby wartowniczej chyba w kiblu wisi... Sorki, że tak surowo, ale skoro noc wcześniej wszyscy zostali ostrzeżeni wizytą bestii, to raczej wiedzą, że nie są na wakacjach, a tu nawet brama otwarta....
12. Literówek się nie czepiam, bo to pryszcz
Miałem kłopot z oceną. Zasługujesz na 5 z cała pewnością, ale dałem niżej tylko dlatego, że nie ma 4,5 albo 5 minus.
A na koniec - czekam na dalszy ciąg, bo ciekawie się to rozwija.

Morgraf (2002-07-24):
Re 5.

Re 6.
Wcale niekoniecznie. Opowiadanie tyczy wyjątkowych zdarzeń z życia tropicieli, takie potyczki jak ta nad rzeką nie są wcale zbyt częste, a oddział mógł liczyć do stu osób (według współczesnych doktryn wojskowych strata 8 % stanu wyłączył by go z walki:)). Zwykły dzień na pograniczu jest pewnie spokojniejszy, a straty są raczej rzadkie, a do tego król coś od czasu do czasu przysyła, choć jak widać dowódca za swą samodzielność płaci koniecznością dbania o sprawy swego oddziału.
(chciałem napisać krótko na temat, ale wyszła mi cała litania:))

Re 7.
odległość lasu od palisady to pewnie około 100 metrów (to raczej czasowe schronienie pewnie sezonowe, jak wiadomo oddziały stosujące taktykę partyzancką zwykle pozostają w ruchu, być może od czasu ich ostatniej bytności w obozie las ruszył nieco w kierunku obozu, wyrosło wiele krzaków, zarośli itp. których jeszcze nie oczyszczono). reasumując postaram się co nieco zmienić.
Wartownik mógł stać tuż za palisadą, ale wcale nie musiał. bardziej prawdopodobne że trochę łaził, pewnie zbliżał się też do lasu no wiadomo

Re 9.
Być może brzmi to nieco śmiesznie, ale efekt jest w zasadzie zamierzony, jak pewnie zauważyłeś ten dowódca nieustannie zapodaje staroświecką mową, czego nie ma u jego podkomendnych. on już taki jest, pochodzi z rodziny z tradycjami, tak go nauczono mówić i tak mówi zawsze i wszystko.

Re 10.
Były dwa rodzaje bestyjek (być może tego nie zaznaczyłem w tekście, moja wina). Te z zarąbistą skutecznością to zwiadowcy, pewnie niezbyt liczni w armii. Co do tego nakrycia czapkami to oczywiście, przewaga liczebna była ogromna (przewaga jakościowa też!), ale te paskudy a raczej ich dowódca wcale nie chcieli załatwić tropicieli po cichu. A to dlaczego: (mały wykład o wojskowości)
-element zaskoczenia był i tak nie do uzyskania (podług ich wiedzy), stanowiska patroli przed rzeką były gęste i liczne, a jedyne miejsca gdzie można było sforsować rzekę naprawdę dużymi siłami (mosty) dobrze obsadzone i bronione
-zależało im na wywarciu pewnej presji psychologicznej (obniżeniu morale) na siły wroga, jak utopili w morzu krwi elitę imperialnej armii (powiedzmy że to była elita, a na pewno była za taką uważana) to musieli obudzić strach w sercach innych ludzi, a przerazić przeciwnika to zwyciężyć
-jak się później okaże cel był jeszcze jeden, mianowicie sforsowanie rzeki było trudne albo niemożliwe (dla dużej armii) więc wroga trzeba było wywabić za rzekę (ewentualnie zdobyć przeprawy, dobrze bronione i mogące liczyć na szerokie wsparcie i bogate zaplecze) Dlatego ten samotny jeździec zdołał uciec (tysiące łuków i tysiące strzał, żadna nie trafił, niemożliwe!), wypuszczono go celowo by zwrócić na siebie uwagę, ot jakiś megaloman tam siedzi:)

re 11.
Co do zwiadu w lesie, to na pewno mieli jakieś urządzenie sygnalizacyjne, ale nie wiem czy ktokolwiek byłby skłonny dmuchać sobie w najlepsze:) kiedy otaczają go setki wrogów a śmierć zagląda mu do oczu. Nie szargajmy pamięci tych szlachetnych zmarłych, którzy na pewno w pierwszym momencie stracili głowy (dosłownie stracili dopiero później:))
Tak z tym wartownikiem to sam nie wiem co powiedzieć, zastanowię się jak to zmienić, spróbuje też zamknąć bramę (ale jak ma nie naoliwione zawiasy to mogę nie dać rady:))

Re 12.
I bardzo słusznie:)

Lopez

2002-07-10 12:16

Komentarz z czasów Tawerny.

Przeczytałem cd i jestem rozczarowany.
Tyle się mówi o przeczytaniu kilkakrotnym, sprawdzeniu błędów w Wordzie, przecinkach, a ty to wszystko olewasz.

Jedyne co młodzieniec ujrzał to wypalone miejsce po ognisku, resztki kilku prowizorycznych chat i duży obszar wydeptanej trawy.
-chyba ognisk powinno byc więcej?-

Młodzieniec czuł narastające zmęczenie, jednak wiedział że każda chwila jest cenna na wagę złota
-przecinek po cenna-

Zajdźcie zawiadomić komendanta
-zejdźcie-

Słabo opisałeś tę twierdzę-most, co to za licho?

Zajdźcie zawiadomić komendanta. Tan jeździec wygląda na wojskowego...
-zejdźcie, Ten jeździec,-

Niech się zbliż
-zbliży-

Wyraźnie widać było szczegóły jego ubiory
-ubioru-

Koń posłańca niespodziewanie stanął dęba...
-tak od razu?, powinien wcześniej zdradzać oznaki krańcowego zmęczenia chyba?-

Wreszcie rzekła (komendant)
-rzekł-

Denerwowało go to i uważał iż przeczy to zasadą wolności
-zasadom-

Habit nieustannie płatał mu się pod nogami
-plątał-

Słycham z pokorą panie.
-słucham-

iż te poczwary zostały prze jakąś potężniejszą istotę zaprzęgnięte do walki
-przez-

lęgowisk
-może legowisk?-

A co do tropicieli Gurharda to podejrzewam że nikt z nich nie przeżył
-dlaczego, na jakiej podstawie tak twierdzi, tylko na podstawie starych ksiąg, które kiedyś, dawno czytał?-

Przecinków wiem, że nie lubisz, ale bez przesady, w niektórych momentach aż się proszą, przed "a" "który" "że" "iż".

Na razie musiałem obniżyć moją ocenę opowiadania.

Morgraf (2002-07-24):
Literówki postaram się szybko poprawić.
Zapewniam cię że opowiadania było pisane w Wordzie (nie tylko sprawdzano błędy).
Przecinki już poprawiam na potęgę (okazało się że Word potrafi wyszukać wszystkie że, aby itp. dziwactwa) i niedługo to zmienię.
Co do wielokrotnego czytania to obiecuje że teraz nim coś puszczę w sieć najpierw przeczytam (ale to strasznie nudne więc nie spodziewajcie się szybko dalszego ciągu)

A twierdza-most to twierdza-most, było coś takiego np. w M&M 7. Tylko że to tutaj jest zdecydowanie większe. Wiszą ot sobie te tony kamienia na strumykiem i już (wydaje mi się że to wygodny sposób obrony przeprawy przez rzekę)

lęgowisk też jest dobrze (a teraz nawet nie pamiętam co to miało być pierwotnie:), pisałem to już z 6 miesięcy temu)

Co do tego przemądrzałego mnicha to myślę, że był na tyle zarozumiały, iż nie wahał się wyciągać szybkich wniosków. zaskakujące ile z tych zakurzony ksiąg można wyczytać, co nie?:)

Grenadier

2002-07-26 10:30

Komentarz z czasów Tawerny.

Hm, odpowiedź na pk. 5 będzie?
A teraz inne, bo z wrażenia, żem taka noga z wojskowości to najpiewrw przeczytałem jeszcze raz słowo po słowie opowiadanie, a potem jeszcze raz sprawdziłęm z czego pisałem pracę dyplomową, hm, wojskowość jak byk...
A teraz do Ad Remu ;)
- kwiecisty język - no dobra, nich Ci będzie. "Azaliż zamknijcie te wrota, albowiem jakowyś wróg plugawy się do nas zbiża swą peregrynacyją i rany okrutne zadać nam może" ;) OK, nich se będzie z wysokiego rodu, ale nie musi być idiotą, gdyż w ważnych momentach każde zbędne słowo kosztować może życie. Nie czepiam się jego gadaniny tylko wydawania rozkazów...

- "mieli do przebycia parę ładnyj staj" - bite zajrzeć do encyklopedii, bo są żółwiami. Miara odległości miała w staropolsce 134 metry, albo po 1819 roku 839 metrów. A jeśli nawet o inne staje Ci chodzi, to nie zmienia to faktu, że jest to miara do określania nikczemnych odległości. Mile powinny być abo wiorsty...

- wojna między humanoidami - czy aby wyłącznie? A te bestyje ludzkopodobne były?

- akapit od "Słońce chyliło..." - słowo porośnięte powtarza się za często

- "pod wodzą Sambura milczącego olbrzyma" - te epitety to dalsza część jego imienia? Jeśli nie to PRZECINEK.

- "która na tym odcinku swego biegu pędziła szybko" - "biegu" i "pędziła" obok siebie brzmią fatalnie. Słowo "nurt" aż się prosi.

- "nie karze się szukać" - mam nadzieję, że nie chodzi o karanie..., a o "kazać" czyli...

- "Dowódca chwycił pióro i pergamin. Kreślić pośpiesznie kształtne litery na ciemnożółtej materii zwoju. W ciszy słychać było skrzypienie pióra, przesuwającego się po pergaminie." - to pięknie, poetycko niemal brzmi, ale skoro chwycił pióro i pergamin to raczej po niczym innym nie mógł skrzypiąc, pisać, tfu, przepraszam, kreślić...

- dochodzimy do wojskowości. Taaaa.

1. Co jest obowiązkiem zwiadowcy: zebrać info, dostarczyć dowódcy (w skrócie), jak się nie da, mimo wszystko jakoś tę info dostarczyć, a jak się nie da, to nie ratować własne tyłki, tylko dostarczyć czytaj "ostrzec". Pomijam fakt, że wartownicy w obozie byli i tak głusi, bo nie słyszeli jak wśród koron drzew rozległo się zawodzenie. "Cichego szelestu" się nie czepiam, ale spróbój głośno zaszeleścić.
2. To nie wojskowość, a logika: skoro las rósł 100 metrów od palisady, to nawet 50 metrów czołgania się w 20 żeleźcami w plecach jest naciąganie chociażby ze względu na czas - spróbuj to zrobić bez grotów w plecach...
3. Z wojskowego punktu widzenia (lecz nie literackiego) w tym opisie brakuje zamieszania, jakie wywołał powrót rannego. Tymczasem Gerhart zajmuje się czarami i poezją słowną... Marny dowódca.
4. Sorki, ale Twój wykład o wojskowości niczego nie tłumaczy, a nawet jest bez sesnu. Zaprawdę powiadam Ci (cholera, ta maniera Gerharda mi się udziala), że znam lepsze sposoby na wywabienie wrogiej armii niż wymordowanie zwiadu (pozorowana ucieczka na przykład). Skoro zza rzeki, która dla wroga jest barierą, wraca jeden jeździec z ostrzeżeniem o silnej armii, to tylko kiep forsuje fluvius dający dobrą pozycję obronną. To się nazywa przewaga manewru, gdyż niweluje wrogą przewagę inicjatywy, której i tak ma niewiele, bo forsować rzekę, jak sam piszesz, można tylko w kilku miejscach. Co robi dobry dowódca - czeka, aż wróg stępi pazury na szturmach, a zaatakuje, jak będzie się przeprawiał (Potop poczytaj). Ponadto jak można się domyśleć po "królewskiej" stronie rzeki obrońca dysponuje rokadami ułatwiającymi szybki manewr.
Z tekstu nie wynika wcale, że granica jest dokładnie i pilnie strzeżona, lecz coś wręcz przeciwnego. Że posterunki sa nieliczne, bo w kraju wybuchł bunt i król ściaga wojska. Cytat: "wszystkie jednostki z pogranicznych terenów wycofano do kraju. Niemal połowa hrabiów królestwa wystąpiła zbrojnie przeciwko Królowi". A sam komendant mostu mówi, że jest słaby...
ps. jak coś jest koronne, to nie może być imperialne.
Koniec wojskowości, chociaż mam ochotę napisac coś jeszcze.
- imiona i zaklęcia. Bardzo lubisz pewne litery i sylaby i to widać. To jest kwestia de gustibus, ale mi to trochę zgrzyta.

- "Śmierć dopadnie ciebie i każdego ludzkokształtnego w obozie nim upłynie piasek w tej klepsydrze. - Tu wskazał na niewielką klepsydrę stojącą na stole tuż obok ciała. Piasek sypał się w niej szybko..." - a jakby wywalić klepsydrę z wypowiedzi, a drugi piasek zastąpić "ziarnami"? - "Śmierć dopadnie ciebie i każdego ludzkokształtnego w obozie nim upłynie piasek. - Tu wskazał na niewielką klepsydrę stojącą na stole tuż obok ciała. Ziarna sypały się w niej przeraźwie szybko, zbyt szybko". Dodałem też coś od siebie ;)

- im dalej to czytałem tym coraz mniej mi się chciało zauważać powtórzenia. Za dużo... Literówki także...

Rozpisałem się, ale tak naprawdę to jestem temu opowiadaniu życzliwy, ale za bardzo brniesz w bezsensy i muszę obniżyć ocenę, chociaż trochę mi szkoda...

Morgraf (2002-07-30):
uffff...
ale żem trafił:)
ale spróbuje jeszcze wyjść z twarzą i lepiej wyjaśnić jaką logiką się kierowałem (jeśli jest błędna to prosze o wybaczenie).
rzeka oczywiście jest dobrą linią obrony, trudna do sforsowania, jej dolina jest porośnięta stepem i raczej płaska. Ale wybiegając nieco w przyszłość opowiadania to powiem tak: wojskami królestwa (imperium:)) dowodzi sam władca, nie jest on wcale przekonującym dowódcą, powiem więcej pojęcie o dowodzeniu ma on marne (jak ja, może zostanę królem:)), za to jest sprawnym politykiem i tak naprawdę nie ma wyboru tylko musi wydać wrogowi walną bitwę. kraj się buntuje, lud nie jest mu przycchylny, sąsiedzi są wilce zachłanni a on musi mieć posłuch. Jak gdzieś w tekście jest wspomniane trwa wojna domowa która z punktu widzenia władcy jest już przegrana. Dla niego jedynym wyjściem jest skierować ostrze armii przeciwko zewnętrzym zagrożeniom, pod tym względem nowa wojna to błogosławieństwo (powiedzcie to setką szeregowców którzy muszą zginąć:)). Schemat jest prosty ogłasza wszem i wobec że kraj jest w niebezpieczeństwie, wzywa do zjednoczenia (wokół jego osoby, rzecz jasna), w ten sposób kończy (zapewne chwilowo) wojnę domową (zbyntowani możnie to patryioci[karamba, tak to się pisze?:)]), wyrusza pokonuje wroga (optymista:)), wraca do kraju jako wybawiciel i może dosyć spokojnie rządzić. Ale nieodzownym elementem jest tu ostateczne bitwa która efektownie i krwawo zakończy sprawę. Jeśli by miał stać i czekać aż wróg zaatakuje, albo i nie, to szybko odżyły by dawne waśnie, lud by zaczął szemrać, baronowie występować przeciw władcy, jest mu to skrajnie nie na rękę. On przekroczy tą rzeke jeśli będzie musiał o czekaniu i obronie nie ma mowy. I zaprawdę powiadam ci:) jego przeciwnik o tym wszystkim wie i tu tkwi szkopuł. Tek ktoś jest świetnie zorientowany w sprawach wewnętrznych wroga i chce je wykorzystać, zmuszając go do walki w dzikim terenie gdzie gobliny i "stworki" będą miały przewagę (choć napewno nie liczebną). Wie że szturm przez rzekę to samobójstwo nawet jeśli udało by się wziąć twierdze-mosty (wszystkie cztery) z zaskoczenia.
No to właściwie tyle, jeśli całe rozumowanie jest błędne (możesz to ocenić z punktu widzenia specjalisty) to zburzy cały ciąg zdarzeń na następnych kilka rozdziałów (choć nie zniszczy fabuły utworu ostatecznie), ale nie ma nic czego nie można poprawić, tak?
No,mam nadzieje że się czegoś nauczę.
co masz na myśli prez bezsensy? to ważne, bo nie wiem czy chocdzi ci o sprawy logiki i spójności czy o coś jescze innego.

Grenadier

2002-07-30 03:49

Komentarz z czasów Tawerny.

Uno momento porfawor - najpierw szukam te bezsensy. Mam. Otóż owe bezsensy to logika, bo czytelnik tego wszystkiego, co mi napisałeś nie wie, bo niby skąd. Jeśli taka taktyka władcy, jego problem - przyznaję Ci rację. Pewnie że tak - zewnętrzny wróg to zawsze dobra zasłona dymna. Ale też zaczynam się teraz zastanawiać po co piszesz to opowiadanie. Kto jest tu głównym bohaterem, bo na razie wiekszość zginęła, a o głupim władcy raczej nie warto pisać. Chyba, że ku przestrodze i w Tawernie doczekamy się moralitetu...

Mimo to na razie zostanę przy swoim zdaniu, bo taktyka wroga trochę mnie mimo to zadziwia. Poczekam na ciąg dalszy, a wnioskując z drobiazgowości z jaką uśmierciłeś zwiad - szykuje się książka ;))))
Życzę powodzenia.

Morgraf (2002-07-31):
oj tak szykuje się książka... nie wiem tylko czy przypadkiem nie będzie nudna:(
Mam nadzieje żę dalsze rozdziały rozwieją wątpliwości (bliżej zapoznamy się z królem, wojną domową itp.), a jak dobrze to pociągnę to dalej i roziwnę świat (jak to pięknie brzmi).
Z głównym bohaterem mam problem bo szczerze nie lubie heroicznej prostoty (mamy pewnego bosa który zwycięża wszystko po drodze, choćby tomiało sto głów i tyleż rąk), ale nie uprzedzajmy faktów...

Moandor

2002-11-26 11:18

Opowiadanie jest na wysokim poziomie, bardzo mi się podoba, ale moim zdaniem nie potrzebnie uśmiercono całą załogę tropicieli. Wszak zazwyczaj siły dobra raczej powinny wygrywać, a tam to było pandemonium. Gdyby przeżył chociaż Gurhard dałbym 6, a tak tylko 5. Ale pisz kontynuację, bo opowiadanie ma wspaniały klimat.
Kto nie czytał POLECAM.

Po głębszym zastanowieniu i ponownym przeczytaniu postanowiłem jednak zmienić ocenę i stawiam 6

MOANDOR

Faramir

2002-12-18 16:06

Hmmm... no i mam problem. A jest on spowodowany pewną sytuacją. A dokładniej. To opowiadanie jest bardzo dobre. Ale jest w nim wiele błędów, które już wspomnieli poprzednicy. Co prawda zauważyłem, że większośc z nich wyeliminowałaś Morgrafie ale mimo wszystko jest tego dużo. Chociażby przecinki, ortografia, a i znalazłem jakieś powtórzenia. Czyli styl nie jest najlepszy. Ale pomysł na samo opowiadanie jest po prostu świetny. Bo mi się to bardzo podobało. Fabuła jest ciekawa i w odróżnieniu od innych twoich produkcji tutaj nie skracasz tekstu, w końcu można było poczytać coś więcej :). I dobrze, tak być powinno.
Ale wracajmy do tego co chciałem napisać o opowiadaniu. Ma ono swój klimat. I to rzyznać trzeba. A że wszyscy bohaterowie giną, co niektórzy uważaja za błąd? No cóż, według mnie to nie jest jakiś wielki błąd. Przynajmniej jest to bardziej oryginalne. Już się zdąrzyłem "zaprzyjaźnić" z nimi a tu... ciach! I śmierć. Ale to dało trochę świeżości temu opowiadaniu. Mnie się to właśnie podoba.
A z tego co czytałem w komentarzach to jeszcze bardziej rozumiem to zabicie wszystkich, z wyjątkiem posłańca. W końcu podobnie robi się w niektórych książkach fantasy, na początku w ogóle brak głównych bohaterów, którzy potem albo giną, albo okazuje się, że będą głównymi wrogami. To też jest ciekawy sposób pisania.

Wiec podsumowując ten mój komentarzyk powiem.
Opowiadanie dobre, klimatyczne ale ze zwględu na kilka błędów daje...
5! Bo mimo wszystko opłaca się to przeczytać!
Gratuluję Morgrafie - najlepsze TWOJE opowiadanie.

Farmerus

2003-07-28 08:06

Po kilku nieudanych podejściach, w końcu udało mi sie niniejsze opowiadanie przeczytać.

No i nie żałuję, bo mi się bardzo spodobało. Co prawda nie ustrzegło sie kilku (-nastu) wad, jak choćby literówki, kilka błedów, czasem dość przydługawe (i kto to mówi :) lub niezrozumiałe opisy, chyba zbyt duża żonglerka bohaterami (nie ma bohatera głównego) i nieco zbyt mała emocjonalność textu (czasami czyta się to jak zwykłe sprawozdanie)...
...ale jednak, opowieść jest dobra. Czyta się bowiem przyjemnie, treść potrafi zaciekawić i wciągnąć, klimacik jest zadowalanący, słownictwo i styl również.

Mam nadzieję, że doczekam w niezbyt odległych czasach kontynuacji niniejszej prozy. Zachęcam w tym miejscu autora do pracy nad tym dziełem, gdyż warto, a szkoda byłoby je zostawić niedokończonym.

Ma ocena, to jak dotąd: 5-

Pozdrawiam i weny życzę

Jesteś na 2 stronie. Przejdź do: 1 2