Piekielny wędrowiec

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
Poprzednia Jesteś na stronie 8. Następna

     Xeron długo nie pojawiał się wśród demonów, co zaczęło je niepokoić. Niektórym nie zależało na losie jednego z kreegan, których byli popychadłami. Ageron siedzący na niewielkim kamieniu jak inni zamyślił się nad losem swego kompana. Niemożliwym było, aby Xeron zginął tak łatwo. Od początku wykazywał o wiele większą moc niż inni kreeganie. Lecz z drugiej strony... tamten strzelec też nie był zwykły. Ageron nie był w stanie wyczuć jego ruchów, nie dało się nawet usłyszeć świstu jego strzał. Kim on był?

Nagle rozmyslania Agerona przerwał oczerniający Xerona czart. Widać to jeden z tych, który serdecznie dosyć ma pomiatania innymi. Ów czart zdołał zwrócić już uwagę wszystkich będących w zagajniku demonów. Widocznie były coraz bardziej przekonywane mową czarta - buntownika. Ageron musiał jak najszybciej to zakończyć. Podniósł się z kamienia i błyskawicznym krokiem podszedł do niespodziewającego sie niczego czarta.

- Co robisz?! - Ryknął Ageron tonem pełnym gniewu.

- Mamy już dosyć was i waszych rozkazów! -Zaczął mówić czart - Wykorzystujecie nas do wszelkich prac siłowych! Wy zabieracie wszystko dla siebie, a my? Co my z tego zyskujemy?! Giniemy w waszych kopalniach, jako oddziały wojskowe i tylko śmierć zyskujemy! Jedyne wybawienie od niewolniczej pracy... wybawienie!
- Wybawienie, mówisz? - na twarzy Aregona zagościł szyderczy uśmiech. Prędkim ruchem ręki wbił ją w klatkę piersiową czarta. Kiedy zaczął ją wyjmować, w dłoni kreegana spoczywało złowieszcze, czarcie serce. Dłoń zaczęła się zaciskać coraz bardziej, aż w końcu serce pękło, polewając rękę Agerona i ziemię w pobliżu krwią. Pozbawiony serca czart upadł na ziemię, a z jego rany również zaczęła sączyć się krew.

- Każdego, kto tylko będzie podjudzał do buntu przeciw nam, będę zabijał bez ostrzeżenia! Teraz musimy trzymać się razem! Bez nas zginiecie na pewno! Z pewnością Erathia nie przyjmie was pod swe skrzydła! - Ageron odwrócił się w kierunku zagajnika, do którego wbiegł Xeron. Udręczony myślami umysł kreegana począł sam zadawać sobie pytanie: Gdzie jesteś, Xeronie?

Zdawałoby się, że Xeron słyszał to pytanie w swym umyśle, gdyż nagle przyspieszył tempa. Jego sylwetka zaczęła niknąć wśród jednolitych drzew zagajnika. Szczęśliwie wyjście z niego było już niedaleko, niestety, umysł kreegana sprawiał mu niemiłe niespodzianki, bowiem wzrokiem sięgał wyjścia kilometrami.

- "Nie mogę pozwolić, aby mój następca umarł" Co to do cholery miał oznaczać? Czego chciał ten strzelec? Jeśli chciał mnie czegoś "nauczać", to zapewne wypił za dużo trunku. Ale nieważne. Jeśli to prawda, łowcy głów czyhają na moje życię, więc muszę zwiększyć tempo, jeżeli mam uciec do Deyji.

Niepokój zaczął poważnie narastać w Ageronie, gdyż dopadała go chęć wejścia do zagajnika i odnalezienie Xerona. Szczęśliwie odganiały go od tego pomysłu demony przypominające mu o jego sile i niezłomności. Ale co mogli zdziałać, gdy do zagajnika rzucić się chciał kwasowy smok? Bestia ruszyła z rykiem, ale ku zaskoczeniu wszystkich zaczęła rozpuszczać drzewa i rośliny swym kwasem, torując sobie drogę do przyjaciela. Krótko trwały jego poczynania, gdyż zewśród stopionych kwasem drzew i dymu wytworzonego przez ów kwas niespodziewanie wyskoczył Xeron. Wszyscy popadli w radość i zadowolenie, lecz kreeganin szybko wydudził z niego demony.

- Słuchajcie - Zaczął przemawiać Xeron nietypowym dla niego pełnym niepokoju tonem głosu - na nasz trop wpadli łowcy głów, zapewne wynajęci przez króla. Jeśli czym prędzej nie uciekniemy, zostaniemy podziurawieni przez ich strzały! - Nagle znowu zmienił ton głosu na przepełniony gniewem. - Ruszać się, natychmiast!

Wszelakie pomioty zaczęły wybiegać z zagajnika w szaleńczym tempie, zagrzane do niego strachem przed potęgą Xerona. Nie było ich wiele, lecz zdawać by się mogło, że ogromna liczba demonów przybyła grabić, palić i niszczyć.
Wiadome było, że los nie pozwoli tak łatwo zbiec kreeganom. Postanowił ich zatrzymać w niewielkim mieście Moongold. Nie było to wielkie miasto, zajmowało niewielką powierzchnię i pięknem domostw brakowało mu wiele do większych miast. Mimo to było jednym z największych źródeł bogactw Erathii, bowiem spod wzgórza, na którym było osadzone, wypływała niewielka rzeka - źródło całego zamieszania. Wraz z rzeką wypływały niewielkie grudy złota, lecz mieszkańcy Moonriver nie byli chciwi - pozwolili rzece płynąć bez przeszkód. W przeciwieństwie do swych sąsiadów... Dożowie niedalekich miast wysłali w sekrecie swych górników w celu sekretnego wydobywania złota. Pewnego razu nie pohamowali ciekawości i weszli do groty. Tam ich oczy zaznały rozkoszy, odnależli bowiem ogromną żyłę złota. Lecz próby jej wydobycia były tragiczne. Nie dość, że przy jej wydobywaniu okazało się, że podtrzywywała całe wzgórze, w dodatku owe wzgórze zawaliło się, grzebiąc budynki i kilkaset ludzi, którzy się w nich znajdowali. Winni ich śmierci dozowie ponieśli największą karę, jaką mogli - śmierć. Życie w Moonriver nadal toczy się swoim torem, a rzeka nadal niesie ze sobą swe bogactwa. W nocy dopiero można zrozumieć sens nazwy wioski. Parę promieni księżyca wystarczy, by wspólnie z rzeką wytworzyła najpiekniejsze zorze i migające światła.

Kreeganie byli już u kresu marszu przez Erathię. Na drodze wiodącej przez Moonriver, wsród wielu mniejszych wiosek i siedlisk ludzkich dało się dojrzeć granicę strzeżoną przez kilka pułków żołnierzy. Ogromny odcinek graniczny został wzmocniony murem, do jedynego przejścia wiodła właśnie droga, po której odbywali swój marsz kreeganie. Brama była zamknieta, lecz to nie stanowiło żadnego problemu dla Xerona. Kreeganie z pewnością ominęliby Moonriver, nie pozwalając się odnaleźć. Niestety, wkrótce, oprócz czasu zaczął ich gonić strach. Kiedy demony miały na swojej drodze Moonriver, uwagę jednego z czartów zwrócił tajemniczy, skrzydlaty kształt. Nie był to orzeł. Był na niego zbyt ogromny. Przypominał skrzydlatego człowieka z mieczem i tarczą. Czart nie mógł dojrzeć, czym była dokładnie owa istota. Postanowił poinformować o owej istocie kreegan. Ci, widząc istotę, zostali opętani przez gniew i niepokój wobec istot. Xeron widząc skrzydlatego humanoida, wykrzyczał rozkaz:

- To... Archanioł! Ruszać się! Przejdziemy przez Moonriver!

- Xeronie - Wtrącił się Ageron - Oszalałeś?! Mieliśmy się nie ujawniać!

- Wolę dać się zauważyć ludziom, niż żeby walczyć z Archaniołem!

Archanioły... jedne z najstarszych istot zamieszkujących Antagarich. Nikt nie zna ich pochodzenia, zapewne żyły przed pojawieniem się człowieka. Wraz z pojawieniem się kreegan walczyły u boku ludzi, okazując się wspaniałym wsparciem dla wojsk Erathii. Przez długi okres wojen z kreeganami wykształciła się u nich i kreegan wzajemna nienawiść wobec siebie. Ich wygląd jest majestatyczny, mają bowiem wygląd młodych mężczyzn o złotych włosach. Chroni ich masywny pancerz z nieznanego, aczkolwiek niezwykle wytrzymałego stopu oraz tarcza, którą chroni swych towarzyszy. Jego orężem jest falowany miecz. Miłosierny dla ludzi, wobec kreegan staje się berserkerem, żądnym krwi...

Xeron zmierzając w stronę Moonriver dostrzegł jeszcze cztery lecące w stronę granicy archanioły. -"Musimy się pospieszyć. Małe są szanse, że damy sobie radę z pięcioma" - Rozmyślał Xeron. Grupka demonów zdołała w końcu dobiec do miasta. Przez okres wielu lat nic się nie zmieniło - budynki nadal były urokliwe, małe i zbudowane ze słabszej jakości cegły. Na ulicach rozstawione zostały stanowiska kupieckie. Lecz dzisiejszy dzień różnił się od innych. Nie było tu widać żadnej żywej duszy. Przemieszczały się co jakiś czas bezdomne zwierzęta. Było cicho. Za cicho... Niespodziewanie rozległ się dźwięk upadającego ciała. Czarty odwróciły się i ujrzały jednego ze swych kompanów, leżącego martwego na ziemi, broczącego krwią z rany. Między jego łopatkami tkwiła strzała. Po chwili do odwróconych w stronę trupa demonów wystrzelona została salwa strzał, po której następne pomioty spoczywały martwe na drogach miasta. Xeron zorientowawszy się co się dzieje skumulował energię w dłoni i wyrzucił ją w postaci pocisku w budynek obok. Zanim pocisk zdołał wlecieć przez okno i eksplodować, wyskoczyły z niego zakapturzone postacie uzbrojone w łuki. Ich sylwetki okrywały szare opończe, zlewające się z szarością budynków. Jedna z postaci stanęła na środku i zaczęła przemawiać do kreegan:

- Przesyłam mama przedśmiertne pozdrowienia od Billa Laskera. Zwę się Wallace, kapitan najemników. A wy jesteście celem, za który pan Lasker sowicie mnie opłaci.

Xeron zaśmiał się - Czy ty serio jesteś takim idiotą, który myśli, ze paroma strzałami zabije kreegana?
- Nie wiem. Ale się przekonam. Napiąć łuki! - W ledwie sekundę najemnicy byli już gotowi do strzału. Lecz zanim padła komenda "strzelać" Xeron machnięciem ręki oddzielił siebie od najemników ścianą ognia, która niesodziewanie buchnęła jasnym płomieniem. Nie przeszkodziło to jednak w wystrzeleniu strzał, które dzieki ścianie ognia zapłonęły. Kiedy ogień wygasł, najemnicy patrzyli zdumieni: Xeron jednym ruchem miecza przeciął na pół wszystkie mające zranić jego i jego kompanów. Pierwszy Xeron rzucił się na najbliższego najmnika, rozcinając mu klatkę piersiową a wnętrzności wyleciały na zewnątrz. W oczach najemników zagościł strach, który wzburzył dodatkowo masowy atak wszelkich pomiotów. Kwasowy smok roztapiał swą wydzieliną ciała zuchwalców, którzy tylko próbowali go pokonać. O ile radzili sobie z czartami i demonami, o tyle miażdżącą przewagę utrzymywali nad nimi kreeganie. Zdawało się, że stworzeni zostali tylko do zabijania, bowiem masakra, jaką wywoływali, dusiła odwagę wielu wojowników. Lecz przerwana została, gdy Xeron przypomniał sobie o szybujących po niebie archaniołach. Dobijając kolejnego najemnika zarządził odwrów w stronę granicy. Wallace nakazał gonić kreegan, lecz jego ludzi zdusił strach. Poszli za nim jedynie najodważniejsi.

- Cholera jasna - mówił do siebie Wallace - przez tyle lat nie zdarzyło się, żebym ugiął się pod czyimś jarzmem. Żebym nie wypełnił powierzonego mi zadania. Zabiję tego kreegana, nieważne, co się stanie!

Xeronem miotał niepokój. Za nim biegli najemnicy żądni jego głowy, w garnizonie stacjonowało kilka pułków straży. Jeśli skutecznie go zatrzymają, do walki włączą się archanioły. Na myśl o tych pradawnych wojownikach Xerona przechodził dreszcz. Nie był to zwykły dreszcz, lecz gniewu i strachu, uczucia nieznanego kreeganom. Biegnąc przez pola demony nareszcie miały przejście graniczne w zasięgu wzroku. A archaniołów nie było widać w pobliżu. Szczęście zdawało się uśmiechać do Xerona. W końcu prości żołnierze nie mogli powstrzymać Xerona, najpotężniejszego kreeganana Antagarichu. Kiedy tylko Xeron miał rzucić się i wymordować nieświadomych piekła, jakie im sprawi, żołnierzy, los pokazał swe złe oblicze. Kilkanaście kroków między żołnierzami, Xerona powalił potężny podmuch, a tumany kurzy wzbiły się w powietrze, zasłaniając jego źródło. Kiedy tylko pył opadł, Xeron ujrzał pięć archaniołów, gotowych do walki i całkowitego wybicia kreegan na Antagarichu. To już nie była normalna walka. Kreeganin uświadomił sobie, że jeśli przegra, istnienie kreegan na tej planecie będzie przesądzone...


Poprzednia Jesteś na stronie 8. Następna
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10