10.11.2010
|
Ruiny antycznego już przybytku, w którym wierni Herazou, zwanego też Jaszczurzym Królem niegdyś się modlili zarastały mchem.
Fergard zacmokał z niezadowoleniem. Żadna świątynia nie powinna tak wyglądać, choć usprawiedliwieniem można było nazwać fakt, że znajdowała się ona w sercu lasku przytulającego się do Oberży. Teraz półdemon trzymający w swoim ręku zaszczytny "urząd" zastępcy Królowej i Władczyni przybytku "Pod Rozbrykanym Ogrem", niejakiej Sulii, spoglądał na zakurzony i zrujnowany chram, pochmurniejąc z każdą chwilą.
Prócz zniszczonych posągów nie pozostało tu nic wartościowego, z wyjątkiem... Wielobarwnego wiru energii, który to unosił się w powietrzu, nieco nad ołtarzem. Stratoavis znał się co nieco na tego typu zjawiskach(Za ich pomocą podróżował przez wiele lat, aż dotarł do Osady), więc zdawał sobie sprawę, jak bardzo niebezpieczne potrafią być. "Tu będzie potrzebne jakieś ogrodzenie...", pomyślał. "Chociaż... Wyprawy do obcych światów... Kusząca perspektywa. Bandy spragnionych przygody awanturników równa się dodatkowe dochody dla Oberży, co równa się ożywieniu w Oberży, co równa się zadowoleniu Sulii, co równa się mojemu zadowoleniu...", wyliczał w myślach półdemon, a na jego twarzy wykwitał uśmiech.
- Hmm... Najpierw jednak trzeba tak nakierować Portal, by działał tylko w jedną stronę - Zaczął mamrotać sam do siebie. - Stąd gdziekolwiek... Trzeba unikać nieprzyjemnych demonów i nieumarłych... - Dodał, po czym podrapał się po głowie z zakłopotaniem. "Ale skąd ja wezmę takiego magika, by zrobił porządek z tym Portalem?", pomyślał, niezadowolony.
|
10.11.2010
|
Przez nieskończone gęstwiny otaczające Oberżę przedzierała się wysoka postać dosyć niepewnie posługująca się maczetą którą bez powodzenia próbowała wyciąć sobie drogę. Chmary rzadko spotykanych stworzeń uciekały w popłochu kryjąc się do swych nor. Ów osobnik dziwił się w duchu, jak tak blisko cywilizacji mogły uchować się tak dziewicze lasy. Po długiej i męczącej podróży z pomiędzy nienaturalnie wręcz wielkich roślin zaczęły przebijać się nieco mocniejsze promienie słoneczne, nadzieja na odnalezienie jakiejś polany dodała młodemu poszukiwaczowi przygód sił, podniecenie wzmagał też fakt dziwnego zachowania się jego różdżki.
- To musi być tu! Aż dziw bierze, że nikt, żaden zasmarkany szalony mag nie szukał źródła tej niezwykłej mocy! - wciąż przemykało mu przez głowę.
Krzaki zaczynały się rozrzedzać, wędrowiec przyspieszył kroku i po kilku minutach pracy z maczetą wybiegł na polanę. Ruiny, to właśnie rzuciło by się w oko wojownikowi, ale ten dziwny człowiek szukał czegoś innego, kręcił się niespokojnie między zawalonymi ścianami pradawnej świątyni. Kto wie jakie istoty ją wzniosły, Jaszczuroludzie? To prawdopodobne i zadziwiające zarazem. Ich moc musiała być jednak doprawdy wielka, by skupiać moc magiczną w tajemnicze wiry, na które podróżnicy czasem wpadają, i do których wpadają... lądując w zapomnianych zakątkach globu, czy miejscach tak nieprzyjemnych jak tereny Bractwa Czarnej Ścieżki, czy innej sekty. Mury tej nawet teraz zapierającej dech w piersiach świątyni, pokryte były zapomnianą odmianą pisma runicznego, które jednak, przy pomocy adeptów Przybudówki dałoby się odczytać. Poszukiwacz znalazł to czego szukał, źródło tajemniczej mocy, które pragnął zbadać, znalazł również niesamowite rozczarowanie widząc krzątającego się przy nim Fergarda... Cóż, w dzisiejszych czasach już nie ma jednak miejsc gdzie nie postąpiła stopa człowieka.
- Witaj przyjacielu! - krzyknął bez entuzjazmu Laysander, odkrywca już odkrytego. Nie otrzymał jednak odpowiedzi, a szybujący w jego stronę topór. Spanikowany czarodziej uskoczył w krzaki.
Tak, to już jest kiedy podchodzisz od tyłu do Połdemona.
- Lays?! - wyrzucił zdziwiony do głębi Jaszczury Golem. - Och wybacz, ale chyba wiesz, że nie warto mnie zaskakiwać...
- A Ty wiesz o mojej... Fobii. - mruknął zdegustowany Laysander otrzepując się.
|
10.11.2010
|
Czy ktoś taki jak Selina mógłby tu nie zajść? Zwabiona wyrytą w lesie ścieżką dotarła do ogromnych ruin, w całości wykonanych z kamienia. Na jej rodzinnej wyspie nigdy nie widziała czegoś tak... starego... Bardziej jednak ją interesował sprawca owej "dróżki", prowadzącej do przybytku. Choc wytężyła wzrok, nie mogła dostrzec żadnych postaci. Musiała przejść przez mur. Przeszły ją dreszcze. A co, jeśli zrobił to jakiś szalony nekromanta, łowca głów, lub inny świr? Mógłby po prostu zwabiać tu ludzi, taką niewinną ścieżką. Na wszelki wypadek wyjęła swoją jedyną broń- kitarę. Choć porzuciła jako tako stały zawód barda i wróciła do czarodziejskich korzeni, to nadal trzymała przy sobie jakiś instrument, gdyby zrobiło się jej smutno. Przekroczyła mury... Ujrzała bardzo, ale to bardzo piękną... ruinę. Nagle ujrzała poruszającą się w cieniu sylwetkę i bez namysłu zaatakowała. W ostatniej chwili obrońca zdołał się obrócić i powalić napastniczkę na ziemię jednym, mocnym czarem. Zobaczyła, że to Laysander.
- Na mózg ci padło, babo? Ja tu szukam...
- A czego? - spytała lekko zawstydzona Selina.
|
11.11.2010
|
- Nie twoja sprawa! O mało mnie nie zabiłaś! - krzyknął zdenerwowany Laysander.
- Dlaczego się tak denerwujesz? - Selina była urażona - przecież nic ci się nie stało.
- Bo szu...ekhm, przepraszam - znalazłem potężną i tajemniczą moc w tej magicznej świątyni i zawsze ktoś musi mi przeszkadzać! - wyjaśnił Lays - żeby to był jeszcze jakiś tytan, który by uniósł ten ołtarza i zabrał go do mojego laboratorium - westchnął.
Po chwili, pomiędzy starożytnymi ruinami rozległo się echo trzepoczących skrzydeł. Coś przeleciało nad głowami zaniepokojonych przyjaciół i schowało się za jednym z posągów. Stratoavis postanowił to sprawdzić.
- To tylko głupi nietoperz! - uspokajał - zaraz się go pozbędę.
Tymczasem zwierzę rzuciło się na półdemona i usiadło mu na głowie. Z całej siły pacło go w twarz po czym zeskoczyło na zimną, kamienną podłogę. Wybuchło fioletową mgłą, a z niej wyłoniła się znajoma postać - był to Volkolak.
|
11.11.2010
|
- Niech was wszystkich... - Warknął wściekle Stratoavis, ponosząc się z ziemi. - Czego wy tu niby szukacie?
- Takie ruiny często kryją w sobie ukryte skarby - Odpowiedział enigmatycznie Laysander.
- Ja tu zajrzałem tylko przypadkiem - Dodał Volkolak, otrzepując się z nieistniejącego kurzu. Selina powiedziała to samo.
- Ach, po co właściwie się pytam...? - Westchnął Fergard. - Nie ma tu niczego ciekawego prócz owego portalu. A TY, Laysanderze - Dodał, celując palcem w magika. - Nawet nie waż ruszać się ołtarza Herazou, jeżeli nie jesteś wiary herazimackiej.
- To tylko ołtarz... - Zaczął toporofobijny adept sztuk tajemnych.
- To nie jest tylko ołtarz. TO jest ołtarz Herazou, Jaszczurzgo Króla - Oznajmił półdemon z przesadnym pietyzmem w głosie. - Herazou, Stwórca Wszechrzeczy. Mówi Ci to coś?
- Nie bardzo... - Zaczął Lays, ale przerwał mu wampir:
- Hellscream często ględził o Herazou. Warto zawracać sobie głowę wiarą starego orka?
- Warto, mój drogi wampirze. Ty chyba nie zdajesz sobie sprawy, co my tu konkretnie mamy... - Fergard odwrócił się w stronę uszkodzonego ołtarza. - Herazou jako Stwórca Wszechrzeczy jest istotą, która ukształtowała ten świat i parę innych. Jego wyznawcy to głównie gnolle... A zapewne wiesz, że ta umiłowana przez Jaszczurzego Króla rasa posiada bardzo wielu niebezpiecznych przedstawicieli... Genn Szara Grzywa. - Selina i toporofob zauważalnie wzdrygnęli się, ale na Volkolaku nie zrobiło to wrażenia.
- I kim niby jest ów Genn?
- Ech, nieważne... Jak grochem o ścianę - Zaczął mamrotać pod nosem Stratoavis, chwytając za pióro i pergamin. "Warto by spróbować coś zrobić z kalibracją Portalu...", pomyślał, szkicując coś nieokreślonego. Nie odrywając wzroku od pergaminu zapytał Laysandera:
- Znasz może jakiegoś maga wyspecjalizowanego w kontroli najczystszej możliwej energii?
|
11.11.2010
|
W głowie Laysandera zagotowało się.
- Czy znam?! - Huczało w odmętach jego zagmatwanego umysłu. - Pewnie, że znam! To JA! Argh! Istna bezczelność! Nie po to przeczytałem Bibioteki kilku poważanych gildii magów i pobierałem nauki u tych piekielnie drogich Mnichów z Górskiego Klasztoru, by teraz traktowano mnie jak podrzędnego magika! Medytacja, magia percepcji, czysta moc magiczna... Te frazy tylokrotnie wałkowałem w moich badaniach, że już nic nie powstrzyma mnie przed władaniem takimi wirami... Poniosą mnie, gdzie będę chciał... - tak myślał, bo oprócz tego nie przyszło mu zbadać jeszcze żadnego. W każdym razie ostatnie miesiące spędzał nad teorią, więc czemu nie miałaby wyjść mu praktyka?
- Tak, znam takiego, to istny mistrz percepcji! - Wykrzyknął Chips, przełamując się.
- Doprawdy? Sprowadź mi go więc tutaj! - Zainteresował się Fergard.
- Stoi przed Tobą! - odpowiedział donośnie Lays, acz nie dane mu było usłyszeć jasnej odpowiedzi, Volk i Selina bowiem zwijając się ze śmiechu na trawie zagłuszyliby każdego. Na twarzy połdemona też pojawił się złośliwy uśmieszek. - Tak?! - Cedził przez zęby pan Mhroczny - No to patrzcie!
Na twarzy Laysa pojawił się wyraz najwyższego skupienia, co jeszcze bardziej rozbawiło towarzyszy, trwał tak przez około minutę medytując. Nic się nie działo, a na twarzach pozostałych malował się uśmiech politowania. Do czasu, po chwili pochłonął ich bowiem magiczny wir. Jedynie Jaszczurzy Golem stał na swoim miejscu czerwony z wściekłości.
- Idioto! Baranie! Kto wie gdzie ich wysłałeś świrze! Teraz błąkają się poza czasem i przestrzenią! ARGH! - bluzgał.
- Stoją za Tobą - uśmiechnął się dumny jak paw Chips. Istotnie tak właśnie było! Poprawiłem odrobinę twój post. Prosiłbym o większe przykładanie się do dużych liter i odpowiedniego rozmieszczenia myślników - Fergard.
|
12.11.2010
|
Spadł pierwszy śnieg. Było już ciemno. Einur szedł po ulicy, brodząc w śnieżno-ziemnej brei. Wsadził nos w szalik, uciekając przed mrozem. Miał na sobie wełnianą, czerwoną czapkę (założoną nisko na czoło) i szalik, takiego samego koloru (owinięty wokół szyi kilka razy). Poza tym okrywał go szary kożuch i czarny płaszcz. Jedynie lekkie spodnie z lnu (jedyne, jakie miał) nie osłaniały przed mrozem, więc chłopak związał nogawki z rzemieniami buta, by ciepło nie uciakało. Szedł tak, patrząc, jak światła w oknach spoglądają na tego biedaka, który tak dreptał po brukowanych ścieżkach. Nagle ujrzał drzwi karczmy. Dużej tawerny, gdzie słyszał śmiechy i dźwięki tłuczonych kufli. Wejdę, pomyślał. Kiedy otworzył drzwi, odruchowo zajrzał do kieszeni, czy nie ma jakiś drobniaków. I tu nagle stanął jak wryty- ani dukata, denara, tylena, złamanego grosza. Nic. Gdy zobaczył tłumy pijaków, patrzących na gościa z ciekawością i nadzieją, że postawi im piwo, zaczerwienił się i wyszedł.
_
O jego uszy obił się dziwny dźwięk. Nigdy nie słyszał czegoś podobnego. Nie był to dźwięk ani młotu, ani krzyk, ani śpiew ptaków. Potem ujrzał lekkie światło, które migotoało gdzieś w lesie. Postanowił zbadać przyczynę tego zjawiska.
_
Okazało się, że przyczyny. Na miejscu ujrzał jakieś cztery dość nieciekawie wyglądające- mężczyznę w kapeluszu i z furią w oczach; jakąś niską kobietkę i wampira ze starchewm w oczach i wysokiego osobnika, stojącego pomiędzy nimi. Miał dość rozumu, by się przywitać.
- W-witajcie! - powiedział, lekko zdenerwowany. - Nazywam się Einur i zobaczyłem jakieś światło. Chciałem sprawdzić, co jest jego źródłem i spotkałem Was...
- Idioto! - Odezwał się "wysoki osobnik" do maga. - Zaraz cała osada się tu zbierze.
- Przepraszam, ze się wtrącę. - odpowiedział Einur. - Ale wszyscy raczej kryją się w swoich domach.
- Tym razem masz szczęście... - syknął ów "osobnik".
- Co tu robicie? - zapytał Einur, zdejmując szalik, który odejmował mu wszelkie zdolności charyzmy.
|
12.11.2010
|
Volkolak stał jak wryty, wpatrując się w wykrzywioną ze złości gębę półdemona. Selina tracąc orientację w terenie, spoglądała nerwowo we wszystkie kierunki świata. Lays stał dumny jak paw, rwąc się do dalszej prezentacji swoich zaklęć. Einur nadal i bez rezultatu poszukiwał odpowiedzi na zadane pytanie. W tym momencie przyszła noc, spowijając niebo ciemnym płaszczem.
- To może teraz wyczaruję pochodnię? - zapytał Laysander.
- Lepiej użyj jakiegoś zaklęcia, które zmieni wyraz twarzy Stratoavis'a - śmiał się wampir, po czym usiadł opierając się o jeden z wielkich posągów. Zauważył, że obok biega jakiś karaluch.
- Mmmmm, dawno nic nie jadłem! - stwierdził Volk oblizując się. Głośne chrupanie rozległo się na całą świątynię.
- A fuuuuu! - skrzywił się mag. Selina zwróciła ostatnią strawę na ziemię i o mało nie zemdlała.
- Powinien Cię zamienić w nawóz - odparł do Einura Fergard - ale skoro już tu jesteś i zapewne będziesz targał moje zmęczone nerwy, to wiedz, że próbujemy odwrócić kierunek tego portalu. Może ty masz jakiś pomysł? - zapytał się.
- Hmm...a może po prostu zniszczyć ten portal?
|
12.11.2010
|
- Zniszczyć? Zniszczyć? - krzyczała Selina. - Chcesz tak po prostu rozwalić dzieło czcicieli Herazou? Potężną, skoncentrowaną magię?
- No...a czemu nie? - zapytał Einur. - Wezmę zaraz kamień i zniszczę to... - Selina omal nie pękła ze śmiechu. To samo Laysander. Einur zaczerwienił się, choć nadal nie rozumiał.
- Czy ty wogóle wiesz, co to jest magia? - powiedział Laysander.
- Jestem człowiekiem praktycznym, a takich nie obchodzą pojęcia i teorie. Trochę studiowałem. 4 miesiące.
- Haha! 4 miesiące! Człowiek parktyczny! Tacy szybko giną. Ja poświęciłąm całe swe życie na studia magii, a nadal nie potrafię jej zrozumieć.
- Wy się śmiejecie... - zagadał Volkolak. - A tymczasem stada moskitów lecą w naszą stronę. Chyba upatrzyły sobie to miejsce jako nocne legowisko.
|
13.11.2010
|
Mimo, że było dosyć zimno, nagle zrobiło się gorąco. Tak gorąco, że latające owady spłonęły. Między zgrają osadników pojawił się czarno-granatowy portal, wszyscy przygotowali się do ataku, ale zaraz schowali broń i przestali szeptać formuły zaklęć po tym, jak zobaczyli aż za towarzyskiego wyższego wampira Siriusa.
Kolejny przylazł... - Mruknął zdenerwowany nie na żarty Lays. - Czego szukasz, wampirze? zapytał.
-Opowiadałem ci moją historię, kolego?
-Nie, kolego.
-Te dwa miecze które noszę, należały do mojego dziadka... Był wielkim magiem i wojownikiem.
Miał trzy miecze: Mroku, czyli Zguba. Światła, Ocalenie... I zniszczenia, Armageddon.
-Aha, i co to ma do łażenia po starej świątyni?
-Ile widzisz mieczy u mnie?
-Dwa.
-No właśnie, a mowa była o trzech. Właśnie tego szukam, Armageddonu, zniszczenia, końca...
-Po co ci Armageddon, zniszczenie, koniec?
-Do wzmocnienia zaklęć, jakoś polować trzeba.
-Polujesz... Na co jeśli można spytać?
-Można, na jednorożce.
-Co?! Na niewinne zwierzęta?
-Nie takie niewinne. Kiedy byłem elfem, raz mnie jeden zaatakował rogiem...o mało co nie zginąłem, a krew jednorożca jest wampirzym przysmakiem.
-Rozumiem, a czemu sądzisz, że tutaj znajdziesz ten miecz?
-Wskazówki idealnie pokazują to miejsce: W kraju, gdzie wyjątkowy jest normalny, gdzie wojna jest pokojem, a pokój wojną w domu nieznanego boga znajdziesz początek końca...
-Znajdźmy to... - Wtrąciła się Selina.
-Sam nie rozumiem swojego wyboru, ale też sądzę, że to dobry pomysł... - Dodał Laysander.
-Jak podzielisz się tą krwią jednorożca to chętnie pomogę... - Rzekł Volkolak.
-Jestem za, a potem to zniszczymy - To oczywiście był Einur, ale uciszył się widząc kulę ognia tworzącą się w ręce Stratoavis'a.
-To co... Idziemy - Oznajmił Sirius.
-STOP! Myślicie, że możecie tak rozwalać sobie MOJĄ świątynię? - Krzyknął pół-bies Goddamnit, myślniki, duże litery i tego typu rzeczy. Proszę o poprawienie posta albo zapoznasz się waść z Ortem - Fergard.
Ech, poprawiłem to, ale proszę zdawać sobie sprawę, że Orta nie cofnę - Fergard
|
13.11.2010
|
Na skraju polany pojawił się nie wiadomo kiedy i skąd jeździec na białym koniu, szczelnie otulony szarą peleryną. Rozglądał się bacznie dookoła, jakby węsząc jakieś niebezpieczeństwo. Spod płaszcza nad prawym barkiem wystawała rękojeść miecza. Jeździec szepnął coś do ucha swemu wierzchowcowi i ten ruszył stępem naprzód, w kierunku zgromadzonej przy dziwacznych ruinach grupki osób.
- Witaj, strażniku - rzucił Fergard na powitanie.
- Witajcie - odparł Halom, badając wzrokiem wszystkich zgromadzonych.
- Ty też przyszedłeś tu w poszukiwaniu mocy albo miecza? - Spytał podenerwowany już z lekka Lays. - Chyba nie starczy dla wszystkich.
- Nie - odparł krótko. - Miecz już mam. A moc w mieczu.
Laysowi nie wystarczyła taka odpowiedź, stał dalej wpatrzony w Haloma, jednak ten nie miał zamiaru się rozwodzić. Nasłuchiwał. Wszędzie wkoło było spokojnie. Nic, co mogłoby niepokoić. I właśnie ten spokój niepokoił go najbardziej.
- Znalazłeś już coś, magiku? - Spytał Einur.
Lays poczerwieniał do granic możliwości. Odwrócił się demonstracyjnie w kierunku zwalonych kamieni i oddał się magii. Zamknął oczy i uniósł ręce, badając niewidzialne kształty. Skupienie biło mu z twarzy. Sirius z Volkolakiem przypatrywali się z ciekawością całemu rytuałowi, zaglądając czarodziejowi przez ramię. Selina odeszła nieco na bok, jakby nie do końca ufając zdolnościom Laysandera.
- Nie przeszkadzajcie mu - zawołał Fergard, również poirytowany całą sytuacją. - Magia wymaga ciszy i koncentracji.
- Magia... - rzekł Halom, bardziej do siebie niż do kogoś. - Tam, gdzie jest magia - ciągnął, teraz już dbając, aby wszyscy go słyszeli - tam są i kłopoty. Myślę, że jeszcze się przydam.
|
16.11.2010
|
Wszyscy zaczęli się niecierpliwić, gdy wypowiadane przez Laysandera zaklęcie nie miało końca. Volk i Sirius przypatrywali się upieczonym moskitom, koń na którym siedział Halom zaczął stąpać z kopyta na kopyto, Selina spała leżąc pod jakimś kamieniem, a Fergard walił głową w mur, kiedy Einur z oczami szaleńca i z kamieniem w ręku, przypatrywał się magicznemu portalowi portalowi.
- ARNER FERA PARADOXUM! ARNER FERA PARADOXUM! - krzyczał czarodziej coraz głośniej.
- A może po prostu udać się tam, gdzie prowadzi ten portal i znaleźć miecz armageddonu? - zasugerował Volkolak.
- Ja jestem całkowicie za! - poderwał się Sirius - będziemy tu rozmyślać całą wieczność, a tymczasem rozwiązanie leży po drugiej strony.
- Zaraz, zaraz! - krzyknął Stratoavis - a co ja z tego będę miał? Chcecie przejść na drugą stronę, zabrać ten miecz i zniszczyć ołtarz Herazou, a ja będę się przyglądał pustym kamieniom i wam jak polujecie na jednorożce? Wykluczone! - dodał zdenerwowany.
- Dosyć tego! - wtrącił się Einur, zagłuszając rozlegające się na całą okolicę chrapanie Seliny - odsuńcie się! - w tym momencie wziął zamach i z całych sił cisnął kamieniem w kierunku portalu.
- Einurze! Nie! - krzyknęli wszyscy.
Fergard wystrzelił w kierunku Einura magiczną kulę ognia. Osmolony padł na ziemię, ale było już za późno. Kamienny pocisk wpadł prosto we wrota portalu.
- Dziwne...przecież to powinno go zniszczyć - zastanawiał się zawiedziony Einur.
- Dziwne...nic się nie stało - zastanawiał się również pół-bies drapiąc po głowie.
Po chwili ze środka zaczęli wychodzić nieumarli - szkielety, zombi i lisze.
- No to mamy towarzystwo - odparł Halom i zadymał w róg, a Sirius wyciągnął swe miecze.
|
16.11.2010
|
Einura przeszły dreszcze. Okropne dreszcze. Po raz pierwszy, a być może i ostatni widział nieumarłych. Było ich strasznie dużo, okropnie śmierdziały. Miał ochotę zwymiotować. Jego początkowym odruchem było odsunięcie się od pola bitwy i ucieczka. Ale patrząc na walczących towarzyszy, postanowił, że nie stchórzy. Dobył swej jedynej broni. Był to... toporek rzeźniczy, który podarował mu jego ojciec. Rzucił się na jednego z nieumarłych. Gnijące ciało zombiaka wprawiło Einura w bardzo niemiłe bulgotania w żołądku. Jednak wytrzymał. Zadał kilka ciosów, ale ożywieńcowi nic się nie stało. Spróbował zatem ze szkiletorem. Połamuł mu kilka kości, ale tworzyły one zaraz następnego umarlaka.
- Tu trzeba magii! - krzyczał - Bez niej sobie nie poradzimy... ___ Opadł bezwładnie na kolana, gdy poczuł mroźny oddech ducha z tyłu. Czuł, jak wysysa mu duszę, jego życie. Zamknął oczy, by poddać się temu... Jego uszu dobiegł straszliwy krzyk...
|
17.11.2010
|
Einur po chwili zorientował się to on krzyknął i zobaczył swoją rozciętą do kości rękę.
Nie mogę zginąć i dać zginąć innym, pomyślał. Zaczął się czołgać i ciąć toporkiem po nogach truposzy. Zobaczył zbliżającego się lisza z okutym żelazem kosturem. Nastawie głowę będzie szybko i bezboleśnie, szepnął. Ale nie było szybko i bezboleśnie... przynajmniej nie dla lisza.
Volkolak uderzył pięścią nieumarłego tam gdzie powinna być przepona, stwór odleciał na dobre sześć stóp. Do rannego człowieka praktycznego podbiegł Sirius z butelką czegoś i swoim sztyletem,
które mu od razu dał.
- Miksturę wsmaruj w ranę a ze sztyletu zrób użytek, trzymaj za łańcuch i kręć tym.
- D-d-dobrze i dziękuje
- Podziękujesz jak to ci uratuje życie.
Fergard ciął stwory ostrzem zero, Lays rzucał czar za czarem, Halom siedział na koniu i szarżował na przeciwników, Volkolak i Sirius zorganizowali zawody "kto zabije więcej wrogów" , Einur kręcił sztyletem i nie dawał stworom zbliżyć się do Seliny która mimo hałasu spała... Nie lubię się powtarzać. Proszę o poprawę tego posta albo będę zmuszony dać kolejnego Orta... A trzy Orty blokują możliwość pisania nowych postów - Fergard
|
18.11.2010
|
W pewnym momencie Einur wbił sztylet w brzuch jednemu z ożywieńców, a następnie odciął mu głowę mieczem. Zgniłe ciało zombie upadło wprost na śpiącą Selinę.
- Aaaaaaaaa! - krzyknęła sylfka - ratunku! Pomóżcie mi!
Nagle wszyscy nieumarli próbowali zatkać sobie uszy. Jazgot, jaki wydawała z siebie Selina był nie do wytrzymania.
- Dobrze, krzycz dalej! - rozkazał Volkolak.
Wściekły wampir wpadł z okrzykiem w grupę szkieletów i zaczął wymachiwać swoim dużym, czerwonym mieczem. Potwory nawet nie podejmowały walki, bo torturował je głośny wrzask. Volk wykonał olbrzymi piruet i szkielety rozsypały się na kawałki. Zombie chodzili we wszystkich kierunkach i nie wiedząc ,jak sobie pomóc uciekli w dzicz.
- Niech ona już przestanie! - prosił błagalnie Sirius.
- Zamknij się! - wrzasnęli wszyscy razem.
Zapanowała cisza, a po potworach nie było ani śladu.
|
24.11.2010
|
Po chwili centralnie z tego miejsca z którego potwory uciekły w dzicz wyleciały ich zmasakrowane ciała,i wyszedł wysoki Demon. Wysoki to za mało powiedziane, był olbrzymi, prawie trzy metrowy, w ciemnej metalowej zbroi i hełmie, oczami o kolorze lawy i ostrymi jak brzytwa kłami oraz pazurami z których ściekała zielonkawa substancja. U pasa było widać miecz z rękojeścią z czaszek a ostrze miecza było srebrzyste jak najczystsze srebro. Sam osobnik po kilku sekundach odezwał się.
- Cóż, sądzę iż jest tu dość niebezpiecznie. Volk stary druhu chyba pozwolisz mi z wami wędrować? - spytał Demon. Głos miał przekonujący i łagodny. Volkolak nie mógł odpowiedzieć z zaskoczenia, lecz po chwili wydusił z siebie.
- Neb, to ty! Skąd ty tu..? - wydusił właśnie to.
- Tak to ja Nebirios. Skąd tu jestem, powiedzieć nie mogę, lecz ty mógłbyś mi przedstawić swoich przyjaciół...
|
25.11.2010
|
Volk ucieszył się widząc starego przyjaciela. Pamiętał go jeszcze z Gildii Alchemików i wielu niebezpiecznych przygód jakie tam przeżył.
- Nebirios, szalony demonie! - krzyknął z radości wampir - szkoda, że nie pojawiłeś się tu trochę wcześniej, bo mieliśmy niemiło towarzystwo, które wypełzło...stamtąd - dodał wskazując palcem na portal.
- Usłyszałem jakieś odgłosy walki i z ciekawości chciałem sprawdzić co się tu dzieje - odpowiedział nekromanta.
- No pięknie...to już wolę hordę zombi niż tego dewastatora! - westchnął Fergard i zasłonił ręką twarz.
- Hehe, akurat tego jegomościa nie musisz mi przedstawiać, bo my się dobrze znamy. - i uśmiechnął się szeroko machając do pół-biesa.
- Niestety, i aż za dobrze... - dodał Fergard.
- To jest Laysander - ekscentryczny mag bitewny. - przedstawiał czarodzieja Volk.
- Zaraz, zaraz, ja go skądś znam... - próbował przypomnieć sobie Demon - Czy czasem nie należał do naszej Gildii? Tylko że tamten to był straszny dziwoląg, można rzec szaleniec!
- Hmm...też coś mi się przypomina. Może jest trochę dziwny, ale jak na razie, to na nim opieramy nasze zmagania odnośnie tego miejsca. - wyjaśnił krwiopijca - Selinę też pamiętasz, bo miałeś już okazją ją kilka razy przypiec, hehe. - zaśmiał się wampir.
- To w takim razie ja mam nadzieję, że ona mnie nie pamięta - przestraszył się Neb - a reszta?
- To jest Sirius - wampir poszukujący zaginionego miecza, Einur - samotny wędrowiec i również dewastator, hehe - ciągnął dalej - oraz Halom - strażnik z północy na białym koniu.
|
16.03.2011
|
Po krótki odpoczynku, z dalekiej głuszy było słychać odgłosy zombie. Demon wstał, po czym powiedział do Krwiopijcy.
- Seline nawet lepiej niż znam, ale to stare dzieje Gildii Alchemików - szepnął. Świątynia była trochę za nimi a demon uparł, że musi ją zniszczyć, na co Selina i Lays zareagowali krzykiem. Demon wytłumaczył iż nic się niestanie jako jest czystym zniszczeniem.
- Nic się nie stanie zapewniał - a na rzeczy się znał najlepiej ze wszystkich, przecież miliardy lat uczył się pięknego rzemiosła magii. Demon wszedł do świątyni gdzie zaatakowała go horda zombie. Demon jednym ruchem palca zniszczył nieumarłych po czym przyjrzał się świątyni.
- Jasna Cholera, musimy się ewakuować! - ryknął a z nieba strzeliły błyskawicę. Demon chwycił za rękę Seline i Volka, po czym się teleportowali do Osady, reszta zaczęła uciekać ze świątyni w która była niszczona przez błyskawice. Demon, Sylfka i Wampir pojawili się w domu Neba. Demon kazał im siąść, a sam poszedł do swojej biblioteczki. Po chwili wrócił z pewną książka... Odświeżam temat:)
|
9.06.2011
|
- Kolejne miejsce w którym można w spokoju przeprowadzać eksperymenty. - Powiedział cicho do samego siebie drow Agon. Gildia Nekromantów została zamknięta ale w tej świątyni pełno ożywieńców. Tu musi istnieć jakieś źródło mocy. Kilka niefortunnych zaklęć i powstała burza z piorunami, cóż trudno tak to już bywa jak się uprawia magię bez licencji. Przynajmniej są jakieś pozytywne strony. Nieproszeni goście uciekli.
Agon przechadzał się w swoim nowo wybudowanym schronie. Pod świątynią stworzył kompleks jaskiń i niezliczoną ilość tuneli. To jest właśnie to co czarnoksiężnicy lubią najbardziej, no i drowy też to lubią. Podziemia i liczne wilgotne, ciemne miejsca. Stalaktyty i stalagmity. W większych stalagmitach powstały nawet pomieszczenia w których znajdowały się rozliczne magiczne księgi i przepisy na różnorakie trucizny. Grzyby, wszędzie grzyby. Buławinki purchawkowate o niebezpiecznych zarodnikach, horklumpy wytwarzające trujący gaz i grumpfy brązowawe nadające się do jedzenia. Oczywiście rosło tu więcej grzybów ale akurat te odmiany najbardziej interesowały Agona.
Gdzieniegdzie znajdowały się zwłoki, a wśród nich głównie szkielety gnolli. Troglodyci przemykali korytarzami ale nie przeszkadzało to drowowi w warzeniu wywaru, który miał za zadanie wytworzyć toksyczną chmurę, która uśmierciłaby wszystkie humanoidalne istoty poza mrocznymi elfami. Zaklęcie było już gotowe. Tak teraz Agon pozbędzie się tych paskudnych harpii, które buszowały w jego zapasach.
Z kotła uniosła się zielona mgła, która rozniosła się po całych podziemiach świątyni. Wszystkie harpie, meduzy, minotaury i inne stwory, które mogły zagrażać drowowi skonały w straszliwych mękach.
Agon liczył, że pojawią się inne drowy by pomóc mu w rozbudowie podziemi pod opuszczoną świątynią.
|
9.06.2011
|
Agon długo nie był sam. W jednym z tuneli słychać było ciche kroki. W sali, w której drow warzył wywar pojawił się inny mroczny elf: Zharven. Podszedł do Agona i zdjął kaptur.
- Vendui, Agon! Co ty robisz w tych podziemiach?
- Vendui, Zharven! Próbuję stworzyć bezpieczne miejsce dla drowów, z dala od tych wszędobylskich rivvin. Jeśli chcesz, możesz mi pomóc w rozbudowie tych podziemi.
- Dobra, pomogę. Ale musimy zrobić z tego porządną twierdzę, jeśli chcemy być bezpieczni. To od czego zaczynamy?
- Zacznijmy od magicznych osłon. Magia powinna nam na razie wystarczyć. Gdy zdobędziemy odpowiednie materiały zabierzemy się za prawdziwą budowę. Oprócz tego przydałoby się wsparcie w postaci nieumarłych, a gdzieś tu wyczuwam dziwną energię, która ożywia zwłoki. Musimy zlokalizować źródło tej energii, to może się nam bardzo przydać. Nad nami znajdują się ruiny świątyni, jednak nie radzę wychodzić na zewnątrz. Na powierzchni mogą być jacyś poszukiwacze przygód. Lepiej trzymać się od takich z daleka.
- To co mam robić, zbierać materiały?
- Tak, ale możesz też przeprowadzić zwiad i przeszukać zachodnie tunele. Może znajdują się tam jakieś artefakty. Jestem też prawie pewien, że w jednej z jaskiń znajduje się legowisko mantikor, a może żyje tam hydra. Tak, czy siak przydałoby się sprawdzić. Gdyby udało nam się zniewolić taką istotę byłoby świetnie.
- Pójdę. Powiedz tylko jak je zniewolić?
- Nad tym pomyślimy później, na razie trzeba się upewnić, czy moje przypuszczenia są słuszne.
|