Misterne RękopisyChronomanta |
Jesteś na 1 stronie. Przejdź do: 1 2 3 4 5 | |
---|---|
Sandro2004-01-01 02:07 |
Pisałem to od maja. Nie chce mi się wierzyć, że już to jest tu, w Osadzie.
Nie będę pisał rozwlekłego komentarza, sami zobaczcie co się narodziło w mojej nie do końca normalnej głowie. Powiem tylko, że uważam to za moje jak dotąd bezapelacyjnie najlepsze dzieło.
Być może to trochę pretensjonalne przy opowiadaniu, i to w sumie stosunkowo krótkim, ale jest kilka osób, bez których "Chronomanta" by nie powstał, i chciałbym im tutaj serdecznie podziękować. Są to moi znajomi z Prawdziwego Życia, a imiona ich Maciej, Wojciech i żukasz. To dzięki nim napisałem co napisałem, i napisałem jak napisałem, bo to w dyskusjach z nimi właśnie zarysowały się losy głównego bohatera. A jak ma się fabułę, nie jest problemem przeniesienie jej na papier. Dzięki. Wielkie dzięki.
Wielkie dzięki kieruję też do Faramira, którego przez pół roku męczyłem i męczyłem "Chronomantą", i którego pomoc i komentarze wydawane na bieżąco były nieocenione. Thx.
Miłej lektury. Faramir (2004-01-01): |
Erin2004-01-01 03:10 |
Powiem sześć rzeczy:
1. Zatkało mnie.
Sandro (2004-01-01): |
Guinea2004-01-01 11:16 |
Dam ci o 6, co będę żałował. Szkoda jednak, że nie wpędziłeś bohatera w tzw. "paradoks dziadka" czy jak to się tam zwie ;P. A swoją drogą to głupio się załatwił :PP.
PS. W rozdziale 9 napisałeś "kiedyż" :). Sandro (2004-01-01): |
Rion2004-01-01 12:55 |
Ekhm...To jest moim skromnym zdaniem genialne...Chyle czolo przed autorem...6. Sandro (2004-01-01): |
Faramir2004-01-01 13:14 |
CHRONOMANTA - KOMENTARZ
Wstęp
O Chronomancie słyszałem już dawno, bardzo dawno temu. Zdaje się, że dla Sandro sama praca nad tym opowiadaniem była przez długi okres czasu priorytetem w działaniu. Priorytetem w wszelkich pracach twórczych, nad którymi stawiał nawet sprawy Prawdziwego Życia.
Ja sam odczuwam z Chronomantą pewną więź, coś na kształt przywiązania i sentymentalizmu. Bo i też, muszę przyznać, obserwowałem jego narodziny, późniejsze dorastanie i dojrzewanie, aż w końcu i ostatnie chwile jego życia. Dosłownie i w przenośni. Stał się on nawet, zupełnie nieświadomie, cząstką mego życia, w czym zapewne spory udział miał ten męczydupa Sandro, który jak raz się na kogoś uweźmie, to koniec. Przez pół roku nasłuchałem się jego koncepcji dotyczących Chronomanty, o jego euforystycznych nagłych olśnieniach. Nasłuchałem się także sporo podpuszczeń z jego strony, kiedy to mówił, na jaki to świetny pomysł wpadł. Dostawałem masę tekstu do oceny, a później byłem z niego dokładnie wypytywany, a wszelkie skojarzenia, odczucia i to, czy rozumiem o co w tym wszystkim chodzi. To się chyba w niektórych kręgach nazywa profesjonalizm. Tak czy inaczej byłem wyeksploatowany po dziurki w nosie. A sam Chronomanta to mi się nawet po nocach śnił. W najgorszych koszmarach. A w każdym z nim, na jego końcu pojawiał się Sandro, z przymilnym, gotyckim uśmiechem na liszych ustach i pytaniem: "Mogę Ci coś podesłać do oceny?". Za każdym razem z wredną satysfakcją obserwował jak się zgadzam. Bo co też miałem zrobić?
Jednak pomimo tego wszystkiego Chronomanta jest niesamowity. Bo praca okazała się produktywna. Oj, jak cholera.
Pomysł
Pomysł, cóż, pomysł, jak mi wiadomo z pewnych bardzo liszych źródeł powstawał bardzo długo i był owocem wielu dyskusji, filozoficznych rozmyślań i w ogóle był tak przemyślany, że aż strach.
Jednakże sam ogólny motyw - motyw opanowania władzy nad czasem - stary jest jak świat, co tu ukrywać. Sandro, wymyślając aby jego główny bohater babrał się w Magii Czasu nie był wcale odkrywczy. Jednak w przeciwieństwie do wielu różnych w opowieści, w których zdarzają się podróże w czasie, gdzie wydaje się to dziecinnie łatwe i byle jaki wyższy mag może to zrobić, a w dodatku - co chyba najgorsze! - Autor wcale nie opisał jak to się dzieje ani nie wymyślił żadnych przekonujących prawideł rządzących czasem, Sandro... w sumie zbytnio też się nie wykazał. Bo i tak, opisał parę regułek (dosłownie parę) i wsio, ze wszelkich innych zasad zrezygnował. A i opuścił to w bardzo szczwany sposób, mówiąc, że to nie miejsce na to. Wszystko bardzo ładnie i wiarygodnie zaargumentował. Można powiedzieć, że poniekąd poszedł na łatwiznę.
I miał rację. Bo po co męczyć Czytelnika jakimiś zupełnie dziwacznymi, trudnymi do zrozumienia regułami. Dodatkowo istniałaby możliwość palnięcia gafy, co kompletnie mogłoby opowiadanie popsuć. Dał co trzeba i dalej nas nie męczył. I dobrze.
Styl i wykonanie
Styl w wielu wypadkach bardzo wyrafinowany. W sumie to przez większość opowiadanie ów styl jest wyrafinowany. Są momenty naprawdę świetne i budujące klimat. Doskonale widać jak sporo Autor przesiedział nad Chronomantą. Stworzył coś, czego wstydzić się nie musi. Przynajmniej przez najbliższe parę lat.
Są momenty, które mogłyby budzić w poważnym opowiadaniu, jakim przecież Chronomanta jest, niesmak, jak na przykład "fioletowy ogień", który pojawia się w rozdziale, gdy On odprawia rytuał chronomatyczny. Natomiast tutaj wydaje się to jak najbardziej na miejscu. To opowiadanie jest po prostu wyważone. Wydaje mi się, że każda chwila, każde zdanie jest tu przemyślane. Autor wszystko dokładnie, jak mniemam, widział, wszystko dokładnie sobie wyobraził i po prostu to opisał. Nie było tu niczego na siłę. Wszystko jest tak, jak być miało. I to się chwali.
Inną sprawą jest dziennik, prowadzony przez Niego, o którym więcej będzie za chwilę. Samo wczucie się w rolę Chronomanty i oddanie jego emocji świadczy o kunszcie Autora. Świetne wczucie, co należy podkreślić.
Dodając do tego wspomniane już dopracowanie, kwiecistość języka (zauważył ktoś jakieś zbędne powtórzenia?) i to, że przecież spora część tekstu to opis rytuałów i opis miejsca, lecz opis - co trzeba zaakcentować - wcale nie nudny. Wcale a wcale.
Wrażenia
Bardzo smutna to opowieść. Smutna i melancholijna, o tak, zdecydowanie. Los, któryś obmyślił, Drogi Autorze, dla tytułowego Chronomanty jest jednym z smutniejszych losów o jakich czytałem w ostatnich czasach. Nie ma tutaj nieszczęśliwej miłości, nie ma wymordowanie całej rodziny czy najlepszego przyjaciela. Jest krótka, trwająca jeno kilka sekund chwila, podczas której jedna postać uświadamia sobie beznadzieję i nieuchronność swego losu. I tego, że jakby się nie starał, czego by nie zrobił, zawsze skończy tak samo. Że zgładzony, a raczej skazany na wieczną wędrówkę, wieczną egzystencję przetykaną rojem wątpliwości i cierpienia, skazał sam siebie i nie ma od tego odwrotu. Pełnię tego rozpaczy może zrozumieć jedynie Czytelnik. A i on nie do końca, gdyż ból i męki Chronomanty zna jedynie z kilku starych stronnic pergaminu zapisanego równym pismem.
Wszelkie wrażenia odnośnie Chronomanty są, jak już wspomniałem, oczywiście jak najbardziej entuzjastyczne. Bo i beznadziejność losu Chronomanty do mnie trafia, bo i ja - jak mi się wydaje - mógłbym to zrozumieć, a sam smutek i melancholijność tekstu są naprawdę bardzo mi bliskie i znajome.
Pomimo tego, iż w końcówce, a dokładniej Epilogu, można znaleźć odrobinę optymizmu. Jednakże optymizmu pozornego. Bo sam Epilog raczej rodzi pytania. Czy uwierzą zapiskom ukrytym w podziemnej wieży, czy uwierzą, że On naprawdę zdobył władzę nad czasem? Czy ktokolwiek kiedykolwiek zrozumie jaki los Go spotkał? Czy może ten wielki, bezsilny i tak żałośnie i nieuchronnie się kończący epizod na zawsze pozostanie tajemnicą, której w dodatku świadoma była tylko jedna osoba i to tylko przez kilka ostatnich sekund swego życia?...
Rozwinięcie
Nie wiem czemu, ale czytając Chronomantę myśli me oscylowały gdzieś w pobliżu Katedry opowiadanie Jacka Dukaja, które w świetny sposób zrealizował na małym ekranie Bagiński, tworząc z tego prawdziwy majstersztyk. Nie wiem czemu, ale czytając o tym jak On schodził schodami, stukając swą laską, o tym, że codziennie odbywał podróż pomiędzy biblioteką, pracownią, a sacrum, widziałem oczami wyobraźni jak pan Bagiński realizuje to. Widziałem jak On powoli schodzi ze schodów, jak stukot jego laski głucho brzmi w podziemnej wieży, a w tle słychać zmęczony głos opowiadający o tym kim jest, wypowiadający myśli z dziennika. Po prostu czytając tę opowieść miałem wizję, którą - jak mi się wydaje - idealnie potrafiłby zrealizować pan Bagiński.
Wiem, że to raczej nierealne, aby do niego dotarła ta opowieść, aby zdecydował się coś z niej zrobić, przedstawić ją, ale pomarzyć zawsze można.
Dywagacje
Sam miałbym, mówiąc szczerze, dwa inne pomysły co do zakończenia Chronomanty.
Raz: Chronomanta, po osiągnięciu władzy na Czasem, staje się, jak sam wspomniał, silniejszym i potężniejszym od Bogów. Cofa się w czasie i... sam staje się najwyższym Bogiem. Poprzez swoje umiejętności, wiedzę i władzę na Czasem dysponuje przyszłą potęgą, która byłaby w stanie stwarzać światy. Więc czemu by nie miał tego zrobić? Takie rozwiązanie mogłoby rodzić pytania. Bo jak to możliwe, przecież zanim on by tego nie osiągnął, zanim nie zapanowałby nad czasem, świat nie istniałby. Czy więc życie cały czas toczyłoby się w każdej chwili w przeszłości, teraźniejszości i przyszłości? Mnóstwo pytań natury filozoficznej takie rozwiązanie mogłoby rodzić.
Dwa: Chronomanta okazuje się szaleńcem. Odprawia rytuał i przyzywa orła. Wysyła go w przeszłość. Później wysyła sępa w przyszłość. Jednak to wszystko okazałoby się tylko złudą i iluzją. Tak naprawdę orzeł wcale nie byłby w przeszłości. Wizja bitwy to tylko Jego wspomnienia, natomiast przyszłość jego rodzinnego domu byłaby taka, jaką sobie wyimaginował. To nie byłaby prawda. To byłoby narzucenie swej woli rozumowi. Mógłby on dalej wierzyć, że to co robił było władzą nad Czasem, mimo iż w rzeczywistości była by to tylko władza nad własnym umysłem i tym, o czym chce On myśleć. Czy taki koniec nie byłby również tragicznym?
To jednak tylko me luźne koncepcje. Osobiście pomysł, który Sandro użył podoba mi się i to strasznie.
Zakończenie
Tak sobie patrzę i myślę o Chronomancie i dochodzę do wniosku, że chyba nawet nie muszę mówić jaką ocenę wystawiłem. Ale może jednak, tak dla pewności. 6. Sandro (2004-01-01): |
DruidKot2004-01-01 18:34 |
Ech... Kolejne dzieło Sandra... Równie dobre, co inne... Oto moje wrażenia z czytanych kolejno rozdziałów:
1. Zapowiada się ciekawie... Podoba mi się :)
Podsumowanie:
PS. Jak narazie same szóchy... Gratuluję... :)
San: Mówiłeś na Ognisku, że za oceny inne niż szĂâstka będziesz się gniewał... :D Sandro (2004-01-01): |
Michalson2004-01-01 21:25 |
Niezły pomysł na opowiadanie. Niestety nieco się tam pogubiłem- nie wiem czy to moja czy autora wina.
Sandro (2004-01-01): |
Samuel2004-01-02 00:10 |
No! Sandro! Przeczytałem, czuję się trochę podle, iz mejla nie puściłem ale cholera problemy z netem mam odkąd mróz znów gnębi nowohuckie linie. Jednak niestanowi to problemu by tutaj powiedzieć, że ten styl... no to kurde jak to się w Nowej-Hucie mówi: "Fachura!" mam nadzieję, że rozumiesz... Nie przeszkadza to też postawić Ci najwyższej oceny, mojej ulubionej liczby zarazem a więc...
Sandro (2004-01-02): |
Sir Wookash2004-01-02 00:15 |
To, co wg mnie jest najbardziej w tej opowieści widoczne to ogrom pracy weń włożonej. Jak już Faramir zauważył, jest to dzieło skończone, pozbawione choćby jednego zbędnego słowa... I za samo to byłoby co najmniej pięć. Świetny styl pisania, nie pozwalający nudzić się nawet na chwilę, mimo braku wartkiej akcji i już jest sześć. A został jeszcze temat, szczególnie mi bliski. Nie wiem czy czytałeś, Sandro, komiks pt. Thorgal: Władca Gór. Jeżeli nie, polecam. Wspominam o nim, ponieważ od czasu gdy go poznałem, strasznie interesuję się tym tematem, a "Chronomanta" mimo swojego braku skomplikowania, tak charakterystycznego dla większości opowieści o czasie (przeróżne paradoksy itd.) ukazuje właściwie całą kwintesencję czasu, jego nienaruszalności i niebezpieczeństwa z nim związanego.
Znalazłem dwa malutkie błędy:
rozdz. 7
rozdz. 9
Sandro (2004-01-02): |
Galador2004-01-02 20:12 |
Pięć. Tylko tyle;)
A teraz moje uwagi:
1. Chronomanta a imię.
W swym dzienniku Chronomanta twierdzi, że imię człowieka nie jest ważne, dlatego też nie podaje go. Kłamie. Bez imienia człowiek nie istnieje. Imię jest pierwszym i najważniejszym określnikiem człowieka. Pozbawiając się imienia, Chronomanta odcina się od swojej historii, pochodzenia... Właściwie odcina się od siebie samego. Staje się kimś całkowicie anonimowym.
Najbardziej prawdopodobnym wytłumaczeniem takiego zachowania wydaje się to, iż Chronomanta zapomniał jak ma na imię. W takim jednak wypadku powinien nadać sobie nowe imię. Choćby nazywać siebie "Chronomantą", gdyż nie da się mówić o człowieku nie nazywając go. Czytając opowiadanie czytelnik nadaje bohaterowi imię Chronomanta (które cały czas jest sugerowane, jednak bohater nie posługuje się nim na stałe w stosunku do siebie, a przecież musi określać jakoś sam siebie i powinno to być określenie stałe).
To, że Chronomanta nie ma imienia, wynika także z faktu, iż jest on całkowicie odseparowany od społeczeństwa. Następuje rozpad psychiki tego człowieka. Jednym słowem: Chronomanta jest szalony. Człowiek musi się poruszać w jakimś układzie odniesienia do siebie samego. Tym układem są inni ludzie. Ponieważ Chronomanta nie widział człowieka od 60 lat, a jedynymi jego towarzyszami były demony i stwarzane własnoręcznie istoty, musiało się to odbić na jego psychice. Właściwie, ten człowiek nie powinien być już zdolny do myślenia. Musiał stać się kimś innym niż człowiekiem.
Rozpoczęcie pisania dziennika po tak długim czasie odseparowania od innych ludzi wydaje mi się niemożliwe. Mógł zrobić to dziesiątki lat wcześniej, by zachować ludzką świadomość. Czytając dziennik wydaje się czytelnikowi, że jego autor wie kim jest. Wydaje mi się, że nie powinien tego wiedzieć...
2. Chronomanta a Bóg.
Chronomanta w swym dzienniku twierdzi (i powtarza to twierdzenie wielokrotnie), że jest większy od Boga. Znów okłamuje sam siebie.
Zapewne Chronomanta jest większy od pomniejszych bóstw, ale do Boga z prawdziwego zdarzenia wiele mu brakuje. Po pierwsze: nieśmiertelność. Chronomanta zdaje się uważać, że jego "panowanie nad czasem" ważniejesze jest i daje większą potęgę niż nieśmiertelność. Wydaje się zgoła, że pogardza nieśmiertelnością. Tymczasem tym, co najbardziej ogranicza człowieka jest śmiertelność i nawet "panowanie nad czasem" nie może tego zmienić. Gdyby Chronomanta przez 60, albo nawet 90 lat dążył do zyskania nieśmiertelności i udałoby mu się to, te stracone lata byłyby niczym w stosunku do czasu, który zyskał. Tylko nieśmiertelność może dać człowiekowi prawdziwą, nieprzemijającą potęgę. Każdy wielki człowiek, każde wielkie imperium ma swój początek i koniec. Nie inaczej było z Chronomantą. Tylko nieśmiertelność może sprawić, że potęga będzie trwała. Dzięki niej trwają bogowie i to czyni ich większymi od choćby najpotężniejszych ludzi.
3. Chronomanta a moc.
Przyjrzyjmy się zdolnościom Chronomanty. Jego mocy, jego potędze. Może przenieść się (tracąc przy tym wiele sił) w dowolny czas i przestrzeń i pobyć tam kilka dłuższych lub krótszych chwil. Może spróbować zmienić bieg historii. Zaiste, jak na człowieka posiadł moc wielką. Tylko ciśnie się na usta pytanie, które on sam także sobie zadaje: po co? To, że chce zmienić jedynie swoją własną drogę życiową daje odpowiedź na to pytanie. To, że poświęcił właściwie całe swoje życie na to, by osiągnąć taką a nie inną moc, że uciekł w tym celu od ludzi jest straszliwym błędem. Po co mu ta moc? On właściwie niczego nie pragnie, nikogo nie kocha, na niczym mu nie zależy... Wszystko przez to, że stracił kontakt ze światem ludzi. Czuje, że jego życie nie ma sensu...
4. Chronomanta a dziennik
Jeśli by jednak chciał nadać jakiś sens temu, do czego doszedł, to chyba nie powinien zacząć pisać dziennika (w każdym razie nie w takiej formie), a racze napisać dokładny "przepis" na poruszanie się w czasie. Wie bowiem, że niedługo urze, zaś aby nadać jakiś sens temu, czemu poświęcił życie, powinien przynajmniej spróbować przekazać tę wiedzę innym. Nie zrobił tego. Potęga, do której dotarł umarła wraz z nim.
5. Chronomanta a jego psychika
Pisałem o tym trochę na początku, przy okzaji braku imienia. Żaden człowiek nie może wytrzymać 60 lat bez drugiego człowieka. Odseparowanie od społeczeństwa musi spowodować rozpad osobowości, doprowadzić do szaleństwa i stopniowego zaniku świadomości. W efekcie prowadzi to do śmierci w obłędzie. To, że Chronomanta wydaje się być świadomy siebie samego i otaczającej go rzeczywistości, także tej której przez 60 lat nie widział... Cóż, jest to po prostu niemożliwe.
Na koniec cytat:
"Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał,
(NT, 1 Kor 13; 1-3)
Sandro (2004-01-03): |
Jesteś na 1 stronie. Przejdź do: 1 2 3 4 5 |