Pętla
1 2 3 4 5 | ||
Poprzednia | Jesteś na stronie 4. | Następna |
*
- Panie, byli dziś, ale nic od nich nie mogłem wyciągnąć, a między sobą też nie rozmawiali na ten temat.
Energia wokół kamienia widocznie zgęstniała i zaczął formować się z niej płomień, a w nim zarys ust, oczu i nosa. Usta wykrzywiły się w niezadowoleniu.
- Ostatnio jesteś bezużyteczny!
- Wybacz Panie!
Człowiek padł na kolana.
- Obawiam się, że zaczęli coś podejrzewać Panie.
- To przez twoje nieudolne próby błaźnie! Zmuszasz mnie abym znów cię ukarał, tym razem ostatecznie!
Człowiek skulił się na podłodze ukrywając głowę w ramionach.
- Wybacz Panie to nie moja wina, że poradzili sobie w Górach Szarych. Ja tylko wykonywałem twoje, Panie rozkazy. - mamrotał piskliwie.
Twarz w płomieniu znikła, ogień urósł i uformował rozszczepiony na trzy odnogi bicz, który spadł z trzaskiem na plecy skulonego człowieka. Rozległ się jęk, płacz i zawodzenie, a powietrze przesiąkło swądem spalonych włosów i skóry.
- Mam tego dosyć! Nadszedł czas rozrachunku, trzeba tylko przesłać zaproszenie!
Rozległ się histeryczny, kobiecy chichot, który przerodził się w pisk dziecka. Ogień przygasł, jakby zaczął być wsysany do wnętrza kamienia. Na podłodze wciąż jęczał człowiek, gdy wszystko objął we władanie ogień.
* *
- Jesteś pewien, że to karczmarz?
- Tak - odparł posępnie Emar
- Ale to przecież zwykły człowiek.
- Najstraszniejszymi potworami najczęściej są zwykli ludzie. Zauważyłeś przecież sam, że zawsze nas wypytuje, i to właśnie dzięki niemu udaliśmy się w Góry Szare.
- Właśnie! Dzięki niemu...
- ...wpadliśmy w pułapkę!
Nastała chwila ciszy i namysłu w której Anhor i Emar patrzyli sobie w oczy.
- Masz rację, to była pułapka - przyznał Anhor - ale dlaczego dziś nic nie zrobiliśmy?
- To nie jest zwykły szpieg, ma blokady myślowe sprytnie zawoalowane wspomnieniami, on nie mógł sam tego zrobić, ale może nas doprowadzić do tego który to potrafi!
- Dlatego jedziemy teraz jego śladami.
Anhor zobaczył uśmiech w oczach przyjaciela. Podczas pięciu lat wspólnych podróży i potyczek nauczył się rozpoznawać nastroje swego towarzysza po oczach, gdyż jego twarz - maska była zawsze nieruchoma. Uśmiechnął się także.
W powietrzu unosił się zapach dymu i spalenizny. Na południowym skraju zrębu dogasały zgliszcza chaty drwala. Popiół był jeszcze gorący i gdzieniegdzie jarzyły się jeszcze niedopalone szczapy. Obok osmolonego kamiennego komina leżało coś skulonego. Anhor wyciągnął miecz z pochwy i ostrożnie przewrócił zwęglone szczątki.
- To ten karczmarz!
Przyjrzeli się dokładnie trupowi. Wyglądał w miarę dobrze, biorąc pod uwagę, że wszystko wokół doszczętnie spłonęło. Emar zaczął gorączkowo wertować resztki szaty karczmarza. Przewrócił trupa na brzuch, gdy dotknął koszuli a ta rozleciała się i odsłoniła plecy na których wypalona była droga, miejsce i znak Fire. Mapa wyryła się błyskawicznie w ich pamięci a potem zmieniła się w pył wraz z ciałem.
- To kolejna pułapka! - stwierdził Anhor
- Nie, to zaproszenie! - sprostował Emar
Wsiedli na konie i już mieli odjeżdżać, Emar zeskoczył z rumaka i zaczął szukać w popiele, gdzie rozsypało się ciało karczmarza.
- Czegoś brakuje, brakuje...- bełkotał
- Daj spokój, po prostu nie miał żadnego kamienia, nie wszyscy jego słudzy mieli.
- On musiał mieć! - zaryczał
Anhor zsiadł także z konia i zaczął pomagać towarzyszowi.
- Przecież sam nie wiesz dlaczego je zabierasz.
Emar uniósł głowę.
- Nie wiem jeszcze do czego, ale czuję, że będą potrzebne!
Młodzieniec podniósł mały, szary kamyk wyglądający jak otoczak ze strumienia i już miał go odrzucić, gdy rycerz chwycił go za dłoń.
- To TEN!
Poprzednia | Jesteś na stronie 4. | Następna |
1 2 3 4 5 |