Piekielny wędrowiec

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
Poprzednia Jesteś na stronie 6. Następna

Powoli zaczęło się ściemniać, a nad niebem poczęły krążyć czarne chmury. Przestrzeń między demoanmi począł wypełniać mrok i nieprzenikniona ciemność. Xeronowi powoli zaczął ponownie doskwierać głód, jak również reszcie demonów. Ageron wielokrotnie nalegał, żeby się gdzieś zatrzymać, jednak Xeron ciągle go ignorował; za wszelką cenę chciał uciec z Erathii. Lecz w końcu musiał ulec, gdyż głód doskwierał coraz bardziej. Dodatkowo widoczność stawała się coraz mniejsza. Niestety obaj Keeganie nie mogli znaleźć idealnego miejsca na postój, na szczęście wśród pól uprawnych i gąszczy zauważyli starą opuszczoną chłopską chatę. Dla pewności jeden z czartów przeszukał wnętrze zrujnowanego domu. Kiedy demony upewniły się, że nikogo nie ma w środku, postanowiły tam przenocować. Niestety nie było prowiantu. Ageron wysłał dwa Gogi w celu znalezienia jakiegoś pożywienia. Wśród wysokiej trawy piekielne bestie ujrzały niewielką chatę oraz zagrodę, za którą pasły się zwierzęta rolne. Gogi, nad którym głód przejął kontrolę, rzuciły się na jedną ze świń. Lecz kiedy tylko zwierz wydał z siebie głośny kwik, po chwili powietrze przeszył krzyk dobiegający z okna. To była żona gospodarza domu.
Niespełna minutę później z drzwi wybiegł gospodarz, trzymając w ręku widły. Gdyby wiedział, co potrafią te złowieszcze pomioty, zastanowiłby się, czy powinien wychodzić i biec na nie z widłami. W krótkiej chwili dosyć gruby mężczyzna upadł na zabłoconą ziemię, podczas gdy jego ciało trawiły płomienie gogów. Tak smutny koniec nie ominął również jego żony, która w mgnieniu oka zgięła się na futrynie okna, by nagle płonąca wypaść z niego do świńskiej zagrody.
Kiedy oba gogi wróciły, zastały Xerona i Agerona, dyskutujących o czymś ważnym.

- Xeronie, musimy się zmobilizować i stąd uciec - oznajmił Ageron.

- Też nie mam zamiaru tu przebywać, ale jak? - Odparł Xeron - Podwoili straże na granicach Erathii!

- Masz jakiś inny pomysł? Czy wolisz zostać schwytanym i powieszonym na placu Steadwick?

- Fakt - westchnął Xeron - Jaka jest najlepsza opcja ucieczki?

- Deyja - mrocznym tonem rzekł Ageron

Ciąg rozmowy co jakiś czas przerywał pomruk kwasowego smoka. Gogi, zbyt tępę, aby zrozumieć, o czym rozmawiają kreeganie, wzięły się za rozpalanie ogniska. jeden ognisty pocisk jednego z gogów w sekundę rozświetlił teren wokół ogniska jaskrawym ogniem.
- Tam również nie będą nas darzyć szczególnym współczuciem.

- Ale nie będą chcieli nas od razu zabić, jak tutaj.

- A zatem dobrze, jutro rano ruszamy do Deyji.

Po zakończeniu dyskusji kreeganie udali się po piekącego się prosiaka. Kiedy się upiekł i wszyscy wzięli dla siebie po jego części, Xerona dopadła senność. Kiedy wracał do chaty, dołączył do niego Ageron, który również zmrużyła senność. Kiedy każdy zajął swój kąt w starej chacie, Xeron niespodziewanie zapytał Agerona pytaniem, które bardzo go zmieszało:
- Ageronie, a jaki ty sobie postawiłeś cel życia?

Przez krótką chwilę nie było niczego słychać, poza odgłosami biesiadowania czartów i gogów.
- Szczerze nigdy nie myślałem nad swoim celem - Nagle odpowiedział kreeganin, odgryzając kawałek świńskiej nogi. - Głownie zależało mi na ucieczce z tego przeklętego kraju.

- Świetnie cię rozumiem - Xeron również ugryzł swój kawałek prosiaka - Dla mnie życie o mało nie straciło sensu.

Ageron popadł w zamyślenie – Również zastanawiałem się nad odbudową potęgi Kreegan. Ale to zbyt karkołomne. I skąd pewność, że znajdziemy wystarczająco Kreegan, by wzniecić rebelię? Tylko szaleniec byłby na tyle głupi, aby to zrobić. - Nagle mina Kreegana zmieniła wyraz na nieco bardziej radosny – Xeronie, przecież możemy poprosić o pomoc siły Deyji.
- Ageronie, szanse są moim zdaniem nikłe. Potężne państwo raczej nie zainteresowałoby się niedobitkami dawnej potęgi Eofolu....

- Nie chwal dnia przed zachodem słońca, Xeronie. Prawda często okazuje się inna.

- Coś wątpię. Nekromanci często okazują się żmijami, których mowa, względnie pełna słodkich obietnic i chęci pomocy, okazuje się być bezdusznym sykiem, pełnym gniewu, chciwości i cierpienia.

- Zresztą wszystko przyniesie czas. Musimy być gotowi na jutrzejszą wędrówkę. - Kreeganin okrył się swym płaszczem i ułożył się, jak tylko najwygodniej mógł. Odzienie nie zapewniało mu wystarczającej ochrony od nocnego chłodu, ale to jedyne, co miał. Ageron zaś ułożył się wygodnie w swej zbroi.

Ale czy nawet podczas snu mógł czuć się bezpiecznie?
Mrok bynajmniej niczego nie ułatwia. Drake wiedział o tym doskonale. Bynajmniej łażenie po mętnej, pełnej syfu i brudu w wodzie było nie mniej utrudniające. Nareszcie doszedł. Kanały Erathii. Dobrym pomysłem było zamieszkanie w miejscu, którego wygląd i odór nie zachęca do odwiedzin. Ale jak samemu można było tam wytrzymać? Cóż, każdy ma swój gust. Najwyraźniej Laskerowi mieszkanie na odludziu nie wystarczyło. Drake ostrożnymi krokami skierował się w przepełnione ciemnością wnętrze kanałów. Smród był tutaj jeszcze większy, niż na zewnątrz. Ale taka praca pośrednika między Laskerem a Erathią. Wynurzając się z mroku Drake ujrzał przed sobą trzech złodziejaszków pilnujących wejścia do dziedzińca. Cóż, jak się można było domyślać po bandzie Laskera, nie pozwolą za łatwo się wywiązać z zadania. I faktycznie, łotrzykowie natychmiast otoczyli posłańca.

- Kolego, dokąd niesiesz ten ładny woreczek? Zapewne jest w nim złoto?

- To dla ciebie nieistotne - Odparł Drake - Chcę rozmawiać z waszym hersztem.

- Istotne, istotne. Jest nas trzech, a ty jeden. Jak się Lasker nie dowie, to nic się nie stanie. - Złowieszczo uśmiechnął się do Drake'a. - Tak więc daj ten ładny mieszek.

Łotrzykowie zaczęli wyciągać sztylety z pochew. Lecz zanim ostrze całkowicie wysunęło się z pochwy, Drake przyłożył rękojeścią swojego sztyletu w zęby jednego z rzezimieszków. Pozbawiony dwóch siekaczy łotrzyk upadł z hukiem na ziemię, jęcząc. Zaskoczeni śmiałym atakiem Drake'a pozostali łotrzykowie ruszyli na posłańca. Drake posłał jednego z nich na ziemię kopniakiem w brzuch, drugi już miał go dźgnąć, kiedy ten zwinnie uchylił się przed jego sztyletem. Zdezorientowany złodziejaszek został ogłuszony ciosem w kark.

- Ech, zawsze jakieś trudności - powiedział sam do siebie Drake, zostawiając łotrzyków samych sobie. Na szczęście pozostali łotrzykowie, widocznie bardziej lojalni wobec Laskera niż tamci, zaprowadzili go do ich mistrza i zostawili przed wejściem. Wchodząc Drake ujrzał ogromną różnicę w stosunku do reszty pomieszczeń w kanałach Erathii. W każdym kącie leżała chociaż jedna, mała sterta złota, zdobytego albo przez liczne kradzieże lub jako zapłata za pomoc wobec Erathii. Na końcu komnaty stał pięknie wyrzeźbiony z drewna tron, gdzieniegdzie wysadzony kamieniami szlachetnymi.

- Drake! Witaj mój drogi! - Znikąd Drake usłyszał znany mu o niskim tonie głos. Niewiadomo skąd pojawiła się również postać w pelerynie oraz z wyglądu lekkim, ale mocnym pancerzem skórzanym, który nie krępował ruchów. Owa postać miała czarne, krótko przyciete włosy oraz zapuszczone krótkie, również czarne wąsy oraz włosy. Był to Bill Lasker we własnej osobie.

- Witaj mistrzu - przywitał Laskera Drake.

- Cóż cię tu sprowadza?

- Przysłał mnie mój Władca, Morgan Kendall.

Lasker przybrał nieco ponurą minę. Zwykle to nie wróży nic dobrego.
- Nie obawiaj się, przybyłem tu, gdyż mój władca ma prośbę. Otóż po Erathii panoszą się Kreeganie.

- Kreeganie? - Zapytał zdziwiony Lasker - A tego czasami Erathia nie wytepiła?

- Okazało się, że dwaj panoszą się po kraju. Król w zamian za pomoc oferuje ci to - Drake wyciągnął mieszek wypełniony złotem.

- Więcej zyskałbym, okradając skarb państwa. Ale to chociaż legalne... - Bill Lasker zaczął się zastanawiać, po czym oznajmił - Jak dacie chociaż dwa razy tyle, co masz, zajmę się tym.

- Przyjmij w tym czasie to, wkrótce dostaniesz więcej.

- Mam taką nadzieję.

Drake, wychodząc, nagle odwrócił się do Laskera z informacją:
- Jeszcze jedno: mobilizuj straż, bo ci twoi słudzy postanowili mnie okraść.

Bill zaśmiał się. - To złodzieje, czego od nich oczekujesz? Zresztą i tak pewnie ich nieźle urządziłeś.
- No cóż... Wkrótce wrócę z resztą. - Drake spokojnym krokiem opuścił komnatę Laskera i zniknął w czeluściach mroku.

Tym razem Xerona nawiedził inny koszmar. Poczuł, że jest niesiony przez czarty ze swojej grupy. Wsród ciemności dało się ujrzeć skalne sklepienie i ściany. Dziwnym trafem zorientował się, że znajdował się w tych tunelach, z których uciekł. Jednak nie mógł się ruszyć, a czarty nie zwracały uwagi na jego rozkazy. Nagle rzuciły nim o skalną ścianę groty, dyskutując o tym, czy zostawić kreegana albo zabrać dalej. Lecz tym razem cała sytuacja potoczyła się przerażająco. Grupka demonów poszła razem, zostawiając Xerona na pastwę losu. W końcu mógł zacząć się ruszać. Lecz kiedy nawoływał swe czarty, odpowiadało mu tylko głuche echo. Niespodziewanie usłyszał za sobą głośny pomruk wraz z rykiem. Z ciemnego korytarza groty wyłonił się sunący w kierunku kreegana ogień. Wraz z ogniem wyłoniło się kilka czarnych smoków, które ruszyły za Xeronem. Kreeganin uwolniony od strachu przed tymi bestiami chciał się przed nimi bohatersko obronić, jednak ciało go nie słuchało. Xeron mimowolnie rzucił się do ucieczki. Niestety zdało się to na nic. Po krótkiej próbie ucieczki ogień otoczył kreegana, który, płonąc, wydawał z bólu potworne okrzyki. Wtem z ognia wyłonił się pewien obraz. Okazało się, że Xeron właśnie był w sali tronowej, a na kreeganinie nie było śladów oparzeń. Przed sobą ujrzał Lucyfera Kreegana w towarzystwie poprzedniego władcy kreegan - Xenofexa.

- Xeronie - zaczęli mówić obaj władcy - Okryłeś się hańbą, uciekając jak tchórz przed jakimiś marnymi smokami. Tacy kreegańscy dowódcy, zarówno żołnierze są tu bezwartościowi, dlatego zostaniesz ścięty.

Xeron znowu się nie kontrolował. Zaczął błagać, aby go oszczędzono.
- Budzisz w nas odrazę, Xeronie - kontynuowali wypowiedź obaj władcy - Poniżasz się do tego stopnia, błagając o litość. Kreeganin powinien to przyjąć z godnością.

Wtem do sali tronowej weszli trzej kreeganie, a jeden z nich trzymał olbrzymi topór. Pozostali dwaj nieśli pieniek. Kiedy go postawili, chwycili Xerona i położyli jego głowę na pniu. Topór nieubłaganie kierował się w stronę kreegańskiego karku. Kiedy tylko ostrze przecinało powietrze, sunać w Xerona w celu pozbawienia go głowy, nagle się zbudził.
- ,,Te przeklęte sny" - pomyślał Xeron.

- Mówiłem, że ktoś tu jest - znikąd rozległ się pewien głos. Nadal była noc. Zaniepokojony obudził Agerona, po czym obaj wybiegli na zewnątrz. Wokół demonów nadal jeszcze paliło się ognisko.

- Głupcy! - Ryknął wściekły Xeron - Wy tępe gogi miałyście zajmować się ogniskiem! Nie zgasiliście go! Teraz jacyś ciekawscy kierują się w naszą stronę! - Nagle w furii ruszył w kierunku głosów, lecz ochłonął, kiedy przypomniał sobie to, co mówił mu Ageron.

- Zgaście ogień - wydał rozkaz kreeganin - musimy niespostrzeżenie stąd uciec.

- Wpierw musimy pozbyć się ciekawskich - oznajmił Ageron. Niestety, sytuacja okazała się inna. Nie wiedzieć czemu, kwasowy smok Zerwał się i prędko wyleciał z gąszczy. Grupa ciekawskich natychmiast ruszyła za smokiem lecącym jak najdalej od Kreegan. Demony wykorzystały okazję i wybiegły z gąszczy ruszyły w kierunku drogi. Po chwili ponownie dołączył do nich kwasowy smok.

- Coraz bardziej zaskakuje mnie pomysłowość tej bestii - Oznajmił zdumiony Ageron.

- Ech, mogliśmy ich zabić - mruknął Xeron.

- Przecież wiesz, że tropili by nas po śladach zniszczeń - Odpowiedział Ageron.

Jednak umysł Xerona skrywał znacznie więcej tajemnic, o które nikt by go nie podejrzewał...
Wędrując dalej pomiędzy chłopskimi polami Xeron i jego towarzysze usłyszeli dźwięk jadącego powozu. Bezpieczeństwa w Erathii nigdy za wiele, dlatego na wszelki wypadek ukryli się za niewielką, niezamieszkaną chłopską chatą. I rzeczywiście, po chwili kreeganom ukazał się powóz z więźniami w środku, strzeżony przez kilku strażników uzbrojonych w miecze.

- Ech, rodzaj ludzki nie ma sensu bycia w tym wszechświecie. Powinniśmy go z łatwością wytępić.

.

I nagle stało się coś, co nigdy nie powinno się zdarzyć - Xeron wybiegł zza chaty i zaczął wybijać strażników powozu. Kiedy wszyscy z eskorty węźniów byli martwi, ku zaskoczeniu demonów uwolnił skazanych z ich klatki. Osłupiałe demony nie mogły uwierzyć w to, co widziały - kreeganin, który mordował i zabijał każdego, kogo napotkał, zrobił wręcz przeciwnie. Ocalił kilkanaście istnień ludzkich na tym świecie. Nigdy przecież nie interesował się losem ludzkim. W końcu los zaskoczy każdego...


Poprzednia Jesteś na stronie 6. Następna
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10