Polowanie na Lazurowego Smoka

1 2 3 4 5
Poprzednia Jesteś na stronie 5.

Parę godzin później...

- My dziś smoka rozłupieeemy!

- My dziś smoka rozedrzeeemy!

- CISZA! - ryknął mag - Jesteśmy na miejscu.

Przed nimi było wejście do olbrzymiej jaskini. W środku było jasno jak na zewnątrz, gdyż niezliczone kryształy odbijały światło słoneczne. Pokrywały one strop i ściany, jak również kolumny podpierające sklepienie jamy. Wojownicy bez namysłu weszli do środka, natomiast mag z elfem zostali przy wejściu. Smoka nigdzie nie było widać.
- Tu nie być żaden smok. Tu być tylko świecący kamień i słup ze świecący kamień. - stwierdził Ungak

- Smok musi być głębiej. Chodźmy go poszukać. - rzekł Gunduk

- NIE! - sprzeciwił się Hendryck - Ja go zawołam!

Rycerz zrobił kilka kroków naprzód. Z mieczem w jednej dłoni i tarczą w drugiej wyglądał naprawdę groźnie. Efekt psuł jedynie wizerunek czegoś przypominającego skrzyżowanie lwa z owczarkiem nizinnym na tarczy.
- Cny smoku! - wydarł się rycerz, a echo wzmacniało jego głos - Wychynij ze swej plugawej nory i staw się na bój śmiertelny! Jest nas tu pięciu dzielnych wojowników! Przebyliśmy daleką drogę aby się z tobą zmierzyć! Obleczemy cię ze skóry, paskudny ciemiężycielu dziewic! - w oddali dało się słyszeć ryk, a rycerz plótł coraz większe bzdury - Padniesz niechybnie u stóp naszego męstwa niebieski gadzie przebrzydły! Teraz pewnie kulisz się ze strachu w jakimś odległym zakamarku swojego parszywego gniazda, ale i tak cię dopadniemy! - ryk rozległ się ponownie, tym razem bliżej. Barbarzyńcy rozdzielili się i stanęli przy ścianach. I wtedy nadszedł smok.

Smok był olbrzymi. I cały niebieski. W świetle odbitym przez niezliczone kryształy jego łuski miały autentycznie lazurowy kolor. Wyglądało na to, że wcale mu się nie spieszy, żeby stawić czoła intruzom. Powoli szedł w stronę rycerza. Ten wzniósł miecz do uderzenia i uniósł tarczę. Smok pochylił głowę i zionął ogniem z nozdrzy. Tarcza zaczęła się topić. Hendryck chwilowo zrezygnował z męstwa: puścił tarczę i czmychnął za kryształową kolumnę. W samą porę, gdyż smok znowu zionął, tym razem z paszczy.
- Na smooooka, hej, na smooooooookaaaaa! - ryknął Terok i ruszył do ataku wymachując swą nabijaną kolcami maczugą.

- Na smoooooka! - podchwycili barbarzyńcy. Na szczęście zachowali na tyle rozsądku, aby nie podchodzić do smoka od przodu.

- Choć bestia jest wysoooooooka, zabijeeemy smoooooooooka! - Terok z pieśnią na ustach uderzył maczugą w nogę smoka. Wszystkie kolce się połamały, a na niebieskich łuskach nie pozostał żaden ślad uderzenia. Smok zaryczał i odwrócił głowę chcąc spopielić barda. Piesiec tymczasem oberwał smoczym ogonem i uderzył w ścianę. Jego skowyt, zwielokrotniony przez echo, dosłownie wstrząsnął grotą.

- Sczeźnij bestio! Jam jest rycerz Hendryck! - Hendryck odzyskał odwagę i ruszył biegiem, aby wbić miecz w brzuch smoka. Ungak i Gunduk tymczasem, wznosząc okrzyki bojowe, szczerbili topory na smoczych łuskach, jednocześnie usiłując nie dać się rozdeptać. Smok miał małe pole manewru, gdyż ograniczały go ściany, sklepienie oraz kryształowe filary, ale mimo to dzielnie sobie radził w walce z odważnymi i niesamowicie głośnymi barbarzyńcami.

Anghor, widząc że barbarzyńcy nic nie wskórają, uderzył smoka strumieniem magicznej energii. Jedynym tego skutkiem był jeszcze głośniejszy ryk potwora. Szarżujący Hendryck oberwał smoczą łapą, przeleciał kilka metrów w powietrzu i z łomotem gniecionej zbroi upadł na ziemię. Piesiec wstał i przeraźliwie ujadając dołączył do Gunduka. Podczas gdy obaj bezskutecznie próbowali uszkodzić tylną część smoka toporami, Ungak usiłował wspiąć się na niego.
- Ja być łapać bestia! - wrzasnął.

Terok jakimś cudem uskoczył przed smoczym oddechem i tylko trochę się osmalił. Pieśnią dodawał otuchy towarzyszom:
Nie martwię się wcaaaaale
tym że się paaaaaaalę!
Ungakowi wspinaczka szła dość powoli, gdyż smok ani myślał stać spokojnie i usiłował zdeptać pozostałych wojowników. Mag znowu zaatakował, ale tym razem wycelował w strop nad głową bestii. Spadające kryształy, razem z dużą ilością ziemi, trochę oszołomiły smoka, ale nie wyrządziły mu krzywdy. Za to Hendryckowi nieco pogniotły zbroję.
Ungak skorzystał z okazji i zarzucił łańcuch na szyję potwora. Smok ruszył głową i barbarzyńca zleciał na ziemię. Łańcuch, którym był owinięty ze trzydzieści czy czterdzieści razy (oczywiście nie wpadł na pomysł, żeby go skrócić przed walką), zsunął się z niego.
Smok najwyraźniej miał dość. Miał dość zabawy z tymi śmiesznymi ludzikami i miał dość piekielnego jazgotu, który wytwarzali. Ponadto nie podobało mu się, że miał coś na szyi. Żaden szanujący się smok nie pozwoli na coś takiego!
Potwór rozwinął skrzydła. Koniec jednego walnął Teroka w łeb, drugie ponownie zwaliło z nóg Hendrycka, który dopiero co się podniósł. Ale Ungak wcale nie miał zamiaru pozwolić smokowi odlecieć.
- Łapaj bestia! - wrzasnął, chwytając łańcuch. Było widać, że nie ma szans uziemić potwora. I wtedy Gunduk zrobił coś niesamowitego. Coś zupełnie niespodziewanego. Coś, czego nie zrobił nigdy wcześniej. Pomyślał. Pomyślał, odrzucił topór, wziął łańcuch, owinął nim kilka razy najbliższy kryształowy filar i zrobił węzeł. Właściwie trudno to było nazwać węzłem, ale trzymało. Oczywiście nie przewidział tego, co stało się później, ale nie można go za to winić.

Smok próbował wzbić się w powietrze. Ale nie mógł. Trzymała go ta śmieszna rzecz, którą ludziki zawiesiły mu na szyi. Przecież to absurdalne! Te małe wrzeszczące stworzenia nie mogą zatrzymać smoka! Smok robi to co chce. A chce wzbić się w powietrze, zawrócić i spalić ich żywcem w swojej własnej jaskini.
Łańcuch się napiął. Towarzysze skoczyli na pomoc Ungakowi. Z jednej strony był lazurowy smok, z drugiej dziewięć silnych rąk i kryształowa kolumna. Łańcuch nie puścił. Kolumna puściła. Smok leciał w stronę wyjścia, wlokąc za sobą pięciu wojowników. Jaskinia zaczęła się walić. A Terok, chociaż poturbowany i wleczony po ziemi, znowu śpiewał:
Wbijem w ciebie noooooże
ty tępy potwoooooooorze!
- Kryć się! - wrzasnął elf i uskoczył. W samą porę. Smok właśnie zionął ogniem. Anghor jednak nie ruszył się z miejsca. Rozłożył ręce i wypowiedział zaklęcie. Płomienie nawet go nie tknęły. Z wyższością spojrzał na elfa płaszczącego się na ziemi kawałek dalej. I oberwał butem któregoś z odlatujących barbarzyńców w głowę.

Pozbierali się w milczeniu, patrząc na odlatującą bestię. Smok wcale nie zamierzał zawrócić. Zamierzał pozbyć się tych wrzeszczących pasożytów i znaleźć sobie nową jamę. Tymczasem niósł się za nim śpiew bohaterskich wojowników:
Za smokiem wleeeeczeeeeni
lecz nie usmażeeeeeeeeeni!
Jeszcze tu wróciiiiiiimy
i coś rozwaliiiiiiiimy!
- Nie musicie, już wam się udało - mruknął elf i popatrzył na to, co zostało ze smoczej jamy.

Filar, który zniszczył smok, podtrzymywał dużą część sklepienia, które nie wytrzymało i się zawaliło. Nawet jeśli gdzieś w środku były smocze skarby, nie dało się do nich dostać. Anghor nawet nie próbował. Nie po to tu przybył.
- Myślisz, że przeżyją? - spytał elf

- Ależ oczywiście! Głupi mają szczęście. A to była najgłupsza wyprawa na świecie. Dobrze, że nikt o niej nie wie. Byłbym wyśmiewany do końca życia!

- Wiesz co, mistrzu? Chyba już nie chcę być magiem. Dziękuję, że mnie szkoliłeś, ale doszedłem do wniosku, że to nie dla mnie. Przynajmniej na razie.

- Rób jak uważasz. Ale nie rezygnuj tak łatwo! Magia jest cudowna. A tak poza tym, czym chcesz się zająć?

- Jeszcze nie wiem. Być może będę pisał opowiadania.

Mag nie skomentował. Siadł na kamieniu i patrzył na zachód. Tam, gdzie odleciał smok z barbarzyńcami. Siedział tak aż do zachodu słońca. Nie oglądał się za siebie. I dobrze. Dobrze, bo nie widział jak elf wyjął z przepastnych kieszeni swojego płaszcza zwój pergaminu, kałamarz i gęsie pióro. Dobrze, bo nie widział, jak elf rozłożył pergamin na innym kamieniu i zaczął po nim bazgrać. Dobrze, bo z tych bazgrołów powstało później Opowiadanie. Wielkie Opowiadanie.

Opowiadanie o Polowaniu na Lazurowego Smoka.


Poprzednia Jesteś na stronie 5.
1 2 3 4 5