Piekielny wędrowiec

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
Poprzednia Jesteś na stronie 9. Następna

Los dał o sobie znać w jak najgorszym momencie. Xerona od granicy dzieliło pięć archaniołów oraz najemnicy i straż garnizonowa. Licząc tylko archanioły stwierdzić można było, że to niewiele, lecz ci, co tak mówią nigdy nie ujrzeli ich ogromnej siły. Starcie z nimi prawie na pewno może zakończyć się druzgocącą porażką kreegan. A zdawać się mogło, że los nie dał jeszcze z siebie wszystkiego...
Demony nie były pewne, jaką postawę przyjąć. Nie dało się wywnioskować zamiarów tych muskularnych wojowników. Stali spokojnie niczym kamienne posągi. Ich twarze nie okazywały żadnych uczuć. Spoglądali w swych przeciwników. Wśród piekielnych pomiotów krążył niepokój i strach. Tak, strach... dokładnie to czuli na murach Kreelah. Stracili już swą wolę walki do ostatniej kropli krwi. Wszyscy, lecz nie kreeganie. Co prawda mieli w sobie pewną dozę niepewności. Obaj ścierali się już z niejednym takim wojownikiem i dobrze wiedzieli o ich potędze, wielokrotnie odczuwając ją na własnej skórze. Lecz tam mieli armię, walczyła z nimi. Teraz stoją samotnie przeciwko archaniołom, obecnie zdolnym rozerwać ich bez wiekszego wysiłku. Xeron wysunął lewą nogę do przody i trzymał pod ręką rękojeść miecza. Wiedział, że ta walka może być samobójstwem.

I zaczęło się.
Dwa archanioły, każdy będący na końcu szeregu, błyskawicznie wzbiły się w jaskrawy błękit nieba, wznosząc tumany kurzu i pyłu w powietrze. Wytworzony potężny podmuch omal nie powalił pomiotów, a pył zasłonił widoczność. Niespodziewanie pozostała trójka zaszarżowała na zdezorientowane demony. Cięcia archaniołów sprawiły, że w powietrzu wraz z pyłem wzbiły się krople krwi, które wkrótce pokryły seledynową trawę i ścieżkę, a kończyny rozrzucone zostały po całym polu bitwy. Dobijającym ciosem całego manewru był nagły nalot pozostałej dwójki wojwników. Na Xerona wylała się swieża, czarcia krew. Gdy był opadł, oczom ocalałych ukazał się okropny widok porozrzucanych szczątek muskularnych, czerwonoskórych pomiotów. Odzyskawszy orientację, Xeron wraz z Ageronem rzucili się na archanioły. Jeszcze nigdy nie było im dane zobaczyć takiego pokazu potęgi tych słynnych obronców Erathii. Ich przerażająco szybkie kontry i cięcią były niesamowicie precyzyjne, a przy każdym starciu się ostrzy mieczy przeciwników zdawało się, iż miecz Xerona zaczął pękać. Demony próbowały cokolwiek zdziałać, ale bezskutecznie. Ich ataki nie mogły nic zdziałać przeciwko archaniołom, które unikały ich niesamowicie szybko i wyporowadzały zabójcze kontry, przez co coraz to następny demon upadał na ziemię, brocząc krwią. Kreeganie radzili sobie lepiej, blokując kontry wojowników, lecz również mieli problem z ich trafieniem. Może parę razy zdołali trafić ich w bok, lecz ich pancerz był na tyle potężny, by taki atak wytrzymać. Wkrótce cała walka przerodziła się w istny taniec oręża. Gdy któryś z walczących wykonywał jakikolwiek ruch, zdawać by się mogło, że wykonywał jakiś taneczny krok wraz ze swym oponentem. Do czasu, gdy do walki włączyli się strażnicy oraz pozostali najemnicy. Archanioły wybijające demony i czartów, widząc hordy wbiegające na pole bitwy niczym dzika zwierzyna szukająca pożywienia, zostawiły niedobitków i ruszyły na pomoc braciom w walce z kreeganami. Xeron nie był nawet w stanie rzucić żadnego zaklęcia. W dodatku dopadło do niego kilku mieczników, którzy zaczęli atakowac go od tyłu. Ageron nie miał lepiej. Jego też dopadła grupa żołnierzy i otoczyła go z każdej strony. Xeron miał jednak swojego asa w rękawie. Przyjął na swoje ostrze wszystkie miecze archaniołów, po czym energicznie je odepchanął. Wojownicy stracili na moment równowagę, co dałe Xeronowi na szybkie uporanie się z denerwującymi strażnikami. Parę szybkich cięć w kierunku klatki piersiowej sprawiło, że przed Kreeganem ułożył się stosik martwych ciał. Niestety nie zdążył jednak pomóc Ageronowi, gdyż archaniołowie odzyskali równowagę szybciej niż zakładał. Ponownie musiał bronić się przed potężnymi uderzeniami falowanych ostrzy skrzydlatych wojowników. Mimo tego Xeron zdołał zaskoczyć ich jeszcze raz. Odskoczył prędko na bok, zanim dosięgły go miecze, które pod wpływem impetu uderzenia wbiły się w ziemię. To dało Xeronowi czas, by wyłączyć z walki jednego z postrachów kreegan, jak byli zwani w Eofolu. Ostrze miecza należącego do kreegana znalazło się w grubej gardzieli jednego z archaniołów. Ostrze zaczęło obracać się w jego wnętrzu, po czym rozcięło je, uśmiercając archanioła, którego krew wymieszała się z krwią martwych demonów. Skrzydlate cielsko, o wiele większe od ludzkiego runęło na ziemię. Radość jednak trwała krótko. Na Xerona z o wiele większą zaciętością rzucił się jeden z żywych archaniołów, a drugi zaczął odprawiać intonacje. Modły były z sekundy na sekundę głośniejsze. W końcu miecz archanioła zapłonął, a jego rozrzażone ostrze wskazywało na martwego towarzysza. Płomień wystrzelił i otoczył trupa, zasklepiając jego rany i wlewając w ciało życie... płomień życia... Xeron nigdy nie miał okazji zobaczyć tego na własne oczy... do dziś. Jego fascynacja omal go nie zgubiła, gdyż zapatrując się za bardzo otrzymał potężny cios w prawy polik. Kreeganin słyszał tylko huk w swej głowie, a na twarzy poczuł ściekającą z ucha, łuku brwiowego i nosa krew. Gdyby ten cios zadany byłby mieczem, z pewnością dołączyłby do martwych czartów. Szczęśliwie archanioł zdolny jest raz tylko wskrzesić sojusznika, gdyż zdolność ta powoduje u niego ogromne wyczerpanie. Wkrótce do morderczej szermierki dołączył niedawno zabity archanioł, na którego szyi pozostały jednak blizny po zadanym straszliwym ataku Xerona. We wskrzeszonego archanioła musiały wstąpić nowe siły, gdyż bił jeszcze mocniej i zacieklej niż jego towarzysz. Wkrotce Xeron zmuszony był ulec potędze wojowników. Kolejne potężne uderzenie powaliło Xerona na ziemię, zdolny był jedynie oprzeć się o zmasakrowany korpus czarta. Archanioły spoglądały na swą ofiarę, a przed nich wyszedł ten, który został wskrzeszony. Pełen gniwu uniósł swój miecz do góry, kierując go ostrzem w dół, w kierunku Xerona. Kreeganin miał ostatnią szansę, by spojrzeć na wszystko przed śmiercią. Ageron dobiajny był już przez resztę archaniołów i zebranych strażników, zapomniany przez wszystkich kapitan Wallace kazał wykonać kolejną salwę. Niedobitki czartów i demonów rozpaczliwie broniły się przed strażą. W końcu zaczął podsumowywać swe życie, swe działania, które w końcu zakończą się tutaj. To wszystko, co uczynił… zdało się na nic. Gniew uniósł się w Xeronie, gdy archanielski miecz sunął wprost na niego. Xeron wydał z siebie swój ostatni ryk, pełen gniewu.

I nagle cały obraz pola bitwy znikł. Wokół kreegana nie było nic. Wszystkie ciała, strażnicy, archaniołowie… zniknęło. Nawet ziemia pod nim. Wokół była tylko pusta przestrzeń, której koloru nie dało się określić. Rany zadane Xeronowi zanikły, jakby nigdy się to nie zdarzyło. Nagle wokół rozległ się tylko dźwięk kroków. Powolny, spokojny chód zdawał się krążyć wokół Keegana. Xeron nie był w stanie wypatrzeć jego źródła. W końcu ukazała mu się znajoma postać… Xeron rozpoznał w niej tajemniczego strzelca. Spod szmaragdowozielonego kaptura widać było tylko usta, które zaczęły się układać w niewielki uśmieszek.

- Ach, Xeronie, zawodzisz mnie. – Po całej przestrzeni rozległy się jego słowa. – Ty, najpotężniejszy z Keegan, uległeś tej słabej, w porównaniu z twoją, mocy archaniołów.

- Do kurwy nędzy wyjaśnij mi, o co tutaj chodzi! – wściekle warknął kreeganin.

- Ja? Czego chcę? O co tutaj chodzi? Chcę ci pomóc. Odnaleźć twe miejsce w świecie.

- Nie potrzebuję nikogo, by mówił mi, co mam robić!

- Nie potrzebujesz? Właśnie pozwoliłeś, by pokonali cię archaniołowie! – Na twarzy strzelca zaczął malować się gniew. Powstrzymał swój powolny chód i gwałtownie obrócił się w kierunku Xerona – I ty śmiesz mówić, że jesteś zdolny poradzić sobie sam?!

Xeron zamilkł. W słowach strzelca było wiele racji. Jednak kreeganin nadto się przeceniał.
- Nieważne – kontynuował strzelec - Nie mam zamiaru o tym dyskutować. Jeśli chcesz jeszcze kiedykolwiek mieć sens życia, okrążysz cały Antagarich. Udowodnię ci, że masz w sobie ukrytą siłę, o której nie masz pojęcia.

- Jak chcesz to zrobić?

- Na przykład tak. – Tajemniczy strzelec zaczął powoli iść w kierunku Keegana. Gdy tylko znalazł się jak najbliżej Keegana, wysunął dwa palce prawej dłoni. Xeron pierwszy raz zdołał ujrzeć oblicze strzelca. Z jego oczu bił nieziemski blask. Widać, że nie był normalnym człowiekiem. Gdy dotknął nimi czoła Keegana, rozległ się oślepiający błysk. Xeron nie był w stanie przez moment nic zobaczyć. Gdy tylko odzyskał wzrok, ponownie ujrzał przed sobą archanioła, mającego zamiar uśmiercić Keegana. Lecz teraz Xeronowi pokonanie archanioła zdawało się śmiesznie łatwe. Zdawało mu się, że czas zwolnił. Ostrze sunęło znacznie wolniej niż powinno. Kreeganin poczuł w sobie nowe siły. Sięgnął po swój miecz i wymierzył nim prosto w wojownika. Natychmiast po wymierzeniu ciosu upadł archanielski miecz. Ciało archanioła zaczęło drętwieć, aż w końcu upadł martwy. Zwykły, prosty miecz przebił gruby, niesamowicie wytrzymały pancerz i przeszył brzuch na wylot. Słowa strzelca okazały się najprawdziwszą prawdą. Xeron otrzymał potężną moc. Wtem w swej głowie usłyszał ponownie głos strzelca: - Twa siła jest jednak chwilowa. Wykorzystaj ją dobrze. – Xeron zrozumiał, że musi szybko uśmiercić pozostałych przeciwników. Natychmiast dopadł do swych pozostałych oprawców. Miecze archanioła i Xerona zderzyły się. W miejscu zderzenia się mieczy ostrze skrzydlatego wojownika pękło i rozprysło na wiele niewielkich, metalowych kawałeczków. Nie zdołało to zatrzymać pędzącego miecza Keegana, który sekundę później odciął ogromny łeb archanioła. Pozostali nawet nie mogli zareagować, gdyż Xeron natychmiast dopadał do nich i ranił śmiertelnie. Strażnicy, zorientowawszy się, co się dzieje, natychmiast ruszyli na Kreegana. Ich wysiłki były jednak bezowocne. Jedno cięcie wieczem wykonywane przez Xerona Sprawiało, że na ziemię sypały się stosy głów i kończyn. Widząc straszliwe straty i makabryczny widok ocaleli strażnicy prędko uciekli na posterunek garnizonowy, nawet nie spoglądając za siebie. Na polu bitwy pozostał tylko jeden archanioł oraz natrętni najemnicy Wallace’a, których salwy utrudniały walkę z groźniejszymi przeciwnikami. W rękach Xerona nagromadziła się piekielna moc. Zaczęły się tlić, aż w końcu zapłonęły całe. Na twarzy archanioła namalowała się trwoga i niepokój. Próbował wskrzesić któregoś ze swych towarzyszy, niestety zabrakło mu cennego czasu. Ostatniego żywego skrzydlatego wojownika zalały fale płomieni. Ogień wdzierał się do wnętrza archanioła, parząc mu wszystko, do czego tylko zdołał przylgnąć. Płomienie oblazły całe jego ciało, które zaczęło się spopielać. Archanioł umierał w potwornych katuszach, które dotknęły już niejednego przed nim. Szczęśliwie dla niego lub nie, zgromadzony wewnątrz wojownika ogień rozsadził go, pozostawiając posobni zapach spalonego mięsa. Wykańczając swą ofiarę płomienie sunęły w kierunku najemników. Ratowanie się ucieczką nic nie dało. Płomienie dopadały ich i zabijały podobnie, jak poprzedniego nieszczęśnika. Zdawało się, iż smok zrodzony z płomieni pożerał ich z każdej strony. Śmierci uniknął tylko jeden z nich, uciekając i płonąc. Pozostali już tylko ci, którzy schronili się w kamiennym garnizonie. Cały gniew Xerona rozproszyło charczenie wymieszane z rykiem. Wśród zakrwawionych ciał leżał Ageron. Całe jego ciało splamione było krwią i przeszyte wszelaką bronią. Kreeganin był bliski śmierci. Xeron podszedł do niego i uklęknął przed nim. Położył rękę na jego piersi. Ciało Agerona otoczył płomień błękitnej barwy. Niebawem jego rany zaczęły się zasklepiać, po krótkiej chwili wstąpiła w niego nowa siła. Zebrani wokół niego ocaleni uciekinierzy z Eofolu zdziwili się. Xeron właśnie wskrzesił Agerona, co potrafiły przecież tylko anioły. Ageron, zaskoczony całą sytuacją wstał i podziękował kreeganinowi. Mimo to Xeron sponurzał. Wiedział, co na niego czeka.

- Niestety, Deyja to nie koniec naszej wędrówki. Musimy okrążyć cały Antagarich.

- Ale dlaczego? – wtrącił się Ageron.

- I tak nie zrozumiesz.

Z Kreeganami pozostały już tylko dwa czarty i jeden demon. Przekroczyli granicę bez żadnego wysiłku, strach za bardzo sparaliżował strażników, by mogli ich zatrzymać. Tego makabrycznego widoku nie zapomną. Z kolei dla Keegan był to dopiero początek. Za garnizonem świeża trawa już praktycznie nie rosła. Ziemia była jałowa, powbijane w nią były wszelakie kości. Tak, to jest Deyja…


Poprzednia Jesteś na stronie 9. Następna
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10