Przygody MacDudekusa

1 2 3 4
Jesteś na stronie 1. Następna

DUNGEONIA- legendarna kraina, znajdująca się pod wschodnią częścią Gór Północnych. Składa się z licznych korytarzy i sal, w większości zapełnonych złotem. Niegdyś władzę nad tą krainą sprawował okrutny demon Rogathor posiadający niezwykła moc, zawdzięczną specjalnemu klejnotowi. Jednak, jak głosi mit, Rogathor został pokonany przez dzielnego wojownika Marcoraa. Dungeonia zawieszkiwana była niegdyś przez złe gobliny, salamandry czarne diablice i tym podobne. Kraina ta jest punktem wielu wypraw w poszukiwaniu złota, jednak do tej pory nie udało się powrócić z tamtąd żadnej drużynie. Zdarzały się sytuacje, gdy ludzie opowiadali, że tam byli, jednak, jak później się okazywało kłamali lub im się to przyśniło. Do tej pory nikt nie potwierdził istnienia Dungeonii, dlatego jest ona uważana za czysty wytwór bardów.

- Piękne Góry Północy! Nie ma, jak pokój z balkonem!

- Rzeczywiście ładny widok, jednak weź po uwagę, że zostało nam tylko 20 miedziaków.

Jeśli załatwisz nam za to obiad to Ci pogratuluję.- odrzekł Marccius.
MacDudekus, jak zwykle był ubrany w swoją zieloną, kragradzką spudnicę w kratkę, koszulę i kolczugę (na wszelki wypadek). Przy ozdobnym pasie miał piękny, dwusieczny topór księżycowy, któremu do tej pory nie da nazwy. Oczywiście założył także swój ziemnozielony płaszcz z kapturem, ponieważ nie miał gdzie go schować.
Cudowne górskie powietrze było jeszcze bardziej cudowne tutaj, w Hernei. Było to miasteczko uniweryteckie. Większość stanowiły tu elfy, dlatego Marccius nalegał aby tu przyjechać.
Mury miasta, były pomalowane na wiele jaskrawych barw. Czerone, zielone, żółte ściany poprawiały humor kademu. Na budynkach znajdowały się przeróżne wzory matematyczne, wiersze, poematy. Gdzie indziej na zielonej ścianie,widać było czerwone, opisane figury geometryczne. Miasto było tak cudowne, że wiedza sama pchała się do głowy.
W tym właśnie mieście, to głównie Marccius pokazywał miejsca, które warto odwiedzić.
- Witajcie chłopcy!

- Anna?

- A kto krasnoludku? Ork?

- Ile to lat minęło?! Skąd się tu wzięłaś?

- Przyjechała na wykład Nistradamma na temat przyszłości. Co to za elfik koło Ciebie?

- Poznajcie się. Anna. Marccius.

- Bardzo mi miło.- odezwał się Marccius.

- Mi też.

- Anno nie masz przypadkiem parę, niepotrzebnych miedziaków?

- Każdy pieniądz teraz ważny, ale mogę Ci pożyczyć. A po co Ci właściwie pięniądze?

- Nie jedliśmy nic od wczoraj...

- A to chodźcie ze mną. Znam bardzo ciekawe miejsce.

Poszli za Anną do niewielkiego budynku, kolorowego jak inne, a na szyldzie widniał napis w języku elfów.
- "Karczma królewska".

- Jeszcze pamiętasz ten język Marcciusu?

- Języka ojczystego nie powinno się zapominać.

- Dla mnie nie ważne jest co tu jest napisane. Ważne jest, że podają tu przepyszne żarcie.

Weszli do pięknego, bajkowego pomieszczenia. Dania wybrała tu Anna, ponieważ tylko ona znała tutejszy jadłospis. Jedli jak królowie, oczywiście za Anny pieniądze, wspominając dawne, dobre czasy.
- Co tam u Aleksi?

- Nie widziałem jej tak długo, jak Ciebie.

- I zabrałeś się za elfy?

- Anno...

Anna była niską jak na człowieka dziewczyną o mądrych i szczerych oczach. Zawsze miała specyficzne poczucie humoru. Gdy wyszli Anna skierowała się w stronę uczelni, a MacDudekus wraz z Maciussem poszli do pobliskiej wystawy obrazów.
- Piękne obrazy. Tan był chyba malowany na balkonie pokoju, w którym mieszkaliśmy dziś.

- Dodris Weck. Nie znam nikogo takiego. To napewno nie elf.

- To jest elf. I nawet go znam. To jest koleżanka z uczelnii...

- Coś tak zamilkł?

MacDudekusowi przypomniała się postać Dodris. Postać elfki, kiedyś przez niego pożądana. Zastanawiał się, czy będzie miał okazję ją spotkać. Po obejrzeniu wszystkich tych bardziej i mniej interesujących dzieł, skierowali się do parku, aby odpocząć i wymyślić co jeszcze będą robić tego dnia.
- Można pójść na ten wykład. Może będzie ciekawy.

- Dobry pomysł. Marcciusu, czy ty kiedyś spałeś z kobietą?

- Ooo! I to ile razy...

- Ale czy spałeś, ponieważ ją kochałeś?

- Mówiłem Ci o Eliss? Piękna elfka. Mieszka w tym mieście. Dzięki niej całkowicie się zmieniłem. Przyrzekłem, że już nigdy nie pojadę na wojnę.

- Wielkie poświęcenie.

- Może ją odwiedzimy?

Przyjaciele udali się przed siebie mijając kolorowe uczelnie. W pewnym momencie MacDudekusowi ukazała się znajoma sylwetka. Sylwetka, która przypominała mu uczelnie. Sylwetka elfki, która była niegdyś przez niego pożądana.
- Dodris?

- MacDudekus! Jak długo się nie widzieliśmy! Nie spodziewałam się krasnoluda w stolicy wiedzy i nauki.

- Każdy się zmienia. Widziałem Twoją wystawę. Doprawdy bardzo mi się spodobała.

- A kim jest ten przystojny elf?

- A to jest Marccius. Mój kompan, z którym podróżujępo świecie.

- Może wstąpicie do mnie?

- To dla nas zaszczyt.

Zmienili swoją drogę, na rzecz wizyty u Dodriss. Na miejscu zostali poczęstowani wyśmienitym napojem elfów, wyśmienicie przygotowanym przez Dodriss.
Nagle Marccius zauważył niewielkie zwierzę panoszące się pod nogami. Przywołał go do nogi i pogłaskał. MacDudekus bardzo się zdziwił, biorąc pod uwagę, że Marccius kiedyś tępił te miłe istoty.
- Przyjaciel zwierząt się znalazł. Co chcesz z nim zrobić Marcciusu?

- Nic dlaczego pytasz?

- Pamiętam jak kiedyś dość negatywnie postępowałeś wobec psów.

- Ty w to uwierzyłeś. Naiwny jesteś. Prawda, że nie lubię złych psów, ale nigdy bym żadnego nie skrzywidzł. W końcu jestem elfem.

Po cudownym podwieczorku i pożegnaniu się z Dodris, skierowali się do parku wykładowego.
Gdy doszli spotkali Annę. Usiedli koło niej na pięknej, bardzo wygodnej, drewnianej ławie.
- Miło was znowu widzieć!

- Nam również.

Wtedy wyszedł sławny Nistradamm. Był to człowiek wysoki, prawie łysy, ubrany, jak przystało na wykładowcę.
- Witajcie uczniowie! Nie wiedziałem, że tyle osób pragnie dowiedzieć się coś o przyszłości.

Otóż miałem proroczy sen. W najbliższej przyszłości czeka nas wielka niewola, która zostanie zgładzona przez wielkiego władcę z podziemi. Tyle widziałem odnośnie bliższej przyszłości. Jednak najciekawsza i najstraszniejsza jest ta dalsza przyszłość. Otóż wszystkie elfy i krasnoludy wyginą. Na świecie zostaną tylko ludzie, którzy będą żyć w szklanych wieżach.
Będą podróżować wozami bez koni, a ogień umiesczą w dziwnych sznurach.
Przyszłość jest straszna. Ludzie będą się przez wieki zabijać walcząc o ziemię i pożywienie.
Będą niszczyć lasy, zasnuwać chmurami niebo i brudzić wody górskie.
Wykład trwał, aż do zmroku. MacDudekus zaczął przypominać sobie swoje sny, w których był człowiekiem żyjącym w tym strasznym świecie. Gdy Nistradamm opóścił Park Wykładowy, MacDudekus zaczął zastanawiać się nad miejscem, w którym można by się przespać.
- Anno, czy masz wolne dwa łoża?

- Niestety mam tylko jedno. Elf może spać ze mną.- zaśmiała się Anna.- Coś się wymyśli.

Udając się na spoczynek zauważyli piękne, a zarazem niepokojące spadające gwiazdy. Było ich mnóstwo.

Krew. Trupy. Znowu krew. Czyjaś ręka. Złamany łuk. Igril z Ghrobem biegli przed siebie depcząc po nieżywych. Nad nimi świszczały orkowe strzały.
- Gdzie jest Ethril!?

- Nie widzę go nigdzie!

Wokół nich słychać było jęki elfów. Nagle przed nimi wybuchła potężna kula ognia zrzucając elfów z muru.
- Musimy go znaleźć!

Orkowe dochodzą do murów. Słychać bębny. Bębny oznaczające klęske. Na murach pokazują się drabiny, których nie ma kto odpychać. Słychać miarowe uderzenia drewnianego bala w wrota.
Twierdza Raumirria przegrywa. Wrota zostały zniszczone. Do zamku wbiegają hordy orków wybijając niedobitki. Słychać radosne wrzaski. Wrzaski zwyciestwa i klęski.

- MacDudekusie wstawaj!

- Raumirria jest atakowana!

- MacDudekusie!

- Co się dzieje?

- Jesteś u Anny. Chodź na śniadanie.

Anna umiała trafić nawet w kulinarne gusty krasnoluda. Wszystkie smakołyki zniknęły ze stoły w niecałe piętnaście minut. Głownie za sprawą MacDudekusa. Po skończonym posiłku przyjaciele zaczęli rozmawiać o tym gdzie by się udać. Postanowili wrócić do Vergravii. Anna chojnie obdarowała ich pieniędzmi potrzebnymi do normalnego życia. Pieniądze, które dostali wystarczały im na życie i to jakie życie.
- Teraz jednak postępujmy racjonalnie.- powiedział Marccius.

Gdy opuścili chatkę, Marccius chiciał odwiedzić jeszcze jedno miejsce. To, którego nie udało się odwiedzić dnia poprzedniego.
- To ja Marccius.

- Marccius! Myślałam, że Cię nigdy nie zobaczę!

- Niestety muszę jechać z moim przyjacielem.

- Proszę zostań ze mną. Zostań w Herei. Proszę Cię.

- MacDudekusie. Wybacz, ale musisz sam jechać do Vergravii. Moja przyszłość jest tu.

Żaden z nich nie wiedział, że właśnie w tym mieście zmieni się życie Marcciusa.


Jesteś na stronie 1. Następna
1 2 3 4