Odwieczna Walka
1 2 3 4 | ||
Poprzednia | Jesteś na stronie 4. |
U stóp Wieży Czarodziejki
czyli o tym, że nie wszystko złoto dla człeka miłe
Słońce stało w zenicie, kiedy stanęliśmy u stóp wzgórza, na szczycie którego widniała Wieża Czarodziejki.
- Dlaczego właściwie narażasz się, by uwolnić nas od czarów? - zapytałem rycerza.
- Właśnie dlatego, żeby uwolnić was od czarów. Jestem Bojownikiem Walki o Równouprawnienie Mężczyzn - zażartował rycerz. - Dzięki za doprowadzenie do wzgórza. Teraz sam dam sobie radę. Miejmy nadzieję...
- Pójdę z tobą.
- Lepiej zostań w miasteczku. Kobiety potrafią być niebezpieczne, ale kobiety parające się magią nie potrafią być bezpieczne.
- Cóż za sarkastyczne poczucie humoru. Mimo wszystko chcę ci towarzyszyć.
- Jak sobie życzysz. Wygląda na to, że czarodziejka nie lubi mężczyzn, więc zejdziemy teraz z drogi wiodącej na szczyt wzgórza i zajdziemy wieżę od tyłu.
- A jak dostaniemy się do środka?
- Pomyślimy o tym na szczycie.
Wzgórze było strome, dlatego wchodzenie pod górę od najmniej nadającej się do tego strony i przy oślepiającym słońcu wykończyło nas totalnie. Po drodze na szczyt spłynęły z nas litry potu. Szczególnie z rycerza, który taszczył ze sobą miecz i odziany był w lekką zbroję...
Kiedy w końcu dotarliśmy pod mury wieży, rycerz jął sprawdzać jak bogaty wachlarz możliwości mamy, jeśli chodzi o niezauważone dostanie się do środka. Element zaskoczenia miał nam pomóc w przekonaniu czarodziejki do zdjęcia czaru... Nagle tknęła mnie dziwnie niepokojąca myśl.
- Rycerzu... Jeśli nawet uda nam się dojść do komnaty czarodziejki i zagrozić odebraniem jej życia, skąd będziemy wiedzieli czy naprawdę zdjęła czar i czy go powtórnie nie rzuci?
- Dobre pytanie. Bo z kobietami nigdy nie wie, oj nie wie się... - zanucił rycerz.
- No właśnie.
- Spokojnie... Myślę, że zabicie czarodziejki powinno wystarczyć i przerwać działanie rzuconych przez nią czarów.
- Więc chcesz ją... zabić? Kobietę?
- Jeśli uznam to za konieczność.
Rycerz wpatrzył się w pewien punkt wieży, po czym wyciągnął linę zakończoną hakiem i rzucił ją w górę. Odbiła się od ściany wieży i spadła na ziemię.
- Cholera... Widzisz tamto okienko? - wskazał ręką wąski otwór umieszczony w połowie wysokości wieży.
- Widzę... ale czy my się przez to przeciśniemy?
- Nie marudź, tylko spróbuj trafić tam hakiem.
Zamachnąłem się i hak poszybował w górę... po czym odbił się od ściany kilka metrów pod oknem i spadł na ziemię wraz z odłamkami kamienia. Czynność tę powtórzyłem kilka razy (uważając przy tym żeby spadające żelazo nie zakończyło przypadkiem mojego lub rycerza żywota). Kiedy znów miałem się zamachnąć, usłyszałem coś... jakby metaliczne szuranie. Zza rogu wieży wyszedł... nigdy nie widziałem czegoś podobnego... złoty golem! Rycerz momentalnie zerwał się z ziemi, wyciągnął miecz i zamachnął się z całej siły celując w złotą tętnicę golema... Wyszczerbił sobie miecz.
Pozostawało tylko jedno - ucieczka. Golem, jak się wydawało, nie potrafił biegać a tylko kroczyć, nie mógł więc nas dogonić. Obiegając wieżę, dotarliśmy przed jej główną bramę. Stały przy niej dwa złote golemy... Pomyślałem, żeby zbiec ze wzgórza głównym traktem do miasteczka i szarpnąłem rycerza w tę stronę. On jednak nie chciał dać za wygraną. Przystanął, otrzepał starannie zbroję i zbliżył się do bramy.
- Prowadźcie do waszej Pani - rzekł spokojnie do pełniących straż golemów.
One zaś otworzyły wrota i poprowadziły go ze sobą... Cóż miałem robić? Po chwili zastanowienia pobiegłem za nimi.
Poprzednia | Jesteś na stronie 4. | |
1 2 3 4 |