Wielka przygoda Farina

1 2 3 4
Poprzednia Jesteś na stronie 4.

DRUŻYNA POSZUKIWACZY ZAGINIONEJ FAJKI

Usłyszałem skrzypienie otwieranych drzwi tawerny. Nie przyciągnęło to mojej uwagi, przyciągnęła ją dopiero cisza, która nagle zaległa "Pod zdradzieckim bagnem". "To ONI" szeptano między sobą, "Kruki i Wrony" odzywało się echem... "Kruki i Wrony"... "Kruki i Wrony"... "Kruki i Wrony"... Najbardziej znana z band grasujących na Leśnym Trakcie. Najbardziej znana, czyli najkrwawsza... Krasnolud i pięciu ludzi, kobiety i mężczyźni, wszyscy ubrani w czarne płaszcze i dobrze uzbrojeni.

Próg tawerny przekroczył krasnolud z trójką, nie piątką ludzi, ale reszta zgadzała się co do joty. Nie mogło być mowy o pomyłce. Dwoje ludzi trzymało łuki, jeden miał za pasem miecz, a krasnolud lekki toporek i drewnianą tarczę na plecach.

Po gościach tawerny przebiegł nerwowy dreszcz. Nie bali się wojowników-poszukiwaczy przygód, o których było łatwo na trakcie. Nie bali się innych band czy drużyn poza TĄ. Strach czuli tylko do "Kruków i Wron", bandy zadającej śmierć. Ich zawołanie "Rozdziobią was Kruki i Wrony!" znał każdy kto bywał zmuszony używać Leśnego traktu łączącego Księstwo Północno-Zachodnie z Północno Wschodnim. Sekundy wydłużały się nieznośnie kiedy krasnolud zabrał głos:
- Ekhm... Cztery piwa! I lepiej żeby były dobre... - basowy głos rozległ się po sali.

- Tttak... Oooczywiście... Sssie robi... - karczmarz ostrożnie zerknął w stronę kuchennych drzwi, za którymi pewnie znajdowały się drugie drzwi... rezerwowe wyjście z tawerny.

- Widzę że tu dziś jakaś większa impreza. Składam serdeczne życzenia solenizantowi czy kto to tam dziś świętuje... Piwo i jadło na jego koszt? - zapytał uprzejmie krasnolud.

- Tttak... Oooczywiście... Sssie robi... - karczmarz nerwowo wycierał drewniany kufel.

- Dziękuję dobry człowieku.

- Tttak... Oooczywiście...

- Sssie robi? - przybysz sprawiał wrażenie rozbawionego.

- Sssie robi...

- Jeśli dasz nam dobrze podjeść i popić nie masz się o co obawiać ze strony Drużyny Poszukiwaczy Zaginionej Fajki.

Po słuchaczach przebiegł szmer... Karczmarz wsadził palec do ucha i długo w nim szperał, wyciągając na świat niezmierzone pokłady usznego wosku. Powtórzył tą czynność z drugim uchem i zapytał:
- Że co?

- No, jeśli dasz nam podjeść... - zaczął krasnolud.

- Że jak się nazywacie? - przerwał karczmarz.

- Poszukiwacze Zaginionej Fajki. A co? Masz coś do nazwy? - w głosie krasnoluda dało się poczuć urażenie.

Szmer przerodził się w zdławiony chichot...
- POSZUKIWACZE ZAGINIONEJ FAJKI? A nie KRUKI I WRONY??

- Długo ci mam powtarzać?! Znajdź nam stolik i szykuj jadło!!!

Towarzysze krasnoluda zaczęli się rozglądać po bokach. Na twarzach gości tawerny widać było nie kryte uśmiechy. Przez tłum przedarł się prawie dwumetrowy osiłek i spojrzał z góry na krasnoluda.
- Darmowa wyżerka tylko dla zaproszonych. Musicie płacić albo możecie się pożeggg... kwa mać!!! - grot strzały oderwał mu kawałek ucha...

Drugi grot trafił prosto w trzymany przez karczmarza kufel, a toporek w kuchenne drzwi. Trzeci z ludzi wyciągnął miecz i przystawił osiłkowi do gardła. Ponownie zapadła cisza.

*

- Zaraz przyniosę piwo. Najlepsze jakie znam, krasnoludzkie! - karczmarz usługiwał jak mógł Drużynie. Uwinął się szybko i przyniósł cztery kufle.

- To ma być krasnoludzkie piwo?! - krasnolud skrzywił się z niesmakiem - Czyś ty oszalał karczmarzu?! Takie szczawiny mają być krasnoludzkim piwem? Pokaż Certyfikat...

- Ja... - zajczął karczmarz ale nie miał pomysłu na dalszą część zdania.

- Już ja was znam, ludzie interesu... W każdej tawernie można kupić "krasnoludzkie", a w co dziesiątej jest to krasnoludzkie.

- Ja...

- Ty lepiej uciekaj do kuchni zanim posmakujesz mojego toporka! I nie waż się używać tej nazwy w odniesieniu do tych szczawin!!

*

Kiedy Poszukiwacze Zaginionej Fajki napili się i najedli, wyłożyli drugi cel wizyty.

- Potrzebujemy przewodnika dobrze orientującego się w okolicznych bagnach.

Niech zaprowadzi nas do Wiecznie Suchej Polany - ogłosił krasnolud.
Nikt się nie zgłosił.
- Kiedy przewodnik wykona zadanie dostanie piętnaście złociszy!

Cisza.
- Czego się boicie głupcy?!

- W bagnach grasuje kikimora - rzucił ktoś nieśmiało.

- Jesteśmy uzbrojeni, potwory nam nie straszne!

- Ale my nie jesteśmy! - powiedział ktoś śmielej.

- W czasie drogi do Polany, będziecie pod naszą opieką, a z powrotem odprawimy was magicznie.

- Nie macie maga.

- To już nasz kłopot. Niech będzie... Trzydzieści złociszy to moje ostatnie słowo! Kto się zgłasza?

Jedni zajęli się swoimi kuflami, drudzy wypatrywaniem plam na suficie, inni w końcu podziwianiem podłogi czy rozglądaniem się czy nie ma czegoś ciekawego wokół...
A ja?

*

Ja przez cały czas od wejścia, a raczej wtargnięcia Drużyny do tawerny, siedziałem sobie spokojnie przy swoim stoliku i przypatrywałem się z uwagą zajściom, które wcześniej opisałem. Zajęty tą skomplikowaną czynnością, zostawiłem trzeci kufel w spokoju.

Kiedy padło pytanie o przewodnika, porządnie się nad nim zastanowiłem. Miałbym trzydzieści złociszy, co pozwoliłoby mi postawić coś niecoś w zakładach i być może wyjść na prostą... Wprawdzie szanse były jak zawsze małe, ale jednak... Jeśliby w końcu się udało...

Poza tym w tamtej chwili życie nie wydawało mi się warte zbyt dużego zachodu, więc kikimora była mi niestraszna.

Zgłosiłem się na przewodnika, chociaż miałem blade pojęcie o tych bagnach i następnego dnia z rana wyruszyłem z Drużyną...


Poprzednia Jesteś na stronie 4.
1 2 3 4