Polowanie na Lazurowego Smoka

1 2 3 4 5
Poprzednia Jesteś na stronie 3. Następna

Podróż przebiegała spokojnie. Jechali szybko, więc Terok nie mógł śpiewać. Mieli ze sobą cztery konie bez jeźdźców, wyładowane jedynie bronią barbarzyńców. Dźwigały one miecze, topory, maczugi, buzdygany, morgenszterny i wiele innych nienazwanych jeszcze narzędzi do zadawania ran, nie mówiąc już o sznurach, łańcuchach, workach, kufrach i skrzyniach, wziętych niewątpliwie na wypadek, gdyby smok istniał i posiadał skarb. Nie mieli problemu nawet z pikinierami pobierającymi opłaty za przejazd przez most. Na ich widok Piesiec warknął, a Terok powiedział, że kolega nie był szczepiony. Pikinierzy już nie domagali się myta.
Pierwszy posiłek i nocleg też odbyły się spokojnie, gdyż jedzenia było w bród. Kłopoty pojawiły się, gdy drugiego dnia zatrzymali się w miasteczku przed gospodą aby uzupełnić zapasy. Anghor z trudem przekonał Teroka, by nie szedł z nim w celu zaśpiewania dla zgromadzonych. To nie pomogło. Gdy wraz z elfem zakończyli zakupy, usłyszeli straszny dźwięk. Coś jakby skrzyżowanie wycia wilka z odgłosem obdzieranego ze skóry kota. Co gorsza, dźwięk ten zaczął się wzmagać.
Oberżysta zdążył poskarżyć się, że gdy niejaka Brytna ze Spirs zaśpiewała kiedyś w miasteczku, to pięciu ludzi trafił szlag, w tym wójta, a teraz może być gorzej. Potem ów dźwięk zagłuszył wszystko. Anghor i elf wyszli z budynku i ujrzeli to, czego się spodziewali: śpiewającego Teroka. Zsiadł on z konia i śpiewał jakiejś dziewczynie, którą zobaczył w oknie na pierwszym piętrze. Jednocześnie robił uniki przed doniczkami, którymi w niego rzucała.
Choć do mnie moja luuuuuuba,
to cię nie spotka zguuuuuba!
Przy każdej pauzie śpiewaka Gunduk trąbił na trąbce, którą wziął nie wiadomo skąd. Z kilku innych okien zaczęły lecieć na Teroka doniczki tudzież inne przedmioty. Piesiec zawył. W odpowiedzi zawyły wszystkie okoliczne psy. Ludzie przeklinali. Na zwierzętach ten jazgot musiał zrobić niezapomniane wrażenie. Koty darły się wniebogłosy. Konie wraz z jeźdźcami kręciły się w kółko. Krowy ryczały jak opętane. Bard, niezrażony, ciągnął swą pieśń:
Silne są me dłooooooonieee,
A więc cię obrooooonieeeęę!
Gunduk nadal trąbił. Zwierzęta nie przestawały wydawać przeróżnych dźwięków. Z gospody dobiegały okrzyki "Zabić śpiewaka!" i "Śmierć bardowi!". Anghor skierował różdżkę w stronę kopy siana, stojącej za gospodą, i wywrzeszczał zaklęcie. Siano wystrzeliło dziesięć metrów w górę i rozbłysnęło na różne kolory. Terok na nie popatrzył i przez to nie zauważył lecącego w jego stronę krzesła. Niespodziewane uderzenie w głowę uciszyło go wreszcie. Na chwilę wszystko się uspokoiło. Mag wskoczył na konia i ruszył, a za nim reszta drużyny. Wtem z oberży wybiegli uzbrojeni wieśniacy, ponownie obiecując zabić barda. Gdy Terok zorientował się, że to o niego chodzi, wskoczył na konia i pognał za kompanami. Nie odpuścił sobie jednak piosenki i zaśpiewał:
Wróóóócę tu jeszcze moja miiiiiła,
Nie pozwooooolę byś tu zgniłaaaaaaaaaaa!
Za odjeżdżającym i wciąż wyjącym bardem poleciały przekleństwa i kamienie. Niestety żaden nie trafił.


Poprzednia Jesteś na stronie 3. Następna
1 2 3 4 5