Człowiek
1 2 3 4 | ||
Poprzednia | Jesteś na stronie 3. | Następna |
Część 3
Obudziło go zimno nadchodzącej nocy. Powoli otworzył oczy. Nie zobaczył zbyt wiele, w lesie było już prawie ciemno. Wstał powoli. Był wyczerpany i zdezorientowany. Miał amulet i osiem fenów, ale nie miał broni. Rozejrzał się dookoła. Od zachodu poczuł słaby, ciepły wiatr niosący słony zapach morza. Starając się pokonać zmęczenie i zachować czujność udał się w tamtym kierunku.
Przedzierał się przez starające się go zatrzymać krzaki. Jego ubranie postrzępiło się. Słyszał tylko chrzęst gałęzi pod stopami, ale czuł się obserwowany. Rozglądał się, ale w ciemności nie dostrzegał niczego. Po kilku godzinach ślepej wędrówki dotarł na skraj lasu.
Mimo bezksiężycowej nocy dostrzegł przed sobą piaszczystą wydmę. Kiedy się na nią wspiął poczuł silny wiatr zachodni. Dotarł do brzegu morza. Dopiero teraz poczuł jak zmęczyła go ta wielogodzinna wędrówka. Postanowił tu odpocząć.
Rześkie, zimne powietrze nie pozwalało mu zasnąć, ale dodawało sił. Vesttamre obserwował jak słońce wschodzi nad lasem. Było już jasno. W oddali na północy dostrzegł małe łódki wypływające na morze. "To Ghelvella" domyślił się.
Szacował, że jeśli wyruszy teraz, to dojdzie tam przed południem. Niestety, otwarta przestrzeń skraca odległość. Szedł brzegiem morza wzdłuż klifu, a było coraz goręcej. Wśród charakterystycznych, płaczliwych krzyków mew usłyszał nad sobą wyraźny śpiew. Zaskoczony popatrzył w górę. Syreny. Śpiewają krążąc nad swoją zdobyczą, aby zwołać towarzyszki do pomocy w schwytaniu. I rozszarpaniu.
Gearred rzucił się do ucieczki. Biegł prosto przed siebie, ale nie widział żadnego miejsca do schronienia. Syren było coraz więcej. Naglę potknął się o coś. Był to szkielet. Dopiero z bliskiej odległości zauważył niszę w klifie. Niewielką, ale wystarczająco dużą, aby się mógł w niej zmieścić jeden człowiek. Szybko wstał i pobiegł w tamtym kierunku. Tuż za sobą usłyszał agresywne zawodzenie. Zdążył. Syreny nie zaryzykują lądowania, atakują tylko z powietrza. Mimo to dały za wygraną dopiero jak zaczęło się ściemniać. Łowca niepewnie ruszył dalej.
Było duszno. Słońce spokojnie zanurzało się w morzu, ale zaczęło się chmurzyć. Słyszał już szczekanie psów w Ghelvelli, więc przyspieszył kroku. Dalekie błyski i grzmoty na zachodzie zwiastowały sztorm. Wiatr wzmagał się.
Kiedy dotarł do wioski rozpadał się deszcz. Na szczęście on znalazł schronienie w gospodzie. Dopiero teraz poczuł, jaki jest głodny. Nie przeszkadzało mu to, że ludzie przyglądają się jego postrzępionej koszuli i futrzanym spodniom.
- Znasz go? - zapytał młody rybak.
- Nie, ale od razu wygląda na jakiegoś włóczęgę, co nie potrafi usiedzieć w miejscu. Pewnie jest z gangu, z Portt Nekoston.
- Widziałem go tutaj osiem dni temu, pamiętam. Wypytywał się o jakieś pobliskie jaskinie. Nie może być z okolicy - wtrącił się trzeci wyglądający na kupca.
- Też bym tak chciał. Jeździć sobie od miasta do miasta i dostawać pieniądze za nic - rozmarzył się młody.
- Co ty wiesz, Tamr. Lepiej rób to, co umiesz i nie wychylaj się - zganił go starszy rybak, ale bardzo podobny do młodego.
Rybak, zwany Tamrem spuścił głowę.
- A widzieliście, jakie miał postrzępione ubranie. On pewnie napada na karawany, albo uciekł z więzienia. Za takiego to może być nagroda - kupiec kontynuował domysły.
- Pewnie ma ze sobą złoto - Powiedział przysłuchujący się wcześniej mężczyzna. Nie wyglądał na rybaka. Nosił czerwoną kamizelkę i skórzane spodnie. Na czole miał biała opaskę.
Poprzednia | Jesteś na stronie 3. | Następna |
1 2 3 4 |