Zbysio Wędrowniczek i Smok

1 2 3 4
Jesteś na stronie 1. Następna

Na początek warto by opisać Zbysia - w końcu w tytule figuruje i coś mu się z tego tytułu należy, a potem nie będzie ani miejsca, ani czasu na opisy, a już tym bardziej ochoty...

Można by powiedzieć, że nasz bohater wygląda jak typowy wędrowiec, gdyby nie to, że każdy wędrowiec z natury rzeczy jest nietypowy, tak więc opis okazuje się być naprawdę niezbędny... No trudno, tak bywa.

Otóż Zbysio Wędrowniczek, jak samo imię wskazuje, jest mężczyzną. Dokładniej mówiąc, mężczyzną w wieku bliżej nieokreślonym, przeciętnego wzrostu i przeciętnej tuszy. Ubiór jego również można by nazwać bliżej nieokreślonym, gdyby nie nakrycie głowy. Konstrukcją przypomina ono kapelusz słomkowy, lecz nazwa jest nieadekwatna z powodu rodzaju użytego materiału. Dlatego należy nazwać je kapeluszem gałęziowym. Spod rzeczonego kapelusza wystają średniej długości włosy w kolorze żółtym. Nie jest to jednak złocista żółć miodu, tudzież dojrzałego zboża, lecz raczej żółć młodej kaczuszki, która jakiś czas temu wylazła z bagienka, i z której teraz kawałki zaschniętego błocka powoli odpadają pod wpływem promieni palącego słońca.

Reszta ubioru jest już tak zużyta, że gdyby przypadkiem jakiś kawałek odpadł i znalazł się na drodze (co wcale nie wydaje się nieprawdopodobne), to byłby nie do zauważenia - przynajmniej aż do chwili, w której przykleił by się do buta innemu strudzonemu wędrowcowi. Jakiś kolor zapewne kiedyś owe ubrania posiadały, lecz najwyraźniej zostawiły go gdzieś po drodze, w zamian biorąc kurz i pył. Najbardziej odczuł to płaszcz podróżny - wyglądał niczym zdjęty ze stracha na wróble, a przez to jego właściciel, gdyby zatrzymał się na polu w wietrzny dzień, z pewnością zostałby za jednego wzięty - i to bardzo starego i zabiedzonego.

Pod owym płaszczem Zbysio ukrywał niezbędnik każdego wędrowca - miecz. Bardzo przydatny przy spożywaniu posiłków, wycinaniu sobie drogi przez gęstwinę i wielu innych okazjach. Jedynie zawadą jest w razie spotkania orków, zbójców, lub innych dzikich zwierząt - plącze się pod nogami, obija o łydki, zaczepia o okoliczne chaszcze... no ale każdy szanujący się wędrowiec powinien mieć miecz. I to nazwany miecz - oręż Zbysia zwie się Kotek. Kotek jest w całkiem dobrym stanie, zwłaszcza jeśli porówna się go z przyodziewkiem wędrowca. Miecze zużywają się wolniej od ubrań, a na dodatek niektóre nawet są im starsze, tym lepsze. Ten zdecydowanie nie należał do tego rodzaju, wciąż jednak stanowił kawałek żelaza o nieco większej przydatności od pogrzebacza.

Na koniec wypadałoby wspomnieć o twarzy Wędrowniczka - otóż po twarzy tej można poznać, iż jej właściciel wiele już przeszedł, a czasami i po nim coś przeszło. Sądząc po licznych bruzdach, parę razy mogło nawet przejechać - cóż, taki żywot wędrowca.

Skoro opis został już dokonany, można przejść do właściwej opowieści, chyba że ktoś już zasnął z nudów - wcale bym się nie zdziwił po takim kawale dłużyzny... Tak więc kto nie zasnął, niech czyta dalej, a kto zasnął, niech śpi i sobie nie przeszkadza.


Jesteś na stronie 1. Następna
1 2 3 4